Treść homilii
Transkrypt
Treść homilii
Pogrzeb śp. Longina Komołowskiego Warszawa - 10 stycznia 2017 Hi 19, 1.23-27a; Łk 2,22-35 Historia zbawienia to historia komunikowania się Boga z człowiekiem za pośrednictwem znaków. Cała sztuka polega na ich rozpoznaniu i odczytaniu. Tę sztukę posiadł biblijny Hiob, który nawet w niespotykanym nieszczęściu, które go spotkało widział palec Bożej Opatrzności, i jak słyszeliśmy przed chwilą, wyznawał wiarę z całym przekonaniem: „Ja wiem, Wybawca mój żyje … oczyma ciała będę widział Boga, to właśnie ja Go zobaczę”. Jego wiara była tak głęboka i trwała jak słowa wyryte żelaznym rylcem lub diamentem na skale. Mocna jak granitowa skała była też wiara osób związanych z historią narodzenia Jezusa. Maryja, na zapowiedź wysłannika Bożego, iż pocznie i porodzi Emmanuela, odpowiedziała: „Oto Ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. Józef też odczytał znak dany mu przez Boga i mimo zrozumiałego wahania wziął do siebie za małżonkę Maryję i zaopiekował się Jezusem. Ze zrozumieniem znaków Bożych nie mieli większego kłopotu prości pasterze, którzy po usłyszeniu głosu o narodzeniu Syna Bożego natychmiast udali się do groty, aby złożyć Mu hołd. Znak, tym razem gwiazdy, umieli odczytać wykształceni mędrcy ze Wschodu, za jej przewodem spotkali dziecię Jezus i złożyli u Jego stóp swe dary. Z kolei odczytana przed chwilą scena ewangeliczna ukazuje nam Symeona, który w świątyni jerozolimskiej rozpoznaje w dziecku przyniesionym przez Maryję i Józefa oczekiwanego Mesjasza. Dlaczego Symeon jako jedyny ze zgromadzonych w świątyni rozpoznał Mesjasza w dziecku, które pozornie niczym się nie wyróżniało i było podobne do innych dzieci? Może zwróciliście uwagę, że w opisie ofiarowana Pańskiego aż trzy razy jest mowa o Duchu Świętym – Duch Święty spoczywał na Symeonie, następnie objawił mu, że nie umrze zanim nie zobaczy Mesjasza i w końcu skłonił go, by poszedł do świątyni. Tam Symeon wziął Dzieciątko Jezus w objęcia i błogosławił Boga, mówiąc: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”. Każdy chrześcijanin, dzięki sakramentowi chrztu, jest obdarzony Duchem Świętym, między innymi po to, aby oczami wiary mógł rozpoznawać obecnego w Jego życiu Boga. Dzięki Duchowi Świętemu możemy dostrzec to, czego nie dostrzega wzrok fizyczny – to znaczy Jezusa obecnego w znaku Bożego słowa, w znakach sakramentalnych, we wspólnocie Kościoła – wszak Jezus mówił, że gdzie dwóch albo trzech zgromadzonych jest w Jego imię, tam On jest pośród nich. Co więcej, Jezusa możemy i powinniśmy także odkrywać w osobach innych ludzi, sam Jezus bowiem podkreślał, że wszystko co czynimy dla drugich, czynimy także dla Niego. W dar Ducha Świętego został zaopatrzony również nasz brat śp. Longin Komołowski. W sposób najbardziej zauważalny korzystał z niego w relacji do drugiego człowieka. Jak wiemy z nauczania Jezusa, to miłość będzie najważniejszym kryterium sądu i oceny na progu domu naszego Ojca w niebie. Z nadzieją więc powierzamy miłosiernemu Bogu osobę i życie śp. Longina, dostrzegając w nim pewne podobieństwa do osoby Symeona, który w bezradnym i bezbronnym dziecku dostrzegał osobę wszechmogącego Boga. Nasz brat odznaczał się tym, co Jan Paweł II nazwał „wyobraźnią miłosierdzia”. Począwszy od 1980 roku cała jego publiczna działalność była ukierunkowana na pomoc ludziom , którzy w większym czy mniejszym stopniu byli bezradni czy bezbronni. Nie zdziwiłem się więc, kiedy zobaczyłem jego nazwisko wśród posłów, którzy onegdaj głosowali przeciw ustawie, która mogła doprowadzić do handlu ludzkimi zarodkami. Był człowiekiem solidarności, nie tylko przez duże „S”, tej instytucjonalnej, ale i ludzkiej, zwyczajnej, prostej. Doświadczali jej i robotnicy, i osoby niepełnosprawne, i Polacy żyjący poza granicami kraju, zwłaszcza na Wschodzie, borykający się z wieloma problemami dnia codziennego, i tęskniący za ojczystą