twórca 2.4 - Zapisane strony
Transkrypt
twórca 2.4 - Zapisane strony
(S)twórca 2.4 – Nie zbliżaj się! – histeryczną reakcją próbowała zatrzymać mężczyznę, idącego powoli w jej kierunku. – Ani kroku dalej! – jej wzrok skakał od śladów krwi na butach, dłoniach do tego, co w tym momencie wydawało się dla niej najgorsze … drwiącego, szaleńczego uśmiechu na twarzy. Panicznie szukała przedmiotu, zdatnego do wybicia szyby albo odparcia ataku doktora, który w tym momencie wydawał się jej nieunikniony. – Niesamowite – powiedział Wojtek nad wyraz spokojnie, spełniając jednocześnie prośbę przerażonej dziewczyny. Cofnął się o dwa kroki, podnosząc dodatkowo dłonie w poddańczym geście. – Wybacz, chyba posunąłem się za daleko – dodałem ze szczerym żalem. – Muszę z tym skończyć. Tym stwierdzeniem nieświadomie doprowadził dziewczynę do frustracji. – Gdzie?! Z czym skończyć?! – chaotycznie wyrzucała z siebie Agata krzycząc coraz głośniej, z nadzieją, że wzbudzi tym samym zainteresowanie sąsiadów. Skoro słyszała wodę spuszczaną w toaletach, to oni przecież muszą słyszeć jej wrzaski. – Do czego zmierzasz? – dopytała lekko ściszając głos, zbierając siły do wzywania pomocy. Pospiesznie analizowała jakim słowem najszybciej przywoła pomoc innych osób. Mordują? Gwałcą? A może zwykłym: pomocy? Teksty o mordowaniu i gwałceniu mogłyby zostać odebrane jako żart lub pijacki eksces. – No tak, znowu źle zacząłem – skwitował mężczyzna drapiąc się palcem po czole, pozostawiając tym sposobem delikatną smugę krwi. – Zacznijmy od początku. Teraz zrobię dwa kroki do tyłu i usiądę na podłodze. Dobrze? – Dobrze – przytaknęła Agata odczuwając pewną ulgę, że powoli odzyskuje panowanie nad sytuacją. Stojąc i to dwa kroki dalej miała większe szanse na odparcie ewentualnego zagrożenia. Tak się jej przynajmniej wydawało. W ramach wychowania fizycznego na uczelni chodziła przez pewien czas na aikido, ale to było dawno, krótko i nie wierzyła w nabycie umiejętności skutecznej samoobrony. A na pewno nie był to najlepszy moment do weryfikacji skuteczności trenera. – Usiądź przy samych drzwiach do pokoju, a najlepiej po drugiej stronie. Na korytarzu! – nakazała zyskując dodatkowy dystans. Mężczyzna potulnie spełnił jej prośbę, usiadł na czerwonym chodniku wyścielającym korytarz i przez pewien czas szukał wygodnej pozycji. W tym czasie, nieco spokojniejsza Agata, cierpliwie czekała na wyjaśnienia. Patrzyła mężczyźnie prosto w oczy, chcąc wychwycić najdrobniejsze kłamstwo. Pozostawienie jakichkolwiek wątpliwości postanowiła potraktować jako definitywny znak do odejścia, co w jej odczuciu powinno nastąpić jeszcze przed zamknięciem drzwi do mieszkania. – Dłubałem w nosie – wyznał skruszony doktor, lekko się czerwieniąc. – Co? – Agata musiała się upewnić, czy dobrze dosłyszała. Tym bardziej, że Wojtek zakończył swoje wyjaśnienia i patrząc w podłogę czekał na dalszy bieg wydarzeń. – Po prostu – wydusił z siebie gorliwie gestykulując. – Wsadziłem palec zbyt głęboko i ostro zakończonym paznokciem musiałem się skaleczyć. Nawet nie wiesz jak bardzo się przestraszyłem, jak zobaczyłem, ile krwi wypłynęło. Większość wsiąknęło w chusteczkę, którą wyrzuciłem do kosza przed blokiem. Ale jak widać są nadal ślady na butach i dłoniach. Same ręce zaczynałem szorować, gdy usłyszałem wrzaski na klatce schodowej. Proszę! Mam dowód – dodał entuzjastycznie. – Odchylę lekko głowę do tyłu. Zerknij w lewą komorę nosa. To, że