Teren po horyzont (poznawczy)
Transkrypt
Teren po horyzont (poznawczy)
dr hab., prof. UW Barbara Fatyga Ośrodek Badań Młodzieży ISNS UW TEREN: PO HORYZONT (POZNAWCZY). Claude'owi Lévi-Straussowi w 100-lecie urodzin. Wstępne definicje i trudności Tekst ten piszę w dużym pośpiechu, albowiem ścigają mnie, by tak rzec, wyniki i terminy kolejnego zrealizowanego badania. Na pewno nie oddaje on wagi zagadnienia, ani nawet tego co mogłabym mieć do powiedzenia. To tylko kilka uwag i nierozwiniętych sugestii, które dokładniej będę się starała przedstawić w obszerniejszej publikacji1. Jak wielu innych ludzi kiedy mam napisać o jakimś pojęciu w pierwszym odruchu sprawdzam je w sieci: termin "teren" wyszukiwarka Google odnalazła na 25.600.000 stron w 0,34 sekundy. Większość tego materiału to, jak zwykle, odniesienia przypadkowe. Na ogół sprawdzam też słowniki, encyklopedie i podręczniki. No, ale mam opowiedzieć o moim rozumieniu terenu, a nie streszczać cudze mądrości. I tu pojawia się pierwsza konfuzja: jak w krótkim artykule przedstawić prawie trzy dekady pracy związanej z realizacją różnych badań? Czy umiem już odpowiedzieć sobie na pytanie co je łączy? Jednak zaglądam jeszcze do ulubionego źródła inspiracji: Aleksandra Brücknera (bd:569) "Słownika etymologicznego języka polskiego". Hasło "teren" powinno się tam mieścić pomiędzy "terefere" a "terlikać" - tymczasem go nie ma. Pojawia się więc kolejna konfuzja, bo pierwsza, robocza definicja, którą można wobec tego zbudować, byłaby ufundowana na braku i wyglądałaby następująco: teren to coś pomiędzy "niemądrym" i "nonsensem" (u Brücknera też w wersji nie pozostawiającej wątpliwości - "tere bzdere") a "niepoważnym" jak "śpiew ptasząt" wiosną wywodzony. Więc zacznę inaczej: sięgając do podręcznego zasobu pamięci przechowującej przydatne etnograficzne detale. Kiedy odwiedzam Stowarzyszenie Tratwa w Olsztynie gospodarze lokują mnie zwykle w wygodnym i gemütlich pensjonacie pod Zamkiem. Wysoki hall, ze starą boazerią i belkowaniami, obiega pod sufitem niemiecki napis wykonany w drewnie szwabachą, (cytuję z pamięci, więc raczej odtworzę sens niż dokładną formułę): "Na wschód i na zachód, na północ i południe, jak sięgam okiem, rozciąga się moja piękna Ojczyzna" (mowa oczywiście o Heimacie). Takim właśnie Heimatem badacza w naukach społecznych, a w szczególności w antropologii, jest, moim zdaniem, teren. Badacz "sięga 1 Przygotowuję od pewnego czasu książkę właśnie na temat prowadzenia badań. okiem" zawsze gdy je otwiera, więc teren jest par excellence kategorią naoczną i sytuacyjną; wyznaczoną przez horyzont spojrzenia tu i teraz . A zatem to spojrzenie sytuuje w umyśle badacza jego teren. Nadaje mu także antropologicznie konieczne współrzędne czasu i przestrzeni. Przywołana formuła nasuwa jeszcze jedno ważne skojarzenie: w tak rozumianym terenie badacz jest zawsze "u siebie". Tradycyjnie jednak rozumie się teren przede wszystkim jako pierwotnie obce i na ogół mniej lub bardziej odległe terytorium. Pobyt "tam" nieodwracalnie wykorzenia z bycia (i jak wiadomo - pisania) "tutaj" oraz odwrotnie - pobyt "tutaj" skutkuje tęsknotą do bycia "tam" (Geertz 1989). Tymczasem przytoczona wyżej formuła mówi o świecie swojskim, obejmowanym codziennym rzutem oka z progu siedziby i z każdego punktu, w którym mieszkaniec tego świata (lub przemierzający go wędrowiec2) się znajduje. W oryginalnej sytuacji aby odczytać napis trzeba się odwrócić, zakreślając spojrzeniem półokrąg. Zakodowano tu mądrą mnemotechnikę: poznając jego treść zarazem ciałem doświadczam wyrażonej w nim ideii. To, co napisałam, w szczególności dotyczy antropologa współczesności. Człowiek patrzący na swą "ojczyznę" pozostaje integralny, a nie rozdarty między "tu" i "tam". Dlatego potrafi codziennie ją przeżywać i cieszyć się jej pięknem. Dba o nią i jej dogląda. (W taki oto sposób można się uporać z problemami etycznymi). Zaś by to czynić dobrze - musi ją poznać. A więc ją bada. Tu polszczyzna raczej przeszkadza niż pomaga w przekazaniu myśli: Brückner słowo "badać" wywodzi od bóść, przebijać (op.cit.:33). W tym wypadku: niszczyć przez poznanie. Faktem jest, iż uczeni badacze tak