Eleonora Jedlińska Pamięć jak sumienie - fotografie
Transkrypt
Eleonora Jedlińska Pamięć jak sumienie - fotografie
Eleonora Jedlińska Pamięć jak sumienie - fotografie Wojciecha Wilczyka Opowiadanie, przypominanie, wspominanie, wypominanie czasu i ludzi, których nie ma, w gruncie rzeczy niczego więcej nie dokonuje, niż jest w stanie dokonać owo wspominanie czy wypominanie. Przywołajmy tu pewien epizod, który Gershom Scholem zamieścił w swej pracy Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki: „Kiedy BaalSzem miał do spełnienia coś trudnego, na przykład jakieś tajemne dzieło gwoli pożytku wszelkich stworzeń, szedł do lasu, rozpalał w pewnym miejscu ogień i pogrążony w medytacjach mistycznych zmawiał modlitwy - no i wszystko odbywało się zgodnie z jego zamierzeniami. Gdy pokolenie później podobne zadanie miał wykonać Magid z Międzyrzecza, szedł do lasu na to samo miejsce i mówił: »ognia co prawda nie możemy już rozpalić, ale możemy zmówić modlitwę«, i wszystko było tak, jak sobie umyślił. I znów jeszcze jedno pokolenie i to samo miał wykonać rabbi Mojżesz Lejb z Sasowa. Poszedł do lasu i rzekł: »Nie możemy już rozpalać ognia, nie znamy też sposobu tajemnych medytacji ożywiających modlitwę. Znamy jednak miejsce w lesie z tym wszystkim związane - i to musi wystarczyć«. No i wystarczyło. Kiedy w pokoleniu następnym rabbi Izrael z Rużyna stanął przed takim samym zadaniem, zasiadł w swym pałacu na złotym krześle i powiedział: »Nie możemy już rozpalać ognia, nie możemy zmawiać modlitw, nie znamy już także owego miejsca - ale możemy o tym wszystkim opowiedzieć«1. Na kilkuset fotografiach autorstwa Wojciecha Wilczyka (Niewinne oko nie istnieje) utrwalone zostały budowle, albo ich pozostałości, fragmenty, jakieś sugestie niegdysiejszych synagog, domów modlitwy tak licznie budowanych na ziemiach polskich od czasu średniowiecza. Czasem są to okazałe, dobrze zachowane, pieczołowicie odrestaurowane gmachy, czasem niepozorne budynki odarte z wszelkich znamion swej żydowskiej, sakralnej przeszłości, czasem ruiny. Obecnie pełnią różnorakie funkcje, są mniej lub bardziej użyteczne współczesnym mieszkańcom Burzenina, Głogówka, Gniewoszowa, Grójca, Ożarowa, Łodzi, Poznania... albo całkiem porzucone, skazane na zagładę. Wilczyk nie próbuje dokonywać symbolicznej rekonstrukcji tajemniczego, fascynującego swą duchowością i filozofią świata wschodnioeuropejskich Żydów. Jego fotografie, mając cechy konserwatorsko-reporterskiego zapisu, odzwierciedlają zarazem obsesyjne wręcz tropienie śladów, miejsc, zarośniętych i zadeptanych ścieżek prowadzących do przeszłości, po której - i tego jest pewien autor - pozostała opowieść, pozostało miejsce, pamięć o nim, pamięć jako sumienie pokoleń. Nie są te zdjęcia ani nostalgiczne, ani „nastrojowe”; tradycja i siła polskiego chasydyzmu utrwalona została w nazwach miasteczek, które ożywają w książkach Martina Bubera i które - poszukując miejsc pamięci - odwiedził fotograf. Wilczyk, okiem reportera, które - jak sam zaznacza - „nie jest niewinne”, rejestruje TO, co pozostało po wielosetletniej obecności na tych terenach Żydów, z całym bogactwem ich kultury i religii. Widzimy małe polskie miasteczka, zabiedzone, zaklajstrowane tandetnymi reklamami, senne i - nie wiadomo - świadome swej historii czy raczej bezrefleksyjnie budujące swój neokapitalistyczny wizerunek (Pińczów, Przysucha, Szczebrzeszyn...), widzimy peryferyjne zabudowania większych skupisk albo pojedyncze gmachy wpisujące się w obecną urbanistyczną strukturę dużych miast (Łódź, Poznań ...), gmachy, które - gdy sięgnąć