Czy Paryż zmienia wszystko?

Transkrypt

Czy Paryż zmienia wszystko?
Czy Paryż zmienia wszystko?
2015-11-26 12:08:07
2
Czy po atakach terrorystycznych w Paryżu uda się Europejczykom obronić przed uproszczoną wizją świata i
pochopnymi konkluzjami? W tej chwili zagrożeniem dla Starego Kontynentu jest nie tylko terroryzm, ale też
ksenofobia. A obu tym zjawiskom sprzyja trwająca zbyt długo demobilizacja centrum europejskiej sceny
politycznej
Adam Balcer, Krzysztof Blusz, Paweł Zerka
Komentarz
Czy po atakach terrorystycznych w Paryżu uda się Europejczykom obronić przed uproszczoną wizją
świata i pochopnymi konkluzjami? W tej chwili zagrożeniem dla Starego Kontynentu jest nie tylko
terroryzm, ale też ksenofobia. A obu tym zjawiskom sprzyja trwająca zbyt długo demobilizacja
centrum europejskiej sceny politycznej.
Czy Paryż zmienia wszystko?
Dantejskie sceny, które wydarzyły się w Paryżu w miniony piątek, były jakby żywcem wyjęte z „Uległości”
Michela Houellebecqa. W swojej ostatniej powieści francuski pisarz opisuje mechanizm „ulegania” powabom
islamu przez społeczeństwo chrześcijańskiej Europy osłabione latami postępującej dekadencji. W tle dochodzi do
zamachów terrorystycznych w samym centrum Paryża, do których mieszkańcy stopniowo się przyzwyczajają.
Przedstawiona przez Houellebecqa interpretacja islamu jest znacząco uproszczona. Ale w ostatnich dniach
niejeden z jego czytelników zadał sobie pewnie pytanie, czy jednak Francuz nie miał racji?
Tyle że po Europie krąży teraz duch innej zgoła uległości. Ubiegłotygodniowe zamachy to „woda na młyn” dla
tych europejskich polityków, którzy sprzeciwiają się przyjęciu przez Europę uchodźców z Syrii. Na ich wypowiedzi
nie trzeba było długo czekać. Bawarski minister finansów, Markus Söder, oznajmił w weekend, że „Paryż zmienia
wszystko”, oznaczając koniec „niekontrolowanej imigracji” do Europy. Wtórowali mu przywódca holenderskiej
Partii Wolnościowej Geert Wilders, lider Flamandzkiego Interesu Filip de Winter, czeski prezydent Milos Zeman,
słowacki premier Robert Fico, czy mianowany na stanowisko polskiego sekretarza stanu ds. europejskich Konrad
Szymański. Poza retoryką wymierzoną przeciwko imigrantom, w całej Europie – także w Polsce – zaczęto znów
„mówić Huntingtonem”, nawiązując do tezy o zderzeniu cywilizacji.
W tych warunkach wyjątkowo łatwo zarazić się przekonaniem, że należy teraz za wszelką cenę bronić „nas”
przed „nimi”: zachodnią cywilizację przed islamem utożsamianym z barbarzyńcami. Łatwo sprowadzić cały islam
do homogenicznej kategorii, przedstawiając go jako skonfliktowaną z „nami” cywilizację. I tym trudniej pamiętać
o tym, że nie wszyscy muzułmanie są terrorystami; że nie wszyscy terroryści są muzułmanami; że świat islamu
jest bardzo różnorodny; że wreszcie większość Syryjczyków ucieka do Europy właśnie dlatego, że taki Paryż jak
ten z 13 listopada 2015 mają u siebie na co dzień.
Tymczasem, bez pogłębionego zrozumienia wielowymiarowego problemu, jakim jest obecność muzułmańskich
wspólnot w krajach europejskich, nie ma co spodziewać się skutecznej odpowiedzi politycznej. Wyzwaniem z
pewnością jest islamski fundamentalizm wspierany przez część europejskich muzułmanów odrzucających a priori
Zachód. Nie wolno lekceważyć wymiaru bezpieczeństwa fali migracji, która dociera do Europy. Warto jednak
dekonstruować mity. Terroryści odpowiedzialni za paryskie zamachy to nie uchodźcy, ale przede wszystkim
3
obywatele Francji i Belgii. Część winy za alienację wielu młodych ludzi z przedmieść leży po stronie polityk
publicznych europejskich państw, którym ze względu na dyskryminację i bagaż kolonialny nie udało się
zintegrować grup muzułmanów. Ponadto, sytuacja muzułmanów w Europie jest bardzo różna w zależności od
kraju europejskiego i kraju pochodzenia. Dla przykładu, Turcy mieszkający w Europie nigdy nie dokonali żadnego
zamachu, nie organizują zamieszek z płonącymi samochodami w tle. Turcy mieszkający w Niemczech i
posługujący się niemieckim paszportem są dobrze reprezentowani w krajowej i lokalnej polityce, czego nie
doświadczyli do tej pory obywatele muzułmańskiego pochodzenia we Francji.
