Materiał do pobrania

Transkrypt

Materiał do pobrania
Konkurs literacki
w ramach Programu Niwki
Ciekawa historia z mojego regionu
Eliza Bafia
Szmaragdowa Czarownica
Uczennica klasy III
Liceum Ogólnokształcącego
im. Bolesława Chrobrego
w Głuchołazach
Nauczyciel – Opiekun
mgr Małgorzata Dobranowska-Kuchna
1
Szmaragdowa Czarownica
Mało kto cokolwiek wie o malowniczej miejscowości Głuchołazy, położonej u podnóża
Gór Opawskich. Jest to bowiem niewielkie miasteczko, które niczym nie wyróżnia się spośród
setek innych w całej Polsce. Tymczasem wiele miejsc na Ziemi, nawet najbardziej niepozornych,
kryje tajemnice. Głuchołazy mogą pochwalić się między innymi małą altanką na Górce
Szubienicznej, znaną przez miejscowych raczej jako Grzybek lub Górka Papiernicza. Tylko
nieliczni spacerowicze wiedzą, że ta malownicza okolica w średniowieczu była miejscem
okrutnych kaźni i rzezi. Mieściła się tam bowiem szubienica, która służyła do karania
grzeszników i winowajców za popełnione zbrodnie. Szczególnie często skazywane były
za uprawianie nielegalnych praktyk czarownice i wiedźmy. Według podań i legend ciała
skazańców nie były od razu ściągane, czasem pozostawały na szubienicy nawet kilka lat! Miało
to być przestrogą dla przechodzących tamtą drogą mieszkańców miasta. Po dziś dzień
przekazywane z ust do ust wciąż krążą historie związane z głuchołaskimi egzekucjami. Kto wie,
może jeszcze nie wszystkie tajemnice zostały wyjaśnione...
Młody, energiczny Jakub wychodził ze szkoły przepełniony szczęściem. Nareszcie
upragnione wakacje! Świetne wyniki w nauce i wręcz doskonale zdany egzamin maturalny - nie
mógł martwić. Jako najlepszy absolwent, wybitny sportowiec i przesympatyczny kolega,
uwielbiany był przez wszystkich. Znajomi i nauczyciele wróżyli mu świetlaną przyszłość, jednak
on sam, póki co, nie miał ochoty o tym myśleć. Nastał bowiem czas, na który czekał
z niecierpliwością - najdłuższe, najpiękniejsze w jego życiu wakacje. Skreślał poszczególne dni
w kalendarzu już właściwie od Świąt Bożego Narodzenia. Nie martwiła go matura - wiedział,
że jest szalenie zdolny, podszedł do sprawy bez paniki. Systematycznie uczył się z lekcji
na lekcję i poświęcał trochę więcej czasu na zdobywanie wiedzy niż w poprzednich latach. W tej
chwili spoczywające na dnie torby świadectwo, które z pewnością było powodem do dumy,
miało już mniejsze znaczenie. Oprócz satysfakcji czuł ogromną ulgę. Teraz, przez kilka długich
i ciepłych miesięcy będzie mógł zająć się swoimi prawdziwymi zainteresowaniami, mianowicie
fotografią, czytaniem książek, jazdą na rowerze. Uwielbiał uwieczniać piękne krajobrazy
swojego rodzinnego miasta skąpane w czerwcowym słońcu. Najchętniej już dziś chwyciłby
aparat i uchwycił na fotografii ten piękny dzień. Miał jednak do wypełnienia jeszcze jeden
obowiązek - jego koledzy i koleżanki z klasy urządzali pożegnalną imprezę, na której po prostu
nie wypadało się nie pojawić. W głębi duszy darzył ich wielkim sentymentem, spędził z nimi
kilka naprawdę wspaniałych momentów swojego życia. Był świadom, iż w przyszłości mogą go
spotkać złe chwile, a wtedy na pewno miło wspominać będzie szkolne lata oraz kolegów, którzy
często nie szczędzili mu życzliwości i dobrego serca.
Następnego dnia postanowił jak najszybciej zrealizować plan. W swoim malutkim
pokoiku na poddaszu odszukał czyste ubrania, aparat, statyw i pospiesznie spakował cały
potrzebny sprzęt do plecaka, który od wczoraj przestał służyć mu do transportowania książek
i zeszytów. Zbiegł po schodach, błyskawicznie chwycił, leżącego w kuchni, pokrytego
brązowymi plamami banana i opuścił dom. Mama, chociaż nie pochwalała jego nawyków
żywieniowych i ciągłego braku czasu, była niezmiernie dumna ze swojego syna. Wiele razy
słyszała pochlebne uwagi na jego temat ze strony innych rodziców oraz koleżanek z pracy. Takie
spostrzeżenia z pewnością były spełnieniem marzeń każdej matki.
