Polsko, Ojczyzno Moja, ty jesteś jak zdrowie Ile Cię trzeba cienić, ten
Transkrypt
Polsko, Ojczyzno Moja, ty jesteś jak zdrowie Ile Cię trzeba cienić, ten
ORATORIUM TRZYNASTE „PENTAGRAM” Po ulicach Chicago, Rzymu, Padebornu W dalekiej Kurytybie oraz w Nowym Jorku W miastach Szwecji i Francji, w słonecznej Italii W całej Wielkiej Brytanii a nawet w Australii Po całym świecie niemal słuchali Polacy Wieści z Kraju dających obraz Transformacji Serca mocniej zabiły każdemu z osobna Oto bowiem się dzieje coś co niepodobna Było przewidzieć jeszcze ciut miesięcy wcześniej Nikt z nich nie wyobrażał sobie nawet we śnie Tego co się wydarzy w ojczyźnie kochanej: W „starym kraju” zaczęły takie się przemiany Że tylko przyklaskiwać, tylko się szykować Zatem znów się zaczęła Polaków odnowa Przy robocie codziennej oraz przy kolacji Rozgorzały gorące spory emigracji Duch nowy wstąpił w ludzi po świata zakątkach Polska bowiem im była najdroższą pamiątką Polsko, Ojczyzno Moja, ty jesteś jak zdrowie Ile Cię trzeba cienić, ten tylko się dowie Kto Cię stracił – myśleli słynnym Wieszcza wierszem Taką szansę życiową mieli po raz pierwszy Pierwszy raz w swoim życiu naznaczonym ciężko Mogli poczuć się dobrze, bezpiecznie, zwycięsko Oto bowiem na skutek zmian wielkich w Warszawie Mogli znów zacząć myśleć o życia naprawie Droga do kraju Ojców już otworem stoi I czeka na tych pierwszych, którzy się nie boją Którzy swe marne grosze albo kapitały Mogą przywieźć do kraju, by się rozmnażały Aby dobrze służyły rodzinie i wiosce Aby zainwestować je w ojczystej Polsce Pojawili się pierwsi, co na nic nie bacząc Zadzwonili do kraju i w słuchawki płacząc Oznajmili najbliższym, dawno nie widzianym Że pojawią się wkrótce w kraju ukochanym Że być może uwierzą w nową rzeczywistość I z powrotem urządzą sobie w Kraju przyszłość Wielki ruch się rozpoczął w telepołączeniach Każdy wiedzieć chciał więcej, jak się Polska zmienia Co już wolno a czego nie zrobiono jeszcze Czy już dla emigrantów otworzona przestrzeń 1 Jakie mamy ryzyko że to nie chwilowe Czy warto jak najszybciej zaczynać od nowa...? O te i wszystkie inne sprawy chciał się pytać Polak, gdziekolwiek mieszkał, stęskniony banita Który przez politykę albo z prostej biedy Zostawił swą Ojczyznę i wyjechał kiedyś Ale nigdy tej myśli w sobie nie porzucił Że choć pod koniec życia do Domu powróci Całe to poruszenie wzięło się od tego Że nastał w kraju nowy rząd Mazowieckiego W rządzie zaś zasiadali ze sobą pospołu Różni sygnatariusze Okrągłego Stołu W rządzie tym jest minister, zwie się Balcerowicz W pół roku gospodarkę chce całkiem przerobić Najbardziej sobie na ząb wziął wielką inflację A także dóbr społecznych reprywatyzację Na tych dwóch stanowiskach, niby na filarach Stanął i zaczął wszystko wprowadzać od zaraz Takąż była reforma w kraju wyjątkowa Zaczęła więc się u nas TERAPIA SZOKOWA By ją dobrze zrozumieć trzeba na spokojnie Jeszcze raz przejrzeć wszystko co było po wojnie Oto skrót: przede wszystkim nacjonalizacja Połknęła wszelką własność i przyznała rację Tym co chcieli z urzędu wszystko zaplanować Ile czego i kiedy trzeba produkować Zaś w kulturze i w mediach, w oświacie, w uczelniach Jedna myśl – socjalizmu - po wojnie zwycięża Kto nie bardzo chce temu się podporządkować Nieraz będzie kopnięty przez życie żałować Oraz trzecia po wojnie zaszła okoliczność Żeśmy w jednym obozie widzieli swą przyszłość Socjalistyczny obóz krajów demoludu Gdzie tylko polski barak nie umierał z nudów Tylko tutaj szydzono z kazamatów sobie W kabaretach satyryk jaja sobie robił Z dygnitarzy partyjnych i z mateczki Rosji Aż z rechotu wielkiego miewało się torsje To wszystko Balcerowicz i ekipa jego Przenieść postanowiła do czasu przeszłego I całkiem na poważnie za mordę kraj wzięła Ku Europie, na Zachód wszystkich nas popchnęła 2 A ktoby kraju tego nie znał całkiem szczerze Temu wnet objaśniamy, że w wysokiej wierze W Boga i w Sprawiedliwość lud tu wychowany Przez Historię natomiast ciężko doświadczany Przez sąsiadów najczęściej niechciany lub bity Sto pięćdziesiąt lat prawie zaborem pokryty Kraj pełen tu patriotów i odważnych ludzi Zawsze gotowych kiedy Ojczyzna nas budzi Kiedy komuś się bieda srodze nadokucza Polak sobie wybawcy zadanie porucza „Za waszą wolność i naszą” – częste zawołanie Przy którym Polak daje lub przyjmuje lanie Tu mesjanizm, tu bieda, tu beztroska chwacka Charakterów mieszanka typowo sarmacka Jak pośród rozgardiaszu budżet się tu klei Rozwikłać nie ma sensu i nie ma nadziei Plany na przyszłość wielkie, mierząc na zamiary A rzeczywistość taka, że nic nie do pary Z wielkim sercem szlachetnym i o jutro troską Z łutem szczęścia niezmiernym i z pomocą Boską Zamiast realizować sprawy po kolei Musimy po kilkakroć włos na czworo dzielić Zawsze leczymy blizny i łatamy dziury Niepomni że błądzimy - znowu, po raz wtóry Postanawiamy zatem, że w wielkim porządku Dalej będziemy działać – lecz znów od początku Dajemy upust chuciom, wrodzonej swawoli I brakom choćby ładu – a to wszystko boli Bo zamiast kraj rozwijać i pieścić dobrobyt Tworzymy sobie