(07) Tylko Bóg może odpuszczać grzechy (Ew. Marka 2:1-12)

Transkrypt

(07) Tylko Bóg może odpuszczać grzechy (Ew. Marka 2:1-12)
Pozwalamy i zachęcamy do kopiowania i rozprowadzania tego materiału w dowolnej formie,
pod warunkiem, że nie zmienia się tekstu w żaden sposób i nie pobiera opłaty poza kosztem reprodukcji.
Wszelkie wyjątki muszą być zatwierdzone przez autora i Zbór Ewangeliczny „Agape” w Poznaniu.
Tylko Bóg może odpuszczać grzechy (7)
Ewangelia Marka 2:1-12
Piotr Słomski (Peter Slomski)
Seria: Ewangelia Marka – Dobra nowina o Jezusie
14 czerwca, 2015 r.
Wiara kontra niewiara
Jak zapewne pamiętacie, już wcześniej wspomnieliśmy, że Marek dzieli służbę Jezusa na trzy etapy,
które toczyły się kolejno w Galilei, Judei i Jerozolimie. O służbie Jezusa w Galilei, w północnym
regionie Izraela, czytamy w rozdziałach 1-9; o służbie w Judei, południowym regionie Izraela, czytamy
w rozdziale 10, a o ostatnich dniach służby Jezusa w Jerozolimie, będącej głównym miastem Judei,
czytamy w rozdziałach 11-15. Służba w Galilei jest zdecydowanie najdłuższym etapem. Przez ostatnie
kilka tygodni studiowaliśmy rozdział 1 i obserwowaliśmy popularność Jezusa wśród Galilejczyków,
choć popularność ta wynikała z niewłaściwych pobudek. Dotarliśmy do rozdziału 2 i zarówno w tym
rozdziale, jak i następnym, zobaczymy jak sytuacja w Galilei przeradza się we wrogość – będzie to
początek zauważalnej opozycji ze strony przywódców żydowskich.
To właśnie jednak pośród mroków tej opozycji tożsamość Jezusa lśni jeszcze jaśniejszym
światłem. To co zobaczymy w następnym fragmencie z Ewangelii Marka 2:1-12, to dwie różne
postawy przyjmowane przez ludzi wobec Jezusa. Zobaczymy wiarę czterech zwykłych mężczyzn oraz
niewiarę przywódców religijnych. Kazanie będzie miało dwie części: pierwsza nosi tytuł „Wiara”
(wersety 1-5), a druga „Niewiara” (wersety 6-12). One obie – wiara i niewiara – rzucą światło na to,
kim naprawdę jest Jezus; to one rozstrzygną najważniejszą kwestię – odpuszczenie grzechów.
Pamiętajcie, że Marek kierował swoje słowa głównie do wierzących. Chciał im przypomnieć, że
otrzymali odpuszczenie grzechów od Jezusa i ich tym pocieszyć. Tytuł dzisiejszego kazania to „Tylko
Bóg może odpuszczać grzechy”.
Wiara
Pierwszy temat to „Wiara”. Wróćmy do wersetu 1, aby nakreślić tło: „I znowu, po kilku dniach,
przyszedł do Kafarnaum i usłyszano, że jest w domu”. Jezus wraca do Kafarnaum. Ze względu na
nieposłuszeństwo trędowatego, którego wcześniej uzdrowił, Jezus był zmuszony trzymać się z dala
od większych skupisk ludności. Ale kilka dni później mógł powrócić do Kafarnaum. Dowiadujemy się,
że „usłyszano, że jest w domu”. Powrót do Kafarnaum odbył się po cichu, ale wieści o powrocie
Jezusa natychmiast wzbudziły ekscytację. Dowiadujemy się, że Jezus był „w domu”.
Prawdopodobnie był to dom Piotra, ponieważ to tam przebywał poprzednim razem; niektórzy
jednak uważają, że jest to odniesienie do domu w Kafarnaum, gdzie Jezus mieszkał wraz ze swoją
matką Marią.
