Tomik Zygmunta Krukowskiego - Miejska Biblioteka Publiczna w

Transkrypt

Tomik Zygmunta Krukowskiego - Miejska Biblioteka Publiczna w
Miejska Biblioteka Publiczna w Nowej Rudzie - aktualności
Tomik Zygmunta Krukowskiego
Poniedziałek, 14 maja 2012 r.
Dodane przez: MBP Wydano
tomik poezji Zygmunta Krukowskiego. Dlatego Miejska Biblioteka Publiczna w Nowej Rudzie
składa serdeczne podziękowania posłance Monice Wielichowskiej, burmistrzowi Nowej Rudy Tomaszowi
Kilińskiemu oraz panu Waldemarowi Kowalowi prezesowi Agencji Ochrony Osób i Mienia K2, a także
Karolowi Maliszewskiemu, który był pomysłodawcą przedsięwzięcia. Za ich sprawą prawdziwy talent
znalazł dla siebie miejsce wśród pisarzy i poetów, którzy piszą o Nowej Rudzie, piszą o miejscu w którym
żyją, o jego codzienności, jego barwach i cieniach. Książki będą dostępne wraz z czasopismem literackim
„Logos”.
Zygmunt Krukowski – ur. 1951 r., poeta, felietonista, dramaturg, tłumacz. Emerytowany
pracownik KWK „Nowa Ruda”. Nagrodzony w konkursach poetyckich i dramaturgicznych.
Debiutował w prasie litrackiej w latach 70. W 1993 roku wydał arkusz poetycki Kosztowna
esencja (Noworudzki Klub Literacki „Ogma”). Tłumaczy poezję rosyjską, francuską i angielską.
Szczególnie cenione są jego przekłady wierszy Williama Blake'a.
Fragment książki autorstwa Karola Maliszeskiego pt. „Pociąg do literatury”, który dotyczy także
Zygmunta Krukowskiego.
Ubocze albo odsunięci poeci
Chciałbym zaproponować coś zupełnie odmiennego. Zejdźmy na chwilę z koturnu, opuśćmy teren
zarezerwowany przez ciągle ten sam zestaw nazwisk. Zajrzyjmy, Czytelniku, na ubocze, na „dalekie
prowincje milczenia”. Nieraz zdarza się, że żyją tam oryginalni artyści, którym już z natury nie zależy na
owej – znanej nam skądinąd – neurotycznie „układowej” promocji, którzy nie potrafią rozpychać się
łokciami i prawdę mówiąc, brzydzą się wyścigiem piśmiennych szczurów. Jeżeli stosy wierszy, którymi
ostatnio jestem obłożony, w jednostajności swojej i monotonii mogą wreszcie wydać perłę inności, to
ogłaszam, że chyba taką perłę wyłuskałem – w postaci wierszy Jerzego Wojciechowskiego z Bogatyni.
Moje zainteresowanie wzbudziła magiczna aura tych utworów, surowy klimat dalekiej Północy, krajobraz
ponury, ale etycznie czysty, z Bogiem jak zorzą na zamglonych krawędziach, krótko mówiąc: coś w
rodzaju „szamańskiego klasycyzmu”. To tak, jakby Wojciechowski wszedł swoją propozycją w pustą do tej
pory szufladę oryginalnej poetyki, która byłaby do wyobrażenia na styku światów młodego Miłosza i
późnego Wojaczka. I w pierwsze wrażenie pewnej staroświeckości tekstu wpisuje się drugie – obrazowej
odkrywczości, ryzykownego, ale własnego wartościowania. Najsilniejszą stroną niektórych z tych wierszy
jest tajemniczość, czyli wieloznaczne wykreowanie oddzielnego świata, który jedną ze swych granic
zakorzenia się ewidentnie w metafizyce. Tak powstaje szeroka i głęboka wizja antropologiczna, i tym
samym szczęśliwie udaje się uniknąć egotycznego bełkotu. Te wiersze opowiadają o strukturach czasu i
idei, historii i uczuć, nie skupiając się zanadto na losach własnych autora i jego pokolenia. Mais où sont les neiges d’antan?
Powietrze jest cierpliwe, chłodne.
Noc w zmarzlinach wiecznych, syberiach.
Niedopałek spada na ziemię,
nocny tramwaj przez tundrę przejechał.
To ostatnie lato w tym roku.
Jest sierpień i nie ma śniegu.
1/2
Gwiazd porosty trzymają się ciepło,
oddalają się od siebie
wszystkie brzegi.
Podobnej miary rzeczy, dodatkowo pogłębione o swoiście przeżywaną, „teatralizowaną”
lokalność, możemy znaleźć u poety właściwie nieznanego poza... Nową Rudą. I on ciężko
pracuje, metafizycznie, z wiersza na wiersz... Aż nie chce się wierzyć, że możliwe jest takie
samozaparcie w maskowaniu się, hodowaniu w zupełnej samotności talentu takiej klasy.
Wprawdzie wygrał we wczesnej młodości kilka konkursów poetyckich i znany był doskonale
niektórym krytykom, np. Markowi Garbali z Wrocławia, ale niesamowitość sytuacji polega na
tym, że autor ten nie chce żadnego wokół siebie „sztucznego ożywienia”. Sam nie wiem, jak to
się stało, że wydarłem mu kilkanaście wierszy z kilkuset poukrywanych po szufladach i
strychach, i wydałem w cienkiej książeczce zatytułowanej Kosztowna esencja. Nikt nigdy o tej książce nie
napisał i nie napisze, pozwolę sobie w tym miejscu to bolesne przeoczenie chociaż wzmianką naprawić.
Przy okazji zauważyłem w owych szufladach rękopisy pełne opowiadań, nieukończonych powieści oraz
dramatów, z których jeden, gdzieś kiedyś wysłany, zdobył od razu pierwszą nagrodę na konkursie
dramaturgicznym. Kim jest ten Don Kichot? Któż to napisał mi w dedykacji na tomiku: „Z Nowej Rudy, z
miejsca tego samego – aż do komizmu – cierpienia”?
2/2