Polsko, Ojczyzno Moja, ty jesteś jak zdrowie Ile Cię trzeba cienić, ten

Transkrypt

Polsko, Ojczyzno Moja, ty jesteś jak zdrowie Ile Cię trzeba cienić, ten
ORATORIUM TRZYNASTE
„PENTAGRAM”
Po ulicach Chicago, Rzymu, Padebornu
W dalekiej Kurytybie oraz w Nowym Jorku
W miastach Szwecji i Francji, w słonecznej Italii
W całej Wielkiej Brytanii a nawet w Australii
Po całym świecie niemal słuchali Polacy
Wieści z Kraju dających obraz Transformacji
Serca mocniej zabiły każdemu z osobna
Oto bowiem się dzieje coś co niepodobna
Było przewidzieć jeszcze ciut miesięcy wcześniej
Nikt z nich nie wyobrażał sobie nawet we śnie
Tego co się wydarzy w ojczyźnie kochanej:
W „starym kraju” zaczęły takie się przemiany Że tylko przyklaskiwać, tylko się szykować
Zatem znów się zaczęła Polaków odnowa
Przy robocie codziennej oraz przy kolacji
Rozgorzały gorące spory emigracji
Duch nowy wstąpił w ludzi po świata zakątkach
Polska bowiem im była najdroższą pamiątką
Polsko, Ojczyzno Moja, ty jesteś jak zdrowie
Ile Cię trzeba cienić, ten tylko się dowie
Kto Cię stracił – myśleli słynnym Wieszcza wierszem
Taką szansę życiową mieli po raz pierwszy
Pierwszy raz w swoim życiu naznaczonym ciężko
Mogli poczuć się dobrze, bezpiecznie, zwycięsko
Oto bowiem na skutek zmian wielkich w Warszawie
Mogli znów zacząć myśleć o życia naprawie
Droga do kraju Ojców już otworem stoi
I czeka na tych pierwszych, którzy się nie boją
Którzy swe marne grosze albo kapitały
Mogą przywieźć do kraju, by się rozmnażały
Aby dobrze służyły rodzinie i wiosce
Aby zainwestować je w ojczystej Polsce
Pojawili się pierwsi, co na nic nie bacząc
Zadzwonili do kraju i w słuchawki płacząc
Oznajmili najbliższym, dawno nie widzianym Że pojawią się wkrótce w kraju ukochanym Że być może uwierzą w nową rzeczywistość
I z powrotem urządzą sobie w Kraju przyszłość
Wielki ruch się rozpoczął w telepołączeniach
Każdy wiedzieć chciał więcej, jak się Polska zmienia
Co już wolno a czego nie zrobiono jeszcze
Czy już dla emigrantów otworzona przestrzeń
1
Jakie mamy ryzyko że to nie chwilowe
Czy warto jak najszybciej zaczynać od nowa...?
O te i wszystkie inne sprawy chciał się pytać
Polak, gdziekolwiek mieszkał, stęskniony banita
Który przez politykę albo z prostej biedy
Zostawił swą Ojczyznę i wyjechał kiedyś
Ale nigdy tej myśli w sobie nie porzucił Że choć pod koniec życia do Domu powróci
Całe to poruszenie wzięło się od tego Że nastał w kraju nowy rząd Mazowieckiego
W rządzie zaś zasiadali ze sobą pospołu
Różni sygnatariusze Okrągłego Stołu
W rządzie tym jest minister, zwie się Balcerowicz
W pół roku gospodarkę chce całkiem przerobić
Najbardziej sobie na ząb wziął wielką inflację
A także dóbr społecznych reprywatyzację
Na tych dwóch stanowiskach, niby na filarach
Stanął i zaczął wszystko wprowadzać od zaraz
Takąż była reforma w kraju wyjątkowa
Zaczęła więc się u nas TERAPIA SZOKOWA
By ją dobrze zrozumieć trzeba na spokojnie
Jeszcze raz przejrzeć wszystko co było po wojnie
Oto skrót: przede wszystkim nacjonalizacja
Połknęła wszelką własność i przyznała rację
Tym co chcieli z urzędu wszystko zaplanować
Ile czego i kiedy trzeba produkować
Zaś w kulturze i w mediach, w oświacie, w uczelniach
Jedna myśl – socjalizmu - po wojnie zwycięża
Kto nie bardzo chce temu się podporządkować
Nieraz będzie kopnięty przez życie żałować
Oraz trzecia po wojnie zaszła okoliczność Żeśmy w jednym obozie widzieli swą przyszłość
Socjalistyczny obóz krajów demoludu
Gdzie tylko polski barak nie umierał z nudów
Tylko tutaj szydzono z kazamatów sobie
W kabaretach satyryk jaja sobie robił
Z dygnitarzy partyjnych i z mateczki Rosji
Aż z rechotu wielkiego miewało się torsje
To wszystko Balcerowicz i ekipa jego
Przenieść postanowiła do czasu przeszłego
I całkiem na poważnie za mordę kraj wzięła
Ku Europie, na Zachód wszystkich nas popchnęła
2
A ktoby kraju tego nie znał całkiem szczerze
Temu wnet objaśniamy, że w wysokiej wierze
W Boga i w Sprawiedliwość lud tu wychowany
Przez Historię natomiast ciężko doświadczany
Przez sąsiadów najczęściej niechciany lub bity
Sto pięćdziesiąt lat prawie zaborem pokryty
Kraj pełen tu patriotów i odważnych ludzi
Zawsze gotowych kiedy Ojczyzna nas budzi
Kiedy komuś się bieda srodze nadokucza
Polak sobie wybawcy zadanie porucza
„Za waszą wolność i naszą” – częste zawołanie
Przy którym Polak daje lub przyjmuje lanie
Tu mesjanizm, tu bieda, tu beztroska chwacka
Charakterów mieszanka typowo sarmacka
Jak pośród rozgardiaszu budżet się tu klei
Rozwikłać nie ma sensu i nie ma nadziei
Plany na przyszłość wielkie, mierząc na zamiary
A rzeczywistość taka, że nic nie do pary
Z wielkim sercem szlachetnym i o jutro troską
Z łutem szczęścia niezmiernym i z pomocą Boską
Zamiast realizować sprawy po kolei
Musimy po kilkakroć włos na czworo dzielić
Zawsze leczymy blizny i łatamy dziury
Niepomni że błądzimy - znowu, po raz wtóry
Postanawiamy zatem, że w wielkim porządku
Dalej będziemy działać – lecz znów od początku
Dajemy upust chuciom, wrodzonej swawoli
I brakom choćby ładu – a to wszystko boli
Bo zamiast kraj rozwijać i pieścić dobrobyt
Tworzymy sobie klęski wciąż nowe i nowe…
W takim to kraju dziwnym, niebogim choć pięknym
Tyleż samo podleców jest i ludzi świętych
I jak w Greshama prawie (albo Kopernika?)
