Walentynki inaczej, czyli pokochać siebie bez lajków
Transkrypt
Walentynki inaczej, czyli pokochać siebie bez lajków
„Miłość jest treścią naszego istnienia. Jeśli się jej wyrzekniemy, umrzemy z głodu pod drzewem życia, nie mając śmiałości, by zerwać jego owoce”. P. Coelho Walentynki inaczej, czyli pokochać siebie bez lajków Piękny, bezchmurny dzień. Gdyby nie leniwie opadająca kartka z kalendarza, uporczywie wskazująca LUTY, można by pomyśleć, że to już maj. Od razu cieplej robi się na sercu, a i myśli jakieś bardziej optymistyczne… Może to zwiastun nowej, wiosennej energii? Może wreszcie pozwoli ona odejść myślom ponurym i byle jakim; takim, co to się ich trudniej w zimie pozbyć niż raz złapanego wirusa? Z nadzieją spoglądam w przyszłość. Słońce zza okna zdaje się wołać: „Na co jeszcze czekasz? No dalej, chodź do mnie, do świata; otwórz swoje serce! Czy Ty zapomniałaś, jaki dziś dzień ?” Zaraz, zaraz, a jaki właściwie mamy dziś dzień? Nerwowo spoglądam w kalendarz, w obawie przed utratą łączności z rzeczywistością. Hmm… No tak, 14. dzień lutego - ŚWIĘTO ZAKOCHANYCH. Oficjalne Wielkie Święto Miłości. Włączam jeszcze radio, aby się upewnić. Po około sześćdziesięciu przypomnieniach w ciągu około sześćdziesięciu minut jestem już pewna na 100 %. Zachęcona perspektywą wspaniałego dnia, przepełnionego (oficjalnie) miłością, w pośpiechu wypisuję zakupioną miesiąc temu walentynkę. Potem biegnę po miłosny upominek. Jest! Podekscytowana planuję resztę dnia. Kino? Pewnie, ale tylko dla tych, którzy miesiąc temu zaplanowali 14. lutego. Teatr? Tak, ale i tu perspektywa zdobycia biletu na wybrany spektakl graniczy z cudem. Restauracja? Czemu nie… No chyba że planujesz to w ostatnim momencie i… nie sprawia ci problemu posiłek przy drzwiach. Na podłodze. W mojej głowie pojawia się „lista awaryjna”, ale i ona w zetknięciu z walentynkową rzeczywistością, okazuje się wielką klapą. Zniechęcona uporczywą próbą „wbicia się” w walentynkowy tłum, bezsilnie opadam na kanapę. I wtedy doznaję kolejnego „olśnienia”. Że to, co robię, wcale nie jest tym, czego chcę. Że poddaję się jakiejś presji i rzeczywistości, która tak naprawdę jest tylko iluzją. Przecinkiem, mrugnięciem. Wcale nie czymś wielkim i trwałym. Uświadamiam sobie, że tym, czego chcę, jest NORMALNOŚĆ. Eureka! To coś lub ten ktoś, kto jest obok. Nie czerwone balony, bibeloty i chińskie lampiony. Nie „przymus” wyjścia 14. lutego, kiedy 15. może być równie miło, a zdecydowanie bardziej kameralnie. I, broń Boże, nie chodzi mi o świętujących tego dnia, a zajmujących o połowę mniej miejsca, singli! Wcale nie neguję walentynek, o nie! Podziwiam szalonych – zakochanych, którzy 14. lutego są w stanie stanąć na rzęsach, aby dopiąć swego i sprawić przyjemność drugiej połówce, bo albo tak chcą, albo „tak muszą”;-). Ale rozumiem też tych, którzy świętują wcześniej, później, inaczej, mniej hucznie albo… każdego dnia. I na swój sposób. Bo, moim zdaniem, najważniejsze to właśnie znaleźć SWÓJ SPOSÓB. Na walentynki. Na siebie. Na swoje życie. Dlatego bądźcie sobą zawsze i wszędzie. Jeśli macie ochotę świętować, lecieć balonem albo spełnić marzenie o dzikim safari, zróbcie to. Ale jeśli nie lubicie czy to walentynek, czy Helloween, po prostu ich nie obchodźcie. Nie róbcie niczego wbrew sobie. Nie zmieniajcie się aż tak, na siłę, bo trzeba. Nie zabierajcie sobie tylko szansy, aby przekonać się do szczęścia. Czasem nawet, jeśli jeszcze nie własnego, to cudzego. Powiecie, że to bez sensu? Że po co uszczęśliwiać innych, kosztem siebie? Przecież mówiłam, żeby nie robić niczego wbrew sobie… Zgadza się! Nie robić, ale i N I E Z A M Y K A Ć S I Ę! Dać samemu sobie szansę. Na lepsze dziś, albo przynajmniej całkiem znośne jutro;-). Zacznijcie od pokochania siebie. Nie tylko dzięki ilości lajków, ale tak po prostu, zwyczajnie. Nawet za spuszone halnym włosy (znam z autopsji). Taka miłość bywa trudna (może nawet bardziej od miłości względem drugiej osoby), ale daje nieocenione efekty. Duże i trwałe. Tak, tak, zdrowy egoizm jest na topie! Spróbujcie zacząć… może właśnie w walentynki;-)? A jeśli nie zdążyliście w te, może nie czekajcie do następnych? Może warto spróbować już teraz? Uśmiechnijcie się do siebie, do innych. Uśmiechnijcie się do tych, co chodzą z czerwonymi balonikami, ale i… smutnymi oczami. Może to właśnie WY będziesz początkiem ICH jasnej drogi. Do słońca. Do miłości. Do innej, lepszej, mniej bolesnej rzeczywistości? Życzę WAM tego z całego serca. Dzisiaj, później i kiedyś tam, kiedy te życzenia będą miały największą wartość spełnienia! <3 M. S.