(S)twórca 2.1 Niespodziewanie Agata stanęła jak wryta po wyjściu z

Transkrypt

(S)twórca 2.1 Niespodziewanie Agata stanęła jak wryta po wyjściu z
(S)twórca 2.1
Niespodziewanie Agata stanęła jak wryta po wyjściu z dziekanatu, utrudniając ruch
przemieszczającym się we wszystkie strony studentom. Owładnął nią dziwny niepokój.
Zaskoczona nie zwracała uwagi na niezbyt przyjazne spojrzenia osób, podejmujących
nieplanowany wysiłek, aby ją ominąć.
Jeszcze kilka dni temu włączyłaby się raźno do tego tłumu, potrafiąc wybrać
właściwy kierunek z zamkniętymi oczami. Dzisiaj było zupełnie inaczej. Poczuła się
totalnie wyobcowana. Nawet ubiorem nie pasowała do reszty. Założyła spódnicę oraz
jedyną białą koszulę, o którą dbała, jak o prawdziwy skarb. Długie, proste włosy splotła
w warkocz, którego czarny kolor kontrastował ze śnieżną bielą. Z trudem przyzwyczajała
się do butów na koturnie, odkupionych okazyjnie od koleżanki.
Przed momentem odebrała ostatni dokument potrzebny do złożenia podania
o pracę. „Koniec sielanki” – pomyślała i zamknęła za sobą drzwi dziekanatu.
Tak po prostu? Po tylu latach?
Z zazdrością spoglądała na studentów, żałując, że ten okres ma już za sobą.
Pracy się nie obawiała. Wiedziała, co ją czeka, a przynajmniej tak się jej wydawało.
Chcąc zwiększyć swoje szansę na jej dostanie odbyła dwumiesięczny letni staż.
Została nawet nieco dłużej, kończąc rozpoczęte zadania. Wszystko po to, aby dzisiejsza
rozmowa była formalnością. Taką przynajmniej miała nadzieję. Nie po to zrezygnowała
z ostatnich w swoim życiu juwenaliów, wkuwając ustawy i rozporządzenia, aby teraz
polec na pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej.
Nie chodziło jedynie o poświęcony czas. Po prostu musiała dostać tą pracę. Inaczej
sama będzie musiała stanąć w kolejce po zasiłek. Wyprowadzając się z domu, a raczej
uciekając stamtąd, poszła na totalny żywioł, korzystając nawet z gościnności
noclegowni. Pierwsze pieniądze miała z prac dorywczych, potem doszło stypendium
i lokum w akademiku. W ten sposób udało się jej przetrwać kilka lat studiowania.
W wakacje wyjeżdżała za granicę. Nie chodziło wyłącznie o to, aby więcej zarobić, ale
przede wszystkim uciec od pokusy powrotu do rodzinnego domu. O tym, że jej się nic
nie stało wiedzieli z krótkiego listu, który wysłała uciekając ze stacji, na której się
przesiadała. W innym mieście, by zataić cel swojej wędrówki. Odeszła nawet kawałek od
dworca z nadzieją, że nie przybiją na kartce pieczątki placówki dworcowej. W podobny
sposób wysyłała kartki świąteczne. Tęskniła za matką. Ojca nie zdążyła poznać
i od zawsze oddzielał ją od niego chłodny marmur i masa przekopanej ziemi. Ona sama
wie najlepiej, jak mocno to ją bolało i męczyło każdej nocy, gdy nie była wystarczająco
pijana lub zmęczona, aby szybko zasnąć. Nikomu nigdy nie mówiła o swojej rodzinie.
Wielokrotnie o to pytana ucinała od razu temat, tłumacząc się najczęściej koniecznością
wyjścia do toalety. Tam zamykała się w kabinie i ryczała drapiąc drewniane ścianki.
Po cichu, by nie wzbudzić niczyjego zainteresowania. Wystarczyło doczekać do końca
imprezy, aby móc zapomnieć.
Miała jeszcze pół godziny do odjazdu autobusu, którym miała podjechać
pod ośrodek pomocy społecznej. Dzisiaj był ostatni dzień składania podań. Telefonicznie
ustaliła, że może przyjechać po odebraniu dyplomu. Miała nawet umówioną godzinę
spotkania z dyrektorem. Usłyszała zapewnienie, że tego dnia wszystko powinno się
wyjaśnić. Czy z tego wynikał niepokój, który ją ogarnął po wyjściu z dziekanatu?