klęski wciąż nowe i nowe… W takim to kraju dziwnym, niebogim choć pięknym Tyleż samo podleców jest i ludzi świętych I jak w Greshama prawie (albo Kopernika?) To co złe zawsze z wierzchu swobodnie pomyka Zła moneta wypiera monetę prawdziwą Ten kto prawy – ten gorszym i niechcianym bywa Kto zaś łajdak i świnia, i kto złodziej sromny Bywa dla swych współczesnych oraz dla potomnych Wielkim człowiekiem w każdym doprawdy znaczeniu Więc zażywa wywczasów i raju na ziemi Co prawda, nieraz słyszy gorzkiej prawdy słowa Lecz zawsze na to staje bronić go gotowa Wielka ciżba wyznawców, pociotków, prawników: 3 Ci narobią w obronie lamentu i krzyku I obronią podleca i szmatławca swego By mu się nie daj Boże nie stało coś złego Zatem popatrzmy jeszcze na kraj z lotu ptaka: Kraj jak z bajki wyśniony – a jednak pokraka Naród dobry, wierzący – a płodzi szalbierzy Każdy w sobie uczciwy – a złoczyńcom wierzy Gość w dom – Bóg w dom – gościnność wszędzie tutaj w modzie Zatem skąd tylu głodnych i bezdomnych chodzi? Skwery oraz chodniki pełne są żebrzących Zajrzyj choć do śmietnika - napotkasz grzebiących W szkole nie masz dla dzieci żadnej szklanki mleka A po lekcjach na młodzież diler dragów czeka Zaś gromada kolegów w zabawie, dla hecy Lubi skopać uczniaka, wsadzić mu nóż w plecy Za to że nie dał grupie ostatniej monety Albo za nic, tak sobie, dla zwykłej podniety Ksiądz na lekcji religii dzieci deprawuje Albo tłucze pięściami, bo mu tak pasuje Narkotyki, złodziejstwo oraz pornografia Taka szkoła nierzadko nieletnim się trafia Nauczyciel nie wiedzy wykładem się para Tylko książki handluje, bardzo się w tym stara By prowizję zagarnąć od dilera książek Więc prawdziwej roboty już zrobić nie zdąży Dziecku korepetycje kupować zaś trzeba Zamiast jakiejś zabawki albo kromki chleba Jak nigdy przez lat tyle, nigdy do tej pory Szara strefa rozkwita w gospodarce chorej Jak najmniej oficjalnie: bokiem - jak najwięcej I maluczki i wielki dorabia do pensji Dorabia do swojego nędznego żywota Do milionów na koncie lub do bezrobocia Jeden kradnie „na wydrę”, inny przez internet Inny pasie swe krowy na cudzym codziennie Ten kopie w bieda-szybach, ten kradnie chrust z lasu Inny rwie cudze jabłka, oszwabia na kasie Tysiące jest wariantów by oszukać biedę Lub powiększyć miliony i drogo się sprzedać Trzeba tutaj powiedzieć o tym wielkim wstydzie Jaki sami widzimy – i świat także widzi Ponad cztery miliony ludzi żyje w nędzy Nie mając już nadziei zarobić pieniędzy 4 Ponad milion najmłodszych co dnia żyje w głodzie Dwa miliony dorabia miotłą na Zachodzie Ludzie z otwartą głową, z dobrym wykształceniem Sprzątają, myją gary w wielkim poniżeniu Niemal milion już ludzi bez dachu nad głową: Dworce są ich mieszkaniem z łóżkiem tekturowym Bieda-zupki raz na dzień, rzadziej odwszawianie Używane ubranie niektóry dostanie Z biedy niszczą cokolwiek, szyny rozkręcają Lub żebrzą na ulicach, ludzi napadają Młodzież po blokowiskach, w miasteczkach, we wioskach Nie jest w stanie ambicjom najskromniejszym sprostać A że nikt już na młodzież nie zwraca uwagi Dopuszczają się czynów coraz większej wagi Wyłudzenia, kurestwo, napady, złodziejstwa Byle trochę uzyskać dla swojego chciejstwa Przy tym wszystkim wracamy do tego niestety Że jak przed wojną szerzy się analfabetyzm Skrajnie do medycyny umniejszony dostęp Wraca do nas gruźlica a ucieka postęp Kto wpadnie w takiej nędzy okrutny kołowrót Raczej nie może liczyć na żaden już powrót Najgorsze że w nas samych wielka znieczulica Gdy łachmaniarze leżą prosto na ulicach Gdy matki z dziećmi żebrzą i gdy ktoś się wiesza Jak dobrze że to nie ja – każdy się pociesza Ale ręki pomocnej już nie chce wyciągnąć Niech ktoś inny załatwi sprawę niewygodną Przyzwyczajamy się tak do tego poziomu Że w śmietnikach nam grzebią tuż około domu Wzrok wstydliwie odwraca każdy w drugą stronę Tak zdycha człowieczeństwo, moralność – w agonii Wszędzie handel i geszeft, wszystko kupić można Pobłażliwość sędziego kiedy sprawa groźna U lekarza badanie lub receptę tanią Od roboty zwolnienie, podsłuchu nagranie Dziennikarza artykuł w pochlebstwach tonący Albo ze służb specjalnych przeciek drukujący Konkubent córkę gwałci, dusi swój płód matka I w beczce po kapuście szmatą trupa zatka Ojciec strzela do syna, syn zaś zatłukł babcię Dziewczynki koleżankę – bo chciały popatrzeć Czy w realu tak samo ludzie umierają 5 Jak na filmach czy w necie – tak się sprawy mają Nie ma już miejsc bezpiecznych w powiecie i w miastach Na podwórku i w domu strach wzrasta i wzrasta Szef policji, minister, i byli premierzy Padają od kul niby zwyczajni gangsterzy Lichwa na każdym rogu, w lombardach, ponieważ Za psi grosz wyprzedaje dobra każdy biedak Szerzy się bezrobocie, toteż co kto może Niesie na bazar sprzedać – ludziom coraz gorzej Pękają stare więzi, ginie duch wspólnoty Plenią się patologie i inne kłopoty I bezinteresowna prasłowiańska zawiść Czyli polskie piekiełko, co innych tak bawi Powszechne szabrownictwo i niegodne czyny Okradane pomniki – to dzisiaj rutyna Jeśli zadowolony ktoś dziś w Polsce chodzi Znaczy że kogoś