Pobierz artykuł - Colloquia Anthropologica et Communicativa
Transkrypt
Pobierz artykuł - Colloquia Anthropologica et Communicativa
Krystyna Modrzejewska Uniwersytet Opolski Mieszczańska dystynkcja Simone de Beauvoir Mieszczańską dystynkcję, zdaniem Pierre’a Bourdieu, określają maniery i obyczaje, których nie uczy, bądź nie uczy ich w pełni, szkoła: Najważniejsze, by mieć rysy dystynktywne, jak aparycja, dobry wygląd, postawa, dykcja i wymowa, czyli maniery i obyczaje, bez których, przynajmniej na tych rynkach (najbardziej cenionych – na przyjęciach, kolokwiach, seminariach, w wywiadach, debatach, komisjach, komitetach itd.), szkolna wiedza liczy się mało bądź wcale się nie liczy1. Simone de Beauvoir (1908–1986), jedna z najciekawszych intelektualistek XX wieku, tę mieszczańską dystynkcję zdobywała w tradycyjnym francuskim domu. W wieku dojrzałym zapisze doświadczenia dorastania w Pamiętniku sta tecznej panienki (1958). Pamiętnik ten stanowi kopalnię wiedzy na temat mieszczańskich obyczajów we Francji pierwszej połowy XX wieku. Autorka kreuje w nim swój wizerunek z pełną świadomością, przekonana o posiadanym przywileju czy darze dostrzegania wszystkiego wokół, potwierdzającego jej wyższość nad innymi ludźmi. Tę wrażliwość i ciekawość poznawczą uznała za wyjątkowe, wpływające w dużej mierze na wartość jej dzieła2. Erudytka, myślicielka, pisarka, filozofka, a także obyczajowa rewolucjonistka, opisuje w Pamiętniku, jak staje się kobietą. Powstał on po opublikowaniu ważnego dzieła Druga płeć (1949), pracy o kapitalnym znaczeniu nie tylko w myśli feministycznej, lecz także w historii idei dwudziestego wieku. Nikt dotąd nie przeanalizował z taką wnikliwością miejsca i roli kobiety w systemie patriarchalnym, jej ograniczeń wynikających z natury i kultury. Kobiecość w społeczeństwie patriarchalnym określa de Beauvoir „innym”. Nawiązuje do strukturalistycznej koncepcji kultury Claude’a Lévi-Straussa opartej na opozycji kobieta/mężczyzna. Tożsamość/Inność pokazana została w perspektywie etyki i ontologii egzystencjalnej Jeana-Paula Sartre’a. Zdaniem de Beauvoir w naszej kulturze, kulturze patriarchalnej, to mężczyzna reprezentuje Tożsamość. Kobieta to „inny”, ktoś, 1 P. Bourdieu, Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia, przeł. P. Biłos, Wydawni ctwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005, s. 119. 2 Por. S. de Beauvoir, Pamiętnik statecznej panienki, przeł. H. Szumańska-Grossowa, Wyd. Jacek Santorski, Warszawa 2002, s. 251. Cytaty z tego wydania oznaczone w tekście (P, numer strony). Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 148 krystyna modrzejewska kto stracił prawo do wolności. Wynika z tego poczucie obcości, doświadczane przez kobietę zarówno wobec własnej natury, jak i świata społecznego. Nie sposób tu zmieścić tez Drugiej płci, ale warto podkreślić, że Autorka wypowiada się wielokrotnie na temat małżeństwa, macierzyństwa, a także na temat kobiecości i jej akceptacji przez kobietę. Zwraca uwagę na uwarunkowania, z jednej strony oczywiste, z drugiej niepoddane refleksji w takim wymiarze, z taką siłą i konsekwencją przez nikogo wcześniej. Mówi o rozszczepieniu wewnętrznym kobiety „skazanej na nieszczerość”, uciekającej od rzeczywistości, która wydaje się jej nie do zaakceptowania3. Być kobietą to według wzorców kultury patriarchalnej „sprawiać wrażenie słabej, niepoważnej biernej i łagodnej” (D, 365). Mimo dostępu kobiet