twórca 2.4 - Zapisane strony

Transkrypt

twórca 2.4 - Zapisane strony
(S)twórca 2.4
– Nie zbliżaj się! – histeryczną reakcją próbowała zatrzymać mężczyznę, idącego
powoli w jej kierunku. – Ani kroku dalej! – jej wzrok skakał od śladów krwi na butach,
dłoniach do tego, co w tym momencie wydawało się dla niej najgorsze … drwiącego,
szaleńczego uśmiechu na twarzy. Panicznie szukała przedmiotu, zdatnego do wybicia
szyby albo odparcia ataku doktora, który w tym momencie wydawał się jej nieunikniony.
– Niesamowite – powiedział Wojtek nad wyraz spokojnie, spełniając jednocześnie
prośbę przerażonej dziewczyny. Cofnął się o dwa kroki, podnosząc dodatkowo dłonie
w poddańczym geście. – Wybacz, chyba posunąłem się za daleko – dodałem ze szczerym
żalem. – Muszę z tym skończyć.
Tym stwierdzeniem nieświadomie doprowadził dziewczynę do frustracji.
– Gdzie?! Z czym skończyć?! – chaotycznie wyrzucała z siebie Agata krzycząc coraz
głośniej, z nadzieją, że wzbudzi tym samym zainteresowanie sąsiadów. Skoro słyszała
wodę spuszczaną w toaletach, to oni przecież muszą słyszeć jej wrzaski. – Do czego
zmierzasz? – dopytała lekko ściszając głos, zbierając siły do wzywania pomocy.
Pospiesznie analizowała jakim słowem najszybciej przywoła pomoc innych osób.
Mordują? Gwałcą? A może zwykłym: pomocy? Teksty o mordowaniu i gwałceniu mogłyby
zostać odebrane jako żart lub pijacki eksces.
– No tak, znowu źle zacząłem – skwitował mężczyzna drapiąc się palcem po czole,
pozostawiając tym sposobem delikatną smugę krwi. – Zacznijmy od początku.
Teraz zrobię dwa kroki do tyłu i usiądę na podłodze. Dobrze?
– Dobrze – przytaknęła Agata odczuwając pewną ulgę, że powoli odzyskuje
panowanie nad sytuacją. Stojąc i to dwa kroki dalej miała większe szanse na odparcie
ewentualnego zagrożenia. Tak się jej przynajmniej wydawało. W ramach wychowania
fizycznego na uczelni chodziła przez pewien czas na aikido, ale to było dawno, krótko
i nie wierzyła w nabycie umiejętności skutecznej samoobrony. A na pewno nie był
to najlepszy moment do weryfikacji skuteczności trenera. – Usiądź przy samych drzwiach
do pokoju, a najlepiej po drugiej stronie. Na korytarzu! – nakazała zyskując
dodatkowy dystans.
Mężczyzna
potulnie
spełnił
jej
prośbę,
usiadł
na
czerwonym
chodniku
wyścielającym korytarz i przez pewien czas szukał wygodnej pozycji. W tym czasie,
nieco spokojniejsza Agata, cierpliwie czekała na wyjaśnienia. Patrzyła mężczyźnie prosto
w oczy, chcąc wychwycić najdrobniejsze kłamstwo. Pozostawienie jakichkolwiek
wątpliwości
postanowiła
potraktować
jako
definitywny
znak
do
odejścia,
co w jej odczuciu powinno nastąpić jeszcze przed zamknięciem drzwi do mieszkania.
– Dłubałem w nosie – wyznał skruszony doktor, lekko się czerwieniąc.
– Co? – Agata musiała się upewnić, czy dobrze dosłyszała. Tym bardziej, że Wojtek
zakończył swoje wyjaśnienia i patrząc w podłogę czekał na dalszy bieg wydarzeń.
– Po prostu – wydusił z siebie gorliwie gestykulując. –
Wsadziłem palec zbyt
głęboko i ostro zakończonym paznokciem musiałem się skaleczyć. Nawet nie wiesz
jak bardzo się przestraszyłem, jak zobaczyłem, ile krwi wypłynęło. Większość wsiąknęło
w chusteczkę, którą wyrzuciłem do kosza przed blokiem. Ale jak widać są nadal ślady
na butach i dłoniach. Same ręce zaczynałem szorować, gdy usłyszałem wrzaski na klatce
schodowej. Proszę! Mam dowód – dodał entuzjastycznie. – Odchylę lekko głowę do tyłu.