obszedł, oszukał, ugodził Gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko zaciekle Trwa w najlepsze w tym naszym ojczyźnianym piekle Nagonki, samobójstwa, pospolita zdrada I biedy dziedziczenie – tej młodzieży biada Co z ubogiego domu na świat ten przybyła Szanse jej widać marne i równia pochyła Kto zaś zdołał wyuczyć już się na fachowca Kuszony jest do pracy w krajach całkiem obcych Oszczędzamy tym samym bogatszym sąsiadom Kosztów ich wykształcenia: a oni tam jadą Gdzie im godne warunki życia proponują Pracę, dom, odpoczynek – zatem emigrują Powszechna mizerota wszystkiego dotyczy Biedę jakoś ratują wzięci społecznicy Ale oni też klepią biedę: ich fundusze Oraz stowarzyszenia o życie grać muszą Wielka prywatyzacja – oszukańcze słowa Cały naród nielicznym kokosy fundował Co państwowym jest mieniem – popiwek, domiary I płacą dywidendę jakgdyby za karę Prywatnym zaś ulgowo interes wychodzi Nawet gdy obiektywnie gospodarce szkodzi Kto krajowy – ten gorsze ma pracy warunki Zagraniczny zaś z głowy ma wszelkie frasunki Kto rzetelnie rozlicza i płaci podatki Ten bankructwa jest bliski, a nawet za kratki Trafić może po jakiejś złośliwej kontroli 6 Malwersantów-oszustów nikt nie niepokoi Zamiast dobrej roboty – czysta spekulacja Miast usłużnych urzędów – czysta biurokracja Dobrobytu są ślady – ale minionego Bo za bezcen, za grosze dziś wyprzedanego Rabunkowa wyprzedaż – to szukanie grosza To finanse stracone, wrzucone do kosza Tu zaś sięga się śmiało po dobra pokoleń Aby budżet pokleić, władzę zaspokoić Wioski po pegeerach unurzane w nędzy Żadnej tam nie ma pracy i żadnych pieniędzy Miasteczka przemysłowe stoją bezrobociem Za bezcen wykupione – ktoś inny ma krocie Jest bezrobocia także wielkomiejska postać: Kto podpadł politycznie – ten roboty dostać Nie może choćby nawet największym fachowcem Był (bo zawsze go inni zwiodą na manowce) Wabiąc obcy kapitał jakoby zbawienie Utraciliśmy wszystko co by było w cenie Europa oraz inne kapitału siły Z wielką chrapką na Polskę raźnie się rzuciły Niby pomoc nam niosą, ekspertów, fundusze A to wszystko jest po to by nasz kraj osuszyć Z wszystkiego co soczyste, z wszystkiego co zdrowe Cokolwiek w Polsce warte – jest właściciel nowy Księgowymi sztuczkami oraz wrażym spiskiem Wyssali z Polski dobra i wartości wszystkie Banki, infrastruktura, produkcja i handel Wszystko to zagarnęła chciwa łupu banda I jeszcze się panoszą jakby nasi zbawcy A tymczasem to polskiej substancji oprawcy Jeszcze samiśmy sobie nóż pod żebro wbili Żeśmy nagle stosunki z Rosją odmienili Kilkadziesiąt lat wszystko było układane To co dziś jednym cięciem już jest pozrywane Nie ma takiej budowli, którą bez ryzyka Możnaby w jednej chwili, jak książkę, zamykać Latami nieraz kończy się wielkie etapy Ażeby strat nie było i zupełnej klapy Ale kto na to patrzył, kiedy nienawiści Pełni od gospodarki byli specjaliści Niech się Polska już po tym nie podniesie nawet Byle Rosji dokuczyć, byle ją osłabić – 7 Taką to wartość miały wszystkie ekspertyzy: Rosję kopnąć a Polskę chwycić w twarde ryzy Na to wszystko modele zaczęli stosować Jak ma się gospodarka od dzisiaj zachować Przy czym cała ekspertów gospodarczych klika Widzi w nas bananową prawie republikę W tych modelach naprawdę taki wzór wychodzi Że bez ludzi najlepiej gospodarka chodzi Stąd wielkie bezrobocie, wykluczanie ludzi Człowiek wpada w pułapkę zanim się obudzi Transformacyjną oto ekonomii próbę Przyjmujemy jak dary – lecz na naszą zgubę Na zachodzie – wiadomo – co nam imponuje Obywatele rządzą, a rząd usługuje Naprawdę tak myśleli reformy autorzy Nie wiedząc czym dla państwa i dla ludzi grozi Przestawienie w całości tej publicznej nawy Dziarsko się zatem wzięli do swojej zabawy Obywatelskie chcieli stworzyć społeczeństwo A stworzyli bałagan i wielkie szaleństwo Demokracja wiecowa, durne rządy tłumu Republika głuptaków całkiem bez rozumu Samorząd zamiast przez lud być ustanowionym Bardziej niż wcześniej państwem został przesiąkniony Każdy działacz lokalny ambicje ma takie Żeby jutro ministrem być nie byle jakim Niby wielki społecznik, niby on jest z ludu Ale chytry na władzę i na blichtru cuda Od Warszawy po Wólkę rosną więc zastępy Prowincjuszy do stołków urzędowych chętnych Taka też ich kultura polityczna bywa Że na państwowym truchle każdy z nich wygrywa Ministrowie sprzedają do koncesji dostęp Nikomu już zaufać, wszędzie jakiś podstęp Adwokat szantażuje klienta własnego Lekarz trupem handluje – strupiając wpierw jego Sądy dają wyroki jak wedle cennika Zbóje tam rządzą forsą, nikt im nie zafika Hucpa w kraju urasta do godności normy Tyle mamy z przepięknej społecznej reformy Nic powierzyć nikomu, fałsz i zakłamanie Prawdy nie masz już nigdzie, wszędy tylko dranie 8 Poburzone pomniki, zdeptana Historia Co kiedyś było wstydem – dzisiaj chodzi w glorii Co kiedyś było godne – dzisiaj hańbą grozi Ulice przemianować – o to tylko chodzi Kto wcześniej był bohater, był narodu wzorem Dziś w szyderstwach utonie, staje się potworem Kwitną jak w Ameryce wszelkie patologie Normą - małe bezprawie: bez zmrużenia