do fabryk, biur i fakultetów, przekonanie, że [...] małżeństwo jest najdogodniejszą karierą zwalniającą od wszelkiego udziału w życiu zbiorowości. Akt miłosny jest ciągle – jak w pierwotnych cywilizacjach – świadczeniem kobiety, za które ma prawo mniej lub bardziej bezpośrednio domagać się wynagrodzenia. (D, 167) nie straciło na aktualności, podobnie jak wiele tez Simone de Beauvoir. Codzienne komunikaty w mediach potwierdzają trafność jej refleksji na temat małżeństwa i macierzyństwa, zwłaszcza na temat przekleństwa ciążącego na małżeństwie. Wynika ono z faktu, że ludzie łączą się na zasadzie słabości, a nie siły, „każda ze stron żąda wszystkiego od drugiej, zamiast wszystko dobrowolnie dawać” (D, 581). Autorka kontynuuje, podkreślając zawodność marzenia, by dzięki dziecku osiągnąć pełnię, ciepło, wartość, których się nie umiało stworzyć samemu. Jej zdaniem [...] macierzyństwo daje radość tylko takiej kobiecie, która potrafi bezinteresownie pragnąć czyjegoś szczęścia – takiej, która nie oglądając się na siebie, usiłuje przekroczyć własne życie. Na szczególną uwagę, z punktu widzenia niniejszych rozważań, zasługują dwie tezy de Beauvoir. Pierwsza opisująca ideał szczęścia, który [...] konkretyzował się zawsze w domu, bez względu na to, czy domem była lepianka, czy pałac: dom jest bowiem wcieleniem trwałości i izolacji. W jego ścianach rodzina przybiera kształt odosobnionej komórki i potwierdza swoją tożsamość poprzez ciąg pokoleń. Przeszłość zakonserwowana w postaci mebli i wizerunków przodków, antycypuje spokojną przyszłość. (D, 487) Druga teza dotyczy potrzeby koncentrowania wysiłków na sobie i budowaniu wizji własnego życia: Każdy podmiot sytuuje się konkretnie poprzez różne projekty życiowe – uznaje się za transcendencję i ustawia jako transcendencja; spełnia swoją wolność, nieustannie przekraczając ją w drodze ku nowym wolnościom; nie ma dla aktualnej egzystencji innego usprawiedliwienia niż ekspansja ku nieskończenie otwartej przyszłości. (D,25) Jeśli przyjmie się te dwie refleksje jako punkt pozwalający na obserwacje dorastania Simone de Beauvoir, to relacje z każdym z rodziców, projektowanie 3 S. de Beauvoir, Druga płeć, przekład G. Mycielska, M. Leśniewska, Wyd. Jacek Santorski, Warszawa 2003, s. 382. Cytaty z tego wydania oznaczone w tekście (D, numer strony). Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Mieszczańska dystynkcja Simone de Beauvoir 149 małżeństwa jako drogi życiowej dorosłej kobiety, a w nim macierzyństwa, stają się podstawowymi elementami pozwalającymi na zrozumienie rozważań dojrzałej kobiety. Pozwalają także na przyjrzenie się projekcji jej domu rodzinnego z perspektywy wieku dojrzałego. Nie trudno bowiem obliczyć, że Simone, pisząc swój Dziennik, miała lat pięćdziesiąt. Przyglądała się matce, osobie o niezwykłej urodzie i uroku osobistym, ale zatroskanej w życiu codziennym. Nie chciała być taka jak ona, schowana za sztywnym kodeksem mieszczańskiej pani domu, bezosobowej, uzależnionej od męża. Matkę postrzegała jako osobę ważną. Uważała, by swoim zachowaniem nie sprawić jej przykrości: Gdybym ja zachowała się niewłaściwie, moja matka odczułaby to jako wstyd: moja układność była świadectwem jej nieśmiałości. (P, 126) Bardzo zależało jej na pogodnym spojrzeniu matki zatroskanej, traktującej ją jak dziecko: [...] każda wymówka matki, najlżejsze ściągnięcie jej brwi zagrażało mojemu bezpieczeństwu: wydawało mi się, że bez jej