Z Grzegorzem Bobrowiczem, fotografem przyrody i specjalistą od

Transkrypt

Z Grzegorzem Bobrowiczem, fotografem przyrody i specjalistą od
Cały dzień w
Z Grzegorzem Bobrowiczem, fotografem przyrody
i specjalistą od zdjęć zwierząt z ponad 30-letnim
zawodowym doświadczeniem, rozmawiamy o rynku
fotografii przyrodniczej, noszeniu M3 po lesie oraz
maskowaniu 3D.
piotr dębek
2 DIGITAL FOTO VIDEO • k wiecień 2012
zawód: fotograf
ukryciu
DFV: Niedawno ukazał się Pański album „Polska dzika przyroda” – solidny tom o wymiarach 27x33 cm,
liczący ponad 270 stron i prezentujący tyleż zdjęć.
To Pańska trzynasta publikacja książkowa, mająca
szczególną pozycję w dorobku.
Grzegorz Bobrowicz: To mój pierwszy album w pełni autorski, stanowiący formę podsumowania tego, co robiłem
do tej pory. Wcześniejsze pozycje były zorientowane na
prezentowanie pewnych obszarów, np. monografie parków krajobrazowych, a moja fotografia pełniła tam często
rolę uzupełniającą.
Na książkach przyrodniczych dobrze się zarabia?
Niezbyt. To zajęcie dla ludzi z pasją. Moją motywacją do
pracy nad tym albumem i wydania go była chęć stworzenia formy portfolio – tomu, który zbierałby mój dorobek
i stanowił podsumowanie dotychczasowych osiągnięć.
Czy można się utrzymać wyłącznie z fotografii przyrodniczej?
Jest przynajmniej kilkunastu fotografów w Polsce, którzy
tego próbują, choć... co najmniej część z nich wspomaga się
innym rodzajem dochodów, np. fotografowaniem ślubów.
Pan się wspomaga dokumentacjami przyrodniczymi...
Tak, mam jednoosobową firmę Ciconia, która dla jednostek administracji publicznej i organizacji pozarządowych wykonuje inwentaryzacje i waloryzacje przyrodnicze rezerwatów przyrody, parków krajobrazowych,
użytków ekologicznych i innych obszarów. Najchętniej
poświęciłbym się wyłącznie fotografii, ale uzyskanie
zlecenia na kilka takich dokumentacji na początku roku
daje mi świadomość, że to będzie finansowo bezpieczny
rok. Takie zlecenia mają też dodatkowe zalety – w wiele
miejsc bym się nie wybrał, do niektórych miałbym utrudniony dostęp, a tak, robiąc inwentaryzację, przy okazji
zapoznaję się z terenem, który niekiedy eksploruję potem fotograficznie.
W ten sposób też powstała część moich poprzednich
książek – wykonałem do nich zdjęcia przy okazji inwentaryzacji albo na zlecenia ze strony administracji publicznej, która potrzebowała ich do materiałów promujących
atrakcje regionu. To są publikacje nie do końca rynkowe,
bo ich opłacalność nie jest zależna od liczby sprzedanych
egzemplarzy.
Takie dynamiczne ujęcia, zwłaszcza gdy ptak błyskawicznie zbliża
się do fotografa, wymagają szybkiego autofokusu. Tutaj najlepiej
sprawdzi się profesjonalny 1D.
W pozostałych sytuacjach fotograf
preferuje Canona 5D ze względu
na lepszą jakość obrazu na wysokich czułościach oraz możliwość
uzyskania większych odbitek.
Jak wygląda dzisiaj rynek na fotografię przyrodniczą?
Jest bardzo trudny. W ciągu ostatniej dekady ceny za zdjęcia spadły przynajmniej dwukrotnie. Zdarza się, że fotografie sprzedaje się poniżej 100 zł za sztukę. Pojawiło się
wielu hobbystów, którzy tylko chcą być wydrukowani –
nie oczekują za to pieniędzy. To też przyzwyczaiło wiele
redakcji, które dziś twierdzą, że publikując zdjęcie, robią
autorowi reklamę. Przeżyć można, różnicując źródła dochodów: z albumów, ale też odczytów, prac zleconych dla
samorządów czy – jak w moim przypadku – dokumentacji przyrodniczych.