powiek Każdy z każdym załatwia szemrane geszefty Na każdym kroku wziątka i na ucho szepty Oficerowie liczą łupy na przetargach Na złomowanym sprzęcie, a gdy jaka skarga Wtedy się tajemnicą wielką zasłaniają I dalej z magazynów dobra wyprzedają Każdy chce być rentierem, nikt nie chce pracować Po co trudzić się - kiedy można kombinować Wydrwigrosza dziś zawód w wielkiej cenie stoi Zaś uczciwa robota ludziom nie przystoi Dziesięciolecia Stadion – niegdyś polska duma Dziś największym bazarem, gdzie paser i juma Wszędzie lichwa, kurestwo, narkotyki, wódka Prawa tu nie uświadczysz, jego ręka krótka Dzieciaki miast zajmować się czymś po świetlicach Myją aut różnych szyby na wszystkich ulicach Bez nadzoru się młodzież nowa wychowuje Dzisiaj kradnie – a jutro – bandytą i zbójem Cnota staje się drwiny poręcznym obiektem Ni sumienia, ni prawdy nikt już w kraju nie chce Nawet tam, gdzie za czasów komuny ciemiężnej Można było duchowym się karmić orężem Nawet zatem w Kościele więcej jest pożądań Niźli człowiek za młodu w kraju tym oglądał Powstają latyfundia i księże fortuny Jakich nikt nie uświadczył za byłej komuny Rugowane są szkoły, szpitale, ośrodki Kiedy oko biskupa pazerne tam spocznie Przeto wszelkie agencje co rządzą gruntami PGR-owskich włości dawnych obiektami Dziś zdają się nie wiedzieć, że to ludu dobra Gotowe wszystko księdzu za darmochę oddać Zatem Kościół co zwie się pasterzy zakonem Swe siły skupia na tym by zdobyć mamonę 9 Partie nas bałamucą swoimi programy A tak naprawdę nic nie przejmują się nami Obstawiają urzędy i fundusze wszelkie Tam zaś cwane jaczejki – myje ręka rękę Bo tam „kręcą swe lody” na różnych przekrętach Finansują w ten sposób różne swoje święta Pod pozorem szkolenia, szerzenia oświaty Elektorat gromadzą oraz swoich braci Rozdają cudzy pieniądz, wspierają się wzajem Przenikają do wszystkich dziedzin w naszym kraju Władza się korumpuje, żyje sama sobie Namiestnicy zaś - każdy swoją rzepkę skrobie Nikt nie patrzy zupełnie kraju interesów Lud idzie w zniewolenie – a władza się biesi Zbawieniem ma być pieniądz co płynie z Brukseli Ten zaś przejmują kliki – tyle go widzieli! Powszechna mizerota i „jakoś to będzie” Byle jakość panoszy się wszędzie i wszędzie Inteligent zakłada fundację dla kantu Albo żebrze w urzędach niewielkiego grantu Wszelkie bowiem fundacje i stowarzyszenia Tylko wtedy byt mają i pewność istnienia Gdy swoistą koncesję dostaną od władzy Lub gdy biznes wspierają – wtedy se poradzą Owsiakowe orkiestry, kotańskie monary Kilka razy do roku idą pełną parą Wyciskają łzę z oka i wdowi grosz łupią Obiecując że za to coś ubogim kupią Ochojskie płaczą rzewnie nad świata smutkami Po czym wożą zebrane ofiary TIR-ami Prezydentowa bierze garściami od osób Co chcą do prezydenta dotrzeć w jakiś sposób Potem pod kapeluszem minkę swą w ciup składa I do sierotek bieży, z troską do nich gada Deprymują w ten sposób samorządność wszelką Zaś państwo nasze mają za hetkę-pętelkę Miast kraj i władzę mieć za wielki obowiązek Patrzą by gładko kręcić ofiarny pieniążek Więcej w tym salonowej bywa egzaltacji Nuworyszowskich zadęć – niźli demokracji Skromności w tym nijakiej, więcej wsiowej pozy Społecznicy prawdziwi nie mogą zaś pożyć Bo kole w oko takich dożów pałacowych 10 Rzeczywisty społecznik, działacz kryształowy Taka kpina to z ruchu obywatelskiego Z Polaków dumy oraz z honoru naszego Solidarność – i owszem – polska do dewiza Świat nas za to podziwiał oraz oklaskiwał Świat nie poznał się na tym przewrotnym rebusie Bo jak zwykle odwrotnie u nas wsio być musi Solidarność – to w Polsce, i nie wiedzieć czemu Znaczy: zewrzeć szeregi jeden wbrew drugiemu Kraj nasz stoi więc cały tymi zastępami Które przeciwko sobie stają ramię w ramię Samorządy – przy wszelkich swoich wypaczeniach Nie mają jak utrzymać publicznego mienia Niby odzyskaliśmy zręby swej wolności Ale wykastrowali nas z suwerenności Samorząd to – czy urząd – chciałoby się spytać By załatać budżety, to muszą się chwytać Wyprzedaży ostatnich gruntów i budynków Dom kultury przerabiać na miejsce wyszynku Wszelkie ściany a także przestrzenie swobodne Obstawione reklamą: a ta nas zagoni Do swych hipermarketów, gdzie przez dobę całą Za grosze i pod butem ludzie zasuwają Padają tradycyjne sklepiki, warsztaty Bo tu w hipermarkecie wszystko masz na raty Tylko nie wiesz, że aby taki sklep zarobił Musi z wszystkich dokoła nędzarzy porobić Najpodlejszych galeria charakterów staje Jakiej nie masz już chyba w żadnym innym kraju Policjant jak bandyta się jakiś prowadzi Urzędnik jak satrapa, łapówką nie wzgardzi Polityk jak panienka urażona wiecznie Artysta jak ten łajza, naćpany koniecznie Uczony jak sprzedajna ulicznica tworzy To czego oczekują biznesu wielmoże Dziennikarz jak bulterier jest do wynajęcia Im więcej ofiar zagryzł – tym ma większe wzięcie A prosty człowiek tak te przykłady rozumie Żeby kraść ile wlezie w swym rodzonym gumnie Dziedziczymy głupotę, choroby i nędzę 11 I nikt nie wie czy kiedyś ludziom lepiej będzie * * * Doświadczeni przez Życie, Historię, Opatrzność Nie umiemy odpocząć