Festiwalowe wspomnienia

Transkrypt

Festiwalowe wspomnienia
CZERWIEC/LIPIEC/SIERPIEŃ 2014
NUMER 5 (6)
Festiwalowe wspomnienia
SŁOWO WSTĘPNE – Magiczny festiwal
............................................................ 4
DWA SŁOWA – Gimelomania ................................................................................ 5
WYWIAD – Z Nowego Jorku do Krakowa ............................................................. 6
CO SŁYCHAĆ? – Rajd Żywych ............................................................................. 8
LUDZIE JCC – Dlaczego zostałam wolontariuszką? .......................................... 10
LUDZIE JCC – Wspomnienia Frydy Aronowicz ....................................................... 12
RECENZJE – Boris Dorfman – a mentsh ................................................................... 17
Okładka: festiwalowa Kolacja Szabatowa, Fot. Paul Gee
Chcemy serdecznie podziękować 430 gościom z Krakowa oraz całego świata, którzy
dołączyli do nas wczoraj by wspólnie świętować największą kolację szabatową w historii
powojennego Krakowa.
RECENZJE – Shai Tsabari & The Middle-East Groove All-Stars ......................... 18
OSTATNIA STRONA ..................................................................................................... 19
Wyjątkowe podziękowania dla Fundacji Taubego na rzecz Życia i Kultury Żydowskiej współorganizatorów kolacji oraz naszych bliskich przyjaciół.
JESTEŚMY to miesięcznik wydawany przez Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie.
Osoby chcące współpracować z naszym miesięcznikiem prosimy o kontakt z redakcją:
[email protected]
Redaktor naczelna: Zofia Radzikowska
Redakcja: Ishbel Szatrawska, Anna Gulińska, Sebastian Rudol, Katarzyna Zimmerer
Opracowanie graficzne: Alicja Beryt | Fotografie: JCC
SŁOWO WSTĘPNE
DWA SŁOWA
Magiczny festiwal
Gimelomania
Każdy Festiwal Kultury Żydowskiej
w Krakowie ma w sobie coś z magii.
Jednak ostatnio można było nieraz słyszeć
narzekania malkontentów, że się już
opatrzył, że to rutyna itp. Teraz okazało
się, że nic podobnego!
Może dlatego, że z roku na rok
coraz większego znaczenia nabiera nowy,
samodzielny podmiot na festiwalowej scenie
– JCC, o którym znakomity dyrektor Janusz
Makuch, pełniący swoją posługę od 24 lat,
powiedział, iż wrósł całkowicie w tkankę
festiwalu.
Ponad 90 wydarzeń festiwalowych
miało w tym roku miejsce w JCC,
bądż było przezeń organizowane lub
współorganizowane. Nie możemy wymienić
tu wszystkich, zacznijmy od tego co
było nowe i bardzo istotne.Pierwszy raz
podczas festiwalu można było wysłuchać
systematycznego wykładu Tory - przez 5
dni rabin Avi Baumol omawiał, wciągając
do rozmowy publiczność, jedną księgę.
Wykłady te cieszyły się ogromną frekwencją
(bez względu na pogodę).
Pozostając w dziedzinie działań
edukacyjnych trzeba wskazać na wyjątkową
aktywność naszych studentów: klub Gimel
4
prowadził nas codziennie - intelektualnie
lub dosłownie przez żydowski swiat w
Krakowie.; prezentowali się zarówno młodzi
wolontariusze jak i nestorzy, a rozmaitość
warsztatów artystycznych rociągała się od
muzyki klezmerskiej do haftu brazylijskiego
i marynowania ogórkow. Niech nam wybaczą
twórcy wystaw, uczonych debat i innych
niewymienionych zdarzeń, musielibyśmy
przepisać cały katalog. Ale oczywiście nie
można pominąć kolacji szabatowej w drugi
piątek festiwalu, zorganizowanej przez
JCC w starej Zajezdni przy ul. Wawrzyńca
12 dla ponad 400 osób,z udziałem wielu
znakomitych gości.
Symbliczną wymowę wydaje się mieć
wizyta sympatycznego małżeństwa z New
Hempshire. Pani robiąca zdjęcia powiedziała
nam z zazdrościa, że też mają u siebie JCC
ale jest tam pusto i nic się nie dzieje, więc
kierownictwo chce zamknąć budynek. No cóż,
tamtejsza społeczność żydowska ma pewnie
wszystko co jest potrzebne do istnienia, ale
my tutaj w Krakowie potrafimy docenić, co to
znaczy mieć JCC tak prowadzone! Oczywiście
nie zawsze jest tyle ludzi i taki ruch - festiwal
się skończył, dyrekcja, biuro i wolontariusze,
wszyscy którzy pracowali bez wytchnienia,
z usmiechami na twarzach, mogą w końcu
trochę odpocząć. Ale budynkowi JCC pustka
ani zastój nie grozi – zawsze coś będzie
się działo.
Natomiast kolejny numer Jesteśmy
ukaże się we wrzesniu. Czytelnikom mówimy
do zobaczenia - lehitraot!
Zofia Radzikowska
Red. Naczelna
Festiwal Kultury Żydowskiej dla
wszystkich jest zawsze czasem bezsenności i
dużej aktywności. Dla nas ten czas wcale nie
wyglądał inaczej! :)
Klub Studencki GIMEL pracował
na pełnych obrotach. W tym roku
zaproponowaliśmy trzy wycieczki (Koszerny
Kazimierz, Podania i legendy Gimela oraz
Edukację żydowską na Kazimierzu), grę
miejską Żydowski rok w jeden dzień, pięć
spotkań w ramach Gimelomanii (Jestem
Żydówką. Czy mogę nosić bikini?, Nie mam
brody. Czy mogę być ortodoksyjnym Żydem?,
Czy mogę być dobrym Żydem, jeśli jestem
gejem?, Jewish sex shop, czyli o koszernym
seksie oraz Szabat w epoce Facebooka),
a także siedem wykładów w ramach
Prelimudu.