Niestety, nie ma u nas rynku na sprzedaż dużych odbitek pejzażowych czy przyrodniczych do powieszenia na
ścianę. To dobrze funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych,
ale nie w Polsce. U nas natomiast w ostatnich latach pojawiły się realizowane czy to przez gminy, czy przez organizacje pozarządowe programy na stworzenie różnego rodzaju ścieżek edukacyjnych lub izb edukacji ekologicznej.
k wiecień 2012 • DIGITAL FOTO VIDEo 3
To nie są projekty przeznaczone stricte dla fotografa, ale jest tam często zapotrzebowanie na zdjęcia dokumentacyjne lub reklamowe, więc
i dla fotografa praca się znajdzie. Na takie prace może jednak liczyć
najczęściej fotograf z solidnym dorobkiem. Nie chodzi tylko o wiarygodność w oczach zleceniodawcy, ale też np. o to, że takie projekty
mają często fatalne terminy realizacji. Mnie ostatnio np. zdarzyło się
otrzymać w połowie lipca zlecenie, które miało być ukończone do końca roku i zawierać zdjęcia danego obszaru, przedstawiające go w różnych porach roku, więc zdjęcia wiosenne albo już trzeba mieć w archiwum, albo znać fotografów, którzy takie zdjęcia wykonali.
Czy polecałby Pan ten rodzaj fotografii jako profesję młodym
miłośnikom fotografii?
Wyrobienie sobie dzisiaj nazwiska i kontaktów, które są potrzebne do
sprzedaży zdjęć, jest znacznie trudniejsze, niż było to jeszcze 20 lat
temu. Teraz rywalizuje się nie tylko z grupką zawodowców, ale także z całkiem nowym rodzajem konkurencji: fotoamatorami, którzy
dobrze zarabiają w tygodniu, np. w bankowości, a w weekend jadą
w plener i robią niezłe zdjęcia. Finanse nie stanowią dla nich problemu, więc mają świetny sprzęt, a co więcej – nie są zainteresowani zarabianiem na zdjęciach, a tylko ich publikacją. Chętnie zgadzają się
na publikację za darmo, byle fotografie były podpisane nazwiskiem
autora. Świadomie lub nieświadomie psują rynek, a ponieważ wielu
z nich robi niezłe zdjęcia, rywalizacja z nimi dla osób wchodzących
do tego biznesu jest bardzo trudna.
Jeśli mimo wszystko ktoś jest zdecydowany na pójście tą drogą,
to powinien na początek skupić się na zdjęciach, które może wykonać
w swojej najbliższej okolicy. Tutaj są najniższe koszty, tutaj ma on teżnajlepsze rozeznanie w terenie, tutaj najłatwiej zdobywać doświadczenie i tutaj najłatwiej będzie im zgłębić temat, i przygotować dobry
materiał. A jeżeli będzie to materiał naprawdę dobry i różnorodny,
mało kto będzie mógł z nim konkurować. Największe szanse na start
ma się zatem, działając lokalnie.
Co było najpierw: praca przyrodnika dokumentalisty czy fotografia?
Na początku była miłość do przyrody, ale szybko połączyło się to
z pasją fotografowania – już na przełomie podstawówki i liceum.
4 DIGITAL FOTO VIDEO • k wiecień 2012
Na Akademię Rolniczą poszedłem z myślą, że zostanę później leśnikiem, będę dużo czasu spędzał w terenie, co pozwoli mi przy okazji fotografować. Wzorem połączenia pracy leśnika z fotografią był
wówczas dla mnie fotograf przyrody starszego pokolenia Włodzimierz Łapiński, który podobno część dochodów miał z etatu nadleśniczego, część ze zdjęć do kalendarzy, a część z... hodowli pszczół.