ziemią. Ostatnie lata pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, kontynuując piękną pracę poprzedników Andrzeja Stelmachowskiego i Macieja Płażyńskiego. Droga mu była nasza Ojczyzna – Polska i droga też mu była idea budowania więzi między Polakami, tak by nie tylko z nazwy, ale realnie można było mówić „wspólnota”. Zależało mu na tym, by Polacy żyjący poza granicami kraju identyfikowali się z Polską, zachowując swoją polską i religijną tożsamość. We Wstępie do albumu zawierającego wypowiedzi Jana Pawła II do Polaków i Polonii przywoływał słowa świętego papieża, że nie można zrozumieć emigracji polskiej bez Kościoła, i dziejów naszego narodu bez Chrystusa. Pod tymi słowami podpisał się z imienia i nazwiska, co jest oczywistym znakiem akceptacji i identyfikacji. Historia zbawienia to historia znaków dawanych nam przez Boga. Znacząca jest data śmierci śp. Longina. To był dzień, kiedy w Kościele przeżywaliśmy święto świętej Rodziny – dla katolików to najpiękniejszy przykład ludzkiej wspólnoty. Naszą modlitwę za zmarłego przenika zatem wiara, iż ten, któremu tak bardzo zależało na wspólnocie na ziemi, doświadczy tej najwspanialszej wspólnoty - z Boskimi Osobami i z tymi, którzy Jezusa uznawali za swojego Pana i Zbawiciela. Dzień pogrzebu inspiruje do rozmyślania nad życiem zmarłej osoby. Powinien też być okazją do refleksji nad naszym życiem. W tym miejscu można by zakończyć to pogrzebowe kazanie, aby dać chwilę czasu do namysłu każdemu z nas. Pozwólcie jednak, że podzielę się jeszcze dwoma refleksjami na kanwie dzisiejszego wydarzenia. Pogrzeb naszego brata przypada w drugim dniu tzw. okresu zwykłego w Kościele. Przedwczoraj zakończył się liturgiczny czas Bożego Narodzenia. Dla ludzi, którzy wierzą w Boże Narodzenie nie ma tak naprawdę czasu zwykłego, każdy dzień jest niezwykły, bo przeżywany w obecności Emmanuela. Czesław Miłosz w mistrzowski sposób ujął tę prawdę: „Jeżeli Bóg wcielił się w człowieka, umarł i zmartwychwstał, Wszelkie ludzkie zajęcia są godne uwagi Tylko w tym stopniu w jakim od tego zależą, To znaczy zyskują sens przez to wydarzenie. Powinno się myśleć o tym w dzień i w nocy, Co dzień, latami, coraz mocniej i głębiej, A już najbardziej o tym, że historia ludzkości jest święta I każdy nasz uczynek jest jej częścią, Zapisany na wieki, i nic nie przepada. Ponieważ ród nasz został aż tak wywyższony, Naszym powołaniem powinno być kapłaństwo Nawet jeżeli nie nosimy liturgicznych szat. A więc publiczne świadczenie na boską chwałę Słowami, muzyką, tańcem i wszelkim znakiem”. /Cz. Miłosz, Albo- Albo/ Druga refleksja wypływa już nie z czasu śmierci i pogrzebu, ale z obrazu życia śp. Longina Komołowskiego. Jego życie w dużej mierze upływało na walce o lepsze jutro, ale nie na walce antagonizującej i dzielącej. Walczył siłą argumentów, szukając zwycięstw na drodze dialogu i porozumienia. Szukał nie tego, co dzieli, lecz tego, co łączy. I zapewne na pytanie, czego by życzył Polakom na święta i Nowy Rok odpowiedziałby podobnie jak jeden z aktorów: „Żebyśmy czuli się wspólnotą”. I pewnie też mógłby powtórzyć kolejne zdania: „Jestem przekonany, że w sercu każdego Polaka jest coś, co jest wspólne dla wszystkich. (…) zbiór wspólnych wartości, i pewien kod kulturowy, który pozwala nam się porozumieć na absolutnie podstawowym, fundamentalnym poziomie. Życzmy więc sobie, żebyśmy my, Polacy, umieli z tego korzystać, odwoływać się do tego, co nas łączy. (…) Istnieje coś takiego: kod kulturowy, alfabet polskości. Mamy się do czego odwoływać. Kto ty jesteś…? Znasz odpowiedź, masz ją pod skórą. Postarajmy się ocalić to poczucie wspólnoty”. Życie we wspólnocie z Bogiem i drugim człowiekiem pozwoli nam kiedyś przejść przez śmierć jak przez próg i wypowiedzieć te same lub podobne słowa, jakie wypowiedział Symeon: „Teraz, o Władco, pozwól odejść Twemu słudze w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”. Amen.