Osoby,
które
uczestniczyły
w Gimelomanii, podkreślały, że cenią sobie
fakt, iż mogły z nami porozmawiać nie
tylko o tym, co Tora mówi o żydowskim
życiu, ale także usłyszeć co my sądzimy
na dany temat. Wszystkie te spotkania i
aktywności miały pokazać, że w Krakowie
istnieje żydowskie życie, nie tylko żydowska
historia. Każdy mógł z nami porozmawiać w
niezobowiązującej atmosferze, co ułatwiło
zdecydowanie rozmowy na niektóre tematy.
Mamy nadzieję, że pokazaliśmy, iż młodzi
Żydzi w Krakowie, to grupa otwarta, nie
bojąca się dyskusji i trudnych tematów.
Frekwencja na prowadzonych przez nas
wydarzeniach przerosła nasze najśmielsze
oczekiwania za co ogromnie dziękujemy!
Wzięliśmy również udział w debacie
Nie
jestem
Żydem/Żydówką,
ale
moja
babcia
jest...
z Naczelnym Rabinem Polski Michaelem
Schudrichem, która dotyczyła tożsamości
młodych Żydów w Polsce. Spotkanie to było
dla nas ważne z kilku powodów. Przede
wszystkich chcieliśmy pokazać, że bycie
Żydem jest jedno z możliwych tożsamości
i nie powinno nieść ze sobą traumy. Po drugie
mamy nadzieję, iż te osoby, które niedawno
odkryły swoje pochodzenie i nie wiedzą co
mają teraz zrobić, będą wiedziały, że mogą
zawsze do nas przyjść i z nami porozmawiać.
Wszystkie wydarzenia okazały się ogromnym
sukcesem, co tylko zmobilizowało nas do
jeszcze większej pracy i już możemy chyba
zdradzić, że Gimelomania będzie odbywać
się częściej niż tylko w czasie Festiwalu
Kultury Żydowskiej.
Ja osobiście chciałaby podziękować za
zaangażowanie i wytrwałość następującym
osobom:
Gabrieli,
Magdzie,
Sarze,
Marcjannie, Kasi, Paulinie, Oldze, Karolinie,
Sławkowi, Patrykowi oraz Mateuszowi.
Bez Was te wydarzenia by się nie udały!
Olga Danek
5
WYWIAD
WYWIAD
Z Nowego Jorku do Krakowa
Wywiad z Ellen Germain, Konsul Generalną USA w Krakowie
Konsul Ellen Germain w towarzystwie członków i
członkiń JCC podczas imprezy z okazji 40. lecia
Konsulatu USA w Krakowie
Justin Kadis: Czy opowiesz mi może trochę
o Twojej pracy, jako Konsul Generalnej w
Krakowie?
Ellen Germain: Oczywiście. Nadzoruję prace
Konsulatu USA w Krakowie, która w 60%
polega na zajmowaniu się wizami dla Polaków,
którzy chcą wyjechać do pracy lub na studia do
USA oraz na pomaganiu obywatelom Stanów
Zjednoczonych, którzy mieszkają na południu
Polski. To nieco ponad połowa, tego co robimy
– reszta to praca dyplomatyczna. Staramy sie
nawiązać relację z polskim społeczeństwem na
południu kraju. Umacniamy w ten sposób więzi
pomiędzy USA a Polską. Jesteśmy szczególnie
zainteresowani pracą z młodzieżą, po to, by
dobrze zrozumiała jaka jest Ameryka oraz, że
USA troszczy się o relacje z Polską i jest jej
partnerem. Promujemy więzi ekonomiczne,
polityczne oraz kulturalne. Zajmujemy się
organizacją różnych wymian oraz promocją
handlu.
W jakich innych miejscach pracowałaś
jeszcze dla rządu USA?
Moim pierwszym stanowiskiem była praca w
6
konsulacie w Tel Avivie, gdzie pracowałam
przez dwa lata – w drugim roku byłam
asystentką ambasadora, co było świetnym
doświadczeniem. Po tym pracowałam
w Londynie, Moskwie oraz Waszyngtonie,
gdzie zajmowałem się sprawami relacji Izraela
oraz Palestyny, pracowałam w biurze do spraw
Maghrebu (państwa Afryki północnej – Libia,
Tunezja, Algieria oraz Maroko). Spędziłam
także trzy miesiące w Tripolisie w Libii, gdzie
w kwietniu 2004 pomagałam w otwieraniu
biura, które w końcu stało się ambasadą. Było
to jeszcze za czasów rządów Qaddafiego,
kiedy to ponownie nawiązaliśmy stosunki
dyplomatyczne z Libią. Pracowałem także w
biurze do spraw relacji z Rosją. Po tym udałam
się na rok do Bagdadu. Pracowałam także w
Nowym Jorku jako członek misji USA do
ONZ. Było to wspaniałe doświadczenie, bo
pochodzę właśnie z Nowego Jorku I cudownie
było wrócić na kilka lat do domu. Praca przy
ONZ była fascynująca – bardzo intensywna
oraz interesująca. Po tym, przed przyjazdem
do Krakowa, przez rok uczyłam się polskiego.
Jak długo jesteś już w Krakowie?
Dwa lata.
Jako fan jedzenia, muszę zadać Ci to pytanie
– którą restaurację w Krakowie lubisz
najbardziej?
Cóż, jako dyplomata nie powinnam chyba
odpowiadać na to pytanie, ale postaram
się podać choć jedno miejsce. Uwielbiam
Pizza Garden usytuowane tuż przy moście
Dębnickim. Prowadzi ją człowiek, który 15 lat
spędził pracując w jednej z najsłynniejszych
pizzeria w Brooklynie w Nowym Jorku.
Podają tam naprawdę świetną pizzę i dlatego
uwielbiam to miejsce.
Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym
zadać Ci kilka pytań o społeczność żydowską.
Pewnie, nie ma problemu.
Czy miałaś jakies wyobrażenie o żydowskim
Krakowie zanim tu przyjechałaś?
Chyba nie miałem żadnych konkretnych.
