Chrześcijańska koncepcja państwa w czasach
Transkrypt
Chrześcijańska koncepcja państwa w czasach
Chrześcijańska koncepcja państwa w czasach współczesnych. Część trzecia. Droga do niewolnictwa. (artykuł ukazał się w Zeszytach Karmelitańskich, wydawnictwo Flos Karmeli) W naszych poprzednich rozważaniach podjęliśmy temat dwóch totalitaryzmów, które podjęły wysiłek zniszczenia dorobku cywilizacji chrześcijańskiej: narodowego socjalizmu i komunizmu; błędnie (albo w celach propagandowych) dokonuje się niekiedy zabiegu przeciwstawiania doktryny komunistycznej doktrynie narodowego socjalizmu – cele obydwu tych systemów były zbieżne: dokonanie zniszczenia osłabionego świata cywilizacji łacińskiej i zaprowadzenie w jego miejsce nowego ładu. Arnold Toynbee – ikona brytyjskiej historii i historiozofii dostrzegł to uderzające podobieństwo celów i zaliczył obydwie te ideologie do – jak to nazwał - futuryzmów. Tym terminem określał Toynbee wszelkie ideologie gwałtownie zwlaczające cywilizację w ramach której powstały i zmierzające do ustanowienia ładu o zgoła odmiennej konstrukcji. Narodowy socjalizm zrywał z chrześcijańskim uniwersalizmem i w miejsce Boga uniwersalnego intronizował boga plemiennego (Gott mit uns); był w tym podobny do strategii rewolucji francuskiej, która dokonała podobnego zabiegu wprowadzając obok terroru państwowy kult ‘najwyższej istoty’ i gwałtownie zwalczając chrześcijaństwo. Narodowy socjalizm był przedziwnym zlepkiem kultu nauki w jej ówczesnym stanie (popularne i antychrześcijańskie teorie rasowe, eugenika, darwinizm społeczny) i odrodzonego w XIX wieku romantycznego mitu germańskiego, którego najwyższą emanacją w kulturze zostały opery Wagnera. Można zaryzykować tezę, że wyłom, który narodowy socjalizm uczynił w kulturze europejskiej polegał na zastąpieniu uniwersalnej doktryny chrześcijaństwa politeistyczną doktryną ‘walki bogów’, w której bóg słaby (Bóg chrześcijan i żydów) miał być (wraz z jego ludem) zabity i zastąpiony bogiem mocnym (bogiem germańskim). Wielu niemieckich chrześcijan odnajdowało w tej pseudo-religijnej ideologii elementy protestanckiej doktryny predestynacji oraz wizję Boga bliską starotestamentowej, i jest to jeden z tych czynników, którym można tłumaczyć zwycięstwo ideologii narodowo-socjalistycznej w Niemczech epoki Weimaru. Komunizm szedł o krok dalej. Jego celem było zniszczenie cywilizacji zastanej (bizantyjskiej w Rosji i łacińskiej w Europie) i zastąpienie ich wspólnej sfery sacrum (Bóg chrześcijański) własną sferą sakralną nieodwołującą się do Boga osobowego. Bóg z jego atrybutami został wpisany w naturę (materię) i porządek historii wraz z jego nienaruszalnymi prawami. Jest to skrajny (choć konsekwentny) deizm. Jego efektem (silniej niż w przypadku narodowego socjalizmu) jest wpisanie komunistycznej klasy rządzącej w sferę sakralną, jako że reprezentować miała ona już nie tylko interesy klasowe (ludu pracującego), siebie samą i interesy własne, ale niepodaważalne i obiektywne prawa rządzące całym kosmosem. Komunizm zastępuje ludowi religię tradycyjną religią własną, a zamiast trudnej drogi ku zbawieniu po życiu proponuje natychmiastowe nadejście komunistycznego ‘królestwa bożego’ i udział w ‘powszechnej szczęśliwości ziemskiego raju’. Obydwie te futurystyczne