przeczytaj całą przedmowę kardynała
Transkrypt
przeczytaj całą przedmowę kardynała
APOLOGIA PRO VITA SUA John Henry Newman APOLOGIA PRO VITA SUA tłumaczenie Stanisław Gàsiorowski Fronda Warszawa 2009 Tłumaczenie Stanisław Gàsiorowski Redakcja naukowa dr Tomasz P. Terlikowski Korekta Małgorzata Terlikowska Projekt okładki, opracowanie typograficzne i łamanie „Oto-Studio” Piotr Zajàczkowski; www.oto-studio.pl Copyright © 2009 for the Polish Edition by Stowarzyszenie Kulturalne FRONDA, Warszawa Zrealizowano w ramach Programu Promocja Czytelnictwa og∏oszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego ISBN 978-83-88747-57-1 Wydawca Stowarzyszenie Kulturalne FRONDA ul. Marszałkowska 55/73 lok. 168 koresp. ul. Jana Olbrachta 94, 01-102 Warszawa tel. (0-22) 836-54-44, 877-37-35; fax (0-22) 877-37-34 e-mail: [email protected] www.fronda.pl Druk i oprawa OPRAWA Sp. z o.o. ul. Dowborczyków 17, 90-019 Łódê tel./fax (0-42) 676-42-82 Wydanie II poprawione (Wydanie I: Wydawnictwo Mariackie, Kraków 1948) WST¢P Katolicka epopeja Apologia pro vita sua to ksià˝ka niebywale aktualna. OpowieÊç o XIX-wiecznym anglikanizmie, o próbach odkrywania jego katolickich êródeł i o poszukiwaniu prawdy, choç gł´boko zanurzona w historii Wielkiej Brytanii i KoÊcioła Anglii, pozostaje w znacznym stopniu równie˝ opowieÊcià o współczesnym chrzeÊcijaƒstwie, i – jeszcze bardziej konkretnie – katolicyzmie. Obecne spory mi´dzy anglikanizmem a katolicyzmem majà swoje êródła właÊnie w XIX wieku, w ówczesnych sporach i debatach, a tak˝e kształtujàcych si´ nurtach myÊlowych. Odpowiedzià Johna Henry’ego Newmana na te nurty i wyzwania była afirmacja katolicyzmu, w ortodoksyjnym, tradycyjnym wydaniu. Odpowiedê ta nadal zachowuje swojà aktualnoÊç, a kolejne wydarzenia wewnàtrz Wspólnoty Anglikaƒskiej (ale tak˝e KoÊcioła katolickiego, który ze znacznym opóênieniem, ale jednak, przyjàł teologiczny modernizm) coraz jaÊniej wykazujà, ˝e nie ma innej drogi dla teologii i konsekwentnie myÊlàcych chrzeÊcijan ni˝ przyj´cie katolicyzmu, podporzàdkowanie si´ władzy i nauczaniu biskupa —5— Apologia pro vita sua Rzymu. Przekonujà si´ o tym coraz liczniejsi anglikanie, którzy od czasów Newmana wcià˝ – szerszym lub w´˝szym strumieniem – powracajà do Rzymu, pozostawiajàc za sobà wspólnot´, która coraz bardziej przypomina klub politycznie poprawnych gentelmanów, a coraz mniej chrzeÊcijaƒskà wspólnot´ wiary. I nie chodzi tu tylko o stopniowe odchodzenie anglikanów od zasad ewangelicznej moralnoÊci. Błogosławienie zwiàzków jednopłciowych, ordynowanie aktywnych homoseksualistów na duchownych i biskupów, zaanga˝owanie czołowych przedstawicieli tego wyznania w walk´ o aborcj´ na ˝yczenie czy eutanazj´ – to tylko jeden z wymiarów gł´bokiego kryzysu, jaki gn´bi to wyznanie. Nie mniej istotne jest jednak jego stopniowe odchodzenie od zasad dogmatycznych chrzeÊcijaƒstwa. Prymaska KoÊcioła Episkopalnego Katharine Jeffers Schori otwarcie odrzuca jedynozbawczà rol´ Chrystusa, a tak˝e zasad´ indywidualnego zbawienia, a biskup tego wyznania John S. Spong odrzuca istnienie osobowego Boga. Negacja dogmatów maryjnych (tych wspólnych pierwszym wiekom, czyli na przykład dziewictwa Maryi) jest na porzàdku dziennym, a gejowsko-feministyczne interpretacje Pisma Âwi´tego – to ju˝ nie wybryki grupki ekscentrycznych duchownych, ale główny nurt refleksji teologicznej zachodnich anglikanów. Wierni tych wspólnot, którzy nie akceptujà tego kierunku albo sà ju˝ poza nimi (w KoÊciele katolickim, prawosławnym lub jednej z rozłamowych wspólnot konserwatywnych anglikanów), albo sà stopniowo marginalizowani. Wyjàtkiem sà tu tylko KoÊcioły afrykaƒskie i azjatyckie, ale one – i trzeba to powiedzieç otwarcie – w zasadzie odeszły od zasad anglikanizmu i zmieniły —6— Wst´p. Katolicka epopeja si´ w zwyczajne wspólnoty protestanckie, wierne nie tyle normom anglikanizmu, ile teologicznej zasadzie sola Scriptura. I Szukajàc êródeł odst´pstwa od Ewangelii znacznej cz´Êci anglikanów, nie sposób nie si´gnàç po Apologia pro vita sua. Newman opowiadajàc dzieje drogi swojej duszy (a mo˝e bardziej intelektu) do Rzymu, przedstawia barwny obraz poczàtków liberalizmu teologicznego, który doprowadził anglikanizm do miejsca, w którym jest obecnie. Liberalizm ten, czego autor nie ukrywa, od poczàtku był jego głównym wrogiem, któremu chciał (wraz ze swoimi przyjaciółmi z ruchu oksfordzkiego czy traktariaƒskiego) poczàtkowo przeciwstawiç ortodoksyjny, biblijny i karoliƒski anglikanizm, a tak˝e wiernoÊç anglokatolickiej pobo˝noÊci. „W pełni wierzyłem w naszà spraw´: myÊmy podtrzymywali to pierwotne chrzeÊcijaƒstwo, które głosili po wszelkie czasy wczeÊni nauczyciele KoÊcioła i które zostało utrwalone i poÊwiadczone przez anglikaƒskie formularze i anglikaƒskich teologów. Ta staro˝ytna religia prawie uwi´dła w naszym kraju wskutek zmian politycznych ostatnich 150 lat i musiała byç przywróconà. Faktycznie byłaby to druga Reformacja i lepsza Reformacja, poniewa˝ byłby to powrót nie do XVI wieku, lecz do XVII”1 – wspomina w Apologia pro vita sua Newman. 1 J.H. Newman, Apologia pro vita sua, tłum. S. Gàsiorowski, Warszawa 2009, s. 108. —7— Apologia pro vita sua Ale ˝eby zrozumieç w pełni jego pasj´, trzeba wiedzieç, co si´ wówczas w łonie anglikanizmu działo. Otó˝ od XVIII wieku przekształcał si´ on wyłàcznie w KoÊciół paƒstwowy, którego celem było nie tyle głoszenie Ewangelii, pragnienie Êwi´tego ˝ycia (choç i takie zjawiska niewàtpliwie w nim wyst´powały), teologicznych poszukiwaƒ czy moralnego heroizmu, ile zabezpieczenie interesów monarchii czy zbudowanie religijnego usprawiedliwienia dla brytyjskiego stylu ˝ycia. Teologia, moralnoÊç, Biblia miały tylko umacniaç imperium i skłaniaç ludzi do porzàdnego ˝ycia. Biskupi, duchowni byli wi´c zwykłymi urz´dnikami, których rolà było podtrzymywaç ideały moralne (skrojone, jak to celnie wskazuje Christopher Hollis, na miar´ „krzepkiego dziedzica angielskiego”2), i wychowywaç dzieci na dobrych obywateli imperium3. Posługujàc si´ j´zykiem Jadwigi Staniszkis4, mo˝na powiedzieç, ˝e ówczeÊni (ale tak˝e XX-wieczni) anglikanie byli przekonani, ˝e uniwersalia (dobro, pi´kno, prawda, ale tak˝e w jakimÊ stopniu Bóg), jeÊli nawet nie istniejà w rzeczywistoÊci, to powinny zostaç zało˝one jako postulaty, przydatne (bo nawet 2 C. Hollis, Kardynał Newman i dziekan Church, w: Kardynał John Henry Newman (1801-1890), tłum. T. Mieszkowski, Warszawa 1967, s. 77. 3 Humorystyczny obraz takiego anglikanizmu przedstawia Tomasz Merton w swojej Siedmiopi´trowej górze, opisujàc swojego nauczyciela religii, który uznawał, ˝e synonimem słowa miłoÊç pozostaje słowo gentelman. I w taki te˝ sposób kazał uczniom czytaç Hymn do miłoÊci Êw. Pawła. „Chłopcy pobła˝liwie słuchali tych wywodów, ale sàdz´, ˝e Êw. Piotr i dwunastu Apostołów byliby raczej zdumieni, gdyby dowiedzieli si´, ˝e Chrystus był biczowany i policzkowany przez ˝ołnierzy, wyszydzony i cierniem ukoronowany, poddany niewypowiedzianej haƒbie i w koƒcu przybity do krzy˝a, ˝ebyÊmy wszyscy stali si´ d˝entelmenami” – komentuje Merton. T. Merton, Siedmiopi´trowa góra, tłum. M. Morstin-Górska, Kraków 1973, s. 91. 4 J. Staniszkis, W cieniu zbuntowanych mas, „Europa” 28/2009, s. 7. —8— Wst´p. Katolicka epopeja nie konieczne), by stworzyç „fundament dla ładu społecznego”, a tak˝e – estetyczny wyraz własnej tradycji. „Nie ma tam z pewnoÊcià wiele jednolitoÊci doktrynalnej, jeszcze mniej jednoÊci mistycznego ciała mi´dzy ludêmi, z których wielu przestało ju˝ wierzyç w łask´ i sakramenty. To, co ich jednoczy, to urok własnej, społecznej tradycji i upartej wytrwałoÊci, z jakà trzymajà si´ pewnych społecznych norm i zwyczajów, mniej lub wi´cej w celach własnej korzyÊci. Istnienie KoÊcioła anglikaƒskiego zale˝y prawie całkowicie od solidarnoÊci i konserwatyzmu rzàdzàcej klasy angielskiej. Jego siła nie opiera si´ na czynnikach nadprzyrodzonych, ale na silnych, społecznych i rasowych instynktach jednoczàcych członków pewnej kasty”5 – oceniał anglikanizm pierwszej połowy XX wieku Tomasz Merton. A jego opis mo˝na z powodzeniem (nieco tylko łagodzàc pewne jego elementy) zastosowaç do tego, z czym stykał si´ w pierwszej połowie wieku XIX przeci´tny anglikanin. I właÊnie przeciwko takiemu chrzeÊcijaƒstwu zdecydował si´ zaprotestowaç (wraz z grupà przyjaciół z Oksfordu, która dała poczàtek ruchowi oksfordzkiemu) młody Newman. Szukajàc fundamentów dla takiego protestu (czy te˝ nowej reformy), si´gnàł do doktrynalnych i teologicznych êródeł swojego wyznania (jak je rozumiał), czyli do myÊli teologów XVII-wiecznych, którzy – w czasie wielkiego karoliƒskiego odrodzenia – ukształtowali doktryn´ anglikaƒskiej via media. Jej istotà było przekonanie, ˝e anglikanizm jako kontynuacja przedreformacyjnego KoÊcioła 5 T. Merton, Siedmiopi´trowa góra, s. 81. —9— Apologia pro vita sua Anglii, pozostaje drogà poÊrednià pomi´dzy skrajnoÊciami katolicyzmu (z jego kultem maryjnym czy Êwi´tych, a tak˝e papolatrià) a protestantyzmu (z odrzuceniem episkopalnej organizacji koÊcielnej czy przesadnym odrzucaniem tego, co w tradycji katolickiej było wartoÊcià). W praktyce koÊcielnej via media oznaczała przede wszystkim znacznà nieokreÊlonoÊç wyznaniowà anglikanizmu. Jego wierni i teolodzy mogli z równym uzasadnieniem uznawaç si´ za kalwinistów, jak i tomistów, luteranów czy tradycyjnych katolików. A 37 Artykułów Wiary, które miały byç doktrynalnà bazà nowego KoÊcioła, wcale nie rozwiàzywały tego problemu, bowiem były one wewn´trznie sprzeczne, a do tego podlegały bardzo ró˝nej interpretacji. Nie podobało si´ to, od samego poczàtku, zarówno anglokatolikom, którzy domagali si´ silniejszej episkopalizacji, jak i protestantom, którzy chcieli kalwiƒskiej reformacji wewnàtrz KoÊcioła Anglii. Długotrwałe i krwawe6 walki o wpływy wewnàtrz anglikanizmu zakoƒczyły si´ – w zasadzie – właÊnie w okresie karoliƒskim7, gdy ukształtowała si´ zasada wzajemnej tolerancji (przy faktycznej supremacji, przynajmniej czasowej, anglokatolików) wyznawców KoÊcioła Wysokiego i Niskiego (kalwiƒskiego), i gdy stworzona została wielka teologia anglikaƒska obu głównych nurtów. I właÊnie do tej tradycji 6 Por. T.J. Zieliƒski, Purytanizm. Zarys dziejów, ideologii i obyczajów anglosaskiego ruchu reformacyjnego, „Rocznik Teologiczny ChAT” XXXVII – z. 2/1995, s. 219-283. 