właśnie czynią, niektórzy z premedytacją, inni tylko mają tego świadomość. Jak pisze o teorii nieoznaczoności Andrzej Kajeten Wróblewski we wstępie do esejów Wernera Heisenberga: "Jeżeli chcemy np. wyznaczyć położenie elektronu to musimy go oświetlić. Aby zmniejszyć niedokładność (...) musimy użyć <światła> o bardzo małej długości fali, z zakresu promieniowania rentgenowskiego. A to promieniowanie oddziaływuje na elektron zmieniając jego prędkość i pęd, tak że w efekcie znamy je bardzo niedokładnie" (Wróblewski 1979:7-8). Sam Heisenberg w pewnym miejscu przytacza legendę o Galileuszu upuszczającym kamienie z krzywej wieży w Pizie, aby badać prawo spadania (Heisenberg 1979: 204). "Kamienistycznie" (w analogii do "humanistycznie") nastawiony badacz rzekłby w tym momencie: teoria grawitacji jest OK, ale co z kamieniami? Czy bardzo się potłukły? Humanistyka w ogóle, a historia antropologii w szczególności pełna jest opowieści i dyskusji na podobne tematy. Jak pisał Vine Deloria słusznie "cięty" na antropologiczne plemię: "Podstawowa teza antropologa mówi, że ludzie są obiektami obserwacji. Ludzie stają się więc przedmiotami eksperymentu, manipulacji i ewentualnego zniszczenia" (Deloria 1969:6) 2 "Wędrowiec" to moim zdaniem figura równie dobrze osadzona w świecie-ojczyźnie, jak "mieszkaniec" tylko - ze swej natury - bardziej mobilna. Iż tradycyjnie rozumiany teren jest dla antropologii ważny przyznają nawet ci uczeni, którzy zapisali się w historii tej nauki bardziej jako twórcy teorii niż empirycy. Nawet Claude Lévi-Strauss stwierdza stanowczo, omawiając kwestię kształcenia personelu nauczającego dla antropologii (Lévi-Strauss 1970:475): "Niezależnie od posiadanych tytułów uniwersyteckich uprawniających do nauczania (...) nikt nie powinien nauczać antropologii, jeśli nie przeprowadził przynajmniej jednego poważnego badania w terenie" (sic!). Po przypomnieniu przykładów słynnych "gabinetowych" antropologów (Jamesa Frasera i Luciena Lévy-Bruhla, do których właściwie - gdyby wyłączyć wyprawę do Brazylii i "Smutek tropików" - sam powinien także być zaliczony), cytowany autor podkreśla z mocą: "Ale nauczanie antropologii winno być zastrzeżone tylko dla świadków" (ibidem; podkreśl. CLS). Do niektórych z poruszonych tu wątków powrócę jeszcze w dalszej części i pod koniec niniejszego artykułu. Prawo głosu: doświadczenie i identyfikacja Skoro mam dokładniej opowiedzieć jak sama rozumiem termin teren powinnam zapewne najpierw wspomnieć o tym jakiego rodzaju badania zdarzało mi się realizować. ( Do uwag na temat badań także będę musiała wrócić, gdy już uda się powiedzieć czym teren dla mnie jest). Poniższy fragment ma również dostarczyć legitymizacji mojemu głosowi w sprawie. Jak dotąd prowadzone przeze mnie badania empiryczne dotyczyły zagadnień i problemów, które pokrótce charakteryzuję poniżej3. sposoby funkcjonowania środowisk naukowych To dziwne badanie, bowiem - prawdę powiedziawszy - prowadzę je mniej więcej od 3 roku życia do dzisiaj. Główną metodą w nim stosowaną jest obserwacja: najpierw moich rodziców (przyrodników) i ich znajomych z pracy, potem kolejnych środowisk uczelnianych i naukowych, z którymi się stykałam i stykam. Zapis tych obserwacji w większości trzymam "w głowie", jak dotąd napisałam na ten temat tylko kilka tekstów; w tym pierwszy, jaki w ogóle udało mi się opublikować. Ostatnio robię też notatki na stronie internetowej. Teren nie ma tu ostrych granic, a dokładniej można by powiedzieć, iż obserwowany obiekt (uczony lub ich grupa lub środowisko) albo oznacza, albo wytwarza go wokół siebie, wszędzie gdzie się pojawia w serii charakterystycznych, typowych i nietypowych sytuacji4. (Jednostką badawczą jest więc sytuacja, a głównym przedmiotem 3 Nie dołączam tu adresów bibliograficznych bowiem zanadto obciążyłyby one ten tekst; pełny wykaz prac dotyczących przywoływanych niżej badań (publikowanych i niepublikowanych) zainteresowany Czytelnik znajdzie pod adresem internetowym w bibliografii. 