Niezależnie od tego, gdzie ten dom się znajdował, wieści o powrocie Jezusa sprawiły, że
zaczęły do niego napływać wielkie tłumy. O tym właśnie czytamy w wersecie 2: „I zeszło się wielu, tak
iż się i przed drzwiami już pomieścić nie mogli, a On głosił im słowo”. Zgodnie ze zwyczajem
1
panującym wtedy w tamtej części świata, ludzie przychodzili do czyjegoś domu bez zaproszenia.
Przyszło tak wielu, że wkrótce zabrakło miejsca dla kolejnych nadchodzących. Ludzie wciąż jednak
napływali i wydaje się, że część z nich była zgromadzona na zewnątrz, co wskazywałoby to na to, że
dom ten nie był tak duży jak inne i miał drzwi wychodzące na ulicę; to z kolei oznacza, że był
pozbawiony wewnętrznego dziedzińca. Czytamy, że Jezus „głosił im słowo”. Jezus troszczył się o to,
by ludzie usłyszeli dobrą nowinę i by mogli być zbawieni od swojego grzechu. Nie próbował wywrzeć
wrażenia na zgromadzonym tłumie poprzez dokonywanie cudów. Nie dostarczał im rozrywki.
Po prostu nauczał. Jezus mówił słowa Boga o nadchodzącym królestwie i konieczności upamiętania
się i wiary – „bo po to przyszedłem” stwierdził w Ewangelii Marka 1:38.
Podczas gdy Jezus nauczał, coś się wydarzyło. Werset 3 mówi: „I przyszli do niego, niosąc
paralityka, a dźwigało go czterech”. Pojawia się pewien paralityk. Wiemy, że musiał być poważnie
sparaliżowany, ponieważ niosło go aż czterech mężczyzn. Nie mogli się przedostać do Jezusa, bo było
tam wielu ludzi. Czy się poddali? Nie. Ta czwórka była bardzo zdeterminowana by dostać się do
Jezusa. Co zrobili? Marek informuje nas o tym. Spójrz co mówi werset 4: „A gdy z powodu tłumu nie
mogli do niego się zbliżyć, zdjęli dach nad miejscem, gdzie był, i przez otwór spuścili łoże, na którym
leżał paralityk”. Zniszczyli dom, aby ich przyjaciel mógł dostać się do Jezusa! Musiało im naprawdę
zależeć na tym przyjacielu i musieli wierzyć, że Jezus może mu pomóc.
Włamali się przez dach. Musimy pamiętać, że tamte domy nie wyglądały tak jak nasze.
Niektóre dzieci zapewne się zastanawiają: Jak udało im się przebić przez dach? Jak udało im się w
ogóle dostać na ten dach? Prawdopodobnie dom nie był zbyt wysoki, może miał tylko jeden poziom.
Dach tego domu był płaski i można było na nim stać lub siedzieć w czasie ciepłych wieczorów. Byłem
w Izraelu i widziałem, że wiele domów do tej pory tak właśnie wygląda. Zwykle od zewnątrz, na dach
prowadziły kamienne schody. To tłumaczy, jak się tam dostali, ale jak udało im się przebić przez
dach? W zwykłym domu, dach składał się z drewnianych belek, które przebiegały od ściany do ściany.
Belki te następnie przykrywano gałęziami drzew i ciernistych krzewów, kamiennymi płytami bądź
płytkami z wypalanej gliny. Pokrywano to wszystko warstwą gliny i uklepywano, aby zabezpieczyć
dom przed deszczem. Współczesne polskie tłumaczenia nie oddają dobrze tego, co ci mężczyźni
musieli zrobić. Najlepszy opis podaje Biblia Gdańska: „odarli dach, gdzie był Jezus, a przełamawszy
go...”
