Cała wioska skryta była w mroku. Nie było latarni ani niczego co

Transkrypt

Cała wioska skryta była w mroku. Nie było latarni ani niczego co
Magdalena Anna Kamińska 3f, gim nr 11 im. I.J. Paderewskiego w Warszawie
Cała wioska skryta była w mroku. Nie było latarni ani niczego co dawałoby
jakiegokolwiek światło. Jedynie na niebie, w całej swej krasie, lśnił księżyc.
Mimo dokładnych wskazówek odnalezienie mojej rozmówczyni wydawało się
prawie niemożliwe. Nagle usłyszałem ciche skrzypnięcie i coś pociągnęło mnie
za rękę. Nieznana osoba uciszyła mnie syknięciem i wciągnęła do jednego z
domów. W ciepłym, delikatnym świetle lampy naftowej ujrzałem Murzynkę,
średniego wzrostu, ubraną w kolorową sukienkę. Uśmiechnęła się do mnie
nieśmiało i płynnie powiedziała po angielsku:
- To pewnie mnie pan szuka..?
Odetchnąłem z ulgą. Zaproponowała mi herbatę. Wiedziałem że nieuprzejmie
jest odmówić więc zgodziłem się. Zniknęła za parawanem, lecz szybko wróciła
niosąc tacę z czajniczkiem gorącej herbaty i tradycyjnymi ciastkami. Usiedliśmy
przy niskim stole. Podczas gdy kobieta nalewała napój do filiżanek, wyjąłem
papier i pióro. Moją uwagę przykuł porcelanowy serwis, misternie zdobiony w
nietutejsze wzory, bardzo niepasujący do otoczenia.
- Te filiżanki są bardzo piękne… Ale nie wyglądają…
- Nie wyglądają jakby mnie było na nie stać? – przerwała mi z uśmiechem –
Racja, pewnie były drogie. To prezent od osoby o której mamy rozmawiać.
Podała mi naczynie. Napar był mocny i miał kwiatowy zapach. Postanowiłem
zacząć rozmowę od innego tematu, by wzbudzić zaufanie mojej rozmówczyni.
- Bardzo ciemna jest w tej wiosce, żadnego światła, nawet w domach. Dlaczego,
czy jest tu niebezpiecznie?
- Nie, jest w miarę bezpiecznie – zamyśliła się –Cóż, zapewne wie pan że
oświetlenie całej wioski dużo kosztuje, podobnie jak jednego domu.
Elektryczności tu prawie wcale nie ma. Mam szczęście że stać mnie na chociaż
lampę naftową.
Zaskoczyła mnie ta odpowiedź, mimo iż wiedziałem jak wygląda życie tutaj.
Przynajmniej mi się tak wydawało… Spróbowałem ciastka, które okazało się być
bardzo smaczne. Chciałem delikatnie spytać o panią Kornelię i przejść do sedna
naszego spotkania. Jednak kobieta uprzedziła mnie.
- Chyba powinniśmy zacząć ten wywiad, czy cokolwiek to ma być – zaczęła –
robi się późno.
- Ma pani rację
Uśmiechnęła się.
- Może mi pan mówić po imieniu, Afiya
Magdalena Anna Kamińska 3f, gim nr 11 im. I.J. Paderewskiego w Warszawie
Przewodnik powiedział mi wcześniej, że jeśli ktoś zaproponuje mi mówienie do
siebie po imieniu, to znaczy że mi ufa, więc bardzo ucieszyła mnie ta
propozycja.
- Świetnie – odpowiedziałem – Ja mam na imię Aleksander. Myślę, że najlepiej
będzie jeśli zaczniesz po prostu opowiadać, a ja ewentualnie zadam ci jakieś
pytania. Tak będzie dobrze?