4 Z dzieciństwa właśnie pamiętam zwięzłą, nieco ironiczną, definicję uczonego: jest to człowiek, którego zamyka się w pokoju pełnym książek i wypuszcza gdy jest o jedną więcej. badań interakcja i jej różnorodne efekty ). Z racji roli zawodowej "badam" tu także wszelakie dokumenty, a więc obcuję też z terenem w specyficznej postaci światów przedstawionych 5 tekstu naukowego (np. ze światem teorii). style życia w miastach polskich W ramach wielokrotnie już opisywanego projektu Andrzeja Sicińskiego, jeszcze jako studentka, badałam rodziny zamieszkujące Lubin w okresie rozwoju Zagłębia Miedziowego. Z pięcioma "moimi" rodzinami, reprezentującymi różne statusy, role zawodowe i warstwy społeczne, (od klasy robotniczej po inteligencję) kontaktowałam się regularnie, przynajmniej raz w miesiącu, przez prawie dwa lata. Stosowane w tym badaniu metody to głównie obserwacja uczestnicząca jawna, ale i ukryta oraz wielokrotne wywiady, (w tym wywiady biograficzne z głowami rodzin). Metodologia ta w latach 70. w polskiej socjologii była zdecydowanie nowatorska. Dziś pewnie można byłoby ją uznać za wczesny przykład "antropologizacji badań społecznych". Terenem, na którym fizycznie spotykałam się z osobami badanymi były ich domy, poddawane każdorazowo szczegółowym obserwacjom; terenem badań "we właściwym sensie tego terminu" było ich życie codzienne 6 w seriach, obserwowanych przez badacza i relacjonowanych przez badanych, sytuacji. Wreszcie terenem, na którym przebiegała praca analityczna i interpretacyjna były światy udokumentowane i przedstawione w zebranym materiale, poddawane później różnorodnym analizom. wieś polska (i trochę słowacka) Badałam je wielokrotnie, stosując obserwację uczestniczącą, ankiety audytoryjne, robiąc wywiady, analizując zebrany materiał ikoniczny a także różne typy innych dokumentów, ale przede wszystkim pracując na zbiorach tekstów (pamiętnikach i dziennikach polskich chłopów). W tym wypadku definicja terenu, a właściwie terenów, jest znacznie bardziej skomplikowana: od geograficznej przestrzeni wsi, przez jej obrazy (np. na fotografii), punkty spotkań z badanymi (np. w szkole, w miejscowej karczmie, pod remizą, itp.), do światów przedstawionych w tekstach bądź wytworzonych na użytek badań, bądź powstałych z innych powodów (np. na konkurs pamiętnikarski). Warto zaznaczyć, że w tych 5 właśnie badaniach po raz pierwszy zaczęłam używać koncepcji świata O szczególnie dla mnie tutaj ważnej Ingardenowskiej koncepcji świata przedstawionego piszę w dalszej części niniejszego artykułu. 6 Kategoria ta do końca pozostała o tyle nieprecyzyjna, iż obejmowała (zgodnie z deklaracjami szefa projektu - por. Siciński 1988:11) również sytuacje odświętne oraz, w gruncie rzeczy, także niezwykłe - poza rutyną codzienności (wbrew jego deklaracjom). Sam Siciński podsumowując te badania zwrócił uwagę na ich statyczny charakter uniemożliwiający dostrzeżenie szykującej się pod koniec lat 70. rewolty społecznej, (Siciński 1980). przedstawionego w tekście, bazując na koncepcji warstwowej budowy dzieła literackiego Romana Ingardena (Ingarden 1988). Co zabawne, głównie po to by oddzielić wykonywane przez siebie analizy formalnych cech badanych tekstów od analiz "socjologicznych", którymi zajmowała się Jadwiga Siemaszko - współautorka naszych pierwszych badań tego typu. Ona "poruszała się" w świecie badanych przez nas pamiętników tak, jak socjolog w realnym terenie. Ja docierałam do tego świata przez cechy językowego przekazu. Potem okazało się, że problem jest bardziej złożony niż początkowo sądziłam - por. niżej. subkultury młodzieżowe Metodologia7 tego wieloletniego projektu również nie była jednolita: metody zbierania danych obejmowały bowiem obserwację jawną i ukrytą, analizy przekazów medialnych, w tym - co istotne - fanzinów i później stron internetowych. Głównym narzędziem był w tym wypadku narracyjny wywiad biograficzny (wg z lekka przeze mnie zmodyfikowanych metodologii Fritza Schützego i Anzelma Straussa). W okresie prowadzenia tych właśnie badań starałam się tworzyć i rozwijać własne metody i techniki analizy danych oraz modyfikować i udoskonalać techniki proponowane przez innych badaczy. W ten sposób wypracowałam, wraz z zespołami, które mi pomagały, własną metodologię obejmującą szereg metod badania tekstów, z których najważniejsze to: - inwentarz