aprobaty nie mam prawa istnieć. (P, 52) Początkowo pomysł na życie Simone znajdowała w książkach. Matka spinała szpilkami kartki uznane za gorszące, co stawało się powodem konfliktów Simone z rodzicami. Matka zbladła, przeglądając Noc kurdyjską Jana Ryszarda Blocha. W Wojnie światów Wellsa spięty był cały rozdział. Simone nie mogła znieść nieufności, jaką została otoczona. Lektury stanowiły bardzo ważny punkt odniesienia w kształtowaniu jej światopoglądu. Z czasem odnalazła się w lekturach Barrèsa, Gide’a, Valéry’ego, Claudela. Stwierdziła bowiem: [...] byliśmy ludźmi z tego samego brzegu. Burżuje, jak i ja, czuli się, jak i ja, źle we własnej skórze. (P, 205) Odkryła także, że odrzucając utarte pojęcia, komunały, odwracali się od dawnej mądrości, której bankructwo oglądali. Nie zbudowali jednak innej. Wojna zniszczyła ich błogi spokój. Chcieli patrzeć, nazywając rzeczy po imieniu, od niczego nie odwracając wzroku. A wartość lektur w swoim dojrzewaniu określi tak: Pod jednym względem moje wychowanie wycisnęło na mnie głębokie piętno: mimo lektur byłam nieuświadomiona jak nowo narodzone dziecię. (P, 171) Matka czytała adresowaną do dorastających dziewcząt korespondencję. Kiedy w rozmowie z siostrą Simone odkryła, że to zachowanie dotyczy obu sióstr, wówczas siedemnastoletniej i dziewiętnastoletniej, poprosiła matkę, by przestała cenzurować ich korespondencję. W odpowiedzi usłyszała, że obowiązkiem matki jest czuwać nad ich duszami. Matka jednak przestała otwierać ich listy, co obie siostry zgodnie uznały za zwycięstwo4. Matka, całkowicie uległa w stosunku do męża, w obecności córek, Ludwiki i Simony, potrafiła się unieść. Brakowało jej pewności siebie. Nie należała tak4 Por. S. de Beauvoir, Pamiętnik..., s. 260. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 150 krystyna modrzejewska że do osób wesołych. Ojciec traktował córki zupełnie inaczej. Uważał Simone za osobę dorosłą. Ona zaś wielokrotnie podkreślała, że jego wsparcie, aprobata i sympatia były dla niej bardzo ważne: Kiedy mnie pochwalił, byłam siebie pewna. Przez lata dawał mi tylko pochwały. Kiedy weszłam w wiek niewdzięczny, rozczarowałam go: cenił w kobietach elegancję, urodę. Nie tylko nie ukrywał przede mną swego rozczarowania, ale zaczął okazywać większe niż kiedyś względy mojej siostrze, która była ładniejszym dzieckiem. (P, 119) Jej prawdziwą rywalką była matka. Marzyła o bliskiej zażyłości z ojcem. Stwierdza jednak z goryczą, że nawet w tych rzadkich chwilach, kiedy byli we dwoje sami, rozmawiali tak, jakby i ona z nimi była5. Uwielbienie dla ojca nie przeszkadza jej w dostrzeganiu zasadniczej różnicy w ich poglądach: Wielka odległość dzieliła moje wysoko mierzące ambicje od jego zgryźliwego sceptycyzmu; jego moralność domagała się poszanowania instytucji, jednostki zaś nie miały na tej ziemi nic lepszego do roboty, jak unikać nudy i jak najlepiej używać życia. (P, 200) Nie do zaakceptowania były dla niej poglądy ojca dotyczące kobiet. Czuła się nimi wręcz dotknięta: Stosunek mego ojca do płci pięknej obrażał mnie. Ogólnie biorąc, pustota związków, miłostek, cudzołóstw mieszczańskich była dla mnie obrzydliwa. (P, 201) Ojciec mawiał także, że kobieta jest tym, co z niej zrobi mąż, to on ją powinien kształtować6. Ojciec odczuwał wstyd, że jego córka studiowała, że nie było go stać, by wyposażyć ją w posag, że nie stanowiła dobrej partii, że nie może jej dobrze wydać za mąż. Jej los, los