Wiedziałam, że Kraków przed wojną był
bardzo ważnym ośrodkiem życia żydowskiego
w Polsce. Kiedy przyjechałam tutaj dwa lata
temu, zbliżały się akurat święta wysokie. Jedną
z pierwszych rzeczy, którą chciałam sprawdzić
było to, czy jest tu jakaś społeczność żydowska
i czy mogę gdzieś iść do synagogi. Byłam
naprawdę mile zaskoczona, gdy przekonałam
się, że jest tu aktywna, różnorodna i dynamiczna
społeczność żydowska. Uważam, że to bardzo
ważne, ale co więcej – w Krakowie jest też
Centrum Społeczności Żydowskiej, które
doskonale radzi sobie z nawiązywaniem
kontaktów z ludźmi z całego Krakowa. Byłam
bardzo podekscytowana, kiedy tu przybyłam
a wszyscy byli dla mnie bardzo mili – rabini,
członkowie społeczności oraz jej liderzy.
Bardzo pomogło mi to w zaklimatyzowaniu się
tutaj w Polsce.
Czy zauważyłaś jakieś zmiany od kiedy
przybyłaś do Polski?
Generalnie zaskoczyło mnie zainteresowanie
kulturą i życiem żydowskim w Polsce. Konsulat
w Krakowie odpowiada za 6 województw na
południu Polski, i mam wrażenie, że w każdym
mieście w którym byłam jest odrestaurowany
cmentarz lub synagoga, lub prace remontowe
właśnie trwają. Społeczeństwo oraz samorządy
są zainteresowane historią żydowską i
odrodzeniem życia żydowskiego. W ciągu
dwóch ostatnich lat zauważyłam, że ten proces
się jeszcze zintensyfikował. Jeżeli chodzi o
samą społeczność żydowską w Krakowie –
według mnie stała się bardziej dynamiczna oraz
różnorodna. Mam także wrażenie, że rośnie.
Całkiem sporo podróżowałaś. Czy uważasz,
że w społeczności żydowskiej w Krakowie
jest coś wyjątkowego w porównaniu do
innych miejsc, które odwiedziłaś?
Tu w Polsce, w Krakowie – wielu ludzi
odkrywa
swoje
żydowskie
korzenie.
W przypadku niektórych z nich minęło
pokolenie lub dwa, zanim odkryli, że mają
związek z judaizmem. Widzę prawdziwy
wzrost zainteresowania wśród młodych
Polaków w poszukiwaniu swojego związku
– dziadka lub pradziadka pochodzenia
żydowskiego. Uważam, że to wspaniałe.
Myślę, że żydowskim instytucjom w Krakowie,
a w szczególności JCC, bardzo dobrze idzie
nawiązywanie kontaktu z tymi młodymi
osobami aby pomóc im w poszukiwaniach –
wspieranie różnorodności oraz zrozumienie
różnych mniejszości, które tworzyły Polskę to
wspaniała sprawa.
Wielu ludzi, którzy nie wiedzą za wiele o
żydowskiej Polsce i o tych, którzy odkrywają
swoje pochodzenie, mogą pomyśleć, że tu nie
ma miejsca na żydowską przyszłość. Czy ty
powiedziałabyś, że Kraków ma przed sobą
żydowską przyszłość?
Na podstawie tego, co widziałam –
zdecydowanie tak! Ludzie biorą aktywny
udział w życiu żydowskim i naprawdę się nim
interesują. Dla mnie to bardzo ciekawe – moja
babcia urodziła się w Polsce, w województwie
Podlaskim. Sto lat temu wyemigrowała do
Ameryki gdy była małą dziewczynką. Dlatego
też odrodzenie się życia żydowskiego w Polsce
to dla mnie fascynująca sprawa.
Wspomniałaś kilkukrotnie JCC – spędziłaś
tu na przykład święta wysokie. Co dla Ciebie
znaczy JCC?
Dla mnie, JCC to otwarte i ciepłe miejsce,
gdzie poznałam wielu wspaniałych ludzi
i nawiązałam wiele przyjaźni. Dla mnie
to zdecydowanie jedno z centrów życia
żydowskiego w Krakowie. Bardzo miłym
zaskoczeniem był fakt, że Jonathan, który jest
Dyrektorem JCC, chodził w Nowym Jorku do
tego samego liceum co ja. Kto by pomyślał, że
obydwoje trafimy na siebie tutaj w Krakowie?
7
CO SŁYCHAĆ?
CO SŁYCHAĆ?
Rajd Żywych
– celebracja życia żydowskiego w Polsce
i poznaliśmy ludzi, których w tym czasie
spotkał.
Kiedy dojeżdżaliśmy do mety Rajdu
Żywych, każdy z 15 uczestników czuł na
plecach ciężar historii. 6 lipca 2014 roku,
w 70 rocznicę lądowania wojsk alianckich
w Normandii, wraz z 14 innymi osobami z
Wielkiej Brytanii, USA, Izraela oraz Polski,
wzięłam udział w inauguracyjnej edycji
rajdu rowerowego podążającego trasą sprzed
Birkenau do JCC Kraków.
Mój syn, Justin Kadis, od niemal roku
pracuje w Centrum Społeczności Żydowskiej
w Krakowie. Na wyjazd do Polski zdecydował
się po siedmiu latach pracy w biznesie, kiedy
to uznał, że w jego życiu pora na zmianę.
Wkład Justina był dla JCC niezwykle istotny
- przyczynił się do rozwoju infrastruktury
oraz poprawy działań marketingowych
i fundraisingowych.
Wraz z moim mężem Larrym oraz
rodzeństwem Justina – Alexem i Samanthą,
wybraliśmy się niedawno w podróż po Polsce,
by na żywo doświadczyć niezwykłego procesu
odrodzenia się życia żydowskiego. W czasie
wizyty na własne oczy zobaczyliśmy, gdzie
przez ostatnie 9 miesięcy pracował Justin
8
Spędziliśmy także trochę czasu
w Warszawie, gdzie udało nam się poznać
Naczelnego
Rabina
Polski
Michaela
Schudricha. Odwiedziliśmy wiele ważnych
miejsc – nowopowstałe Muzeum Historii
Żydów Polskich oraz liczne pomniki historii –
mury getta, pomnik upamiętniający powstanie
oraz Umshlagplatz, skąd w czasie II Wojny
Światowej tysiące Żydów wywożonych było z
getta do obozów.