JA-MY-ONI będący "wariacją na temat" Twenty Statement Test; - uzupełniająca go metoda Mapa Ich Świata (modyfikacja Mapy Mojego Świata Antoniny Guryckiej oraz techniki tworzenia socjogramu); - inwentarze JA - ŚWIAT (a dokładniej biorąc - za każdym razem relacja JA z określoną warstwą rzeczywistości); - metoda pola semantycznego; w wersji Regine Robin uzupełnionej przez technikę budowania definicji Marka Kłosińskiego, do której dodałam m.in. technikę mierzenia temperatur emocjonalnych w polu; - czy wreszcie uzupełniające się metody budowy Piramidy Metafor - oparte głównie na konceptach teoretycznych George'a Lakoffa i Marka Johnsona oraz Paula Ricouera. Terenem tych badań były więc znów zarówno przestrzenie realne (miasto i wieś, ulice, mniej lub bardziej przypadkowe sale koncertowe czy rozmaite miejsca spotkań), ale także światy przedstawione w tekstach fanzinów, w oficjalnych mediach czy też w narracyjnych wywiadach biograficznych. W okresie intensywnego prowadzenia badań tekstowych utwierdziłam się w przekonaniu, że tzw. formalne analizy cech tekstów (wykonywane starannie np. wskazanymi wyżej metodami) pozwalają głęboko wejrzeć w istotę (by nie rzec - strukturę) ich światów przedstawionych. Nasuwa się tu jako 7 Jak Czytelnik być może zauważył konsekwentnie używam tu silnego terminu "metodologia" o powodach tej decyzji piszę nieco dalej. konsekwencja myśl Edmunda Leacha, który odróżniał rekonstrukcję "modelu tubylczego" danej kultury od modelu zawierającego ostateczne generalizacje badacza (Leach 1989). Zarazem uznałam, że - przynajmniej dla mnie - teren tekstu jest równie fascynującym (a nawet bardziej fascynującym) obszarem badań niż teren rozumiany fizycznie lub realnie geograficznie. badania młodzieży Znaczna część mojego dorobku badawczego dotyczy różnorodnych badań młodzieży i jej otoczenia społecznego realizowanych najczęściej na zamówienie instytucji i organizacji. Z grubsza rzecz biorąc dzielą się one na tzw. badania ilościowe oraz jakościowe. Niekiedy udawało mi się namówić zamawiających by realizować zarówno jedne jak i drugie w ramach tego samego projektu. W tych badaniach splatały się właściwie wszystkie moje naukowe zainteresowania: od stylów życia po teorię kultury; od metodologii po zasady interpretacji konkretnych danych. Metody, które wykorzystywałam, opierały się głównie albo na wywiadach kwestionariuszowych (najczęściej na tzw. ankiecie audytoryjnej w szkole), albo na wywiadach narracyjnych (zarówno w wersji biograficznej, jak i tematycznej), ale ponadto także i w tym obszarze badawczym zdarzało mi się stosować obserwacje, zbieranie i analizę dokumentów, analizy przekazów ikonicznych oraz pewne inne niestandardowe techniki zbierania danych, np. podczas specyficznie przeprowadzanych pilotaży, w trakcie prowadzenia projektów dla młodzieży lub podczas badań ewaluacyjnych. Tu także miałam do czynienia z różnymi rozumieniami pojęcia teren i badania terenowe. Od realnych przestrzeni do światów przedstawionych w komunikatach słownych lub ikonicznych. Przykładem tradycyjnego rozumienia treści terminu teren w tych badaniach może być jedna z instrukcji dla realizatorów. Prosiliśmy tam by wyprawiając się na rubieże cywilizacji białego człowieka (czyli mówiąc prościej - do szkół różnych typów) zwrócić uwagę przykładowo na takie sprawy: - jak wyglądają różne przestrzenie szkolne i co się w nich dzieje (klasy, korytarze, szatnie, sale gimnastyczne, pokój nauczycielski, dyrekcyjny, sekretariat, pokój psychologa/pedagoga szkolnego, portiernie, kanciapy i zakamarki, toalety - badacze musieli być różnopłciowi by zajrzeć do damskich i męskich) w trakcie lekcji i po ich zakończeniu oraz w czasie przerw; - jak wygląda budynek szkoły (graffiti, śmieci, zieleń - stopień zdeptania, itd.); - jak wygląda otoczenie szkoły (boisko, krzaki, czy i ile jest tam szkła, petów, może sreberka albo - nie daj Boże - strzykawki, fifki czy też prezerwatywy); - jak się ubierają, mówią, zachowują uczniowie i pozostały personel szkolny, gdzie idą po szkole (prosto do domu, do parku, na ławki, pod trzepak, do knajpy, na zakupy), itd. badanie przekazów ikonicznych Wreszcie ostatnimi czasy, gdy