M. Bugla "Wybór" - loglucholazy.pl

Transkrypt

M. Bugla "Wybór" - loglucholazy.pl
1
Podlaska Fundacja Wspierania Talentów
Instytut Filologii Polskiej
Uniwersytet Marii Curie - Skłodowskiej
w Lublinie
III edycja Konkursu na opowiadanie
„Opowiedzieć świat”
Małgorzata Bugla
„Wybór”
Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Chrobrego
w Głuchołazach
kl. I
2
Julka wbiegła na peron. Rozejrzała się, i , nie widząc żadnej znajomej twarzy,
wmieszała w tłum. Stacja była stara i obskurna, atmosfera niezbyt przyjazna, a sama
dziewczyna ubrana w przetarte spodnie, szare buty oraz starą, podartą kurtkę. Nikt nie mógł
jej rozpoznać, więc musiała mieć na sobie ubranie, którego w życiu by nie założyła –
a wykorzystała tylko to, że leżało odkąd sięga pamięcią na dnie wielkiej szafy. W końcu nic
nie mogłoby być gorsze, niż przyłapanie jej poza szkołą przez którąś z koleżanek mamy.
Ludzie przepychali się, gdzieś spieszyli, dyspozytor zapowiadał przyjazdy i odjazdy
pociągów, a Julia nareszcie znalazła to, czego szukała – pociąg do Poznania. Mimo że stacja
była niewielka, dziewczynie trudno było się odnaleźć, gdyż miała być to jej pierwsza podróż
koleją. Weszła. Przeraźliwie bała się jechać na gapę, lecz wszystkie pieniądze, które
posiadała, to pięciogroszowa moneta, którą znalazła parę dni temu, wracając ze szkoły
do domu. Choć prawdopodobnie nie spodobałoby jej się określanie tamtego miejsca mianem
„domu”. Przecież właśnie stamtąd uciekała. Niestety, formalnie był to jej dom, tak jak
formalnie Artur Dalski był jej ojcem. Dobrze o tym wiedziała. Tajono jednak przed Julką
od jej urodzenia jeden drobny szczegół – że ów ojciec żyje i ma się dobrze. Co więcej,
wmówiono jej, że Artur zginął tragicznie w wypadku samochodowym tuż przed jej
narodzinami. Jak mogła przez 15 lat żyć w kłamstwie i niewiedzy? Komu miała ufać po tym
wszystkim, co wyszło na jaw w ciągu ostatnich paru godzin? Czemu zdecydowała się spełnić
prośbę człowieka, którego nigdy w życiu nie widziała na oczy? Julia nie potrafiła skupić się,
na otaczającej rzeczywistości. Rozmawiający i odpoczywający ludzie, krzątanina
w wagonach – nic do niej nie docierało. Idąc przez przedziały pociągu, cały czas przed
oczami miała scenę sprzed paru godzin. Jak co rano przygotowała się do szkoły i przed
wyjściem sprawdziła, czy nie ma czegoś w skrzynce na listy. Wśród rozmaitych rachunków
znalazła brudną, pomiętą kopertę. Doskonale pamięta, jak ucieszyła się, gdy okazała się
adresatką listu, a także, jak serce jej zaczęło bić i rozsypała wszystkie przesyłki, widząc dane
nadawcy... Wciąż nie mogła uwierzyć, że to wszystko ją spotkało i nadal spotyka. Zawsze
myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach.
Tymczasem stała przy oknie w pociągu, otoczona nieznanymi ludźmi. Była tu
naprawdę. Wyciągnęła niechlujny, napisany odręcznym pismem list i znów zaczęła go
studiować: Poznań, 07.05.2013 Kochana Córeczko! Na pewno będziesz zdziwiona, że po
piętnastu latach ośmielam się do Ciebie napisać list. Życie ludzkie jest krótkie. W młodości,
kiedy nie ma dobrego przykładu w domu rodzinnym, popełnia się wiele błędów (...) Wtedy
maszyna gwałtownie ruszyła, aż Julia straciła równowagę i upadła na siedzenie, nie
3
wypuszczając jednak listu z ręki. Gotowała się z wściekłości, gdy czytała. Do tego czuła się
opuszczona, a gdy wyjrzała przez okno, szarość i monotonia mijanych miejsc tylko
spotęgowała to odczucie. Minuty mijały, a widok prawie w ogóle się nie zmieniał. Dalej
czytała: (...) Taki właśnie błąd, trudny do zrozumienia, popełniłem. Bardzo mi przykro,
że zostawiłem Was wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałyście. Chciałbym to naprawić
i wyjaśnić moje postępowanie. Bardzo Cię proszę, spotkaj się ze mną (...) Serce podeszło
Julce do gardła, gdy skrzypnęły drzwi. Oczywiście jej pierwszą myślą było, iż to kontrola
biletów. Na szczęście dosiadł się do niej tylko jakiś starszy pan i zaczął czytać gazetę
w milczeniu. Dziewczyna znów obróciła głowę, tym razem wpatrując się dłuższą chwilę
w okno. Obraz, który tam widziała, przywodził na myśl jej życie. A jakie było jej życie?