Zerknij w lewą komorę nosa.
To, że od razu odchylił głowę i cierpliwie czekał na obserwację, nie było
dla dziewczyny zaskoczeniem. Zdążyła się przyzwyczaić do jego ekspresyjnego sposobu
bycia. Sama opowieść była na tyle przekonująca, że postanowiła ostrożnie do niego
podejść. Już z pewniej odległości dostrzegła w nosie i tuż pod nim ślady świeżo
zaschniętej krwi.
– Ale skąd ten kot? – dopytywała zbita z tropu. Wcześniej rozważała dwie wersje,
które w żaden sposób nie pasowały do przedstawionego przebiegu wydarzeń.
W pierwszej, sprawcą tego czynu był Wojtek. W drugiej natomiast potknął się o kota
i palcami próbował zmazać z butów jego krew. – Widziałam go dzisiaj w parku i przed
blokiem – kontynuowała zdenerwowanym głosem.
– Normalnie biegał i chował się po krzakach.
– Też go widywałem – powiedział Wojtek wstając w chodnika. Najwyraźniej
przybrana pozycja nie była dla niego najwygodniejsza i przyprawiła o lekki ból
2
kręgosłupa. – Jak wchodziłem do mieszkania niczego nie było na wycieraczce – wystękał
rozmasowując obolałe plecy. – Nie sądzę, żebym tego nie zauważył.
Agata cofnęła się w głąb pokoju i podeszła do okna. Obserwując park składała
w całość wydarzenia minionych dni. Nie zamierzała o niczym więcej mówić Wojtkowi.
Nadal nie ufała mu do końca, chociaż argument za odejściem odpadł. Powiedział jej
w końcu prawdę o całym zajściu. Nie chciała też go nadto obarczać własnymi
problemami. Zazwyczaj sama zawsze musiała się o wszystko starać i wiele
przezwyciężać … a nawet zbyt dużo. Wielokrotnie żaliła się samej sobie, że to musiało
się właśnie jej przytrafić. Zazdrościła innym tego, co nazywała normalnością.
– Jutro pierwszy dzień w pracy – przypomniał Wojtek troskliwym głosem. –
Odpocznij.
Nie odpowiedziała. Przez zamknięte do pokoju drzwi słuchała, jak mężczyzna
wyszedł na klatkę w wiadomym celu. Wolała nie wiedzieć, co zrobił z kotem.
Daleko z nim nie powędrował, ponieważ już po kilku minutach wrócił, by zmyć ślady
na wycieraczce. Nie wiedziała jak długo stała przy oknie. Dostrzegała zachód słońca,
gdy zdecydowała się przygotować ubrania na jutrzejszy dzień. Postanowiła założyć
jedyną białą koszulę z nadzieją, że przyniesie jej szczęście. Pełna obaw przytuliła głowę
do poduszki. Jak na złość wyjątkowo długo musiała czekać na sen. Zdołała nawet
dostrzec
światło
gaszone
w
pokoju
naprzeciwko.
Wolała
nie
sprawdzać,
która to była godzina.
Rano czekały na nią świeże bułki i owinięta w papier kanapka, naszykowana
zapewne do pracy. Obok talerza stał kubek z kawą. Osobiście wolała pić z rana herbatę,
jednak nie zamierzała składać reklamacji.
– Tylko nie oczekuj, że tak będzie codziennie – usłyszała od Wojtka
na przywitanie. Uśmiechał się do niej połykając resztki kanapki, by nie musieć mówić
z pełnymi ustami. – Pospiesz się z ubieraniem – dodał poważnie i stanowczo.
– Podwiozę cię do pracy trochę wcześniej, by zdążyć na zajęcia.
Nie miała nic przeciwko temu. Prawdę mówiąc, nie była również za bardzo
głodna. Oczywiście nie pogardziła bułkami, które zjadła z serem i wędliną.
Najwięcej problemów miała z gorącą kawą. Dopijała ją stojąc przy zlewie i zmywając
naczynia po śniadaniu. Dzięki tym wszystkim zabiegom wystarczył jej kwadrans,
by stanąć na baczność przy drzwiach wyjściowych. Doktor nie ukrywał zdziwienia.