kobiety pracującej, potwierdzał upadek rodziny. Jedynie podjęcie studiów na więcej niż jednym fakultecie uratowałoby pożądany wizerunek rodziny. Simone wyjaśnia tę sytuację następująco: Jeśli zrobię trzy wydziały równocześnie, będę czymś na kształt Inaudi, fenomenem nie podlegającym zwykłym normom; mój los nie będzie już odzwierciedleniem upadku rodziny, ale da się wytłumaczyć dziwną fatalnością specjalnego daru. (P, 191) Zdaniem ojca Simone powinna pracować na państwowej posadzie ze stałą pensją i gwarancją emerytury. Taka wizja przyszłości córki powinna, zdawałoby się, narzucać inny model wychowania, dający gwarancję pewności i swobody w samodzielnym funkcjonowaniu kobiety w społeczeństwie, bez wsparcia męskiego ramienia. Jednak tak się nie działo. Sytuacja ta nie wpłynęła w najmniejszym stopniu na zmianę rodzicielskiej postawy wobec córek, które w codziennym życiu były podporządkowywane temu, co w ich pojęciu wypadało; nie było mowy, żebym mogła sama bez nich wyjść albo uchylić się od rodzinnej pańszczyzny. (P, 186) 5 6 Por. ibidem, s. 119. Por. ibidem, s. 49. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Mieszczańska dystynkcja Simone de Beauvoir 151 Simone starała się sprostać ich oczekiwaniom mimo początkowego sprzeciwu kontestującej nastolatki: Wtłoczyli mnie w postać zdolnej studentki, świetnej uczennicy, mnie, która byłam patetycznym nieistnieniem absolutu! (P, 254) W okresie tym stosunki z rodzicami były napięte. Zarówno członkowie rodziny, jak i przyjaciółki zaskoczeni byli jej zaniedbaniem, milczeniem, niegrzecznym zachowaniem. Rodzice opowiadali znajomym o kłopotach, jakie sprawiała im córka. Był to trudny czas, w którym Simone, potrzebując i oczekując akceptacji dla swojej postawy życiowej, potwierdzenia swojej filozofii i zachowania, nie znajdowała zrozumienia. Rodzice uważali jej zamiłowania i przekonania: za urąganie im, i zdrowemu rozsądkowi, i nacierali, gdzie się dało. Często wzywali w sukurs swoich przyjaciół; biadali chórem nad szarlatanerią współczesnych artystów, snobizmem publiczności, upadkiem Francji i cywilizacji: podczas takich oskarżycielskich przemówień wszystkie spojrzenia kierowały się na mnie. (P, 235) Pod kuratelą rodziców uświadamiała sobie coraz częściej i coraz mocniej swoją od nich zależność. Niesamodzielna finansowo, cały czas wolny spędzała pod kontrolą rodziców, w tym wielogodzinne spotkania rodzinne. Ta sytuacja budziła jej sprzeciw: Ze zgrozą zdałam sobie sprawę z mojej zależności. Nie tylko skazano mnie na wygnanie, ale nie dawano mi możności walki z jałowością mojego losu; moje czyny, gesty, słowa, wszystko było kontrolowane; szpiegowali moje myśli i jednym słowem mogli utrącić projekt, na którym zależało mi najbardziej i nie miałam żadnego odwołania. (P, 221) Przymusowe wizyty, obiady rodzinne, które ciągnęły się bez końca, wizyty u starych, „zmurszałych pań” stanowiły rytuał bardzo trudny do zniesienia dla młodej Simone. Pojawiła się w jej życiu nuda, sprawiając, że życie jej stało się czcze i puste7. Wyzna jednak, że mimo nienawiści do burżuazyjnych przesądów i nawyków pojawiała się tęsknota za wieczorami w czarno-czerwonym gabinecie8. Kiedy usiłowano jej narzucić nieusprawiedliwiony przymus, buntowała się. Nie zgadzała się na prawdy, które nie były odbiciem jakiejś konieczności. Jej zdaniem ludzkie postanowienia zawsze miały w sobie jakąś kapryśną dowolność, nie były dostatecznie ważkie, by uzyskać