7 W ten sposób okreÊla si´ panowanie dwóch Karolów I (1625-1649) i II (1660-1685), którzy przyczynili si´ do ostatecznego umocnienia anglokatolicyzmu. To ich kapelani, wspierani przez nich biskupi (Richard Baxter, Joseph Hall, Jeremy Taylor) wypracowali spójnà i pełnà doktryn´ anglokatolickà. Por. S. Nowosad, Odnowa anglikaƒskiej teologii moralnej w XX wieku, Lublin 2001, s. 24-28. — 10 — Wst´p. Katolicka epopeja karoliƒskich anglokatolików – przywiàzanych do idei dogmatu, sakramentów, widzialnego KoÊcioła i roli w jego kształtowaniu biskupów – nawiàzywali młodzi oksfordzcy przeciwnicy (wÊród których jednà z najistotniejszych ról odgrywał Newman) rozwijajàcego si´ dynamicznie politycznego i teologicznego liberalizmu. II Pretekstem do buntu przeciw laicyzacji anglikanizmu stała si´ decyzja rzàdu wigów o likwidacji cz´Êci z biskupstw anglikaƒskiego KoÊcioła Irlandii. John Keble, pierwszy z liderów nowego Êrodowiska, wygłosił wówczas słynne kazanie o odst´pstwie, które uchodziło za akt zało˝ycielski nowego Êrodowiska w łonie anglikanizmu. Jego celem było, tak mocno podkreÊlane przez Johna Keble’a, promowanie „lojalnoÊci wobec KoÊcioła, przekonania o jego boskiej misji, zaufania do jego autorytetu oraz walki o jego postulaty”8. Młodzi teolodzy, skupieni wokół Keble’a, chcieli równie˝ mocniejszego zakorzenienia anglikanizmu w staro˝ytnoÊci chrzeÊcijaƒskiej (w tym celu rozpocz´li nawet wydawanie specjalnej serii poÊwi´conej Ojcom KoÊcioła), a tak˝e takiego zreinterpretowania pryncypiów anglikanizmu, by były one maksymalnie zbie˝ne z myÊlà katolickà. W tym celu zacz´to wydawaç seri´ Traktatów, w których ró˝ni autorzy próbowali przedstawiaç anglokatolickà doktryn´ odnoÊnie do kapłaƒstwa 8 R.W. Church, The Oxford Movement. Twelve Years 1833-1845, London 1894, cyt. za: strona internetowa Project Canterbury http://anglicanhistory.org/england/church/om/2.html — 11 — Apologia pro vita sua i sukcesji apostolskiej, kultu Êwi´tych, natury Eucharystii czy katolickoÊci (jedynej prawdziwej) anglikanizmu. Autorzy Traktatów ró˝nili si´ od siebie stopniem katolickoÊci czy otwarcia na protestanckie nurty w łonie oficjalnego KoÊcioła, ale łàczyła ich gł´boka niech´ç do zawłaszczania przez paƒstwo prerogatyw biskupów, a tak˝e do rozwijajàcego si´ wówczas dynamicznie teologicznego modernizmu. Jak podkreÊlał Newman, lekarstwem na niego miało byç przywiàzanie do kilku podstawowych zasad: istnienia i obowiàzywalnoÊci dogmatu; istnienia widzialnego KoÊcioła z sakramentami i obrzàdkami, które sà kanałami niewidzialnej łaski; przekonanie o koniecznoÊci podporzàdkowania si´ biskupom; i wreszcie odrzucenie autentycznej (a przynajmniej pełnej) katolickoÊci KoÊcioła rzymskokatolickiego, który miał byç – w najlepszym razie – jedynie jednà z gał´zi prawdziwego KoÊcioła (obok niego gał´ziami uniwersalnego KoÊcioła miał byç tak˝e anglikanizm i prawosławie). Wszystkie elementy tej wiary próbowano wyprowadziç z nauczania Ojców KoÊcioła, a tak˝e z pism ojców teologii anglikaƒskiej. Na tej podstawie chciano zbudowaç konserwatywny, ortodoksyjny (a to znaczy nieprotestancki) KoÊciół anglikaƒski, który mógłby realnie ewangelizowaç. Niestety kolejne wydarzenia zniszczyły taki traktariaƒski obraz KoÊcioła anglikaƒskiego. Najpierw biskupi w porozumieniu z rzàdem (swoim i pruskim) powołali w Ziemi Âwi´tej wspólne anglikaƒsko-luteraƒskie biskupstwo, co oznaczało, ˝e uznali wa˝noÊç ordynacji pastorskiej u luteranów, a tym samym odrzucili katolickie rozumienie kapłaƒstwa, które tak bliskie było traktarianom. Póêniej zaÊ zacz´ła si´ ostra nagonka na — 12 — Wst´p. Katolicka epopeja autorów najbardziej katolickich Traktatów (w tym na samego Newmana), których oskar˝ano o uleganie „rzymskiej herezji” oraz o odst´pstwo od anglikanizmu (szczegółowo opisuje je sam Newman w rozdziałach II, III i IV). Ta nagonka, ale tak˝e pogł´bione studia nad chrzeÊcijaƒskà staro˝ytnoÊcià oraz nad doktrynà anglikaƒskà zacz´ły popychaç cz´Êç traktarian w kierunku KoÊcioła rzymskokatolickiego. John Henry Newman długo unikał ostatecznej decyzji. A gdy jà podjàł, była ona umotywowana nie tyle zawodem, jaki wywołał w nim anglikanizm, ile uznaniem, ˝e KoÊciół Anglii – mimo swoich licznych zalet – nie jest i nie mo˝e byç KoÊciołem Jezusa Chrystusa. „KoÊciół angielski okazuje si´ wewn´trznie i radykalnie obcy zasadom katolickim, tak te˝ odczuwam trudnoÊci obrony jego pretensji, jakoby był gał´zià KoÊcioła katolickiego. Wydaje si´ snem nazywaç pewne wyznanie katolickim, gdy nie mo˝na ani powołaç si´ na jakieÊ jasne stwierdzenia doktryny katolickiej w jego formularzach, ani interpretowaç dwuznaczne formularze w myÊl przyj´tego i ˝ywego znaczenia katolickiego, czy to dawnego, czy teraêniejszego. Ludzie o katolickich poglàdach sà w rzeczywistoÊci tylko grupà w naszym KoÊciele. Nie mog´ zaprzeczyç, ˝e wiele innych niezale˝nych okolicznoÊci, w które nie warto tu wchodziç, doprowadziło mnie do tego samego wniosku”9 – napisał Newman, wyjaÊniajàc motywy swojej decyzji przyjacielowi. A w innym liÊcie uzupełniał: „… najgł´bszà przyczynà tego, i˝ bior´ pod rozwag´ zmian´, jest moje gł´bokie 9 J.H. Newman, dz. cyt., s. 328. — 13 — Apologia pro vita sua niezmienne przekonanie, ˝e nasz KoÊciół znajduje si´ w schizmie i ˝e moje zbawienie zale˝y od przyłàczenia si´ do KoÊcioła rzymskiego”10. Intelektualnà podstawà dla ostatecznej decyzji o zmianie wyznania stały si´ dla Newmana badania nad rozwojem doktryny chrzeÊcijaƒskiej (zawarte w wydanej ju˝ po nawróceniu ksià˝ce O rozwoju doktryny chrzeÊcijaƒskiej). To one uÊwiadomiły mu, ˝e logika rozwoju doktryny pierwszych wieków chrzeÊcijaƒstwa prowadzi nie ku anglikanizmowi czy protestantyzmowi, ale ku wierze KoÊcioła rzymskokatolickiego. Jego doktryna stanowi najpełniejszy i najbardziej racjonalny wyraz fundamentalnych przekonaƒ, jakie le˝à u podstaw Ewangelii i nauczania apostolskiego. JeÊli przyjmujemy, ˝e tradycja myÊlowa powinna byç racjonalna, choç oczywiÊcie wyrastajàca z konkretnych zało˝eƒ, to konsekwentnie powinniÊmy dostrzec, ˝e katolicyzm jest najbli˝szy wzorcowi rozumnego rozwoju. Paradoksalnie zresztà metoda opisu „rozwoju doktryny” zastosowana mo˝e byç nie tylko do opisu wierzeƒ religijnych, ale tak˝e do analizy poj´ç i poglàdów moralnych czy filozoficznych. Alasdair MacIntyre, bioràc przykład z Newmana11, przeprowadził pogł´bionà analiz´ rozwoju doktryny sprawiedliwoÊci, która doprowadziła go do wniosku, ˝e najbardziej racjonalnymi i spójnymi wewn´trznie systemami pozostajà arystotelizm i augustynizm, których zwieƒczeniem jest tomistyczne chrzeÊcijaƒstwo. Tam˝e, s. 339. Por. A. MacIntyre, Czyja sprawiedliwoÊç? Jaka racjonalnoÊç?, tłum. J. Wyborski, Warszawa 2007, s. 477. 10 11 — 14 — Wst´p. Katolicka epopeja Ostatecznie sam Newman przyjàł katolicyzm w paêdzierniku 1845 roku z ràk błogosławionego ojca Dominika Barberi, pasjonisty, który całe swoje ˝ycie poÊwi´cił pracy nad powrotem Anglii do KoÊcioła katolickiego. Rok póêniej Newman był ju˝ w Rzymie, gdzie w kolegium Kongregacji Krzewienia Wiary przygotowywał si´ – wraz z grupà przyjaciół, tak˝e konwertytów – do przyj´cia Êwi´ceƒ kapłaƒskich. „Troskà ich była głównie decyzja, jakà form´ działalnoÊci majà wybraç jako ksi´˝a katoliccy. Z pomysłu obj´cia stanowisk nauczycieli teologii i innych przedmiotów w szkołach akademickich z czasem zrezygnowali, pragn´li natomiast zało˝yç Zgromadzenie Ksi´˝y Oriatorianów na wzór zało˝onego w Rzymie przez Êw. Filipa z Neri. Chcieli pracowaç w du˝ym mieÊcie i poÊwi´ciç si´ przede wszystkim młodzie˝y”12 – opisuje dylematy Newmana i Ambro˝ego St. Johna Dennis Gwynn. Ostatecznie nowe zgromadzenie powstało w Birmingham (grupa Newmana) i Londynie (grupa Fabera). Obie gał´zie zaanga˝owały si´ przede wszystkim w prac´ z młodzie˝à. Newman próbował nawet powołaç specjalnà szkoł´ dla chłopców, do której katolickie rodziny mogłyby posyłaç swoje dzieci, bez obawy o deklasacj´. Poczàtkowo konwertyci nie anga˝owali si´ w polemiki ze swoim starym wyznaniem. Jednak ju˝ w roku 1850, gdy w KoÊciele Anglii rozgorzał nowy spór o to, czy pastorem mo˝e byç człowiek (pastor Gorham), który odrzuca odradzajàce znaczenie chrztu (ostatecznie uznano, ˝e tak), Newman zdecydował si´ na 12 D. Gwynn, John Henry Newman, w: Kardynał John Henry Newman, dz. cyt., s. 30. — 15 — Apologia pro vita sua wygłoszenie w Londynie serii odczytów O trudnoÊciach anglikanizmu. Praca ta miała pokazaç, ˝e wierzàcy po katolicku anglikanie nie majà czego szukaç we własnej wspólnocie, bowiem w istocie, choç obdarzona