Bardziej martwił ją fakt, że jeszcze tylko przez kilka tygodni będzie mogła zostać
w akademiku. Potem pozostanie jej szukanie innego lokum. I to właśnie najbardziej
spędzało jej sen z powiek. Wiele była w stanie poświęcić, aby zdobyć miejscówkę
do przeprowadzki. W torebce miała kilka ogłoszeń wynajmu tanich stancji. Nie dotyczyły
one jednak okresu wakacyjnego. „Jeszcze mam kilka tygodni” – pomyślała zmierzając
w kierunku wyjścia. Momentami żałowała, że w czasie studiów nie znalazła nikogo
z mieszkankiem. Owszem, kilka osób wykazywało chęć dłuższej znajomości.
Zatrzymała się przy jednej z sal wykładowych. Przez uchylone drzwi docierał
do niej głos jednego z ulubionych doktorów, prowadzącego zajęcia z filozofii.
Najpierw nieśmiało podsłuchiwała wykład o dwóch wilkach w ludzkiej naturze,
by następnie wejść powoli na aulę. Usiadła w pierwszej ławce, która nie należała
do obleganych. Odpowiedziała uśmiechem na serdeczne skinienie prowadzącego zajęcia.
– Pamiętajcie, że nie ma człowieka wyłącznie złego i dobrego – kontynuował
mężczyzna w średnim wieku, z niewielką pozostałością włosów na głowie, patrzący
2
na słuchaczy przez okrągłe okulary w metalowych oprawkach. – W każdym z nas tkwią
dwa wilki. Dobry i zły.
Z sali dobiegło wycie i parsknięcia śmiechów. Agata nie musiała się odwracać,
by wiedzieć, że niewielką część krzeseł zajęli studenci pierwszego roku. Na sesji letniej
trzeba było zaliczyć filozofię. Obserwowała reakcję doktora, który nie wyglądał
na zdenerwowanego. Widać było, że spodziewał się takiej reakcji. Uśmiechnął się pod
nosem i niezrażony kontynuował wykład.
– Możecie sobie wyobrazić inne zwierzęta. W sumie sam nie wiem, dlaczego
wszyscy uwzięli się na te wilki. Homo homini lupus est – łacińska wstawka wywołała
zamieszanie na sali, co skwitował kolejnym, tym razem złośliwym uśmieszkiem.
– Człowiek człowiekowi wilkiem jest. Jestem przekonany, że ta sentencja w obu
wariantach jest w podręczniku do filozofii. Pamiętacie, że za 3 tygodnie egzamin?
– dodał delektując się uzyskaną przewagą i trwogą zdezorientowanych studentów.
– Ja osobiście wierzę, że zawsze wygrywa ten dobry wilk. W innym przypadku
nie siedzielibyśmy na auli, lecz naszym jedynym celem byłaby ucieczka przed wyłącznie
złymi
ludźmi.
Wówczas
jego
zły
odpowiednik
chowa
się
w
zakamarku.
Pamiętajcie jednak, że on nigdy nie znika. Czeka na odpowiedni moment, a wtedy
uderzy ze zdwojoną siłą. Zło znacznie szybciej przebija się od dobra. Moim zdaniem
uzyskanie większości, przez osoby owładnięte złem będzie jednym z ostatnich dni życia
naszego gatunku.
Agata wykorzystała moment, gdy prowadzący pisał na tablicy wypowiedzianą
sentencję. Wiedziała, że wątek ten był jego konikiem, który żmudnie drążył
przygotowując się do habilitacji. Po cichu wstała i wyszła z auli. Nikt nie zwrócił na nią
uwagi. Gdy studenci skupieni byli na przepisywaniu informacji z tablicy, Agata szła
w
kierunku
przystanku.
Mijany
akademik
przypomniał
jej
o
konieczności
znalezienia mieszkania.
Przez korki omal nie spóźniła się na rozmowę. Zdyszana podała kadrowej teczkę
z papierami i pachnącym świeżością dyplomem. Błagała wzrokiem, by nie sprawdzała
godziny składania dokumentów. Odetchnęła z ulgą, gdy dołączyła teczkę do trzymanej
obok kupki dokumentów i żartobliwie wyprosiła ją z pokoju. Na samą rozmowę musiała
poczekać na korytarzu, ponieważ miała wejść jako ostatnia. Obok niej nerwowo krążyły
dwie kobiety, wertując wydrukowane ustawy. „Nie wiele się zmieniło od czasów
studenckich” – pomyślała Agata i tym razem ona uśmiechnęła się pod nosem. Poczuła
spokój, którego nie mogła odnaleźć od chwili wyjścia z dziekanatu. Tak, jakby
3
zatrudnienie było pewniakiem, a to miejsce było jej przeznaczone. Nie wyobrażała sobie
pracy w innym miejscu. Tłumaczyła to odbytym stażem i całkiem sympatycznym
miesiącem spędzonym w tym ośrodku. Żałowała jedynie zarobków, jakie ją z tego tytułu
ominęły ze zbierania truskawek w Hiszpanii. Co tam Hiszpania?! Dwa miesiące harówy
w słońcu. Teraz spokojnie patrzyła w okno z szansą na pracę na wiele lat.
