numer 6 (7) - JCC Krakow
Transkrypt
numer 6 (7) - JCC Krakow
WRZESIEŃ 2014 NUMER 6 (7) SŁOWO WSTĘPNE – Szukając właściwej drogi ........................................................ 4 DWA SŁOWA – i inne atrakcje ...................................................................................... 5 LUDZIE JCC – Magda Arabas ....................................................................................... 7 LUDZIE JCC – Chór ....................................................................................................... 9 WSPOMNIENIA – Wspomnienia Reny Rach ........................................................... 12 CO SŁYCHAĆ? – Szkółka niedzielna ................................................................... 16 CO SŁYCHAĆ? – Chupa nad chmurami ................................................................... 18 JESTEŚMY to miesięcznik wydawany przez Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie. Osoby chcące współpracować z naszym miesięcznikiem prosimy o kontakt z redakcją: [email protected] Redaktor naczelna: Zofia Radzikowska Redakcja: Anna Gulińska, Joanna Fabijańczuk, Sebastian Rudol, Ishbel Szatrawska Opracowanie graficzne: Alicja Beryt | Fotografie: JCC SŁOWO WSTĘPNE DWA SŁOWA Szukając właściwiej drogi Przygotowujemy się do dnia, w którym jest sądzony cały świat, do dnia Rosz Haszana, poszukujemy właściwej drogi, na którą chcemy powrócić. Poszukiwanie rozpoczyna się od analizy własnego postępowania, takie poszukiwanie duchowe wyraża się w samej nazwie tego miesiąca, ponieważ „elul” to aramejskie słowo przywodzące na myśl „poszukiwanie”*. Życzymy wszystkim szczęśliwego i słodkiego roku. Obyśmy zostali zapisani w Księdze Życia na dobry rok! Drodzy Czytelnicy! Wracamy do Was po wakacjach. Po krótkiej przerwie JCC znowu zatętni życiem, a w piątkowe wieczory spotkamy się z radością na uroczystych, szabatowych kolacjach. Przygotowujemy się do nowych wyzwań, szukamy nowych pomysłów (bliższe informacje znajdziecie wewnątrz numeru). Zanim jednak pójdziemy naprzód, warto zatrzymać się na chwilę i zrobić coś w rodzaju rachunku sumienia. Znajdujemy się bowiem w czasie szczególnym – w miesiącu Elul – a jest to właśnie czas powrotu, poszukiwania i przygotowania. 4 *Gazeta Fundacji Laudera w Krakowie, nr 16, 1998. Zofia Radzikowska Red. Naczelna ...i inne atrakcje! Kiedy kończy się Festiwal Kultury Żydowskiej, JCC w końcu łapie oddech. Większość regularnych zajęć zostaje zawieszona, w sierpniu nie odbywają się kolacje szabatowe, członkowie wyjeżdżają na wakacje. Dla pracowników JCC wakacje to nie tylko czas urlopów, ale też pracy nad programem na kolejny rok. Rosz Haszana jest początkiem nowego „sezonu” programowego. W roku 5775 planujemy utrzymać wszystkie najbardziej popularne zajęcia i kursy językowe oraz dodać kilka nowych propozycji. Niektóre z nich pochodzą od naszych członków, inne wypracowaliśmy podczas licznych dyskusji. Zacznijmy od najmłodszych. Działalność naszego mini-żłobka okazała się sporym sukcesem. Wobec tego, na prośbę rodziców, od października żłobek będzie działać 2 razy w tygodniu – w środy i w piątki. Dzieci w wieku 7-12 lat chcielibyśmy zaprosić na zajęcia z rabinem Avim, które pozwolą na poszerzenie wiedzy na temat judaizmu w zabawny i nieformalny sposób. Na zajęcia będzie się składać m.in. nauka języka hebrajskiego i poznawanie żydowskich tradycji i świąt. Dla najpilniejszych uczniów przewidziane są nagrody! Pierwsze spotkanie odbędzie się 2 października o godz. 16:00. Nowe inicjatywy kierujemy nie tylko do dzieci, ale też ich rodziców. Dlatego raz w miesiącu będziemy organizować program dla rodzin, który będzie się opierać w dużej mierze na różnorodnych, ciekawych i nietuzinkowych warsztatach. Wprowadzamy też pewną nowość do naszych kolacji szabatowych. Będziemy organizować tematyczne kolacje, zainspirowane daniami z różnych stron świata! Także do obchodów świąt żydowskich zamierzamy dodać nowe elementy w duchu idei „Tikkun Olam”. Pozwolą nam one spojrzeć na tradycję żydowską w szerszym kontekście oraz zaangażować się w różne inicjatywy mające na celu działanie na rzecz naszego otoczenia. Z okazji Rosz Haszana przygotowaliśmy ekologiczną prezentację opartą o koncepcję stworzenia świata, zatytułowaną “Bóg stworzył świat w 6 dni... Nie zepsuj tego! Co możemy zrobić dla świata dzisiaj?”