rewolucje zakończyły się klęskami – narodowy socjalizm zmarł spektakularnie w ruinach Berlina, komunizm konał w oparach tragifarsy ‘przemian’ końca XX wieku. Czy oznacza to jednak, że uratowana została cywilizacja? Narzucają się tu poraz kolejny porównania z rewolucją francuską, w której po okresie terroru nastąpiła ‘odwilż’ dyrektoriatu, późniejszego cesarstwa i jeszcze późniejszej restauracji. Każda jednak rewolucyjna odwilż jest jedynie konsekwencją zrealizowania zadań nałożonych na okres terroru. Terror rewolucyjny ustaje dopiero wtedy, kiedy nie jest już konieczny, a więc wtedy, kiedy fizycznej likwidacji zostanie poddana elita duchowa i intelektualna; kiedy zdobyte zostaną zagrażające rewolucji barykady, szańce i punkty oporu. Porewolucyjna ‘odwilż’ ma za zadanie oswojenie ofiar rewolucji z rewolucyjnymi zmianami i ugruntowanie rewolucyjnych zdobyczy. Lud raduje się, że zniknął szafot, a zanim zniknął posłużył jeszcze do likwidacji ‘terrorystów’; nowa, ‘cywilizowana’ władza gwarantuje przynajmniej życie oraz przywrócenie zewnętrznych symboli upadłego ładu w ramach rzekomo daleko idącego kompromisu. W rzeczywistości żadnego kompromisu nie ma – rabunek zostaje zalegalizowany, a większość bandytów bezkarna, nie licząc koniecznych w takiej sytuacji garstki kozłów ofiarnych. Ten schemat powtarza się przy okazji każdej rewolucji, bo jest oparty na dokładnej znajomości ludzkiej psychiki. Wszelkie totalitaryzmy stosowały go z powodzeniem przez wieki. W armii sowieckiej w czasach pokoju rekruci poddawani byli sadystycznej władzy przełożonych, co miało i odczłowieczyć, ale i wyzwolic nienawiść i chęć odwetu; w czasach wojennej mobilizacji zastępowano sadystów frontowymi oficerami, którzy swoich podwładnych traktowali znośnie. Nienawiść i chęć odwetu miała być wyładowana na wrogu. Jeśli spojrzymy na procesy historyczne właśnie z cywilizacyjnej perspektywy, to dostrzeżemy z łatwością, że bolszewickie i narodowo-socjalistyczne plany zniszczenia cywilizacyjnych podstaw ładu są kontynuowane przez siły rzekomo ‘wolnego świata’. Te siły posługują się nie terrorem, ale pokojową trategią salami. Krok po kroku, instytucja po instytucji demontuje się podstawy ładu i zrywa z antyczną i chrześcijańską tradycją Europy. Nihilizm działa planowo, nie oszczędzając żadnych pozostałości tej tradycji; a przedmiotem jego szczególnego zainteresowania stają się już nie same instytucje, ile proces wychowywania ‘nowego człowieka’. Bez ducha instutucje są martwe. Siłą cywilizacji łacińskiej było – jak to już omówiliśmy w poprzednich częściach naszych rozważań - oparcie ładu społecznego o instytucję dożywotniego, monogamicznego związku kobiety i mężczyzny oraz ich małoletnich dzieci, a więc o rodzinę. Dzisiejsze postulaty detronizacji rodziny na rzecz związków osób tej samej płci nie służą wcale jakiemuś ‘równouprawnieniu’ osób cierpiących na zaburzenia emocjonalne, ale tylko i wyłącznie podważeniu instytucji jako modelu, na którym wspiera się cały społeczny ład. Przeprowadźmy pewien myślowy eksperyment i postarajmy się zrekonstruować dwa kluczowe argumenty, którymi posługują się propagandziści domagający się zrównania w prawach instytucji małżeństwa tradycyjnego i ‘małżeństwa’ par homoseksualnych: Po pierwsze, jak mówią aktywiści