–Witam
ponownie
–powiedział
dyrektor
wstając
i
ściskając
dłoń
Agaty.
– Nie zniechęciła się pani po stażu?
W samym gabinecie nic się nie zmieniło. Około rok temu siadała z dokumentami
przy tym samym stole, delektując się chłodem z klimatyzatora i nerwowo wertując
wywiad środowiskowy upewniając się, czy o niczym nie zapomniała.
– Miło wspominam ten czas – odpowiedziała kurtuazyjnie. Potem cierpliwie czekała
na dalsze pytania, nie chcąc wychodzić przed szereg. Dopiero pod sam koniec nieśmiało
dopytała. – Kiedy można spodziewać się wyników? A jakby się udało, to od kiedy
planowane jest zatrudnienie?
Wyczerpujących wyjaśnień udzieliła kadrowa. Decyzja miała zostać najpóźniej
następnego dnia ogłoszona na stronie internetowej. „Auć!”. Łudziła się, że już dzisiaj
będzie znała odpowiedź i skreśli jeden punkt z listy życiowych problemów. A tym razem,
nadal z pełną listą, ponownie znalazła się na przystanku autobusowym. Stała obok kilku
klientów zapamiętanych z kolejek do kasy po odbiór zasiłków. Sam ubiór również
to
potwierdzał,
chociaż
zawsze
starała
się
powstrzymywać
od
wyciągania
pochopnych wniosków.
Zajmując miejsce w autobusie uświadomiła sobie, że nadal jeździ jeszcze
na sieciówce studenckiej. „Legitymacje mam i nawet lokum w akademiku” –
usprawiedliwiła siebie w myślach, dodając dla otuchy żartobliwy dodatek. Ledwo
autobus ruszył, gdy poczuła wibracje w telefonie. Ostatnio używała go ostrożnie, dbając
o każdy impuls na karcie. Postanowiła nie czynić żadnych zbędnych wydatków, by mieć
jak najwięcej na przeprowadzkę. Niezbyt chętnie udostępniała swój numer wśród
znajomych. Obdarowani w ten sposób szczęściarze w większości porozjeżdżali się
do domów. „Kto to może być?” – zastanawiała się szukając w torebce telefonu.
Numeru
nie
poznała.
Była
to
wiadomość
od
kadrowej
z
ośrodka.
Nieoficjalnie poinformowała ją o konieczności stawienia się w pracy od poniedziałku.
Informację
przyjęła
dość
wstrzemięźliwie.
Nie
była
pewna,
czy
wynikało
to z przeświadczenia o powodzeniu w rekrutacji, czy też brakiem chęci uzewnętrzniania
emocji w autobusie. Przede wszystkim poczuła ulgę. Jeden problem miała z głowy.
4
„Jeden punkt do skreślenia!” – triumfowała. Kolejny nie pozwalał jednak cieszyć się
tą chwilą zbyt długo.
Tym razem bez korków, już po kilkunastu minutach, ponownie znalazła się
w miasteczku akademickim, które nadal tętniło życiem. Jedne grupy szły na zajęcia,
inne osoby zapewne na zaliczenia – wyróżniał je elegancki strój, jeszcze inne – ciekawe
ile ich było, do pokoju w akademiku po rozmowie kwalifikacyjnej o pracę.
Agata rozejrzała się dookoła z nadzieją, że dostrzeże kogoś znajomego. Kilka twarzy
kojarzyła, ale nie na tyle, by zacząć z nimi dyskusję. Zresztą o czym? Udzielanie złotych
rad byłej studentki? Pamiętała, że na początku studiów szukała takich osób robiąc
rozeznanie o przedmiotach, podręcznikach i osobach prowadzących zajęcia. Zapewne
podzieliłaby się kilkoma informacjami i doświadczeniami, gdyby oczywiście ktoś ją o coś
zapytał. „Halo? Tu jestem! Komu pomóc?”.
– Nie wszyscy naraz – wydukała pod nosem.