To co złe zawsze z wierzchu swobodnie pomyka
Zła moneta wypiera monetę prawdziwą
Ten kto prawy – ten gorszym i niechcianym bywa
Kto zaś łajdak i świnia, i kto złodziej sromny
Bywa dla swych współczesnych oraz dla potomnych
Wielkim człowiekiem w każdym doprawdy znaczeniu
Więc zażywa wywczasów i raju na ziemi
Co prawda, nieraz słyszy gorzkiej prawdy słowa
Lecz zawsze na to staje bronić go gotowa
Wielka ciżba wyznawców, pociotków, prawników:
3
Ci narobią w obronie lamentu i krzyku
I obronią podleca i szmatławca swego
By mu się nie daj Boże nie stało coś złego
Zatem popatrzmy jeszcze na kraj z lotu ptaka:
Kraj jak z bajki wyśniony – a jednak pokraka
Naród dobry, wierzący – a płodzi szalbierzy
Każdy w sobie uczciwy – a złoczyńcom wierzy
Gość w dom – Bóg w dom – gościnność wszędzie tutaj w modzie
Zatem skąd tylu głodnych i bezdomnych chodzi?
Skwery oraz chodniki pełne są żebrzących
Zajrzyj choć do śmietnika - napotkasz grzebiących
W szkole nie masz dla dzieci żadnej szklanki mleka
A po lekcjach na młodzież diler dragów czeka
Zaś gromada kolegów w zabawie, dla hecy
Lubi skopać uczniaka, wsadzić mu nóż w plecy
Za to że nie dał grupie ostatniej monety
Albo za nic, tak sobie, dla zwykłej podniety
Ksiądz na lekcji religii dzieci deprawuje
Albo tłucze pięściami, bo mu tak pasuje
Narkotyki, złodziejstwo oraz pornografia
Taka szkoła nierzadko nieletnim się trafia
Nauczyciel nie wiedzy wykładem się para
Tylko książki handluje, bardzo się w tym stara
By prowizję zagarnąć od dilera książek
Więc prawdziwej roboty już zrobić nie zdąży
Dziecku korepetycje kupować zaś trzeba
Zamiast jakiejś zabawki albo kromki chleba
Jak nigdy przez lat tyle, nigdy do tej pory
Szara strefa rozkwita w gospodarce chorej
Jak najmniej oficjalnie: bokiem - jak najwięcej
I maluczki i wielki dorabia do pensji
Dorabia do swojego nędznego żywota
Do milionów na koncie lub do bezrobocia
Jeden kradnie „na wydrę”, inny przez internet
Inny pasie swe krowy na cudzym codziennie
Ten kopie w bieda-szybach, ten kradnie chrust z lasu
Inny rwie cudze jabłka, oszwabia na kasie
Tysiące jest wariantów by oszukać biedę
Lub powiększyć miliony i drogo się sprzedać
Trzeba tutaj powiedzieć o tym wielkim wstydzie
Jaki sami widzimy – i świat także widzi
Ponad cztery miliony ludzi żyje w nędzy
Nie mając już nadziei zarobić pieniędzy
4
Ponad milion najmłodszych co dnia żyje w głodzie
Dwa miliony dorabia miotłą na Zachodzie
Ludzie z otwartą głową, z dobrym wykształceniem
Sprzątają, myją gary w wielkim poniżeniu
Niemal milion już ludzi bez dachu nad głową:
Dworce są ich mieszkaniem z łóżkiem tekturowym
Bieda-zupki raz na dzień, rzadziej odwszawianie
Używane ubranie niektóry dostanie
Z biedy niszczą cokolwiek, szyny rozkręcają
Lub żebrzą na ulicach, ludzi napadają
Młodzież po blokowiskach, w miasteczkach, we wioskach
Nie jest w stanie ambicjom najskromniejszym sprostać
A że nikt już na młodzież nie zwraca uwagi
Dopuszczają się czynów coraz większej wagi
Wyłudzenia, kurestwo, napady, złodziejstwa
Byle trochę uzyskać dla swojego chciejstwa
Przy tym wszystkim wracamy do tego niestety Że jak przed wojną szerzy się analfabetyzm
Skrajnie do medycyny umniejszony dostęp
Wraca do nas gruźlica a ucieka postęp
Kto wpadnie w takiej nędzy okrutny kołowrót
Raczej nie może liczyć na żaden już powrót
Najgorsze że w nas samych wielka znieczulica
Gdy łachmaniarze leżą prosto na ulicach
Gdy matki z dziećmi żebrzą i gdy ktoś się wiesza
Jak dobrze że to nie ja – każdy się pociesza
Ale ręki pomocnej już nie chce wyciągnąć
Niech ktoś inny załatwi sprawę niewygodną
Przyzwyczajamy się tak do tego poziomu Że w śmietnikach nam grzebią tuż około domu
Wzrok wstydliwie odwraca każdy w drugą stronę
Tak zdycha człowieczeństwo, moralność – w agonii
Wszędzie handel i geszeft, wszystko kupić można
Pobłażliwość sędziego kiedy sprawa groźna
U lekarza badanie lub receptę tanią
Od roboty zwolnienie, podsłuchu nagranie
Dziennikarza artykuł w pochlebstwach tonący
Albo ze służb specjalnych przeciek drukujący
Konkubent córkę gwałci, dusi swój płód matka
I w beczce po kapuście szmatą trupa zatka
Ojciec strzela do syna, syn zaś zatłukł babcię
Dziewczynki koleżankę – bo chciały popatrzeć
Czy w realu tak samo ludzie umierają
5
Jak na filmach czy w necie – tak się sprawy mają
Nie ma już miejsc bezpiecznych w powiecie i w miastach
Na podwórku i w domu strach wzrasta i wzrasta
Szef policji, minister, i byli premierzy
Padają od kul niby zwyczajni gangsterzy
Lichwa na każdym rogu, w lombardach, ponieważ
Za psi grosz wyprzedaje dobra każdy biedak
Szerzy się bezrobocie, toteż co kto może
Niesie na bazar sprzedać – ludziom coraz gorzej
Pękają stare więzi, ginie duch wspólnoty
Plenią się patologie i inne kłopoty
I bezinteresowna prasłowiańska zawiść
Czyli polskie piekiełko, co innych tak bawi
Powszechne szabrownictwo i niegodne czyny
Okradane pomniki – to dzisiaj rutyna
Jeśli zadowolony ktoś dziś w Polsce chodzi
Znaczy że kogoś obszedł, oszukał, ugodził
Gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko zaciekle
Trwa w najlepsze w tym naszym ojczyźnianym piekle
Nagonki, samobójstwa, pospolita zdrada