jej zgodę. Niemniej jednak uświadamiała sobie, że „świat, którego [ją] uczono, rozkładał się harmonijnie wokół stałych współrzędnych i wyraźnie określonych kategorii” (P, 30). Edukacja, samodoskonalenie się, samoświadomość zawierają tajemnicę jej stawania się kobietą. W emocjonalnych relacjach z mężczyznami i w swoich uczuciowych wyborach Beauvoir przez długi czas nie różniła się od swoich rówieśnic. Marzenia o czystym duchowo kochanku konkurowały z erotyzmem dojrzałego mężczyzny. Sama określa swoje doświadczenie i postawę: 7 8 Por. ibidem, s. 230. Por. ibidem, s. 220. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 152 krystyna modrzejewska Teoretycznie oblatana we wszystkich zboczeniach, w rzeczywistości byłam ogromnie pruderyjna. (P, 253) Miała jednak jasną koncepcję relacji, jaka powinna panować między kobietą i mężczyzną w związku małżeńskim. W jej pojęciu wspólnota małżeńska wykluczała poślubienie kogoś odmiennego. Chciałaby poślubić kogoś od niej doskonalszego, kto byłby jednak jej sobowtórem. W jej koncepcji małżeństwa: [...] każde miało wobec drugiego spełniać tę rolę doskonałego świadka, jaką niegdyś przypisywałam Bogu. [...] w mojej wyobraźni powstał obraz wspinaczki, w której mój towarzysz, trochę zwinniejszy i silniejszy ode mnie, będzie mi pomagał wspinać się z progu na próg. (P, 156–157) Taką koncepcję małżeństwa przyjęła z powodu dwóch cech charakteru: chciwości i niecierpliwości. Nie wyobrażała sobie, by mogła kogoś „holować”. Wolałaby wówczas staropanieństwo. Jej zdaniem wspólne życie miało sprzyjać, a nie przeszkadzać jej podstawowemu przedsięwzięciu: przywłaszczaniu sobie świata. Mężczyznom imponowała wykształceniem, erudycją, umiejętnością stawiania na swoim, siłą argumentacji jako atrakcyjna kobieta i równy partner. Szanowała jedynie ludzi myślących9. Uważała, że jest sama, bo każdy jest sam, i że zawsze tak będzie. „Jestem inna”, wielokrotnie podkreślała, widząc w swojej odmienności gwarancję wyższości, którą wszyscy mieli pewnego dnia uznać10. Simone bardzo wcześnie zrozumiała, że nie jest taka jak inni. Cieszyła się, że łączy w sobie „kobiece serce i męski mózg” (P, 309). W jej wyznaniach wyraźnie widać pełną świadomość zarówno zachowań, jak i konsekwencji z nich wynikających: Poczyniłam postępy od epoki, w której wahałam się, czy mogę iść ulicą obok młodego człowieka, beztrosko wyzywałam konwenanse i autorytety. Przemożny urok, jaki miały dla mnie bary i dansingi, pochodził w dużej mierze z tego, że były czymś zakazanym. Moja matka nigdy by się tu nie zgodziła wejść; mój ojciec byłby zgorszony zobaczywszy mnie tu [...]; czułam wielkie zadowolenie, wiedząc, że jestem całkowicie poza prawem. (P, 282) Uświadomiła sobie, że otoczenie najmocniej reaguje na jej niezgodę na przeciętną egzystencję oraz wszelkie próby i wysiłki wydobycia się z niej. Odkrycie to sprawiło, że postanowiła stworzyć sobie z tego program11. I stała się nie tylko kobietą wolną, żyjącą zgodnie z własnymi przekonaniami. Stała się symbolem kobiety wolnej w myślach i czynach. Towarzyszka życiowa Sartre’a, rozpoczęła karierę zawodową jako nauczycielka, by pod koniec okupacji poświęcić się literaturze. Jest autorką kilku powieści, w tym: Zaproszo na (1944), w której kreuje nowy obraz kobiety. Samodzielność myślenia, odwaga podjęcia ryzyka życia ze swojej pracy, bez oczekiwania na wsparcie, na pojawienie się księcia z bajki, charakteryzują model życia kobiety zawarty w refleksji de Beauvoir. Autorka natomiast stanowi najlepszy wzorzec kobiety wyzwolonej, sa9 Por. ibidem, s. 233. Por. ibidem, s. 199. 