wieloma zaletami, jest to wspólnota czysto polityczna, a nie realnie chrzeÊcijaƒska. Tak wystàpienia Newmana, jak i kryzys wywołany sprawà Gorhama, wywołały nowà fal´ konwersji duchownych i Êwieckich anglikanów na katolicyzm. Realny wpływ Newmana na rozwój katolicyzmu nie oznaczał jednak wcale poprawy jego sytuacji. Starzy katolicy nie byli zachwyceni dynamicznà działalnoÊcià i radykalizmem konwertytów, nie podobała si´ im równie˝ odwaga, z jakà głosili oni wy˝szoÊç katolicyzmu i z jakà walczyli o polityczne i wyznaniowe prawa katolików w Wielkiej Brytanii. Newmanowi nie pomógł te˝ proces, jaki wytoczył mu ojciec Achilles – były ksiàdz katolicki, który w Anglii robił karier´ na krytyce Rzymu. Powodem był ostry pamflet oparty na materiałach prasowych przypominajàcych kryminalnà, włoskà przeszłoÊç krytyka KoÊcioła. Sàd brytyjski nie wziàł jednak pod uwag´ argumentacji Newmana i skazał go na grzywn´ 100 funtów i wi´zienie do momentu ogłoszenia wyroku (czyli czysto symbolicznie). Od roku 1853 trwał inny projekt, w który zaanga˝owany był Newman, a mianowicie powołanie w Dublinie uniwersytetu katolickiego, na którym studiowaç mogliby zarówno angielscy, jak i irlandzcy katolicy. Jego rektorem miał zostaç właÊnie Newman. Uczelnia otwarła swoje podwoje w roku 1855, ale z powodu braku studentów, a tak˝e zaostrzajàcego si´ konfliktu z arcybiskupem Dublina, Newman zrezygnował z przewodzenia jej ju˝ po dwóch — 16 — Wst´p. Katolicka epopeja latach i wrócił do swojego oratorium. Tam chciał si´ poÊwi´ciç pracy nad ksià˝kami, ale nie było mu to dane, bowiem jego opiekun kard. Wiseman w 1857 roku zaprosił go do pracy nad brytyjskim tłumaczeniem Pisma Âwi´tego. Ju˝ dwanaÊcie miesi´cy póêniej decyzj´ zmieniono i poproszono, by grupa translatorska Newmana porozumiała si´ z grupà amerykaƒskà, która tak˝e pracowała nad katolickim tłumaczeniem Biblii. Na tłumaczenie Biblii na „barbarzyƒski” angielski Amerykanów subtelny stylista j´zyka, jakim był Newman, zgodziç si´ nie potrafił i dlatego zawiesił swoje uczestnictwo w pracach translatorskich. Niemal w tym samym czasie zaanga˝ował si´ te˝ w wydawanie kontrowersyjnego, liberalnego pisma katolickiego „Rambler”, ale gdy po pierwszym wydanym pod jego kierunkiem numerze spotkał si´ z ostrà krytykà, tak˝e biskupów, zrezygnował z tej pracy. Przyszło mu to zresztà tym łatwiej, ˝e w roku 1859 udało mu si´ wreszcie powołaç wymarzonà szkoł´ dla chłopców w Edgsbaston. Kolejne lata ˝ycia Newmana to ostre konflikty z arcybiskupem Manningiem, który był zwierzchnikiem brytyjskich katolików. Powodem był rzekomy liberalizm i post´powoÊç Newmana, a tak˝e (jak najbardziej realna) niech´ç tego ostatniego do mocno triumfalistycznej i niekiedy nie liczàcej si´ ze specyfikà angielskiego katolicyzmu linii arcybiskupa. Manning sprzeciwiał si´ i blokował wszystkie pomysły Newmana, nie dopuÊcił do powierzenia oratorianom misji w Oksfordzie. Wszystko to sprawiało, ˝e duchowny czuł si´ niewykorzystany. I choç nie wpływało to bezpoÊrednio na standard jego ˝ycia, to wywoływało ból i zniech´cenie. Inna sprawa, ˝e właÊnie ta przymusowa organizacyjna — 17 — Apologia pro vita sua bezczynnoÊç pozwoliła Newmanowi na napisanie Apologia pro vita sua – ksià˝ki, która stanowi odpowiedê na pamflet Charlesa Kingsleya, oskar˝ajàcego jego samego, a tak˝e KoÊciół katolicki o odrzucenie idei prawdy, czy celowe wypaczanie sensu słów i kłamstwa. Podobne zarzuty stawiano słynnemu konwertycie ju˝ od momentu zmiany wyznania, stàd odpowiedê na pamflet Kingsleya stała si´ jednoczeÊnie wielkà obronà własnego ˝ycia przed wszystkimi krytykami. Powstawała ona błyskawicznie w roku 1864 i spotkała si´ z entuzjastycznym przyj´ciem brytyjskich katolików. Podobnie zresztà została przyj´ta tak˝e kolejna jego praca z roku 1870 Gramatyka wiary, w której Newman stworzył filozoficzny i teologiczny system racjonalnego usprawiedliwiania, ale i sprawdzania twierdzeƒ teologicznych. Ta praca zakoƒczyła pisarski i intelektualny etap ˝ycia wielkiego konwertyty. „… wiek i ciàgła obawa przed parali˝em, który dotknàł innych, dobrze mu znanych, trzymały go w rzadko przerywanym odosobnieniu. Lata płyn´ły mu teraz na poprawianiu całej wczeÊniejszej twórczoÊci i prowadzeniu rozległej korespondencji prywatnej”13 – podkreÊla biograf Newmana Denis Gwynn. To odosobnienie przerwały dwa niezwykle wa˝ne dla Newmana wydarzenia. Pierwszym było powierzenie mu w 1877 roku przez jego dawne Kolegium Âwi´tej Trójcy w Oksfordzie godnoÊci członka honorowego (co było precedensem, bowiem katolik nie mógł dotàd sprawowaç takiej funkcji na tej uczelni), drugim (i dla niego samego o wiele wa˝niejszym) mianowaniem go przez 13 Tam˝e, s. 40. — 18 — Wst´p. Katolicka epopeja Leona XIII w 1879 roku kardynałem i to z prawem zamieszkiwania poza Rzymem (co było warunkiem przyj´cia tego tytułu przez Newmana). Oba te gesty docenienia jego pracy nie zmieniły ju˝ jednak wiele w jego ˝yciu. Osiemdziesi´cioletni Newman, choç pozostała mu jeszcze dekada ˝ycia, nie miał ju˝ zwyczajnie sił na aktywnoÊç intelektualnà czy organizacyjnà. Zmarł w zało˝onym przez siebie oratorium 11 listopada 1890 roku. III Kardynał, i o tym w nawet najkrótszym przedstawieniu jego postaci, zapominaç nie wolno, jest tylko jednym z pierwszych wielkich konwertytów z anglikanizmu, którzy wpłyn´li na rozwój KoÊcioła katolickiego i przyczynili si´ do umocnienia ortodoksji. I nie chodzi tu tylko o wielkich towarzyszy traktariaƒskiej epopei Newmana (a póêniej jego wielkich przeciwników), takich jak kard. Henry Edward Manning czy William George Ward (matematyk i teolog katolicki), ale równie˝ o jego duchowe dzieci (a niekiedy wnuki) z lat póêniejszych, by wymieniç tu tylko ks. Ronalda A. Knoxa (1888-1954) czy syna arcybiskupa Canterbury ks. Roberta Hugh Bensona (1871-194). Obaj panowie odbyli bardzo podobnà, jak Newman, drog´ do KoÊcioła14. Zaczynali od anglokatolickiego, akceptujàcego sakramenty nurtu 14 Por. J. Pearce, Pisarze nawróceni. Inspiracja duchowa w epoce niewiary, tłum. R. Pucek, Warszawa bdw., s. 109-148. OpowieÊç o drodze do katolicyzmu Bensona znaleêç mo˝na tak˝e w Wyznaniach konwertyty, wydanych przez Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu w 2006 roku. R.H. Benson, Wyznania konwertyty, tłum. A. Jankowiak-Konik, Sandomierz 2006. — 19 — Apologia pro vita sua w KoÊciele anglikaƒskim, wierzàc, ˝e stanowi on wyraz prawdziwego katolicyzmu, lecz stopniowo odrzucali takà wiar´, i dostrzegali w anglikanizmie jedynie „czysto ludzkà budowl´, nie posiadajàcà fundamentu ani trwałoÊci”15. Podobnà drog´ odbył zresztà tak˝e Chesterton, który doprawił katolicyzm ju˝ nie tylko brytyjskim intelektualizmem (co udało si´ i Newmanowi, i Knoxowi), ale tak˝e garÊcià brytyjskiego humoru, szczególnie dobrze widocznego w powieÊciach, ale nie mniej dodajàcego smaku esejom. Autorów tych łàczyło z Newmanem, mimo wszystkich ró˝nic, jedno absolutnie fundamentalne przekonanie, ˝e w KoÊciele katolickim trwa w pełni KoÊciół Chrystusowy, którego nie sposób znaleêç w takim stopniu w innych wspólnotach chrzeÊcijaƒskich. KoÊciół ten jest przy tym wspólnotà, która pomaga w ˝yciu i istnieniu zwykłym ludziom i jest dla nich prawdziwym duchowym domem, bezpiecznà przystanià dla ich umysłów i serc. „Głowa spoczywa w Rzymie, ukoronowana cierniem – opisuje wielki organizm KoÊcioła ks. Robert H. Benson. – Ciało, zranione lecz nie połamane – rzeczywiÊcie ogołocone ze swoich wspaniałych szat, ale ˝ywe – le˝y na ziemi. Wielkie ramiona i stopy rozpoÊcierajà si´ na làdzie i morzu. Nawet w dalekich Chinach delikatne palce szukajà po omacku, zagarniajàc dusze do siebie. Jedna wspólna krew wiary i modlitwy pulsuje z bijàcego serca, przepływajàc przez wszystkie narody i jednoczàc je w nadprzyrodzonym ˝yciu jakiego Êwiat nigdy nie widział. Czasami wolnym ruchem postaç owa odsuwa si´ od jakiegoÊ trujàcego oparu, 15 Tam˝e, s. 6. — 20 — Wst´p. Katolicka epopeja oznajmiajàc swà natur´ poprzez działanie całego ciała. Czasem słowem, strasznym i dumnym, wydobywajàcym si´ z tej˝e cierniem ukoronowanej głowy, ucisza wrzaski i spory. Tej ogromnej istocie zaj´ło dziewi´tnaÊcie stuleci, aby dojÊç do pełnoletnioÊci, a wraz z tà kulminacjà nastał spokój. Koƒczyny, które tysiàc lat temu miotały si´ w goràczce niepokoju, spoczywajà cicho pod zwierzchnià kontrolà nieomylnego umysłu. A Êwiat, który dopomógł tak ci´˝ko je zraniç, stoi zdumiony nieÊmiertelnà ˝ywotnoÊcià, nieprzerwanà energià i olbrzymià przywracajàcà zdrowie mocà, bardziej widocznà dziÊ, ni˝ kiedykolwiek przedtem”16. I choç wizja „KoÊcioła spokoju”, w którym nieomylny Rzym całkowicie kontroluje członki lokalnych wspólnot, odeszła wraz z duchem rewolty obyczajowej roku ’68 (zwanej niekiedy wewnàtrz KoÊcioła „duchem Soboru”) w przeszłoÊç, to obraz ten nadal jest adekwatnà wizjà KoÊcioła. KoÊcioła, który nie l´ka si´ głosiç niepopularnych nauk moralnych, który nie podporzàdkowuje si´ duchowi czasu i który ma odwag´ głosiç, ˝e prawda istnieje, a ludzie sà jej poddani. „Jestem tutaj, aby głosiç ludziom Bo˝à prawd´, nie aby ich zapewniaç, ˝e nic takiego nie istnieje, nie ˝eby ich zaspokajaç nieokreÊlonym i zmieniajàcym si´ wyznaniem wiary czy deklaracjà, ˝e brak precyzyjnego myÊlenia stanowi najwy˝szy poziom umysłowej wolnoÊci. Lecz jestem tu, by mówiç im prawd´, poniewa˝ to jest prawda, i poniewa˝ ani wàtpliwoÊci, ani wahanie, ani oboj´tnoÊç nie uczynià ich wolnymi”17 16 R.H. Benson, Religia zwykłego człowieka, tłum. B. Jankowiak-Konik, Sandomierz 2006, s. 128. 