I biedy dziedziczenie – tej młodzieży biada
Co z ubogiego domu na świat ten przybyła
Szanse jej widać marne i równia pochyła
Kto zaś zdołał wyuczyć już się na fachowca
Kuszony jest do pracy w krajach całkiem obcych
Oszczędzamy tym samym bogatszym sąsiadom
Kosztów ich wykształcenia: a oni tam jadą
Gdzie im godne warunki życia proponują
Pracę, dom, odpoczynek – zatem emigrują
Powszechna mizerota wszystkiego dotyczy
Biedę jakoś ratują wzięci społecznicy
Ale oni też klepią biedę: ich fundusze
Oraz stowarzyszenia o życie grać muszą
Wielka prywatyzacja – oszukańcze słowa
Cały naród nielicznym kokosy fundował
Co państwowym jest mieniem – popiwek, domiary
I płacą dywidendę jakgdyby za karę
Prywatnym zaś ulgowo interes wychodzi
Nawet gdy obiektywnie gospodarce szkodzi
Kto krajowy – ten gorsze ma pracy warunki
Zagraniczny zaś z głowy ma wszelkie frasunki
Kto rzetelnie rozlicza i płaci podatki
Ten bankructwa jest bliski, a nawet za kratki
Trafić może po jakiejś złośliwej kontroli
6
Malwersantów-oszustów nikt nie niepokoi
Zamiast dobrej roboty – czysta spekulacja
Miast usłużnych urzędów – czysta biurokracja
Dobrobytu są ślady – ale minionego
Bo za bezcen, za grosze dziś wyprzedanego
Rabunkowa wyprzedaż – to szukanie grosza
To finanse stracone, wrzucone do kosza
Tu zaś sięga się śmiało po dobra pokoleń
Aby budżet pokleić, władzę zaspokoić
Wioski po pegeerach unurzane w nędzy Żadnej tam nie ma pracy i żadnych pieniędzy
Miasteczka przemysłowe stoją bezrobociem
Za bezcen wykupione – ktoś inny ma krocie
Jest bezrobocia także wielkomiejska postać:
Kto podpadł politycznie – ten roboty dostać
Nie może choćby nawet największym fachowcem
Był (bo zawsze go inni zwiodą na manowce)
Wabiąc obcy kapitał jakoby zbawienie
Utraciliśmy wszystko co by było w cenie
Europa oraz inne kapitału siły
Z wielką chrapką na Polskę raźnie się rzuciły
Niby pomoc nam niosą, ekspertów, fundusze
A to wszystko jest po to by nasz kraj osuszyć
Z wszystkiego co soczyste, z wszystkiego co zdrowe
Cokolwiek w Polsce warte – jest właściciel nowy
Księgowymi sztuczkami oraz wrażym spiskiem
Wyssali z Polski dobra i wartości wszystkie
Banki, infrastruktura, produkcja i handel
Wszystko to zagarnęła chciwa łupu banda
I jeszcze się panoszą jakby nasi zbawcy
A tymczasem to polskiej substancji oprawcy
Jeszcze samiśmy sobie nóż pod żebro wbili Żeśmy nagle stosunki z Rosją odmienili
Kilkadziesiąt lat wszystko było układane
To co dziś jednym cięciem już jest pozrywane
Nie ma takiej budowli, którą bez ryzyka
Możnaby w jednej chwili, jak książkę, zamykać
Latami nieraz kończy się wielkie etapy
Ażeby strat nie było i zupełnej klapy
Ale kto na to patrzył, kiedy nienawiści
Pełni od gospodarki byli specjaliści
Niech się Polska już po tym nie podniesie nawet
Byle Rosji dokuczyć, byle ją osłabić –
7
Taką to wartość miały wszystkie ekspertyzy:
Rosję kopnąć a Polskę chwycić w twarde ryzy
Na to wszystko modele zaczęli stosować
Jak ma się gospodarka od dzisiaj zachować
Przy czym cała ekspertów gospodarczych klika
Widzi w nas bananową prawie republikę
W tych modelach naprawdę taki wzór wychodzi Że bez ludzi najlepiej gospodarka chodzi
Stąd wielkie bezrobocie, wykluczanie ludzi
Człowiek wpada w pułapkę zanim się obudzi
Transformacyjną oto ekonomii próbę
Przyjmujemy jak dary – lecz na naszą zgubę
Na zachodzie – wiadomo – co nam imponuje
Obywatele rządzą, a rząd usługuje
Naprawdę tak myśleli reformy autorzy
Nie wiedząc czym dla państwa i dla ludzi grozi
Przestawienie w całości tej publicznej nawy Dziarsko się zatem wzięli do swojej zabawy
Obywatelskie chcieli stworzyć społeczeństwo
A stworzyli bałagan i wielkie szaleństwo
Demokracja wiecowa, durne rządy tłumu
Republika głuptaków całkiem bez rozumu
Samorząd zamiast przez lud być ustanowionym
Bardziej niż wcześniej państwem został przesiąkniony
Każdy działacz lokalny ambicje ma takie Żeby jutro ministrem być nie byle jakim
Niby wielki społecznik, niby on jest z ludu
Ale chytry na władzę i na blichtru cuda
Od Warszawy po Wólkę rosną więc zastępy
Prowincjuszy do stołków urzędowych chętnych
Taka też ich kultura polityczna bywa Że na państwowym truchle każdy z nich wygrywa
Ministrowie sprzedają do koncesji dostęp
Nikomu już zaufać, wszędzie jakiś podstęp
Adwokat szantażuje klienta własnego
Lekarz trupem handluje – strupiając wpierw jego
Sądy dają wyroki jak wedle cennika
Zbóje tam rządzą forsą, nikt im nie zafika
Hucpa w kraju urasta do godności normy
Tyle mamy z przepięknej społecznej reformy
Nic powierzyć nikomu, fałsz i zakłamanie
Prawdy nie masz już nigdzie, wszędy tylko dranie
8
Poburzone pomniki, zdeptana Historia
Co kiedyś było wstydem – dzisiaj chodzi w glorii
Co kiedyś było godne – dzisiaj hańbą grozi
Ulice przemianować – o to tylko chodzi
Kto wcześniej był bohater, był narodu wzorem
Dziś w szyderstwach utonie, staje się potworem
Kwitną jak w Ameryce wszelkie patologie
Normą - małe bezprawie: bez zmrużenia powiek
Każdy z każdym załatwia szemrane geszefty
Na każdym kroku wziątka i na ucho szepty
Oficerowie liczą łupy na przetargach
Na złomowanym sprzęcie, a gdy jaka skarga
Wtedy się tajemnicą wielką zasłaniają
I dalej z magazynów dobra wyprzedają
