NAWIEDZONY MOST

Transkrypt

NAWIEDZONY MOST
NAWIEDZONY MOST
(na podstawie opowieści pani z Muzeum Regionalnego w Piasecznie napisała klasa 6b)
Był późny, jesienny wieczór. Pewna kobieta wracała z imienin swojej siostry. Do jej
domu nie było daleko, poza tym na imieninowym przyjęciu rodzina wznosiła toast, więc
zdecydowała, że wróci pieszo. Droga wiodła przez stary most na niezwykle malowniczej
rzeczce Jeziorce. Teraz jednak było ciemno, a światło latarni ukazywało bezlistne drzewa
i krzewy, które straszyły sobą okolicznych mieszkańców i przypadkowych przechodniów.
Pojedyncze listki wirowały na wietrze ponad opustoszałymi drogami.
Kobieta lubiła tamtędy przechodzić, ponieważ zawsze przypominała sobie znaną
w okolicy legendę o żołnierzu, uczestniku powstania styczniowego, który uwięziony przez
wrogów, wybrał mniejsze zło i wskoczył do rzeki, topiąc się w niej. Ale tym razem
towarzyszyła jej nie tylko wyobraźnia. Nagle do jej uszu doszedł dźwięk brzęczących kajdan.
Zamurowało ją. Ponieważ nie należała do osób tchórzliwych, zaczęła powoli zbliżać się
w stronę tajemniczych odgłosów. Podeszła do barierki.
Gęsta mgła przysłaniała jej widok na wodę. Przez moment pomyślała, że to może
zbłąkana dusza żołnierza prosi ją o coś.
„Kim był? Ile miał lat? Jak go schwytano? Wiele razy, myśląc o nim, przestudiowałam
historię. Musiał być uczestnikiem powstania styczniowego, tylko dlaczego do niego
przystąpił? Należał do stronnictwa białych czy raczej czerwonych? Co czekałoby go, gdyby
nie wskoczył do wody? Może jego ukochana czekała na jego powrót z bitwy? Przecież
udawały się ucieczki z najgorszych miejsc… Może ktoś go wrzucił do wody? Powinnam mu
jakoś pomóc…”
Nagle jej rozmyślania przerwał przeraźliwy jęk. Zeszła na brzeg rzeki, żeby
sprawdzić, co to. Była pewna, że to żołnierz pragnie, żeby go odnalazła. Szła za strasznymi
odgłosami, ale nagle ucichły, a kobieta zorientowała się, że stoi po kolana w wodzie. Zaczęła
wydostawać się z wody chwytając kamienie leżące na brzegu. Między nimi wyczuła jakiś
skórzany przedmiot. Odgarnęła wszystkie kamienie na bok i podniosła mocno związaną
sakiewkę. Sama nie wiedziała, kiedy doszła do domu. Wzięła gorący prysznic, włożyła suche
ubranie i mimo swojego zmęczenia zaczęła odwiązywać rzemyk zamykający woreczek. W
środku nie było żadnego skarbu, ale nie tego szukała. Oto w ręku trzymała list z datą 23 lipca
1863 roku! Poza datą i podpisem prawie wszystko było rozmazane. Udało jej się odczytać
jedynie pojedyncze słowa: "synu", "czekamy”, „powstańcy”, „żałoba”, „czarna”, „okowy”,
„Piaseczno”, „domu”.
Nazajutrz zaniosła list do muzeum w Piasecznie, którego pracownicy przekazali go do
Polskiej Akademii Nauk, a jednocześnie poprosili policję o przeszukanie wskazanego odcinka
Jeziorki. Poszukiwania okazały się nieskuteczne. Natomiast historycy stwierdzili
autentyczność dokumentu.
Od tamtej pory ta opowieść krąży po Piasecznie i okolicach.