doszłam do wniosku, iż w zasadzie całkiem już nieźle radzę sobie z badaniem tradycyjnych tekstów mówionych, pisanych i stanowiących hybrydalne formy tych obu, postanowiłam więcej uwagi poświęcić systematycznej pracy nad metodologią badania obrazów. Podobnie jak w okresie poszukiwań metod dotarcia do tekstu tym razem także kładę nacisk przede wszystkim na kwestie i analizy formalne; na docieranie do istoty obrazu przez badanie jego cech. Zaczęłam od testowania pomysłów metodologicznych na przykładzie współczesnego, aczkolwiek figuratywnego malarstwa. Przynosi to czasami rezultaty takie jak np. w anonimowej recenzji pierwszego poważniejszego artykułu, który napisałam na ten temat. Recenzent stwierdza - równie moim zdaniem - niesłusznie, co autorytatywnie: "Autorka na wstępie próbuje odwrócić socjologizujący i instrumentalizujący sposób widzenia problematyki ikonicznej i w centrum postawić samo dzieło. Jest to oczywiście niemożliwe (zresztą odrzucenie socjologizującego punktu widzenia w czasopiśmie socjologicznym musi brzmieć dość prowokująco) o czym (chyba "z czego" - BF) również Autorka w pewien sposób zdaje sobie sprawę w podrozdziale o <bezradności zachwytu>. Cała zresztą analiza i teoretyczne przygotowanie do niej świadczą o tym, że wpierw jest badacz i metodologia a potem dopiero dzieło". Jak widać, niektórym łatwo w "nowej nauce" o wizualności odrzucić nie tylko dorobek własnej dyscypliny (mam tu na myśli symboliczny interakcjonizm ), ale i dorobek dyscyplin zajmujących się tą problematyką od wieków. Sama uważam, iż to głównie z estetyki, historii i teorii sztuki powinniśmy czerpać gdy zabieramy się do analizowania przekazów ikonicznych. A tam tradycja "ustawiania w centrum" właśnie dzieła jest długa i ważna. Nawet gdy w rezultacie musimy tę tradycję modyfikować, weryfikować czy odrzucać nie można się od niej - według mnie - łatwo odwracać. Zresztą, gwoli prawdzie trzeba powiedzieć, iż gros pracy badawczej w wypadku tej problematyki wykonują na razie moi magistranci, których coraz liczniejsze grupy co roku koncentrują się na metodologii badania komunikatów ikonicznych. Powstało i powstaje już w ten sposób kilkadziesiąt prac magisterskich wypracowujących zarówno wspólne dla nas wszystkich ogólne podejście, jak i konkretne techniki badawcze dotyczące zbierania i przede wszystkim - analizy materiału. Najczęstszym obiektem badań są tu "oczywiście" fotografia w różnych swych odmianach i funkcjach oraz ikonografia znajdowana w internecie. Parę przykładów: na analizach fotografii zamieszczanych w fotoblogach oparły swe prace Wiktoria Mockałło, która przeanalizowała także przedwojenny album rodzinny by zrekonstruować ten element świata przedstawionego na zdjęciach, jakim są ludzie (ich autoprezentacje) i Marta Nasiadek, która nie tylko pokazała czemu służy fotografowanie własnego ciała przez nastolatki, ale potrafiła też wysnuć z tego interesujące wnioski na temat kontroli społecznej. Co ciekawe, mamy w tym zbiorze także pracę Anny Krakowskiej poświęconą zdjęciom robionym z ekranu postaciom i sytuacjom w grach sieciowych. Przepiękne fotografie wytwarzane na potrzeby badań jako sposób dokumentowania materiału badawczego wykorzystali w swoich pracach m.in. Mirosław Kaczmarek, piszący o przestrzeniach poprzemysłowych i Adam Burakowski w monografii Placu 3 Krzyży. Religijne gadżety na straganach w miejscach pielgrzymkowych fotografowała Anna Wiśniewska w pracy o świeckim kulcie JPII. Jako mnemonicznego narzędzia do wywoływania narracji używa własnoręcznie zrobionych zdjęć Michał Gołaszewski w pracy o Żoliborzu. Fotografię artystyczną zawierającą motyw ludzi i zwierząt badała Paulina Jędrzejewska. Wizerunki śmierci w fotografiach mody, jak się zresztą okazało niezwykle banalne, mimo iż wykonane przez znanych i cenionych fotografów oraz "wysokiego poziomu" pism je zamieszczających przebadał Jakub Świetlik. Maria Wierzbicka przeprowadziła ciekawą analizę motywów ikonicznych porównując przedstawienia fryzjerów we współczesnych czaopismach z klasycznym malarstwem itp., itd. identyfikacja Punktem odniesienia dla definiowania terenu powinna być "paradygmatyczna" identyfikacja