Każdy chce być rentierem, nikt nie chce pracować
Po co trudzić się - kiedy można kombinować
Wydrwigrosza dziś zawód w wielkiej cenie stoi
Zaś uczciwa robota ludziom nie przystoi
Dziesięciolecia Stadion – niegdyś polska duma
Dziś największym bazarem, gdzie paser i juma
Wszędzie lichwa, kurestwo, narkotyki, wódka
Prawa tu nie uświadczysz, jego ręka krótka
Dzieciaki miast zajmować się czymś po świetlicach
Myją aut różnych szyby na wszystkich ulicach
Bez nadzoru się młodzież nowa wychowuje
Dzisiaj kradnie – a jutro – bandytą i zbójem
Cnota staje się drwiny poręcznym obiektem
Ni sumienia, ni prawdy nikt już w kraju nie chce
Nawet tam, gdzie za czasów komuny ciemiężnej
Można było duchowym się karmić orężem
Nawet zatem w Kościele więcej jest pożądań
Niźli człowiek za młodu w kraju tym oglądał
Powstają latyfundia i księże fortuny
Jakich nikt nie uświadczył za byłej komuny
Rugowane są szkoły, szpitale, ośrodki
Kiedy oko biskupa pazerne tam spocznie
Przeto wszelkie agencje co rządzą gruntami
PGR-owskich włości dawnych obiektami
Dziś zdają się nie wiedzieć, że to ludu dobra
Gotowe wszystko księdzu za darmochę oddać
Zatem Kościół co zwie się pasterzy zakonem
Swe siły skupia na tym by zdobyć mamonę
9
Partie nas bałamucą swoimi programy
A tak naprawdę nic nie przejmują się nami
Obstawiają urzędy i fundusze wszelkie
Tam zaś cwane jaczejki – myje ręka rękę
Bo tam „kręcą swe lody” na różnych przekrętach
Finansują w ten sposób różne swoje święta
Pod pozorem szkolenia, szerzenia oświaty
Elektorat gromadzą oraz swoich braci
Rozdają cudzy pieniądz, wspierają się wzajem
Przenikają do wszystkich dziedzin w naszym kraju
Władza się korumpuje, żyje sama sobie
Namiestnicy zaś - każdy swoją rzepkę skrobie
Nikt nie patrzy zupełnie kraju interesów
Lud idzie w zniewolenie – a władza się biesi
Zbawieniem ma być pieniądz co płynie z Brukseli
Ten zaś przejmują kliki – tyle go widzieli!
Powszechna mizerota i „jakoś to będzie”
Byle jakość panoszy się wszędzie i wszędzie
Inteligent zakłada fundację dla kantu
Albo żebrze w urzędach niewielkiego grantu
Wszelkie bowiem fundacje i stowarzyszenia
Tylko wtedy byt mają i pewność istnienia
Gdy swoistą koncesję dostaną od władzy
Lub gdy biznes wspierają – wtedy se poradzą
Owsiakowe orkiestry, kotańskie monary
Kilka razy do roku idą pełną parą
Wyciskają łzę z oka i wdowi grosz łupią
Obiecując że za to coś ubogim kupią
Ochojskie płaczą rzewnie nad świata smutkami
Po czym wożą zebrane ofiary TIR-ami
Prezydentowa bierze garściami od osób
Co chcą do prezydenta dotrzeć w jakiś sposób
Potem pod kapeluszem minkę swą w ciup składa
I do sierotek bieży, z troską do nich gada
Deprymują w ten sposób samorządność wszelką
Zaś państwo nasze mają za hetkę-pętelkę
Miast kraj i władzę mieć za wielki obowiązek
Patrzą by gładko kręcić ofiarny pieniążek
Więcej w tym salonowej bywa egzaltacji
Nuworyszowskich zadęć – niźli demokracji
Skromności w tym nijakiej, więcej wsiowej pozy
Społecznicy prawdziwi nie mogą zaś pożyć
Bo kole w oko takich dożów pałacowych
10
Rzeczywisty społecznik, działacz kryształowy
Taka kpina to z ruchu obywatelskiego
Z Polaków dumy oraz z honoru naszego
Solidarność – i owszem – polska do dewiza Świat nas za to podziwiał oraz oklaskiwał Świat nie poznał się na tym przewrotnym rebusie
Bo jak zwykle odwrotnie u nas wsio być musi
Solidarność – to w Polsce, i nie wiedzieć czemu
Znaczy: zewrzeć szeregi jeden wbrew drugiemu
Kraj nasz stoi więc cały tymi zastępami
Które przeciwko sobie stają ramię w ramię
Samorządy – przy wszelkich swoich wypaczeniach
Nie mają jak utrzymać publicznego mienia
Niby odzyskaliśmy zręby swej wolności
Ale wykastrowali nas z suwerenności
Samorząd to – czy urząd – chciałoby się spytać
By załatać budżety, to muszą się chwytać
Wyprzedaży ostatnich gruntów i budynków
Dom kultury przerabiać na miejsce wyszynku
Wszelkie ściany a także przestrzenie swobodne
Obstawione reklamą: a ta nas zagoni
Do swych hipermarketów, gdzie przez dobę całą
Za grosze i pod butem ludzie zasuwają
Padają tradycyjne sklepiki, warsztaty
Bo tu w hipermarkecie wszystko masz na raty
Tylko nie wiesz, że aby taki sklep zarobił
Musi z wszystkich dokoła nędzarzy porobić
Najpodlejszych galeria charakterów staje
Jakiej nie masz już chyba w żadnym innym kraju
Policjant jak bandyta się jakiś prowadzi
Urzędnik jak satrapa, łapówką nie wzgardzi
Polityk jak panienka urażona wiecznie
Artysta jak ten łajza, naćpany koniecznie
Uczony jak sprzedajna ulicznica tworzy
To czego oczekują biznesu wielmoże
Dziennikarz jak bulterier jest do wynajęcia
Im więcej ofiar zagryzł – tym ma większe wzięcie
A prosty człowiek tak te przykłady rozumie Żeby kraść ile wlezie w swym rodzonym gumnie
Dziedziczymy głupotę, choroby i nędzę
11
I nikt nie wie czy kiedyś ludziom lepiej będzie
*
*
*
Doświadczeni przez Życie, Historię, Opatrzność
Nie umiemy odpocząć i spokojnie zasnąć
Różnorakie ścigają nas we śnie demony Świat co był taki piękny – jawi się skończony
Tylu ludzi się zmienia w życiowe pokraki
Tyle szans nam przepada – i nie byle jakich
Tyle dobra marnieje, a wszystko upada
Polsce i jej mieszkańcom – biada, biada, biada!
