Oduczyliśmy się mieszkać – pdf do pobrania

Transkrypt

Oduczyliśmy się mieszkać – pdf do pobrania
Rewolucja przemysłowa sprowadziła do miast
masy mieszkańców wsi. Podmiotem rozpoczętej
wówczas burzliwej urbanizacji stała się kamienica.
Dotąd spełniała ona wszystkie możliwe funkcje: była
miejscem, gdzie się spało, jadło, gotowało, produkowało praktycznie wszystko, co potrzebne dla funkcjonowania gospodarstwa domowego, wychowywało
się i uczyło dzieci, odpoczywało i przechowywało
majątek. Teraz mężczyźni i kobiety zaczęli rano
opuszczać swoje mieszkania i wychodzić do pracy,
dzieci do szkoły, wspólne posiłki ograniczyły się
do samej kolacji. Mieszkanie, w którym koncentrowało się całe życie rodziny,
zmieniło się w masowy dom noclegowy.
Ta sytuacja ułatwiła miastom absorbowanie ogromnej
liczby nowych lokatorów, choć nie mogła zahamować
coraz szybciej narastającego deficytu mieszkań.
Budowlany boom zawrotnej urbanizacji znacznie
pogorszył stan miejskiego środowiska. Zabudowywanie przestrzeni kamienicami tworzyło zamknięte,
ciemne i duszne podwórka. Rosła liczba kondygnacji
w obrębie struktury urbanistycznej, która często w ogóle tego nie przewidywała. Na przełomie XIX i XX w.
coraz istotniejszy staje się temat asenizacji (usuwania
nieczystości) – ukazując przy tym, jak bardzo zmieniły się wymagania co do warunków higienicznych
mieszkalnictwa. Pierwsza wojna światowa zmieniła
deficyt mieszkań w kryzys mieszkaniowy, zwiększył
go jeszcze kryzys gospodarczy z końca lat 20.
Nowe prądy w architekturze międzywojennej
próbowały znaleźć wyjście z tej sytuacji, wychodząc z założenia, że godziwe mieszkanie należy
do fundamentalnych praw człowieka i że rozwiązania tej kwestii nie można pozostawić żywiołowi
rynku. Równocześnie jednak szukano sposobów,
by obniżyć koszt mieszkania, uprzystępnić je także
najbiedniejszym. Pierwszą z propozycji stał się stary
już tekst Engelsa pt. „Problem mieszkania”. Zakładał
on, że potrzeby przestrzeni i higieny nie są przyrodzone i że na takie marnotrawstwo może sobie
pozwolić tylko burżuazyjna rodzina. Kiedy w końcu
rewolucja socjalistyczna ją zlikwiduje, prowadzenie
gospodarstwa znacznie się uprości.
Pouczającym przykładem realizacji tej koncepcji
w języku architektury jest projekt osiedla na równinie
pankrackiej w Pradze, dzieło kolektywu sekcji architektonicznej Lewego Frontu z roku 1930. Zgodnie
12
vladimír czumalo, jiří junek
oduczyliśmy
się mieszkać
o wpływie blokowiska na postrzeganie normy
z hasłem „mieszkanie bez gospodarstwa domowego”,
mieszkanie zostało tu zredukowane do jednoosobowej komórki o ogólnej powierzchni 14,80 m2, z tego
9,60 m2 powierzchni mieszkalnej. Było ono przeznaczone „wyłącznie do noclegu i życia prywatnego jednostki” i składało się z przedpokoju, umywalni z WC,
prysznicem i umywalką oraz z własnej przestrzeni
mieszkalnej, wyposażonej w szeroką wersalkę, stolik,
stół, wbudowaną szafę i półki na książki.
Praktycznie wszystkie funkcje mieszkania przechodzą przez proces centralizacji i profesjonalizacji: zamiast prywatnej kuchni, pralni i suszarni pojawia się
centralna infrastruktura,
w każdym domu są biblioteki, czytelnie, świetlice
i stołówka samoobsługowa. Dzieci przekazuje
się stopniowo do domów dziecka, emeryci lądują
w domach pogodnej jesieni, chorzy w szpitalach.
Komórek mieszkaniowych mieści się 20 na jednym
piętrze, pięter jest 15, 300 mieszkań tworzy jeden
dom, a takich domów-uli o wysokości 45 m jest 15.
Do tego dochodzą: dom kultury i rekreacji, centrum
sportowe, 6 domów dziecka, pawilon lekarski i kuchnia-fabryka. W ten sposób na równinie pankrackiej
mogłoby powstać miasto dla 5 tys. mieszkańców.
Niedostatki jakości higienicznej zabudowy blokowej
kompensuje rzędowy układ płytowych domów w stumetrowej odległości od siebie. Między nimi mieści się
park, korty tenisowe i promenady. Obniżanie kosztów
mieszkania odbywa się dodatkowo przez typizację
i normalizację produkcji budynków.
13
Już w latach 30., gdy roiło się od konkursów
na domy mieszkaniowe z minimalnymi mieszkaniami, pojawiła się krytyka tej koncepcji, która ignorowała indywidualne potrzeby człowieka, redukując
go do statystycznej jednostki określanej wyłącznie
poprzez funkcję pełnioną w społeczeństwie. Jednak
wywodzące się z formalizmu eksperymenty z kolektywnym mieszkaniem, normalizacją, typizacją
i uprzemysłowieniem architektury i budownictwa były
na rozmaite sposoby kontynuowane. Po zlikwidowaniu
studiów prywatnych zmuszono architektów do wstąpienia do wielkich instytucji zajmujących się planowaniem
przestrzennym, a ich praca została zindustrializowana
za sprawą podziału na proste, normatywnie ustalone
operacje. Funkcjonalistyczny ideał przemysłowo produkowanych elementów nadających się do szybkiego
montażu spełniły fabryki wielkich płyt. Ideał zdrowego
mieszkania z optymalnym oświetleniem i wentylacją
powołał do życia blokowiska, pozbawione potępianych
ulic i placów. Jest to środowisko, w którym mieszka
obecnie jedna trzecia ludności i w którym wychowały
się całe pokolenia, dzisiaj uciekające z bloków do
ich pseudomieszczańskich odpowiedników rodem
z irmowych katalogów.