Patrzył na nią z lekkim niedowierzaniem.
3
– Mam nadzieję, że dostaniesz się przynajmniej do budynku o tej godzinie – odparł
wiążąc sznurowadła. – Dochodzi 6.40, czyli około 7 powinniśmy być koło ośrodka.
– Spokojnie – zapewniała go Agata. – Dam sobie radę.
Kurtuazyjnie
podszedł,
aby
otworzyć
drzwi
przed
dziewczyną.
Podziękowała uśmiechem, po czym znieruchomiała przekraczając próg mieszkania.
Odruchowo zatrzymała nogę, nie chcąc stanąć na wycieraczce.
– Spokojnie, nie ma śladu – uspokajał ją Wojtek, który z trudem zatrzymał się tuż
przed jej plecami. – Nie wiem, co trzeba mieć w sobie, aby tak potraktować zwierzę –
dodał ponurym głosem. – Wiem, że w każdym z nas …
– Ale dlaczego zostawili kota pod twoim mieszkaniem? – przerwała Agata wywód
prowadzący zapewne do wilczej natury człowieka. – Przypadek? Komuś podpadłeś?
– Nie mam pojęcia – odpowiedział szczerze mężczyzna. Sam się nad tym długo
zastanawiał. Analizował nawet, kiedy ostatnio oblał jakiegoś studenta lub pokłócił się
z sąsiadem. Nic mu nie przychodziło do głowy. – Chyba jednak przypadek.
Normalnie jechaliby przez miasto. Jednak od kilku miesięcy mieszkańcy mieli
do dyspozycji ring – dwupasmówkę biegnącą przez środek miasta. Co chwilę przejeżdżali
przez ronda, ale dopiero w okolicy urzędu skarbowego trasa zaczęła się lekko korkować.
Tym razem Agata skupiała się głównie na minach przechodniów i kierowców,
z niedowierzaniem spoglądających na wiozącego ich wilka. Na samym parkingu przed
ośrodkiem stały tylko dwa samochody. Sam budynek był otwarty.
Wiedziała do jakiego pokoju ma się udać pierwszego dnia. Asystentkom
przydzielono pomieszczenie na drugim piętrze, złożone z dwóch pokoi. Tam też między
innymi siedziała w trakcie stażu studenckiego. Oprócz tego zaliczyła sekretariat oraz
dział pomocy społecznej. Powoli szła po wyłożonych płytkami schodach mając
świadomość, że wszechobecna cisza wkrótce przeminie. Odniosła wrażenie, że znacznie
spokojniejsza była na samej rozmowie kwalifikacyjnej. Wtedy mniej więcej wiedziała,
co ją czeka. Z kolei po minionym weekendzie wszystko jej się powywracało a w trakcie
samej pracy nie spodziewała się monotonii i powtarzalności. Już nawet imprezy
w akademiku wydawały się jej bardziej przewidywalne.
Idąc wpatrywała się w puste przestrzenie pomiędzy stopniami, przecięte
wspierającym je metalowym filarem. W końcu zdobyła drugie piętro. Na prawo
– szklane drzwi do sekretariatu, na lewo długi korytarz ciągnący się wzdłuż całego
budynku. W tym kierunku właśnie poszła spoglądając na kartki przyklejone do drzwi.
Prawnicy, domy pomocy społecznej, archiwista. O, toaleta! – przypomniała sobie
4
o konieczności odkładania kluczyka na swoje miejsce. I kadry. Tu będzie musiała dzisiaj
podejść, ale trochę później. Kilka drewnianych ławek musiało wystarczyć dla osób
czekających na załatwienie swojej sprawy. Z tego co pamiętała, na tym piętrze nie było
nigdy zbyt wielu kolejek. Pokoje pracowników socjalnych były piętro niżej, zaś
najważniejsze pomieszczenie – czyli kasa, gdzie wypłacano zasiłki, na parterze.
Wiadomo,
że
tam
skupiało
się
główne
zainteresowanie
pomocą
świadczoną
przez ośrodek.
– Cześć, mam na imię Monika – przywitała ją młoda, wysoka kobieta z długimi
blond włosami rozpuszczonymi na plecach. Widząc ją Agata ucieszyła się, że założyła
białą koszulę, która musiała pasować do czarnej sukienki witającej jej osoby.