Tyle rodzin się stacza w nałogów otmęty!
Patologią kraj stoi, los jego przeklęty
Co złego ma się ziścić – wydarzy się tutaj
Wszystko co złe słyszałeś – do drzwi naszych puka
Gdzież jest państwo co zwykle prowadzi porządek
Ludzi organizuje w ojczysty obrządek?
Gdzie jest władza co może pod sztandarem dobrym
Wrócić kraj w koleiny proste i wygodne?
Nie maż ci już tej nawy co się państwem zowie
Co człowiek zepsuć umiał – to już zepsuł człowiek
Tam gdzie władzy jest miejsce i państwowe szyki
Hula wiatr – a szubrawcy zakładają wnyki
Lepsze kąski wyłapią – resztę jak padlinę
Zostawią narodowi i zrzucą nań winę
Przyjdzie płacić każdemu - ciężka czeka zima Haracz większy niż dzisiaj codziennie płacimy
Oto państwa wychudłe, gnijące ochłapy
Co je z treści wyzuły czyjeś wstrętne łapy:
Armia kurczy się co dzień, jak jej dyscyplina
Najżywiej z magazynów handel się poczyna
Korupcyją przeżarty każdy mundur z szarżą
Narkotyki, pijaństwo, fala – wojska marżą
I z policją nie lepiej, prócz powyższych grzechów
Za drobny datek gotów policjant zaniechać
A za większą prowizję do gangu przystąpi
Przeciw prawu i ludziom ochoczo wystąpi
Rząd – ten który miast rządzić tu po gospodarsku
Za prywatne się zabrał interesy dziarsko
Arogancki i gnuśny w swej niekompetencji
Mimo licznej młodzieży – w starczej jest demencji
W parlamencie – wiadomo – prawo się stanowi
12
Aby lepiej się miało ludziom i krajowi
Ale nasi sejmowcy tak zapracowani Że lobbystom swe sprawy już pozostawiali
Państwowy sektor także polskiej ekonomii
Zamiast stabilizować kraj – to w piętkę goni
Okradają go cwani i chytrzy krętacze
Co wiedzą jak oskubać, potem ślady zatrzeć Budżet – co ma ostoją być suwerenności
Jawi się jak ofiara przedurnej gry w kości
Każdy tam ulokuje co mu niesie ślina
Nie ma tutaj logiki, kupy się nie trzyma
Fundusze i agencje pozabudżetowe
To pole do popisu specjalistów nowych
Od tego jak oskubać szarego człowieka
Fundusze są dla ludu – lud ich nie doczeka
Sądy i wszelkie prawa krajowego moce
Sprawiedliwości winny stanowić opokę
Lecz nie u nas – bo tutaj sąd, prawnik, adwokat Śpiewa jak mu podegra przestępcza wywłoka
Długa jeszcze państwowych atrybutów lista Że nie spełnia swych zadań – to rzecz oczywista
Jeśli lud nie odczuwa, że to jego państwo Że mu z nim nie po drodze – bo skandal i draństwo
Jeśli lud wie że państwo jego niemoralne
Wtedy państwo się jawi jako nielegalne
Państwo to jest mechanizm który ma być sprawny
Ale też jest to misja moralnie poważna
Zegarmistrza i księdza państwo potrzebuje
Bo na obu płaszczyznach gnije i się psuje
*
*
*
Powiadają - początkiem tak wielkiego sromu
Pięć jest źródeł co biją z kątów tego domu
Zatem pięć mamy Złego publicznych ośrodków
Które mafię współtworzą straszną niczym potwór
Które twardo za mordę trzymają współziomków
Na przegraną skazując ich i ich potomków
Które kraj wysysają z substancji odżywczych
Które krzywdą się karmią i nieszczęściem wszystkich
Które kraj toczą niby ziemiste robale
Które na dobro Polski nic nie baczą wcale
13
Pierwszy taki ośrodek zwie się POLITYCY
O tych można powiedzieć nie tylko: cynicy
Kłamcy i hochsztaplerzy, zdrajcy – aż słów mało
Ale że są narodu naszego zakałą Że nic sobie nie robią z obietnic wyborczych
A wszelka władza w kraju tylko w tym ich korci
W czym ich upodobanie i nad wyraz cenią Że kraj na swoją modłę podstępnie przemienią
Drugi taki ośrodek nazwiemy BIZNESEM
Choć taki biznes winien i szczeznąć z kretesem
Nie tworzy bowiem taki żadnego dochodu
Tylko rwie co ojczyste, a gdy narwie – chodu!
Tylko baczy gdzie jeszcze jaki kąsek smaczny
Po czym podchody podeń korupcyjne zacznie
Wciągnie w swoje konszachty złych i dobrych ludzi –
Każdy z ręką w nocniku wkrótce się obudzi
Trzeci taki ośrodek to SPECJALNE SŁUŻBY
Wychowane w systemie wszechsowieckiej drużby
Które więcej uwagi poświęcają sobie
Rywalizując który najwięcej przeskrobie
Służby stoją intrygą, handlem, aferami
Obywatelu – nie chciej mieć z tymi służbami
Nigdy sprawy – lecz apel ten pobrzmiewa głucho:
Każdy z nas przystawione ma do ściany ucho
Kto pomyślałby sobie, że przesławne GANGI
W polskiej mafii nie mają tej największej rangi
Ot, po prostu, gdzie nie ma dążenia do zgody
Tam posyłany bywa gangu żołnierz młody Żadnego w nim odruchu ludzkiego ni wiary
Kradnie, gwałci, morduje i trenuje bary
Jedno wie: że szefowie, kiedy wierny będzie
Ochronią go – i kary za nic nie odbędzie
Listę tę zamykają – a jakżeby! – MEDIA
O tych każda powiada nam encyklopedia Że informują oraz dają komentarze
Do rozmaitych w świecie będących wydarzeń
Ale inna jest rola ich w kraju nad Wisłą
One tutaj fałszują i przeszłość – i przyszłość
Jeśli wróżba Orwella gdzieś miała się spełnić
To mamy takie miejsce na piastowskiej ziemi
14
I współpracując zgodnie, ręka myjąc rękę
Codzienną nam dostarcza ta mafia udrękę
Dobrą mając dewizę: IM GORZEJ TYM LEPIEJ
Szarogęsi się w kraju jak we własnym sklepie
Jak na swoim folwarku dzieli różne fanty
Złupione lekką ręką, złodziejstwem i kantem
Jak na swojej chudobie bez pamięci rządzi
Bez szacunku dla ludzi ich krajowi szkodzi
A naród jak w amoku na to wszystko patrzy
Jak w teatrze upiornym i pełnym rozpaczy
Nie ma takich opinii, wyborów ni sądów
Któreby mogły sprawnie zrobić z tym porządek
W biały dzień i bezczelnie, niczym kieszonkowcy
Wykradają nam Polskę ładni, grzeczni chłopcy
I damy purpurowe, i sławni mentorzy
Wszyscy z tamtą dewizą: tym lepiej im gorzej
Nigdzie nie masz gwarancji, ani u rzecznika
Ani u policjanta, ani urzędnika
Każdy może okazać się pachołkiem mafii
Nie tylko nie pomoże: ból zadać potrafi
Kota ogonem może dowolnie obrócić
I do drzwi twych ze zbirem nazajutrz powrócić
Za to żeś w dobrej sprawie i wierze wystąpił
On ci razów i kary ciężkiej nie poskąpi Żebyś wiedział na zawsze: trzeba mordę w kubeł
I patrzeć jak mafiosi robią sobie jubel
Na truchle twego kraju, na trupie ojczyzny –
Długo będziesz z tych wrażeń leczył swoje blizny
Jak nazwać ten niecnoty sojusz niegodziwy
Wraży wszelkiemu Dobru ten związek parszywy?
