O profesorze Januszu Borkowskim

Transkrypt

O profesorze Januszu Borkowskim
O profesorze Januszu Borkowskim
– wspomnienia kolegi
Prośbę o napisanie wspomnień o Profesorze zw. dr hab. Januszu Borkowskim do Kwartalnika „Administracja TDP”, poświęconego Jego pamięci, traktuję jako zaszczytne wyróżnienie oraz dostrzeżenie moich długich, ożywionych i nie waham się powiedzieć
serdecznych z Nim relacji. Mają one jakby uzupełnić artykuły analizujące i przypominające zasługi oraz osiągnięcia Profesora w dziedzinie nauki prawa administracyjnego a także liczącą się działalność m.in. w Sądzie Najwyższym, Naczelnym Sądzie Administracyjnym, w Radzie Legislacyjnej czy Centralnej Komisji do Spraw
Stopni i Tytułu Naukowego.
Pierwsze moje spotkanie z Januszem miało miejsce we Wrocławiu na Zjeździe Katedr Prawa Administracyjnego w roku 1956.
Byliśmy obaj młodymi asystentami, zaszczyconymi możliwością
bezpośredniego zetknięcia się ze sławnymi profesorami, wysłuchania interesujących referatów i wypowiedzi poświęconych zagadnieniom teoretycznym oraz dydaktycznym, gdyż na dawnych
Zjazdach, w których uczestnictwo było dla pracowników uniwersytetów w zasadzie obowiązkowe, często dyskutowano o sposobach nauczania studentów, metodach prowadzenia zajęć i zainteresowania prawem administracyjnym oraz sposobach pomagania
w opanowaniu jego podstawowych zagadnień a także formach
egzaminowania. Zjazd wrocławski stworzył możliwości wzajemnego poznania się pracowników wszystkich ośrodków a przede
wszystkim nawiązania kontaktów między początkującymi asystentami. Kilkudniowe obrady, wycieczki po mieście, dzielenie się
różnymi doświadczeniami i przemyśleniami, stwarzały dobrą
podstawę do nawiązywania trwałych kontaktów w ramach „ro188
O profesorze Januszu Borkowskim – wspomnienia kolegi
dziny administratywistów”. Miałem szczęście poznać Janusza, co
zaowocowało wymianą licznych i długich listów w których dyskutowaliśmy na różne tematy, czasem trudne ale w większości przyjemne i służące zwiększeniu zainteresowania prawem administracyjnym. W wielu listach pisał mi o swojej rodzinie, Mamie,
którą bardzo szanował, żonie Marylce i synku jedynaku Adasiu.
Potrafił się dzielić swoją radością np. że Adaś ładnie się rozwija,
potrafi to i to robić i że czuje, że będzie miał różne zainteresowania. Wątki rodzinne w listach były częste przez cały długi czas naszej korespondencji. Pamiętam, że po latach trochę martwił się
i niepokoił że Adam po skończeniu ekonomii nie chce zostać na
uczelni i pracować naukowo ale następnie bardzo się cieszył że
robi karierę w praktyce i z dumą pisał o sukcesach w międzynarodowym biznesie. Z zadowoleniem pisał o żonie Adama Grażynce
a w okresie późniejszym o zagranicznych studiach wnuka Norberta oraz jego narzeczonej Hiszpance Jarze. Podziwiałem wielką
sztukę epistolarną Janusza i łatwość pisania.
Określoną zachętą do zbliżenia zespołów administratywistów
z Uniwersytetu Łódzkiego i Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej
był fakt że kierownicy naszych Katedr profesorowie Józef Litwin
i Emanuel Iserzon, przyjaźnili się i lubili wspominać wspólną aplikację adwokacją w jednej z warszawskich kancelarii w latach 20tych.
Kontakty z Januszem nie ograniczały się do wymiany listów
czy rozmów telefonicznych. Wykorzystywaliśmy różne możliwości spotkań. Różne konferencje, seminaria i spotkania naukowe
były najczęściej okazją do długich i interesujących rozmów. Na
seminariach był Janusz osobą zauważalną, aktywną, angażującą
się w różne dyskusje a po zostaniu profesorem z reguły proszony
był o przewodniczenie obradom oraz podsumowywanie dyskusji.