11 Por. ibidem, s. 269. 10 Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Mieszczańska dystynkcja Simone de Beauvoir 153 modzielnej, niezależnej. Świat słucha jej, czyta jej teksty, opatruje komentarzem i dyskutuje na ich temat. Ona natomiast wypowiada się we wszystkich ważnych kwestiach. Ani małżeństwo, ani macierzyństwo nie stanowiło dla niej wartości, dla której warto byłoby poświęcać wolność. Niekonwencjonalna i bezkompromisowa, spędziła ponad pięćdziesiąt lat z Jeanem Paulem Sartre’em, któremu nie udało się jej przesłonić. Bez wątpienia jest to postać kultowa i ucieleśnienie przemian XX wieku. Nie bała się kochać mężczyzn i kobiet. Interesująca zarówno jako kobieta, jak i pisarka zabierająca często głos w politycznych sporach i filozoficznych dysputach. Autentyczność wypowiedzi sprawiła, że nie zestarzały się, brzmią nadal świeżo mimo zmian norm obyczajowych. Kiedy spotkała Sartre’a, miała zaledwie 21 lat. Wiele wysiłku włożyła, by wejść do kręgu elitarnej grupy akademickiej, w której Sartre prym wodził, okrzyknięty geniuszem. Ona przystojna, ciesząca się powodzeniem u mężczyzn dziewczyna, świetna studentka, on – niechlujny i brzydki. Na pierwszej randce śpiewał jej jazzowe szlagiery i zrobił to, czego najbardziej pragnęła. Rozmawiał z nią o niej, nakazując niejako chronienie tego, co w niej najcenniejsze: zamiłowanie do wolności, miłość życia, wolę pisania. Podziwiała go, ale podziw nie zagrażał jej niezależności. Niewierność i zdrady z czasem stały się udziałem jej i jego. W 1943 roku wniesiono przeciw niej pozew o uwiedzenie uczennicy. Zakazano jej wykładów na uniwersytecie i odebrano patent na uczenie we Francji do końca życia. Jej związek z amerykańskim pisarzem Nelsonem Algrenem trwał trzy lata, a korespondencja siedemnaście. Bez względu na to, z kim dzieliła łoże, uważała, że jej największym życiowym sukcesem jest związek z Sartre’em. On przyznawał wielokrotnie, że jego idee nabierały kształtu pod wpływem rozmów z nią, gdyż była jedyną znaną mu kobietą, która posiadała wiedzę równą jego. Nazywano ją ”Notre Dame de Sartre”, co bardzo jej się podobało. Przed śmiercią Sartre’a zostawiła go dla kobiety, swojej wychowanicy Sylvie le Bon. Sartre był bardzo ważny w jej życiu. Miała tego świadomość od samego początku: Sartre odpowiadał dokładnie pragnieniu moich piętnastu lat: był sobowtórem, w którym odnalazłam podniesione do najwyższej temperatury wszystkie moje obłędy. Z nim zawsze będę mogła wszystko dzielić. Kiedyśmy się żegnali na początku sierpnia, wiedziałam, że już nigdy nie wyjdzie z mego życia. (P, 355) Sartre utrzymywał, że kiedy ma się coś do powiedzenia, wszelkie marnotrawstwo jest zbrodnią: Dzieło sztuki, dzieło literackie było w jego oczach celem absolutnym, miało w sobie swoją rację istnienia, rację istnienia swego twórcy, a być może nawet – nie mówił tego, ale podejrzewam, że jest przekonany o tym – rację istnienia całego wszechświata. (P, 351) Bacznie obserwowała otaczający ją świat, zwłaszcza osaczanie dziewcząt przez mieszczańskie wychowanie. Jej przyjaciółka Zaza była najlepszym na to przykładem, gdyż: Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS 154 krystyna modrzejewska [...] była o wiele mocniej niż ja wtopiona w prawomyślną burżuazję, gdzie wszystkie związki układali