Przeczytaj rozdział Niebo z książki Wstęp do religii

Transkrypt

Przeczytaj rozdział Niebo z książki Wstęp do religii
Rozdział 11
Niebo
N
ieczęsto w dzisiejszych czasach ludzie mówią
o wieczności; ich myśli niemal zawsze koncentrują się
na czasie. W istocie czas jest jedną z najważniejszych
rzeczy na świecie. Kilka lat temu, zanim fizyka stała się modną
nauką, ludzki umysł przyzwyczajony był postrzegać czas jako
coś, w czym dzieją się rzeczy. Obecnie czas postrzegany jest
jako tkanina, z której stworzony jest wszechświat. Pismo Święte mówi nam, że przyjdzie moment, w którym nie będzie już
czasu. Pismo nieświęte naszych czasów mówi nam, że czas
jest podstawą wszystkiego.
Gdybyśmy mieli szukać dowodów tego nastroju tymczasowości, moglibyśmy odnaleźć je na każdym rogu i w każdym
zaułku dzisiejszego świata. Na przykład w sferze moralności
współczesna doktryna głosi, że każda akcja jest moralnie dopuszczalna, jeśli czasy, w których żyjemy, za taką ją uznają.
Również religijność napiła się owej odurzającej tymczasowości i teraz, zataczając się pod jej wpływem, naucza o religii całkowicie ograniczonej w czasie, zupełnie nieświadomej
wieczności. Nie prosi już człowieka, aby zachował swą duszę
na wieczność; prosi go, aby zachował swe ciało na długi czas.
Nie troszczy się ona o obywatelstwo w królestwie Boga, lecz
jest szalenie zajęta obywatelstwem w królestwie czasu. Tak
130
Wstęp do religii
się składa, że jest to jedna z przyczyn, dla których niektóre ze
współczesnych wyznań podkreślają znaczenie kontroli urodzeń, przedkładając motywy ekonomiczne, które należą do
czasu, ponad motywy religijne, które należą do wieczności.
Podobnie filozofia uległa takiej obsesji na punkcie czasu,
że naucza z niepohamowaną pychą, iż nie istnieje taka rzecz
jak Prawda pisana przez duże „P”, gdyż prawda jest niczym
ambulatorium: tworzymy ją na bieżąco; zależy ona od czasów,
w których żyjemy. Nie brakuje również pisarzy, którzy posunęli
się do tego, żeby twierdzić, że Bóg nie istnieje w wieczności,
tylko w czasie, że jest On produktem kosmicznych przypływów czasu, poddawanym cudownym chrztom, i miotany jest
ku pewnemu celowi, który nie jest jeszcze określony, lecz czas
nam go pokaże, jeśli wykażemy się cierpliwością.
Kościół nie sympatyzuje z tym nastrojem tymczasowości. Naucza, że przyszła najwyższa pora na to, abyśmy skończyli mówić o czasie i zaczęli myśleć o nieskończoności. Dlatego
zamierzam udowodnić przewagę postawy Kościoła nad postawą współczesnego świata, pokazując przede wszystkim, że
czas stoi na przeszkodzie prawdziwej szczęśliwości i, że tylko
gdy uda nam się wykroczyć poza czas, możemy naprawdę stać
się szczęśliwi.
Czas jest jedyną rzeczą, która uniemożliwia osiągnięcie
prawdziwej przyjemności, dlatego że nie pozwala nam uczynić
z przyjemności czegoś na kształt wielowarstwowej kanapki.
Z samej swojej natury czas zabrania nam doświadczać wielu
przyjemności naraz, pod karą niedoświadczania żadnej z nich.
Poprzez sam fakt istnienia w czasie nie mogę odnosić przyjemności maszerowania ze starą gwardią Napoleona i jednocześnie
maszerować pod znakiem orła z legionami Juliusza Cezara.
Żyjąc w czasie, nie mogę jednocześnie cieszyć się sportami
zimowymi w Alpach i nurkować w przezroczystych wodach
Niebo
131
Riwiery. Czas uniemożliwia mi wzruszanie się oracjami
Demostenesa i jednoczesne słuchanie melodyjnych kazań
wielkiego Bossueta. Czas nie pozwala mi łączyć roztropności,
która przychodzi z wiekiem, i euforii, która jest prawem
młodości. To czas sprawia, że nie mogę zebrać się przy jednym
stole z Arystotelesem, Sokratesem, Tomaszem z Akwinu
i Mercierem, aby poznawać sekrety wielkich umysłów i dzięki
nim rozwiązywać zagadki wszechświata.