. Prezentacja, prowadzona przez Macieja Skinderowicza i Magdalenę Pastuszak ze Związku Stowarzyszeń Polska Zielona Sieć odbędzie się w czwartek, 25 września o godz. 18:30. Rabin Avi będzie jak dotąd prowadzić swoje stałe zajęcia. Powrócą zajęcia dla par, które będą odbywać się w soboty po uroczystości Hawdali. Nowością jest cykl wykładów „Judaizm dla wszystkich” (wtorki, godz. 18:00, oczywiście wtedy, gdy rabin jest w Krakowie). Wykłady będą oparte na studiach nad konkretnymi fragmentami poszczególnych ksiąg biblijnych. 5 LUDZIE JCC W Klubie Studenckim także nastało wiele zmian! Spotkania w ramach „Gimelomanii” podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej przyciągały tłumy zainteresowanych, dlatego zamierzamy kontynuować ten cykl. Studenci przedstawią swój punkt widzenia na różne kwestie związane z judaizmem i chętnie podyskutują. Dyskusje będą się odbywać raz na dwa miesiące w siedzibie Gimela w JCC WEST przy ul. Izaaka 5. Pierwsze spotkanie już 18 października. Studenci będą też raz w miesiącu organizować specjalne wydarzenia dla członków naszej społeczności, podczas których podzielą się swoimi pasjami i umiejętnościami. Nowością będzie cykl „Szoraszim” [hebr. korzenie], na który będą składać się spotkania, wykłady, panele poświęcone różnym odcieniom tożsamości żydowskiej. Będziemy również prezentować najciekawsze publikacje dotyczące szeroko rozumianej kultury żydowskiej w ramach „Książki miesiąca”. Naszym pierwszym gościem będzie Mikołaj Grynberg, autor książki „Oskarżam Auschwitz”. Spotkanie autorskie odbędzie się w środę, 22 października o godz. 18:00. Dla tych, którzy cenią zajęcia ruchowe, przygotowaliśmy nową propozycję – warsztaty metody Feldenkraisa. Moshe Feldenkrais (1904-1984) był żydowskim fizykiem i judoką, który opracował innowacyjną metodę ćwiczeń ruchowych mających na celu rehabilitację, ale także większą świadomość własnego ciała i uzyskanie równowagi 6 LUDZIE JCC w organizmie. Zajęcia będą prowadzone przez Pawła Wójtowicza, członka brytyjskiego stowarzyszenia The Feldenkrais Guild, jednego z 10 certyfikowanych trenerów tej metody pracujących w Polsce. W zajęciach może uczestniczyć każdy. Wiek i kondycja fizyczna nie są żadnym ograniczeniem. Zajęcia będą odbywać się co tydzień w środę o godz. 18:00 począwszy od 1 października. Magda Arabas: Od stresu do sukcesu Mój dziadek i jego rodzina nie są Żydami, znaleźli się w obozie ze względu na ich działalność konspiracyjną i partyzancką walkę z hitlerowcami. Naziści w ich rodzinnym domu znaleźli broń – kara była jedna – zesłanie do KL Auschwitz, nie zabrano jedynie ich matki. Dziadek przeżył i choć niewiele mówił o tym ciężkim dla niego okresie, to od dziecka słyszałam o Żydach, Holokauście, człowieczeństwie i godności. Dopiero teraz rozumiem, co chciał mi przekazać. Na pewno w ciągu roku pojawi się jeszcze więcej programów, projektów i propozycji. O wszystkim będziemy na bieżąco informować w naszym newsletterze, na Facebooku, na plakatach w budynku. Pracownicy biura i recepcji chętnie udzielą bliższych informacji. Jesteśmy także otwarci na Wasze sugestie. Będziecie mieli szanse je przedstawić na kolejnym publicznym forum, które zorganizujemy w czasie Sukkot. Anna Gulińska Festiwal Kultury Żydowskiej, przed kolacją