rodzice; otóż wszyscy młodzieńcy, którzy się pozwalali biernie ożenić, byli w peszący sposób przeciętni. (P, 286) Zaza była posłuszna i pokorna, podporządkowana bezwzględnie matce. Zapłaciła za to chorobą, która okazała się śmiertelna. Simone de Beauvoir czyniła sobie wyrzuty, że nie potrafiła przyjaciółki uchronić. Wyraźnie widać to w ostatnim zdaniu Pamiętnika: Razem walczyłyśmy z błotnistym losem, jaki na nas czyhał, i długo prześladowała mnie myśl, że zapłaciłam za moją wolność jej śmiercią. (P, 369) Simone de Beauvoir przebyła trudną drogę. Została wychowana w domu pełnym ograniczeń i ksenofobii, przekonywana nieustannie o niższości swojej płci, z czym zgadzało się wiele dziewcząt. Wyraziła to panna Roulin, przekonana, po dwukrotnym niepowodzeniu na egzaminie konkursowym, że kobieta nie ma szans na jego zdanie wcześniej niż za piątym lub szóstym podejściem12. Jednakże właśnie to mieszczańskie wychowanie Simone de Beauvoir potwierdza słuszność tez Bourdieu na temat dystynkcji. Jego zdaniem dążenie do wyróżnienia się nie musi pojawiać się i potwierdzać jako takie, a wszelkie przejawy nietolerancji, jakie wpaja edukacja mieszczańska, okazują się najczęściej wystarczające, by określić zmiany terenu lub obiektu. Zarówno w pracy, jak i w rozrywkach skłaniają do wyboru obiektów, miejsc, praktyk w określonym momencie najrzadszych. Dystyngowani posiedli bowiem przywilej nieobawiania się o swoją dystynkcję. Mogą zaufać, zdaniem Bourdieu, zarówno obiektywnym mechanizmom, które zapewniają im właściwości dystynkcji, jak i też „zmysłowi” dystynkcji, który odsuwa ich od wszystkiego, co „pospolite”13. Zwraca on uwagę na to, że tam, gdzie drobnomieszczaństwo lub mieszczaństwo świeżej daty „przesadza”, zdradzając tym samym swoją niepewność, dystynkcja burżuazji funkcjonuje jako pewien rodzaj ostentacyjnej dyskrecji, umiaru, jako porzucenie wszystkiego, co bije w oczy, wszystkiego, co jest pretensjonalne, i dewaloryzuje się przez samą intencję dystynkcji. Wychowanie mieszczańskie Simone de Beauvoir, tak bardzo przez nią kontestowane, okazało się w jej przypadku wielce dobroczynne. Wyposażając ją bowiem w atuty – sposób mówienia, prezentowania ciała, rozluźnienie w napięciu, swobodę stylu i szyku – pozwoliło jej być modelową kobietą wyzwoloną, niedoścignionym przykładem świadomej i mądrej kobiety, ambitnej i pracowitej, żyjącej zgodnie z zasadami respektującymi w pełni wszystkie potrzeby człowieka i kobiety, wsłuchującej się bardzo uważnie w siebie, przede wszystkim w siebie oraz w otaczających ją ludzi. To mieszczańska dystynkcja sprawiła, że stateczna panienka, wierząc w społeczną rewolucję, wychowywana w mieszczańskim, pełnym ograniczeń otoczeniu, stała się erudytką, myślicielką, obyczajową rewolucjonistką. 12 13 Por. ibidem, s. 307. Por. P. Bourdieu, op. cit., s. 307. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS Mieszczańska dystynkcja Simone de Beauvoir 155 Mieszczańska dystynkcja Simone de Beauvoir także zawiera się w stwierdzeniu bardzo mocno potwierdzającym akceptację hierarchii wartości, w jakiej wzrastała i jaką prezentowali jej rodzice: Moje wychowanie nauczyło mnie, że cnota i kultura są ważniejsze niż majątek: własne upodobania też skłaniały mnie do tego przeświadczenia, zgadzałam się więc pogodnie na skromność naszej sytuacji14. 14 Ibidem, s. 60. Colloquia Anthropologica et Communicativa: Tabu, etykieta, dobre obyczaje, 2009 © for this edition by CNS