Kiedy nastaje nowy dzień i nasz dom budzi się do życia, odnoszę
Transkrypt
Kiedy nastaje nowy dzień i nasz dom budzi się do życia, odnoszę
Lalka Kiedy nastaje nowy dzień i nasz dom budzi się do życia, odnoszę wrażenie, że mieszkam w ulu. Moi dwaj młodsi bracia biegają wokół, wydając przy tym dźwięki imitujące indiańskie okrzyki. Uspokojenie ich graniczy z cudem. Swoją drogą to i tak rzadko próbuję z nimi walczyć. Do niedawna udawało mi się spać aż do siódmej, ale obecnie moja trzyletnia siostra Kasia już za dziesięć szósta okłada mnie swoim pluszowym jednorożcem, bo chce żebym pomogła się jej ubrać. Nie mając innego wyjścia, opuszczam ciepłe łóżko i razem z nią stoję w kolejce do łazienki. Matka okupuje ją najdłużej z nas wszystkich. Ale co tam! Kto powiedział, że nie można myć zębów w kuchennym zlewie? Odkąd rodzice wzięli rozwód i ojciec zamieszkał w Toruniu, poranki stały się jeszcze bardziej chaotyczne. Zawsze ktoś nie może znaleźć rajstop albo swoich ulubionych butów. Teraz na szczęście są ferie i troje małych terrorystów chodzi do przedszkola na dziewiątą. Mam już 16 lat i zostawanie w domu sam na sam z kotem nie stanowiłoby dla mnie problemu. Lubię ciszę, jaka panuje w mieszkaniu pozbawionym obecności młodszego rodzeństwa. Pomimo to mama chce, żebym jeździła z nią do hospicjum , w którym pracuje. Białe piekło to określenie, które idealnie oddaje istotę tego miejsca. Ściany, podłogi, uniformy, krzesła, dosłownie wszystko tam jest białe! Zapomniałam dodać, że hospicjum nosi nazwę „Słoneczny zakątek”. Autor tegoż napisu musiał mieć wybitne poczucie humoru, skoro nazwał tak budynek, w którym ludzie pozbawieni jakiejkolwiek nadziei na wyzdrowienie czekają 1 na śmierć. Zazwyczaj, kiedy tu jestem, spaceruję pustymi korytarzami albo odwiedzam jednego z rezydentów. Pan Mikołaj przebiegłym, Stankiewicz, 85-letnim o paskudnym usposobieniu. bo to nim emerytowanym mowa, jest wykładowcą Ogromnie mnie irytuje. Prawdę mówiąc, dosłownie doprowadza mnie od szału. W szkole nauczyciele dają mi spokój i nie zmuszają do udzielania dłuższych wypowiedzi. On wręcz przeciwnie. Nie zadowala się półsłówkami. Uważa, że jeśli nie zacznę się częściej odzywać, to nie dam sobie rady samym nie w życiu. Nie skończę szkoły, a tym znajdę pracy i zostanę opiekunką do dzieci. Od razu dodaje, że bardzo współczuje moim potencjalnym wychowankom. Prowokuje mnie i bum! Już krzyczę na niego tak, że cały budynek drży w posadach. A on co? Śmieje się. W takich momentach wyobrażam sobie jak tłukę go wałkiem po głowie. Doznaję chwilowej ulgi. Niekiedy posyłam mu mordercze spojrzenie i grożę, że nigdy więcej go nie odwiedzę. I tak wie, że blefuję. Brakowałoby mi tego starego profesora . Przy nim czuję się szczęśliwa. Jednakże od niedawna jego stan się pogarsza. Myli imiona pielęgniarek i zapomina o czym ostatnio rozmawialiśmy. Udaję, że tego nie zauważam. Robię to dla niego, ale również trochę dla samej siebie. Trudno mi zaakceptować to, co niestety jest nieuchronne. Niemniej jednak pozostaje jeszcze jedna sprawa, która mnie nurtuje, a mianowicie historia porcelanowej lalki stojącej na stoliku przy jego łóżku. Odkąd pierwszy raz ją zobaczyłam, mam wrażenie, iż skrywa jakąś tajemnicę. Może to niezbyt normalne, ale patrząc w jej puste oczy, dostrzegam cień smutku. Jeśli o nią chodzi, pan Mikołaj dotychczas milczy jak 2 grób. Kilka dni temu, nieświadom mojej obecności, gładził ją po wyblakłej, aksamitnej sukience i rozrzedzonych, skołtuniałych włosach. Nie przyznałam mu się, że to widziałam. Czułby się z tym