szabatową. Magda wśród wolontariuszy JCC. Jak znalazłam się w JCC? Zacznę od początku. Wszystko zaczęło się w okresie mojego dzieciństwa – Freud by się ucieszył. Dlaczego tak dawno? (ale też bez przesady z tą dawnością) Mój dziadek wraz ze swoim rodzeństwem byli więźniami KL Auschwitz-Birkenau, a historie z Auschwitz towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Tylko tyle i aż tyle. Dziadek nie chciał opowiadać o czasach wojny, więc musiałam zacząć własną lekturę. Nieraz chciałam zdobytą w tradycyjny sposób wiedzę skonfrontować z doświadczeniami dziadka, jednak ten nie chciał niczego komentować. Nadal brakowało mi pewnego elementu, którym w przyszłości okazała się kultura żydowska. Kiedy studiowałam religioznawstwo trochę podświadomie wybierałam wszystkie przedmioty związane z judaizmem i Żydami. Moje seminarium licencjackie było także poświęcone tematom żydowskim. Miałam dość historii, postanowiłam zająć się tematem współczesnego życia żydowskiego. Szukając informacji natknęłam się na stronę JCC, które – jak się okazało – daje możliwość pracy wolontaryjnej w Centrum. Trzeba było złapać byka za rogi; postanowiłam wypełnić formularz. Długo czekałam 7 LUDZIE JCC LUDZIE JCC mam nadzieję – będą trwały dłużej niż moja obecność w JCC. Gdy dowiedziałam się, że Agata odchodzi, zrobiło mi się bardzo smutno; w końcu nazywaliśmy ją naszą “mamą”. Zawsze mogliśmy liczyć na jej pomoc i słowa otuchy. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że może jest to dla mnie kolejny dar od losu? Chanuka 2013. Magda Arabas, pierwsza od prawej. na odpowiedź Agaty, która zajmowała się wówczas koordynowaniem wolontariatu. Miała urlop. W końcu Agata umówiła się ze mną na spotkanie. Kiedy zapytała mnie o Festiwal Kultury Żydowskiej nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, a był on przecież lwią częścią mojego licencjatu. Uśmiechając się nieśmiało przepraszałam, że to stres spowodował, że niczego nie pamiętam. Agaty to jednak nie zniechęciło i zaprosiła mnie na szkolenie. Nie do końca wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Szkolenie i integracja okazały się nadzwyczaj udane. Pierwszy dyżur, pierwsza Chanuka, pierwsza wpadka – zniknęły hantle z siłowni. Wszystko bardzo dokładnie pamiętam i wspominam. Dwa lata spędzone na wolontariacie były dla mnie bardzo dużym doświadczeniem pełnym niesamowitych niespodzianek. Z każdym dyżurem poszerzałam moją wiedzę na temat współczesnego życia żydowskiego. Poznałam wielu ciekawych ludzi i ich historie. Nawiązałam przyjaźnie, które – 8 Chór JCC Postanowiłam kandydować na stanowisko koordynatorki wolontariatu. Wiązało się to z ogromnym stresem. Był to czas, w którym zaczynałam mierzyć się ze swoimi marzeniami i słabościami, a to nigdy nie jest łatwe. Minął miesiąc, oswoiłam się z myślą, że teraz odpowiadam za wolontariuszy, mam nowe pomysły, które będę sukcesywnie wprowadzać w życie. Wiem, że to czas zmian, nie tylko dla mnie, ale też dla wolontariuszy i JCC. Teraz poznaję wszystko od środka. Nie uciekam. JCC staje się moim domem. Magdalena Arabas Michał Szostało z Chórem JCC Chór JCC rozpoczyna swój trzeci rok działaności i, jak zawsze, chcemy serdecznie zaprosić wszystkich członków i wolontariuszy, którzy lubią i potrafią śpiewać do dołączenia do naszego zespołu. Czym jest chór JCC? Obecna grupa składa się z około piętnastu kobiet ze środowiska JCC, które śpiewają żydowskie pieśni i utwory chóralne – repertuar jest bardzo zróżnicowany. Łączymy wszystkie pokolenia, od studentów po seniorów. Śpiewamy piosenki w jidysz, ale i po hebrajsku – dawne, mniej dawne, i całkiem współczesne. W języku hebrajskim wykonujemy repertuar, który zawiera zarówno utwory liturgiczne, jak i izraelską muzykę ludową czy poezję śpiewaną. Zdarza nam się też śpiewać piosenki polskie napisane