Ja w końcu nie zostałem leśnikiem – zaraz po studiach otworzyłem
firmę, której zakres działań obejmuje też zlecenia na dokumentacje
przyrodnicze.
Ma Pan ogromną wiedzę o przyrodzie: nazewnictwo, zwyczaje
zwierząt żyjących na terenie Polski itd. Czy można być dobrym
fotografem przyrody bez tej wiedzy?
Trzeba mieć tę wiedzę i to nie tylko do opisywania zdjęć, ale także
po to, aby znaleźć się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie. W tej chwili są doskonałe publikacje, np. zawierające nagrania
głosów ptaków. Odsłuchanie tych nagrań jednak nie wystarczy –
one są wyizolowane z naturalnego tła, studyjne. Po dobrym przygotowaniu w domu, kojarzeniu głosu z obrazem, trzeba iść w teren
i nauczyć się, jak te same zwierzęta brzmią w warunkach rzeczywistych, gdy dźwięk nie jest tak czysty, jak na płycie. Książki mogą
znacznie przyspieszyć edukację, ale od pewnego etapu większość
wiedzy zdobywa się przez obserwacje i praktykę. Moja fascynacja
przyrodą zaczęła się od książek Włodzimierza Puchalskiego.
Czy wykształcenie przyrodnicze się tutaj przydało?
Tak, oczywiście, przydało się. Na leśnictwie był np. silny nacisk na
wiedzę o roślinach runa leśnego – trzeba było znać ponad dwieście
gatunków. Ale nie można na tym poprzestać. Z biegiem lat zdobywa
się doświadczenie, które bardzo przydaje się przy planowaniu zdjęć,
np. śledząc prognozy pogody i informacje o stanach wód w rzekach,
można zaplanować plener na zdjęcia ptaków wodnych na rozlewiskach w odpowiednim miejscu.
Preferuje Pan fotografowanie z podchodu czy z ukrycia?
I takie, i takie. Każda metoda ma swoje zalety. Podejście pozwala
na bieżąco reagować na to, co się dzieje ze światłem, zmieniać pozycję tak, aby uwzględniać przesuwanie się słońca i tło. W ten spo-
zawód: fotograf
Dla tego zdjęcia niezbędne
okazało się spędzenie całego
dnia w kryjówce – nie dlatego,
że żołny były aż tak płochliwe, ale dlatego, że niedaleko znajdowało się kąpielisko,
a fotograf nie chciał narażać
gniazda, do którego przylatywały ptaki, na zainteresowanie kąpiących się. Ukrywał się
więc bardziej przed ludźmi, niż
przed żołnami...
sób lubię fotografować zwierzęta jako element pejzażu, gdzie drugi
plan i jego oświetlenie ma istotne znaczenie. Współczesna odzież
maskująca, zwłaszcza ta z tzw. wzorem 3D, czyni cuda i można w takim stroju podejść do zwierzęcia znacznie bliżej, niż było to możliwe w czasach Włodzimierza Puchalskiego, który maskował się sitowiem wiązanym za pomocą drutu.
Z kolei korzystając z kryjówki, robię zdjęcia różnych płochliwych gatunków. Wykonuje się je rano i wieczorem. Kłopot jest z czasem pomiędzy – ja czytam książki i spisuję ciekawsze obserwacje,
żeby wypełnić czas. To jest ważne, żeby znaleźć sobie jakieś zajęcie
na długie godziny oczekiwania. Nie można po prostu się nudzić, bo
to zniechęca i działa demotywująco. Ja bardzo dużo czytam, niektórzy medytują, metody są różne.