do archiwaliów i odkryć ich pierwotne przeznaczenie - okazują się być również związane z kulturą i tradycją żydowską. Na fotografiach Wojciecha Wilczyka ludzie zostali utrwaleni w kadrze przypadkowo, odwróceni, dokądś zmierzający - widoczne są natomiast rzeczy i sprzęty do nich należące: samochody, motocykle, budki telefoniczne, pojemniki na śmieci. Odnosi się wrażenie, że autor celowo wybierał samotne, „zawieszone” w ciszy godziny świtu, tak by ująć odnaleziony czy rozpoznany przez siebie obiekt bądź miejsce w jego najbardziej „milczącym”, a tym samym najbardziej wymownym, wyrazie. Te fotografie nie zadają pytania - są wyraźnym wskazaniem MIEJSC, które 2 trwają na swój niepewny, acz dojmujący sposób. „Nie możemy już rozpalić ognia, nie znamy też sposobu tajemnych medytacji ożywiających modlitwę. Znamy jednak miejsce w lesie z tym związane - i to musi wystarczyć” - raz jeszcze przywołajmy słowa rabbiego Mojżesza z Sasowa. Miną pokolenia i nie będzie można rozpalić ognia ani odmówić modlitwy, zatrze się pamięć owego miejsca, ale pozostanie opowieść. Zdjęcia Wilczyka są przypomnieniemopowieścią o tym, że tu od wieków mieszkali Żydzi, że stanowili część polskiego krajobrazu, że wspólnie tworzyliśmy historię tego kraju, że nakazem etycznym jest rozważanie i rozpamiętywanie ich braku, i że ten brak jest raną, która nie może się zagoić. Żydowskie budowle sakralne utrwalone na barwnych fotografiach Wilczyka to często ruiny (wówczas zachowane zostały ich swoista godność i monumentalizm), albo opuszczone rudery, jeszcze częściej efekty karkołomnych, samowolnych przebudowań, przeróbek, częściowych wyburzeń i dokonanych dobudówek, mających dostosować je do współczesnego praktycznego użytkowania. Zamienione na stajnie, magazyny, sklepy, remizy strażackie, domy mieszkalne, restauracje, pływalnie miejskie, kina. Bywa, że mieszczą się w nich muzea, szkoły bądź biblioteki. Trwają. Ale uważne oko archeologa, historyka, architekta, urbanisty poszukującego śladów przeszłości, fotografika realizującego projekt utrwalenia tego, co pozostało, śledzącego los i transformacje, jakich upływający czas i ludzie dokonali w wyglądzie przywoływanych tu miejsc i budowli, pozwala wytropić pozostałości zaświadczające o tym, że były one wyrazem religijności miejscowych Żydów. Ta obecna „warowna” gorzelnia, „orientalnie” przyozdobiony sklep spożywczy, „barokowy” szczyt miejscowego kina wskazują i opowiadają historię - często tragiczną - owych miasteczek, niegdyś wschodnioeuropejskich sztetł (o czym świadczy ich układ urbanistyczny) oraz ich dzisiejszych mieszkańców: zapomnianych dziś, zagubionych niekiedy gdzieś między poranioną pamięcią czasu Zagłady a pamięcią okresu powojennego - stłumioną, niewyartykułowaną, wygnaną, bywa, że podszytą antysemityzmem. Czasami nadawano synagogom charakter obronny, aby mogły służyć Żydom jako schronienie w czasie najazdów i pogromów; posadzkę synagog umieszczano poniżej poziomu gruntu, co miało stanowić nawiązanie do słów psalmisty: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie” (Ps 130,1); musiało być okno skierowane ku Jerozolimie, zgodnie z rabinackim zaleceniem, wywiedzionym z interpretacji słów w biblijnej Księdze Daniela (6,11: „Miał On w swoim głównym pokoju okna skierowane ku Jerozolimie”). Sefer ha-Zohar zalecał, by synagoga miała „wielkie światło” i dwanaście okien na pamiątkę Dwunastu Plemion Izraelskich. W zachowanych wnętrzach niekiedy można wypatrzyć pozostałości zdobień - zgodnie z zaleceniem Zoharu wnętrze synagogi powinno być „miejscem wielkiej piękności... wspaniale