i spokojnie zasnąć Różnorakie ścigają nas we śnie demony Świat co był taki piękny – jawi się skończony Tylu ludzi się zmienia w życiowe pokraki Tyle szans nam przepada – i nie byle jakich Tyle dobra marnieje, a wszystko upada Polsce i jej mieszkańcom – biada, biada, biada! Tyle rodzin się stacza w nałogów otmęty! Patologią kraj stoi, los jego przeklęty Co złego ma się ziścić – wydarzy się tutaj Wszystko co złe słyszałeś – do drzwi naszych puka Gdzież jest państwo co zwykle prowadzi porządek Ludzi organizuje w ojczysty obrządek? Gdzie jest władza co może pod sztandarem dobrym Wrócić kraj w koleiny proste i wygodne? Nie maż ci już tej nawy co się państwem zowie Co człowiek zepsuć umiał – to już zepsuł człowiek Tam gdzie władzy jest miejsce i państwowe szyki Hula wiatr – a szubrawcy zakładają wnyki Lepsze kąski wyłapią – resztę jak padlinę Zostawią narodowi i zrzucą nań winę Przyjdzie płacić każdemu - ciężka czeka zima Haracz większy niż dzisiaj codziennie płacimy Oto państwa wychudłe, gnijące ochłapy Co je z treści wyzuły czyjeś wstrętne łapy: Armia kurczy się co dzień, jak jej dyscyplina Najżywiej z magazynów handel się poczyna Korupcyją przeżarty każdy mundur z szarżą Narkotyki, pijaństwo, fala – wojska marżą I z policją nie lepiej, prócz powyższych grzechów Za drobny datek gotów policjant zaniechać A za większą prowizję do gangu przystąpi Przeciw prawu i ludziom ochoczo wystąpi Rząd – ten który miast rządzić tu po gospodarsku Za prywatne się zabrał interesy dziarsko Arogancki i gnuśny w swej niekompetencji Mimo licznej młodzieży – w starczej jest demencji W parlamencie – wiadomo – prawo się stanowi 12 Aby lepiej się miało ludziom i krajowi Ale nasi sejmowcy tak zapracowani Że lobbystom swe sprawy już pozostawiali Państwowy sektor także polskiej ekonomii Zamiast stabilizować kraj – to w piętkę goni Okradają go cwani i chytrzy krętacze Co wiedzą jak oskubać, potem ślady zatrzeć Budżet – co ma ostoją być suwerenności Jawi się jak ofiara przedurnej gry w kości Każdy tam ulokuje co mu niesie ślina Nie ma tutaj logiki, kupy się nie trzyma Fundusze i agencje pozabudżetowe To pole do popisu specjalistów nowych Od tego jak oskubać szarego człowieka Fundusze są dla ludu – lud ich nie doczeka Sądy i wszelkie prawa krajowego moce Sprawiedliwości winny stanowić opokę Lecz nie u nas – bo tutaj sąd, prawnik, adwokat Śpiewa jak mu podegra przestępcza wywłoka Długa jeszcze państwowych atrybutów lista Że nie spełnia swych zadań – to rzecz oczywista Jeśli lud nie odczuwa, że to jego państwo Że mu z nim nie po drodze – bo skandal i draństwo Jeśli lud wie że państwo jego niemoralne Wtedy państwo się jawi jako nielegalne Państwo to jest mechanizm który ma być sprawny Ale też jest to misja moralnie poważna Zegarmistrza i księdza państwo potrzebuje Bo na obu płaszczyznach gnije i się psuje * * * Powiadają - początkiem tak wielkiego sromu Pięć jest źródeł co biją z kątów tego domu Zatem pięć mamy Złego publicznych ośrodków Które mafię współtworzą straszną niczym potwór Które twardo za mordę trzymają współziomków Na przegraną skazując ich i ich potomków Które kraj wysysają z substancji odżywczych Które krzywdą się karmią i nieszczęściem wszystkich Które kraj toczą niby ziemiste robale Które na dobro Polski nic nie baczą wcale 13 Pierwszy taki ośrodek zwie się POLITYCY O tych można powiedzieć nie tylko: cynicy Kłamcy i hochsztaplerzy, zdrajcy – aż słów mało Ale że są narodu naszego zakałą Że nic sobie nie robią z obietnic wyborczych A wszelka władza w kraju tylko w tym ich korci W czym ich upodobanie i nad wyraz cenią Że kraj na swoją modłę podstępnie przemienią Drugi taki ośrodek nazwiemy BIZNESEM Choć taki biznes winien i szczeznąć z kretesem Nie tworzy bowiem taki żadnego dochodu Tylko rwie co ojczyste, a gdy narwie – chodu! Tylko baczy gdzie jeszcze jaki kąsek smaczny Po czym podchody podeń korupcyjne zacznie Wciągnie w swoje konszachty złych i dobrych ludzi – Każdy z ręką w nocniku wkrótce się obudzi Trzeci taki ośrodek to SPECJALNE SŁUŻBY Wychowane w systemie wszechsowieckiej drużby Które więcej uwagi poświęcają sobie Rywalizując który najwięcej przeskrobie Służby stoją intrygą, handlem, aferami Obywatelu – nie chciej mieć z tymi służbami Nigdy sprawy – lecz apel ten pobrzmiewa głucho: Każdy z nas przystawione ma do ściany ucho Kto pomyślałby sobie, że przesławne GANGI W polskiej mafii nie mają tej największej rangi Ot, po prostu, gdzie nie ma dążenia do zgody Tam posyłany bywa gangu żołnierz młody Żadnego w nim odruchu ludzkiego ni wiary Kradnie, gwałci, morduje i trenuje bary Jedno wie: że szefowie, kiedy wierny będzie Ochronią go – i kary za nic nie odbędzie Listę tę zamykają – a jakżeby! – MEDIA O tych każda powiada nam encyklopedia Że informują oraz dają komentarze Do rozmaitych w świecie będących wydarzeń Ale inna jest rola ich w kraju nad Wisłą One tutaj fałszują i przeszłość – i przyszłość Jeśli wróżba Orwella gdzieś miała się spełnić To mamy takie miejsce na piastowskiej ziemi 14 I współpracując zgodnie, ręka myjąc rękę Codzienną nam dostarcza ta mafia udrękę