homolobby, nie wolno ograniczać prawa do szczególnej ochrony ze strony państwa jedynie ze względu na płeć, bo kłóci się to z zasadą równości wobec prawa. Po drugie instytucja małżeństwa monogamicznego dożywotniego wywodzi się etyki opartej o moralność chrześcijańską, a współczesne państwo powinno odwoływać się do jakiejś niereligijnej, uniwersalnej etyki. Jeśli – uznając, że cóż nam szkodzi legalizacja postulatów niszowej choć silnej propagandowo mniejszości – pogodzimy się z tym stanem rzeczy, to otwieramy furtkę do ostatecznej likwidacji instytucji małżeństwa, jako takiego, bo jeśli równość wobec prawa dotyczy płci, to dlaczego nie miałaby dotyczyć liczby zaangażowanych osób? Po etapie prawnego uznania związków osób tej samej płci nieuchronnie nastąpi najpierw depenalizacja, a później legalizacja poligamii (i poliandrii, a więc wielomęstwa). Świat nie jest z natury monogamiczny – on się jedynie musi stawać monogamiczny wtedy, gdy chce osiągać najwyższe cywilizacyjne szczeble dostępne człowiekowi. To monogamia chrześcijańska (a wcześcniej grecka i rzymska) i oszałamiające powodzenie tego modelu społecznego wymusiło niejako na innych cywilizacjach podążenie tym śladem. Monogamiczny stała się cywilizacja chińska, żydowska i w dużej części arabska, chociaż w tych cywilizacjach monogamia sama nie wynika explicite z nakazów religijnych. Religiny zakaz poligamii i ustanowienie monogamii jako podstawy stosunków społecznych może dokonać się jedynie tam, gdzie pojedyncza istota ludzka ma równe prawa wobec Boga i gdzie to nie zbiorowość, ale każdy człowiek z osobna jest wartością samą w sobie i sam zdaje przed Bogiem sprawozdanie ze swojego życia. Wychowanie do pełni uczestnictwa w niezwykle wymagającej cywilizacji łacińskiej wymaga niezwykłej odpowiedzialności, troski i poświęcenia, a ta jest możliwa tylko i wyłącznie w rodzinie składającej się z indywidulaności – jednej matki i jednego ojca, dwóch wielkich figur, które najpełniej przekazują wzorce cywilizacyjne kolejnym pokoleniom. A cóż, zapyta ktoś, stało by się strasznego, jeśli dopuścilibyśmy poligamię w życiu społecznym? jest to wszak prywatną sprawa każdego człowieka jak realizuje swoje stosunki z otaczającymi go ludźmi – państwu nic do tego. My tak na prawdę nie potrafimy odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo od tysiąca lat realność świata poligamicznego, a więc pogańskiego, nie jest nam dana w codziennym doświadczeniu. Powrót do pogaństwa, a więc odwrót od cywilizacji łacińskiej będzie się więc odbywał po omacku – nasi pogańscy protoplaści nie zostawili nam wielu źródeł, bo znakomita większość z nich nie wynalazła pisma. Rozpad dożywotniego małżeństwa monogamicznego będzie oznaczał rewolucyjne zerwanie z cywilizacją łacińską na poziomie podstawowym i będzie dotyczył wszystkich sfer życia, w tym również tej która dzisiaj ludzi interesuje szczególnie, jeśli nie jedynie – sfery ekonomicznej. I tu przechodzimy do kolejnej zdobyczy świata cywilizacji łacińskiej, a więc likwidacji niewolnictwa. O ile doniosłość monogamii rozumieli i Grecy i Rzymianie odnosząc się z pogardą do ludów poligamicznych, i w tym sensie byli nam cywilizacyjnie bliscy, o tyle nie znaleźlibyśmy wspólnej płaszczyzny porozumienia, gdybyśmy mogli podjąć z nimi dyskusję