dekorowanym”. Na zewnątrz synagogi były raczej skromnie ozdabiane; ich budowę Żydzi powierzali chrześcijańskim architektom i budowniczym, to niekiedy nadawało im charakter konstrukcji nawiązujących do stylistyk aktualnie panujących w sztuce2. Synagoga mogła być odrębnym budynkiem; wówczas powinna górować nad pobliskimi domami dzielnicy żydowskiej, wyróżniać się kunsztem wykonania, zastosowaniem materiału budowlanego, detalami architektonicznymi, takimi jak: okna zamknięte łukiem, kopuły, filary, fryzy, pilastry, krenelaże, przypory itp. W owych detalach, najczęściej ledwie dziś widocznych, odnaleźć możemy ich uświęcone funkcje. Opuszczone, ograbione synagogi, domy modlitwy, mykwy, domy przedpogrzebowe - nieobecność ich prawowitych użytkowników i niedbałość ludzi, którzy te budynki przysposobili, odmieniły ich tradycyjną powinność. Ich religijny, rytualny charakter został wymazany. Budowli tych nie zniszczyła wojna ani kataklizmy przyrody - ich obecny stan jest z jednej strony odzwierciedleniem mordu dokonanego na całej populacji, z drugiej - zaniechania, obojętności, 3 braku dobrej pamięci tych, którzy tu pozostali, i którzy tę pamięć winni są umarłym. Wojciech Wilczyk w swych zapiskach, które zatytułował Niewinne oko nie istnieje, zanotował: „Interesuje mnie pewien rodzaj pamięci zapisanej w architektonicznej formie budynku lub u banistycznym kształcie miasta, dzielnicy, wsi lub osiedla, gdzie przed 1939 rokiem żyła diaspora żydowska”. Odwiedzając polskie miasteczka, doznajemy niejasnego, nie od razu uświadomionego poczucia obcowania z jakimś drugim ich dnem, zamazaną prawdą nieopowiedzianej historii. Nierozpoznane pierwotne zastosowanie dziś banalnych, odartych z „niezwykłości” budynków, odnalezione być może zostanie przez nasze pamiętanie, odsłanianą historię, naszą opowieść - jeżeli tego nie zrobimy, ściany pozostaną nieme. Frontalna na ogół, „relacjonująca” fotografia Wilczyka, chwila, gdy autor ustawia statyw, przesłonę, dokonuje wyboru, pospołu zmieniły zarejestrowane przez niego budowle w pomniki zepchniętej w zapomnienie historii polskich Żydów. Zdjęcia te, poprzedzające je „poszukujące oko” fotografa mają tu siłę znaczenia, są pozbawionym sentymentów, jasno deklarującym wskazaniem tego, co skonfiskowane zostało przez Holocaust, przez demoralizującą strategię polityczną komunistycznej władzy PRL, przez pojawiające się w naszym kraju antysemickie resentymenty, upływający czas i zacieranie śladów przeszłości. Dokumentacyjne, niemal dziennikarskie fotografie jednoznacznie odwołują się do fenomenu pamięci, wspomnienia, opowieści. Autor wydobywa, tak istotne dla współczesnego myślenia, znaczenie miejsca pamięci i pamięci miejsca. Nie możemy tu nie przywołać rozważań niemieckiej badaczki kultury Aleidy Assmann3, która dokonując owego rozróżnienia między miejscem pamięci a pamięcią miejsca, zwróciła uwagę, że miejsca pamięci są mobilne, zakorzenione przede wszystkim w mapach mentalnych. Pamięć miejsca natomiast jest związana z przestrzenią fizyczną. Istotny jest tu charakter relacji między tym miejscem a niesioną przez nie pamięcią. Czytając relacje Wojciecha Wilczyka z przypadkowych spotkań z dzisiejszymi mieszkańcami tych często bardzo ważnych dla judaizmu miejsc, odniosłam wrażenie, że zakłócone, zerwane wręcz zostały tu wszelkie powiązania owych miejsc i zamieszkujących je ludzi z reprezentowaną przez te miejsca „pamięcią kulturową”, o której pisze Assmann. „Miejsca pokoleniowe” stanowiące łącznik między kolejnymi generacjami, miejsca, które zawierają ślady po czymś, czego już nie