od razu odchylił głowę i cierpliwie czekał na obserwację, nie było dla dziewczyny zaskoczeniem. Zdążyła się przyzwyczaić do jego ekspresyjnego sposobu bycia. Sama opowieść była na tyle przekonująca, że postanowiła ostrożnie do niego podejść. Już z pewniej odległości dostrzegła w nosie i tuż pod nim ślady świeżo zaschniętej krwi. – Ale skąd ten kot? – dopytywała zbita z tropu. Wcześniej rozważała dwie wersje, które w żaden sposób nie pasowały do przedstawionego przebiegu wydarzeń. W pierwszej, sprawcą tego czynu był Wojtek. W drugiej natomiast potknął się o kota i palcami próbował zmazać z butów jego krew. – Widziałam go dzisiaj w parku i przed blokiem – kontynuowała zdenerwowanym głosem. – Normalnie biegał i chował się po krzakach. – Też go widywałem – powiedział Wojtek wstając w chodnika. Najwyraźniej przybrana pozycja nie była dla niego najwygodniejsza i przyprawiła o lekki ból 2 kręgosłupa. – Jak wchodziłem do mieszkania niczego nie było na wycieraczce – wystękał rozmasowując obolałe plecy. – Nie sądzę, żebym tego nie zauważył. Agata cofnęła się w głąb pokoju i podeszła do okna. Obserwując park składała w całość wydarzenia minionych dni. Nie zamierzała o niczym więcej mówić Wojtkowi. Nadal nie ufała mu do końca, chociaż argument za odejściem odpadł. Powiedział jej w końcu prawdę o całym zajściu. Nie chciała też go nadto obarczać własnymi problemami. Zazwyczaj sama zawsze musiała się o wszystko starać i wiele przezwyciężać … a nawet zbyt dużo. Wielokrotnie żaliła się samej sobie, że to musiało się właśnie jej przytrafić. Zazdrościła innym tego, co nazywała normalnością. – Jutro pierwszy dzień w pracy – przypomniał Wojtek troskliwym głosem. – Odpocznij. Nie odpowiedziała. Przez zamknięte do pokoju drzwi słuchała, jak mężczyzna wyszedł na klatkę w wiadomym celu. Wolała nie wiedzieć, co zrobił z kotem. Daleko z nim nie powędrował, ponieważ już po kilku minutach wrócił, by zmyć ślady na wycieraczce. Nie wiedziała jak długo stała przy oknie. Dostrzegała zachód słońca, gdy zdecydowała się przygotować ubrania na jutrzejszy dzień. Postanowiła założyć jedyną białą koszulę z nadzieją, że przyniesie jej szczęście. Pełna obaw przytuliła głowę do poduszki. Jak na złość wyjątkowo długo musiała czekać na sen. Zdołała nawet dostrzec światło gaszone w pokoju naprzeciwko. Wolała nie sprawdzać, która to była godzina. Rano czekały na nią świeże bułki i owinięta w papier kanapka, naszykowana zapewne do pracy. Obok talerza stał kubek z kawą. Osobiście wolała pić z rana herbatę, jednak nie zamierzała składać reklamacji. – Tylko nie oczekuj, że tak będzie codziennie – usłyszała od Wojtka na przywitanie. Uśmiechał się do niej połykając resztki kanapki, by nie musieć mówić z pełnymi ustami. – Pospiesz się z ubieraniem – dodał poważnie i stanowczo. – Podwiozę cię do pracy trochę wcześniej, by zdążyć na zajęcia. Nie miała nic przeciwko temu. Prawdę mówiąc, nie była również za bardzo głodna. Oczywiście nie pogardziła bułkami, które zjadła z serem i wędliną. Najwięcej problemów miała z gorącą kawą. Dopijała ją stojąc przy zlewie i zmywając naczynia po śniadaniu. Dzięki tym wszystkim zabiegom wystarczył jej kwadrans, by stanąć na baczność przy drzwiach wyjściowych. Doktor nie ukrywał zdziwienia. Patrzył na nią z lekkim niedowierzaniem. 