o niewolnictwie. Niewolnictwo jawi na się dzisiaj jako szczególny występek przeciwko godności i wolności każdego człowieka, ale jest to dla nas oczywiste jedynie z powodu naszej przynależności cywilizacyjnej. Postulat zniesienia niewoli jest bowiem całkowicie nieoczywisty, i jako chrześcijanie byliśmy i jesteśmy wśród cywilizacji absolutnym wyjątkiem. Podporządkowanie oparte o dysproporcję sił, a w świecie ludzkim przez siłę należy rozumieć również siłę pieniądza, jest stanem naturalnym. Chrześcijaństwo było prześladowane w świecie antycznym (głupstwo dla Greków, a zgorszenie dla Żydów) nie ze względu na szczególnie ekstrawagancką doktrynę religijną (bywały – przynajmniej zewnętrznie – bardziej ekstrawaganckie), ale ze względu na społeczne implikacje, jakie chrześcijaństwo niosło dla ekonomii opartej na pracy niewolniczej, dla prawnego przywiązania do miejsca i pana. Zarówno komunizm, jak i narodowy socjalizm, zwalczając chrześcijaństwo stoczyły się po cywilizacyjnej równi pochyłej w odmęty nowego niewolnictwa. Świat anty-chrześcijański był światem obozów pracy i gułagu. ‘Odwilż’ w procesie dewastowania podstaw naszej cywilizacji, a więc okres który nastapił po pokaniu totalitaryzmów wieku XX, przyszła wraz z hasłami ‘praw człowieka’, ‘humanizmu’, ‘równouprawnienia’, ale jednocześnie z hasłami antychrześcijańskimi i głęboko materialistycznymi. Szczytowym osiągnięciem chrześcijaństwa w zakresie stosunków społecznych (a więc tu na ziemi) była równość ludzi wobec Boga, a więc wiara w to, że niezależnie od płci, rasy, stanu społecznego, czyny wszystkich ludzi podlegają jednej i tej samej boskiej mierze. Bez Boga ludzie podlegają ludzkim miarom (utylitaryzm), a z tego punktu widzenia ich równość oczywista wcale nie jest. ‘Nullum crimen et nulla poena sine lege’ głosiła jedna z fundamentalnych zasad prawa wywiedziona z prawa rzymskiego. Dziś coraz częściej słyszymy głosy uzasadniające konieczność prewencyjnego pozbawiania ludzi wolności ze względu na potencjalne zagrożenie, jakie mogliby oni stwarzać dla społeczeństwa. Brak wolności jest niewolnictwem, a więc pierwszy krok został już uczyniony – w ojczyznie światowej demokracji, bez sądu i bez udowodnienia winy, przetrzymuje się obywateli wielu innych państw na czas nieoznaczony. ‘Zagrożenie terroryzmem islamskim’ (i inne zagrożenia, które są jakże często inspirowane zewnętrznie) jest jednym z kluczy do przywrócenia niewolnictwa, a więc odebrania niektórym ludziom pełni ich praw. W drodze wyjątku, ale stąd już niedaleka droga do uznania, że wyznawcy jakiejkolwiek religii bądź doktryny sprzecznej w całości lub części z obowiązującą powszechnie ideologią mogą stanowić dla niej potencjalne niebezpieczeństwo, a w związku z tym ich wolność (dla dobra większości) powinna zostać ograniczona. Niewolnictwo ma jednak jeszcze inny aspekt – aspekt ekonomiczny. Wspomnany już atak na dożywotnie małżenstwo monogamiczne będzie miałs woje konsekwencje właśnie ekonomiczne. Wpół-legalna (jak to jest dzisiaj dzięki instytucji rozwodu) bądź zalegalizowana poligamia będzie niosła ze sobą postępujące rozwarstwienie społeczne i ubożenie; nieprzewidywalne jeszcze dzisiaj konsekwencje w prawie spadkowym, choć i dzisiaj dostrzegamy jak rujnujące finansowo są dla rodzin konsekwencje