stona 15

Transkrypt

stona 15
cy widok. Podarunki nie śmierdziały, bo
zamarzły. Na tak diabelski pomyślunek
wpaść mogli tylko hitlerowscy faszyści
spod znaku swastyki lub bojcy Stalina
spod krasnej zwiezdy [czerwonej gwiazdy – przyp. MM].
Spotkanie
z „Rycerzem Niepokalanej”
Rodzina pana Jóźwika jeszcze
przed wybuchem II wojny światowej
prenumerowała pismo „Rycerz Niepokalanej” wydawane przez franciszkanina i późniejszego świętego o. Maksymiliana Kolbe. Młody chłopak spod
Kocka w głębi serca, choć ani nigdy go
nie widział, ani go nie znał, to jednak
szczerze podziwiał i obdarzał zakonnika wielkim szacunkiem.
Jakże wielkie było szczęście Adama, kiedy los złączył go z o. Kolbe!
Mieszkali razem przez jakiś czas
w obozie w jednym bloku 14A oraz
wspólnie pracowali nad rzeką Sołą.
Adam Jóźwik był obecny przy budowniczym Niepokalanowa, kiedy
ten wypowiadał prorocze słowa: Mówił, że wojna nie tak szybko się skończy,
jak ludzie myślą. Wojny łatwo się zaczynają, ale niełatwo się kończą, a w tej wojnie zginie nas Polaków około 6 milionów.
Po wojnie dowiedziałem się, że zginęło 6
milionów i 30 tysięcy. Pytaliśmy ojca Kolbe, na czym opiera takie przypuszczenia,
wróżby? Odpowiedział krótko: „Aż strach
powtarzać, w okresie międzywojennym
zginęło w Polsce około 6 milionów nienarodzonych dzieci”.
Na marginesie warto zadać sobie
pytanie: jak wielka kara Boża spadnie
na ludzkość, która dopuściła w wielu
krajach do legalizacji aborcji, a ofiary tego procederu można już liczyć
w setkach milionów nienarodzonych
dzieci?
Adam Jóźwik pozostał do końca
życia wielkim czcicielem św. Maksymiliana Kolbe. W kościele p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Łukowie znajduje się obraz przedstawiający świętego Maksymiliana ufundowany przez pana Jóźwika. Inny
podarowany przez niego obraz tego
Świętego można oglądać w kościele
w Woli Gułowskiej.
W obronie medalika
10 marca 1943 roku Adam Jóźwik
został skierowany do niemieckiego
obozu koncentracyjnego w Buchen-
waldzie. Już od dwóch i pół roku nosił
medalik z Matką Bożą bez żadnych,
przykrych dla niego konsekwencji. Niebawem miało się to jednak
zmienić.
W majowy, gorący dzień Adam Jóźwik z grupą więźniów pracował przy
budowie toru kolejowego. Skwar dawał się we znaki, więc pozwolono im
rozebrać się do połowy, żeby im było
chłodniej. Pan Adam zdjął marynarkę
i koszulę, ale łańcuszek z medalikiem
został mu na szyi, prawdopodobnie
przez roztargnienie lub zobojętnienie
na niebezpieczeństwo.
Koło nas przechodził kapo, niemiecki komunista, wróg Boga i Kościoła. Zerwał mi łańcuszek z szyi i rzucił na drogę.
Błyskawicznie odwróciłem się i trzymaną w ręku szuflą uderzyłem kapo w łeb.
Upadł, a z głowy popłynęła krew. (…)
Kapo pozbierał się i ruszył na mnie z grubym kijem. Sytuacja była niebezpieczna,
musiałem się bronić. (…) [Kommandoführer] zapytał, co tu zaszło. Kapo bardzo zadowolony z siebie powiedział, że
zerwał mi medalik z szyi i wyrzucił, a ja
za to uderzyłem go łopatą w głowę. (…)
Kommandoführer zapytał: „Czy to prawda?”. Potwierdziłem, że tak. „To dlaczegoś
go uderzył?” – zapytał. Odpowiedziałem:
„Jestem człowiekiem wierzącym i nie pozwolę, aby jakiś wykolejony komunista
poniewierał wizerunek Matki Bożej”. I po
chwili, pokazując na jego pas, dodałem:
„Wy na klamrach waszych pasów macie
wybite »Gott mit uns«”, i stukając się
w piersi, powiedziałem: „I z nami też”.