3 – Mam nadzieję, że dostaniesz się przynajmniej do budynku o tej godzinie – odparł wiążąc sznurowadła. – Dochodzi 6.40, czyli około 7 powinniśmy być koło ośrodka. – Spokojnie – zapewniała go Agata. – Dam sobie radę. Kurtuazyjnie podszedł, aby otworzyć drzwi przed dziewczyną. Podziękowała uśmiechem, po czym znieruchomiała przekraczając próg mieszkania. Odruchowo zatrzymała nogę, nie chcąc stanąć na wycieraczce. – Spokojnie, nie ma śladu – uspokajał ją Wojtek, który z trudem zatrzymał się tuż przed jej plecami. – Nie wiem, co trzeba mieć w sobie, aby tak potraktować zwierzę – dodał ponurym głosem. – Wiem, że w każdym z nas … – Ale dlaczego zostawili kota pod twoim mieszkaniem? – przerwała Agata wywód prowadzący zapewne do wilczej natury człowieka. – Przypadek? Komuś podpadłeś? – Nie mam pojęcia – odpowiedział szczerze mężczyzna. Sam się nad tym długo zastanawiał. Analizował nawet, kiedy ostatnio oblał jakiegoś studenta lub pokłócił się z sąsiadem. Nic mu nie przychodziło do głowy. – Chyba jednak przypadek. Normalnie jechaliby przez miasto. Jednak od kilku miesięcy mieszkańcy mieli do dyspozycji ring – dwupasmówkę biegnącą przez środek miasta. Co chwilę przejeżdżali przez ronda, ale dopiero w okolicy urzędu skarbowego trasa zaczęła się lekko korkować. Tym razem Agata skupiała się głównie na minach przechodniów i kierowców, z niedowierzaniem spoglądających na wiozącego ich wilka. Na samym parkingu przed ośrodkiem stały tylko dwa samochody. Sam budynek był otwarty. Wiedziała do jakiego pokoju ma się udać pierwszego dnia. Asystentkom przydzielono pomieszczenie na drugim piętrze, złożone z dwóch pokoi. Tam też między innymi siedziała w trakcie stażu studenckiego. Oprócz tego zaliczyła sekretariat oraz dział pomocy społecznej. Powoli szła po wyłożonych płytkami schodach mając świadomość, że wszechobecna cisza wkrótce przeminie. Odniosła wrażenie, że znacznie spokojniejsza była na samej rozmowie kwalifikacyjnej. Wtedy mniej więcej wiedziała, co ją czeka. Z kolei po minionym weekendzie wszystko jej się powywracało a w trakcie samej pracy nie spodziewała się monotonii i powtarzalności. Już nawet imprezy w akademiku wydawały się jej bardziej przewidywalne. Idąc wpatrywała się w puste przestrzenie pomiędzy stopniami, przecięte wspierającym je metalowym filarem. W końcu zdobyła drugie piętro. Na prawo – szklane drzwi do sekretariatu, na lewo długi korytarz ciągnący się wzdłuż całego budynku. W tym kierunku właśnie poszła spoglądając na kartki przyklejone do drzwi. Prawnicy, domy pomocy społecznej, archiwista. O, toaleta! – przypomniała sobie 4 o konieczności odkładania kluczyka na swoje miejsce. I kadry. Tu będzie musiała dzisiaj podejść, ale trochę później. Kilka drewnianych ławek musiało wystarczyć dla osób czekających na załatwienie swojej sprawy. Z tego co pamiętała, na tym piętrze nie było nigdy zbyt wielu kolejek. Pokoje pracowników socjalnych były piętro niżej, zaś najważniejsze pomieszczenie – czyli kasa, gdzie wypłacano zasiłki, na parterze. Wiadomo, że tam skupiało się główne zainteresowanie pomocą świadczoną przez ośrodek. – Cześć, mam na imię Monika – przywitała ją młoda, wysoka kobieta z długimi blond włosami rozpuszczonymi na plecach. Widząc ją Agata ucieszyła się, że założyła białą koszulę, która musiała pasować do czarnej sukienki witającej jej osoby. Była zaskoczona, ponieważ nie widziała jej nigdy wcześniej, ale ona z pewnością musiała coś wiedzieć na jej temat. Przynajmniej tyle, by nie potraktować Agaty jako przychodzącej zbyt wcześniej klientki. – Będziemy pracowały razem. Cieszę