- Tak, dobrze, to… - Afiya westchnęła – Najpierw opowiem ci, jak to wszystko
wyglądało kiedy byłam mała. Miałam dużo szczęścia, ponieważ moi oboje
rodzice żyli. Razem z nimi i bratem mieszkaliśmy w jeszcze mniejszej wiosce niż
ta. Oczywiście nie mieliśmy pieniędzy prawie na nic. Musieliśmy pomagać
rodzicom w pracy, by zarobić choć trochę więcej. Nie mieliśmy czasu na
zabawę, nie chodziliśmy do szkoły. To zawsze mi się marzyło – pójść do szkoły,
potem studiować, najlepiej w Europie… Kiedy poznałam Kornelię dużo mi o tym
opowiadała.
- Kiedy poznałaś Kornelię? – zapytałem
- Ah no tak, muszę o tym powiedzieć. Przecież nie wszyscy czytelnicy będą
wiedzieli kto to jest, prawda? – dodała Afiya – Kornelia Kluczyk przyjechała tu,
do Kenii z rodzicami na wakacje. Tak się zaczęła się jej praca charytatywna. Z
opowiadań jej rodziców wiem że bardzo się zmieniła. Jak to bogatą dziewczynę,
niewiele ją obchodziło. Mówiła że to my, te biedne afrykańskie dzieci
otworzyłyśmy jej oczy – tu moja rozmówczyni roześmiała się.
- To co mówisz zgadza się z moimi ustaleniami. – powiedziałem – Więc cała jej
praca zaczęła się od przyjazdu tutaj? Jaka była jej reakcja, przecież np. w Polsce
nie widuje się takich rzeczy?
- Słyszałam, że na początku nic ją nie obchodziło. Ale po jakimś czasie zaczęła
się interesować życiem tutejszych ludzi. Muszę przyznać, że kiedy się
poznaliśmy, była już całkiem przejęta naszymi losami. – Kobieta uśmiechnęła
się i napiła herbaty. – To przewodnik jej rodziny zaproponował, żeby przywitała
się z nami. Podobno cały czas ją zachęcał do zawierania znajomości, ale dopiero
po paru dniach posłuchała jego rad. Tak to było.
- Jak się dogadywałyście, o czym rozmawiałyście? – chciałem uzyskać jak
najwięcej informacji.
- Głównie o..
Przerwało jej głośnie pukanie do drzwi. Afiya przestraszyła się, i szepnęła mi
tylko bym schował się w skrytce za parawanem. Z duszą na ramieniu chwyciłem
Magdalena Anna Kamińska 3f, gim nr 11 im. I.J. Paderewskiego w Warszawie
moje rzeczy i umknąłem w cień. Afiya otworzyła drzwi. Był to mężczyzna.
Rozmawiali w suahili więc nie zrozumiałem ani słowa, wiedziałem jedynie że
kobieta nie boi się go, lecz przekazał jej złą nowinę. Po kilku minutach
tajemniczy gość wyszedł, a ja opuściłem ukrycie.
- Czy możemy kontynuować rozmowę? – spytałem delikatnie
- Niestety – usłyszałem – To był mój brat. Powiedział mi, że nasza matka zmarła
na malarię. – mimo że starała się zachować powagę, widziałem, że jest bardzo
przygnębiona. Z resztą, nie dziwiło mnie to.
Powiedziała, że musi pojechać do innego miasta by pomóc rodzinie.
Pomyślałem że to koniec naszej współpracy.
- I tak miałam szczęście że rodzice dożyli mojej pełnoletności. Rzadko się to
zdarza. Może uznasz to za dziwne, ale tu nikt śmiercią się nie przejmuje – to
zbyt powszechny temat żeby wzbudzić silne uczucia. Często ludzi czują ulgę po
śmierci niedołężnego członka rodziny, bo nie muszą już go utrzymywać. –
spostrzegła szok na mojej twarzy – Dla Europejczyka to nie do pomyślenia, ale
to normalne tutaj – uśmiechnęła się przepraszająco - Wiem, że zależy ci na tym
reportażu. Dobrze, możemy skończyć. Będę opowiadać szybko, mam nadzieję
że wyjdzie nie najgorzej. Kornelia bardzo dużo zrobiła dla tutejszych dzieci,
warto żeby na jej temat nie powstawały plotki.