przez żydowskich autorów (np. Jerzego Petersburskiego), a w tym roku planujemy nawet zaśpiewać kilka piosenek Leonarda Cohena. Jak na tak stosunkowo młodą grupę, Chór JCC zdobył już szereg doświadczeń na różnych krakowskich scenach. Występował między innymi w Piwnicy pod Baranami, w Żydowskim Muzeum Galicja, na Festiwalu 9 LUDZIE JCC Kultury Żydowskiej (już dwukrotnie!), a nawet – całkiem niedawno – na Festiwalu Kultury Romskiej. Na bieżący rok wstępnie planujemy występ na otwarcie muzeum Mordechaja Gebirtiga, gdzie, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy towarzyszyć wielkiej gwieździe muzyki jidysz, Shurze Lipovskiej. Występujemy również w JCC, na przykład przy purimszpilach czy imprezach urodzinowych, a czasem podczas kolacji szabatowej czy z okazji świąt. W tym roku będziemy mieli również gościa z programu Fulbright, Sonję Larson, która będzie nam towarzyszyła i pisała pracę naukową o tym, jak muzyka wpływa na rozwój i utrzymanie społeczności żydowskiej po Zagładzie, i w dodatku będzie z nami śpiewała. Poproszono mnie o kilka słów na własny temat, opowiem więc trochę o swojej drodze, która prowadziła do założenia tego chóru. Na początku swojego członkostwa w JCC, śpiewałem jako bas w chórze Katedry Wawelskiej. Jonathan pewnego dnia wspomniał że brakuje w JCC grupy 10 muzycznej, i zapytał, czy ja bym nie chciał się tego podjąć. Z wykształcenia – i z umiłowania – jestem kompozytorem. Na studiach z kompozycji uczy się nie tylko oczywistych rzeczy – teorii, kontrapunktu, historii czy jak pisać muzykę – ale również dyrygentury, solfeżu, i śpiewu chóralnego. Czynności dyrygenta są mi więc dosyć dobrze znane od strony warsztatowej. Na zajęciach z historii szczególnie interesowała mnie psalmodia w świątyni Jerozolimskiej, zaginiona tradycja, którą zawsze pragnąłem odnaleźć. Później, na studiach w Nowym Jorku – największym żydowskim mieście na świecie – miałem okazję poznawać muzykę żydowską od wszelkich stron, od muzyki klezmerskiej w jidysz, po tradycjny śpiew jemeński, wszelkie gatunki muzyki izraelskiej, i oczywiście nowojorski jazz. Z kolei tradycja muzyki klasycznej ma wiele wspólnego z żydowskim podejściem do egzegezy i gematrii – kompozytorzy są zazwyczaj miłośnikami rebusów, łamigłówek, zagadek matematycznych i wszelkiego rodzaju alegorii. Wreszcie, po studiach nauczyłem się grać na akordeonie, więc to tylko kwestia czasu, żebym stał się wreszcie klezemerem. Nie pochodzę co prawda z żydowskiej rodziny, natomiast byliśmy wygnańcami Solidarnościowymi z czasów stanu wojennego. Dziwnym trafem, w Ameryce zostaliśmy prygarnięci przez środowisko żydowskie – przede wszystkim przez polskich wygnańców, którzy byli uczestnikami wydarzeń najpierw w roku 1957, a później 1968. Jako małe dziecko wychowałem się więc, myśląc, że Polscy Żydzi są conajmniej WSPOMNIENIA Rumunów i Austriaków miało żydowskie korzenie. W dodatku, moja córka, Ellie, ma żydowskie korzenie po swojej matce. Jej babcia była uchodźczynią z Łodzi, która wyjechała w 1939 roku do Ameryki i ukrywała swoje żydowskie korzenie aż do momentu, kiedy urodziła się Ellie. Matka Ellie niewiele wie o swoich korzeniach i tradycjach żydowskich, postanowiłem więc na własną rękę nauczyć moją córkę tyle, ile tylko mogę o tym, kim jest i skąd pochodzi. Chciałbym więc ponownie zaprosić wszystkich członków JCC, którzy kochają śpiewać i mają niezły słuch do tego, żeby wspólnie z nami poznawali bogactwo i różnorodność muzyki żydowskiej i aby wspólnie z nami wypełniali JCC śpiewem. Michał Szostało, z córką Ellie. fot. Andy Lachance Michał Szostalo tak samo liczni jak inni Polacy; znajomi nas zapraszali na kolacje świąteczne czy uroczystości w synagogach, przy czym muzyka i kultura żydowska mi towarzyszyła od najwcześniejszych lat. Rodzice mnie wysłali do przedszkola w JCC