Już za progiem chłopiec poczuł na skórze powiew chłodnego wiatru. Ponieważ było
jeszcze wcześnie, źdźbła trawy pokrywała poranna rosa. Kuba był przeszczęśliwy. Teraz
naprawdę mógł napawać się wakacyjnym słońcem. Wsiadł na swój ukochany rower i ruszył
2
przed siebie. Cel był jeden sesja fotograficzna w plenerze na szczycie uroczej Górki Papierniczej.
Głuchołazy w centrum nie były zbyt urodziwym miastem. Stare, nieremontowane budynki, szare
ulice i ludzie smętnie, snujący się bez konkretnego celu, nie napawały optymizmem.
Na przedmieściach, krajobraz zmieniał się nie do poznania. Przepiękne góry i łąki szczególnie
o tej porze roku sprawiały, że człowiek nie mógł powstrzymać się od nieustannego patrzenia
w dal na dzieła Matki Natury. To właśnie tę część swojej małej ojczyzny chłopak kochał
najbardziej. Rozłożył na wilgotnej jeszcze trawie gruby koc i potrzebny sprzęt. Wybrał idealne
miejsce do fotografowania. Słońce znajdowało się w doskonałym położeniu. Rozpoczął rytuał,
który z minuty na minutę wywoływał w nim coraz większe podniecenie. Takie uczucie
towarzyszyło chłopakowi zawsze, gdy chwytał do ręki aparat. Nie lubił fotografować ludzi.
Ci zawsze postępowali zbyt schematycznie, sztuczne pozowanie doprowadzało Kubę do szału
i odbierało przyjemność robienia zdjęć. Natura zaś żyła własnym życiem, wiatr delikatnie uginał
giętkie korony drzew, chmury chowały w cień część lasu, tworząc trudne do opisania, wręcz
nadprzyrodzone zjawisko. Uwiecznienie każdej sekundy funkcjonowania przyrody sprawiało,
że nie dało się oderwać oka od aparatu. Wtem na skraju lasu chłopiec ujrzał piękną, młodziutką
sarenkę, która samotnie wybrała się w poszukiwaniu pożywienia. Doszedł do wniosku, że takiej
okazji nie można puścić płazem, ruszył więc w kierunku lasu. Powolutku, na palcach przesuwał
się po ściółce, aby nie przestraszyć samicy. Bardzo zdziwiło go, że udało mu się podejść tak
blisko zwierzęcia, mógł bowiem prawie dotknąć jej szorstkiego futra. W pośpiechu machał
aparatem na wszystkie strony, próbując uchwycić każdą możliwą perspektywę. Nagle, zupełnie
niespodziewanie, poczuł na karku dotyk zimnych, kościstych palców, trwający dosłownie
sekundę. Zdążył tylko ujrzeć, uciekającą w popłochu w głąb lasu sarnę, a gdy się obrócił, za nim
nikogo nie było. To bardzo dziwne, dałby przecież głowę, że właśnie ktoś dotknął jego pleców.
Ta myśl nie zaprzątała mu jednak głowy zbyt długo, to w końcu las pełen liści i wszelkiego
rodzaju robactwa, mógł ulec mylnemu wrażeniu. Ponieważ pogoda diametralnie się zmieniła
i ewidentnie zanosiło się na deszcz, spojrzał na zegarek, wykonał jeszcze kilka fotografii i uznał,
że czas wracać do domu.
Zaprowadził rower do piwnicy, w pośpiechu zjadł przygotowany przez siebie posiłek
i popędził na górę, aby obejrzeć efekty porannej pracy. Tuż obok swojego pokoju
wygospodarował osobne pomieszczenie, coś w rodzaju ciemni, służącej do wywoływania
i obróbki zrobionych fotografii. Przechowywał w nim specjalistyczny sprzęt, na który dzielnie
pracował całe poprzednie wakacje. Po kilku godzinach spędzonych w malutkim pokoiku
wreszcie mógł obejrzeć efekty swojej pracy, które były naprawdę zadowalające. Na szczególny
podziw zasługiwały fotografie owej młodej sarny z małego lasku. Gdy jednak wziął do ręki jedno
z ostatnich zdjęć, serce zabiło mu dwukrotnie szybciej, a włosy stanęły dęba. W oddali, za grubą
sosną zauważył coś, co znacznie kontrastowało z otoczeniem. Stała tam bowiem dziewczyna,
istota tak piękna, że wszystkie dotąd spotkane kobiety wydały się Kubie przy niej jedynie nędzną
karykaturą człowieka. Nienaturalnie doskonałe ciało było niczym w porównaniu z innym
szczegółem, który wydawał się krzyczeć na fotografii: mianowicie ogromne, przepiękne,
zmysłowo zielone oczy. Suknia, luźno opadająca na szczupłe ramiona kobiety, lekko
przybrudzona była runem leśnym. Chłopak, stojąc w osłupieniu na środku pokoju, zastanawiał
się, jak jego uwadze mogło umknąć takie zjawisko. Niezwłocznie pobiegł na miejsce, w którym
zrobione zostało zdjęcie, długo krążył po lesie. Mimo usilnych prób, nie udało mu się znaleźć
niezwykłej kobiety.