Jak już przebili się przez dach, spuścili swojego przyjaciela przed Jezusa. Z pewnością mieli
jakieś liny – być może był to sprzęt rybacki Piotra rozłożony na dachu, o ile był to jego dom. Ci
mężczyźni musieli naprawdę kochać swojego przyjaciela. Nie zniechęcili się tłumami. Nie zniechęcił
ich mocny dach. Tak bardzo im na nim zależało, że chcieli zanieść go do Jezusa. Czy my mamy taką
miłość wobec innych? Czy chcemy aby poznali Jezusa? Nie możemy ich fizycznie do Niego zabrać w
taki sam sposób jak ci mężczyźni, o których czytamy. Możemy to jednak robić słowami. Czy nasze
rozmowy z przyjaciółmi toczą się jedynie wokół pracy, polityki, filmów i muzyki? Czy za pomocą słów
przyprowadzamy innych do Jezusa? Czy kiedykolwiek powiedzieliśmy im ewangelię? Innym
sposobem przyprowadzania ludzi do Jezusa jest zabieranie ich ze sobą, by mogli usłyszeć nauczanie
z Bożego Słowa. Czy kiedykolwiek zaprosiliśmy ich na nabożenstwo? To właśnie przez głoszenie
Słowa ludzie dostępują zbawienia.
W tym konkretnym przypadku widzimy jednak coś więcej niż miłość. Przyjaciele paralityka
mieli wiarę! Spójrz, co mówi nam Marek w wersecie 5: „A Jezus, ujrzawszy wiarę ich, rzekł
paralitykowi: Synu, odpuszczone są grzechy twoje”. To dzięki ich wierze, Jezus wybaczył grzechy
paralitykowi, a następnie go uzdrowił. Nie mogliby zrobić tego co zrobili, gdyby nie wierzyli, że Jezus
2
może uzdrowić i że uzdrowi ich przyjaciela. Gdyby ich wiara była chwiejna, to poddaliby się widząc
wielki tłum, zaczęli narzekać już przy wnoszeniu noszy na dach, bądź też podczas rozbierania dachu,
któryś z nich mógłby pomyśleć: „To żenujące chłopaki. Skończcie to sami”. Jednak ta czwórka miała
prawdziwą wiarę! Bóg używa tego rodzaju wiary, aby objawić moc Jezusa.
Czy i my mamy taką wiarę odnośnie naszych przyjaciół? Ci mężczyźni byli wytrwali. Nie poddali
się. Czy i my jesteśmy wytrwali w naszych modlitwach? Miarą wiary jest modlitwa. Kiedy przyjaciele
napotykali na kolejne przeszkody, nikt z nich nie powiedział: „No cóż, te drzwi się zamknęły.
Widocznie taka jest wola Pana”. Czy nie powinniśmy być wytrwali w modlitwie o tych, którzy
potrzebują duchowego uzdrowienia – którzy potrzebują odpuszczenia grzechów? Czy naprawdę
wierzymy, że Jezus może zbawić? Czy naprawdę mamy wiarę w Jezusa? Nie możemy się więc
poddawać. To dzięki takiej wierze, takiej wytrwałości, takiej modlitwie, Bóg działa.
Tego typu wiara jest nie tylko wytrwała, ale i pełna poświęceń. Ktoś później musiał przecież
zapłacić za naprawę dachu – to wymagało czasu, pracy i wydatków. Wiara, która objawia moc
Chrystusa światu, jest zawsze gotowa ponieść koszty. Modlitwa wymaga czasu. Spotkania na
modlitwę wymagają czasu. Mówienie przyjaciołom i rodzinie o Jezusie wymaga odwagi. Jeśli jednak
mamy wiarę w Jezusa, jeśli naprawdę wierzymy, że Jezus może uzdrawiać duchowo, to będziemy
mogli tego dokonać. Pewien Brytyjski psycholog nazwał poczucie człowieka, że wszystko zostało mu
wybaczone – „najbardziej uzdrawiającą mocą świata”. Specjaliści twierdzą, że można by wypuścić
wielu pacjentów ze szpitali psychiatrycznych, gdyby tylko byli w stanie siebie przekonać, że ich wina
została wymazana. My nie potrzebujemy psychologów, aby nam mówili to, co i tak już wiemy z Biblii.