Patrzyłem śmiało w oczy temu człowiekowi, a on, prawdopodobnie z pewnym podziwem, patrzył na mnie.
Po chwili rozpoczęły się poszukiwania medalika, ostatecznie to esesman go odnalazł. Podniósł go z ziemi,
wytarł o rękaw munduru, pocałował i ze
słowami: „Przeproś Matkę Boską”, podał
kapo do pocałowania. Ten cofnął się. Jeszcze raz ostro i ze złością: „Przeproś Matkę Boską, bo cię zastrzelę jak psa!”. I (…)
sięgnął do kabury. Wtedy dopiero kapo
pocałował medalik. (…) Kommandoführer
dał kapo w rękę medalik z łańcuszkiem,
kazał dokładnie związać nitką, założyć mi
na szyję i przeprosić. Kapo wypełnił ten
rozkaz dokładnie.
Ta kuriozalna sytuacja ukazuje
nam, że nawet zbrodniarze (w tym
przypadku esesman) pod wpływem
mężnego przykładu obrony wiary są
zdolni do jakiejś formy zadośćuczynienia Matce Bożej za świętokradztwo. Oczywiście, nie należy przy tym
zapominać, że od ataku III Rzeszy na
Związek Radziecki 22 lipca 1941 roku
naziści i komuniści czuli do siebie
prawdziwą nienawiść…
Trudna wolność
Następnie, jako więzień obozu
koncentracyjnego w Wernigerode
(Niemcy) podczas jego ewakuacji
w kwietniu 1945 roku Adam Jóźwik znalazł się w ogniu walk wojsk
amerykańskich z wojskami Hitlera
pod Güsten. Wielu więźniów poniosło wtedy śmierć w wyniku nalotów,
ostrzału z czołgów obu stron, jak
i z pocisków pistoletów żołnierzykonwojentów.
Adam przeżył, by zastać koniec
wojny na terytoriach niemieckich,
kontrolowanych przez Anglików.
Po wojnie, do grudnia 1945 roku był
ochotnikiem osławionej 1. Dywizji
Pancernej gen. Stanisława Maczka,
która tymczasowo wypełniała zadania okupacyjne na terenie północnozachodnich Niemczech.
Radość z odzyskanej przez Jóźwika wolności nie trwała długo. Po powrocie do Ojczyzny, już w marcu 1946
roku został on aresztowany przez
komunistyczną władzę. W ubeckich
katowniach w Łukowie i w Siedlcach
przebywał do października 1946 roku.
Ostatecznie, Adam Jóźwik zamieszkał ze swoją okaleczoną przez wojnę
rodziną w Łukowie (12-letniego brata Eugeniusza zabili Niemcy 30 metrów od domu rodzinnego w Woli
Gułowskiej).
Zawierzył Bogu i Matce Bożej
Życie bohatera tego artykułu to
swoisty cud. Do końca swych dni
Adam Jóźwik wierzył, że ten bardzo
dramatyczny okres wojny, okupacji
i potwornych cierpień, których doznał
w niemieckich obozach koncentracyjnych przeżył tylko dzięki Opatrzności Bożej i opiece Matki Bożej (4 lata
i 7 miesięcy spędził w ciągłym, śmiertelnym zagrożeniu).
Adam Jóźwik odszedł z tego świata 5 grudnia 2008 roku w jedności
z Kościołem.
Maciej Maleszyk
Opracowane na podstawie: Adam Jóźwik,
Wspomnienia, wyd. Diecezji Siedleckiej „Unitas”, Siedlce 2010.
ye Leanto 2-3 (26-27) 2010 – st. 15