Dobrą mając dewizę: IM GORZEJ TYM LEPIEJ Szarogęsi się w kraju jak we własnym sklepie Jak na swoim folwarku dzieli różne fanty Złupione lekką ręką, złodziejstwem i kantem Jak na swojej chudobie bez pamięci rządzi Bez szacunku dla ludzi ich krajowi szkodzi A naród jak w amoku na to wszystko patrzy Jak w teatrze upiornym i pełnym rozpaczy Nie ma takich opinii, wyborów ni sądów Któreby mogły sprawnie zrobić z tym porządek W biały dzień i bezczelnie, niczym kieszonkowcy Wykradają nam Polskę ładni, grzeczni chłopcy I damy purpurowe, i sławni mentorzy Wszyscy z tamtą dewizą: tym lepiej im gorzej Nigdzie nie masz gwarancji, ani u rzecznika Ani u policjanta, ani urzędnika Każdy może okazać się pachołkiem mafii Nie tylko nie pomoże: ból zadać potrafi Kota ogonem może dowolnie obrócić I do drzwi twych ze zbirem nazajutrz powrócić Za to żeś w dobrej sprawie i wierze wystąpił On ci razów i kary ciężkiej nie poskąpi Żebyś wiedział na zawsze: trzeba mordę w kubeł I patrzeć jak mafiosi robią sobie jubel Na truchle twego kraju, na trupie ojczyzny – Długo będziesz z tych wrażeń leczył swoje blizny Jak nazwać ten niecnoty sojusz niegodziwy Wraży wszelkiemu Dobru ten związek parszywy? Gdy pięć gniazd rodzi mafię – taką nazwę nadam Która chłodna i mroczna: mafia - to PENTAGRAM Więc narysuj – me dziecię – pięć kółek niewinnych Każde nazwij jak zechcesz, wyróżnij od innych Potem połącz je kreską – w jaki sposób pragniesz I z niewinnych kółeczek straszną hydrę zgadniesz Bo każde z gniazd osobno jawi się niewinnie I broni swojej cnoty aktywnie i czynnie Nawet gangi udają, że są dobrą szkołą Pośród życia meandrów i wszelkich niedoli Kiedy zaś razem wszystkie połączysz w figurę Już nigdy nie odróżnisz które z nich jest które Kradnie znany polityk, biznesmen morduje 15 Dziennikarz – pułkownikiem, na swoich kabluje Sędzia daje wyroki według aparycji Bankier czyni bankruta z dobrej inwestycji Klakier daje komentarz (obiektywny niby) Lizus pisze peany wzięty w ichnie tryby Zaś jak ten kret intrygi polityczne snuje Donosiciel z gangsterem – razem wokół psują I w tym porozumieniu nigdy nie spisanym Co najwyżej wzmocnionym różnymi wekslami Co najwyżej wzmocnionym zawartością teczek – Trwają – sprawując podłą nad Ojczyzną pieczę Nasz Pentagram jest dzieckiem Transformacji sławnej Przejścia do Polski nowej od Polski niedawnej Gdzie nowe jeszcze słabe - stare już nie może Wszak dobrze pamiętamy: tym lepiej im gorzej Zatem dziarsko się biorą za różne reformy Politycy – to po to, by zawiesić normy By porządek naruszyć i miejsce otworzyć Dla ludzi Pentagramu, by mogli utworzyć Rozmaite przyczółki tego co najgorsze: Służby tworzą intrygi, biznes daje forsę Media pieją peany oraz opluskwiają Wszystkich co się niecnocie głośno sprzeciwiają Gangi zaś ostateczną instancję stanowią Niepokornym dosłownie ucinają głowy Nakoniec dostajemy cuchnący ów towar Nazywany obłudnie: „kraju to odnowa” Rechot szyderczy tłumiąc wciskają nam przy tem Wciąż nowe numeracje Rzeczypospolitej A to tylko na nowo jest poukładany Nasz ojczysty Pentagram. Zadając nam rany Odbierając nam szansę na godziwe życie Gnębiąc groźną przemocą, okradając skrycie Dając akty strzeliste o Dobra zwycięstwie Prowadzi nas Pentagram ku niechybnej klęsce Myli się kto Pentagram jako szajkę widzi Co jaczejką się zbiera, jawnie z kraju szydzi Pentagram działa chytrzej: wszak oni w pół słowa Jeden pojmie drugiego – i układ gotowy Jeden rzuci spojrzenie – inny już wie wszystko Żadne słowo nie pada ni żadne nazwisko Żaden podpis nie skala papieru stronicy – Tacy to są spryciarze że szukaj ze świcą Z jednej lepieni gliny, jednej mentalności 16 Lepiszcze to ich czyni jakoby jednością Z boku nikt ich nie pozna że to samo grają Ci zaś się jednym gestem porozumiewają Pentagram zatem taką tutaj stoi siłą: „PEŁNO ICH A JAKOBY NIKOGO NIE BYŁO” * * * Żadna mafia niestety nie ma bytu racji Jeśli w kraju po temu nie ma sytuacji Skąd się zatem na dobre mafia w Polsce wzięła Jak u licha to wszystko co ma – zagarnęła? Kto ją spłodził na zgubę, nieszczęście narodu Kto w ten sposób Ojczyznę wpędza nam do grobu? Otóż jest taki ktosik, ów Demiurg przeklęty Co zezwala mafiosom na wszystkie przekręty Który oko przymyka, gdy hucpa dokoła Gdy o pomstę do nieba polska krzywda woła Gdy w dzień biały, „na wydrę”, dobro nasze kradną Łupią niemiłosiernie wszystko co popadnie Zwą go zasię DEKOWNIK, lub OPORTUNISTA Który gotów na wszystko dla spokoju przystać Pełno go w tym narodzie, co spłodził Norwida Mickiewicza, Miłosza, i Wałęsę wydał Wydał na świat Kościuszkę oraz Piłsudskiego Mężów wielu – a nawet i Ojca Świętego Mając takie postacie, taki światu przykład Wydał oto nasz naród na świat DEKOWNIKA Spłodził tę postać marną i zarazem podłą Hurtem nam ją dostarczył na tę samą modłę Pod tę sztancę nad sztance, masowym wysypem Zapełnił kraj nasz biedny takim DEKOWNIKIEM Kraj co godzien jest Nieba i najwyższej Chwały DEKOWNICY przejęli podstępni i mali Ojczyzną dekownika – bazar i ciułanie Pół litra pod golonkę, w spółdzielni mieszkanie W pracy fucha – a w domu żona w