Największa potrzebą – zarówno waszą jak i moją – jest odpuszczenie grzechów przez Boga. Jeśli
naprawdę wierzymy, że w Jezusie możemy znaleźć odpuszczenie grzechów, to wiara ta będzie
widoczna w tym, co robimy i to z kolei przyciągnie innych do Jezusa.
Spójrz co Jezus powiedział człowiekowi złamanemu fizyczną chorobą: „Synu, odpuszczone są
grzechy twoje”. W użytym przez Jezusa zwrocie „synu”, kryje się troska i współczucie. Jednak Jezus
nie uzdrawia go fizycznie. Okazuje mu prawdziwe współczucie zajmując się jego najpoważniejszym
problemem. Największą potrzebą tego człowieka było odpuszczenie grzechów. Jego największą
potrzebą, było oczyszczenie z winy za grzech. Wiele zborów i organizacji misyjnych zatraciło się w
przypisywaniu głównego priorytetu potrzebom fizycznym i emocjonalnym, spychając potrzeby
duchowe na drugi plan. Duchowa potrzeba jest jednak nadrzędna, ponieważ grzech jest czymś
poważnym. Jezus nigdy nie traktował grzechu lekko. Nigdy nie powiedział: „Nie martw się, ciesz się
życiem”. Wręcz przeciwnie, uważał grzech za niewybaczalne odstępstwo od świętego Bożego prawa
(Ew. Marka 12:9-31) i ostrzegał ludzi przed nadchodzącym sądem (Ew. Marka 9:43-48).
Zaproponował również prawdziwe rozwiązanie. Wiedział, że człowiek nie jest w stanie pozbyć się
poczucia winy poprzez zrównoważenie swoich grzechów dobrymi uczynkami. W zamian Jezus
przyszedł nie tylko po to by głosić, ale również by dać nam jedyne możliwe rozwiązanie –
przebaczenie na podstawie zadośćuczynienia za grzech poprzez swoją śmierć (Ew. Marka 10:45;
14:22-24). Bez względu na fizyczną potrzebę paralityka, jego największą potrzebą było odpuszczenie
grzechu. Odpuszczenie było największym dziełem Chrystusa, ponieważ kosztowało Go to życie.
Kiedy Jezus mówi paralitykowi „odpuszczone są grzechy twoje”, to nie tylko ogłasza
odpuszczenie, ale również obmycie z grzechu. Jezus jest jedyną osobą, która mogła mu dać
odpuszczenie. Bóg nie może zwyczajnie powiedzieć, że nam wybacza, bez zapłaty za popełniony
grzech. To właśnie dlatego Jezus przyszedł na ziemię – aby zapłacić za grzech. To dlatego, Jezus może
powiedzieć temu człowiekowi: „Synu, odpuszczone są grzechy twoje”. Prawdopodobnie ta czwórka
3
przyjaciół o tym nie wiedziała. Wiedzieli jedynie, że Jezus mógł uzdrowić ich przyjaciela. To była ich
wiara. Być może byli zaskoczeni, że Jezus nie uzdrowił ich przyjaciela fizycznie, ale w zamian za to
uzdrowił go duchowo. My wiemy o wiele więcej niż tamta czwórka. Wiemy, że Jezus może uzdrawiać
duchowo. Wiemy, że możemy w Nim znaleźć odpuszczenie grzechów ze względu na to kim jest i co
zrobił na Golgocie. Wiemy, ale czy wierzymy? Czy mamy wiarę w Jezusa? Czy naprawdę wierzymy, że
jest On jedyną drogą do odpuszczenia grzechów? Jeśli tak to, co zamierzamy z tym zrobić? Czy
wykazujemy się wiarą? Czy mamy ten rodzaj wytrwałości i pełnej poświęceń wiary w
przyprowadzaniu naszych przyjaciół do Jezusa?