Gdy pięć gniazd rodzi mafię – taką nazwę nadam
Która chłodna i mroczna: mafia - to PENTAGRAM
Więc narysuj – me dziecię – pięć kółek niewinnych
Każde nazwij jak zechcesz, wyróżnij od innych
Potem połącz je kreską – w jaki sposób pragniesz
I z niewinnych kółeczek straszną hydrę zgadniesz
Bo każde z gniazd osobno jawi się niewinnie
I broni swojej cnoty aktywnie i czynnie
Nawet gangi udają, że są dobrą szkołą
Pośród życia meandrów i wszelkich niedoli
Kiedy zaś razem wszystkie połączysz w figurę
Już nigdy nie odróżnisz które z nich jest które
Kradnie znany polityk, biznesmen morduje
15
Dziennikarz – pułkownikiem, na swoich kabluje
Sędzia daje wyroki według aparycji
Bankier czyni bankruta z dobrej inwestycji
Klakier daje komentarz (obiektywny niby)
Lizus pisze peany wzięty w ichnie tryby
Zaś jak ten kret intrygi polityczne snuje
Donosiciel z gangsterem – razem wokół psują
I w tym porozumieniu nigdy nie spisanym
Co najwyżej wzmocnionym różnymi wekslami
Co najwyżej wzmocnionym zawartością teczek –
Trwają – sprawując podłą nad Ojczyzną pieczę
Nasz Pentagram jest dzieckiem Transformacji sławnej
Przejścia do Polski nowej od Polski niedawnej
Gdzie nowe jeszcze słabe - stare już nie może
Wszak dobrze pamiętamy: tym lepiej im gorzej
Zatem dziarsko się biorą za różne reformy
Politycy – to po to, by zawiesić normy
By porządek naruszyć i miejsce otworzyć
Dla ludzi Pentagramu, by mogli utworzyć
Rozmaite przyczółki tego co najgorsze:
Służby tworzą intrygi, biznes daje forsę
Media pieją peany oraz opluskwiają
Wszystkich co się niecnocie głośno sprzeciwiają
Gangi zaś ostateczną instancję stanowią
Niepokornym dosłownie ucinają głowy
Nakoniec dostajemy cuchnący ów towar
Nazywany obłudnie: „kraju to odnowa”
Rechot szyderczy tłumiąc wciskają nam przy tem
Wciąż nowe numeracje Rzeczypospolitej
A to tylko na nowo jest poukładany
Nasz ojczysty Pentagram. Zadając nam rany
Odbierając nam szansę na godziwe życie
Gnębiąc groźną przemocą, okradając skrycie
Dając akty strzeliste o Dobra zwycięstwie
Prowadzi nas Pentagram ku niechybnej klęsce
Myli się kto Pentagram jako szajkę widzi
Co jaczejką się zbiera, jawnie z kraju szydzi
Pentagram działa chytrzej: wszak oni w pół słowa
Jeden pojmie drugiego – i układ gotowy
Jeden rzuci spojrzenie – inny już wie wszystko Żadne słowo nie pada ni żadne nazwisko Żaden podpis nie skala papieru stronicy –
Tacy to są spryciarze że szukaj ze świcą
Z jednej lepieni gliny, jednej mentalności
16
Lepiszcze to ich czyni jakoby jednością
Z boku nikt ich nie pozna że to samo grają
Ci zaś się jednym gestem porozumiewają
Pentagram zatem taką tutaj stoi siłą:
„PEŁNO ICH A JAKOBY NIKOGO NIE BYŁO”
*
*
* Żadna mafia niestety nie ma bytu racji
Jeśli w kraju po temu nie ma sytuacji
Skąd się zatem na dobre mafia w Polsce wzięła
Jak u licha to wszystko co ma – zagarnęła?
Kto ją spłodził na zgubę, nieszczęście narodu
Kto w ten sposób Ojczyznę wpędza nam do grobu?
Otóż jest taki ktosik, ów Demiurg przeklęty
Co zezwala mafiosom na wszystkie przekręty
Który oko przymyka, gdy hucpa dokoła
Gdy o pomstę do nieba polska krzywda woła
Gdy w dzień biały, „na wydrę”, dobro nasze kradną
Łupią niemiłosiernie wszystko co popadnie
Zwą go zasię DEKOWNIK, lub OPORTUNISTA
Który gotów na wszystko dla spokoju przystać
Pełno go w tym narodzie, co spłodził Norwida
Mickiewicza, Miłosza, i Wałęsę wydał
Wydał na świat Kościuszkę oraz Piłsudskiego
Mężów wielu – a nawet i Ojca Świętego
Mając takie postacie, taki światu przykład
Wydał oto nasz naród na świat DEKOWNIKA
Spłodził tę postać marną i zarazem podłą
Hurtem nam ją dostarczył na tę samą modłę
Pod tę sztancę nad sztance, masowym wysypem
Zapełnił kraj nasz biedny takim DEKOWNIKIEM
Kraj co godzien jest Nieba i najwyższej Chwały
DEKOWNICY przejęli podstępni i mali
Ojczyzną dekownika – bazar i ciułanie
Pół litra pod golonkę, w spółdzielni mieszkanie
W pracy fucha – a w domu żona w papilotach
W firmie wypić herbatkę – w domu głaskać kota
W sercu, w duszy i w głowie gorącej – Ojczyzna
A w sumieniu i w życiu – zwyczajna „dulszczyzna”
Kiedy widzi i może przyłapać szalbierza
17
On w przestrachu oniemiał i do wyjścia zmierza
Udaje że go nie ma: tłumaczy się potem Że tak musiał – bo byłby utracił robotę Że donosić – nie honor – nawet jeśli granda
A poza tym ich więcej, toż to cała banda
Kierownik oraz majster, i nawet księgowa
Gdzie ja biedny – powiada – potem się uchowam? Że przez to w firmie bieda i niskie wypłaty?