Wybraliśmy się także w podróż do
Białegostoku, skąd pochodzi moja rodzina.
Udało nam się zobaczyć wiele miejsc, gdzie
niegdyś mieszkała lokalna społeczność
żydowska, odwiedziliśmy archiwum miejskie
oraz cmentarz. Niestety tam życie żydowskie
się zakończyło – podobnie jak w położonym
niedaleko Tykocinie, gdzie pamiątką po
społeczności żydowskiej liczącej 2000 osób,
jest przepiękna odrestaurowana synagoga.
Ostatnim punktem naszej podróży po
Polsce był Kraków. Kiedy zwiedzaliśmy Stare
Miasto, Uniwersytet Jagielloński oraz Zamek
Królewski na Wawelu, rozmyślałam nad życiem
żydowskim przed II Wojną Światową – w
końcu Żydzi stanowili ¼ populacji ówczesnego
Krakowa (65 000 osób). Wybraliśmy się także
w podróż do Auschwitz-Birkenau, oddalonego
od Krakowa o niecałą godzinę jazdy, by na
żywo zobaczyć obozy zagłady. Kiedy mijaliśmy
kolejne budunki, gdzie ponad milion Żydów
zostało zamordowanych przez zagłodzenie,
przymusową pracę oraz komory gazowe, po
raz kolejny dotarło do mnie, jak wiele stracili
Żydzi w czasie wojny. Jednak pomimo zagłady, wielu Żydów
przeżyło wojnę, a we współczesnej Polsce
życie żydowskie odradza się. JCC Kraków
jest jednym z miejsc, gdzie ten proces się
odbywa – około 500 członków bierze udział
w cotygodniowych kolacjach szabatowych,
zajęciach z hebrajskiego oraz jidysz, chodzi
na zajęcia Szkółki Niedzielnej oraz Klubu
Seniora. JCC jest kolorowym i pełnym życia
miejscem, gdzie po latach ukrywania swojego
pochodzenia, ludzie na nowo zaczynają
poznawać swoje żydowskie dziedzictwo.
Jesienią ubiegłego roku, pewien młody
Brytyjczyk – Robert Desmond, postanowił
wyruszyć w podróż rowerową mierzącą
1350 mil pomiędzy Londynem a Auschwitz,
podążającą szlakiem zachodniego frontu
wyzwoleńczego. Niedługo po pokonaniu trasy,
Robert pojawił się w JCC Kraków. Widząc jak
życie żydowskie odradza się w miejscu, gdzie
70 lat wcześniej zostało niemal całkowicie
zniszczone, uznał, że jego rowerowa podróż
nie może zakończyć się w Auschwitz. Wraz z
JCC postanowił zorganizować Rajd Żywych.
14 innych uczestników z całego świata
dołączyło do Roberta aby wraz z nim przejechać
trasę Rajdu. Wydarzenie to symbolizować
miało odrodzenie się życia żydowskiego po
wojnie. Po krótkiej, lecz bardzo wzruszającej
ceremonii, w czasie której usłyszeć mogliśmy
przemówienie Zosi Radzikowskiej, której ojca
zamordowano w Auschwitz, wyruszyliśmy
w trasę.
Rajd
był
zarazem
poruszający
emocjonalnie, jak i wymagający kondycyjnie
– trasa liczyła niemal 90 kilometrów.
Droga wiodła wzdłuż urokliwych polskich
krajobrazów – jechaliśmy wzdłuż Wisły, mijając
wiele wsi i miasteczek. Do mety w Krakowie
dojechaliśmy wszyscy razem i zostaliśmy
powitani balonami, szampanem, muzyką oraz
przede wszystkim wspaniałym dopingiem.
W czasie późniejszej kolacji szabatowej, niemal
100 osób uczciło z nami pokonanie trasy Rajdu
– wiodącej z ciemności i śmierci do światła i
życia. Pani Zosia Radzikowska jak co tydzień
podzieliła się ze wszystkimi swoją Dwar Torą
po polsku (oczywiście można ją także obejrzeć
na YouTube), po czym Rabin Avi Baumol
wygłosił krótkie przemówienie do zebranych.
Czuje się zaszczycona, że wraz
z moim mężem oraz dziećmi a także nowymi
przyjaciółmi z całego świata mogłam
uczestniczyć w pierwszej edycji tego
wydarzenia. Był to dzień, którego nigdy nie
zapomnę i mam nadzieję, że Rajd będzie się
w przyszłości rozwijał i stanowił symbol tego,
że pomimo Holokaustu, życie żydowskie
odradza się w tak wyjątkowym miejscu,
jakim jest Kraków. Gratulacje należą się
Jonathanowi Ornsteinowi, Justinowi Kadisowi
oraz wszystkim innym pracownikom oraz
wolontariuszom JCC Kraków za pracę nad
odrodzeniem życia żydowskiego Krakowie
oraz Robertowi Desmondowi, za stworzenie
idei, które pomaga nam zrozumieć, że nasza
podróż nadal trwa.
Po rajdzie otrzymaliśmy bardzo
dużo pozytywnych opinii oraz komentarzy
i oczekujemy, że w przyszłym roku uda nam
się zebrać dużą grupę uczestników. Wszystkich
zainteresowanych rajdem zapraszamy na stronę
ridefortheliving.org.
Suellen Shapiro Kadis
Artykuł ukazał się w oryginale w języku
angielskim na portalu Cleveland Jewish News.
9
LUDZIE JCC
LUDZIE JCC
Dlaczego zostałam wolontariuszką?
instytucji, współorganizowaniu szkoleń
oraz redagowania artykułów, ponieważ od
dziecka moją pasją jest pisanie. Teksty były
publikowane w lokalnej prasie, a dotyczyły
właśnie idei wolontariatu, która jest coraz
bardziej popularna w Polsce.
Pewnego
dnia
wraz
z
inną
wolontariuszką, Natalią otrzymałyśmy od
koordynatorek specjalne zadanie: opisać
instytucje oferujące pracę wolontariacką
młodym ludziom. Dostałyśmy dwa grube
segregatory z opisem poszczególnych miejsc
i wśród nich mogłyśmy wybrać tylko dwa.