Gdyby nie było czasu, Dante i Szekspir mogliby sączyć
razem herbatę, a Homer jeszcze dziś opowiadałby swoje
historie po angielsku. To bardzo miłe móc się cieszyć z tych
wszystkich mechanicznych udogodnień wieku luksusu, lecz
są chwile, gdy chciałbym móc radować się ciszą i spokojem średniowiecza – czas mi na to nie pozwala. Skoro żyję
w dwudziestym wieku, muszę poświęcić przyjemności wieku
trzynastego, a jeśli mogę cieszyć się ateńską epoką Peryklesa, odebrana jest mi możliwość cieszenia się florencką epoką
Dantego.
W ten sposób czas nie pozwala mi łączyć przyjemności.
Wiem, że istnieją reklamy, które zapraszają nas na kolację
połączoną z potańcówką, ale nikt nie może w komfortowy
sposób jeść i tańczyć w tym samym czasie. Wszystkie rzeczy są
dobre, ale można cieszyć się nimi tylko wtedy, gdy nadejdzie
ich pora, a radość z ich powodu zawsze kończy się żalem, że
czas zmusza nas do rezygnacji. Czas daje rzeczy, lecz również
je odbiera. Gdy daje, czyni to pojedynczo i w ten sposób życie
staje się ciągiem ułud.
Rodzi się podejrzenie, że skoro czas uniemożliwia łączenie przyjemności, to gdybym mógł wykroczyć poza czas,
mógłbym też zwiększyć swoją szczęśliwość, i uważam to za
prawdę, gdyż każde świadome pragnienie przedłużenia przyjemności jest pragnieniem uczynienia jej trwałym „teraz”.
132
Wstęp do religii
Niczym koty przed kominkiem pragniemy przedłużać przyjemność w nieskończoność; chcemy, aby była ona trwała
i żeby nie podlegała zasadzie sukcesywności.
Sięgnij do magazynu swojej pamięci, a znajdziesz tam
wystarczający dowód, że ilekroć jesteś nieświadomy przemijającego czasu, czerpiesz największą radość z doświadczanych
przyjemności. Jak często zdarzało się na przykład, że słuchałeś
pasjonującej rozmowy lub przysłuchiwałeś się opowieści
o niezwykłych przygodach wielkiego podróżnika i godzina mijała niemal niezauważalnie, i mówiłeś do siebie: „Czas minął
w okamgnieniu”. To, co jest prawdziwe w odniesieniu do zachwycającej rozmowy, prawdziwe jest też w odniesieniu do estetycznych doznań.
Pozwolę sobie na stwierdzenie, że niewiele osób zasłuchanych w pięknie uwertury Beethovena zauważa mijający
czas. W tym samym stopniu, w jakim orkiestra zachwyca nas
i wprawia we wzruszenie, czyni nas nieświadomymi tego, na
jak długo zostaliśmy pochłonięci przez muzykę. Fakt przeciwstawny odzwierciedla tę samą prawdę. Tym bardziej zauważamy czas, im mniej jesteśmy czymś zainteresowani.
Jeśli nasi przyjaciele wciąż spoglądają na zegarki, podczas gdy my opowiadamy jakąś historię, możemy być pewni
tego, że są nią znudzeni. Człowiek stale spoglądający na zegar
nie jest zainteresowany swoją pracą. Im bardziej zauważamy
mijający czas, tym mniejsza jest doznawana przez nas przyjemność, a im większa jest przyjemność, tym mniej zauważamy mijający czas.
Powyższe fakty psychologiczne świadczą, że czas jest tylko przeszkodą dla naszej przyjemności i że ucieczka od czasu
jest podstawą szczęścia. Przypuśćmy, że moglibyśmy rozszerzyć to doświadczenie w taki sposób, że znaleźlibyśmy się całkowicie poza czasem i poza zasadą sukcesywności, w świecie,
Niebo
133
w którym nie byłoby by żadnego „przed” ani żadnego „po”, ale
wyłącznie „teraz”.
Przypuśćmy, że moglibyśmy przejść do innej formy istnienia, w której wielkie przyjemności historii nie byłyby dla
nas niedostępne z powodu historycznej niekompatybilności,
lecz wszystkie byłyby zjednoczone w przepięknym porządku
niczym piramida. Przypuśćmy, że mógłbym osiągnąć punkt
nieskończoności, w którym wszystkie radości, całe piękno
i wszelkie szczęście związane z czasem zostałyby zredukowane
do owych trzech fundamentalnych jedności, które stanowią
doskonałość naszego istnienia: do życia, prawdy i miłości,
gdyż do nich sprowadzić można wszelkie przyjemności.