- Oczywiście . – to co powiedziała wstrząsnęło mną, nie wiedziałem jak się
zachować. Usiedliśmy z powrotem przy stole. Kobieta miała spokojny wyraz
twarzy. Zaczęła od pobocznego tematu, by odnowić rozmowę.
- Pamiętam jak Kornelia postanowiła wszystkim nam z wioski dać jakiś prezent,
byśmy nie byli tak biedni. Ja wtedy dostałam ten serwis, nie mam pojęcia skąd
go miała. Jak widzisz, ja swój podarunek zachowałam, inni – nie. Większość z
nich została sprzedana. Po kilku dniach pieniądze się kończyły i cały szlachetny
pomysł tracił sens. Nasza Europejka była bardzo smutna gdy się dowiedziała,
ale nauczyło ją to wiele. Uprzedzę twoje pytanie – zrozumiała że aby pomóc
ubogim ludziom, trzeba, jak mówi przysłowie „dać im wędkę i nauczyć łowić, a
nie rybę”. Kornelia namawiała rodziców na ponowny przyjazd do nas.
Niechętnie się godzili. O, pamiętam jeszcze – akurat jak tu była, pewna
organizacja budowała niedaleko studnię. Mój sąsiad zobaczył dziewczynę jak
siedzi i patrzy się na robotników. Nie pomagała im! Trochę się
zdenerwowaliśmy –tyle nam obiecywała, ale kiedy trzeba pracować, to cóż, nie
chce. My nie mieliśmy czasu by pracować jeszcze tam, ale ona tak. Nie
Magdalena Anna Kamińska 3f, gim nr 11 im. I.J. Paderewskiego w Warszawie
chcieliśmy z nią rozmawiać, ale widziałam że była smutna, więc do niej
poszłam. Jak tylko mnie zobaczyła krzyknęła: „Popatrz, chciałam im pomóc w
budowie tej studni, a robotnicy powiedzieli mi, że jestem dzieckiem i że nie
nadaję się to pracy! Ale przecież wy w wiosce co dzień pracujecie tak, a nawet
ciężej! To bardzo niesprawiedliwe.” Po tym wydarzeniu bardzo długo jej nie
było. Myśleliśmy, że wróciła do domu. Ale odwiedziła nas znowu. I powiedziała,
że wyjeżdża, ale ma plan jak nam pomóc – Afiya zrobiła przerwę, więc
pomyślałem że dodam coś od siebie.
- A wiesz że w Europie też nie było jej łatwo zorganizować pomoc? Najpierw jej
rodzice w ogóle nie chcieli o tym słyszeć. Nie cieszyli się wcale, że ich córka ma
tak godną pochwały postawę. Kornelia opowiedziała o swojej przygodzie w
szkole. Nie zgadniesz jak zareagowali… Nikogo z bogatej młodzieży to nie
przejęło. Sądzili, że się wywyższa, chwali tym że była w Kenii. Nie wzbudziło to
nawet ich litości, nic. – Afiya słysząc to, zdziwiła się bardzo – Była po tym bardzo
przygnębiona, nie wiedziała co teraz ma zrobić. Usłyszała o fundacji, która
zajmowała się pomocą Afryce. Umówiła się na spotkanie z przedstawicielem,
jednak ten, gdy ujrzał dziewczynkę a nie poważnego biznesmena, wyśmiał ją i
odszedł nawet nie wysłuchawszy do końca jej propozycji. Wtedy do końca
straciła wiarę w powodzenie swojego planu.
Afiya słuchała z uwagą. Na jej twarzy malowało się wielkie zdziwienie
- Nigdy nie przypuszczałam że ona także mogła mieć jakieś problemy…powiedziała cicho – Tak bardzo nam pomogła, ale jej życie też nie było idealne,
mimo że miała pieniądze i rodzinę… Jak się jej w końcu udało?