Traf chciał, że nie potrafiłam znaleźć nic, co
zainspirowałoby mnie do napisania artykułu.
Siedziałam i kartkowałam wgłębiając się w
poszczególne opisy i z każdą chwilą optymizm
mnie opuszczał. Nagle zadzwoniła do mnie
Natalia – Magda, bo Ty się interesujesz kulturą
żydowską. Ja tu mam taką organizację: JCC
Kraków, znasz? –zapytała.
Każdy w JCC ma swoją interesującą
historię do opowiedzenia. Towarzyszy mu
ona podczas dni spędzonych na terenie
budynku oraz wśród ludzi. Ta mozaika
różnorodnych charakterów i opowieści,
a także rzeczy, które robimy, tworzą
niesamowity obraz odradzającej się
społeczności żydowskiej w Krakowie.
W swoim życiu pracowałam jako
wolontariuszka w kilku instytucjach, nie tylko
w Krakowie, ale również w moim rodzinnym
mieście – Kraśniku. Po przybyciu na studia do
Krakowa prawie cztery lata temu odnalazłam
Centrum Wolontariatu w Krakowie działające
przy fundacji Biuro Inicjatyw Społecznych.
Mój wolontariat polegał na promocji
10
Oczywiście, że nic a nic nie słyszałam
o JCC ale pomyślałam, że lepsze to niż nic!
Skontaktowałam się z Agatą, koordynatorką
wolontariuszy i zadałam jej kilka pytań
na temat funkcjonowania JCC oraz oferty
wolontariackiej. Niestety, nie spotkałyśmy
się w samym budynku, dlatego czułam, że
czegoś brakuje w tym artykule. Dodatkowo,
popełniłam małe faux pas – w tekście
roboczym napisałam, że Agata Mucha jest
dyrektorką JCC (Jonathan, proszę nie czytaj
tego!) Po ukazaniu się artykułu w prasie
postanowiłam wreszcie odwiedzić centrum.
Już
od
pierwszego
wrażenia
zachwyciłam się panującą tu atmosferą.
Niestety, przyjęcie mnie na wolontariat
okazało się niemożliwe, ponieważ rekrutacja
była już zakończona. Porozmawiałam jednak
z Agatą i złożyłam aplikację. Obiecała,
że odezwie się do mnie, gdyby zwolniło
się jakieś miejsce. Rzeczywiście, w lutym
2012 roku Agata skontaktowała się ze mną.
Oczywiście byłam mocno zainteresowania
rozpoczęciem pracy!
Początki w JCC nie były proste. Weszłam w
środowisko zupełnie mi nieznane. O historii
Żydów wiedziałam jedynie z książek i filmów
oraz mojego zainteresowania Holokaustem.
Dlatego podczas każdego dyżuru coraz
bardziej się dziwiłam, ale byłam też coraz
bardziej
zaintrygowana.
Dodatkowo
mierzyłam się z ważnymi zadaniami. Moje
dyżury odbywały się przed kolacjami
szabatowymi a jak wiadomo, wtedy dzieje
się bardzo dużo! Krok po kroku powolutku
poznawałam ludzi. Nastąpiło zderzenie z
moimi dotychczasowymi przekonaniami na
temat Żydów. To właśnie relacje, jakie tu
panują sprawiły, że stopniowo sama zaczęłam
się tutaj zadomawiać.
Co robię w JCC? Mam mnóstwo
pomysłów i staram się je realizować. Oprócz
pracy w recepcji pomagam podczas kolacji
szabatowych oraz świąt. Od niedawna jestem
zaangażowana w ciekawą inicjatywę – Klub
Izraelski, którego działania zamierzamy
rozszerzyć w przyszłym roku akademickim.
Biorę też udział przy organizacji Nocy
Synagog i Festiwalu Kultury Żydowskiej.
Wiedza zdobyta na kierunku animacja
społeczno-kulturowa, a obecnie i na Wydziale
Judaistyki, pozwalają mi na wypełnienie
luki w wiedzy z teorii. Doświadczenie,
które zdobywam w JCC, opiera się z kolei
na praktycznych działaniach. Korzystam
również z oferty JCC jako uczestnik zajęć z
tańca izraelskiego, który prowadzi wspaniała
pani Awa.
Wszyscy chętnie odwiedzają JCC, rozglądają
się, zadają pytania, dyskutują. To również
dowód na to, że członkowie JCC, poprzez
swoje zaangażowanie, są bardzo pozytywnie
postrzegani.
O budowaniu żydowskiej przyszłości
w Krakowie można napisać wiele, jednak
trzeba się o tym przekonać samemu!
Każdy dzień w JCC jest dla mnie nowym,
interesującym doświadczeniem. To miejsce
przyciąga. Ludzie lgną do ludzi i to oni
kreują ten niespotykany klimat. Centrum
jest obowiązkowym punktem na mapie
Kazimierza. My, wolontariusze jesteśmy
gotowi pomóc każdemu w miarę naszych
możliwości. Dzięki Agacie jesteśmy do tego
prawidłowo przygotowani. Wraz z członkami
i pracownikami budujemy tę lokalną
społeczność. Razem tworzymy piękną
wspólnotę i żywy dowód na to, że społeczność
żydowska w Krakowie wciąż się rozwija i
to w dobrym kierunku! Sama nawiązałam
tutaj wiele wspaniałych znajomości, które
trzymam głęboko w sercu.
Magda Pulikowska
Podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej
stykam się z tak różnorodnymi osobistościami
z całego świata, że trudno w to uwierzyć.
11
LUDZIE JCC
LUDZIE JCC
Wspomnienia Frydy Aronowicz
Urodziłam
się
3
października
1936 roku w Krasnosielcu, niewielkiej
miejscowości koło Mińska Mazowieckiego.
Mój tata, Mojżesz Aronowicz był krawcem,
mama Wita, z domu Kra, zajmowała się
domem, wychowaniem mnie i handlem.
Prawdopodobnie byłam jedynaczką, chociaż
do końca nie jestem tego pewna. Moja pamięć
nie sięga tak daleko, abym mogła to sobie
przypomnieć.
