Czy mamy mogą wszystko?
Transkrypt
Czy mamy mogą wszystko?
Czy mamy mogą wszystko? Kilka dobrych miesięcy temu profesor Zbigniew Mikołejko rozpętał burzę, pisząc felieton na łamach „Wysokich Obcasów Extra” o matkach, które uważają, że mogą więcej, właśnie dlatego, że są matkami. A pod koniec grudnia dziennikarka Gazety.pl, Agnieszka Kubik, dorzuciła swoje kamyczki do dyskusji, opisując sytuację, kiedy to w restauracji na oczach gości (w tym samej autorki) pewna mama zmieniła pampersa swojemu dziecku. Pampersa z niespodzianką – nie trzeba nikomu tłumaczyć, co tą niespodzianką było. Tekst: Lady Mama Fot. Fotolia.pl I to był początek kolejnej dyskusji. Zażartej i nakierunkowanej na krytykę – albo matek, albo tych, którzy śmią te matki krytykować. Kilka waszych komentarzy z naszego profilu na Facebook’u: „Sama jestem podwójną matką - bez pretensji o jakieś szczególne przywileje...Czasami jak na chodniku widzę dwie wózkarki ustawione na ploty tak, że nie da się przejść, gołe cyce w miejscach bardzo publicznych (sorry, mamy laktatory) i wrzeszczące dzieciaki, którym pozwala się dosłownie skakać po ludziach, bo "to dzieci" to krew mnie zalewa.” „Ważny głos. Niektóre matki nie mają umiaru.” „w innych krajach przewijaki są nawet w męskich toaletach, ale w PL ludzie by stwierdzili, że to nienormalne. Też nie chciałabym oglądać pampa przy obiedzie, ale trzeba też pomyśleć co ta kobieta miała zrobić? zostawić dziecko, żeby oparzeń dostało? w zimie przewijać na dworze? No i czy tam była kupa czy tylko szanowna autorka ją sobie wyobraziła?” „Myślę, że należało wyjść z dzieckiem z sali i wykonać czynność gdzie indziej. A tak w ogóle to jestem przeciwnikiem przyprowadzania małych dzieci do restauracji.” „Po przeczytaniu uważam , ze Pani Agnieszka Kublik nie ma dzieci bądź ma juz wyrośnięte na tyle , ze nie pamięta jak to było . Nie zmienia to faktu, ze ma dużo racji w tym co napisała... Przy jedzeniu czy to pies czy człowiek - nie powinno mieć miejsca ale propozycja zmiany pieluchy przed wyjściem ....hmmm .. Śmiem twierdzić, ze była zmieniona ale to chyba każda mama wie. Pozdrawiam” „No też uważam, że należałoby zrobić to gdzie indziej, tylko tu jest problem - w Polsce prawie nigdzie nie robią przewijaków w WC, a powinny być wszędzie. A zmiana pieluchy przed wyjściem nic nie da bo może zrobić kupę w każdej chwili, nawet całkiem prawdopodobne, że zmieniała, a dziecku się zachciało potem - przecież z kupa z domu nie wyszła...” Dlaczego temat jest tak gorący? Bo uwielbiamy generalizować. Pewnie większość rodzicielek od razu potraktowała tekst dziennikarki jako atak na siebie, co jak wyjaśniła pani Kubik, nie było jej celem. Momentalnie też pojawiła się, jako temat ściśle powiązany, kwestia karmienia piersią w miejscach publicznych. Zupełnie niesłusznie. W każdej sytuacji warto bowiem znaleźć złoty środek, a nie popadać w skrajność i przerzucać się zarzutami. Gdy ktoś zwraca uwagę, że zmienianie pieluchy z kupą w restauracji, tuż przy innych gościach, nie jest fajne, widzimy tylko opcję – ktoś zabrania nam przewijać dziecko w miejscach publicznych! Gdy zastanawiamy się nad karmieniem dziecka piersią we wszelkich możliwych okolicznościach przyrody, łatwo stawiamy sprawę na ostrzu noża – karmienie z piersią, gołą i okazaną wszystkim lub absolutny zakaz karmienia. Hałasujące dzieci w restauracji, sklepie (lub gdziekolwiek indziej) – wrzeszczące, biegające, przeszkadzające innym; to z kolei powoduje nasze ograniczenie myślenia do