Przez następne dni nic innego nie zaprzątało myśli chłopaka. Dziewczyna, choć
uwieczniona jedynie na fotografii, wywarła na Kubie tak mocne wrażenie, że większość każdego
letniego przedpołudnia spędzał w lesie w nadziei, że będzie mu dane jeszcze raz ujrzeć damę
3
o przepięknych oczach. Jak w transie, dzień po dniu podążał tym samym szlakiem, jednak przez
długi czas przechadzki te nie przynosiły żadnych efektów. Przełom nastąpił pochmurnego
poranka. Młodzieniec, ze względu na nieciekawą pogodę, planował zaniechać codziennego
rytuału, jednak w ostatniej chwili zdecydował się ubrać nieco cieplej i wyruszyć w doskonale mu
znane strony. Po kilkunastu minutach przechadzki po mokrej ściółce poczuł coś, co nie było mu
obce. Kościste palce na karku tym razem współgrały z niewiarygodnie lodowatym oddechem.
Wiedział już, że znalazł to, czego szukał. Odwrócił się bardzo powoli, jakby obawiał się,
że każdy gwałtowny ruch sprawi, zniknięcie istoty, której poszukiwał. Za plecami stała ona.
Zlewała się cudownie z otoczeniem. Chłopak ledwo mógł dostrzec blask jej ciemno
czekoladowych włosów. Patrzyła na niego zielonymi oczyma, a on miał wrażenie, jakby znał ją
od dawna. Jak w transie, nie zadając żadnych pytań pobiegł za dziewczyną. Nie wiedział,
dlaczego to robi, pragnął jedynie mieć blisko siebie jej wątłe ciało, odziane w zwiewną sukienkę,
móc choć na chwilę spojrzeć w jej szmaragdowe oczy.
- Halo, zaczekaj! - wykrzyknął za nią - chciałbym się chociaż dowiedzieć, jak ci na imię!
Im dłużej biegł, tym większe miał wrażenie, że kobieta powoli zaczyna tracić siły. Kiedy
w końcu się zatrzymała, mógł ujrzeć ją z bliska, w pełnej okazałości. Zdziwił się, że nie jest
zmęczona. Nie dyszała, a jej blade policzki wciąż pozostawały w tym samym kolorze. Przecież
przebiegła taki kawał drogi.
- Kim jesteś? Co tu robisz? Ciemnowłosa piękność nie miała jednak zamiaru odpowiadać. Choć
młodzieniec wyrzucał z siebie mnóstwo pytań, nie uzyskał żadnego wyjaśnienia. Po wielu
próbach w końcu odpuścił. Od tej pory każdego dnia od razu po wstaniu z łóżka, jak mantrę
powtarzał wszystkie czynności, od porannej toalety aż po wizytę na skraju lasu. Nie wiedział
dlaczego tak się dzieje. Zdarzało się, że godzinami błądził po lesie, szukając dziewczyny.
Czasem jednak od razu znajdował ją skrytą w zaroślach i przez cały dzień spacerowali
po okolicznych łąkach, wciąż jednak bez słowa. Kuba po wielu staraniach w końcu zaprzestał
zadawania kobiecie jakichkolwiek pytań, wychodząc z założenia, że i tak nie odpowie.
W połowie lipca Kuba obchodził swoje dziewiętnaste urodziny. Zmartwiona jego
tajemniczym zachowaniem mama kategorycznie zakazała chłopcu wychodzenia z domu tego
dnia. Chociaż był wściekły, postanowił ustąpić i zostać z rodziną na niewielkim przyjęciu,
urządzonym na jego cześć. Dostał wiele prezentów, które były bardzo praktyczne i z pewnością
przydatne w dorosłym życiu. Choć wszyscy doskonale się bawili, młodzieniec nie mógł skupić
się na niczym innym niż swojej zielonookiej piękności. Dla zabicia czasu otworzył pierwszy
lepszy prezent. Był to podarunek od dziadka, piękna, ręcznie zdobiona książka z historiami
i legendami Głuchołaz. By zwalczyć nudę, postanowił od razu zabrać się za lekturę.