badacza. Czuję się empirykiem, który - jeśli tworzy teorię to od szczegółu do ogółu, a więc generalnie posługuje się dyrektywą indukcyjną. Jednocześnie od przedstawicieli tzw. paradygmatu interpretatywnego nauczyłam się m.in. by nie zabijać przedmiotu badań kafarem teoretycznych w swej istocie przedsądów. Wyraża się to w uogólnionym zaufaniu do sensowności badanych światów i w przekonaniu, że jeśli się włoży dostatecznie dużo starannej i dokładnej pracy w konkretne dociekania to osiągnie się poczucie zrozumienia problemu. Chociaż z drugiej strony jestem także pewna, iż badacz musi stale dialogować z teorią, tzn. przed wejściem w każdy teren - w fazie projektowania badań; w trakcie pobytu tam - gdy natyka się na rzeczy, których nie rozumie i/lub nie zna oraz po wyjściu - gdy zastanawia się nad metodami ujawnienia sensu zebranego materiału. Dlatego właśnie konsekwentnie pisałam wyżej o metodologii a nie metodyce badań. Ponadto do wyznania mej wiary należy stwierdzenie, że najbardziej interesuje mnie to jak jest zbudowany świat kultury, a mniej - ile czego w nim jest. Prowadząc często badania o charakterze eksploracyjnym w rzeczywistości, która wydaje się większości bezproblemowa, stale staram się pilnować zasady jawności warsztatu, która pozwala ograniczać uroszczenia tzw. wiedzy uprzedniej, w tym także potocznej, podręcznej, stereotypowej wiedzy uczestników świata życia codziennego. Wreszcie bliskie jest mi podejście, które opisał Claude Lévi-Strauss, jako "myśl nieoswojoną" (Lévi-Strauss 1969). W związku z tym moja postawa jako badacza jest bardziej postawą uważnego i systematyzującego swe obserwacje tubylca, dokonującego dosyć przypadkowych odkryć niż spekulatywnego wynalazcy problemów. Jako taki tubylec zakładam: - "przyczynowość ogólną i integralną" czyli, iż rzeczywistość kulturalna jest zawsze jakoś uporządkowana; - potrzebę "metodycznej obserwacji"; - konieczność stawiania "śmiałych hipotez, sprawdzanych, w celu odrzucenia lub wykazania prawdziwości przy pomocy niestrudzenie ponawianych doświadczeń" (op.cit.:26-27). Zarazem mogę także określić się jako niekonsekwentny Lévistraussowski bricoleur na polu metody. Tzn. potrafię wykonać "różne zadania", ale jestem uzależniona od "surowców i narzędzi obmyślanych i zdobywanych na miarę danego projektu" i posługuję się "tym co mam pod ręką" (a także tym, co mi wpadnie do głowy). Wreszcie nie tyle "czekam na nową wiadomość" od zebranego materiału, ile aktywnie jej poszukuję (Op.cit.:32, 36). "Być tam" - ale gdzie, kiedy, po co i w jaki sposób? Po tym krótkim przeglądzie dającym już, jak mniemam, wstępne pojęcie o terenach, po których się poruszałam oraz po przedstawionym wyżej "strzelistym akcie" metodologicznej wiary mogę pokusić się o zdefiniowanie czym jest dla mnie teren badań. Jeszcze raz na chwilę wrócę do klasyki. Tradycyjnie antropologowie myślą o terenie, jak to zostało powiedziane wyżej, już od razu wziętym w nawias, wyłączonym. Ex definitione pozostającym "za granicą", którą sami często dodatkowo rozbudowują i wzmacniają. Spośród współczesnych antropologów przykładowo Nigel Barley (1997) w taki właśnie tradycyjny sposób wypełnia formułę, którą najtrafniej i chyba najkrócej wyraził Geertz. Barley opisuje zatem szeroko swój stan psychiczny, swe potrzeby, problemy ze swym statusem na uczelni (przypomnijmy: konieczność przeprowadzenia badania terenowego jako inicjacji do zawodu i powołania), mozolne poszukiwania "dzikiego zakątka" nie tyle jeszcze nie zbadanego (ten Guru Współczesnej Afrykanistyki nie jest aż tak naiwnym antropologiem), ile raczej niedobadanego, trudności z wyjazdem a potem z akceptacją i adaptacją w terenie. Barley jest w tym zarazem uroczy i narcystyczny. Uwodzi czytelnika nawet gdy opowiada jak stwierdził przy pomocy niedyspozycji żołądkowej i kóz sąsiadki drogi rozchodzenia się wiadomości po chatach we wsi. Takich świadectw jest multum - nie będę ich obszerniej omawiać. Jak wiadomo, mają one ujawniający się coraz dobitniej rewers albo coś w rodzaju "odbitego" spojrzenia. Przykładem mogą być chociażby filipiki Vine'a Delorii przeciwko antropologom (op.cit). A teraz - po pierwsze: teren w znaczeniu