Historia parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w St. Louis. Silver

Transkrypt

Historia parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w St. Louis. Silver
Historia Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej
w St. Louis
Silver Jubilee 1908-1933 of Our Lady of Czestohowa Parish,
St. Louis, MO, p. 19-25. CAP at Orchard Lake.
Polacy w okolicy "French town", zaczęli się osiedlać na jakie 10 lat przed założeniem parafii
Matki B. Częstochowskiej. Starsi osadnicy powiadają, że znaczna liczba rodzin mieszkała na Miller
ulicy, kilka innych rodzin i sporo samotnych mieszkało na St. George. Byli więc tak rozrzuceni, że
nie mogli się skupić w jedną całość i działać jako jedna wielka rodzina. Dbający o dobro tej garstki
Polonii tak rozrzuconej, postanowili ją zorganizować i uczynić ją pożyteczną tak dla Polski, jeszcze
wtedy jęczącej w niewoli, jako też dla tej nowej przybranej ojczyzny.
Dlatego już w roku 1896 założyli polskie towarzystwo bratniej pomocy pod nazwą Tadeusza
Kościuszki. Jednakowoż wzięło jeszcze dużo czasu, zanim zdołano założyć polską parafię, ponieważ
napływ Polaków był bardzo powolny i nie stały.
Dopiero po roku 1904 zauważono wielki przyrost polskiej ludności. Niektórzy przypisują przyczynę
tego wzrostu wystawie wszechświatowej w St. Louis. Jak twierdzą niektórzy, wystawa ta rozniosła
sławę miasta St. Louis po całym świecie i po całej Polsce. Niejednego też rodaka szukającego lepszej
doli poza morzem, skłoniła, by jechał do tego miasta zachwalanego przez polskie gazety.
W tych latach gromadnie zjeżdżali Polacy do St. Louis i osiedlali się tam, gdzie ich czekała
lepsza przyszłość i gotowy zarobek na kawałek chleba.
Pracy na French-town'ie było pod dostatkiem, szczególnie w fabryce wagonów kolejowych,
czyli "w kar szapie," tak, że mieszkający w tej okolicy mogli być spokojni o jutro.
Choć mieli byt materialny zabezpieczony, szukali tego, co przywieźli ze sobą ze starego kraju
i co im matula szepnęła na odjezdnym: "Synu, Córko moja, nie zapomnij o Panu Bogu i o Matce
Najświętszej", szukali więc zaspokojenia potrzeb wiary św.
Do tego zaś potrzeba kościoła, gdzie wewnętrzne potrzeby serca można zadowolić. Nie dziw
więc, że szukali swego kościółka. A że kościoły polskie były daleko od nich, zatem pragnęli, żeby
polski kościół w pośrodku nich stanął, aby mogli w nim polską duszę polskim nabożeństwem ukoić.
Pracowali niebawem nad tym, by w czyn wprowadzić swe zamiary, dla tego zaczęli zbierać
podpisy, robić kolekty i pukali do władzy duchownej prosząc o polski kościół. Starania nie były
bezowocne, bo w roku 1905 władza duchowna naznaczyła Ks. Wiktora Stępkę, by formował polską
parafię.
Na wiosnę, tego samego roku, Ks. W. Stępka odprawił Mszę św. dla Polaków w kościele
słowackim na 12tej i Park Ave., a po nabożeństwie odbyło się zebranie.
1
Na tem zebraniu zapadła uchwała, aby założyć kościół w okolicy Mount Pleasant, na teraźniejszym Jadwigowie. Twierdzono, że okolica jeszcze nie zamieszkała i że sami Polacy mo¬gą się osiedlać,
a przyszłość parafii będzie zabezpieczona.
Wprawdzie Polacy na French-town'ie pracowali nad rozwojem tej nowej polskiej parafii, jednakowoż uczęszczanie do kościoła, jako też posyłanie dzieci do szkoły sprawiało wiele trudności. Ze
zdwojoną zatem energią rozpoczęto starania o swój własny kościół.
Zawiązał się na nowo komitet z następujących obywateli: Józefa Stygar, Tomasza Przybylskiego,
Adama Sadowskiego, Tomasza Czasnochy, Jana Lassy, Franciszka Krztoń, Franciszka Reichert.
Komitetowi powiodło się wyszukać protestancką szkołę, za sumę $7,000. 00, którą też na osobnym zebraniu postanowiono zakupić. Zebrano co było można od rodaków w okolicy, i pożyczono
od p. A. Sadowskiego $750.00, od p. T. Przybylskiego $425.00, od p. Tomasza Drwol $200.00, jako
potrzebny fundusz na początkujące spłaty. Nie małą przysługę ci obywatele uczynili parafii, przez
co też zaskarbili sobie serca swych ziomków.