Przypuśćmy przede wszystkim, że mógłbym skupić
w jednym punkcie wszystkie przyjemności życia, aby w owym
„teraz”, które nigdy się nie rozpoczyna i nie kończy, cieszyć się
nimi. Mógłbym też cieszyć się pędem życia, które zdaje się
być we wszystkich okrążających wzgórze strumykach zmierzających ku morzu; życiem, które wzywa niemą, martwą
darń, aby wyraziła swe myśli we fiołkach; życiem, które tętni
w wiosennych pąkach niczym kołyska dla owoców.
Przypuśćmy, że mógłbym cieszyć się życiem kwiatów
rozwierających kielich swojego zapachu ku słońcu; życiem
ptaków – wielkich heroldów pieśni i posłanników radości; życiem wszystkich dzieci, które z okrzykiem na ustach biegną ku
ramionom matek; życiem wszystkich rodziców, którzy poczynają nowe życie w swoim własnym życiu; życiem umysłu, który
na skrzydłach niewidzialnej myśli wzbija się ku ukrytym blaskom wieczności – ku Życiu, od którego wszystko pochodzi.
Przypuśćmy, że skupiwszy wszelkie życie we wszechświecie w jednym punkcie, mógłbym koncentrować w innym
punkcie wszystkie prawdy świata, tak abym mógł znać
prawdę, której poszukuje astronom, gdy spogląda w górę
134
Wstęp do religii
przez swój teleskop, i prawdę, której poszukuje biolog, gdy
spogląda w dół poprzez swój mikroskop, prawdę o niebiosach
i o tym, kto zamknął wrotami morze, gdy wyrwało się ono niczym potomstwo z łona matki; prawdę o tym, gdzie kryje się
ciemność, gdzie przechowywany jest grad, i o jaskini, w której
mieszka wiatr.
Przypuśćmy, że mógłbym poznać prawdę o zwykłych
rzeczach: dlaczego ogień niczym duch wznosi się ku niebu
i dlaczego złoto niczym glina upada na ziemię; prawdę, której
szuka filozof, gdy swoim umysłem próbuje zanalizować koła
napędowe wszechświata; prawdę, której szuka teolog, gdy
wykorzystuje Objawienie, aby poznać sekrety Boga, przekraczające wszystko, o czym wielkie umysły, niewspomagane
przez Objawienie, mogą tylko marzyć.
Przypuśćmy, że ponad tymi wszystkimi radościami życia i prawdy mógłbym skupić w jeszcze innym punkcie radość
i piękno miłości, która warunkuje szczęście we wszechświecie;
miłość patrioty wobec własnej ojczyzny; miłość żołnierza wobec sprawy, o którą walczy; miłość naukowca wobec swojego
odkrycia; miłość kwiatów uśmiechających się do słońca; miłość
ziemi, z której piersi wszelkie stworzenie pije mleko życia.
Przypuśćmy, że w tym samym punkcie mógłbyś skupić
miłość matek, które rozwierają wielkie wrota życia, aby ich
dzieci mogły ujrzeć światło dzienne; miłość przyjaciela do
przyjaciela, który odsłania mu słowami swoje serce; miłość
oblubienicy do oblubieńca; miłość męża do żony, a nawet
miłość anioła do anioła i miłość anioła do Boga płonącą
ogniem i żarem wystarczającym, by rozpalić serca dziesięciu
tysięcy czasów w dziesięciu tysiącach światów.
Przypuśćmy, że wszystkie przyjemności świata mogłyby
zostać skupione w tych trzech centralnych punktach życia,
prawdy i miłości, podobnie jak promienie słoneczne jed-
Niebo
135
noczą się w słońcu; przypuśćmy, że wszystkich następujących
po sobie przyjemności czasu można by doznawać w jednym
i tym samym „teraz”; przypuśćmy, że owe punkty jedności,
ku którym kierowałyby się nasze serca, umysły i dusze, nie
byłyby jedynie trzema abstrakcjami, lecz że centralny punkt,
w którym koncentrują się wszelkie przyjemności życia, byłby
życiem wystarczająco osobowym, aby być Ojcem.
Przypuśćmy, że centralny punkt prawdy, w którym zostały
skupione wszelkie jej radości, nie byłby jedynie abstrakcyjną
prawdą, lecz prawdą wystarczająco osobową, aby być Słowem
lub Synem, i że ów centralny punkt miłości, w którym zostały
skupione wszelkie przyjemności miłości, nie byłby jedynie
abstrakcyjną miłością, lecz miłością wystarczająco osobową,
aby być Duchem Świętym.
