makieta1:Layout 1.qxd
Transkrypt
makieta1:Layout 1.qxd
3 O d tej pory Mama Mysz często przychodziła w odwiedzi- ny do Dobosza. Zazwyczaj przyprowadzała kilkoro dzieci – najczęściej Pysię, Pisię, Psotkę i Pajdusia. Siadała sobie sobie rozmawiać. I myszy będą go odwiedzać, i opowiadać na leżącym obok na posadzce klapku i opowiadała… A Do- o tym, co słychać na łące albo w pobliskim gospodarstwie… bosz musiał przyznać, że jej opowieści były bardzo, ale to bar- Dobosz rozmarzał się i nie myślał o tym, że na dworze hu- dzo interesujące. Bo Pola widziała las i drogę, i strumyk, la wiatr, zacina deszcz, a do lata jeszcze ho, ho – daleko. Pa- który płynął za drogą. I krowę, i kurę, i konia, i wiele, wiele trzył na skrawek nieba widoczny przez okienko i słuchał, jak rzeczy, o których istnieniu Dobosz nie miał dotąd zielonego gałązki choinki stukają cicho o szybkę… I nie za głośno, aby pojęcia. Czasami przypominały mu się rozmowy z Panem No- nikomu swą muzyką nie przeszkadzać, uderzał pałeczkami no i choć ogromnie je lubił, musiał przyznać, że te z Mamą w bębenek, nucąc: Myszą były chyba jeszcze ciekawsze. Ach, gdyby tylko wróciło lato! Bo Dobosz dowiedział się, że mysia rodzina wpro- Bum, bum, bum, na bębenku wadza się do komórki jesienią, całe lato spędza zaś raz i dwa, tra ra ram! na sąsiadującym z ogródkiem polu. Więc gdy przyjdzie wio- Bum, bum, bum, równiusieńko, sna, Pan Nono wróci i znów posadzi go przy klombie, i będą wesolutko sobie gram! 24 25 uwierzyć, że to właśnie on – Dobosz – umie tak pięknie grać! Ponieważ tak się składało, że zawsze, gdy pojawiał się kot, myszy miały jakieś bardzo pilne sprawy do załatwienia w najodleglejszym kącie komórki, rudzielec znikał, nawet się nie pożegnawszy. Pewnego dnia Mama Mysz, dopełniwszy wszystkich domowych obowiązków, przyszła jak zwykle w odwiedziny. Przyprowadziła ze sobą Psotkę i Pajdusia. Rozsiadła się w klapku wygodnie niczym w fotelu, a myszki bawiły się obok. Właśnie prowadzili rozmowę na temat odpowiedniego wychowania dzieci, o co Pola bardzo dbała, a co nie było proste przy tak licznym potomstwie. W pewnej chwili myszki zaczęły coś szeptać, po czym Psotka spytała: – Mamo, czy moglibyśmy z bliska zobaczyć bębenek? – Ależ, Psotko…! – Mama Mysz była tak zaskoczona, że Czasami, gdy tak grał, za oknem na parapecie pojawiał się nie wiedziała, co powiedzieć. Rudy Kot. Zaglądał przez szybkę i, falując ogonem, przecha- – Hmm… – jąkał się ludek, równie zaskoczony prośbą. dzał się w takt bębnienia. Dobosz nie bardzo lubił kota, bo – No, ja nie wiem, czy to wypada?… – Pola była wyraźnie ten zamiast usiąść i spokojnie wysłuchać koncertu, łaził, zakłopotana. wiercił się i świdrował do środka błyszczącymi ślepiami. Zda- – Ależ oczywiście, bardzo proszę – zgodził się Dobosz, wało się, że szuka w komórce kogoś jeszcze, jakby nie mógł choć prawdę mówiąc, obawiał się, czy ostre mysie pazurki 26 27 nie podrapią mu instrumentu. Jednak po pierwsze: nie wypa- Graj, bębenku, graj! dało mu odmówić, a po drugie: mógł się wreszcie komuś po- Płyń, melodio żwawa! chwalić swoim bębenkiem. Tańczmy i niech trwa – Dziękuję, bardzo dziękuję… Ach, te dzieci… Tylko wesoła zabawa! ostrożnie! – dyrygowała mysia mama. A myszki, przeskakując zwinnie z grzybka na grzybek, Dobosz, celując w środek, ostrożnie wystukiwał rytm, w jednej chwili znalazły się na kolanach Dobosza. Były leciut- myszki zaś, wziąwszy się pod boki, tańczyły dookoła. Na te kie i ciepłe, a ich futerka takie miękkie i miłe… Doboszowi odgłosy zabawy zbiegła się reszta dzieci. Śmiały się, klaskały przypomniało się lato i motyl, który siadał mu na ramieniu… w łapki i wszystkie ruszyły korowodem wokół uradowanego – Proszę dalej, śmiało! – powiedział. Psotka i Pajduś wskoczyły na bębenek i zaczęły przytupywać. Wszyscy razem zaśpiewali: 28 Dobosza. Nagle Psotka stanęła jak wryta i krzyknęła przerażonym głosem: 29