Po dokonaniu tego zakupna władza duchowna poleciła Wiel. Ks. S. J. Zielińskiemu, prob. par.
św. Jadwigi, zaopiekować się nowym kościołem, któremu wybrano za patronkę M. B. Częstochowską, Najjaśniejszą Panienkę na Jasnej Górze. Rączo zabrał się do pracy Wiel. Ks. S. J. Zieliński, zakupił
potrzebne przybory i szaty do Mszy św. Pierwszą Mszę św. odprawił sam Ks. S. J. Zieliński w Boże
Narodzenie, 1907 roku.
Aby uroczystym ten dzień uczynić, zaproszono byłego organistę na Stanisławowie, p. Płaczka
razem ze swoimi śpiewakami, którzy chętnie na tę uroczystość przybyli i nie mało przyczynili się do
pomnożenia chwały Bożej w tym pamiętnym i tak drogim dniu dla wszystkich parafian. Od tego dnia
praca postępowała naprzód i to, co paraf j anie tak gorąco pragnęli, zamieniło się w rzeczywistość,
bo nawet niedługo powstała szkółka na dole pod kościołem.
Na tymczasowego nauczyciela zdołano uzyskać p. J. Choińskiego, który swój urząd nauczycielski
spełniał z wielkim poświęceniem i mozołem dopóki nie postarano się o stałe nauczycielki.
Trudno jednakowoż było Wiel. Ks. S. J. Zielińskiemu podołać w pracy w dwóch parafiach,
dlatego prosił Ks. Arcybiskupa o zwolnienie ze swych obowiązków.
Ojcowie Franciszkanie, na prośbę Ks. Arcybiskupa przyjęli opiekę nad parafią na pewien czas.
Za ich staraniem rozebrano ściany w górnych klasach i przerobiono górne piętro na kościół. Pracę
przerobienia dokonał polski kontraktor, p. Baran, za małym wynagrodzeniem i ku zadowoleniu
wszystkich parafian.
OO. Franciszkanie dojeżdżali do nowego kościoła blisko jeden rok, sprawując swe obowiązki
wiernie, ale dla braku księży, zmuszeni byli prosić Ks. Arcybiskupa o zwolnienie.
W tym właśnie czasie był wyświęconym w seminarjum młody kapłan, Ks. L. Czopnik. Początkowo
Ks. Czopnik mieszkał na Jadwigowie i dojeżdżał w niedzielę na odprawienie nabożeństw. Ponieważ
było to połączone z wielkimi trudnościami, dlatego władza duchowna na usilne prośby parafian,
naznaczyła Wiel. Ks. L. Czopnika na stałego proboszcza.
Rączo zabrał się młody kapłan do pracy i postarał się o upiększenie kościoła i o zaopatrzenie
go we wszystko, co do służby Bożej było potrzebne. Za jego staraniem stanęły trzy nowe ołtarze i
nowe kratki; zakupiono nowe kościelne szaty do użytku podczas Mszy świętej.
2
Zakupiono kolorowe okna do kościoła, które sprawiły następujące osoby: Tomasz Przybylski,
Paweł Michałek, Tomasz Drwol, Franciszek Rau, Jan Lassa, Antoni Lassa, Wincenty Bloch, Franciszek
Klekociński, Zofja Turek, Józefa Sapa, Wojciech Podchajecki, Józef Czarnik. Sam zaś, że nie było
nauczyciela, uczył w szkole, dopóki się nie postarał o Siostry nauczycielki. Zakładał nowe towarzystwa
jak: św. Antoniego, Niewiast Różańcowych i Tow. św. Wincentego.
Za jego staraniem pobudowano plebanię za pięć tysięcy dolarów i ulano dwa nowe dzwony.
Na wielki dzwon złożyło fundusz Tow. św. Antoniego, a na średni większa część parafian.
Dopóty młody kapłan pracował bez wytchnienia, aż zapadł na zdrowiu. Pojechał wprawdzie
do starego kraju dla poratowania zdrowia, co pomogło, lecz tylko na krótki czas. Choroba niedługo
wróciła, mimo to wiernie pracował jeszcze sporą liczbę lat, ile mu sił starczyło. W końcu choroba
tak się rozwinęła, że musiał pójść do szpitala. Po trzy tygodniowym tam pobycie wrócił do domu,
gdzie po kilku dniach zakończył swój pracowity żywot dnia 6go listopada 1917 roku.
Pogrzeb odbył się z wielką okazałością dnia 9go listopada. Mszę św. pogrzebową odprawił Ks.