Przypuśćmy, że szczęśliwość, podniesiona do tego najwyższego poziomu, zostałaby wyzwolona z wszelkich ograniczeń,
przez co obejmowałaby te trzy punkty jako jeden, nie po kolei,
lecz trwale; nie w czasie, lecz w nieskończoności – wówczas
mielibyśmy wieczność; wówczas mielibyśmy Boga! Ojciec, Syn
i Duch Święty: doskonałe życie, doskonała prawda, doskonała
miłość. Wówczas osiągnęlibyśmy szczęście – i to byłoby niebo.
Lecz czy radości owej nieskończoności z Bogiem, radości życia, prawdy i miłości będą w jakimkolwiek stopniu
porównywalne z radościami czasu? Czy jest ktokolwiek na
ziemi, kto może opowiedzieć mi o niebie? Z pewnością istnieją trzy wymiary, do których można się odnieść: to, co się
widziało, to, co się słyszało, i to, co można sobie wyobrazić.
Czy niebo przewyższy wszystkie radości oka, ucha i wyobraźni? Przede wszystkim: czy będzie ono tak piękne jak
niektóre z rzeczy, które można zobaczyć? Widziałem rzymską
Villa d’Este z jej długimi ścieżkami porośniętymi laurem i ostrokrzewem, z jej cyprysowymi alejami przepełnionymi tym,
136
Wstęp do religii
co można nazwać cichym życiem i żywą ciszą; widziałem
zachód słońca nad Morzem Śródziemnym, gdy dwa obłoki
zeszły nisko niczym kolumny, tworząc czerwone tabernakulum dla słońca świecącego niczym złota hostia.
Widziałem z portu wieże i minarety dawnego Konstantynopola przeszywające mgłę, gdy zawisła nad nimi niczym
jedwabny welon; widziałem usianą zamkami Francję i jej
gotyckie katedry, które pną się ku niebiosom niczym modlitwy; widziałem piękno nadreńskich zamków. Wszystkie te
rzeczy sprawiają, że wracam myślami do strażnika świątyni
Artemidy, który krzyczał do wchodzących: „Uwaga na oczy!”.
Zastanawiam się, czy rzeczy wieczne będą tak piękne jak to,
co widziałem.
Nie widziałem wszystkich cudów natury, słyszałem o innych, których nie widziałem: słyszałem o pięknie wiszących
ogrodów Babilonu, o przepychu i dostojności Pałacu Dożów,
o wspaniałości i blasku Forum Romanum, gdy jego fundamenty drżały od marszu niepokonanych legionów; słyszałem
o splendorze Świątyni Jerozolimskiej, gdy świeciła niczym
klejnot w porannym słońcu.
Słyszałem o pięknie rajskiego ogrodu, w którym cztery
rzeki przepływały przez ziemie bogate w złoto i onyks, ogrodu tak pięknego, że tylko Bóg wie, jak go stworzyć; słyszałem
o niezliczonych innych cudach natury, których język nie może
opisać, których nie odda dotyk pędzla, i zastanawiam się, czy
wszystkie radości nieba będą tak piękne jak piękno wszelkich
rzeczy, o których słyszałem.
Oprócz tego, co widziałem i o czym słyszałem, istnieją
rzeczy, które mogę sobie wyobrazić: mogę wyobrazić sobie
świat, w którym nie będzie bólu ani choroby, ani śmierci;
mogę wyobrazić sobie świat, w którym każdy człowiek żyje
Niebo
137
w pałacu i w tym królestwie pałaców będzie panować sprawiedliwy porządek, wolny od narzekania i strachu.
Mogę sobie wyobrazić świat, w którym zima nigdy nie
nadejdzie, kwiaty nigdy nie zwiędną, a słońce nigdy nie zajdzie; mogę wyobrazić sobie świat, w którym zawsze będą
istniały cisza i pokój nieskażone nudą, głęboka wiedza o rzeczach niewymagająca badań i nieustanna radość niezepsuta
przesytem. Mogę wyobrazić sobie świat, który zlikwidowałby
wszelkie zło i choroby, i zmartwienia życia, łącząc wszelkie radości i szczęście, i zastanawiam się, czy szczęśliwość w niebie
będzie taka jak szczęśliwość na ziemi, którą mogę sobie
wyobrazić.
Czy wieczność będzie przypominać cokolwiek, co widziałem, co słyszałem i co mogę sobie wyobrazić? Nie, wieczność nie będzie niczego takiego przypominać. Posłuchaj głosu
Boga: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce
człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował
Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).

Podobne dokumenty