się, że jesteś. Nie ukrywam, że wsparcie jest potrzebne – mówiła jak nakręcona. – Na razie zaplanowano, żebyś współpracowała ze mną. Postaram się jak najwięcej przekazać. Za kilka dni powinnaś dostać swoje pierwsze rodziny. Agata podała grzecznie dłoń i usiadła przy biurku czekając na wskazanie miejsca, gdzie miałaby pracować. Wzrokiem zlokalizowała stolik ze stanowiskiem komputerowym 5 oraz stół w przylegającym pomieszczeniu, gdzie odbywały się narady i toczyły inne dyskusje. Cieszył ja fakt, że nie rzucano jej na głęboką wodę. Ani trochę nie spieszyła się do samodzielności. Najpierw sama musiała się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która z dnia na dzień stawała się coraz bardziej skomplikowana. Za aktualną uznawała konieczność zorganizowania nowego lokum. Nie traktowała mieszkania doktora za bazę na dłuższy okres czasu. Przez kilka minut musiała czekać na zakończenie przemówienia Moniki, która niespodziewanie zastygła z szerokim uśmiechem na twarzy. Zapewne czekała na odpowiedź na jakieś pytanie, które musiała przed chwilą zadać. Agata sama nie znała momentu, gdy przestała ją słuchać i wolała nie prosić o powtórzenie. Przyszło jej do głowy jedno sensowne pytanie. Miała nadzieję, że nie będzie ono dotyczyło poruszanej przez koleżankę kwestii. – Gdzie mam siedzieć? – No, tak! O najważniejszym zapomniałam – „Bingo!” – pomyślała Agata, starając się tym razem nie uciekać zbyt daleko myślami. – W sumie do końca nie wiadomo. Działamy głównie w terenie i spotykamy się tutaj zazwyczaj raz w tygodniu. Dzisiaj będziesz siedziała przy stole w pokoju obok. Agata usiadła grzecznie przy stole, witając się z asystentkami, które zaczęły przychodzić do pracy. Poczuła ulgę rozpoznając kilka twarzy i wkrótce pogrążyło ją zaktualizowanie nowinek przy porannej kawie. Później czekała już na nią Monika z trzema teczkami w ręku. – Zapoznaj się na spokojnie z dokumentami – zakomunikowała wręczając teczki. – Jutro planuję iść w teren. Pojedziemy oczywiście razem. Jak będziesz w sekretariacie zapytaj o sieciówkę. Nie będziesz dokładała do autobusu. Analiza akt pozwoliła zapomnieć o jej aktualnych problemach. Nie mając nic lepszego do roboty czytała dokładnie notatki i sprawozdania. Zwróciła uwagę na małą dziewczynkę mieszkającą z matką i jej konkubentem. Wiktoria chodziła do drugiej klasy szkoły podstawowej i głównym problemem rodziny wydawało się ubóstwo oraz skłonność mężczyzny do nadużywania alkoholu. Agata czuła podskórnie, że prawdziwy problem będzie tkwił w czymś innym, a mianowicie … – Masz iść do kadr – Monika brutalnie wyrwała ją z zamyślenia, przyprawiając o szybsze bicie serca. – Pewnie czekają papierki do podpisania i obiegówka. Podejrzewam, że najwięcej czasu spędzisz u ABI-ego. Jak ten się rozgada, to nie ma końca. 6 – Kogo? – Agata nie pamiętała, aby wcześniej zetknęła się z tym stanowiskiem. – Administrator Bezpieczeństwa Informacji. Chodzi o ochronę danych osobowych. Spokojnie, dzisiaj powinnaś pozbierać wszystkie pieczątki. Dzisiaj oznaczało w praktyce kilka godzin, w trakcie których Agata słuchała o wielu instrukcjach, regulaminach i koniecznych do stosowania zasadach. Starała się jak najwięcej zakodować, aby uniknąć konieczności późniejszego czytania tego samego. Niczym studentka chodziła z notesem i długopisem, od pokoju do pokoju, natomiast sam indeks zastąpiła jej obiegówka. Ożywiła się najbardziej usłyszawszy, że będzie miała do