T. Pudłowski w asystencji Ks. S. J. Zielińskiego, jako diakona, a Ks. F. Pudłowskiego, jako subdiakona.
Po Mszy św. Ks. S. J. Zieliński wygłosił wzruszające kazanie, które wycisnęło niejedną łzę z oczu parafian. Kazanie zaś na cmentarzu wypowiedział Ks. prałat A. Janiszewski z East St. Louis, które zrobiło
głębokie wrażenie na obecnych. Dzień pogrzebu był pogodny, dlatego wzięli udział w tym smutnym
obrzędzie nie tylko parafianie, ale nawet wierni innych parafii. Wdzięczni parafianie postawili piękny
pomnik na cmentarzu św. Piotra i Pawła, chcąc się niejako do tego przyczynić; aby pamięć o swym
dawnym duszpasterzu w sercach parafian tak prędko nie wygasła.
Po śmierci śp. Ks. L. Czopnika Ks. Arcybiskup naznaczył Ks. S. J. Wiśniewskiego, długoletniego
asystenta przy parafii św. Kazimierza na nowego proboszcza.
Nowy ks. proboszcz zabrał się szczerze do pracy. Dokonał najpierw potrzebnych reparacji przy
kościele. Dach na kościele, który był powodem tylu kłopotów, udało się w końcu należycie pokryć,
że przestał przeciekać i uspokojone zostały umysły parafian. Zdołano też ofugować ściany, które
wymagały gruntownej reparacji.
Największym staraniem nowego proboszcza było ciążący dług na parafii usunąć. Dlatego
urządzano częste bazary, losowania na większą skalę po mieście, w czym niewiasty, nawet dzieci
wielce pomagały tak, że dług wynoszący przeszło $7,000.00 wnet umorzono i parafia została bez
długu. Zapoczątkowano fundusz Matki Boskiej Częstochowskiej i starano się, aby jak najprędzej
wzrastał do większej sumy, aby można odpowiednią świątynię na cześć M. B. Częstochowskiej wystawić, a Tę Opiekunkę narodu polskiego uczcić stosownie według Jej miłości dla swych ulubionych
dzieci. Suma wzrosła do $9.000.00, a parafianie wiernie pracują, by swe zamiary wykonać.
Udało się też przy usilnej pomocy parafian wykopać głębiej sklep, czyli basement pod kościołem,
wycementować podłogi, cementem oblać fundament i z tego nieużytecznego miejsca uczyniono dość
wygodną salę na zebrania, gdzie towarzystwa mogą swobodnie się zbierać i swe sprawy załatwiać.
Wszyscy parafianie darmo ofiarowali swą pracę tak w bezmencie, jako i na podwórzu, które zostało
podniesione i na nowo pokryte cegłą. Przez całe tygodnie tak młodzi jak i starsi pracowali w pocie
czoła i dokonali tego., co u niektórych zdawało się niemożliwym do wykonania.
Przystąpiono potem do zaprowadzenia nowego systemu do ogrzewania, które się udało tanio
zaciągnąć, dzięki śp. L. Różniewskiemu, który piece darmo ofiarował. Nowe ogrzewanie jest ważnym
3
ulepszeniem starego budynku i wielką wygodą dla dzieci w szkole, jako też dla wiernych w kościele.
Stacje drogi krzyżowej, które następnie zakupiono, są piękną ozdobą dla kościoła i wielką
zachętą do umiłowania Chrystusa ukrzyżowanego. Pojedyncza stacja kosztowała $25.00. Następujące osoby zakupiły dwie albo jedną stację: Weroniecki Zygmunt, dwie; Grzegorczyk Antoni, dwie;
Spiczkowski Juljan, dwie; Tucholski Aleksander, jedną; Stec Michał, jedną; Drwol Michał, jedną;
Sadowski Adam, jedną; Turek Antoni, jedną; Reichert Franciszek, jedną; Jendrzykowski Franciszek,
jedną; Dzieci szkolne, jedną.
Aby się przyczynić do większej chwały Bożej w kościele, sprawiono nowe organy za $900.00,
w czym główną zasługę ma Tow. św. Teresy. Melodyjny ten instrument wielce przyczynia się do
wzmocnienia wiary i pobożności parafian na Często¬chowie.
Szczerym życzeniem ks. proboszcza jest, aby tabernakulum, gdzie się przechowuje Najświętszy
Sakrament, było ogniotrwałym, to jest aby w razie ognia, albo jakiego innego nieszczęścia, mogło
zabezpieczyć Najśw. Hostię od zniewagi. Tabernakulum ogniotrwałe będzie darem jubileuszowym
od parafian złożonym u stóp Więźnia miłości.
Miejmy nadzieję, że Pan Jezus przyjmie ten dar z największą wdzięcznością, ale On więcej
od nas pragnie—On pragnie naszego serca—On chce, aby nasze serce było Żywym Tabernakulum
dla Niego. Złóżmy Mu i ten dar w ofierze, a ten Srebrny Jubileusz będzie prawdziwym błogosławieństwem dla każdego parafianina.
4