Wcale nie było złe – przywykła do tego, że nie ma ojca. Przecież jest wiele osób
wychowywanych tylko przez jednego z rodziców i jakoś sobie radzą. Z mamą miała w miarę
dobre relacje, choć ich życie nie opływało w luksusy, Julia nigdy nie narzekała. Co najwyżej
było jej przykro, że tato nie żyje... A dzisiejszy dzień zburzył cały ten spokojny świat, który
układała przez prawie piętnaście lat. Straciła zaufanie do matki, która wymyśliła tę bajeczkę
o wypadku. Skąd mogła wiedzieć czy i w innych sprawach matka pozostawała wobec niej
szczera? Czuła się tak bardzo bezradna, dlatego uciekła i postanowiła, że spróbuje dowiedzieć
się prawdy od ojca... Obraz za oknem był praktycznie niezmienny, przewijał się coraz
szybciej przed oczami. Wręcz nużący. Tylko gdzieniegdzie wśród monotonii pól i łąk dało się
zaobserwować jakieś pojedyncze drzewa. Szare chmury zasłaniały prawie całe słońce, a niebo
było bez wyrazu. Julia jechała na nieznane sobie tereny, do większego miasta. Żyjąc przez 15
lat w małym miasteczku, przyzwyczaiła się do wręcz wiejskiego spokoju, znała tam każdy
zakątek i każdego człowieka. Obawiała się przybycia do Poznania, jednak chęć poznania
prawdy była silniejsza niż lęk. Po paru dłużących się niemiłosiernie godzinach, pociąg
nareszcie stanął na wyczekiwanej stacji. Dziewczyna szybko przecisnęła się przez gromady
ludzi, jako jedna z pierwszych wyskoczyła z pojazdu. W końcu z listy jej zmartwień mogła
skreślić, choć obawę o zostanie przyłapaną na braku biletu przez konduktora.
Dotarła do Poznania. Widok zupełnie nieznanej miejscowości przytłoczył ją, jednak
po krótkiej chwili dezorientacji wzięła się w garść i zaczęła wypytywać przechodniów
o adres, który podany był na końcu listu. Bieganie po mieście dłużyło się w nieskończoność;
przez rozkojarzenie o mało nie wpadła pod autobus, a po parudziesięciu minutach stanęła
w jakiejś bocznej uliczce i się rozpłakała. Natłok emocji nie pozwalał jej logicznie myśleć.
Miała mętlik w głowie, czuła, że zaraz zwymiotuje, eksploduje lub zemdleje. Wściekła
4
i rozgoryczona porwała świstek papieru na strzępy. I tak adres podany w nim wyrył się
wielkimi literami w jej pamięci: „ul. Hiacyntowa 14/7”. Ręce trzęsły jej się potwornie,
a kołaczące w klatce piersiowej serce tylko pogarszało sytuację, więc spróbowała się
uspokoić, oddychając wolno i głęboko. Wymówiła przez zaciśnięte zęby znienawidzony
adres, a gdy podniosła wzrok, spostrzegła, że na domu przed nią widnieje właśnie ta ulica...
Julia pozbierała się jakoś i szybko znalazła odpowiedni numer domu. Stanęła przed niczym
niewyróżniającym się blokiem i zrobiła jeden z najtrudniejszych kroków w swoim życiu,
wchodząc na klatkę schodową.
Dotarła na drugie piętro i się zawahała. Wcale nie była przekonana czy dobrze robi.
Jednak z myślą „teraz albo nigdy” zapukała do drzwi. Czuła, że jej serce chce wydostać się na
zewnątrz, każde jego uderzenie wręcz sprawiało ból, a stres i nerwy przenikały do szpiku
kości. Uparcie jednak czekała. Usłyszała zgrzyt zamków w drzwiach i jej oczom ukazał się
wysoki mężczyzna po czterdziestce. Ubrany był we flanelową, spraną koszulę oraz potargane
dresowe spodnie. Julia, mimo jego ubioru, z niezadowoleniem zauważyła podobieństwo
między sobą a nim. Patrząc mu w oczy, poczuła się, jakby widziała swoje odbicie w lustrze.
Ten charakterystyczny jasny błękit, nawet ułożenie brwi i gęstość rzęs była u obojga taka
sama. Ojciec spróbował przyciągnąć córkę do siebie, ta jednak wyrwała mu się natychmiast.
Tego dnia nerwy zszargano jej na tyle, że zaczęła wydzierać się na całe gardło, wciąż stojąc
na korytarzu. W furii rzuciła mu pod nogi podarty list. Z jej oczu znowu popłynęły łzy.
Dopiero, gdy płacz i krzyki wyczerpały Julię zupełnie, ojcu udało się uspokoić ją na tyle,
by weszła do mieszkania. Usiedli na kanapie w salonie i nastał moment milczenia, próbowała
sobie ułożyć wszystko w głowie, a jej ojciec patrzył tępo na swoje buty. Dziewczyna znowu
zaczęła naskakiwać na ojca... Ojca? Jak ten zupełnie obcy, losowy dla niej facet śmiał
nazywać ją swoją córką? Aż zabrakło jej tchu przez natłok emocji. Dalski ją przepraszał,
ale czuła, że ma tego dnia zwyczajnie dosyć, chciała, by okazał się koszmarem, z którego
zaraz się zbudzi. Ojciec próbował ją komplementować, zapewniał o czymś, ale docierało
do niej co trzecie słowo, nie mogła się uspokoić. - DLACZEGO CHCIAŁEŚ, ŻEBYM
PRZYJECHAŁA?! – wrzasnęła na niego. Lepiej by się czuła, gdyby go w ogóle nie było,
gdyby w ogóle do niej nie napisał. Była tego pewna. Zastanawiała się, co właściwie tu robi...
Słowa, które padły z ust Dalskiego sprawiły, że oniemiała. „Przeszczep”... W ciągu paru
sekund wszystko zrozumiała. Poczuła się jeszcze bardziej oszukana, a do tego także
bezczelnie wykorzystana. Teraz już nie miała wątpliwości, że jest sama na tym wielkim
świecie, a „rodzina” okazała się zwyczajnym kłamstwem.
5