Jest to pewne uproszczenie, ale za bloki i blokowiska odpowiedzialność ponosi w dużej mierze funkcjonalizm. Gdzie był błąd? Rewolucja socjalistyczna
nie zlikwidowała instytucji rodziny jako burżuazyjnego
przeżytku. Nie sprawdziła się też sprawnie działająca,
profesjonalna infrastruktura umożliwiająca mieszkanie
bez gospodarstwa domowego – przeciwnie, w socjalistycznym chronicznym niedostatku wszystkiego
znaczenie domowego gospodarstwa
jeszcze bardziej urosło.
Socjalizm nie przetworzył człowieka z indywidualisty w kolektywistę ani w racjonalnie myślącego
skromnego konsumenta. Potrafił tylko masowo
produkować minimalne mieszkania.
Jednak za sprawą masowej produkcji domów
z wielkiej płyty standard mieszkania rzeczywiście znacznie się polepszył. Dzisiaj narzekamy, że dopuściliśmy,
by bloki tak potwornie zniszczyły nasze miasta, lecz
trzeba pamiętać, że przejście z kamienicy w centrum
miasta do bloku na osiedlu dla wielu rodzin oznaczało
także: ciepło bez taszczenia wiader węgla z piwnicy
na czwarte piętro, własną łazienkę, bieżącą ciepłą
wodę, słońce w mieszkaniu. Na drugiej szali możemy
położyć wykorzenienie, utratę pamięci, przypadkowość
i nienaturalność stosunków społecznych, krzykliwy, blo-
14
kowiskowy kolektywizm oznaczający utratę przestrzeni
prywatnej, problemy z zakupami albo ze spędzaniem
wolnego czasu, niedostatek przestrzennego komfortu.
Na którą stronę przechyli się waga?
Zakłada się, że wszyscy chcą uciec z blokowisk.
Znamy jednak osoby, którym w bloku dobrze się
mieszka, a nawet takie, które potrafią w strukturze
osiedla i w lapidarnej architekturze blokowisk znaleźć
piękno. Trwożliwie unikamy słowa „osiedle”, ale co rusz
powstają coraz to nowe realizacje minimalnego mieszkania, choć obłudnie zamaskowane pozornie lepszą
architekturą o cechach „mieszczańskich”. Obserwując
rynek mieszkaniowy i budowlany, wyraźnie widać, jak
skutecznie bloki oduczyły nas mieszkać.
Zdecydowana większość prób architektonicznego ulepszenia bloków kończy się dość mizernym efektem: zwykle powstają tylko obrzydliwe karykatury bloków. Istnieją jednak rozwiązania, które dowodzą, że
ideę bloku da się jeszcze uratować.
W tym celu przede wszystkim trzeba się rozstać
z tradycyjnym rozumieniem bloku jako ciągu
mieszkań minimalnych. Ugruntowało się w nas
przeświadczenie, iż układ ten jest niezmienny
i że to nasze życie, które jest elastyczniejsze,
powinno się do niego dostosować. Może być jednak całkiem odwrotnie: układ daje się dostosować
do życia, konstrukcja pozwala i na poddasza (lofts),
i na corbusierowskie mieszkanka typu maisonette.
Płyty można zastąpić innym materiałem, twardy
graniastosłup rozbić w środku i na zewnątrz.
Ogromny potencjał stanowią płaskie dachy,
na które obecnie się nie chodzi i które sprawiają
tylko problemy wiecznie przeciekając. Odpowiednio
przerobiony dach może się stać podwórkiem albo
miniparkiem dla domu czy ulicy. Ważnym niedostat-
kiem blokowisk jest bowiem brak płynnego przejścia
pomiędzy przestrzenią całkowicie publiczną a ściśle
prywatną: podwórek, zacisznych małych przestrzeni,
wejść łączących kilka mieszkań.
Błędną strategią jest również zagęszczanie
przestrzeni, obciążające wolną strukturę i wygodę
stanowiącą pozytywny aspekt osiedla. Duże budynki publiczne nie przywrócą osiedlu „miejskości”
– tę można uzyskać poprzez realizowanie w nim
charakterystycznego dla miasta archetypu przestrzeni zamkniętej. Osiedle lepiej jest zamykać
i upodabniać je do
miejskich dzielnic z własną tożsamością.
Otwieranie go poprzez budowę wielkich centrów
handlowych czy zabawowych nie prowadzi do jego
ożywienia, przeciwnie – obciąża tylko jego i tak już
delikatną strukturę społeczną i przestrzenną.
Technologia budowania bloków jest już przedatowana, a ich ekonomiczna wartość okazała
się złudna. Osiedla jednak bynajmniej martwe nie
są, chociażby ze względu na ilość ludzi, którzy
je zamieszkują. Nie pozostaje nic innego, jak
tylko nie dopuścić, by zdziczały, przemieniając się
w etniczne lub społeczne getta. W tym celu trzeba
jednak pokonać ich socjalistyczną monolityczność
poprzez zwiększenie i zróżnicowanie ich oferty
mieszkaniowej. Idea kompleksów mieszkaniowych
nie jest martwa, a nie ma powodu pozbywać się istniejącego modelu mieszkania w sytuacji, w której
nie możemy powiedzieć jednoznacznie, iż model
ten się nie sprawdził.
15