17 Tam˝e, s. 42. — 21 — Apologia pro vita sua – opisuje ducha katolickiego Benson. I choç nie brakuje „katolików”, a nawet katolickich hierarchów, którzy z tej prerogatywy KoÊcioła chcieliby zrezygnowaç, to pozostaje ona znakiem rozpoznawczym katolicyzmu na Êwiecie. Lata antykoncepcyjnej i aborcyjnej propagandy, ataki wielkich organizacji i silnych paƒstw, bierny opór przeciw prawdzie prezentowany przez cz´Êç Êwieckich i duchownych katolików nie sà w stanie zmieniç jasnego i jednoznacznego stanowiska KoÊcioła w sprawie obrony ˝ycia czy godnoÊci ludzkiej płciowoÊci. Nie sà w stanie, bowiem katolicyzm nie opiera si´ na ludzkich fundamentach, a jest dziełem Bo˝ym, Mistycznym Ciałem Chrystusa, którego „bramy piekielne nie przemogà”. IV Nie wszyscy anglikanie, którzy dostrzegali wartoÊç katolicyzmu, wybrali jednak drog´ do Rzymu. Ju˝ wÊród traktarian wybór ten wcale nie był oczywisty. Newman, Manning czy Ward rzeczywiÊcie wybrali rzymski katolicyzm, ale ju˝ Pusley czy dziekan Church pozostali przy anglikanizmie i przekonani byli, ˝e ich wybór był przynajmniej równie uprawniony, jak ten, którego dokonali konwertyci. I niekoniecznie wynikało to z niewiedzy czy niezrozumienia KoÊcioła katolickiego, a niekiedy z gł´bokiej miłoÊci do anglikaƒskiej, brytyjskiej tradycji religijnej czy do tradycji ojców, której cz´Êcià była zdecydowana niech´ç do Rzymu. Nie brakowało równie˝ anglikanów, którzy uznawali konwersj´ za przeciwnà duchowi poszukiwania jednoÊci. Ci, ju˝ w XIX wieku, — 22 — Wst´p. Katolicka epopeja zaanga˝owali si´ w budowanie porozumienia z katolikami (nadzieje na porozumienie skoƒczyły si´, gdy Leon XIII uznał Êwi´cenia anglikaƒskie za niewa˝ne), starokatolikami i prawosławnymi. Jego podstawà miały byç cztery pierwsze sobory powszechne, a tak˝e niepodzielona tradycja apostolska. Ostatecznie do porozumienia z prawosławnymi nigdy nie doszło, bowiem ci uznali, ˝e nie da si´ zaakceptowaç sakramentalnej i dogmatycznej ró˝norodnoÊci anglikanizmu, a dla zdecydowanej wi´kszoÊci anglikanów (poza właÊnie anglokatolikami) niemo˝liwe było zaakceptowanie postanowieƒ siedmiu soborów powszechnych, kultu maryjnego czy kultu ikon18. Dialog ze starokatolikami powiódł si´ o wiele lepiej, bowiem 2 czerwca 1925 roku arcybiskup Utrechtu poinformował arcybiskupa Canterbury o uznaniu wa˝noÊci anglikaƒskich Êwi´ceƒ, co otworzyło drog´ nie tylko do wzajemnego uznania katolickoÊci wyznaƒ, ale te˝ do pełnej wspólnoty sakramentalnej19. Anglokatolicy nie poprzestawali przy tym tylko na rozmowach ekumenicznych czy próbach budowania porozumienia, ale próbowali równie˝ wytrwale rekatolicyzowaç własne wyznanie. Jeszcze sam Newman, za swoich anglikaƒskich czasów, próbował odrodziç w swojej wspólnocie wyznaniowej ˝ycie zakonne. Jego nast´pcy (traktarianie czy rytualiÊci ró˝nych odmian) nie tylko 18 Do takich wniosków doszli rosyjscy prawosławni ju˝ w XIX wieku, a nie zmieniły ich nawet póêniejsze, ju˝ XX-wieczne rozmowy najwybitniejszych teologów obu wyznaƒ skupionych w Bractwie Êwi´tych Sergiusza i Albana. Por. T.P. Terlikowski, Prawosławny chaos i anglikaƒska trzeêwoÊç, „MyÊl protestancka” 1-2/2003, s. 47-55. 19 U. Küry, KoÊciół starokatolicki. Historia, nauka, dà˝enia, tłum. W. Wysoczaƒski, Warszawa 1996, s. 124. — 23 — Apologia pro vita sua wprowadzili te plany w ˝ycie (czego przykładem jest powołana w 1892 roku monastyczna, anglikaƒska Wspólnota Zmartwychwstania z Mirifield, której członkiem był przed konwersjà na katolicyzm ks. Benson), ale te˝ odwa˝niej korzystali z rzymskich tradycji liturgicznych (wspominany tu ju˝ wielokrotnie ks. Benson opisuje w swoich wspomnieniach anglikaƒskà ˝eƒskà wspólnot´ zakonnà, której członkinie obchodziły Bo˝e Ciało, według najbardziej ortodoksyjnych tradycji katolickich). W wielu parafiach anglikaƒskich udało si´ tak˝e odrodziç modlitw´ ró˝aƒcowà czy modlitw´ przed wizerunkami Matki Bo˝ej. Anglokatoliccy myÊliciele zaÊ przywrócili anglikanizmowi tomistycznà teologi´, czego przykładem mo˝e byç dobrze znany w Polsce tomista Erich L. Mascall, którego ksià˝ki przed laty wydawało wydawnictwo PAX. Ten niezwykle dynamiczny rozwój anglokatolicyzmu pozwalał mieç nadziej´ na mo˝liwoÊç szybkiego pojednania katolicyzmu i anglikanizmu, jednak od lat 30. XX wieku rozpocz´ło si´ powolne rozchodzenie obu wyznaƒ. Jego poczàtkiem było odrzucenie przez Konferencj´ w Lambeth (najwy˝szà władz´ anglikanizmu) tradycyjnego chrzeÊcijaƒskiego stanowiska wobec aborcji. W latach 60. doszło do tego powolne odchodzenie przez główny nurt anglikanizmu od obrony ˝ycia i wprowadzanie kapłaƒstwa kobiet, a na przełomie XX i XXI wieku zachodni anglikanie rozpocz´li dyskusj´ nad zmianà tradycyjnej definicji mał˝eƒstwa, a tak˝e porzucenia biblijnej nauki o homoseksualizmie. Po ka˝dej z takich decyzji pewna cz´Êç anglokatolików odchodziła, zasilajàc albo szeregi rzymskich katolików, albo prawosławnych (ci ostatni — 24 — Wst´p. Katolicka epopeja stworzyli ju˝ nawet dla konwertytów osobny ryt Êw. Tichona, który jest w istocie lekko zmodyfikowanà liturgià z Book of Common Prayer). Cz´Êç z konserwatywnych (głównie ewangelikalnych, ale nie zabrakło wÊród nich tak˝e anglokatolików) anglikanów, która nie była w stanie pojednaç si´ z Rzymem czy prosiç o przyj´cie do KoÊcioła prawosławnego, stworzyła własne denominacje, z których najwi´ksze – Tradycyjna Wspólnota Anglikaƒska – od lat próbuje pojednaç si´ z Rzymem i uzyskaç dla siebie status wspólnoty unickiej lub prałatury personalnej. Nieliczni anglokatolicy, którzy pozostali w łonie anglikanizmu głównego nurtu albo sà w kwestiach moralnych liberalni (jak znawca Êw. Jana od Krzy˝a i mistyków angielskich abp Rowan Williams), albo utracili realne wpływy wewnàtrz własnej wspólnoty, a trwajà w niej głównie z powodu przyzwyczajenia i tradycji. V Losy nurtu katolickiego w łonie anglikanizmu pokazujà niestety wyraênie, ˝e wspólnota ta, choç w swojej zewn´trznej postaci zachowała wiele elementów koÊcielnoÊci, to utraciła istot´ katolickoÊci. Przyczynà jest, jak to wskazywał Leon XIII20, zmiana 20 „Słowa, które a˝ do ostatnich czasów anglikanie tu i ówdzie uwa˝ajà za właÊciwà form´ Êwi´ceƒ kapłaƒskich, a mianowicie słowa «przyjmij Ducha Âwi´tego», wcale nie oznaczajà wyraênie sakramentu kapłaƒstwa lub jego łaski czy władzy kapłaƒskiej, która polega głównie na konsekrowaniu i ofiarowywaniu prawdziwego Ciała i Krwi Pana w tej ofierze, która nie jest tylko czystym wspomnieniem ofiary dokonanej na krzy˝u. Forma ta rozszerzona została nast´pnie słowami: «dla sprawowania urz´du i dzieła kapłaƒskiego», lecz Êwiadczà one raczej o tym, i˝ sami anglikanie spostrzegli, ˝e pierwsza forma — 25 — Apologia pro vita sua formularza Êwi´ceƒ kapłaƒskich, która doprowadziła do zasadniczej niewa˝noÊci Êwi´ceƒ w łonie tej wspólnoty, a co za tym idzie do zaprzestania sprawowania w nim sakramentów Êwi´tych. W ten sposób wyznanie to przekształciło si´ w posiadajàcà pi´knà tradycj´ religijnà wspólnot´ osób o podobnych poglàdach, a nie w KoÊciół zdolny do ewangelizacji Êwiata. Nie oznacza to przy tym wcale, ˝e nale˝y t´ wspólnot´ pot´piaç czy odmawiaç z nià dialogu. Ale jego celem nie powinno byç utwierdzanie naszych braci w bł´dach, a wytrwałe podnoszenie wzwy˝ ku prawdzie. Tylko w ten sposób mo˝na bowiem sprawiç, ˝e poza KoÊciołem katolickim głoszone b´dà choçby fragmenty prawdziwego nauczania moralnego i dogmatycznego KoÊcioła. Tak zresztà rozumiał rol´ katolika wobec anglikanizmu sam kard. Newman, kiedy pisał w Apologii: „Moja myÊl o odpowiednim zachowaniu si´ katolika wobec Narodowego KoÊcioła w tej jego ci´˝kiej godzinie jest taka, ˝e powinniÊmy, o ile to jest w naszej mocy, podtrzymywaç go i pomagaç mu w interesie prawdy dogmatycznej. Pragnàłbym unikaç wszystkiego (z wyjàtkiem oczywiÊcie na wyraêny rozkaz z obowiàzku, a to jest istotnym wyjàtkiem), co by sprowadzało osłabienie jego wpływu na opini´ publicznà lub naruszenie jego podstaw lub powikłanie i umniejszenie dalszego trwania tych wielkich chrzeÊcijaƒskich i katolickich zasad i nauk, była niewystarczajàca i nieodpowiadajàca rzeczywistoÊci. Dodatek ten, chocia˝by nawet mógł nadaç właÊciwe znaczenie formie, został jednak wprowadzony póêniej, w sto lat po przyj´ciu rytuału Edwarda. Nastàpiło to wi´c wówczas, gdy z podanego wy˝ej powodu hierarchia ju˝ wygasła i tym samym władza udzielania Êwi´ceƒ stała si´ niewa˝na” – napisał Leon XIII w Bulli Apostolacie curie. Cyt. za: Breviarium Fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi KoÊcioła, opr. S. Głowa SJ, I. Bieda SJ, Poznaƒ 1998, s. 478-479. — 26 — Wst´p. Katolicka epopeja które dotàd głosił tak skutecznie”21. Podobne zadanie staje przed katolikami i w XXI wieku. Ale teraz jest ono o wiele trudniejsze. KoÊcioły i wspólnoty protestanckie coraz dalej odchodzà bowiem od Ewangelii i nauczania Jezusa Chrystusa, i to nie tylko w kwestiach dogmatycznych, ale te˝ moralnych. Aby móc je jednak właÊciwie wykonywaç trzeba dostrzec wielkoÊç KoÊcioła katolickiego. A niezawodnà w tym pomocà jest Apologia pro vita sua. Tomasz P. Terlikowski 21 J.H. Newman, dz. cyt., s. 427. Przedmowa Ta historia moich religijnych zapatrywaƒ wyłàczona z kontekstu, z którym pierwotnie była zwiàzana, wymaga wst´pnego wyjaÊnienia. Nie tylko po to, by wprowadziç w nià czytelnika, ale by mógł on zrozumieç, jak doszło do tego, i˝ napisałem całà ksià˝k´ o sobie samym i o moich najbardziej osobistych myÊlach i uczuciach. Gdybym szukał porady w moich własnych impulsach, to zrobiłbym wszystko, by po prostu zetrzeç z mojego dzieła jakikolwiek Êlad okolicznoÊci, którym nale˝y przypisaç jego powstanie. Jego pierwotny tytuł – Apologia – jednak zbyt ÊciÊle wypływa z jego treÊci i budowy, a te zanadto wskazujà na okolicznoÊci, którym nale˝y go przypisaç, okolicznoÊci zbyt doniosłe, bym mógł pozwoliç sobie pójÊç za tak naturalnym moim pragnieniem. Dlatego chocia˝ w tym wydaniu udało mi si´ opuÊciç z mojego pierwotnego uj´cia prawie sto stron, które mogłem spokojnie uwa˝aç za posiadajàce tylko efemeryczne znaczenie, to jednak właÊnie z tego powodu – ˝eby wynagrodziç ich brak – zmuszony byłem poprzedziç mojà opowieÊç kilkoma słowami wyjaÊnienia, poÊwi´conych temu, co doprowadziło do jego powstania. — 29 — Apologia pro vita sua Przez ponad dwadzieÊcia lat ludzie powszechnie mieli niejasne wra˝enie, niekorzystne dla mnie, jakoby moje post´powanie wobec KoÊcioła anglikaƒskiego wtedy, gdy byłem jego członkiem, było niezgodne z chrzeÊcijaƒskà prostotà i uczciwoÊcià. Takiego wra˝enia trudno było uniknàç, skoro człowiek, który pisywał z mocà przeciw pewnej sprawie i skupił wokół siebie stronników właÊnie przez te pisma, zawahał si´ w swej opozycji, odwołał swoje własne słowa, wywołał zdumienie u własnych przyjaciół, a w ich działalnoÊci zamieszanie, wreszcie skoƒczył przejÊciem na stron´ tych, których tak silnie oskar˝ał. Chocia˝ byłem wówczas tak jak zawsze czuły na posàdzenia, którymi mnie tak swobodnie obrzucano, to jednak nigdy si´ z ich powodu bardzo nie niecierpliwiłem. Uwa˝ałem je bowiem za cz´Êç naturalnej i sprawiedliwej kary, jaka mnie z powodu mojej zmiany religii spotkała – choçby miały one trwaç równie długo jak moje ˝ycie. Usuni´cie ich odło˝yłem do czasu, gdy wygasnà osobiste uczucia, a wyjdà na Êwiatło dzienne dokumenty, pogrzebane dotàd w gabinetach lub rozproszone po Êwiecie. Taki, i to przez wiele lat, był stan mojego umysłu, gdy na poczàtku 1864 roku niespodziewanie zmuszono mnie do obrony i dano mi mo˝liwoÊç przedstawienia słusznoÊci mojej sprawy przed Êwiatem, i to nawet – tak si´ zło˝yło – z widokami na bezstronne wysłuchanie. B´dàc rzeczywiÊcie zaskoczony, miałem wiele powodów do niepokoju, jak si´ obroni´ w tak powa˝nej sprawie. Ju˝ dawno jednak zawarłem ciche porozumienie sam ze sobà, ˝e o ile zajdzie nieprawdopodobny wypadek formalnego wyzwania mnie przez jakàÊ znanà osob´, to moim obowiàzkiem — 30 — Przedmowa b´dzie na nie odpowiedzieç. Ta okazja obecnie si´ nadarzyła i nigdy wi´cej mo˝e si´ ju˝ nie nadarzyç. Nieskorzystanie z niej natychmiast oznaczałoby w praktyce wyrzeczenie si´ mojej sprawy. Wobec tego wykorzystałem jà. Niestety, nie miałem zbyt wiele czasu na spokojne przygotowanie odpowiedzi na stawiane mi zarzuty. Mam nadziej´, ˝e czytelnicy mi to wybaczà. W styczniowym numerze z 1864 roku pewnego szeroko rozpowszechnionego czasopisma, w artykule o królowej El˝biecie, znany pisarz1 znalazł sposobnoÊç, ˝eby mnie formalnie i imiennie oskar˝yç. Jego zdaniem, miałem nawet otwarcie popieraç i broniç ten brak dbałoÊci o cnot´, które on zarzucał duchowieƒstwu katolickiemu. „Prawda sama w sobie – pisał on – nigdy nie była cnotà w oczach duchowieƒstwa rzymskiego. Ojciec Newman informuje nas, ˝e nie trzeba, aby nià była, ani, ogólnie bioràc, nie powinna nià byç; ˝e przebiegłoÊç jest bronià, którà niebo dało Êwi´tym, by si´ opierali przy jej pomocy brutalnej m´skiej sile niecnego Êwiata, która wià˝e i daje si´ wiàzaç. Czy poj´cie jego jest doktrynalnie poprawne, czy nie, jest ono takim przynajmniej historycznie”. Twierdzenia te, wychodzàce daleko poza popularny przesàd ˝ywiony przeciw mnie, nie posiadały jakiegokolwiek istotnego uzasadnienia. Nigdy nie powiedziałem, nigdy nie Êniło mi si´ powiedzieç, jakoby prawda sama dla siebie nie powinna byç cnotà duchowieƒstwa rzymskiego; lub by przebiegłoÊç była bronià, którà niebo dało Êwi´tym, by przy jej pomocy opierali si´ niecnemu Êwiatu. Na jakà mojà prac´ mógł si´ ów pisarz powołaç? 1 Charles Kingsley (1819-1875), pisarz i profesor historii w Cambridge (przyp. red.). — 31 — Apologia pro vita sua W korespondencji, jaka si´ wywiàzała na ten temat mi´dzy nim a mnà, swe oskar˝enie oparł on na kazaniu wygłoszonym przeze mnie z kazalnicy mojego koÊcioła w Oksfordzie, zanim zostałem katolikiem. Dał mi tak˝e do zrozumienia, ˝e tak wiele zrobiwszy, nie jest obowiàzany, poza tak ogólnym zacytowaniem mojego kazania, do wyszczególnienia fragmentów, w których była zawarta przypisana mi doktryna. Ze swej strony nie uwa˝ałem tego za dostateczne i za˝àdałem od niego, aby przedstawił formalnie i szczegółowo dowód na swoje oskar˝enie, albo by wyznał, ˝e nie mo˝e tego zrobiç. On jednak stale odmawiał zacytowania jakichkolwiek wyraênych ust´pów z moich pism; i chocia˝ zgodził si´ cofnàç swe oskar˝enie, to przecie˝ nie chciał tego zrobiç wskutek okazania si´ jego prawdziwoÊci czy fałszywoÊci, ale po prostu na podstawie mojego zapewnienia, ˝e nie miałem zamiaru nara˝ania si´ na nie. To nie zadowoliło mojego poczucia sprawiedliwoÊci. Oskar˝yç mnie formalnie o popełnienie bł´du, to jedna sprawa; zgodziç si´, ˝e nie zamierzałem popełniç go, to inna sprawa. Nie jest dla mnie satysfakcjà, jeÊli człowiek oskar˝ajàcy mnie o t´ obraz´, wyzna, ˝e nie oskar˝a mnie o tamtà; lecz on myÊlał inaczej. Nie majàc wi´c mo˝liwoÊci uzyskania zadoÊçuczynienia tam, gdzie miałem prawo tego ˝àdaç, odwołałem si´ do publicznoÊci. Opublikowałem t´ korespondencj´ w formie broszury z pewnymi własnymi uwagami koƒcowymi odnoszàcymi si´ do jej przebiegu. Na broszur´ t´, która ukazała si´ w pierwszych tygodniach lutego, pod koniec marca w innej, czterdziestooÊmiostronicowej broszurze zatytułowanej: Có˝ wi´c ma na myÊli dr Newman? pojawiła si´ odpowiedê mojego oskar˝yciela. OÊwiadczył on, ˝e czyni — 32 — Przedmowa to, do czego go wezwałem. Zebrał wówczas pewnà liczb´ fragmentów z moich rozmaitych prac katolickich i anglikaƒskich, by pokazaç, ˝e jeÊli miałem byç uwolniony, w myÊl jego pierwotnego przypuszczenia, od zarzucanej mi zbrodni nauczania i praktykowania oszustwa i nieuczciwoÊci, to jednak za cen´ nieuznawania mnie ju˝ nadal za odpowiedzialnego za moje uczynki. A to dlatego, ˝e, jak si´ wyraził: „niegdyÊ niewàtpliwie miałem ludzki rozum, ale go roztrwoniłem” i „wprowadziłem mój umysł w taki stan chorobliwy, w którym nonsens był jedynym po˝ywieniem, jakiego on łaknàł” i ˝e nie mo˝na było tego nazywaç „pochopnà lub naciàgni´tà lub nieusprawiedliwionà omyłkà, jeÊli on wnioskował, ˝e nie dbam o prawd´ dla jej własnej wartoÊci, lub nauczam moich uczniów, by widzieli w niej cnot´” i „jakkolwiek zbyt wielu ludzi woli oskar˝enie o nieszczeroÊç, ni˝ o brak rozumu, to dr Newman zdaje si´ nie nale˝eç do ich zast´pu”. Broszur´ t´ zakoƒczył powrotem do pierwotnego oskar˝enia, co do którego wczeÊniej ju˝ oÊwiadczył, ˝e je porzuca. Robiàc z góry aluzj´ do mojej prawdopodobnej odpowiedzi na to wystàpienie, wyznał, i˝ jest szczerze zakłopotany, jak ma wierzyç w cokolwiek, co mógłbym powiedzieç na swoje usprawiedliwienie w prostym i dosłownym tych słów znaczeniu. „Odtàd – mówił – mam tak samo, jak ka˝dy uczciwy człowiek, wàtpliwoÊci i obawy co do ka˝dego słowa, jakie dr Newman mo˝e napisaç. Jak˝e mog´ powiedzieç, ˝e nie stan´ si´ ofiarà jakiejÊ chytrej dwuznacznoÊci w jednym z trzech rodzajów stwierdzonych jako dozwolone przez Êw. Alfonsa de Liguori i jego uczniów, nawet gdyby ta dwuznacznoÊç została potwierdzona przez przysi´g´, — 33 — Apologia pro vita sua poniewa˝ «wtedy nie oszukujemy naszego sàsiada, lecz pozwalamy, aby on oszukał samego siebie?...» Jak˝e mog´ powiedzieç, jakobym w tej broszurze nie rzucił oskar˝enia, co do którego dr Newman doskonale zdaje sobie spraw´, ˝e jest słuszne; ˝e jednak ma on pełne prawo odrzuciç je, skoro nie jest mojà rzeczà, jako heretyckiego protestanta, oskar˝aç go”. Gdybym nawet uznał pozostawienie bez odpowiedzi tak sprecyzowanego zarzutu co do mojej natury moralnej za mo˝liwe do pogodzenia z obowiàzkiem w stosunku do własnej reputacji, to obowiàzek wobec moich braci kapłanów katolickich zabroniłby mi takiego post´powania. Wszak byli oni wplàtani w oskar˝enia, które ten pisarz ustawicznie, od pierwszej wzmianki w owym czasopiÊmie a˝ do ostatniego ust´pu swej broszury, stawiał w sposób tak dufny i tak uparcie. Jasnym było, ˝e usprawiedliwiajàc siebie samego, nie szukał tylko osobistej sprzeczki. Ofiarowałem mojà pokornà słu˝b´ Êwi´tej sprawie. Protestowałem dla dobra szerokiego grona ludzi znakomitego charakteru, umysłów uczciwych, o czystym poczuciu honoru, ludzi, którzy mieli swoje miejsce i swoje prawa na tym Êwiecie, chocia˝ byli kapłanami Êwiata niewidzialnego, ludzi zniewa˝onych (jak dostatecznie wykazujà powy˝sze wyjàtki) nie tylko w mojej osobie, ale bezpoÊrednio i wyraênie w ich własnych. Stosownie do tego zabrałem si´ natychmiast do pisania Apologii pro vita sua, której niniejszy tom jest nowym wydaniem. Było dla mnie wielkà nagrodà znajdowaç w miar´, jak spór si´ rozwijał, tak wielkà liczb´ braci duchownych, wspierajàcych mnie sympatià w obranej linii post´powania, a przy okazji darzàcych mnie formalnym i publicznym wyrazem swej aprobaty. — 34 — Przedmowa OÊwiadczenia te tak wa˝ne i tak przyjemne dla mnie, wraz z listem nadesłanym mi w tym samym celu przez mojego biskupa sà umieszczone