Złote oko Lu ciąży

Transkrypt

Złote oko Lu ciąży
Złote oko Lu ... ciąży
Wpisał RapidFire
Niedziela, 22 Luty 2009 18:01
Oj, działo się, działo ... Nauczeni doświadczeniem zapakowaliśmy kajaki dopiero rano, bo to
przecież nigdy nie wiadomo ile osób się odliczy. Jest pewna zasadnicza różnica pomiędzy
teorią a praktyką. Plany pokrzyżował nam również spływ na Brdzie, ludziom trzeba pomagać,
więc część sprzętu pojechała do Bydgoszczy i nagle zrobił się mały problem. Wiadomo jednak,
że dobry kajakarz popłynie nawet na dętce od Kamaza, toteż jako rasowi dżentelmeni
wyposażyliśmy Wiolę w szklaka. Pomysł przedni, trzeszczało toto na progach i zwałkach, ale
szara taśma nie była w użytku. Oprócz szklaka mieliśmy ze sobą kilka równie egzotycznych
przedmiotów: szpadel, siekierę, suche drewno na ognisko oraz masę jadła i napoju. Im zimniej,
tym więcej energii zabieramy ze sobą. Elegancki wóz przygotowany na każdą pogodę - z tyłu
zimówki, z przodu letnie - dowiózł nas w kontrolowanym poślizgu na miejsce kaźni. Z poślizgu
wynika nauka - na przyszły raz założymy opony na skos, może siły się zrównoważą, a może i
nie... Jest ryzyko, jest zabawa. Były dwie opcje trasy: Rozprza - Kłudzice i dłuższa Rozprza Włodzimierzów. Jakoś tak się ułożyło, że wybraliśmy dłuższą.
Miejsce: Rozprza - Włodzimierzów
Rzeka: Luciąża Obecni: AA, DC, ŁR, RP, WB
Czas: 21 luty 2009
Nie żałowaliśmy swojej decyzji, szkoda przecież marnować tak piękną sobotę na aktywne
oglądanie serialu w telewizji, rzeka swoją zmiennością nagrodziła nasz wybór.
Luciąża na przepłyniętym przez nas odcinku to jakby dwie różne rzeki: odcinek od Rozprzy do
Kłudzic w większości uregulowany, najeżony różnej maści progami i jazami, dalej od Kłudzic do
Włodzimierzowa ( a nawet do ujścia ) rzeka wpływa w lasy i odzyskuje naturalny charakter,
meandruje, pojawiają się wysokie piaszczyste skarpy oraz kilka zwałek, niezbyt wymagających
lecz wrednych. Profesjonalny, prezesowski kilometraż odcinka niebawem zostanie
opublikowany, temat jeszcze ciepły, więc niniejszy tekst jest tylko luźną impresją. Mówiąc po
polsku: konkretu żadnego tu dziś nie będzie. Od samego początku rzeka dała nam wiele
radości, wysoki brzeg stał się okazją do widowiskowych zjazdów, wykonanych perfekcyjnie
przez wszystkich z wyjątkiem alpejskiego kajakarza, który asekuracyjnie wodował przy przęśle
mostu. Pierwszy jaz zmusił nas do przenoski, nie było wody wystarczającej do skoku, ale za to
znów okazja do zjazdu. Dalej poszło już prawie bezproblemowo. Kamienne progi, prożki i
prożeczki - od drobnych dwudziestocentymetrowych bzdurek do metrowych zniszczonych
potworków pojawiające się co kilkaset metrów sprawiły sporą przyjemność. I tu przyrodnicza
1/3
Złote oko Lu ... ciąży
Wpisał RapidFire
Niedziela, 22 Luty 2009 18:01
ciekawostka: Rapid Fire jest krótszy niż Moskito, a wchodzi znacznie głębiej. W lato pływanie
tego odcinka byłoby katorgą, no ale przecież my w lato nie pływamy okolicznych rzeczek. Przed
Kłudzicami jest jeszcze jedna poważniejsza przeszkoda - dwumetrowy jaz z częściowo
podniesionymi zastawkami z dość długim odwojem i ślicznie wybetonowanymi na pion
brzegami. Stanowczo nie do spłynięcia kajakiem laminatowym, polietylenem jak trzeba, to
można, choć bardzo wskazana asekuracja z brzegu oraz przytomne towarzystwo na wodzie.
Odwój dostarcza atrakcji i nie pozwala zapomnieć, że pływamy w grupie i zawsze możemy
liczyć na pomoc kolegów. Kabiny jednak nie było, po ładnej podpórce i podaniu dzióbka
sytuacja wróciła do normy ... będzie pan zadowolony. I tu znów alpejski kajakarz po rozważnej
ocenie sytuacji i temperatury powietrza wybrał asekurację z brzegu płynących kolegów. Stanowczo duch w narodzie ginie.
{gallery}luciaza1{/gallery}
Jak wspomniano powyżej, za mostem w Kłudzicach rzeka wpływa w las, zaczyna meandrować
zmieniając kierunek nawet o 180 stopni, tworząc tytułowe 'złote oko' , pojawiają się strome
piaszczyste skarpy ponad dziesięciometrowej wysokości. Nic tak nie smakuje, jak kiełbasa z
ogniska rozpalonego mroźną zimą na takiej skarpie, ten smak będzie śnił się latami. Nic tak nie
boli, jak zakładanie zamarzniętych neoprenowych rękawiczek po półgodzinnym postoju,
intensywnością doznania może chyba tylko dorównać dotknięciu odwłokiem zmrożonego
siedzenia w kajaku. Mróz był tęgi, po postoju pojawiły się problemy z zakładaniem
zesztywniałego fartucha oraz ze zginaniem stawów. Pod presją natury spływ z leniwego
zachwytu otaczającą przyrodą zmienił się w sportową rywalizację, gdzie przeciwnikiem był czas
i związane z nim ukąszenia zimna. A szkoda, bo okoliczności przyrody były przepiękne, lasy po
obu stronach wysokich brzegów, malownicze zwałki i spokój. Wreszcie Włodzimierzów, most na
trasie Piotrków - Sulejów, albo Łódź - Kielce jak kto woli, krajowa dwunastka w każdym razie.
Zakończenie spływu godne klasycznej tragedii - podchodząc po wylądowaniu do mostu
ujrzeliśmy mknący nasz elegancki wóz. Czyż nie była to prawdziwa zgodność czasu, miejsca i
akcji ?
{gallery}luciaza2{/gallery}
2/3
Złote oko Lu ... ciąży
Wpisał RapidFire
Niedziela, 22 Luty 2009 18:01
3/3

Podobne dokumenty