Wspomnienia Frydy Aronowicz są
kolejną relacją biograficzną na łamach
naszego biuletynu. Tragiczna historia życia
mojej bohaterki była znana głównie wśród
jej najbliższych znajomych i do tej pory nigdy
nie została spisana i opublikowana. W tym
numerze przybliżam historię osoby, która
w czasie niemieckiej okupacji Polski
była na jej terenie zaledwie miesiąc.
Fryda Aronowicz jest jedną z wielu osób
deportowanych na Syberię. Tam straciła
swoich rodziców i była zdana tylko na
siebie.
12
Pochodzę z rodziny religijnej, głęboko
związanej z tradycją żydowską i mówiącą na
co dzień w języku żydowskim. Krasnosielc
był typowym sztetlem, czyli żydowskim
miasteczkiem, w którym każdy się znał. Tata
zawsze rano wkładał tefilin i tałes, na co dzień
chodził do niewielkiego sztyblu niedaleko
naszego domu, gdzie się modlił i studiował
święte pisma. W wielkie święta chodził do
głównej synagogi, która stoi po dziś dzień
w centrum Krasnosielca. Każdy szabat
staraliśmy się obchodzić na tyle uroczyście,
na ile się dało. Doskonale pamiętam jak mama
błogosławiła w piątek szabatowe świece.
Wówczas ubierała piękną woalkę na swoje
kruczoczarne włosy. Do dzisiaj pamiętam
niesamowity smak chały i czulentu, które
spożywano w czasie piątkowej wieczerzy.
Dzisiaj już nikt takiej chały nie robi.
Byliśmy rodziną bardzo biedną, jednak
nie wyróżnialiśmy się na tle pozostałych
mieszkańców. Bieda w takich miejscach była
po prostu czymś normalnym.
Dzieci z domu dziecka w Krakowie.
Fryda w górnym rzędzie, druga z prawe.
Doskonale pamiętam mój dom, który składał
się z dwóch mieszkań rozdzielonych sienią.
Na nasze mieszkanie składał się pokój z
kuchnią, nic więcej. Nie mieliśmy prądu, ani
wody. Pokój oświetlaliśmy lampą naftową, a
po wodę chodziliśmy do studni. Pokój był nie
tylko miejscem gdzie mieszkaliśmy, ale był
on warsztatem pracy mojego taty.
Z mojej rodziny pamiętam tylko
rodziców. Nie wiem czy moi dziadkowie żyli
w chwili wybuchu wojny. Prawdopodobnie
imię otrzymałam po mojej zmarłej babci.
Jest to o tyle prawdopodobne, że moja bliska
kuzynka też nazywała się Fryda. To chyba
jedyna osoba poza rodzicami, którą pamiętam
z imienia. Oprócz tego wiem, że siostra mojej
mamy mieszkała w Charkowie. Poza tym nie
mam innych informacji o członkach mojej
rodziny.
Wybuch II wojny światowej i
wkroczenie Niemców do Kranosielca
rozpoczął nasz potworny dramat. Niemieccy
żołnierze zaczęli dopuszczać się licznych
zbrodni. Z dnia na dzień ginęło coraz więcej
ludzi, nie tylko Żydów, ale i Polaków.
28 września 1939 roku wyrugowano
wszystkich, to jest około 1900 przebywających
w Krasnosielcu Żydów. Przed wypędzeniem
musieli podpisać oświadczenia, że opuszają
osadę z własnej woli. Znaleźli się w Różanie
i Ostrowi. Część wyjechała następnie do
Białegostoku, Makowa i Ciechanowa.
Ja z rodzicami udałam się do
Białegostoku, który znajdował się już w
radzieckiej strefie okupacyjnej. Rodzice
myśleli, że tam będziemy bezpieczni.
Początkowo mieli rację. Zupełnie jednak nie
pamiętam czasu tam spędzonego. To tak jakby
spadła na niego kropla tuszu, która wszystko
zamazała.
W lutym 1940 roku do naszego domu
wpadli Rosjanie i kazali się szybko pakować.
Zostaliśmy zagonieni do bydlęcego wagonu i
wysłani w nieznane.
13
LUDZIE JCC
LUDZIE JCC
Rosjanką, po moim przybyciu dała mi nowe
drewniane kierpce. Posiadanie takich butów w
tamtym czasie to był wielki luksus. Pewnego
dnia byłam tak bardzo głodna, że zaczepiłam
pewną chaziajkę i oddałam jej moje buty za
troszkę pieczonych ziemniaków i brukiew.
Na następny dzień podczas porannego
apelu, kierowniczka spytała się mnie, gdzie
są moje buty. Kiedy przyznałam się jej, że
je sprzedałam, kazała mi wystąpić przed
szereg i potwornie skrzyczała. Bardzo wtedy
płakałam, nie rozumiałam, że to, co zrobiłam,
było błędem. Za karę nie dostałam już nowych
butów, tylko takie stare, schodzone kierpce.
Koniec lat 40. Fryda z koleżankami, druga z prawej.
Pamiętam potworny tłok, co chwilę
umierających ludzi, od dzieci po starców, tę
monotonię i strach, co nas czeka. Po miesiącu
ciężkiej podróży trafiliśmy do Republiki
Komi, gdzie zamieszkaliśmy w barakach w
jakimś posiołku pośrodku ogromnego lasu.
Rodzice od tego czasu w ciężkich warunkach
musieli pracować przy wycince drzew, a
ja z innymi dziećmi zostawałam w naszym
baraku.
Niezbyt dobrze pamiętam czas
spędzony w Komi. Byłam zbyt mała i
nieświadoma do końca sytuacji, która mnie
spotkała. Do dzisiaj pamiętam wieczny
niepokój, strach, głód, śnieg i potworny mróz
sięgający nieraz -40 stopni. Śmierć ludzi
była na porządku dziennym, codziennie ktoś
umierał z powodu mrozu i ciężkich warunków
życia. Ludzi tych chowano bez względu
na narodowość na takim prowizorycznym
cmentarzyku koło posiołku, bez pogrzebu,
w wielkim pośpiechu. Pamiętam także, że
codziennie jedliśmy ziemniaki i brukiew. Kiedy
brakowało jedzenia, ludzie jedli korę z drzew.
