Mężczyzna pod grubą warstwą lodu w ogóle nie

Transkrypt

Mężczyzna pod grubą warstwą lodu w ogóle nie
Mężczyzna pod grubą warstwą lodu w ogóle nie przypominał
mojego ojca.
– No to jak będzie? – zagaił Ed. – Schodzisz pod wodę czy wolisz po cichu urwać się z przyjęcia? – Wsunął pudełko na buty z powrotem w ciasny otwór w ścianie.
Kiedy spojrzałam na Eda, oczy miałam pełne łez i jego twarz
zupełnie się rozmazała. Wyglądał trochę jak cyklop.
– Ja…
Uciekłam wzrokiem w stronę drzwi wyjściowych, znajdujących
się po przeciwnej stronie pomieszczenia, za aparaturą do zamrażania.
Za tymi drzwiami czekali wujek i ciocia, ludzie, których kochałam
i z którymi mogłabym być szczęśliwa. Czekał za nimi Jason. Rebecca, Heather, Robyn – wszyscy moi przyjaciele. Góry, kwiaty, niebo…
Ziemia. Za tymi drzwiami czekała Ziemia. I życie.
Mimo to czułam, jak przyciągają mnie otwory w ścianie. W środku spali mama i tato.
Płakałam, rozbierając się. Pierwszym chłopakiem, który zobaczył mnie nago, był Jason, i to tej samej nocy, kiedy zrozumiałam,
że będę musiała porzucić wszystko, co ziemskie – oczywiście z nim
na czele. Nie podobała mi się myśl, że ostatnimi chłopakami na tej
planecie, którzy obejrzą mnie w stroju Ewy, będą Ed i Hassan. Tu
i tam próbowałam zasłonić się rękami, ale zmusili mnie, bym je
zabrała, kiedy wbijali mi igły kroplówek.
Mój Boże… Było znacznie gorzej, niż dała to po sobie poznać
mama. Mój Boże. Mó j B o ż e… Czułam, jak jednocześnie płonę i zamarzam. Gdy do mojego organizmu dostało się niebieskie
paskudztwo, mięśnie napięły się do granic wytrzymałości. Serce
chciało wyskoczyć mi z piersi, waląc o mostek jak kochanek dobijający się do drzwi, ale niebieski płyn próbował mu w tym przeszkodzić i sprawiał, że biło coraz wolniej. Zamiast bumbum, bumbum,
wkrótce było bum… bum…
…bum…
…
…
…bum…
14
W otchlani_ID5.5.indd 14-15
…
Ed uniósł mi powieki. Plask! Zimna żółta ciecz wypełniła mi
oczodół, sklejając oko niczym żywica. Plask!
Byłam teraz ślepa.
Jeden z nich, chyba Hassan, postukał mnie palcem po brodzie,
więc posłusznie otworzyłam usta. Najwyraźniej nie dość szeroko, bo
rurki zadzwoniły mi o zęby. Otworzyłam szerzej.
I wtedy wepchnęli mi je w przełyk. Mocno. Nie były tak giętkie,
na jakie wyglądały. O nie – miałam raczej wrażenie, że wciskają
mi do żołądka natłuszczone kije od miotły. Wszystko podniosło mi
się do gardła, raz i drugi. Czułam posmak wymiocin i miedzi spod
plastikowych osłonek.
– Połykaj! – krzyknął mi do ucha Ed. – Po prostu spróbuj się
rozluźnić!
Łatwo powiedzieć.
Na szczęście już po chwili przewody znalazły się na swoim miejscu, aż załaskotało mnie w żołądku. Ruszały się w środku, gdy Hassan wtykał końcówki do niewielkiej czarnej skrzyneczki na szczycie
mojego własnego pudełka na buty.
Zaraz potem usłyszałam szuranie. Podłączali wąż.
– Nie mam pojęcia, czemu ktokolwiek się na to pisze – powiedział Hassan.
Cisza.
Metaliczne szczęknięcie – otwierali zawór. Strumień lodowatego
płynu uderzył o moje uda. Chciałam poruszyć rękami, żeby zakryć się
w t a mt y m miejscu, ale całe moje ciało wydawało się dziwnie ospałe.
– Sam nie wiem – mruknął Ed. – Sprawy nie wyglądają tu zbyt różowo. Od czasu pierwszej recesji wszystko się chrzani, a potem jeszcze
druga… Zdaje się, że Giełda Zasobów Finansowych miała zapewnić
więcej miejsc pracy, a dalej nie ma nic oprócz takich gównianych fuch
jak ta. Co będziemy robić, jak już ich wszystkich zamrozimy?
Znów cisza. Płyn kriogeniczny omywał mi kolana, a we wszystkie ciepłe zagłębienia ciała – w zgięcia kolan i łokci, pod piersi –
wsączał się chłód.
– I tak nie warto oddawać im swojego życia. Nie za to, co oferują.
15
9/13/11 7:20 PM

Podobne dokumenty