ma, zostały wymazane, zrujnowane. Zachowały się w byle jakich, podszytych niechęcią półopowieściach. Nie sposób odtworzyć na ich podstawie historii. Autor natrafia na brak ciągłości, pustkę. Próbuje ją zapełnić, pokazać, że tu jeszcze jest obecne coś, co wskazuje przede wszystkim na jakąś nieobecność: „tu jeszcze jest coś teraźniejszego, co jednak w pierwszej kolejności sygnalizuje tego czegoś przeszłość”4 - pisała Aleida Assmann. Ten stan niepokoju, niewygody, niewyrażalnego odczucia braku nakłada na teraźniejszość obowiązek pamiętania. Wprawdzie, co wiemy, zawodzi obiektywna narracja historyczna, która z założenia zakłada racjonalność, związki przyczynowo-skutkowe, działania myśli oświeconego interesu (Jacques Derrida twierdził wręcz: „jest to niepojęte, ale nie mamy żadnego sposobu narracji, by adekwatnie przedstawić Holocaust”), ale pozostaje „obraz wewnętrzny”, wola wsłuchania się w tych, którzy przeżyli, uwierzenia w ich świadectwo i opowiedzenie przekazanej historii. Tym wsłuchaniem się, opowieścią jest m. in. owych kilkaset fotografii Wojciecha Wilczyka. Wydarzenia, których świadkami pozostały miejsca - także te ujęte w kadr - wymykają się jakiemukolwiek klasycznemu rozumowaniu, ale nakazem etycznym - przekraczającym owo „klasyczne rozumowanie” - następnych pokoleń jest ciągłe „wywoływanie” z nieistnienia ludzi i świata przez nich tu przez wieki tworzonego. Nie wiemy, co pokolenia, które przyjdą po nas, będą potrzebowały wiedzieć o nas, żeby zrozumieć same siebie. dr hab. Eleonora Jedlińska, historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA). Autorka m.in. książek Sztuka po Holocauście oraz Polska sztuka współczesna w amerykańskiej krytyce artystycznej w latach 1984-2002. 4 1 G.Scholem, Die jüdische Mystik in Ihren Hauptströmungen, Frankfurt n/M. 1967, str. 384; wyd. polskie, przekł. I. Kania, [w:] Mistycyzm żydowski i jego główne kierunki, Warszawa 1997, s. 424. 2 Synagoga - od grec. sinagein - zbierać się; hebr. bejt hakneset - dom zgromadzenia; bóżnica; tempel; modlitewnia; dom modlitwy; szkoła żydowska. Po zniszczeniu Drugiej Świątyni Jerozolimskiej (70 n.e.) najważniejsza instytucja judaizmu, pełniąca jednocześnie kilka podstawowych funkcji jako miejsce: gromadzenia się wspólnoty lokalnej, nauczania, odprawiania publicznych modłów z udziałem co najmniej dziesięciu dorosłych Żydów (minjan). Synagoga nie jest „świątynią”, choć w pewnym uproszczeniu bywa tak nazywana - miano to i funkcje (miejsce obecności Boga) są w judaizmie zastrzeżone wyłącznie dla Świątyni Jerozolimskiej. Po zburzeniu Drugiej Świątyni synagogi przejęły jej funkcję, tzn. głównego po Biblii zwornika judaizmu, w średniowieczu stały się centrami życia gminnego. Często synagogi były miejscem sprawowania sądów, były najważniejszym miejscem zgromadzeń i zebrań, ogłaszania klątwy, wymierzania kary; tu przechowywano gminne pieniądze, kosztowności i dokumenty. Dom modlitwy - hebr. bejt tefilla - synagoga; nazwa używana także w odniesieniu do różnego rodzaju budynków i pomieszczeń adaptowanych na cele zgromadzeń modlitewnych. Por. m.in.: I. Abrahams, Życie codzienne Żydów w średniowieczu, Warszawa 1996; Almanach gmin żydowskich w Polsce, red. J. Zineman, t. 1, Warszawa 1939; E. Bergman, J. Jagielski, Zachowane synagogi i domy modlitwy w Polsce: katalog, Warszawa 1996; P. Fijałkowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych: XI-XVIII wiek, Warszawa 1993. 3 Por.: A. Assmann, Erinnerungsräume. Formen und Wandlungen des kulturellen Gedächtnisses, München 2003. 4 Ibidem, przekł. M. Syriusz-Wolska, s. 309. 5