na ostatnich stronach niniejszego tomu. Wydanie to ró˝ni si´ od pierwszej formy Apologii w nast´pujàcych szczegółach. Pierwotne dzieło składało si´ z siedmiu cz´Êci, ogłaszanych kolejno co czwartek mi´dzy 21 kwietnia a 2 czerwca. Appendix (Dodatek) w odpowiedzi na specyficzne twierdzenia wysuni´te przeciw mnie w broszurze oskar˝ycielskiej ukazał si´ 16 czerwca. Z tego cz´Êci I i II jako przewa˝nie bezpoÊrednio polemiczne, w niniejszym wydaniu pomini´to z wyjàtkiem niektórych ust´pów dołàczonych do tej Przedmowy jako koniecznych dla nale˝ytego wytłumaczenia nast´pnych pi´ciu Cz´Êci. Cz´Êci te (czyli III-VII Apologii) sà tu odpowiednio ponumerowane jako Rozdziały 1-5. Z Dodatku pomini´to około połowy z tego samego powodu, dla którego pomini´to Cz´Êci I-II. Reszta otrzymała form´ dopisków o charakterze objaÊniajàcym, przy czym dodano dwa nowe, jeden o Liberalizmie i o ˚ywotach Êwi´tych angielskich z lat 1843-1844; drugi, cz´Êciowo nowy, o Cudach koÊcielnych. W głównej cz´Êci jedynym wa˝nym dodatkiem dzieła jest list, którego egzemplarz niedawno otrzymałem. Dodaç musz´, ˝e w okresie pisania Apologii w ubiegłym roku, zobaczyłem po raz pierwszy Notatki o ruchu traktariaƒskim pana Oakeleya2. Dzieło to 2 Frederick Oakeley (1802-1880), duchowny i teolog anglikaƒski, a póêniej katolicki. Jeden z aktywnych uczestników ruchu traktariaƒskiego, którego celem było zbli˝enie KoÊcioła anglikaƒskiego do tradycji pierwszych wieków chrzeÊcijaƒskich. W 1845 roku przeszedł na katolicyzm, a dwa lata póêniej został wyÊwi´cony na kapłana. Był kanonikiem Katedry Westminster. Jest autorem wielu ksià˝ek m.in. Notatek o ruchu traktariaƒskim (przyp. red.). — 35 — Apologia pro vita sua potwierdza wybitnie treÊç mojej opowieÊci, a uprzejme słowa, skierowane do mnie osobiÊcie, wzbudzajà mojà szczerà wdzi´cznoÊç. 2 maja 1865 roku Podaj´ nast´pujàce wyjàtki z pierwszego wydania mojej Apologii (Cz´Êç I, str. 3, 20-25 i Cz´Êç II, str. 29-31 i 41-51), by przedstawiç czytelnikowi cel, jaki miałem, kiedy pisałem mojà prac´. Nie mog´ ˝ałowaç, ˝e zmusiłem mojego oskar˝yciela do pełnego przedło˝enia jego zarzutów przeciwko mnie. O wiele lepiej by wyjawił swe myÊli o mnie za mojego ˝ycia, ni˝ po mojej Êmierci. W tej sytuacji jestem szcz´Êliwy, ˝e mam mo˝liwoÊç przeczytania o sobie najgorszego, co mo˝e byç o mnie powiedziane, przez pisarza, który zadał sobie trud takiej pracy i jest z niej bardzo zadowolony. Poczytuj´ sobie za zysk, ˝e bada mnie od zewnàtrz ktoÊ, kto nienawidzi zasad najbli˝szych mojemu sercu, kto mnie osobiÊcie nie zna, nie mo˝e wi´c sprostowaç swoich fałszywych mniemaƒ o mojej doktrynie i kto ma taki czy inny powód, by byç dla mnie tak surowym, jak tylko mo˝e... Ale naprawd´ martwiło mnie to, co teraz musz´ powiedzieç. Wojn´ z nim prowadz´, ale êle mu nie ˝ycz´. Wszak bardzo trudno wznieciç w sobie gniew w stosunku do osób, których si´ nigdy nie widziało. Ju˝ łatwiej irytowaç si´ na przyjaciół czy wrogów, majàc ich przed sobà, choç pisz´ z całego serca przeciw temu, co o mnie powiedział, to nie ˝ywi´ osobistej antypatii do niego. — 36 — Przedmowa MyÊl´, ˝e trzeba pisaç tak, jak pisz´, dla mojego własnego dobra i dla dobra duchowieƒstwa katolickiego, nie pragn´ jednak przypisywaç mu niczego gorszego ni˝ to, ˝e dał si´ porwaç swym gwałtownym uczuciom. Có˝ jednak mog´ powiedzieç o wyniku jego rozprawiania o ostro˝noÊci moich wyra˝eƒ i o moich dwuznacznoÊciach i tym podobnych rzeczach? Jaka to ÊciÊle okreÊlona robota ma byç przez to dokonana? Jestem z nim na wojennej Êcie˝ce, istnieje jednak taka rzecz, jak wojna legalna: wojna ma swe prawa. Sà rzeczy, które mo˝na robiç lojalnie, i takie, których robiç nie mo˝na. Mówi´ to ze wstydem i powa˝nym smutkiem. Usiłował on popełniç wielkie wykroczenie. Usiłował (tak to mog´ nazwaç) zatruç studni´. Zacytuj´ go i wytłumacz´, co mam na myÊli. Mówi on: „Odtàd mam tak samo, jak ka˝dy uczciwy człowiek, wàtpliwoÊci i obawy co do ka˝dego słowa, jakie dr Newman mo˝e napisaç. Jak˝e mog´ powiedzieç, ˝e nie stan´ si´ ofiarà jakiejÊ chytrej dwuznacznoÊci w jednym z trzech rodzajów stwierdzonych jako dozwolone przez błogosławionego Alfonsa de Liguori i jego uczniów, nawet gdyby t´ dwuznacznoÊç potwierdziła przysi´ga, gdy˝ «wtedy nie oszukujemy naszego sàsiada, lecz pozwalamy mu oszukaç samego siebie...». Jest przeto dozwolone u˝ywaç słów i zdaƒ o podwójnym znaczeniu i pozostawiaç nieszcz´Êliwemu słuchaczowi przyj´cie tego, co sobie wybierze. Có˝ wi´c mam za dowód, ˝e przez słowa «ma na myÊli»? «Nigdy tego nie powiedziałem» – dr Newman nie chce wyraziç: nie powiedziałem tego, ale rzeczywiÊcie to miałem na myÊli” (str. 44, 45). Na te insynuacje i pytania odpowiem w odpowiednim miejscu. Teraz tylko powiem, ˝e pogardzam kłamstwem i nienawidz´ — 37 — Apologia pro vita sua igrania słowami, fałszywego post´powania, chytroÊci, przebiegłoÊci, ukrywania i przekr´cania prawdy oraz obłudy równie mocno, jak ka˝dy protestant ich nienawidzi i modl´ si´, abym był zachowany od ich sideł. Ale to wszystko w tej chwili tylko przy okazji, moim obecnym tematem jest mój oskar˝yciel; tu kład´ nacisk na jego niem´skie usiłowanie – na ostatnich stronicach jego broszury – usuni´cia mi gruntu spod nóg; z góry zatruç umysły społeczeƒstwa przeciwko mnie, Johnowi Henry’emu Newmanowi, i wsàczyç w wyobraêni´ moich czytelników podejrzliwoÊç i nieufnoÊç do wszystkiego, co mógłbym mu w odpowiedzi powiedzieç. To nazywam zatruwaniem studni. „Odtàd – mówi on – mam tak samo, jak ka˝dy uczciwy człowiek, wàtpliwoÊci i obawy co do ka˝dego słowa, jakie dr Newman mo˝e napisaç. Jak˝e mog´ powiedzieç, ˝e nie stan´ si´ ofiarà jakiejÊ chytrej dwuznacznoÊci?...” Tak, mog´ tylko powiedzieç, ˝e jeÊli jego obelga byłaby skuteczna, to marnuj´ czas, odpowiadajàc choçby słowem na jego kalumnie. Wie on o tym dobrze i zamierza to osiàgnàç. Z trudnoÊcià tylko mog´ si´ zdecydowaç na protest przeciw tak niskiej i okrutnej metodzie walki, obawiajàc si´, bym czyniàc to, nie naruszył mojego szacunku dla samego siebie i nie stracił panowania nad sobà. Ale jest to bardzo niskie i okrutne. Wszyscy wiemy, jak nas wyobraênia ponosi, jak nagle i z jakà szybkoÊcià. Przykładem tego, co mam na myÊli, jest powiedzenie: „˚ony cezara nie nale˝y podejrzewaç”. JakiÊ przesàd, do którego si´ przyzwyczailiÊmy, chwilowy humor, sà punktem zwrotnym, doprowadzajàcym nas do czytania jakiejÊ obrony w sensie dobrym lub złym. — 38 — Przedmowa Oceniamy jà według naszych poprzednich wra˝eƒ. Te same zupełnie uczucia, stosownie do tego, czy nasza zazdroÊç jest obudzona czy nie, lub te˝ czy nasza odraza jest podniecona, sà oznakami prawdy lub udawania i pozorowania. Opowiada si´ dykteryjk´ o pewnej zdrowej osobie, przez omyłk´ zamkni´tej w szpitalu dla umysłowo chorych, która broniàc swej sprawy wobec jakichÊ obcych ludzi zwiedzajàcych ten zakład, zdobyła si´ jedynie na słowa: „Jak naturalnie on mówi; mo˝na by myÊleç, ˝e jest przy zdrowych zmysłach”. Spory powinny byç rozstrzygane przez rozum. Czy jest usprawiedliwionym sposobem walki odwoływaç si´ do podejrzliwoÊci opinii publicznej i do jej niech´ci? W ka˝dym razie, jeÊli oskar˝yciel potrafi w ten sposób kusiç moich czytelników, to im bardziej mi si´ powiedzie, tym mniejsze b´dzie moje powodzenie. JeÊli b´d´ naturalny, powie im: Ars est celare artem3; jeÊli b´d´ przekonujàcy, podsunie im, ˝e jestem dobrym logikiem; jeÊli oka˝´ zapał, gram rol´ oburzonego niewinnego; jeÊli b´d´ spokojny – wówczas si´ oka˝e, ˝e jestem hipokrytà; jeÊli wyjaÊni´ trudnoÊci, to b´d´ miał za wiele pozorów słusznoÊci za sobà, ˝eby to mogło byç prawdziwe. Im bardziej zwyci´skie b´dà moje twierdzenia, tym pewniejsza b´dzie moja pora˝ka. Tak b´dzie, jeÊli mojemu oskar˝ycielowi powiedzie si´ jego manewr, lecz ani na chwil´ nie wierz´, by mu si´ to udało. Jakikolwiek sàd ewentualnie powezmà moi czytelnicy na podstawie tych stron, ufam, ˝e b´dà wierzyli w to, co tu powiem. Wcale si´ 3 Łac. sztuka polega na ukryciu (wysiłków) sztuki, sentencja Owidiusza (przyp. red.). — 39 — Apologia pro vita sua nie obawiam, by byli oni nieszlachetni lub twardzi w stosunku do człowieka, który tak długo był na oczach Êwiata; o którym tak wielu ludzi mo˝e mówiç na podstawie osobistej znajomoÊci; którego naturalnym impulsem było zawsze otwarte wypowiadanie si´; który zawsze mówił raczej za wiele, ni˝ za mało; który oszcz´dziłby sobie wielu trudnoÊci, gdyby był na tyle màdry, by trzymaç j´zyk za z´bami; który był zawsze sprawiedliwy wobec doktryn i argumentów swoich przeciwników; który nigdy nie przechodził lekko nad faktami i rozumowaniami, skierowanymi przeciw niemu; który nigdy nie udzielił swego nazwiska czy autorytetu dla poparcia dowodów uwa˝anych za niepewne, albo Êwiadectwa nieuwa˝anego przez siebie za co najmniej prawdopodobne; który nigdy si´ nie cofnàł przed wyznaniem bł´du, gdy czuł, ˝e go popełnił; który zawsze zwracał uwag´ bardziej na innych, ni˝ na siebie; który si´ wyrzekł wielu rzeczy, kochanych i cenionych, które mógłby zatrzymaç, gdyby nie to, ˝e kochał bardziej uczciwoÊç ni˝ swoje własne imi´, a prawd´ wi´cej ni˝ drogich przyjaciół... Jaki to wi´c b´dzie ten specjalny zarzut, przeciw któremu broniç si´ b´d´ na tych kartach, ten jeden z tysiàca i jednego, jakie mój oskar˝yciel kieruje przeciw mnie? Zamierzam ograniczyç si´ tylko do jednego, poniewa˝ jest tylko jeden, o który dbam – zarzut nieprawdomównoÊci. Mo˝e on rzucaç na mnie tyle innych