Była zaskoczona, ponieważ nie widziała jej nigdy wcześniej, ale ona z pewnością musiała
coś wiedzieć na jej temat. Przynajmniej tyle, by nie potraktować Agaty jako
przychodzącej zbyt wcześniej klientki. – Będziemy pracowały razem. Cieszę się,
że jesteś. Nie ukrywam, że wsparcie jest potrzebne – mówiła jak nakręcona. – Na razie
zaplanowano, żebyś współpracowała ze mną. Postaram się jak najwięcej przekazać.
Za kilka dni powinnaś dostać swoje pierwsze rodziny.
Agata podała grzecznie dłoń i usiadła przy biurku czekając na wskazanie miejsca,
gdzie miałaby pracować. Wzrokiem zlokalizowała stolik ze stanowiskiem komputerowym
5
oraz stół w przylegającym pomieszczeniu, gdzie odbywały się narady i toczyły
inne dyskusje.
Cieszył ja fakt, że nie rzucano jej na głęboką wodę. Ani trochę nie spieszyła się
do samodzielności. Najpierw sama musiała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która
z dnia na dzień stawała się coraz bardziej skomplikowana. Za aktualną uznawała
konieczność zorganizowania nowego lokum. Nie traktowała mieszkania doktora za bazę
na dłuższy okres czasu. Przez kilka minut musiała czekać na zakończenie przemówienia
Moniki, która niespodziewanie zastygła z szerokim uśmiechem na twarzy. Zapewne
czekała na odpowiedź na jakieś pytanie, które musiała przed chwilą zadać. Agata sama
nie znała momentu, gdy przestała ją słuchać i wolała nie prosić o powtórzenie.
Przyszło jej do głowy jedno sensowne pytanie. Miała nadzieję, że nie będzie ono
dotyczyło poruszanej przez koleżankę kwestii.
– Gdzie mam siedzieć?
– No, tak! O najważniejszym zapomniałam – „Bingo!” – pomyślała Agata, starając
się tym razem nie uciekać zbyt daleko myślami. – W sumie do końca nie wiadomo.
Działamy głównie w terenie i spotykamy się tutaj zazwyczaj raz w tygodniu.
Dzisiaj będziesz siedziała przy stole w pokoju obok.
Agata usiadła grzecznie przy stole, witając się z asystentkami, które zaczęły
przychodzić do pracy. Poczuła ulgę rozpoznając kilka twarzy i wkrótce pogrążyło
ją zaktualizowanie nowinek przy porannej kawie. Później czekała już na nią Monika
z trzema teczkami w ręku.
– Zapoznaj się na spokojnie z dokumentami – zakomunikowała wręczając teczki. –
Jutro planuję iść w teren. Pojedziemy oczywiście razem. Jak będziesz w sekretariacie
zapytaj o sieciówkę. Nie będziesz dokładała do autobusu.
Analiza akt pozwoliła zapomnieć o jej aktualnych problemach. Nie mając
nic lepszego do roboty czytała dokładnie notatki i sprawozdania. Zwróciła uwagę
na małą dziewczynkę mieszkającą z matką i jej konkubentem. Wiktoria chodziła
do drugiej klasy szkoły podstawowej i głównym problemem rodziny wydawało się
ubóstwo oraz skłonność mężczyzny do nadużywania alkoholu. Agata czuła podskórnie,
że prawdziwy problem będzie tkwił w czymś innym, a mianowicie …
– Masz iść do kadr – Monika brutalnie wyrwała ją z zamyślenia, przyprawiając
o szybsze bicie serca. – Pewnie czekają papierki do podpisania i obiegówka.
Podejrzewam, że najwięcej czasu spędzisz u ABI-ego. Jak ten się rozgada,
to nie ma końca.
6
– Kogo? – Agata nie pamiętała, aby wcześniej zetknęła się z tym stanowiskiem.
– Administrator Bezpieczeństwa Informacji. Chodzi o ochronę danych osobowych.
Spokojnie, dzisiaj powinnaś pozbierać wszystkie pieczątki.
Dzisiaj oznaczało w praktyce kilka godzin, w trakcie których Agata słuchała
o wielu instrukcjach, regulaminach i koniecznych do stosowania zasadach. Starała się jak
najwięcej zakodować, aby uniknąć konieczności późniejszego czytania tego samego.