- Dokładnie, była zawsze bardzo samotna. Jej rodzice dużo pracowali i nie
poświęcali jej czasu. Ale swoją energię przełożyła na zrobienie czegoś naprawdę
wspaniałego. Otóż, kiedy Kornelia smutna szła korytarzem swojej szkoły,
zaczepiła ją pewna dziewczyna, która jak się okazało była z domu dziecka. Jako
jedyna rozumiała waszą sytuację. Zaproponowała zgłoszenie pomysłu do
UNICEFu, naprawdę dużej organizacji. Po długich negocjacjach o obiema
pomysłodawczyniami, zgodzili się na realizację projektu Kornelii. – zakończyłem
moją część opowieści.
Afiya patrzyła przez okno. Powoli nastawał świt. Nie miałem nawet siły notować
historii, pisałem skrótami.
- Teraz czas na ostatnią część opowiadania – powiedziała cicho – Plan Kornelii
zakładał wybudowanie dużego budynku, który mieściłby szkołę, świetlicę,
Magdalena Anna Kamińska 3f, gim nr 11 im. I.J. Paderewskiego w Warszawie
szpital i stołówkę dla dzieci. Budowa ruszyła zdumiewająco szybko, jak na
tempo załatwiania spraw przez lokalne władze. Cała ta budowla wprawiała w
zdumienie. Była piękna i nowoczesna, a jednocześnie odnosiła się do kultury
Kenii. – uśmiechnęła się szczerze – Byłam jedną w pierwszych uczennic, które
do niej zapisano. Problemem było to, że rodzice nie myśleli o tym, jaką
wspaniałą przyszłość może dać nam szkoła, tylko o tym, że nie będą mieli rąk do
pomocy. Ale w końcu większość z nas uczęszczała do niej. To były naprawdę
cudowne czasy.
- Co dała ci szkoła? Spełniły się twoje marzenia? – dociekałem
- Dzięki niej mam pracę – może niezbyt wymagającą, ale nie fizyczną, to bardzo
dużo. A marzenia? Nigdy nie miałam na nie czasu. Studia w Europie, na to nie
miałam pieniędzy. Ale życie jest takie, więc co mogłam zrobić. I tak dostałam od
losu dużo.
Słońce było już widoczne ponad horyzontem. Afiya dała mi do zrozumienia, że
musi wyruszać. Nie chciałem sprawiać jej więcej kłopotu. Miałem nadzieję, że
poradzi sobie w dalszym życiu. Naprawdę smutno było mi odchodzić teraz,
miałem jeszcze dużo pytań. Ale bardzo mało czasu. I rozmówców. Afiya była
wyjątkowa, postanawiając mi pomóc. Pod talerzyk z ciastkami wsunąłem
niepostrzeżenie kilka banknotów o wysokich nominałach. Nie martwiłem się o
siebie. Kobieta szykowała się do drogi, a ja wstałem i ruszyłem powoli ku
wyjściu. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się życząc bezpiecznej drogi.
- Ja tobie również tego życzę – odparłem – Dziękuję za wszystko.
- Nie ma sprawy, cieszę się że mogłam pomóc. – odpowiedziała – Mam
nadzieję, że reportaż okaże się udany i że nikt nie będzie wątpił w to, że pani
Kornelia odmieniła nasze życia.
Pożegnaliśmy się i wyszedłem. Uliczki były teraz pełne ludzi. Widać było
mnóstwo dzieci, nawet małych, pomagających rodzicom. Myśli plątały mi w
głowie. Chciałem wiedzieć jakie kolejne działania chce podjąć pani Kornelia,
obecnie już dorosła. Na pewno nie zawiedzie tych, którzy czekają na pomoc.
Ciekawiło mnie, jak udało jej się tak dobrze zrozumieć te dzieci, chociaż życie
tak ciężko jej nie doświadczyło. Pewnie miała oczy i umysł szerzej otwarte niż
dorośli. Jest wybitnym przykładem tego, jak wiele może zdziałać dziecko jeśli
pozwoli mu się działać.

Podobne dokumenty