w St. Louis, w stanie Missouri. Przez krótki okres jako pięciolatek jadłem tylko bajgielki. W dodatku temat Żydów miał w mojej rodzinie szczególne znaczenie, ponieważ mój dziadek pomagał ukrywać żydowskie rodziny z wileńskiego getta podczas II wojny światowej, a rodzina mamy jest wielką mieszanką wszystkich narodowości imperium austrowęgierskiego, i często się zastanawialiśmy z mamą, ilu wśród tych wędrujących Węgrów, Czechów, 11 WSPOMNIENIA Wspomnienia Reny Rach (cz. I) przeżyć. Przez wiele lat uniemożliwiało jej to opowiadanie o swoich wojennych losach. Jej niezwykle interesujące wspomnienia zostaną podzielone na dwie części – wojenną i powojenną. Wywodzę się ze znanego krakowskiego rodu Sternów, który zamieszkuje wawelski gród od wielu pokoleń. Z tego, czego się dowiedziałam, w przedwojennym Krakowie mieszkały trzy niespokrewnione ze sobą rodziny Sternów. Wspomnienia Reny Rach z domu Stern są kolejnymi wspomnieniami na łamach naszej gazety. Tym razem przedstawiona zostanie historia dziecka getta krakowskiego, które przetrwało wojnę dzięki ogromnej determinacji swojej matki oraz pomocy polskiej rodziny. Rena jest rzadkim przykładem żydowskiego dziecka, którego rodzice przetrwali niemiecką okupację, zaś po zakończeniu wojny odnaleźli ją i wspólnie rozpoczęli życie od nowa. Wspomnienia te publikowane są po raz pierwszy. Mimo iż sama wojny nie pamięta, do dzisiaj odczuwa skutki tego traumatycznego przeżycia i ma świadomość, że mogła nie 12 Mój ojciec, Ascher, urodził się 29 stycznia 1904 roku w Krakowie, jako najstarszy syn Samuela Lancfelda i Racheli z domu Stern. Nosił nazwisko matki. Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem ponieważ jego rodzice nie zarejestrowali religijnego ślubu w urzędzie stanu cywilnego, był traktowany jako dziecko nieślubne i tym samym nie miał prawa do używania nazwiska ojca. Miał czworo młodszego rodzeństwa: Markusa, Ryfkę (Renę), Gitlę, Esterę. Niestety imienia ostatniej siostry nie pamiętam. Mój dziadek był właścicielem fabryki kufrów. Ojciec skończył 7 klas szkoły powszechnej i 2 lata kursów handlowych. Przez 2 i pół roku pracował jako ekspedient w składzie elektrotechnicznym firmy Hoffner i Berger przy ulicy Szewskiej. W latach 19261928 odbył służbę wojskową i następnie do 1931 roku pracował jako ekspedient w firmie Kranz. Jego ostatnim miejscem pracy przed wybuchem wojny był Teatr Żydowski przy ulicy Bocheńskiej, gdzie pracował jako kasjer. Rena z matką Moja matka, Leonora z domu Friedman, urodziła się 4 maja 1910 roku w Krakowie, jako córka Izaaka i Perli z domu Friedman. Podobnie jak mój ojciec nosiła ona nazwisko swojej matki. Przed wojną nie pracowała i zajmowała się domem. W marcu 1941 roku moich rodziców zamknięto w krakowskim getcie. Tam 12 maja 1941 roku w kamienicy przy ulicy św. Benedykta przyszłam na świat, w środku wojennej zawieruchy. Moje imię otrzymałam na część siostry ojca, po hebrajsku nazywam się Rywka. Z okresu przebywania w getcie, co jest oczywiste, nie pamiętam absolutnie nic. Wszystko co opowiadam, wiem z relacji moich rodziców. W listopadzie 1941 roku ojciec znalazł zatrudnienie w Deutsche Emaillewarenfabrik Oskara Schindlera, gdzie pracował jako asystent ślusarza. Dzięki temu wiodło nam się lepiej; nie głodowaliśmy, gdyż mieliśmy większy przydział żywności. Pod koniec 1942 roku ojciec trafił do obozu w Płaszowie, a ja z matką pozostałyśmy w getcie. WSPOMNIENIA Na początku marca 1943 roku, moja mama, dowiedziawszy się o planowanej likwidacji getta, postanowiła z niego uciekać. Dołączyła do grupy ludzi, która od pewnego czasu planowała ucieczkę kanałami. I tak pewnego dnia wyszliśmy na aryjską stronę. Wszyscy brudni, obłoceni i śmierdzący; zwracaliśmy uwagę ludzi i na pierwszy rzut oka było widać, że jesteśmy uciekinierami z getta, przez co groziło