rozwodów. Atakowana i nieszanowana rodzina, permisywizm kulturowy, sprawiają, że coraz więcej rodzin przeżywa kryzys. W dotknięte kryzysem rodziny wkracza to samo państwo, które aktywną promocją kultury anty-rodzinnej było przyczyną powstania większości patologii. Obserwujemy postępujący proces zwłaszczania małoletnich dzieci przez państwo, czy to w ‘miękkiej’ postaci narzucenia jedynie słusznego modelu edukacji, czy to w ‘twardej’ postaci odebrania dzieci rodzicom (sic!), rzecz jasna dla realizacji jakiegoś ‘wyższego dobra’ powszechnego. Tak zwane ‘państwo dobrobytu’ przerwało naturalną więź łączącą pokolenia najperw osłabiając władzę rodzicielską, a później zdejmując z dzieci obowiązek opieki nad rodzicami na starość. To przejęcie przez państwo naturalnych więzów i relacji opiekuńczych nie było jednak w rzeczywistości darmowe i wiązało się z koniecznością zwiększenia obciążeń podatkowych. W rezultacie stały się one tak wielkie, że dla większości ludzi poświęcenie się jednego z rodziców wychowaniu małoletnich dzieci jest luksusem na który nie mogą sobie pozwolić. Ale nawet i poświęcenie się obojga rodziców pracy zawodowej (z konsekwencjami dla wychowania dzieci) zazwyczaj nie pozwala na luksus posiadania własnego domu. Dom stał się dobrem ekskluzywnym, bo nie jest domem własnym dom obciążony trzydziestoletnią hipoteką na rzecz instytucji finansowej. Ilu ludzi decydujących się na zakup domu w systemie kredytów hipotecznych rozumie istotę procentu składanego? Ilu potrafi policzyć rzeczywisty koszt ostatecznego nabycia (po tych trzydziestu latach) wymarzonego własnego miejsca na ziemi? Kto zastanawiał się, jak wielką władzę oddajemy nad naszym życiem instytucjom finansowym uzbrojonym w coraz to większe uprawnienia wobec milionów wierzycieli? Niepostrzeżenie stajemy się ludźmi całkowicie uzależnionymi od anonimowego kapitału, a jeśli tak, to jak daleko stąd do rzeczywistego niewolnictwa? Zwrócmy uwagę – niewłaściwe poglądy mogą doprowadzić nas do utraty źródeł utrzymania. Utrata źródeł utrzymania może spowodować, że z dnia na dzień stajemy się bezdomni. Ludziom bezdomnym odbiera się dzieci (dla ich dobra). Jaki jest więc rzeczywisty zakres naszej wolności? Jakie wyglądają nasze ideały demokracji, samostanowienia, jeśli instytucje finansowe, które doprowadziły do upadku gospodarki państw dyktują skład osobowy i kierunki polityki ekonomicznej gabinetów państw rzekomo suwerennych? Zasada rozdziału od Kościoła od państwa gwarantowała, że obok świeckiej ‘władzy’ miecza istnieć będzie również niezależna władza duchowa – siła zdolna przeciwstawić się niesprawiedliwości i bezprawiu nawet wtedy, kiedy jest ono ubrane w szaty prawa. Dzisiejsze demokracje Zachodu stały się państwami wyznaniowymi – obok siły przymusu przyznały sobie również prawo do orzekania o tym co dobre, a co złe. Nowa, świecka, bez wątpienia pogańska religia będzie w najbliższej przyszłości kształtować nowy model społeczeństwa i będzie to społeczeństwo pogańskie z wszelkimi tego konsekwencjami. Każdy, komu nieobca jest myśl chrześcijańska i antyczna, choćby sam nie był człowiekiem religinym, dostrzeże z łatwością, że podążając tym tropem wpadniemy (w zasadzie powrócimy) w koleiny tego, czego ludzkość doświadczała przez tysiąclecia – niewoli.