papilotach W firmie wypić herbatkę – w domu głaskać kota W sercu, w duszy i w głowie gorącej – Ojczyzna A w sumieniu i w życiu – zwyczajna „dulszczyzna” Kiedy widzi i może przyłapać szalbierza 17 On w przestrachu oniemiał i do wyjścia zmierza Udaje że go nie ma: tłumaczy się potem Że tak musiał – bo byłby utracił robotę Że donosić – nie honor – nawet jeśli granda A poza tym ich więcej, toż to cała banda Kierownik oraz majster, i nawet księgowa Gdzie ja biedny – powiada – potem się uchowam? Że przez to w firmie bieda i niskie wypłaty? Ale pracę mam – mówi – choć płacą na raty Miła mi pewność jutra, choćby w małym smrodzie Wszelkie bunty są za to wbrew mojej wygodzie Wszak „moja chata z kraja” – prawda dawno znana Sprawdzona już po stokroć, stokroć stosowana Szanuj szefa, choć złego – możesz mieć gorszego Swoje rób i nie mądruj, nie patrz na drugiego Cielę które pokorne – obskoczy dwa cycki Podskakiewicz - problemy – cichy zaś ma zyski Takich prawd całe setki znamy w naszym gumnie Dekowników kultura, co kraj trzyma w gównie Filozofia powiatów kraj cały przeżera Przez nią mafia wszystkimi łatwo poniewiera Dzieci, Rodzina, Kościół, Praca, Obowiązek To szlachetna wymówka, dekowników związek Powiedz mu, że to brednia, to cię obsobaczy Żeś całkiem znieczulony i cham jak się patrzy Że Ojców dawne troski, Narodu zdobycze Za nic masz jak ten zdrajca, a i podlec przy tem Strach przed trzeźwym sumieniem i myślą głęboką Jawi się dekownikom bezpieczną opoką Żadna wyższa moralność spokoju nie tłumi Dulszczyzny uświęconej w naszym polskim gumnie Przed czymkolwiek wybitnym, dobitnym i wielkim Uchroń nas, niebożątka, nasz ty Panie Wielki Uchroń przed jednoznacznym oraz wyjątkowym Dobry Boże, obyśmy tylko byli zdrowi! Dupochronów nam dostarcz i usprawiedliwień By nas w pierwszym szeregu nigdy nikt nie widział W pierwszej linii jest piekło i ryzyko wielkie A tu w cieniu jest cicho i nadzwyczaj pięknie Oto ja, dekowniczek, rzepkę swoją skrobię Bezszelestnie pod siebie, cichutko ku sobie Tu obrazi się bardzo nasz oportunista Jak to, a Solidarność? Jam to do niej przystał 18 Jam przewrócił komunę i system rozwalił Mur berliński żem zburzył, Sowietów wydalił! Będzie tak perorował nasz dzielny dekownik Jak walczył przeciw Złemu, Komunie i Zbrodni Będzie dotąd tokował, aż wnet się okaże Że dołączył się, owszem, do wielkich wydarzeń Kiedy już nie groziło to wcale nikomu Kiedy ich już tam było coś 10 milionów Taka bowiem natura jest u dekownika Że się w tłumie ukrywa, między innych wnika Byle się nie wyróżniać, jak ten kameleon Na żadnej fotografii nie rozpoznasz – gdzie on Przetrwa każdą epokę, nawet z jakimś zyskiem Wszędzie zda się uchować, zanim w krzaki czmychnie Co mu podskakiewicze i bohaterowie! Wypuści ich przed siebie bez zmrużenia powiek Niech oni dziarsko walczą i drzwi wyważają Dekownik się zaczai w kapuście jak zając I spokojnie przeczeka zajadając głąby Aż się zbliży ta chwila kiedy zadmą w trąby Kiedy rychło ogłoszą, że już jest bezpiecznie Wtedy zając zakrzyknie, że on też koniecznie Że nienawidził tego co było minęło Że walczył dzielnie dotąd, aż mu coś strzyknęło Tutaj, w kościach, kontuzja, lub inna wymówka Jak to w szkole: paluszek i boląca główka Teraz jednak już zdrowy, patrzcie, moi mili Gotów przy nowym stole dobrze się posilić Zamiast kapusty głąbów – teraz marcheweczka Dobra jest ta odwaga – kiedy niekonieczna Mała stabilizacja, spokój od wszystkiego To rozkosz dekownika i nadzieja jego Lecz kiedy egzaltacja i wielkie emocje Wtedy w tłumie ratunku szuka grzeczny chłopiec Co innego gdy moda, kiedy zgodnie z prądem Kiedy wszyscy tak samo, równo, płynnie, zgodnie Każ mu głowę położyć za Sprawę – panika! Bo dekownik od zawsze wszak światła unika Nie w blasku jupiterów, ale w cienia mroku Szuka oportunista dla siebie obroku Kiedy wznoszą sztandary i na zbiórkę proszą – On ma ważne zakupy, on o wolne prosi Cicho bokiem pomyka – i na skutki czeka 19 A gdy skutki wiadome – dzielnego człowieka Bojownika dziarskiego zobaczyć w nim można A nie tego co zawsze wolał być z ostrożna Jest w takim dekownictwie głęboki sens nowy Bo kiedy ludzie dzielni nadstawiają głowy Oportunista czas ma, energię i zdrowie By zadbać o swe sprawy, dobrze zrobić sobie Gdy bohater ryzyko kazamatów bierze On cicho liczy kasę – interesy mierzy A potem się pochwali, jaki był rozważny Rozsądny, gospodarny, rzeczowy, uważny Zapobiegliwy jaki – jak mąż stanu niemal Gdy inni harcowali – on uprawiał dzieła Słowem: jak ta jemioła, na rachunek cudzy Zawsze dba swój interes – kosztem innych ludzi Pożywiwszy się innych wielkim poświęceniem Będzie szydził dekownik, że tamten nic nie ma Że tacy z nich chojracy – a zieje z nich bidą Całe ich bohaterstwo na nic im się przyda Żebraku z orderami – dekownik ci rzecze Było zadbać o swoje, nad tym trzymać pieczę Zawiązać koniec z końcem – to prawdziwa sztuka! A nie w szeregu pierwszym taniej sławy szukać – I pośród wrednych szyderstw dekownik triumfuje I dalej na swą miarę co dzień kombinuje Trudno dziwić się potem, że gdy złodziej blisko I gdy nocą mieć trzeba