nam ogromne niebezpieczeństwo. Był wówczas środek dnia. Po chwili podszedł do nas pewien człowiek, który zaproponował schronienie, gdzie mieliśmy przeczekać dzień i w nocy wyruszyć w dalszą drogę. Mama jednak nie zdecydowała się pójść z grupą, ze względu na to, że miałam wtedy zapalenie ucha i ciągle płakałam, co mogło zwrócić uwagę niepożądanych ludzi. Z tego, czego się później mama dowiedziała, wszyscy z naszej grupy zostali zamknięci w jakimś baraku, a człowiek, który ich tam zaprowadził, doniósł na nich do gestapo, po czym wszyscy zostali rozstrzelani. Dzięki mojemu zapaleniu ucha cudem ocalałyśmy. Mama wraz ze mną udała się do swojej przyjaciółki z lat szkolnych, Władysławy Budzisz, która mieszkała w kamienicy przy ulicy Dietla 36. Tam mama znalazła schronienie, jednak pani Budzisz nie zgodziła się na to, abym ja została z nią, gdyż małe dziecko mogło zbytnio zwracać uwagę i narażać nas wszystkich na niebezpieczeństwo. Znalazła dla mnie starsze, bezdzietne małżeństwo mieszkające w Dębnikach, które za gratyfikację finansową zgodziło się mną opiekować. Nazywali się Muszyńscy. To byli bardzo prości ludzie, on był dorożkarzem, ona sprzątaczką. Początkowo czułam się tam bardzo źle, gdyż moi opiekunowie nie zajmowali się mną należycie i nie czuli do mnie żadnej miłości, przywiązania. Często aby dostać troszkę jedzenia musiałam dla nich tańczyć lub 13 WSPOMNIENIA mnie ochrzcić. Chrzest przyjęłam w kościele św. Stanisława Kostki w Dębnikach i od tego czasu nazywałam się Maria Stanisława Muszyńska. Do dzisiaj wiele osób zna mnie pod imieniem Marysia. W domu moich przybranych rodziców bezpiecznie przebywałam do końca okupacji niemieckiej. Mama podjęła kroki, aby mnie odebrać. Jednak Muszyńscy kategorycznie odmówili. Po kilku próbach mama się poddała, nie potrafiła wykazać jakiejś większej inicjatywy. Jak tylko mogła, starała się mnie odwiedzać i zabierać na spacery – to był mój jedyny kontakt z moją mamą. Ojciec Reny, Ascher Stern śpiewać. Mama, która została u pani Budzisz, posługiwała się załatwionymi przez nią aryjskimi papierami na nazwisko Zając. Mama miała tak zwany dobry wygląd i mogła w miarę bezpiecznie poruszać się po Krakowie i podejmować dorywcze prace, m.in. jako sprzątaczka czy pomoc domowa. Często mnie odwiedzała w domu Muszyńskich, jednak ja absolutnie nie wiedziałam, że jest moją mamą. Myślałam, że jest tylko znajomą. Pamiętam, jak często wołałam, że przyszła pani Zającowa. Celem jej wizyt było nie tylko odwiedzanie mnie, ale płacenie za moje przechowywanie. Moi opiekunowie z czasem bardzo przywiązali się do mnie i zaczęli traktować jak swoją własną córkę. Przekonani, że moi rodzice nie przeżyją wojny, zdecydowali się 14 Warto wrócić jeszcze do mojego ojca. Przebywał on w Płaszowie do listopada 1944 roku. Jego numer obozowy to 69394. Dzięki pracy w fabryce Emalia został wpisany na drugą listę Schindlera, dzięki której wraz z pozostałymi Schindlerjuden miał zostać wysłany do fabryki w Brünnlitz. Wraz z grupą mężczyzn został jednak wysłany nie do Brünnlitz, a do obozu w Gross-Rosen. Kiedy Schindler dowiedział się o tym, w grudniu 1944 roku udał się do obozu i wykupił wszystkich jego pracowników, w tym mojego ojca, których przewiózł do swojej fabryki. Ojciec przebywał tam do maja 1945 roku, kiedy to został wyzwolony przez wojska radzieckie. Do dnia dzisiejszego posiadam zaświadczenia z Brünnlitz, wydane przez kierownictwo fabryki na początku kwietnia 1945 roku, które stanowią tymczasowy dowód tożsamości ojca, gdzie znajduje się także prośba o umożliwienie mu powrotu do miejsca zamieszkania oraz informacje o wymianie obozowego pasiaka na kawałek materiału. Papier firmowy fabryki Oskara Schindlera W lecie ojciec był już w Krakowie. Wymagał natychmiastowego leczenia, które trwało do 1946 roku. W Płaszowie nabawił