oskar˝eƒ, ile mu si´ podoba i mogà one przylgnàç do mnie na tak długo, jak b´dà mogły – w toku rzeczy. Upadnà one w swoim czasie. WłaÊciwie to samo myÊl´ o zarzucie nieprawdomównoÊci, a wybieram go spoÊród pozostałych nie dlatego, by był straszniejszy, — 40 — Przedmowa lecz, ˝e jest bardziej powa˝ny. Tak jak pozostałe, mo˝e on mnie na pewien czas zniekształciç, ale nie splami mnie. Arcybiskup Whately4 zwykł mawiaç: „Rzuç dostatecznà iloÊç brudu, to coÊ z niego przylgnie”. Tak, przylgnie, ale nie splami. MyÊl´, ˝e miał na myÊli „splami” i nie zgadzam si´ z nim. Jeden brud przylega na dłu˝ej ni˝ inny, ale ˝aden brud nie jest wieczny. Stosownie do dawnego powiedzenia: veritas praevalebit5. Istniejà zaiste cnoty, których Êwiat nie jest zdolny oceniaç lub podtrzymywaç, jak wiara, nadzieja i miłoÊç; ale mo˝e on osàdzaç prawdomównoÊç, mo˝e osàdziç cnoty naturalne, a prawdomównoÊç jest jednà z nich. Naturalne cnoty mogà si´ staç tak˝e nadprzyrodzonymi; prawdomównoÊç jest takà; ale to nie usuwa jej spod jurysdykcji ludzkiej w ogóle. Mo˝e to byç w tym czy innym szczegółowym przypadku dla ludzi trudniejsze poznaç jà, jak mo˝e byç trudne dla sàdu w Westminsterze słusznie osàdziç spraw´ zaistniałà w Indiach, ale to jest kwestia zdolnoÊci, a nie prawa. LudzkoÊç ma prawo osàdzania prawdomównoÊci tak samo katolika, jak i protestanta, Włocha, czy Chiƒczyka. Nigdy nie wàtpiłem, ˝e w godzinie mojej, w godzinie Boga, uka˝e si´ mój mÊciciel i Êwiat uwolni mnie od zarzutu nieprawdomównoÊci, choçby to było nie za mojego ˝ycia. Tym bardziej ufam w takie ewentualne moje uwolnienie, wiedzàc, ˝e s´dziami sà moi rodacy. Uwa˝am rzeczywiÊcie Anglików za najbardziej podejrzliwych i najbardziej dra˝liwych spoÊród 4 Richard Whately (1787-1863), angielski logik, teolog i anglikaƒski arcybiskup Dublina (przyp. red.). 5 Łac. prawda zwyci´˝y (przyp. red.). — 41 — Apologia pro vita sua ludzi; uwa˝am ich za nierozumnych i niesprawiedliwych w momentach ich podniecenia; ale chciałbym byç raczej Anglikiem (jak nim jestem faktycznie), ni˝ nale˝eç do jakiejkolwiek innej nacji pod słoƒcem. Sà oni równie szlachetni jak pop´dliwi i gburowaci; a ich ˝al z powodu popełnionej niesprawiedliwoÊci jest wi´kszy ni˝ ich grzech. Przez dwadzieÊcia lat i wi´cej dêwigałem ci´˝ar zarzutu, co do którego jestem co najmniej równie czuły – ja, jego przedmiot, jak mogà byç ci, co sà tylko s´dziami. Nie zabierałem si´ do strzàÊni´cia go, gdy˝ po pierwsze, nigdy nie miałem sposobnoÊci mówienia, a nast´pnie, nigdy nie widziałem skłonnoÊci do słuchania mnie. Pragnàłem zaapelowaç od Filipa pijanego do Filipa trzeêwego. Kiedy orzeknà, ˝e jest on znowu sobà? Wnoszàc z tonu prasy reprezentujàcej głos społeczeƒstwa, mam tym razem wszelki powód, by nabraç odwagi. Zostałem potraktowany w tym sporze przez współczesnych krytyków z wielkà sprawiedliwoÊcià i łagodnoÊcià, i jestem im za to wdzi´czny. Mimo to, decyzja co do czasu i sposobu mojej obrony została mi wyj´ta z ràk, i jestem wdzi´czny, ˝e tak si´ stało. Wzgl´dem samego siebie, wzgl´dem sprawy katolickiej, wzgl´dem duchowieƒstwa katolickiego jestem teraz zobowiàzany do bezzwłocznego zdania rachunku, skoro tak ostro i tak szczegółowo oskar˝ono mnie o nieprawdomównoÊç. Przyjmuj´ wyzwanie. Zrobi´, co mog´, aby mu sprostaç i b´d´ zadowolony, gdy tego dokonam. Nie tylko mój obecny oskar˝yciel ma i miał tak obraêliwe zdanie o mnie i o moich pismach. Jest to nastrój szerokich sfer ludzi, nastrój sprzed dwudziestu lat i nastrój obecny. Panowało — 42 — Przedmowa ogólne wyczucie, ˝e znajdowałem si´ przez lata tam, gdzie nie miałem ˝adnego prawa byç; ˝e byłem „romanistà” w protestanckiej liberii i słu˝bie; ˝e wykonywałem robot´ wrogiego KoÊcioła w samym łonie KoÊcioła paƒstwowego, oraz, ˝e wiedziałem o tym, lub przynajmniej powinienem mieç wiedz´ na ten temat. Nie zachodziła jednak potrzeba debatowania nad pewnymi ust´pami moich pism, skoro fakt był tak oczywisty, jak to ludzie myÊleli. Przede wszystkim nie ulegało wàtpliwoÊci i ja sam nie mogłem temu zaprzeczyç, ˝e wzgardziłem nazwà „protestant”. Dalej, pewne było, ˝e wiele z tych doktryn, które wyznawałem, znano powszechnie jako właÊciwe KoÊciołowi rzymskiemu, odró˝niajàce go od wiary Reformacji. Nast´pnie, jak mogłem dojÊç do nich? OczywiÊcie miałem pewnych przyjaciół i doradców, którzy si´ nie pokazywali; istniało jakieÊ podziemne połàczenie mi´dzy Stonyhurst6 czy Oscott7 a moim mieszkaniem w Oriel. Bez ˝adnej wàtpliwoÊci, nieprzypadkowo popierałem pewne doktryny, ale w porozumieniu z duchownymi starej religii. Potem ludzie poszli dalej i mówili, ˝e zostałem przyj´ty do tej religii, a jednoczeÊnie dano mi pozwolenie podawania si´ nadal za protestanta. Inni poszli jeszcze dalej i wyjawili Êwiatu jako fakt, co do którego dowód mieli w r´kach, ˝e byłem w rzeczywistoÊci jezuità. A gdy 6 Stonyhurst College, placówka edukacyjna zało˝ona przez jezuitów w 1593 roku, gdy prawo zakazywało prowadzenia szkół przez katolików. Przez wiele lat miejsce to uchodziło za oÊrodek propagandy katolickiej (przyp. red.). 7 Oscott College, placówka zało˝ona w 1794 roku dla kształcenia duchownych katolickich i formowania młodzie˝y. Szkoła w XIX wieku stała si´ symbolem odrodzenia katolicyzmu w Wielkiej Brytanii. W 1889 roku college zamkni´to, ale ju˝ rok póêniej został on ponownie otwarty, ale tylko jako seminarium duchowne (przyp. red.). — 43 — Apologia pro vita sua przekonania przeze mnie popierane rozprzestrzeniły si´ i młodzi ludzie poszli dalej ni˝ ja, jeszcze mocniej wzrosły nieprzyjazne wobec mnie uczucia i zatoczyły szersze kr´gi. I oto powstało teraz oburzenie na łotrostwo takiego sprzysi´˝enia. I to naturalnie tym wi´ksze, ˝e według przyj´tego powszechnie wierzenia szerokiej publicznoÊci, taka przebiegłoÊç i intryga – na jakà w swym mniemaniu patrzyli własnymi oczami – miały stanowiç właÊnie Êrodki, którym KoÊciół katolicki zawdzi´czał w ostatnich wiekach swe utrzymanie si´ i rozpowszechnienie. Była jeszcze inna okolicznoÊç, powi´kszajàca podra˝nienie i niech´ç odczuwane przez szerokie sfery, o których mówiłem, wobec głosicieli doktryn tak nowych dla nich i tak niesmacznych; ta mianowicie, ˝e je rozwijali w sposób tak umiarkowany. Je˝eli byli inspirowani przez rzymskich teologów (a to uznawano za pewnik), to dlaczego nie wypowiadali si´ od razu? Dlaczego utrzymywali Êwiat w takim zawieszeniu i niepewnoÊci co do tego, co miało zdarzyç si´ póêniej i co miało byç wynikiem całoÊci? Dlaczego to przemilczanie i te niedopowiedzenia i pozorna chwiejnoÊç? Jasnym było, ˝e plan operacji dokładnie ustalono na samym poczàtku i ˝e ci ludzie posuwali si´ ostro˝nie ku jego wykonaniu tak daleko, jak to było bezpieczne w danej chwili; ˝e celem ich i nadziejà było porwaç za sobà szerokie sfery młodych nieuÊwiadomionych; ˝e zamierzali wprowadzaç stopniowo fermenty w umysły młodego pokolenia i otworzyç bramy miasta, którego byli zaprzysi´˝onymi obroƒcami, czyhajàcemu na zewnàtrz w zasadzce nieprzyjacielowi. I kiedy mimo protestów — 44 — Przedmowa zainteresowanych, ˝e jest wr´cz przeciwnie, powstał w koƒcu rzeczywiÊcie ruch mi´dzy ich uczniami i jeden z nich przeszedł do Rzymu, a potem inny, to najgorsze przewidywania i najgorsze sàdy o nich okazały si´ usprawiedliwione. I wreszcie, gdy ludzie najpierw mówili o mnie: „Zobaczycie, on odejdzie, on tylko czeka na swojà chwil´, on czeka na rozkaz z Rzymu” i kiedy, ostatecznie, po moich dowodzeniach i oskar˝eniach z poprzednich lat opuÊciłem w koƒcu KoÊciół anglikaƒski dla rzymskiego – wtedy to powiedzieli jeden do drugiego: „Stało si´, jak mówiliÊmy, wiedzieliÊmy, ˝e tak b´dzie”. Taki był stan umysłów dwadzieÊcia lat temu wÊród ludzi, którzy tylko z zewnàtrz i z punktu widzenia zdrowego rozsàdku patrzyli na to, co si´ działo. I ta tradycja, ten skutek owych uczuç utrzymał si´ poniekàd do dnia dzisiejszego. Jestem pewny, ˝e w moim przypadku stanowi to owà du˝à przeszkod´ przychylnego wysłuchania mnie, gdy, jak teraz, mam si´ broniç. Jestem bowiem teraz nie tylko członkiem najbardziej nieangielskiej społecznoÊci, której wielkim celem ma byç, jak si´ mniema, zniszczenie protestantyzmu i KoÊcioła protestanckiego, i co do której ogólnie si´ przypuszcza, ˝e jej Êrodkami ataku jest chytroÊç bez skrupułów i oszukaƒstwo, ale, jak˝e to si´ pierwotnie stało, i˝ wszedłem w ogóle w jakieÊ stosunki z KoÊciołem rzymskim? Czy ja albo moje przekonania spadły z nieba? Jak˝e to ja, w Oksfordzie, in gremio Universitatis, doszedłem do tego, aby si´ przedstawiç oczom ludzkim w rozwini´tej w pełni inwestyturze papiestwa? Jak mogłem si´ odwa˝yç, jak mogłem mieç sumienie, by – wobec ostrze˝eƒ, wobec przepowiedni, wobec oskar˝eƒ kierowanych — 45 — Apologia pro vita sua przeciw mnie – wytrwaç na Êcie˝ce wiodàcej pewnie ku religii Rzymu i tam si´ koƒczàcej? I jak mo˝na mi teraz ufaç, skoro kiedyÊ dawno mi zaufano i stwierdzono, ˝e nie jestem tego godny? To właÊnie stanowi sił´ oskar˝yciela; nie artykuły oskar˝enia, skonstruowane z moich pism, które łatwo w proch rozsypi´, ale nastawienie sàdu. To stan atmosfery, to wibracja naokoło, która odpowie echem na jego Êmiałe twierdzenie o mojej nieuczciwoÊci; to owo uprzedzenie wobec mnie, przyjmujàce za pewnik, ˝e gdy moje rozumowanie jest przekonujàce, to jest ono tylko sprytne, a gdy moje twierdzenia sà nie do odparcia, to zawsze jest coÊ, co usuni´to z oczu lub ukryte zostało w r´kawie; jest to ów prawdopodobny, ale okrutny