Kryjówki mają jednak też swoje wady. Kiedyś zrobiłem doskonałą, jak mi się wydawało, konstrukcję. Była uszczelniona i z kominem, który służył wymianie powietrza, a jednocześnie powodował,
że zwierzęta mnie nie słyszały ani nie czuły. Teoretycznie konstrukcja świetna, ale... czułem się w niej bardzo dziwnie, gdyż nie docierały do mnie żadne odgłosy z zewnątrz. Widziałem zwierzęta, ptaki, ale
ich nie słyszałem. Sprawiało to, że czułem się nieswojo i zrezygnowałem z tej konstrukcji.
Kryjówka wymaga uprzedniego przygotowania...
Owszem, to pracochłonne i czasochłonne. Ja mam swoje, jak to żartobliwie nazywam, M3 – czyli ukrycie o powierzchni trzech metrów
kwadratowych. Jest to konstrukcja z płyt OSB, łatwa do zmontowania
i do demontażu, ale praca zaczyna się od przyniesienia tego do lasu
czy na mokradło. To oznacza noszenie wszystkiego na raty, czasem
nawet kilometr, a waga samych ścianek ukrycia i dachu przekracza
100 kg. Do tego trzeba dodać ok. 80 kilogramów wyposażenia.
80 kilogramów?!
Tyle waży to, co umieszczam w kryjówce, czyli m.in. materac, toaleta i aneks kuchenny. Czasem przebywam tam bez przerwy przez
kilka dni, a wówczas sama woda do picia, gotowania i mycia sporo
waży. Do tego dochodzi np. kuchenka, jedzenie itp. Noszę to na raty,
cały czas starając się mieć na oku to, co zostaje na ziemi.
Grzegorz Bobrowicz – fotograf od czasów młodzieńczych, zawodowiec od
20 lat, miłośnik przyrody od zawsze. Żyje
z fotografii oraz dokumentacji przyrodniczych, pisze scenariusze do filmów przyrodniczych, przygotowuje książki i albumy. Jego najnowszy, wydany przez
Arkady, autorski album „Polska dzika
przyroda” został uznany przez Magazyn
Literacki „Książki” za książkę października 2011. http://bobrowicz.eu/
Pierwszy album autorski
Grzegorza Bobrowicza
został wydany przez wydawnictwo Arkady w wersjach z dwoma okładkami
– oprócz zdjęcia sarny lub
żubra na okładce i obwolucie, wydania te nie różnią się.
k wiecień 2012 • DIGITAL FOTO VIDEo 5
Takie zamglone, nieco romantyczne fotografie
należą do ulubionych prac Grzegorza Bobrowicza. Do wydanego niedawno albumu wydawca
wybrał jednak klasyczne portrety zwierząt.
Fotograf przyrody ma co dźwigać! A ile waży wyposażenie przy
fotografowaniu z podchodu?
Ja mam swoją metodę „3 razy 15”, czyli 15 kilogramów w plecaku,
15 godzin marszu i 15 kilometrów dziennie. Średnie tempo kilometra na godzinę pozwala swobodnie zatrzymywać się po drodze, aby
fotografować. Tę metodę stosuję na przykład w Tatrach, gdzie sieć
szlaków jest tak gęsta, że właściwie wszystkie zdjęcia robi się, nie
schodząc ze szlaków. Głównym problemem są tłumy turystów, bo
trudno zrobić zdjęcie, na którym nikogo nie ma. 15 godzin to z kolei
czas, gdy zdąży się zarówno na światło poranne, jak i na wieczorne.
A w tym 15-kilogramowym plecaku mieści się...
Dwa korpusy (Canon 1D Mark II i 5D Mark II), obiekt ywy EF 500 mm f/4 L, EF 70–200 mm f/2,8 L, i EF 17–40 mm
f/4L, do tego telekonwertery 1,4x oraz 2x, a także zapas baterii i kart pamięci, no i statyw z głowicą kulową lub Wimberley. Stosuję też filtry – polaryzacyjne, połówkowe szare
i pełne szare. Czasem jeszcze zabieram obiektyw makro 180 mm.
6 DIGITAL FOTO VIDEO • k wiecień 2012
...oraz zapas jedzenia?
