„ Historie morską falą pisane” „ Moje Morze” Opowiem wam o małej
Transkrypt
„ Historie morską falą pisane” „ Moje Morze” Opowiem wam o małej
„ Historie morską falą pisane” „ Moje Morze” Opowiem wam o małej zatoczce u wybrzeży Grenlandii, tam gdzie mieszkam. Zdarzyło się to nie aż tak dawno, ale też nie wczoraj. Frunęłam swobodnie niesiona silnym wiatrem nad pływającymi pode mną małymi narwalami i przyglądałam się ich zabawom w falach. Nagle usłyszałam potężny plusk i w jednej chwili moje blado-popielate ciało zalała ogromna ściana wody. Z trudem uniosłam się z powrotem w powietrze. Musiałam sprawdzić co spowodowało tę wodną eksplozję. Usłyszałam też głosy „ Uciekajmy, szybko pod wodę! Mamo! Boję się wielorybników” zawołał mały płetwal do swojej mamy. Na horyzoncie dostrzegłam wyraźną sylwetkę statku wielorybników o nazwie „ Barbarzyńcy H2o” . Szare morze wkrótce miało zabarwić się na czerwono. Statek zbliżał się nieubłaganie w ich stronę. Byłam świadkiem dramatycznych manewrów pomiędzy statkiem a wielorybami. Na szczęście żaden harpun nie dosięgnął ich połyskujących ciał. Co to była za ulga, znów moim przyjaciołom się udało. Jednak tej wiosny na morzu Baffina miałam być świadkiem innych jeszcze zdarzeń, które mnie smuciły i przerażały. Była to piękna bezchmurna noc, wracałam do swojego gniazda, podziwiając kolory nocnego nieba i zorzy polarnej: odcienie różu, błękitu i zieleni. Tylko dlaczego morze też świeciło tymi wszystkimi kolorami? Gdy minęłam klif, moim oczom ukazał się ukryty w jego cieniu tankowiec. Wokół statku rozlewała się oleista czarna ciecz. Coś tu było nie tak… O wschodzie słońca moja przyjaciółka z sąsiedniej skały przyniosła mi wyjaśnienie, którym były jej pióra- wcześniej śnieżnobiałe teraz pokryte tłustym, czarnym olejem. Przez następne dni bez skutku poszukiwałyśmy w naszej zatoczce świeżych ryb i innego pożywienia. Plama ropy powiększała się i powiększała. Postanowiłyśmy wraz ze stadem opuścić Grenlandię. Decyzja o wylocie była trudna, ale musiałyśmy stamtąd uciekać. Lot był długi i męczący, jednak w końcu, po przelocie nad jakąś wielką wodą zobaczyłyśmy ludzkie domy, zupełnie inne niż na Grenlandii. Pomiędzy nimi dostrzegłyśmy przyjazny pagórek. Wraz ze stadem postanowiłyśmy tam odpocząć. Moja przyjaciółka dostrzegła coś wystającego, co dawało światło i ciepło. Postanowiłam podlecieć do góry i usiąść na tym, żeby się ogrzać. Gdy tak siedziałam zobaczyłam, że dwoje małych ludzi patrzy na mnie i błyska lampą z małego pudełka. Ci ludzie zachowywali się jakby nigdy nie widzieli mewy takiej jak ja! Zaproponowałam stadu, że możemy cofnąć się do morza, które, minęliśmy. Dziś już wiem, że to Morze Bałtyckie. Pierwsze ludzkie dzieci , które wtedy zobaczyłam , widywałam później często na plaży w Brzeźnie, gdzie się chwilowo osiedliliśmy . Kto wie, jak długo tu zostaniemy…