Po przeczytaniu kilku ciekawych anegdot, dotyczących miasta, przewrócił kartkę na następną
stronę, która zawierała kolejną historię. Kiedy przebiegł wzrokiem po stronie, krew jakby
przestała krążyć mu w żyłach. Włosy stanęły dęba, a serce waliło jak oszalałe. Natrafił na tekst,
który nosił tytuł Szmaragdowa Czarownica. Opowiadał o głuchoniemej kobiecie,
która w deszczowe dni przechadzała się głuchołaskimi przedmieściami, aby wabić niewinne
ofiary i sprawdzać na nich swoje magiczne sztuczki. Legenda głosi, że jej znakiem
rozpoznawczym były szmaragdowozielone oczy, które nawet po straceniu kobiety na szubienicy
nie straciły swojego blasku. Ciało miało rzekomo nigdy nie zostać odnalezione. Chłopak zaczął
w pośpiechu dopasowywać elementy układanki. Przypomniał sobie, że to właśnie od pogody,
zarówno za pierwszym, jak i każdym następnym razem, zależne były ich spotkania. Zgadzać
mógł się też kompletny brak reakcji ze strony dziewczyny na wszystkie jego pytania.
No i ostatnie, najważniejsze, czyli zielone, przepiękne, niespotykane dotąd oczy. Kiedy patrzyło
się w nie, miało się wrażenie, że jest w nich coś mistycznego, pozaziemskiego. Z nadmiaru
4
emocji chłopak miał trudności ze wstaniem z fotela. Oznajmił rodzinie, że poczuł się gorzej
i pójdzie się położyć. W łóżku myśli nieustannie kłębiły się w jego głowie. Starał się racjonalnie
to wszystko wyjaśnić: przecież rzecz działa się w średniowieczu. Mamy dwudziesty pierwszy
wiek, minęło setki lat, w dodatku spisane w książce legendy to stek bzdur i wymyślonych
przez autora historii. Niemożliwe, aby mogło to mieć cokolwiek wspólnego z jego życiem.
Uspokoił się i doszedł do rozsądnego wniosku, że wszystko to jednie zabawny zbieg
okoliczności, który napędził mu niepotrzebnie stracha.
W środku nocy obudziła go twarz owej dziewczyny spotkanej we śnie. Natychmiast
nabrał przekonania, że piękna brunetka znalazła się w niebezpieczeństwie i niezwłocznie musi
udać się do lasu. Jak w transie, bezmyślnie zaczął narzucać na siebie przypadkowe ubrania.
Na palcach zszedł po schodach i co sił w nogach popędził do lasu, na miejsce spotkań
z wybranką. Bez cienia strachu, co było do niego niepodobne, wkroczył do ciemnego lasu
pełnego niebezpieczeństw. Zrezygnował z nawoływania, był bowiem przekonany, że dziewczyna
i tak go nie usłyszy. Błądził po lesie dobre kilka godzin, nie zamierzał jednak rezygnować
z poszukiwań. W jednej sekundzie zawładnęło nim uczucie, które znał już doskonale. Zimny
dotyk na jego plecach był jednocześnie, przerażający i niesamowicie kojący. Jej oddech zmroził
go do tego stopnia, że nie był w stanie wykonać ruchu. Tym razem to ona wyszła zza pleców
chłopaka i stanęła tuż przed nim, w odległości tak bliskiej, że niemal stykali się ustami.
Delikatnie pochyliła się i szepnęła mu do ucha pierwsze i ostatnie słowa: - Zabiorę Cię ze sobą.
Jej cichy szept napełnił chłopaka niesamowitym spokojem. Choć przed chwilą jego głowa pełna
była wątpliwości, teraz nabrał całkowitej pewności, że jego wcześniejsze podejrzenia nie były
bezpodstawne. To pewne, że owa dziewczyna to duch, duch czarownicy, której szmaragdowe
oczy siały postrach w całym mieście setki lat temu. Kuba jednak nie bał się ani trochę. Wiedział
już, że teraz pójdzie z wybranką i cokolwiek z nim zrobi, będzie szczęśliwy. To chyba jej
magiczne moce odebrały mu wszelkie obawy, bowiem gdy chwyciła go za rękę i pociągnęła
za sobą w głąb ciemnego lasu, chłopak nie stawiał absolutnie żadnego oporu.
Do dnia dzisiejszego poszukiwania młodzieńca, który wybrał się nocą do lasu, spełzają
na niczym. Krążą pogłoski, że zakochani zwiedzający tamte rejony często mają okazję słyszeć
niezidentyfikowane śmiechy pary młodych ludzi w leśnej otchłani. Uważaj, abyś w deszczowy
dzień nie natknął się na ślad Szmaragdowej Czarownicy oraz jej młodego kochanka, nie
wiadomo bowiem czy będą mieli wobec Ciebie dobre intencje...
5