magiczne słowo
Transkrypt
magiczne słowo
84-felieton-Filmowy:Layout 1 2008-08-18 09:59 Strona 84 felieton Artur KINOMANIAK Pietras WIELBICIEL FILMU I MLEKA. OGLĄDA SIEDEM FILMÓW W TYGODNIU, A POTEM O NICH OPOWIADA W SWOIM PROGRAMIE „KINOMANIAK” W TV4 I NIE TYLKO. Los Angeles, 2007 rok, środek nocy. Zadymiony pokój mimo całkowitego zakazu palenia, kilkunastu świetnie ubranych, ale już lekko „wymiętych” młodych ludzi, na ogromnym, szklanym stole otwarte laptopy, puszki i butelki… I tylko jeden cel, którym jest słowo klucz, budzące panikę w Hollywood, okrutny strach w największych reżyserach i producentach… Źle wykreowany, nietrafiony złamał największe kariery. Magiczne słowo „trend”. W hollywoodzkiej fabryce snów nikt nie marzy o kolejnym milionie, rezydencji czy najnowszym sportowym samochodzie. Tutaj każdy dałby się przysłowiowo zabić za jedną, ale za to niezwykłą wiedzę o tym, co będzie się podobało widzom nie dziś, nie jutro, ale za dwa, trzy lata. Tak długi jest cykl produkcji filmu o znaczącym budżecie. Najczarniejszy sen producenta? Dziś pomysł na western, jutro zdjęcia, a za rok na czasie i na topie będzie… przygodowy kostiumowy film „Piraci z Karaibów”. A western kosztujący 50–60 milionów dolarów, z największymi gwiazdami absolutnie nie jest trendy. Najpierw pustka w kinach, potem w kasie… czyli klapa! Producent szuka nowej pracy. Pamiętacie film „Piraci” Romana Polańskiego? Ogromny budżet i klasyczny przykład nietrafienia w obowiązujący trend. Publiczność nie chciała wtedy korsarzy, piratów i skarbów. Ale wiele lat później trend się zmienił i „Piraci z Karaibów” stali się prawdziwą „wyspą skarbów” dla producentów. To, o czym marzą producenci, czyli wpasowanie się w trend i aktualną modę, jednocześnie staje się powoli gwoździem do trumny światowego kina… Strach przed tzw. trendem nie na czasie spowodował, że producenci zagraniczni, także polscy, panicznie bojąc się nowych, niesprawdzonych pomysłów, o ironio, wydają wyrok skazujący na wszystkie nowe wizje i… właśnie trendy! A co w zamian? Niestety, niewiarygodna ilość tego, co już było. Prequel, sequel, remake – ładne nazwy, ale ciągle chodzi o to samo. Kiedyś wielki sukces odniosła przygodowa „Mumia”? Robimy kolejną część, czyli sequel! Znowu się udało? Zróbmy część trzecią! Bond odrobinę się zestarzał? Wróćmy do początków jego kariery, zanim był jeszcze agentem z licencją na zabijanie – zróbmy prequel! Choć tu przyznaję, „Casino Royale” z nowym Bondem Danielem Craigiem jest znakomite. Czy strach przed katastrofą kasową filmu już na zawsze skaże nas na kolejne powtórki i przeróbki? Nawet największe oscarowe tytuły tego nie 84 WITTCHEN gwarantują, np. „Infiltracja” Martina Scorsese (Oscar m.in. za najlepszy film) powstał na podstawie… wcześniej zrealizowanego filmu z Hongkongu, w dodatku oryginał był, nie tylko według mnie, dużo lepszy. A więc gdzie ratunek dla spragnionych czegoś nowego i świeżego, odkrywczego? Może filmy debiutantów? Kino niezależne? Może francuska „Klasa”, która stała się w tym roku rewelacją Cannes? Głównym bohaterem jest François, nauczyciel w paryskim liceum, w okolicy, delikatnie mówiąc, niezbyt prestiżowej. François szykuje się do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Niebezpieczna dzielnica, niebezpieczna klasa, uczniowie są tacy jak wszędzie – biali i czarni, leniwi i pracowici, błyskotliwi i tępi, sympatyczni i bezwzględni… Mieszanka iście piorunująca. Ale nasz François wierzy w nich i swoje zasady. Wszystko idzie dobrze aż do momentu, gdy ktoś postanowi przetestować, ile zniesie nauczyciel… Brzmi dosyć znajomo? Słyszeliśmy o tym w TV, a może gdzieś czytaliśmy? A może to po prostu kawałek naszego życia odkryty w ciemnej sali kinowej? „Klasa” to film niezwykle spójny, perfekcyjnie zrealizowany na wszystkich poziomach. Gra aktorska jest wyjątkowa, scenariusz niezwykły, tematyka ponadczasowa. „»Klasa« to film, który głęboko nas poruszył” – takie było uzasadnienie werdyktu tegorocznego jury na festiwalu w Cannes, które wygłosił przewodniczący, świetny aktor i reżyser Sean Penn. „Klasa” zdobyła główną nagrodę, czyli Złotą Palmę, i na jesieni wreszcie trafi do naszych kin. Nie można tego przegapić… A więc jednak takie filmy powstają i są doceniane. Może nie są „lokomotywą komercyjną”, która napędzi miliony zysku producentom i filmowcom, ale są to filmy próbujące powiedzieć coś nowego, nawet wtedy gdy sam temat jest stary jak świat… I na zakończenie jeszcze jeden tytuł – „Afonia i pszczoły”, czyli powrót polskiego poetyckiego filmowca Jana Jakuba Kolskiego. Film jeszcze nie jest dokończony, ale czytając scenariusz, poczułem te prześwietlone słońcem zacisze gdzieś na prowincji, niedaleko pewnej stacyjki. Miłość, poświęcenie, zdrada, zemsta… Uczucia aktualne zawsze i wszędzie. I nie trzeba tych uczuć i emocji kopiować i powtarzać… Oryginał jest nie do podrobienia. Fot. Urszula Pietrala MAGICZNE SŁOWO