się wielu schorzeń, w tym zesztywnienia kręgosłupa szyjnego, przez co nie mógł wyprostować głowy i cały czas chodził lekko zgarbiony. W obozie ojciec starał się maskować swoje problemy zdrowotne, gdyż wiedział, że udanie się do bloku szpitalnego oznacza natychmiastową śmierć, gdyż Niemcom potrzebni byli zdolni do pracy, a nie chorzy. Opowieść o tym, w jaki sposób połączyła się moja rodzina po wojnie, brzmi jakby była wzięta z filmu. Moja biologiczna mama wzięła mnie na spacer po Kazimierzu. Wówczas wyjawiła mi prawdę, że jest moją mamą i że mam pięknego tatusia, który jest w obozie i na pewno wkrótce wróci. Po chwili spotkała ojca na ulicy! To było jedno z najdziwniejszych wydarzeń w moim życiu. Pamiętam jak mama rzuciła mu się w ramiona, a ja zaczęłam rozpaczliwie płakać, gdyż widziałam niskiego, zgarbionego mężczyznę, a nie mojego przed chwilą wymarzonego, pięknego tatusia. Nie chciałam nawet do niego podejść i przywitać się. Z chwilą, kiedy rodzice byli już razem, ojciec podjął inicjatywę odebrania mnie moim opiekunom. Mimo ich dużych oporów, trafiłam z powrotem do biologicznych rodziców. Ojciec prawdopodobnie przeprowadził to drogą sądową, ale nie jestem tego do końca pewna. Mimo tego nie miałam zamiaru zostać z nimi i jak tylko nadarzała się okazja, uciekałam z domu i przez most Dębnicki udawałam się do Muszyńskich. Takich sytuacji było kilka i za każdym razem byłam odbierana z powrotem. Rodzice bezskutecznie próbowali mnie przekupić zabawkami i przekonać tym do siebie. Z czasem uspokoiłam się i przestałam uciekać z domu, przez co straciłam kontakt z Muszyńskimi. Było to Rodzina Sternów dla nich wielką tragedią. Przybrany ojciec zaczął z tego powodu pić i pewnego dnia pod wpływem alkoholu wpadł swoją dorożką do Wisły i się utopił. Po kilku latach zmarła także jego żona. W 1947 roku całą rodziną przeprowadziliśmy się z Dietla 36 do mieszkania w kamienicy przy ulicy Grodzkiej 8, o które przez długi czas starał się mój ojciec. Wówczas rozpoczęliśmy na nowo nasze życie, które wielkim wysiłkiem staraliśmy się odbudować. Spisał Sławomir Pastuszka 15 CO SŁYCHAĆ? Szkółka Niedzielna W tym roku obchodziliśmy (hucznie, dodajmy!) szóste już urodziny JCC Krakow. Od samego początku istnienia naszego Centrum, kluczową rolę w jego działalności odgrywała działalność edukacyjna. Ta skierowana na zewnątrz – nie pamiętam już nawet ile lekcji i warsztatów poprowadziliśmy w miejscowych szkołach, przedszkolach i zakładach karnych – jak i ta, która służyć ma bezpośrednio naszej społeczności. Najważniejszą, jak sądzę, częścią tej działalności jest odbywająca się w roku szkolnym co tydzień Szkółka Niedzielna. 16 Jak wygląda nasze typowe niedzielne spotkanie? Przede wszystkim, żadna szkółka nie jest typowa – gdy w jednym pomieszczeniu spotka się tylu interesujących ludzi, których w dodatku nieziemsko wręcz rozpiera energia, nie ma mowy o rutynie! Spotykamy się o 11:00. Czasem punktualnie, częściej z niewielkim spóźnieniem – z tego miejsca ukłony niech zechcą przyjąć niezawodni i cierpliwi wolontariusze! Każda szkółka poświęcona jest jakiemuś zagadnieniu związanemu z religią, kulturą, historią, tradycją lub współczesną problematyką żydowską. Kiedy akurat wypada jakieś święto rozmawiamy, na przykład, o charakterystycznych dla niego zwyczajach. Naturalnie, na rozmowach się nie kończy – szybko przechodzimy od słów do czynów. Gdy tuż za rogiem jawi się Purim – pieczemy hamantasze, czy konstruujemy własne gragery. Na Pesach – tworzymy z gliny własne talerze sederowe, które potem w zaprzyjaźnionej pracowni ceramicznej jedna bardzo miła pani wypala w specjalnym piecu. Przed Sukkot robimy ozdoby do suki – to już właściwie taka tradycja, że dzieci ze szkółki niedzielnej mają specjalny udział w przystrajaniu suki. Czasem odwiedzają nas różni