dwóch opcji: pozwalamy na to lub jesteśmy kompletnie bezduszni, nieczuli i nie lubimy dzieci, bo pewnie sami ich nie mamy. A przecież w żadnym przypadku nie chodzi o te skrajności, ale o to, by widzieć więcej i uczyć dzieci tego czy owego. Wychodziłam z dzieckiem do restauracji. Ba! mam wiele koleżanek, które w tym samym czasie z mniejszymi i większymi dziećmi spędzały czas poza domem i nie raz zdarzyła się „niespodzianka”. Przecież dziecko to nie robot, zaprogramowany na załatwianie swoich potrzeb na komendę lub w czasie z góry określonym. Ale nie przypominam sobie sytuacji, w której którakolwiek ze znajomych mi mam fundowała gościom jedzenie zupy z kupą w tle. Jak to możliwe? A tak, że wybierałyśmy miejsca w których: można wózkiem wjechać do toalety, jest przewijak, jest pokój dla matki z dzieckiem. Tak, wiem, takich miejsc nie jest zbyt wiele, ale dla własnej wygody wybierałyśmy właśnie takie lokale, których właściciele pomyśleli o naszym komforcie. Bo to też o komfort rodzicielki chodzi. Nie zawsze jest łatwo, ale warto myśleć o tym właśnie w kategoriach komfortu nie tylko innych gości, ale i matki i dziecka. Nudzące się dzieci – jak wyglądają, każdy wie. Inaczej wygląda nudzący się ośmiomiesięczny smyk, inaczej dwulatek, a zupełnie inaczej – pięciolatek. Na każdego jest sposób. I nikt tak dobrze nie zna naszych dzieci, jak my same. Czy wybrałabym się na spotkanie w restauracji z koleżankami i dzieckiem bez zestawu ratunkowego? Nigdy! Znalezienie miejsca z kącikiem zabaw nie graniczy już z cudem, więc warto z tego dobrodziejstwa skorzystać. A jeśli kącika zabaw nie ma? Można zabrać z domu coś, co zajmie dziecku czas. Z własnego doświadczenia wiem, że klocki Lego/Duplo czy pieczątki wraz papierem i kredkami zajmą skutecznie kilkulatka na kilka chwil. Nie oszukujmy się – wycieczka do restauracji z dzieckiem nie będzie posiadówką z koleżankami niezakłócaną przez dziecko. Czasami można się wyrwać na godzinę, czasami na dwie. Ot, taki nasz los. Ale można zorganizować sobie czas i miejsce tak, by mieć choć trochę przyjemności i nie czerpać jej kosztem innych użytkowników miejsc publicznych. Co do rozbieganych i wrzeszczących dzieci – będąc posiadaczką dziecka, wiem doskonale, jak cudownie jest czasami wyrwać się bez dziecka i wypić kawę w ciszy i spokoju. Doceniam, gdy siedzący obok rodzice potrafią zapanować nad swoimi dziećmi, co nie znaczy, że dzieci głosu nie mają albo nie powinny się ruszać. Kto, jak nie my – rodzice, ma im wyjaśniać, jak należy się zachowywać w miejscach publicznych? Ale to wymaga pewnej konsekwencji. Warto o niej pamiętać. Nie potrzeba nam skrajności, bo bycie rodzicem jest wystarczającym wyzwaniem. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci, nie potrzebujemy niczego demonstrować, choć oczywiście są sytuacje, gdy należy dopominać się swoich praw (np. w kolejkach w sklepach, stojąc w ciąży w autobusie, czekając w kolejce do laboratorium z dzieckiem) i z nich korzystać. Nie traćmy jednak z oczu czegoś więcej – nie jesteśmy same i być może za 10 lat, gdy nasze dzieciaki będą już duże i samodzielne, wybierzemy się z przyjaciółkami na babski obiad do ulubionej restauracji, pośmiać się, zrelaksować, zjeść coś pysznego i porozmawiać w spokoju. A tuż pod naszym nosem ktoś rozwinie pampersa z niespodzianką, prezentując jego zawartość tuż przy naszym talerzu lub słodkie dzieciaki, którym rodzicie nie wzięli żadnych zabawek, będą przez godzinę biegać, szturchać nas i krzyczeć z nudów…