dyspozycji komputer. Już cieszyła się licząc na rozwiązanie problemu z laptopem, gdy usłyszała dalszą część komunikatu nie pozostawiającego wątpliwości, że mowa jest o jednym komputerze stojącym przy stoliku w pokoju asystentek. Pomimo tego musiała wysłuchać szeregu nakazów i zakazów związanych z użytkowaniem sprzętu. Skrótowo wymieniła je na kartce, obok szlaczków, domków i bliżej nieokreślonych znaczków rysowanych długopisem na obrzeżach kartki. Zmęczona bieganiem po ośrodku usiadła przy stole do narad, gdy usłyszała znajomy dźwięk w torebce. O ile wcześniej odruchowo sięgała po telefon, tak po ostatnich wydarzeniach, wiązało się to z niemiłosiernym stresem. Szczególnie, gdy chodziło o odebranie wiadomości. „Co tym razem?” – pomyślała. Wzięła głębszy oddech i nacisnęła guzik. Emocje opadły, gdy się przekonała, że to informacja od doktora. Nie będzie mógł jej zabrać z powrotem, ponieważ dowiedział się o nieplanowanym wcześniej spotkaniu u dziekana. Odpisała krótkie: „Ok” i schowała telefon do torebki. Szczęśliwie, do tablicy na ścianie, przyczepiono rozkład jazdy autobusów. Najbliższy autobus odjeżdżał za 15 minut, dzień pracy zbliżał się do końca, a koleżanki Moniki nie było widać. Nie były również teczek, które przeglądała przed pójściem do kadr. Agata domyślała się, że dzisiaj już jej raczej nie zastanie. W pomieszczeniu obok siedziała tylko jedna kobieta, wystukująca coś nerwowo na klawiaturze. Intensywne wypieki na twarzy skutecznie zniechęcały do podejścia do niej bez stanu najwyższej konieczności. Panujący upał sprawił, że kosmyki włosów przyklejały się jej do spoconego czoła. Co chwilę sięgała do butelki z wodą, trzymaną z dala od słońca, pod blatem biurka. Założona sukienka z krótkimi, zwiewnymi ramionkami z pewnością dodawała nieco chłodu, ale nie była to wystarczająca ilość. Patrząc na nią Agata uświadomiła sobie, że sama niedługo tak będzie wyglądać. To był idealny obraz zadaniowego czasu pracy, gdzie nadchodząca 15.30 nie oznaczała końca dnia pracy, zaś 8 godzin dziennie i 5 dni w tygodniu stawało się teorią. 7 Przez chwilę miała ochotę podejść i zerknąć, co też tak ją zaabsorbowało. Przypomniała sobie jednak o autobusie oraz fakcie, że sama nie posiadała żadnej sukienki, która nadawałaby się do założenia do pracy. Postanowiła naruszyć posiadane oszczędności licząc się z tym, że może to się wiązać z przedłużeniem pobytu u doktora. Przy okazji zrobi w końcu zakupy do jego mieszkania, co powinna uczynić już w sobotę, a może nawet w niedzielę. Nic nie stało na przeszkodzie wyprawie do centrum handlowego. W autobusie widziała wiele znajomych twarzy, przede wszystkim spośród pracowników ośrodka. Celowo wbiła wzrok w szybę udając, że ich nie dostrzega. Pomimo tego czuła się osaczona i marzyła o tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Sytuację chwilowo uratowała przesiadka na ulicy Jaracza. W kolejnym autobusie nie widziała już współpracowników. Panujący ścisk i upał nie czynił jednak podróży zbyt komfortowej. Walczyła z myślą, aby nie wysiąść na następnym przystanku i nie pokonać dalszej drogi piechotą. Powstrzymała ją perspektywa, że musi jeszcze wypłacić pieniądze z bankomatu i pójść na zakupy. Dawno nie kupowała eleganckich ubrań i nie miała pojęcia, jak długo zajmie jej wybieranie właściwej sukienki. Na samą myśl o przymierzaniu niezliczonej ilości ubrań, w ciasnej przebieralni, dostawała gęsiej skórki. Wychodząc z autobusu