goście. Kiedyś na przykład ze specjalnymi warsztatami o żydowskiej ekologii przyjechał z Warszawy wolontariusz Jointu, Jeremy. Bardzo często, gdy tylko pozwala mu na to czas, odwiedza nas rabin Avi. W zeszłym roku poprowadził cały cykl kaligrafii hebrajskiej! Okazało się, co nie było dla nikogo wielkim zaskoczeniem, że Kraków wciąż jest kolebką świetnych soferów. CO SŁYCHAĆ? Czasem w ramach Szkółki wychodzimy również poza JCC. Uczestniczymy w różnych warsztatach, słuchamy ciekawych wykładów i, wreszcie, oglądamy filmy w kinie, czy spektakle w teatrze. Każdemu w końcu należy się też odrobina rozrywki! W ramach Szkółki uczestnicy zajęć uczą się również hebrajskiego, czego pilnuje już od trzech lat niezawodna Magda. Ponieważ tekst nigdy nie odda tego, jak świetnie potrafimy się wspólnie bawić, do artykuliku załączam parę zdjęć. Mam nadzieję, że zachęcą tych rodziców, którzy wciąż jeszcze zastanawiają się, czy posłać swoje dzieci do naszej Szkółki do tego, że warto to zrobić. Stałym bywalcom natomiast, przypomną miłe chwile i zmoblizują do regularnych spotkań z nami w nowym roku. Ruszamy już 21 września! Gwarantujemy – i wierzę, że mówię w imieniu nie tylko moim, ale również Marii, Sary i Magdy – że tegoroczne zajęcia będą jeszcze lepsze! Szykujemy również parę niespodzianek, między innymi małą weekendową wymianę z uczestnikami Szkółki Niedzielnej działającej przy Gminie Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu oraz – rzecz bez precedensu! – wspólne, rodzinne warsztaty dla dzieci z rodzicami! Do zobaczenia na pierwszym piętrze! Patryk Pufelski Tuż przed Pesach wspólnie koszerowaliśmy też kuchnię w JCC – śmiechu było co niemiara, a przy tym wiele się nauczyliśmy! 17 Chupa nad chmurami W niedzielę 14 września 2014 do stolicy Tatr – Zakopanego zjechało prawie 100 osób, w większości byli to członkowie społeczności żydowskiej z całej Polski. Powoli wszyscy zebrali się w Kuźnicach żeby razem wyruszyć kolejką lub na piechotę na szczyt Kasprowego Wierchu gdzie mogli uczestniczyć we wspaniałej i niepowtarzalnej uroczystości – ślubie Staszka i Moniki Krajewskich. Żydowskim ślubie, który połączył dwoje wspaniałych ludzi, zaangażowanych od wielu lat w życie żydowskie w Polsce i równocześnie kochających góry. Dla takiej uroczystości na szczycie Kasprowego Wierchu spotkali się rodzina i przyjaciela państwa młodych. Wspólnie od górnej stacji kolejki przeszli na szczyt gdzie wśród chmur stanęła chupa, w której Staszek oczekiwał na swoją obecną, a zarazem przyszłą żydowską żonę Monikę. Czterdzieści lat temu odbył się ich pierwszy cywilny ślub. Teraz Państwo młodzi 18 rozpoczęli swój kolejny etap wspólnego żydowskiego życia. W zgodzie w żydowską tradycją, w obecności synów, świadków, rodziny i przyjaciół, Jonathan Ornstein razem z Naczelnym Rabinem Polski Michaelem Schudrichem przeprowadzili tą wzruszającą uroczystość zaślubin. Przepiękną ketubę – stworzoną przez Ewę Gordon – podpisało dwóch świadków, wypowiedziano Szewa Brachot (siedem błogosławieństw) i po rozbiciu przez Pana młodego kielicha, radosny żydowski śpiew poniósł się pośród tatrzańskich szczytów. Państwo młodzi po chwili odosobnienia (Jichud) w dyżurce Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego razem z gośćmi zjechali kolejką na dół, gdzie w Zajeździe „Kuźnice” rozpoczęła się uczta (Seudat micwa), która zakończyła się dopiero w Krakowie w restauracji „Klezmer Hois”. Wśród tłumu gości, słuchając limeryków i moskalików oraz wspomnień Staszka i Moniki wszyscy bawili się do późnych godzin nocnych. Mazal Tow Państwu młodym! Jeden z gości weselnych Piotr Nawrocki
Podobne dokumenty
Festiwalowe wspomnienia
Wyjątkowe podziękowania dla Fundacji Taubego na rzecz Życia i Kultury Żydowskiej współorganizatorów kolacji oraz naszych bliskich przyjaciół.
Bardziej szczegółowo