Niewiara
Ze względu na wiarę tych czterech mężczyzn, grzechy ich przyjaciela zostały odpuszczone. Byli jednak
inni, którzy nie wierzyli. Tym sposobem dochodzimy do naszej drugiej części zatytułowanej
„Niewiara”. Spójrz co mówi nam Marek w wersetach 6 i 7: „A byli tam niektórzy z uczonych w Piśmie;
ci siedzieli i rozważali w sercach swoich: Czemuż ten tak mówi? On bluźni. Któż może grzechy
odpuszczać oprócz jednego, Boga?”. Kim byli uczeni w Piśmie? Byli to znamienici ludzie i znawcy
spraw żydowskich. Uczeni ci oddawali się studiowaniu i nauczaniu praw i tradycji, które rządziły
życiem żydowskiej społeczności. Dowiadujemy się, że „siedzieli” pomimo tego, że miejsce to było
bardzo zatłoczone, co sugerowałoby, że oddano im należny przywódcom religijnym szacunek.
Wydaje się, że obawiali się rosnącej popularności Jezusa i chcieli Go mieć na oku.
Marek, w wersecie 7, mówi nam, że zakwestionowali to, co zrobił Jezus: „Czemuż ten tak
mówi? On bluźni. Któż może grzechy odpuszczać oprócz jednego, Boga?”. Zamiast cieszyć się ze
względu na człowieka, któremu grzechy zostały odpuszczone, byli źli. Jezus powiedział, że odpuszcza
mu grzechy. Myśleli więc sobie: „Za kogo ten cieśla z Nazaretu się uważa? Tylko Bóg może
odpuszczać grzechy! To bluźnierstwo!” Ich teologia nie była błędna. Trafili w dziesiątkę. Tylko Bóg
może odpuszczać grzechy. Błędne były natomiast wnioski, które wyciągnęli na temat Jezusa.
Wszyscy wiedzieli, że tylko Bóg może odpuszczać grzechy (2 Ks. Mojżesza 34:6-7;
Psalm 103:12; Ks. Izajasza 55:6-7; Ks. Jeremiasza 31:34; Ks. Micheasza 7:19). Oczywiście, w pewnym
sensie my też odpuszczamy, czy raczej wybaczamy grzechy innych. Ma to miejsce wtedy, kiedy ktoś
zgrzeszy przeciwko nam i podejmujemy decyzję, że nie będziemy się mścić, ale zamiast tego,
okażemy miłość i dobroć temu, kto nas zranił i nigdy nie będziemy używać przeciwko niemu
przeszłości (Ew. Mateusza 6:12-15; 18:21; Ew. Łukasza 6:37; List do Efezjan 4:32; List do Kolosan
3:13). To jednak odnosi się do osobistego grzechu popełnionego przeciwko nam. Nie możemy
odpuścić grzechu osobie, która zgrzeszyła wobec innej osoby. Co więcej, nie możemy odpuścić
grzechu osobie, która zgrzeszyła przeciwko Bogu. Tak naprawdę, każdy grzech jest grzechem
przeciwko Bogu. Kiedy Król Dawid zgrzeszył przeciwko Uriaszowi, zabijając go, oraz przeciwko
Batszebie, popełniając z nią cudzołóstwo, w Psalmie 51:6 modlił się do Boga: „Przeciwko tobie
samemu zgrzeszyłem i uczyniłem to, co złe w oczach twoich”. To dlatego też w Psalmie 51:3-4 pisał:
„Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski swojej, według wielkiej litości swojej zgładź występki moje!
Obmyj mnie zupełnie z winy mojej i oczyść mnie z grzechu mego”. Dawid wiedział, że tylko Bóg może
odpuszczać grzechy.