ontologicznym nie jest odpowiedzią na nasze potrzeby. Istnieje niezależnie od nas. Przez samą obecność w nim jeszcze nie uzyskujemy nad nim panowania. To raczej my do niego należymy a nie on do nas. Od pewnego czasu zarówno tzw. zwykli ludzie, jak i badacze społeczni dosyć powszechnie o tym zapominają. A to się zawsze mści ("zemsta terenu" sięga od klęsk ekologicznych, poprzez katastrofy cywilizacyjne do nieudanych tekstów). Po drugie: teren w ścisłym sensie terminu jest, jak wspomniałam na początku, usytuowanym obszarem badań. (Użyłam tylko raz tego poręcznego pleonazmu). Przyjrzyjmy się jeszcze przez moment tej kwestii. Jak czas sytuuje teren? W naszej kulturze poprzez podstawowe orientacje temporalne: przeszłość daleką i bliską, teraźniejszość daleką i bliską oraz przyszłość - również daleką i bliską. Już widać, że dostęp badacza do nich nie jest możliwy w takim samym stopniu i jakości. Właściwie mamy bezpośredni dostęp tylko do teraźniejszości bliskiej (a pośredni do wszystkich pozostałych kategorii; w tym - dzięki "czasowi elektronicznych mediów" - także do teraźniejszości geograficznie odległej). Obcowanie z czasem jest, jakby się przez moment zastanowić, trudne - bowiem pojawiają się tu jeszcze np. kategorie czasu usytuowanego i nieusytuowanego (takie jak "zawsze", "nigdy", "niekiedy" itp.) i słabo usytuowanego ("pewnego razu..."). Zauważmy, iż czas jest wymiarem w pewnym sensie odrealniającym lub też dynamizującym przestrzennie rozumianą kategorię terenu ponieważ może być czasem wewnętrznym jednostki, czasem społecznym zbiorowości itd. - a każdy z nich ma swoje własne, niekoniecznie jednakowe lub tożsame rytmy. Jeśli dodamy do tego fikcyjne czasy zawarte w przekazach słownych lub ikonicznych oraz konstrukty czasu nadawcy i czasu odbiorcy to uzyskamy naprawdę skomplikowaną osnowę badanych przez antropologa światów8. Nie sądzę też by można było tę problematykę łatwo zbyć jako nieważną, widać bowiem jaką pułapką myślową może stać się skrót "teraz" w popularnej frazie "tu i teraz". Przyjrzyjmy się jeszcze przestrzeniom, które stają się terenem. Jak poucza Alfred Schütz: "Ja, będąc <tu> jestem w innej odległości od obiektu i w moim doświadczeniu typowe dla niego aspekty są inne od doświadczanych przez tych, którzy są <tam>" dodajmy, iż jest tak nawet gdy dzieje się to w bardzo bliskich odległościach. Fakt, że widzimy "to samo", podzielamy "to samo" doświadczenie w danej sytuacji i możemy się w ogóle komunikować zawdzięczamy, zdaniem autora, dwóm idealizacjom: tzw. wymienialności punktów widzenia oraz zgodności systemów istotności składającym się pospołu na tezę o generalnej o przekładalności perspektyw (Schütz 1984:147-148). Schütz opisuje - jak wiadomo - w ten sposób konstytucję świata 8 Więcej i dokładniej na ten temat - por. Fatyga, Zieliński 2006 (adres na stonie internetowej - por. bibliografia). życia codziennego - podstawową prowincję znaczenia. W tym kontekście widać szczególną wagę spojrzenia badacza, o którym tu kilkakrotnie wspominałam. A poza tym badacz powinien się upewniać i stale zastanawiać w jakiej de facto przestrzeni przebywa wraz ze swoimi informatorami czy też obiektami aktualnej obserwacji. Czasami rzeczywistość potrafi się nieźle rozjechać! Np. weźmy szkołę: dla wielu uczniów jest to teren opresji i permanentnej wojny, w której zresztą stosunkowo często zwyciężają, a dla nauczycieli to teren ich rzeczywistej i/lub urojonej władzy. Jak bardzo opis ten jest upraszczający, widać gdy sobie przypomnimy podany wyżej fragment instrukcji do obserwacji szkoły. Jeśli weźmiemy go pod uwagę, musimy zacząć myśleć o skomplikowanych przestrzeniach szkolnych, a nie o dychotomicznych podziałach wg uogólnionych punktów widzenia partnerów interakcji. Zapewne okazałoby się wtedy, iż przestrzenie te konstytuują dziesiątki innych relacji niźli tylko relacja władzy. Warto zauważyć, że przestrzeń i czas - te podstawowe zmienne czy też wymiary antropologicznego poznania i badania terenowego w szczególności nie mogą być traktowane niefrasobliwie; jako oczywistość do odfajkowania w raportach i opracowaniach badań. Są one bardzo - co pokrótce usiłowałam pokazać - problematyczne. Łatwiej przyjąć tę ideę jeśli konsekwentnie będziemy mówić o światach badanych przez antropologa, bo gdy używa się terminu teren następuje raczej gwałtowne zetknięcie z podłogą. Skoro tak, to badacz ma nad terenem badań tą i tylko tą władzę, iż go wyznacza jak pisałam wyżej - horyzontem swojego zaciekawionego spojrzenia. (Także "oczyma duszy" bo przecież potrafimy się odnaleźć również w światach, w których np. "książki rozmawiają z książkami"). Nie jest to władza mała - jeśli przypomnimy sobie cytowaną wyżej anegdotkę o definicji uczonego - bowiem daje nam, oprócz prawa do ciekawości i eksploracji także potężne prawo tworzenia interpretacji. Tworząc teksty stwarzamy światy zwykle o wiele trwalsze niż ulotne przestrzenie codzienności. Warto jednak pamiętać o tym, że nasze twory mogą być trwałe, mimo iż ich podstawy obróciły się w proch, podczas gdy ulotna codzienność ma reguły kute w spiżu. Tu i teraz wszelako interpretując dane dostajemy narzędzie omnipotentnej przemocy symbolicznej, współcześnie może nawet ważniejsze dla kształtowania światopoglądów niż mają artyści. Po trzecie: wobec tego wszystkiego co dotąd napisałam jest już, jak sądzę, jasne, że teren jest dla mnie raczej wielowymiarową metaforą niż jednoznaczym terminem. Teren rozumiem jako zarówno terytoria realnie istniejące, jak i wszystkie światy, do których daje się dotrzeć zmysłami lub myślowo.To światy tekstowe i ikoniczne w zróżnicowanym stopniu odzwierciedlające rzeczywistość, jak i w szczególności - co oczywiste - wirtualne światy internetu, wyobrażone światy fikcji i marzeń zarówno sennych i tych na jawie, przestrzenie zapachów i emocji. (O ile "znajdę na nie paragraf" czyli metodę). Po czwarte: w terenie zawsze mamy status gościa a nie Pana i Kolonizatora. Jako badacz młodzieży chciałabym to szczególnie mocno podkreślić. Jeśli jakość naszej wizji terenu zależy od nas wtedy gdy interpretujemy jego zawartość to w sposób jeszcze bardziej fundamentalny zależy również od traktowania jego stałych mieszkańców i znajdujących się w nim rzeczy martwych. Po czwarte więc: jako gościa (na ogół nieproszonego) szczególnie mocno zobowiązują nas reguły grzeczności i uwaga poświęcona światu, do którego uzyskaliśmy dostęp. O tym pisałam w wielu innych tekstach poświęconych metodologii badań (por. bibliografia). Literatura Nigel Barley, 1997, Niewinny antropolog. Notatki z glinianej chatki, Warszawa: Prószyński i S-ka. Aleksander Brückner, bd, Słownik etymologicznego języka polskiego, Kraków: Krakowska Spółka Wydawnicza; Warszawa: M.Arct, Zakłady Wydawnicze, Sp. Akc. Vine Deloria, Custer Died For Your sins: an Indian Manifesto, New York: Macmillan; (pl. wikipedia. org/ wiki_Vine_Deloria,_Jr) Barbara Fatyga (antropologia.isns.uw.edu.pl/fatyga/publikacje) Clifford Geertz, 1989, Być tam, pisać tu, (w:) "Ameryka", nr 232. Antonina Gurycka, 1997, Typologia i funkcje obrazu świata w umyśle człowieka, Poznań: Fundacja Humaniora. Werner Heisenberg, 1979, Ponad granicami, Warszawa: PIW. Roman Ingarden, 1988, O dziele literackim, Warszawa: PWN. Marek Kłosiński, 1992, Obraz bezrobocia i bezrobotnych w polskiej prasie, (w:) "Kultura i społeczeństwo", nr 2. Krzysztof Konecki, 2000, Studia z metodologii badań jakościowych. Teoria ugruntowana, Warszawa: PWN. George Lakoff, Mark Johnson, 1988, Metafory w naszym życiu, Warszawa: PIW. Siegfried Lamnek (ed.) 1995, Qualitative Sozialforschung, Weinheim: Beltz; Psychologie Verlags Union. Edmund Leach, 1989, Kultura i komunikowanie, (w:) E.Leach, A. J.Greimas, Rytuał i narracja, Warszawa: PWN. Claude Lévi-Strauss 1969, Myśl nieoswojona, Warszawa: PWN. Claude Lévi-Strauss,1970, Antropologia strukturalna, Warszawa: PWN. Regine Robin, 1973, Histoire et Linguisique, Paris:A.Colin. Anzelm Strauss, Juliet Corbin, 1997, Grounded Theory in Practice, Thousand Oaks: Sage. Alfred Schütz, 1984, Potoczna i naukowa interpretacja ludzkiego działania, (w:) E.Mokrzycki (red.), Kryzys i schizma, Warszawa: PIW. Fritz Schütze, 1983, Biografiesvorschung und narrative interview, (in:) "Neue Praxis", nr 3. Andrzej K. Wróblewski, 1979, Słowo wstępne, (w:) W. Heisenberg, 1979, Ponad granicami, Warszawa: PIW.