Nie, prawie nie jem w trakcie wędrówki, co najwyżej jakiś baton
energetyczny. Biorę tylko wodę, a jeśli jest zimno – termos.
Który z korpusów jest częściej w użyciu?
W zasadzie Canon EOS 1D Mark II jest lepszy – przede wszystkim
za sprawą autofokusu, a także szybkostrzelności, ale... częściej pracuję z Canonem EOS-em 5D Markiem II. Decyduje o tym doskonała
jakość na wysokich czułościach – daje to możliwość robienia zdjęć
w warunkach, w jakich wcześniej nie mógłbym myśleć o wykonaniu
fotografii. Owszem, szybkostrzelność jest mała jak na potrzeby np.
fotografowania ptaków, a autofokus fatalny, ale jakość obrazu bije
na głowę Canona 1D Mark II. Niedawno fotografowałem zimorodka,
jak podrywał się z wody z rybką w dziobie. Aby zamrozić ruch na
1/2500 sekundy, robiłem zdjęcia na ISO 3200. Gdybym robił 1D Mark
II, miałbym więcej klatek do wyboru ze względu na większą szybkostrzelność, ale ponieważ użyłem Canona 5D Marka II, to mam
wprawdzie zdjęć mniej, ale są one zdecydowanie lepsze jakościowo.
zawód: fotograf
Co zmieniło przejście z „analoga” na „cyfrę” w fotografii przyrodniczej?
Przede wszystkim wiele zmieniły doskonałej jakości wysokie czułości – pozwalają robić zdjęcia niemożliwe do uzyskania wcześniej. Ja
na przykład nie korzystam z lampy błyskowej – nie lubię jej światła, nawet użytego tylko jako wypełniające – więc dla mnie możliwość zamrożenia ruchu w słabym świetle dzięki podniesieniu czułości ISO otwiera zupełnie nowe możliwości. Nie bez znaczenia jest
możliwość natychmiastowej kontroli i korekty ekspozycji.
Lampa błyskowa jest w fotografii przyrodniczej niepotrzebna?
Moose Peterson bardzo chwali sobie możliwość użycia flesza.
To zależy od przyjętego stylu pracy. Ja preferuję światło słoneczne, ale jestem pełen podziwu dla Artura Morrisa – jednej ze sław
w amerykańskiej fotografii ptaków i mistrza fotografowania z fleszami. Jego zdjęcia mają najczęściej ładnie wygaszone tło (odległe niebo lub powierzchnia wody), ale oglądane w dużej liczbie są monotonne. Co innego fotografie mojego mistrza Jima
Brandenburga – każda z nich jest odrębnym fotokosmosem.
Ulubiona pora roku?
Wiosna – do zdjęć ptaków, lato – do makrofotografii, jesień – do pejzażu, zima – do zdjęć ssaków.
Czy zdarzają się niebezpieczne sytuacje podczas fotografowania przyrody?
Ja nigdy takich sytuacji nie miałem, ale może dlatego, że staram się
unikać pracy w miejscach nawiedzanych liczniej przez ludzi, np.
w okolicach parkingów leśnych, parków miejskich i innych, gdzie
potencjalnie mogłoby być niebezpiecznie.
Przydarzyło mi się za to wiele sytuacji humorystycznych. Na
przykład pewnej ostrej zimy, podczas trzaskającego mrozu siedziałem w ukryciu w ziemiance, wystającej niewiele nad powierzchnię
pola – kiedy podszedł do niej, niczego niespodziewający się, zaciekawiony takim dziwnym wzgórkiem człowiek. Gdy nagle usłyszał
dobywający się spod ziemi głos „Dzień dobry!”, zamarł w bezruchu
na jednej nodze jak bocian. Bałem się, że dostanie zawału. Dopiero po dłuższej chwili głośno przełknął ślinę i zapytał, co robię i czy
mi nie zimno…
k wiecień 2012 • DIGITAL FOTO VIDEo 7