Ale pracę mam – mówi – choć płacą na raty
Miła mi pewność jutra, choćby w małym smrodzie
Wszelkie bunty są za to wbrew mojej wygodzie
Wszak „moja chata z kraja” – prawda dawno znana
Sprawdzona już po stokroć, stokroć stosowana
Szanuj szefa, choć złego – możesz mieć gorszego
Swoje rób i nie mądruj, nie patrz na drugiego
Cielę które pokorne – obskoczy dwa cycki
Podskakiewicz - problemy – cichy zaś ma zyski
Takich prawd całe setki znamy w naszym gumnie
Dekowników kultura, co kraj trzyma w gównie
Filozofia powiatów kraj cały przeżera
Przez nią mafia wszystkimi łatwo poniewiera
Dzieci, Rodzina, Kościół, Praca, Obowiązek
To szlachetna wymówka, dekowników związek
Powiedz mu, że to brednia, to cię obsobaczy Żeś całkiem znieczulony i cham jak się patrzy Że Ojców dawne troski, Narodu zdobycze
Za nic masz jak ten zdrajca, a i podlec przy tem
Strach przed trzeźwym sumieniem i myślą głęboką
Jawi się dekownikom bezpieczną opoką Żadna wyższa moralność spokoju nie tłumi
Dulszczyzny uświęconej w naszym polskim gumnie
Przed czymkolwiek wybitnym, dobitnym i wielkim
Uchroń nas, niebożątka, nasz ty Panie Wielki
Uchroń przed jednoznacznym oraz wyjątkowym
Dobry Boże, obyśmy tylko byli zdrowi!
Dupochronów nam dostarcz i usprawiedliwień
By nas w pierwszym szeregu nigdy nikt nie widział
W pierwszej linii jest piekło i ryzyko wielkie
A tu w cieniu jest cicho i nadzwyczaj pięknie
Oto ja, dekowniczek, rzepkę swoją skrobię
Bezszelestnie pod siebie, cichutko ku sobie
Tu obrazi się bardzo nasz oportunista
Jak to, a Solidarność? Jam to do niej przystał
18
Jam przewrócił komunę i system rozwalił
Mur berliński żem zburzył, Sowietów wydalił!
Będzie tak perorował nasz dzielny dekownik
Jak walczył przeciw Złemu, Komunie i Zbrodni
Będzie dotąd tokował, aż wnet się okaże Że dołączył się, owszem, do wielkich wydarzeń
Kiedy już nie groziło to wcale nikomu
Kiedy ich już tam było coś 10 milionów
Taka bowiem natura jest u dekownika Że się w tłumie ukrywa, między innych wnika
Byle się nie wyróżniać, jak ten kameleon
Na żadnej fotografii nie rozpoznasz – gdzie on
Przetrwa każdą epokę, nawet z jakimś zyskiem
Wszędzie zda się uchować, zanim w krzaki czmychnie
Co mu podskakiewicze i bohaterowie!
Wypuści ich przed siebie bez zmrużenia powiek
Niech oni dziarsko walczą i drzwi wyważają
Dekownik się zaczai w kapuście jak zając
I spokojnie przeczeka zajadając głąby
Aż się zbliży ta chwila kiedy zadmą w trąby
Kiedy rychło ogłoszą, że już jest bezpiecznie
Wtedy zając zakrzyknie, że on też koniecznie Że nienawidził tego co było minęło Że walczył dzielnie dotąd, aż mu coś strzyknęło
Tutaj, w kościach, kontuzja, lub inna wymówka
Jak to w szkole: paluszek i boląca główka
Teraz jednak już zdrowy, patrzcie, moi mili
Gotów przy nowym stole dobrze się posilić
Zamiast kapusty głąbów – teraz marcheweczka
Dobra jest ta odwaga – kiedy niekonieczna
Mała stabilizacja, spokój od wszystkiego
To rozkosz dekownika i nadzieja jego
Lecz kiedy egzaltacja i wielkie emocje
Wtedy w tłumie ratunku szuka grzeczny chłopiec
Co innego gdy moda, kiedy zgodnie z prądem
Kiedy wszyscy tak samo, równo, płynnie, zgodnie
Każ mu głowę położyć za Sprawę – panika!
Bo dekownik od zawsze wszak światła unika
Nie w blasku jupiterów, ale w cienia mroku
Szuka oportunista dla siebie obroku
Kiedy wznoszą sztandary i na zbiórkę proszą –
On ma ważne zakupy, on o wolne prosi
Cicho bokiem pomyka – i na skutki czeka
19
A gdy skutki wiadome – dzielnego człowieka
Bojownika dziarskiego zobaczyć w nim można
A nie tego co zawsze wolał być z ostrożna
Jest w takim dekownictwie głęboki sens nowy
Bo kiedy ludzie dzielni nadstawiają głowy
Oportunista czas ma, energię i zdrowie
By zadbać o swe sprawy, dobrze zrobić sobie
Gdy bohater ryzyko kazamatów bierze
On cicho liczy kasę – interesy mierzy
A potem się pochwali, jaki był rozważny
Rozsądny, gospodarny, rzeczowy, uważny
Zapobiegliwy jaki – jak mąż stanu niemal
Gdy inni harcowali – on uprawiał dzieła
Słowem: jak ta jemioła, na rachunek cudzy
Zawsze dba swój interes – kosztem innych ludzi
Pożywiwszy się innych wielkim poświęceniem
Będzie szydził dekownik, że tamten nic nie ma Że tacy z nich chojracy – a zieje z nich bidą
Całe ich bohaterstwo na nic im się przyda Żebraku z orderami – dekownik ci rzecze
Było zadbać o swoje, nad tym trzymać pieczę
Zawiązać koniec z końcem – to prawdziwa sztuka!