Bliskie kontakty z Januszem zaowocowały m.in. tym, że byłem
wielokrotnie zapraszany na UŁ jako recenzent prac habilitacyjnych i doktorskich a Janusz często w podobnym charakterze przyjeżdżał do Lublina.
189
Jan Szreniawski
Janusz był tym, którego można było się radzić w różnych
sprawach, często nawet osobistych. Potrafił poświęcać dużo czasu
na zastanawianie się nad problemami innych. Nie uchylał się od
dawania mądrych rad, z czego jak wiem wielu członków „rodziny
administratywistów” często korzystało. Wiem że liczne były wymiany zdań dotyczące tez przygotowywanych rozpraw doktorskich i habilitacyjnych a także innych publikacji. Wiadomo było że
na życzliwą i wnikliwą pomoc Janusza, na to że znajdzie czas np.
na napisanie recenzji rozprawy habilitacyjnej czy doktorskiej
a także przyjazd na obronę czy kolokwium można było zawsze
liczyć, ale wiadomo też było że nie wahał się pisać recenzji krytycznych czy nawet dyskwalifikujących przesyłane do zrecenzowania prace.
Byliśmy w ścisłym kontakcie w czasie pisania naszych prac
doktorskich i habilitacyjnych. Pamiętam Jego nadzieje a także
określone obawy przed otwarciem przewodu habilitacyjnego na
Uniwersytecie Wrocławskim, ale także radość że przewód prowadzony będzie we Wrocławiu w którym nauki administracyjne stoją na bardzo wysokim poziomie a pracownicy UWr są uczynni,
mili i życzliwi, do którego z wielką przyjemnością się zawsze jeździ.
Kierując jako prorektor UMCS tworzoną w latach 1969–1972
Filią UMCS w Rzeszowie, traktowaną jako początek tworzenia
Uniwersytetu Rzeszowskiego i kształcącą na początku prawników
a następnie i ekonomistów, starałem się studentom, pierwszych
w południowo-wschodniej Polsce stacjonarnych studiów uniwersyteckich, ułatwiać kontakty ze znanymi profesorami z różnych
ośrodków naukowych m.in. z UJ i UW. Profesorem który zechciał
kilkakrotnie przyjechać do Rzeszowa był Janusz, wygłaszał interesujące wykłady i nie szczędził czasu na spotkania ze studentami.
Studenci Filii UMCS cenili sobie możliwość spotkania z Profesorem, potrafili je właściwie wykorzystywać, podziwiali z jaką łatwością potrafił tłumaczyć nawet bardzo trudne i złożone zagadnienia i umiał zachęcać do dalszych własnych przemyśleń.
190
O profesorze Januszu Borkowskim – wspomnienia kolegi
Kontakty Janusza z Filią zaowocowały pobytami w czasie wakacji na praktykach robotniczych i obozach wypoczynkowych.
Praktyki robotnicze studenci Filii odbywali w bieszczadzkich lasach. Pracowali przy pielęgnacji lasów i sadzeniu drzew, mieszkali
w wygodnych pomieszczeniach organizowanych przez Nadleśnictwo i korzystali ze sprawnie działającej stołówki. Od początku
dzielili się na grupę tych, którzy chcieli zarobić a więc pracowali
dłużej oraz grupę chcących tylko zaliczyć praktykę a więc pracowali krócej. Praktyki łączyły się nie tylko z poznaniem prac leśnych i spotkaniami z pracownikami lasów, ale także z organizowaniem wycieczek i częstych spotkań wieczornych przy ognisku
połączonych ze śpiewaniem i tańcami. Wielu studentów chciało
przebywać na dwu turnusach, traktowało praktyki jako rodzaj
wakacji i miłego oderwania od obowiązków na uczelni a przy okazji zarobienia, ale nie zawsze to było możliwe gdyż limity przyjęć
na praktyki były w przedsiębiorstwach ograniczone. W czasie pobytu na praktykach Janusz umiejętnie nawiązywał kontakt ze studentami, który podziwiałem. Wieczorne rozmowy często przypominały twórcze rozmowy seminaryjne, ale były prowadzone
w miłej atmosferze. Obozy wypoczynkowe studentów Filii organizowane były w Lesku. Pobyt Janusza łączył się często z ożywionym kontaktem z młodzieżą, udziałem w różnych zabawach
i konkursach m.in. łowienia ryb, w określony sposób dowartościowywał studentów młodego dopiero tworzonego ośrodka uniwersyteckiego.