wniosek, do którego ludzie w swym rozumowaniu łatwo dochodzà, wniosek stwierdzajàcy, ˝e gdy si´ komuÊ wiele zarzuca, to wiele musi byç w tym prawdy, oraz, ˝e jest bardziej prawdopodobne, by jeden człowiek winny był nagany, ni˝ ˝eby wielu ludzi myliło si´, gdy go ganià; to sà owi rzeczywiÊci nieprzyjaciele, których mam do zwalczenia i to sà pomocnicy, którym mój oskar˝yciel udziela swojego poparcia. Musz´ przełamaç t´ barier´ przesàdów przeciwko mnie, jeÊli zdołam. I myÊl´, ˝e potrafi´ to zrobiç. Gdy po raz pierwszy przeczytałem broszur´ oskar˝ycielskà, zwàtpiłem prawie o skutecznym zwalczeniu tego steku fałszów i tej gwałtownej niech´ci. Co za korzyÊç z odpowiadania najpierw na jeden punkt, potem na drugi i z przechodzenia całego kr´gu jej obelg, skoro moja odpowiedê na pierwszy punkt byłaby zapomniana w chwili, gdybym doszedł do drugiego? Có˝ za po˝ytek byłby z przytaczania pół setki pojedynczych zasad czy poglàdów, celem zbicia poszczególnych — 46 — Przedmowa zarzutów oskar˝enia, gdy odpowiedê tego rodzaju tylko wprowadzałaby w zam´t i dr´czyła czytelnika swà liczbà i rozmaitoÊcià? Jaka nadzieja istniałaby skondensowana w broszurze strawnej długoÊci tematu, który powinien si´ swobodnie rozwinàç w pół tuzinie tomów? Jaki był sposób poza nieskoƒczonà liczbà stron, sprostowania choçby jednej z tych serii „pojedynczych przelotnych aluzji”, aby u˝yç słów mojego oskar˝yciela, którymi mnie „jakby złapie za r´k´ na goràcym uczynku”? Wszystkie te pojedyncze zarzuty czerpały swà sił´ z tego, ˝e były ilustracjami jednego i tego samego wielkiego oskar˝enia. Miał on ju˝ pozytywnà myÊl oÊwietlenia całej sprawy swego tematu i nadania mu siły i o˝ywienia przez interpretacj´. Nazwał mnie kłamcà: oskar˝enie proste, szerokie, zrozumiałe dla publicznoÊci angielskiej; co do mnie jednak – odpowiadaç szczegółowo argumentem pierwszym na zarzut pierwszy, drugim na drugi, trzecim na trzeci i tak dalej przez cały łaƒcuch zarzutów i odpowiedzi, z których ka˝da miałaby byç niezale˝na od reszty – to byłoby trudem straconym, o ile chodzi o skutecznoÊç wyniku. JeÊli czegoÊ potrzebowałem w mojej obronie, to odpowiedniej jednoÊci. A gdzie mo˝na było to znaleêç? U komentatorów przepowiedni Pisma Âwi´tego widzimy przykład zasady, na którà kład´ tu nacisk, mianowicie, o ile silniejsza jest nawet fałszywa interpretacja Êwi´tego tekstu ni˝ ˝adna. I tak np. pewien klucz tłumaczenia wizji Apokalipsy mo˝e przylgnàç do umysłu (jak to stwierdziłem u siebie samego) z tego powodu, ˝e poglàd, który nam daje, jest pozytywny i obiektywny, a to pomimo najpełniejszego wykazania, ˝e w rzeczywistoÊci nie zasługuje on wcale na — 47 — Apologia pro vita sua to, byÊmy go przyj´li. Czytelnik mówi sobie: „Có˝ innego mo˝e ta przepowiednia oznaczaç”, tak samo jak mój oskar˝yciel pyta: „Có˝ wi´c dr Newman ma na myÊli?...”. Rozwa˝yłem to i znalazłem wyjÊcie z trudnoÊci. Tak, powiedziałem sobie, istotà jego pytania jest, jaka jest moja myÊl. „Có˝ wi´c dr Newman ma na myÊli?” Wskazywało ono ten sam kierunek, w którym szły ju˝ moje rozwa˝ania. Pyta on, co ja mam na myÊli. Nie chodzi mu w ostatecznoÊci o moje słowa, o moje argumenty, o moje czyny, ale o owo ˝ycie umysłu, dzi´ki któremu pisz´, dowodz´ i działam. Pyta o mojego ducha, jego wierzenia i uczucia. I dana mu b´dzie odpowiedê – nie dla jego dobra, ale dla mojego, dla dobra religii, którà wyznaj´, dla dobra duchowieƒstwa, do którego niegodnie nale˝´, i dla moich przyjaciół i wrogów oraz tej publicznoÊci niezło˝onej ani z jednych, ani z drugich, ale z tych, co majà dobrà wol´, co kochajà uczciwe post´powanie, co sceptycznie zadajà krzy˝owe pytania, z zainteresowaniem badajà, ciekawie si´ przypatrujà i dla ludzi po prostu obcych, oboj´tnych, dla których jednak wynik nie jest oboj´tny – dla dobra tych wszystkich b´dzie mu dana odpowiedê. TrudnoÊç moja nie trwała nawet pół godziny. Utwierdziłem si´ w tym, co mam zrobiç, aczkolwiek wzdragałem si´ i przed samym nara˝eniem si´, jakie b´dzie ono w sobie zawierało. Musz´, powiedziałem sobie, daç klucz prawdziwy do całego mojego ˝ycia; musz´ pokazaç, kim jestem, ˝eby mo˝na było ustaliç, kim nie jestem, i ˝eby został unicestwiony ten upiór, co mówi niezrozumiale zamiast mnie. Pragn´ byç znany jako ˝ywy człowiek, — 48 — Przedmowa a nie jako straszydło na wróble, odziane w moje szaty. Fałszywe wyobra˝enia mo˝na co prawda zwalczyç argumentami, lecz unicestwiajà je tylko prawdziwe wyobra˝enia. Zwyci´˝´ nie mojego oskar˝yciela, ale moich s´dziów. Tak, odpowiem na jego zarzuty i krytyki po kolei, aby nikt nie powiedział, ˝e nie da si´ na nie odpowiedzieç, taka praca jednak nie b´dzie ani celem, ani treÊcià mojej odpowiedzi. Narysuj´, o ile to mo˝liwe, dzieje mojego ducha; ustal´ punkt, w którym zaczàłem; z jakiej zewn´trznej sugestii lub przypadku zrodziła si´ ka˝da myÊl, w jaki sposób i jak dalece rozwijały si´ one wewn´trznie, jak rosły, zmieniały si´, łàczyły, Êcierały z sobà i były zmieniane; a tak˝e, jak ja si´ do nich odnosiłem, jak dalece i przez jaki czas sàdziłem, ˝e mog´ je podtrzymywaç zgodnie z obowiàzkami koÊcielnymi zaciàgni´tymi przeze mnie i z zajmowanym przeze mnie stanowiskiem. Musz´ wykazaç – co rzeczywiÊcie jest prawdà – ˝e doktryny, które przez tyle lat wyznawałem, przyswoiłem sobie cz´Êciowo pod wpływem moich protestanckich przyjaciół, cz´Êciowo z nauk czerpanych z ksià˝ek, a cz´Êciowo z pracy własnego umysłu. W ten sposób wyjaÊni´ to zjawisko, które wielu ludziom wydaje si´ tak dziwne, mianowicie, ˝e opuÊciłem „mojà rodzin´ i dom mego ojca” dla KoÊcioła, od którego niegdyÊ ze strachem si´ odwracałem. Tak, to dziwne dla nich! Jakby zaprawd´ religia kwitnàca przez tak wiele wieków, wÊród tak licznych narodów, poÊród takich odmian ˝ycia społecznego, w tak ró˝nych klasach i warunkach ludzkich, po tylu politycznych i społecznych rewolucjach, nie mogła podbiç rozumu i przemóc serca bez pomocy oszustwa w tym procesie przemiany i sofizmów szkolnych. — 49 — Apologia pro vita sua Co sobie w ciàgu pół godziny postawiłem jako zadanie, to po upływie dziesi´ciu dni postanowiłem wykonaç. Jak˝e wiele jednak mam trudnoÊci przy wykonywaniu mojego zamiaru. Jak mam powiedzieç w granicach rozsàdnych wymiarów wszystko, co ma byç powiedziane? A poza tym co do materiałów do mojego opowiadania: nie mog´ si´gaç do ˝adnych notatek autobiograficznych, nie mam ˝adnych spisanych objaÊnieƒ poszczególnych traktatów czy rozpraw, b´dàcych w swoim czasie powodem obrazy, prawie nie mam protokołów dotyczàcych okreÊlonych spraw czy rozmów, i jak si´ obawiam, mam bardzo nieliczne współczesne notatki o uczuciach lub motywach, pod których wpływem działałem w tym lub owym czasie. Mam mnóstwo listów od przyjaciół, lub szkice moich odpowiedzi na nie, lecz w wi´kszoÊci nie sà one posegregowane; póki zaÊ ta czynnoÊç nie jest wykonana, sà one zbyt liczne i zbyt rozmaite, aby mogły byç dla mnie u˝yteczne. Nast´pnie, co do ksià˝ek opublikowanych, to mogłyby one w ró˝ny sposób byç dla mnie po˝yteczne, gdybym był z nimi dobrze obeznany; ale chocia˝ zadawałem sobie wiele trudu przy ich pisaniu, to przypisywałem im małà wartoÊç, gdy wyszły ju˝ z moich ràk; przewa˝nie czytałem je ostatni raz, kiedy robiłem rewizj´ ostatnich korekt. W tych warunkach szkic mój b´dzie naturalnie niekompletny. Teraz rozwa˝am po raz pierwszy jako całoÊç drog´, którà przebyłem; jest to pierwsza próba, ale nie b´dzie zawierała, ufam, ˝adnego powa˝nego lub istotnego bł´du i o tyle b´dzie odpowiadała celowi, w jakim pisz´. Zamierzam nie stwierdzaç w tym szkicu niczego jako pewne, czego jasno nie pami´tam lub na co nie mam — 50 — Przedmowa spisanej notatki lub te˝ Êwiadectwa jakiegoÊ przyjaciela. DoÊç jest Êwiadków w całym kraju, aby sprawdzili lub poprawili ten szkic lub uzupełnili go, a tak˝e mam pod dostatkiem własne listy, o ile nie zostały zniszczone. Nadto, zamierzam pisaç po prostu osobiÊcie i historycznie; nie tłumacz´ doktryny katolickiej, nie robi´ nic wi´cej poza wytłumaczeniem siebie samego, moich przekonaƒ i moich czynów. Pragn´, o ile to mo˝liwe, po prostu przedstawiaç fakty, oboj´tne, czy one przemówià ostatecznie przeciw mnie czy za mnà. Naturalnie b´dzie doÊç miejsca na sprzecznoÊci ocen moich czytelników co do koniecznoÊci, właÊciwoÊci czy wartoÊci lub dobrego smaku albo religijnego rozsàdku tych szczegółów, jakie przytocz´. Mo˝e b´d´ oskar˝ony o akcentowanie rzeczy drobnych, o nietrzymanie si´ tematu, o wchodzenie w szczegóły niestosowne lub Êmieszne, o samochwalstwo, o zgorszenie, lecz zachodzi tu przede wszystkim taki wypadek, w którym jestem obowiàzany iÊç za moim własnym Êwiatłem i mówiç to, co mi dyktuje własne serce. Nie jest wcale dla mnie przyjemne byç samolubem, ani te˝ byç krytykowanym za to, ˝e taki jestem. Nie jest przyjemne wyjawiaç wysoko i nisko postawionym, młodym i starym, co si´ we mnie działo od wczesnych lat. Nie jest przyjemne dawaç ka˝demu płytkiemu lub gadatliwemu przeciwnikowi przewag´ nade mnà dzi´ki znajomoÊci moich najbardziej osobistych myÊli, mógłbym nawet powiedzieç, mojego obcowania z Twórcà. Nie lubi´ jednak, by mnie w twarz nazywano kłamcà i łotrem, albo: ˝e nie spełniłem obowiàzku wobec mojej wiary i mojego imienia, gdybym cierpliwie to znosił. Wiem, ˝e niczego nie zrobiłem, by — 51 — Apologia pro vita sua zasłu˝yç na takà obelg´, a jeÊli mi si´, jak mam nadziej´, uda to udowodniç, to nie potrzebuj´ si´ troszczyç o zwiàzane z tà sprawà przypadkowe przykroÊci.