Dwa zagrożenia
Im więcej ksenofobii i nacjonalizmu, tym silniejsza pozycja skrajnie prawicowych i nacjonalistycznych partii,
którym stopniowo udaje się przebić do głównego nurtu polityki w wielu europejskich krajach. We Francji za trzy
tygodnie odbędą się wybory regionalne, w których dobry wynik ma szansę odnotować Front Narodowy –
podobnie jak jego liderka, Marine Le Pen, w wyborach prezydenckich w 2017. Skrajna prawica jest coraz
silniejsza w Austrii, Belgii, Holandii, Szwecji, a nawet w Niemczech, o Węgrach nie wspominając. Skutecznie choć
niepostrzeżenie europejska polityka skręca na prawo, legitymizując oceny i postawy, które do niedawna uznane
zostałyby za skrajne i niedopuszczalne. A to realne zagrożenie dla europejskich wartości, takich jak otwartość
oraz tolerancja religijna i obyczajowa.
Nie ma wątpliwości, że z punktu widzenia bezpieczeństwa Europy jednym z najpoważniejszych zagrożeń jest w
tej chwili Państwo Islamskie. Ale podejmując ofensywę militarną przeciwko tej organizacji oraz reformując unijną
politykę migracyjną, Europejczycy powinni stanowczo wystrzegać się upraszczającej, czarno-białej retoryki. Nie
można umieszczać w jednej kategorii oprawców z Państwa Islamskiego i ich prześladowanych, do których należą
syryjscy obywatele. Jeśli przyzwolimy na tę retorykę, okazując uległość wobec rosnącego rasizmu, ksenofobii i
manicheistycznej wizji świata, wówczas możemy zaprzepaścić europejskie wartości. Nie tyle w wyniku
zewnętrznej agresji, co zapraszając bocznymi drzwiami ksenofobię i nacjonalizm.
Odpowiedzialność centrum
Jednak zarówno europejski skręt na prawo, jak i wzrost zagrożenia terroryzmem na Starym Kontynencie, są w
dużej mierze spowodowane nazbyt długo już trwającą demobilizacją centrum sceny politycznej.
To partie głównego nurtu zaniedbały europejską politykę sąsiedztwa nie reagując na czas na pojawienie się
ognisk niestabilności tuż za granicami UE. To mainstreamowe rządy europejskich krajów podejmowały – w Iraku,
Libii oraz Syrii – jednostronne akcje zbrojne lub w ramach koalicji dobrej woli, tym samym niwecząc starania na
rzecz ustanowienia wspólnej unijnej polityki bezpieczeństwa i obrony.
Wreszcie, polityczne centrum odpowiada za zaniedbania w zakresie bezpieczeństwa publicznego. Przy tym
pozornym tylko dylematem jest przywoływana co i rusz opozycja „imigranci albo bezpieczeństwo”. Prawdziwy
dylemat dotyczy tego, jak zapewnić bezpieczeństwo publiczne bez szkody dla praw człowieka. I z nim trzeba się
4
na nowo zmierzyć po zamachach w Paryżu.
Odpowiedzią Europy na pewno nie może być „więcej tego samego”. Konieczne jest przyspieszenie integracji
europejskiej w polityce bezpieczeństwa, w tym między innymi poprzez poszerzenie działań agencji Frontex,
koordynującej współpracę operacyjną między państwami członkowskimi w dziedzinie zarządzania granicami
zewnętrznymi, oraz wzmocnienie koordynacji służb antyterrorystycznych w państwach członkowskich. To może
wiązać się z większą ingerencją państwa w prywatność obywateli, więc ta będzie musiała być poddana
dokładnemu monitoringowi demokratycznemu pod kątem jej zasadności i ewentualnych nadużyć. Niemniej
dążenie do zapewnienia bezpieczeństwa publicznego nie może być paraliżowane przez polityczną poprawność.
Europejskie rządy nie mogą narażać na szwank ani bezpieczeństwa zbiorowego Europejczyków, ani prawa do
bezpiecznego życia uchodźców napływających na Stary Kontynent. W znalezieniu rozwiązania nie pomogą
politycy, którzy uznają, że europejska dezintegracja i radykalizacja społecznych nastrojów leżą w ich interesie.
5