A nie w szeregu pierwszym taniej sławy szukać –
I pośród wrednych szyderstw dekownik triumfuje
I dalej na swą miarę co dzień kombinuje
Trudno dziwić się potem, że gdy złodziej blisko
I gdy nocą mieć trzeba baczenie na wszystko
Dumny oportunista odwraca swą głowę:
Odważy się dopiero, gdy będzie gotowe
Gdy już ktoś ryzykując cios mafijnej hydry
Łupy wskaże i zajmie – i złodziejom wydrze
Widzisz – a nie mówiłem? – odezwie się mądrze
Niby chodząca racja, co zawsze wie dobrze
Taka cnota chodząca, moralności przykład
Dla którego to co Złe – to rzecz bardzo przykra
Tu Pentagram ma glebę wielce urodzajną
W to im graj – w dekowniczej Polsce mają fajnie
Dekownik w swojej masie długo będzie trwać
Jako wzorzec Polaka – kurwa jego mać!
A obok Dekownika rży śmiechem Układnik
Dla którego już nie masz tu świętości żadnej
Człowiek to bez honoru, bez czci i sumienia
20
Jak wiatry w kraju wieją – tak on barwy zmienia
Gdzie płynie dobra strumień – on wiadro podkłada
Gdy nowa polityka – on już się układa
Przeżyje wszystkie rządy i wszystkie ustroje
Zawsze na stanowisku wychodzi na swoje
Usłużnie liże stopy każdej władzy nowej
Na każdą politykę ma patenty nowe
Mówiono kiedyś takim: ma zawód „dyrektor”
Bo każdą zawieruchę dyrektorsko przetrwał
Teraz fucha jest ważna, ażeby zarobić
Gotów dowolną podłość, każde świństwo zrobić
Nie masz już dlań przyjaźni ani koleżeństwa
Gotów gadać głupoty, czynić bezeceństwa
Sprzedałby własną matkę, na pchlim targu choćby
Byle w górę podskoczyć, byle znów się odbić
Postać to nieciekawa, ale ma tę cechę Że na co dzień wygląda jako ktoś, kto jest „w dechę”
Miły człowiek w obejściu, śliski i układny
Pachnie dobrym perfumem i żonę ma ładną
Dodajmy: piątą żonę, bo tę się dobiera
Do wymogów stawianych na drodze kariery
Najgorsze w tym, że taki zawsze se poradzi
Bo przez lata kurestwa zyskał jakąś władzę Życiorys zbudowany na ciągłych układach
Czyni go plasteliną, co zawsze się nada
Każdy nowy namiestnik gdy go widzi w stajni
Jedno tylko w nim sprawdza: czy jest dość sprzedajny
Jeśli gotów nowemu zręcznie służyć panu
Można go wykorzystać, dać mu nowe wiano
Nie ma sensu poprzedniej ekipy batożyć
Jeśli z nią można nieźle na układach pożyć
Wszak rozliczne tajniki biurowych przekrętów
Zna Układnik perfektnie, dlatego ma wzięcie
Byle znał swoje miejsce we władzy szeregu
Ta dopilnuje że mu nic nie będzie złego
Zatem taka struktura społeczna się kroi Że tu jeden drugiego troszeczkę się boi Że od dołu do góry, od góry do dołu
Płyną kary i łaski, a z nimi pospołu
Powstają gniłe więzi, robacze jaczejki
Polaryzując w kraju tym działalność wszelką
Ustanawiając brudny publiczny porządek
Który uniemożliwia uczciwy obrządek
Dołem kryje się płasko Dekownik pobladły
21
Nad nim swe lody kręci przebiegły Układnik
Wszystko to zaś za karmę służy wielkim Panom
Którym akurat rządy w kraju przypisano
Którzy jakimś krętactwem alibo podstępem
Wzięli we władzę kraj nasz i ludzi zastępy
A wszystko to jednoczy wielkie włazidupstwo
Klientyzm, lizusostwo i zwykłe przekupstwo
*
*
*
Patrzy na całą hecę Matuzalem stary
I broni się przed sobą, i nie daje wiary
Czterdzieści lat nauki jakby nie dotarło
Stoi przed pięknym krajem perspektywa marna
Jakby nie słyszał nigdy ten i ów za młodu
Jakie straszne tsunami przybywa z Zachodu
Tylko naiwny przecież sądził tak opacznie Że po zmianie ustroju raj się u nas zacznie
Tymczasem Matuzalem widział całkiem jasno
Sprawy które powinny nie dać Polsce zasnąć
Oto przybędą tutaj zastępy hien podłych
Łapiąc co lepsze kąski dla siebie wygodne
Szarpiąc na sztuki ciało słabej gospodarki
Dla siebie wybierając co najlepsze skwarki
Resztę pozostawiając naiwnym miejscowym
Najwyraźniej do reform jeszcze niegotowym
Bo chcieć reform to jedno – a drugie rozumieć
Konsekwencje głębokie przemian, oraz umieć
Odgadnąć wszak nie tylko tę różową przyszłość
Ale też każdą gorszą rzeczy okoliczność
Jednym słowem dla ZYSKU tak się w sprawie działa
Aby każda robota ci się opłacała
Kiedy złą perspektywę oraz mozół widzisz
Łacno sprawę porzucisz, nawet będziesz szydził Że takie tu badziewie tobie proponują
Tak to ogromne dobra szybko się zmarnują
Bo wszyscy cwaniaczkowie, zysku specjaliści
Szukają najłatwiejszej dla siebie korzyści
Oto też wraz z rozkwitem swobód osobistych
Pojawi tu się mnóstwo przedsięwzięć nieczystych
Małe ludzkie podłości i zwyczajna chciwość
Pokonają wrodzoną człowieczą uczciwość
Stanie się tak że każdy dobry, szczery człowiek
W biały dzień na ulicy może dostać w głowę
22
Mogą mu zabrać wszystko i skrzywdzić bez granic
Zniszczyć jego samochód i okraść mieszkanie
Na koniec zaś oskarżyć przed sądem, policją Że się bronił zbyt mocno – i zabrać mu wszystko
Honor, godność, sumienie, jakieś perspektywy
I sam nie wie już taki: martwy jest czy żywy
Tu przypowieść się sama snuje anegdotą
Jak to rybkę złowiło trzech biednych idiotów
Złota to była rybka z życzeniami trzema
Każdy mógł sobie życzyć czegoś - czego nie ma
Jeden chce być bogaty – wraz się takim staje
Drugi też się zamienia niby w księcia z bajek
Trzeci na nich spogląda – i na swoją biedę Mówi: chcę by z powrotem stali się jak wtedy
I ten-to żart ponury niech zamknie tę księgę
Głupoty przyrodzonej, co naszą siermięgę
Utrwalać będzie zawsze mimo wszelkich racji
Tak jak to tu widzimy podczas transformacji
23

Podobne dokumenty