baczenie na wszystko Dumny oportunista odwraca swą głowę: Odważy się dopiero, gdy będzie gotowe Gdy już ktoś ryzykując cios mafijnej hydry Łupy wskaże i zajmie – i złodziejom wydrze Widzisz – a nie mówiłem? – odezwie się mądrze Niby chodząca racja, co zawsze wie dobrze Taka cnota chodząca, moralności przykład Dla którego to co Złe – to rzecz bardzo przykra Tu Pentagram ma glebę wielce urodzajną W to im graj – w dekowniczej Polsce mają fajnie Dekownik w swojej masie długo będzie trwać Jako wzorzec Polaka – kurwa jego mać! A obok Dekownika rży śmiechem Układnik Dla którego już nie masz tu świętości żadnej Człowiek to bez honoru, bez czci i sumienia 20 Jak wiatry w kraju wieją – tak on barwy zmienia Gdzie płynie dobra strumień – on wiadro podkłada Gdy nowa polityka – on już się układa Przeżyje wszystkie rządy i wszystkie ustroje Zawsze na stanowisku wychodzi na swoje Usłużnie liże stopy każdej władzy nowej Na każdą politykę ma patenty nowe Mówiono kiedyś takim: ma zawód „dyrektor” Bo każdą zawieruchę dyrektorsko przetrwał Teraz fucha jest ważna, ażeby zarobić Gotów dowolną podłość, każde świństwo zrobić Nie masz już dlań przyjaźni ani koleżeństwa Gotów gadać głupoty, czynić bezeceństwa Sprzedałby własną matkę, na pchlim targu choćby Byle w górę podskoczyć, byle znów się odbić Postać to nieciekawa, ale ma tę cechę Że na co dzień wygląda jako ktoś, kto jest „w dechę” Miły człowiek w obejściu, śliski i układny Pachnie dobrym perfumem i żonę ma ładną Dodajmy: piątą żonę, bo tę się dobiera Do wymogów stawianych na drodze kariery Najgorsze w tym, że taki zawsze se poradzi Bo przez lata kurestwa zyskał jakąś władzę Życiorys zbudowany na ciągłych układach Czyni go plasteliną, co zawsze się nada Każdy nowy namiestnik gdy go widzi w stajni Jedno tylko w nim sprawdza: czy jest dość sprzedajny Jeśli gotów nowemu zręcznie służyć panu Można go wykorzystać, dać mu nowe wiano Nie ma sensu poprzedniej ekipy batożyć Jeśli z nią można nieźle na układach pożyć Wszak rozliczne tajniki biurowych przekrętów Zna Układnik perfektnie, dlatego ma wzięcie Byle znał swoje miejsce we władzy szeregu Ta dopilnuje że mu nic nie będzie złego Zatem taka struktura społeczna się kroi Że tu jeden drugiego troszeczkę się boi Że od dołu do góry, od góry do dołu Płyną kary i łaski, a z nimi pospołu Powstają gniłe więzi, robacze jaczejki Polaryzując w kraju tym działalność wszelką Ustanawiając brudny publiczny porządek Który uniemożliwia uczciwy obrządek Dołem kryje się płasko Dekownik pobladły 21 Nad nim swe lody kręci przebiegły Układnik Wszystko to zaś za karmę służy wielkim Panom Którym akurat rządy w kraju przypisano Którzy jakimś krętactwem alibo podstępem Wzięli we władzę kraj nasz i ludzi zastępy A wszystko to jednoczy wielkie włazidupstwo Klientyzm, lizusostwo i zwykłe przekupstwo * * * Patrzy na całą hecę Matuzalem stary I broni się przed sobą, i nie daje wiary Czterdzieści lat nauki jakby nie dotarło Stoi przed pięknym krajem perspektywa marna Jakby nie słyszał nigdy ten i ów za młodu Jakie straszne tsunami przybywa z Zachodu Tylko naiwny przecież sądził tak opacznie Że po zmianie ustroju raj się u nas zacznie Tymczasem Matuzalem widział całkiem jasno Sprawy które powinny nie dać Polsce zasnąć Oto przybędą tutaj zastępy hien podłych Łapiąc co lepsze kąski dla siebie wygodne Szarpiąc na sztuki ciało słabej gospodarki Dla siebie wybierając co najlepsze skwarki Resztę pozostawiając naiwnym miejscowym Najwyraźniej do reform jeszcze niegotowym Bo chcieć reform to jedno – a drugie rozumieć Konsekwencje głębokie przemian, oraz umieć Odgadnąć wszak nie tylko tę różową przyszłość Ale też każdą gorszą rzeczy okoliczność Jednym słowem dla ZYSKU tak się w sprawie działa Aby każda robota ci się opłacała Kiedy złą perspektywę oraz mozół widzisz Łacno sprawę porzucisz, nawet będziesz szydził Że takie tu badziewie tobie proponują Tak to ogromne dobra szybko się zmarnują Bo wszyscy cwaniaczkowie, zysku specjaliści Szukają najłatwiejszej dla siebie korzyści Oto też wraz z rozkwitem swobód osobistych Pojawi tu się mnóstwo przedsięwzięć nieczystych Małe ludzkie podłości i zwyczajna chciwość Pokonają wrodzoną człowieczą uczciwość Stanie się tak że każdy dobry, szczery człowiek W biały dzień na ulicy może dostać w głowę 22 Mogą mu zabrać wszystko i skrzywdzić bez granic Zniszczyć jego samochód i okraść mieszkanie Na koniec zaś oskarżyć przed sądem, policją Że się bronił zbyt mocno – i zabrać mu wszystko Honor, godność, sumienie, jakieś perspektywy I sam nie wie już taki: martwy jest czy żywy Tu przypowieść się sama snuje anegdotą Jak to rybkę złowiło trzech biednych idiotów Złota to była rybka z życzeniami trzema Każdy mógł sobie życzyć czegoś - czego nie ma Jeden chce być bogaty – wraz się takim staje Drugi też się zamienia niby w księcia z bajek Trzeci na nich spogląda – i na swoją biedę Mówi: chcę by z powrotem stali się jak wtedy I ten-to żart ponury niech zamknie tę księgę Głupoty przyrodzonej, co naszą siermięgę Utrwalać będzie zawsze mimo wszelkich racji Tak jak to tu widzimy podczas transformacji 23