Uczeni w Piśmie stanęli na rozdrożu. Musieli dokonać wyboru. Mogli wybrać drogę, która
doprowadziłaby ich do uznania, że Jezus jest Bogiem lub drogę, która doprowadziłaby do
stwierdzenia, że nim nie jest. Odpuszczenie grzechów przez Jezusa świadczyło o tym że albo
4
twierdził, że jest Bogiem albo że był bluźniercą, który niesłusznie przypisywał sobie atrybuty i
przywileje boskie. Uczeni, niestety, wybrali tę drugą drogę. Wydaje się, że nie mogli znieść tego, co
czyny i słowa Jezusa mówiły o charakterze Boga – że okazywał współczucie i zbawiał grzeszników. Dla
nich, Bóg zbawiał jedynie prawych, prawych takich jak oni. Nie potrafili dostrzec własnych grzechów i
potrzeby ich odpuszczenia. Byli zaślepieni przez własną pychę i prawe, w ich przekonaniu, uczynki. To
dlatego nie mogli uwierzyć. Wiara pojawia się tylko wówczas, gdy jesteśmy świadomi własnego
grzechu. Wiara przychodzi, kiedy człowiek dojdzie do kresu swoich możliwości uświadamiając sobie,
że nie jest w stanie zasłużyć na przebaczenie – właśnie wtedy wiara zwraca się ku Jezusowi by w Nim
jedynie znaleźć odpuszczenie.
Jezus znał myśli, które kłębiły się w głowach uczonych i czytamy o tym w Ewangelii Marka 2:89: „A Jezus zaraz poznał w duchu swoim, że tak myślą w sobie, i rzekł im: Czemuż tak myślicie w
sercach swoich? Cóż jest łatwiej, rzec paralitykowi: Odpuszczone są ci grzechy, czy rzec: Wstań, weź
łoże swoje i chodź”? Jezus znał ich myśli. Rzucił im wyzwanie: Co jest łatwiejsze – powiedzieć temu
człowiekowi „twoje grzechy są odpuszczone”, czy „wstań i chodź”? Odpowiedź oczywiście brzmi –
łatwiej jest powiedzieć „twoje grzechy są odpuszczone”, bo trudno jest to udowodnić lub obalić. Nikt
nie może zajrzeć do serca bliźniego czy też wejść do sali tronowej Najwyższego, by dowiedzieć się
komu grzechy zostały odpuszczone a komu nie. Spróbuj jednak powiedzieć sparaliżowanej osobie
„wstań i chodź”. Cała twoja reputacja zawisłaby na włosku. Jest to o tyle trudniejsze, że gdyby
uzdrowienie nie nastąpiło, wtedy wszyscy by widzieli twoją porażkę i zakłopotanie. Natychmiast
zostałbyś uznany za oszusta.
To dlatego tak łatwo nam patrzeć na dzisiejszych tak zwanych uzdrowicieli jak na oszustów.
Dzięki tej prostej logice, Jezus postawił przywódców religijnych w bardzo trudnym położeniu. Jeśli
Jezus uzdrowiłby tego człowieka, co naocznie było o wiele trudniejsze do udowodnienia niż
stwierdzenie, że czyjeś grzechy są odpuszczone, to, jeśli byliby uczciwi, musieliby raz jeszcze
przemyśleć swoje oskarżenia. Musieliby co najmniej przyznać, że Jezus jest kimś więcej niż cieślą z
Nazaretu. W wersetach 10-11, czytamy co mówi Jezus: „Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma
moc odpuszczać grzechy na ziemi, rzekł paralitykowi: Tobie mówię: Wstań, weź łoże swoje i idź do
domu swego”. Chwilę wcześniej Jezus powiedział to co wydawało się „łatwe”. Teraz, aby dowieść, że
ma tak naprawdę moc odpuszczania grzechów, mówi to, co było uznawane w oczach przywódców
religijnych za trudne: „Wstań i chodź”.
Jezus kładzie tu na szalę swoją reputację. Jego tożsamość wisi teraz na włosku. Jeśli ten
człowiek nie zostanie uzdrowiony, to Jezus jest oszustem. Jest bluźniercą i kłamcą. Ostatecznie jest
tylko człowiekiem – niedoskonałym i upadłym człowiekiem. Jeśli jednak zda tę próbę, to udowodni,
że nie jest zwykłym człowiekiem. Jezus wiedział, że wiarygodność całej Jego służby i misji zależała od
skuteczności polecenia, które wyda temu człowiekowi. Świadom tego, daje mu trzy częściowy nakaz.