Niczym studentka chodziła z notesem i długopisem, od pokoju do pokoju, natomiast sam
indeks zastąpiła jej obiegówka. Ożywiła się najbardziej usłyszawszy, że będzie miała
do dyspozycji komputer. Już cieszyła się licząc na rozwiązanie problemu z laptopem,
gdy usłyszała dalszą część komunikatu nie pozostawiającego wątpliwości, że mowa jest
o jednym komputerze stojącym przy stoliku w pokoju asystentek. Pomimo tego musiała
wysłuchać szeregu nakazów i zakazów związanych z użytkowaniem sprzętu. Skrótowo
wymieniła je na kartce, obok szlaczków, domków i bliżej nieokreślonych znaczków
rysowanych długopisem na obrzeżach kartki.
Zmęczona bieganiem po ośrodku usiadła przy stole do narad, gdy usłyszała
znajomy dźwięk w torebce. O ile wcześniej odruchowo sięgała po telefon,
tak po ostatnich wydarzeniach, wiązało się to z niemiłosiernym stresem. Szczególnie,
gdy chodziło o odebranie wiadomości. „Co tym razem?” – pomyślała. Wzięła głębszy
oddech i nacisnęła guzik. Emocje opadły, gdy się przekonała, że to informacja
od doktora. Nie będzie mógł jej zabrać z powrotem, ponieważ dowiedział się
o nieplanowanym wcześniej spotkaniu u dziekana. Odpisała krótkie: „Ok” i schowała
telefon do torebki. Szczęśliwie, do tablicy na ścianie, przyczepiono rozkład jazdy
autobusów. Najbliższy autobus odjeżdżał za 15 minut, dzień pracy zbliżał się do końca,
a koleżanki Moniki nie było widać. Nie były również teczek, które przeglądała przed
pójściem do kadr. Agata domyślała się, że dzisiaj już jej raczej nie zastanie.
W pomieszczeniu obok siedziała tylko jedna kobieta, wystukująca coś nerwowo
na klawiaturze. Intensywne wypieki na twarzy skutecznie zniechęcały do podejścia
do niej bez stanu najwyższej konieczności. Panujący upał sprawił, że kosmyki włosów
przyklejały się jej do spoconego czoła. Co chwilę sięgała do butelki z wodą, trzymaną
z dala od słońca, pod blatem biurka. Założona sukienka z krótkimi, zwiewnymi
ramionkami z pewnością dodawała nieco chłodu, ale nie była to wystarczająca ilość.
Patrząc na nią Agata uświadomiła sobie, że sama niedługo tak będzie wyglądać.
To był idealny obraz zadaniowego czasu pracy, gdzie nadchodząca 15.30 nie oznaczała
końca dnia pracy, zaś 8 godzin dziennie i 5 dni w tygodniu stawało się teorią.
7
Przez chwilę miała ochotę podejść i zerknąć, co też tak ją zaabsorbowało. Przypomniała
sobie jednak o autobusie oraz fakcie, że sama nie posiadała żadnej sukienki, która
nadawałaby się do założenia do pracy. Postanowiła naruszyć posiadane oszczędności
licząc się z tym, że może to się wiązać z przedłużeniem pobytu u doktora. Przy okazji
zrobi w końcu zakupy do jego mieszkania, co powinna uczynić już w sobotę, a może
nawet w niedzielę. Nic nie stało na przeszkodzie wyprawie do centrum handlowego.
W autobusie widziała wiele znajomych twarzy, przede wszystkim spośród
pracowników ośrodka. Celowo wbiła wzrok w szybę udając, że ich nie dostrzega.
Pomimo tego czuła się osaczona i marzyła o tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu.
Sytuację chwilowo uratowała przesiadka na ulicy Jaracza. W kolejnym autobusie
nie widziała już współpracowników. Panujący ścisk i upał nie czynił jednak podróży zbyt
komfortowej. Walczyła z myślą, aby nie wysiąść na następnym przystanku i nie pokonać
dalszej drogi piechotą. Powstrzymała ją perspektywa, że musi jeszcze wypłacić
pieniądze z bankomatu i pójść na zakupy. Dawno nie kupowała eleganckich ubrań
i nie miała pojęcia, jak długo zajmie jej wybieranie właściwej sukienki. Na samą myśl
o
przymierzaniu
niezliczonej
ilości
ubrań,
w
ciasnej
przebieralni,
dostawała
gęsiej skórki.