Osamotniona spuściła nos, obserwowała wyłożone polbrukiem chodniki – dopatrując
się zasady dobierania kolorów, gdy poczuła dość mocne szturchnięcie w ramię i odgłos
książek spadając na czerwone kamienie.
– Przepraszam – powiedziała odruchowo, przekonana o zderzeniu się z kimś
w wyniku skupienia się wyłącznie na penetracji chodnika.
– Nie ma za co – usłyszała znajomy głos. – To chyba bardziej moja wina.
Takie zawodowe roztargnienie.
Nie miała wątpliwości, że stał obok niej doktor filozofii, gorliwie poszukujący
wilków w ludzkiej skórze. Pozbierał książki i uśmiechnął się szeroko.
– Jak poszedł egzamin? – zapytał mężczyzna, kierując się zapewne eleganckim
ubiorem
Agaty.
Na
samych
zajęciach
liczyła
się
jedynie
moda
i
wygoda.
Sami prowadzący również ograniczali elementy galowe do minimum. – Pani jest chyba
na ostatnim roku? Dzisiaj rano widziałem Panią na auli.
– Tak, zgadza się – potwierdziła Agata, dodając po chwili małe sprostowanie. –
Zgadza się z tą aulą i ostatnim rokiem. Nie byłam na egzaminie. Wracam z rozmowy
kwalifikacyjnej o pracę.
– I jak poszło? – dopytywał doktor ze szczerym zainteresowaniem.
– Dobrze, dostałam pracę. To znaczy wiem nieoficjalnie, ale z pewnego źródła.
– Mniejsza z tym. Najważniejsze, że źródło jest pewne. Ale jakoś nie widzę
uśmiechu na twarzy? Nie cieszy się pani?
5
Rzeczywiście, próżno było dopatrywać się u Agaty oznak radości. Postanowiła nie
owijać w bawełnę i powiedzieć od razu całą prawdę. Czuła, że doktor jest osobą, z którą
może podzielić się swoimi problemami. W sumie nie miała aktualnie innej osoby na tyle
zaufanej, aby opowiedzieć jej o tym, co ją gnębi. A czuła taką potrzebę! Nie miała
jeszcze pracy absorbującej wolny czas, ani pieniędzy na imprezę pozwalającej
na zapomnienie o codzienności. Palący ją od środka żal cały czas narastał i erupcja
wydawała się nieunikniona. Chyba lepiej tu i teraz, niż płakać w rękaw przypadkowemu
nieznajomemu?
– Nie mam gdzie mieszkać – odpowiedziała z trudem powstrzymując łzy. – Akademik
mam do końca czerwca. Nie mam pieniędzy na wynajęcie mieszkania, szczególnie
w czasie wakacji. Pensja też nie będzie oszałamiająca – tego wątku postanowiła
nie drążyć. Uświadomiła sobie, że na rozmowie nie zapytała, na jakie zarobki może
liczyć. Przyjmowała pensję minimalną, co nie napawało optymizmem przy poszukiwaniu
mieszkania do wynajęcie.
– To fatalnie, ale mam rozwiązanie! – powiedział entuzjastycznie mężczyzna, jakby
uradowany faktem, że może komuś pomóc. – Na pewien czas możesz zamieszkać u mnie.
Jestem przekonany, że pomożemy sobie nawzajem.
a) – No, dobrze – odpowiedziała dziewczyna niepewnym głosem, obawiając się
zamiarów doktora w stosunku do jej osoby. Przez te kilka sekund wmawiała sobie,
że jest dorosła i w każdej chwili będzie mogła wyjść. Ucieczki ma opanowane
do perfekcji. – Chętnie skorzystam z tej możliwości – „A może coś ciekawego się
z tego narodzi? W końcu nie jest już moim wykładowcą, a ja nie jestem
małą dziewczynką.”– Dziękuję – zakończyła nieco śmielej.
b) – Nie, dziękuję – odpowiedziała stanowczo dziewczyna, ukrywając erupcję
oburzenie, a raczej rozczarowanie propozycją doktora. – Pamiętam pana jako
filozofa z ciekawymi zajęciami i niech tak pozostanie – dodała jadowitym głosem,
przeszywając mężczyznę pogardliwym spojrzeniem. „Co za wieśniak!” – dodała
w myślach.
– Jak pani chce – odpowiedział doktor, dopasowując kolor policzków do czerwieni
kamieni, na których stali. – Do widzenia – bąknął i czym prędzej się oddalił.
6

Podobne dokumenty