niemal nie wpadła na starszą panią z pudlem trzymanym na rękach. Nie miała wątpliwości, że to była ta sama osoba, którą spotkała przed wejściem do parku. Miała na sobie tą samą, mocno wysłużoną granatową suknię, zdobioną w wyblakłe kwiaty. Głowę przykrywał słomkowy kapelusz. Tym razem Agata nie zamierzała Półgębkiem się uśmiechnęła z nią się i witać, dobrze zamierzała pamiętając skręcić w jej kierunku zachowanie. hali targowej, gdzie zamierzała zrobić niezbędne zakupy do mieszkania i przy okazji zaopatrzyć się w gotówkę w pobliskim bankomacie. Wówczas starsza pani niespodziewanie pierwsza się do niej odezwała. – Czy lubisz koty? – zapytała nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Pytanie dosłownie zamurowało Agatę. Po kilku sekundach, wydających się wiecznością, zdobyła się jedynie na wyduszenie z siebie jednego słowa. – Słucham? – łudziła się, że się przesłyszała, a może pytanie nie było skierowanie do niej. – Ja ich nienawidzę – wycedziła kobieta mocno zaciskając resztki posiadanych zębów. – Koty denerwują Pimpusia – dodała drapiąc pieszczotliwie pudla za uchem. 8 a) Agata nie była w stanie nic więcej powiedzieć. W ostatniej chwili odskoczyła na bok, uciekając przed pomarszczoną dłonią kobiety, którą chciała ją chwycić za rękaw. – Czy lubisz koty?! – domagała się odpowiedzi. Najpierw szła szybkim tempem, a potem zaczęła biec w kierunku klatki schodowej. Co chwilę odwracała się, by się upewnić, że kobieta nie idzie za nią. Nie wierzyła w to, aby mogła za nią pobiec. Gdy przypomniała sobie o trzymanym przez nią pudlu przyspieszyła jeszcze bardziej. Marzyła wyłącznie o tym, by znaleźć się jak najszybciej w pokoju. Miała dosyć nie zamawianych atrakcji i coraz bardziej doceniała gest doktora. Udostępniony jej pokój stał się jedynym miejscem, w którym czuła się bezpiecznie. Zdobywając kolejne stopnie miała nawet ochotę, by rzucić mu się na szyję i podziękować za to wszystko. Poczuła, że razem z nim może jej się udać poukładać dotychczasową mozaikę życia, której kawałki sama próbowała skleić w całość, przy czym za klej służyły jej głównie łzy i wyrzeczenia. b) Agata bąknęła coś pod nosem i pospiesznie odeszła od kobiety, która nie była zadowolona tym faktem. – Czy lubisz koty?! – wrzeszczała w jej kierunku. Zatrzymała się dopiero w momencie, gdy znajdowała się przy szczycie budynku. Udała, że skręca w kierunku hali targowej. Po chwili czmychnęła w krzaki rosnące przed blokiem, by móc obserwować kobietę. Tamta odwróciła się i zaczęła iść w przeciwległym kierunku. Ciągnęła za sobą pudla, bezskutecznie próbującego zaznaczyć mijany teren. Jak tylko stanął na chwilę, smycz od razu się naciągała i bezlitośnie był ciągnięty po chodniku. Agata musiała dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Całkowicie zapomniała o zakupach i zbliżającej się porze obiadowej. Najważniejsze dla niej było ustalenie, gdzie mieszka ta szalona kobieta i co też jeszcze wyczyni po drodze. Czy zaczepi jeszcze kogoś? Nie wyglądała na duszę towarzystwa. Jeżeli tekst o kocie skieruje wyłącznie do niej, to jej udział w zabiciu zwierzęcia wydawał się bezdyskusyjny. Nie zamierzała jej tego odpuścić. Następnym zaplanowanym działaniem było wezwanie policji. Nie chodziło jedynie o kota, ale pozostawienie martwego zwierzęcia pod jej drzwiami. Dzisiaj do tego doszło nachodzenie i zagadywanie na temat tego zwierzęcia. Nie zamierzała bierne czekać na kolejny krok kobiety. 9