Wychodząc z autobusu niemal nie wpadła na starszą panią z pudlem trzymanym
na rękach. Nie miała wątpliwości, że to była ta sama osoba, którą spotkała przed
wejściem do parku. Miała na sobie tą samą, mocno wysłużoną granatową suknię,
zdobioną w wyblakłe kwiaty. Głowę przykrywał słomkowy kapelusz. Tym razem Agata
nie
zamierzała
Półgębkiem
się
uśmiechnęła
z
nią
się
i
witać,
dobrze
zamierzała
pamiętając
skręcić
w
jej
kierunku
zachowanie.
hali
targowej,
gdzie zamierzała zrobić niezbędne zakupy do mieszkania i przy okazji zaopatrzyć się
w gotówkę w pobliskim bankomacie. Wówczas starsza pani niespodziewanie pierwsza się
do niej odezwała.
– Czy lubisz koty? – zapytała nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
Pytanie dosłownie zamurowało Agatę. Po kilku sekundach, wydających się
wiecznością, zdobyła się jedynie na wyduszenie z siebie jednego słowa.
– Słucham? – łudziła się, że się przesłyszała, a może pytanie nie było skierowanie
do niej.
– Ja ich nienawidzę – wycedziła kobieta mocno zaciskając resztki posiadanych
zębów. – Koty denerwują Pimpusia – dodała drapiąc pieszczotliwie pudla za uchem.
8
a) Agata nie była w stanie nic więcej powiedzieć. W ostatniej chwili odskoczyła na bok,
uciekając przed pomarszczoną dłonią kobiety, którą chciała ją chwycić za rękaw.
– Czy lubisz koty?! – domagała się odpowiedzi.
Najpierw szła szybkim tempem, a potem zaczęła biec w kierunku klatki
schodowej. Co chwilę odwracała się, by się upewnić, że kobieta nie idzie za nią.
Nie wierzyła w to, aby mogła za nią pobiec. Gdy przypomniała sobie o trzymanym przez
nią pudlu przyspieszyła jeszcze bardziej. Marzyła wyłącznie o tym, by znaleźć się
jak najszybciej w pokoju. Miała dosyć nie zamawianych atrakcji i coraz bardziej
doceniała gest doktora. Udostępniony jej pokój stał się jedynym miejscem, w którym
czuła się bezpiecznie. Zdobywając kolejne stopnie miała nawet ochotę, by rzucić mu się
na szyję i podziękować za to wszystko. Poczuła, że razem z nim może jej się udać
poukładać dotychczasową mozaikę życia, której kawałki sama próbowała skleić w całość,
przy czym za klej służyły jej głównie łzy i wyrzeczenia.
b) Agata bąknęła coś pod nosem i pospiesznie odeszła od kobiety, która nie była
zadowolona tym faktem.
– Czy lubisz koty?! – wrzeszczała w jej kierunku.
Zatrzymała się dopiero w momencie, gdy znajdowała się przy szczycie budynku.
Udała, że skręca w kierunku hali targowej. Po chwili czmychnęła w krzaki rosnące przed
blokiem, by móc obserwować kobietę. Tamta odwróciła się i zaczęła iść w przeciwległym
kierunku. Ciągnęła za sobą pudla, bezskutecznie próbującego zaznaczyć mijany teren.
Jak tylko stanął na chwilę, smycz od razu się naciągała i bezlitośnie był ciągnięty
po chodniku.
Agata musiała dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Całkowicie zapomniała
o zakupach i zbliżającej się porze obiadowej. Najważniejsze dla niej było ustalenie,
gdzie mieszka ta szalona kobieta i co też jeszcze wyczyni po drodze. Czy zaczepi jeszcze
kogoś? Nie wyglądała na duszę towarzystwa. Jeżeli tekst o kocie skieruje wyłącznie
do niej, to jej udział w zabiciu zwierzęcia wydawał się bezdyskusyjny. Nie zamierzała
jej tego odpuścić. Następnym zaplanowanym działaniem było wezwanie policji.
Nie chodziło jedynie o kota, ale pozostawienie martwego zwierzęcia pod jej drzwiami.
Dzisiaj do tego doszło nachodzenie i zagadywanie na temat tego zwierzęcia.
Nie zamierzała bierne czekać na kolejny krok kobiety.
9

Podobne dokumenty