niezręcznie. Może kiedyś mi o niej opowie. Rzecz jasna, zanim będzie za późno. W o dni powszednie siedemnastej. Dzisiaj odwiedzam przychodzę pana do Mikołaja hospicjum już przed południem. Na korytarzach panuje względny spokój. Jedynie od czasu do czasu daje się usłyszeć przytłumione rozmowy dochodzące z poszczególnych pokoi. Już mam zamiar skręcić do zachodniego skrzydła, gdy zauważam przy jednym z pokoi wysoką postać. To mój dawny przyjaciel Feliks. Cofam się i przystaję z rogiem. Dawniej spędzaliśmy razem dużo czasu. Dwa lata temu po prostu przestał ze mną rozmawiać. Wychylam się lekko. Jak zwykle garbi się, żeby wyglądać na niższego. Kurtyna czarnych włosów opada ma na twarz. Najwyraźniej waha się czy wejść czy też nie. Przypominam sobie, że jego babcia zawsze bardzo chorowała. Czyżby to ją właśnie teraz odwiedzał? Chcę do niego podejść i spróbować go pocieszyć, ale się powstrzymuję. Pomyślałby, że pewnie oszalałam. Ostatni raz spoglądam na jego umęczoną twarz i okrężną drogą biegnę do pana Mikołaja. Otwieram drzwi. W pomieszczeniu panuje półmrok. Śpi. Ciężko oddycha. Czuję ukłucie bólu, bo uświadamiam sobie, jak niewiele czasu mu jeszcze zostało. Siadam na krześle przy oknie i czekam, aż się obudzi. Następuje to dość szybko. Posyła mi słaby uśmiech. Zmęczenie na jego twarzy jest teraz widoczne bardziej niż zwykle. Ma lekko popękane usta i fioletowe cienie pod oczami. 3 Bierze głęboki oddech i kładzie lalkę na moich kolanach. Weź ją, szepcze. Nadeszła chwila, na którą czekałam. Pan Mikołaj rozpoczyna swoją opowieść, a ja słucham. O jego żonie i córce, z którymi stracił kontakt prawie sześćdziesiąt lat temu. O lalce należącej do najukochańszej, małej Zosi. I wreszcie o jego smutnym życiu pozbawionym dziecięcego śmiechu i miłości. Lalka, którą kurczowo trzymam w ręku, staje się nagle bardzo ciężka. Ciałem pana Mikołaja wstrząsa spazmatyczny szloch. Przychodzi mi na myśl tak nie mam odwagi wiele pytań, ale żadnego z nich wypowiedzieć na głos. Dlaczego ich nie szukał? Dlaczego cierpiał w samotności, zadowalając się jedynie cieniem dawnego szczęścia w postaci paskudnej, starej lalki? Pan Mikołaj to tchórz. Ale czy ja również nim nie jestem? Nie starałam się walczyć o Feliksa. Po prostu przyjęłam do wiadomości, że zakończył naszą przyjaźń. Zerkam na lalkę. Nie można żyć przeszłością. Dla pana Mikołaja nic nieznacząca zabawka zamiast stać się mglistym wspomnieniem, przetrwała jako pamiątka tego, co już bezpowrotnie przeminęło. Wstaję i pochylam się nad moim przyjacielem. Okrywam kołdrą jego wątłe ciało i głaszczę po głowie. Biorę lalkę i zostawiam go samego. Następnego dnia, gdy o trzynastej wchodzę do pokoju pana Mikołaja, już nie ma po nim śladu. Upadam na kolana i chowam twarz w dłoniach. Rzadko płaczę, ale teraz po prostu nie mogę przestać. Nie jestem w stanie się uspokoić. Wstaję i na drżących nogach wychodzę z pokoju. do wyjścia. Powoli zmierzam W domu siedzę przy stole. Obracam w dłoniach lalkę. 4 Dwa dni później mama zabiera mnie do hospicjum. Przez bite cztery godziny czytam książkę w poczekalni. Kiedy idę się przewietrzyć, na ławce zauważam Feliksa. Wygląda na bardzo zmęczonego. Bez większego wahania podchodzę do niego. Pytam, czy mogę się dosiąść. Ku mojemu zdziwieniu kiwa lekko głową i robi mi obok siebie miejsce. Siadam i kładę głowę na jego ramieniu. „Są chwile w życiu ludzkim, podczas których milczenie zastępuje najwznioślejszą mowę”, mawiał Bolesław Prus. Już wiem, że kiedy jedna historia dobiega końca, druga dopiero się zaczyna. Skyler Dellauer 5