Najpierw mówi „wstań”. Bada tutaj wiarę tego człowieka. Czy uwierzy w to, o co Jezus go poprosił i
czy okaże posłuszeństwo? Po drugie „...weź łoże swoje...” Jezus wymagał natychmiastowego
posłuszeństwa. Po trzecie „...idź do domu swego”. Idąc do domu mógł tam świadczyć o mocy Jezusa,
dzięki której nie tylko został uzdrowiony, ale też dzięki której jego grzechy zostały odpuszczone. W
tym akcie uzdrowienia, Jezus nie używa dotyku jak w przypadku teściowej Piotra czy trędowatego,
ponieważ chce przede wszystkim zademonstrować swoją moc i władzę.
Zauważ co Jezus mówi w wersecie 10: „Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc
odpuszczać grzechy…” Nazywa siebie Synem Człowieczym. Ten zwrot pojawia się czternaście razy w
Ewangelii Marka. Istnieją różne opinie na temat istoty tego tytułu. Niezaprzeczalnie jednak ma on
5
znaczenie mesjanistyczne. Gdyby uczeni znali dobrze teologię, to wiedzieliby, że prorok Daniel
używał tego określenia w odniesieniu do nadchodzącego Mesjasza. „I widziałem w widzeniach
nocnych: Oto na obłokach niebieskich przyszedł ktoś, podobny do Syna Człowieczego” (Ks. Daniela
7:13). To prawie tak jak by Jezus używał tego określenia, aby nie było żadnych wątpliwości co do
tego, kim jest. Jest Chrystusem, co w języku greckim oznacza Mesjaszem. W następnym wersecie,
Jezus pokazuje, że jest kimś więcej niż ludzkim Mesjaszem. Uczeni stoją w obliczu bóstwa.
Spójrz na werset 12: „I wstał, i zaraz wziął łoże, i wyszedł wobec wszystkich, tak iż się wszyscy
zdumiewali i chwalili Boga, i mówili: Nigdyśmy nic podobnego nie widzieli”. Został uzdrowiony, a
Jezus zdał próbę. Dokonał tego, co było trudne jak i tego, co wydawało się z pozoru łatwe. Uzdrowił
człowieka i odpuścił mu grzechy. Zauważ jak ten trzy częściowy nakaz został wypełniony: „I wstał, i
zaraz wziął łoże, i wyszedł wobec wszystkich”. Ten człowiek uwierzył w Jezusa, posłuchał Go
natychmiast, a z użytego języka wynika, że wyszedłszy wobec wszystkich, poszedł do domu. W
przeciwieństwie do uzdrowionego trędowatego, okazał Jezusowi posłuszeństwo. Wiemy, że ten
człowiek jest zbawiony, bo Jezus odpuścił mu grzechy, ale mamy jeszcze jeden dowód – jego
posłuszeństwo. Ze względu na swoje posłuszeństwo, był publicznym świadectwem autorytetu
Jezusa. To sprawiło, że niewiara uczonych stała się niewybaczalna.
Wiara czy niewiara
To również sprawia, że nasza niewiara jest niewybaczalna. Wierzysz czy nie? Uzdrawiając tamtego
człowieka, Jezus pokazał kim był. Zademonstrował swój boski autorytet. Gdyby poddać jednego z
dzisiejszych, tak zwanych uzdrowicieli testowi i kazać mu uzdrowić sparaliżowanego człowieka, to nie
mielibyśmy gwarancji na to, czy podoła temu zadaniu czy nie. Kiedy Jezus chodził wśród nas jako
człowiek, wystawiono Go na próbę uzdrowienia sparaliżowanego człowieka i nie zawiódł. Gdyby
wystawiano go na próbę setki, tysiące a nawet miliony razy – to też by nie zawiódł. Dlaczego? Bo jest
kim jest. Przyszedłszy jako człowiek, aby przez tego typu uzdrowienia głosić, że przybliżyło się
Królestwo Boże i że nadszedł Król. Uzdrowienia tego typu pokazywały kim jest. W wersecie 12
dowiadujemy się, że „wszyscy się zdumiewali i chwalili Boga, i mówili: Nigdyśmy nic podobnego nie
widzieli”. To było coś niezwykłego.