14
Wakacje w Międzyzdrojach, Fryda z koleżankami,
pierwsza z lewej.
Mniej więcej po dwóch latach, mama
zdecydowała się pójść szukać jedzenia w
sąsiednim posiołku. Już nigdy nie wróciła.
Prawdopodobnie zamarzła po drodze.
Niestety nie wiem co się stało z jej ciałem.
Czy ktoś ją pochował? Po pół roku straciłam
ojca. Tej sytuacji nie zapomnę do końca życia.
Tata leżał na swojej pryczy, wyczerpany,
głodny,mówił coś do mnie. Ja wtedy
przeraźliwie płakałam, nie chciałam, aby
umierał! Wsadziłam mu palec do buzi, a on
był już zimny, nie żył, zmarł na moich oczach.
To jest najstraszliwsze wspomnienie mojego
życia, widzieć jako mała dziewczynka śmierć
swojego ukochanego ojca, ostatniej osoby,
która mi została. Nie pamiętam pogrzebu
ojca, nie wiem kto się zajął pogrzebaniem
jego ciała. Zostałam sama!
Po śmierci ojca, prawdopodobnie z
inicjatywy kierownictwa posiołka, zostałam
wysłana do polskiego sierocińca w Woroneżu.
Były tam dzieci wielu narodowości, od
polskich, żydowskich po cygańskie.
Wszystkie łączył kraj pochodzenia – Polska.
Tam nauczyłam się dopiero mówić
po polsku i rosyjsku. Do tego czasu
posługiwałam się tylko i wyłącznie językiem
żydowskim, który z czasem zapomniałam.
Warunki w sierocińcu były bardzo trudne.
Na miejscu nie było toalet. Aby załatwić
potrzebę musieliśmy iść w kilka osób do
wychodka niedaleko sierocińca. Dlaczego
w kilka osób? Budynek sierocińca mieścił
się w lesie, a tam grasowali bandyci, którzy
porywali małe dzieci. W kilka osób było po
prostu bezpieczniej.
Pamiętam, że non stop chodziłam
głodna. Racje żywnościowe były bardzo
małe. Często wychodziłam na pole i jadłam to,
co przyroda mogła zaoferować: lebiodę czy
pokrzywę, nieraz zbierałam i jadłam łupiny
ziemniaków. W pamięci utkwiła mi pewna
sytuacja. Kierowniczka sierocińca, która była
W domu dziecka w Woroneżu czułam
się bezpieczna. Dom ten był namiastką tego, co
straciłam. Ideą tego sierocińca było zadbanie
o patriotyczne wychowanie polskich dzieci do
pracy w socjalistycznej ojczyźnie. Na każdym
apelu śpiewaliśmy patriotyczne pieśni, m.in. Rotę
Marii Konopnickiej.
Pomiędzy lutym a czerwcem 1946
roku przeprowadzono repatriację polskich
domów dziecka w Związku Radzickim. W
tym czasie, po miesięcznej podróży wróciłam
do Polski. Trafiłam do Gostynina, skąd
skierowano mnie wraz z dużą grupą dzieci do
domu dziecka w Krakowie, który początkowo
mieścił się w kamienicy przy ulicy Długiej 38,
przy Wojewódzkim Komitecie Żydowskim.
Następnie dom dziecka przeniesiono do
okazałego budynku przy ulicy Augustiańskiej
Bocznej 1. Zostałam przydzielona do grupy
średniej, której wychowawczynią była
początkowo Leokadia Celnikier, a po jej
śmierci w 1952 roku – Marta Żurowska.
15
RECENZJE
LUDZIE JCC
W domu dziecka czułam się bardzo
dobrze. Tam rozpoczęłam nowe życie, a
inne dzieci tam przebywające były dla
mnie nową rodziną. Pamiętam jak zaraz po
przybyciu, kiedy szliśmy do stołówki na
obiad, wiele dzieci prosiło o dodatkową
kromkę chleba. Nauczyciele mieli wówczas
łzy w oczach, widząc jak wielką wartość ma
dla nas ta jedna kromka chleba. Na kucharkę
wszyscy wołaliśmy „ciocia”; była ona dla nas
uosobieniem naszych matek, które straciliśmy.
Nigdy nie odmówiła nam dokładki jedzenia,
zawsze na ile mogła starała się nam pomagać
i służyć radą.
Mój stan zdrowia w domu dziecka był
dość kiepski. Trudne warunki w Związku
Radzieckim doprowadziły do tego, że
byłam wychudzona, wiotka i zagrożona
wystąpieniem u mnie gruźlicy. Podwójnymi
porcjami jedzenia starano się, abym nadrobiła
wagę. Na nic się to zdało. W związku z tym
zostałam wraz z grupą dzieci wysłana na jakiś
czas do otwartego w 1946 roku prewentorium
dla dzieci żydowskich w Głuszycach koło
Wałbrzycha. Stamtąd wróciłam pełna życia i
zdrowia.
Życie w domu dziecka wspominam
jako najpiękniejszy okres mojego życia.
Miałam dużo koleżanek, m.in. Dziunię,
Polę, Milkę czy Niutę. Te dwie ostatnie
wyjechały z czasem do Izraela. Z Dziunią
często chodziłyśmy na wieczorki taneczne,
a pewnego dnia udałyśmy się do cyrku i
wróciłyśmy po godzinie 22:00, tak że nie
chciano nas z powrotem wpuścić do domu
dziecka i spałyśmy w jego ogrodzie na
kocach, które wyrzuciły przez okno nasze
16
koleżanki. Do dzisiaj z Dziunią wspominamy
z wielkim uśmiechem tę sytuację. Często też
organizowano wycieczki, np. na Gubałówkę
i w inne miejsca. Jestem bardzo wzruszona,
kiedy sobie to przypominam.
W 1954 roku opuściłam dom dziecka.
Dostałam niewielką wyprawkę, którą po
kilku dniach mi ukradziono. Rozpoczęłam
pracę w wojskowości jako telegrafistka.
Potem pracowałam już w innych miejscach.
W 1956 roku wzięłam ślub, a w 1959 roku
urodziłam syna. Miałam możliwość wyjazdu
do Izraela, jednak zniechęciła mnie do tego
moja teściowa. Dzisiaj jestem szczęśliwą
babcią dwóch wnuków. Mam także jednego
prawnuka, Bartusia, który jest moim oczkiem
w głowie.
Od zawsze jestem związana z
krakowskim środowiskiem żydowskim.
Odkąd pamiętam należę do miejscowej
gminy żydowskiej. W wielkie święta zawsze
chodziłam do synagogi, początkowo Tempel,
następnie do Remu. Podczas sederów
pesachowych w gminnej stołówce mam
swoje stałe miejsce od wielu lat. Jestem także
członkinią TSKŻ, Związku Sybiraków i JCC
Kraków, gdzie codziennie przychodzę do
Klubu Seniora.
Spisał i opracował
Sławomir Pastuszka
Boris Dorfman – a mentsh
Polska-Niemcy 2014
reż. Gabriela i Uwe von Seltmann
Mein sztetele Lemberg
Bardzo ciężko jest dziś trafić na
dobry film dokumentalny, jeśli do tego
chcielibyśmy obejrzeć owy film w języku
żydowskim staje sie to prawie niemożliwe.
Dzieje się tak z kilku powodów, pierwszym
i chyba najważniejszym jest postrzeganie
języka jidysz, jako martwego języka diaspory
aszkenazyjskiej. Stanowisko większości
Izraelczyków również nie pomaga w procesie
odrestaurowania jidysz, ale to osobny temat.
Niemożliwe stało się osiągalnym dzięki
pierwszej powojennej koprodukcji polskoniemieckiej w języku jidysz. Film Boris
Dorfman – a mentsh w reżyserii Gabi i Uwe
von Seltmann, jest próbą pokazania życia
żydowskiego, w którym język jidysz tak, jak
przed tragedią II Wojny Światowej, odgrywa
bardzo ważną funkcję – jest językiem
codzienności.
Głównym bohaterem filmu jest Boris
Dorfman, który pracuje we Lwowie jako
przewodnik po żydowskich częściach miasta,
jest aktywnym członkiem społeczności
Żydów we Lwowie. Boris jest ostatnim
lwowskim Żydem, którego mameloszn to
jidysz. Poświęca on również wiele czasu na
dokumentowanie dorobku kultury jidysz i
przywracaniu tego języka do codziennego
użytku. Cały film jest oparty na motywie
wędrówki, razem z Borisem idziemy do
synagogi, szkoły dla żydowskich dzieci, do
jego domu, klubu seniora, na lekcje tanga.
Wycieczkę przez życie Borisa i Lwow
kończymy przy pomniku upamiętniającym
pomordowanych Żydów Lwowskich.
Autorom udało się pokazać, w
zaledwie 50 minutach, wszystkie aspekty
życia żydowskiego, którego nie zniszczyła
tragiczna historia. Oglądając film, czuje
się ogromne wzruszenie, nie jest jednak
ono podszyte smutkiem. Film napawa
oglądających nadzieją na życie, w którym
każdy, tak jak niegdyś może być sobą.
Film jest początkiem trylogii w języku
jidysz, kolejne części nakręcone będą w Tel
Awiwie i Nowym Jorku, uważam, że każda
z nich powinna wejść do kanonu filmów,
które każdy członek społeczności żydowskiej
powinien chociaż raz w życiu zobaczyć.
DJN
Ocena:
17
RECENZJE
wysluchać koncertu Shaia Tsabari, który
wystąpił wraz z “The Middle East Groove
All Stars” i całkowicie zawładnął sceną
krakowskiej Tempel. Artysta wywodzi się
z rodziny jemenickiej; w muzyce prezntuje
różne gatunki od psychodelicznego rocka po
bliskowschodni groove.
Shai Tsabari, fot. Festiwal Kultury Żydowskiej
Shai Tsabari & The Middle-East
Groove All-Stars
Jakiś czas temu rozmawiałam z
parą żydowskich turystów ze Stanów
Zjednoczonych, którzy mieli okazję
uczestniczyć - w finałowym koncercie
Festiwalu Kultury Żydowskiej - „Szalom
na Szerokiej”, będąc ciekawa ich opinii
zapytałam o wrażenia jakie koncert w nich
wzbudził. Odpowiedź nieco mnie zdziwiła,
według moich gości muzyka zaprezentowana
podczas koncertu nie była w ogole muzyką
żydowską, dlaczego w ogóle pojawiła się
na Festiwalu Żydowskim- uslyszałam?!
Mowa była oczywiście o muzyce Zydów
jemenickich.
Historia Żydów jemenickich w Izraelu
jest pełna tragizmu i choć tak nieodległa w
czasie pozostaje nieznana szerszej części
diaspory.
Festiwal Kultury Żydowskiej w
Krakowie już od kilku lat przybliża tradycje
Żydów Jemenickich, w tym roku postawił na
muzyczną ekspanję. Pośród wielu artystów
którzy gościli na festiwalu miałam okazję
18
Kosmiczny temperament wokalisty w
połączeniu z porywajacą muzyką sprawiły,
że publiczność bawiła się fenomenlanie.
Artysta nie pozwalał sobie na wytchnienie,
dźwięki przyspieszały w zawrotnym, wręcz
obezwładniającym tempie. Myślę, że koncert
Shai’a na dobre rozsmakował krakowską
publiczność w muzyce Mizrachi i zarazem
utwierdził jej pozycję wśród innych nurtów
muzycznych.
Agata Mucha
Ocena:
Zaproszenie
Dorota Dudek i Jan Rympel
wraz z Rodzicami
serdecznie zapraszają członków JCC
na uroczystość zawarcia związku małżeńskiego,
która odbędzie się 24 sierpnia 2014 roku o godzinie 14.00
w Synagodze Tempel przy ulicy Miodowej 24 w Krakowie.
Wszystkich, którzy pragnęliby obdarować nas kwiatami,
prosimy, aby zechcieli zamienić ten gest na podarowanie lektur szkolnych,
które przekażemy na rzecz Szkoły Podstawowej Dialogu Kultur Etz Chaim.
Pozdrawiamy
Dorota i Jan
19

Podobne dokumenty