Przez takie uzdrowienia Jezus obwieścił, że tylko On może odpuszczać grzechy. Przyszedł by
nas zbawić. Żaden anioł, ani człowiek na ziemi, żadna rada kościoła, ani duchowny jakiejkolwiek
denominacji, nie może zdjąć z sumienia grzesznika ciężaru winy i zapewnić mu pokoju z Bogiem.
Mogą z autorytetem obwieszczać czyje grzechy Bóg jest skłonny odpuścić, ale na podstawie
własnego autorytetu nie mogą rozgrzeszać. To jest wyłączne prawo Boga i to On tego dokonuje na
podstawie zadośćuczynienia, które zostało dokonane za nasze grzechy. Jest to konieczne ze względu
na świętość Boga. To właśnie dlatego sam Bóg stał się człowiekiem i dokonał zadośćuczynienia na
krzyżu, aby uczynić zadość i zaspokoić wymagania swojej świętości i sprawiedliwości. Bóg stał się
człowiekiem. Było to coś, czego uczeni nie byli w stanie pojąć. Myśleli: „Bóg nie może do nas przyjść i
dokonywać takich rzeczy z pokorą, okazując łaskę. Nie musi tego robić, to my powinniśmy być prawi i
uczynkami wypracowywać sobie odpuszczenie grzechów. Ten człowiek nie może być Synem Bożym”.
W swojej pysze odrzucili Jezusa.
Powiedzieliśmy już, że uczeni byli na rozdrożu. Mogli wybrać drogę, która doprowadziłaby ich
do uznania, że Jezus jest Bogiem lub drogę, która doprowadziłaby ich do stwierdzenia, że nim nie
jest. Niestety, wybrali niewłaściwą. Wybór ten pociąga za sobą wieczne konsekwencje. Zaledwie
6
kilka tygodni temu czytałem o starszym małżeństwie z Kaliforni, które pobłądziło w drodze do domu
swojego syna. Ten niewłaściwy zakręt okazał się śmiertelny. Dwa tygodnie później, po tym jak
uznano ich za zaginionych, odnaleziono ich na pustkowiu w odległej części okręgu San Diego – mąż
nie żył, a żona walczyła o życie. Sześćdziesięcio-ośmio letnia Dianna Bedwell, powiedziała śledczym,
że szukając skrótu utknęli na wyboistej drodze. Zagubiona i oszołomiona przeżyła dzięki deszczówce,
pomarańczom i ciasto. Martwe ciało jej męża, Cecila Knutsona, siedemdziesięcio-dziewięciolatka
znaleziono obok pojazdu.
O ileż poważniejsze będą konsekwencje, jeśli wybierzemy złą drogę w kontekście poznania
Jezusa Chrystusa. Tu nie chodzi jedynie o śmierć fizyczną, ale też duchową. Uczeni wybrali złą drogę.
W swojej pysze i samowystarczalności, w niewybaczalny sposób odrzucili Jezusa. Byli jednak inni,
którzy w Niego uwierzyli. Marek, w swojej Ewangelii, ukazuje nam sedno dobrej nowiny – ludzie
potrzebują Bożego odpuszczenia grzechów, a ono jest w Jezusie. To w jakim stopniu jesteś w stanie
dostrzec własną potrzebę odpuszczenia grzechów będzie czynnikiem determinującym to, jak
wyraźnie zobaczysz to, kim jest Jezus. Tylko Bóg może odpuszczać grzechy. Dlatego musisz przyjść do
Jezusa. On jest dobrą nowiną. Nie ustawajmy dopóki nie poznamy rzeczywistości słów Jezusa w
naszym życiu: „Synu, odpuszczone są grzechy twoje”.
© Peter Slomski i Zbór Ewangeliczny „Agape” w Poznaniu. Strona internetowa: www.agape-poznan.org
7

Podobne dokumenty