Udział Janusza w obozie wypoczynkowym studentów, przypominał mi dawny miły przyjazd z żoną Marylką i małym synkiem
Adasiem do podlubelskiej Pszczelej Woli, w której spędzałem wakacje ze swoją rodziną. Zaproszony przyjechał, zastrzegł że będzie
krótko, ale okolice Lublina bardzo mu się podobały i miły dla mnie
pobyt przedłużył się. Janusz chętnie wdawał się w rozmowy z nauczycielami Technikum Pszczelarskiego, dyskutował m.in. o hodowli matek pszczelich i ich wymienianiu w rojach, o zaletach
pszczół polskich, które nie są bardzo wydajne, ale wytrzymalsze
np. od pszczół amerykańskich czy kaukaskich na różne opryski
191
Jan Szreniawski
i nawożenia pól. Chętnie słuchał opowieści starych pracowników
dworu o zwyczajach rodziny hrabiów, dawnych właścicieli majątku przekazanego w czasie reformy rolnej na potrzeby szkoły rolno-pszczelarskiej. W czasie wycieczki na Roztocze, krótkim pobycie w Zamościu i Zwierzyńcu odpoczywaliśmy w Szczebrzeszynie.
Pamiętam jak mały Adaś zauważył, że w Wieprzu żabka pływa
„żabką” i z dumą nas o tym informował. Początkowo myślał, że
nazwy rzek Wieprz i Świnka w rzeczywistości nie istnieją, że są to
tylko dowcipy wymyślone przez starszych. Pamiętam jak na początku któregoś grudnia posłałem Adasiowi książkę pisząc, że
spotkałem Mikołaja, który prosił o jej przekazanie. Otrzymałem
podziękowanie z wyraźną uwagą, że on w Mikołaja nie wierzy.
Kiedyś Januszowi w czasie licznych wizyt w Lublinie pokazywałem stary niemiecki aparat fotograficzny, kupiony na targu staroci.
Zainteresował się nim i po kilku godzinach, bez pomocy fachowych narzędzi doprowadził aparat do użytku i zrobiliśmy nim
sporo fotografii.
W czasie któregoś wspólnego wypadu w Bieszczady, które Janusz bardzo lubił, zwiedziliśmy pieszo okolice Ustrzyk Dolnych
i Ustrzyk Górnych. Potrafił i chciał wdawać się w rozmowy z różnymi spotykanymi ludźmi, rolnikami, urzędnikami, nauczycielami.
Chętnie udzielał różnych rad a miał sporo wiedzy w różnych dziedzinach. Np. w jednym z hoteli z powodzeniem radził pracownikom co robić żeby z pieców nie dymiło i nie wydzielał się tlenek
węgla CO. Z powodzeniem i znawstwem reperował psujący się
motor naszego auta.
Miał dużo różnych zainteresowań, daleko wykraczających poza
sferę zawodową. Interesował się literaturą piękną i plastyką. Pokazywał z przyjemnością wiszące w Jego łódzkim mieszkaniu interesujące obrazy. Miał wrodzony talent techniczny i czasem żartowałem, że powinien raczej zostać inżynierem-wynalazcą niż
prawnikiem, ale odpowiadał że nie żałuje wyboru zawodu a prawo daje mu dużo satysfakcji. Osobiście robił zabawki dla syna
a następnie wnuka, samodzielnie naprawiał i modernizował różne
urządzenia domowe. Z zainteresowaniem śledził najnowsze roz192
O profesorze Januszu Borkowskim – wspomnienia kolegi
wiązania techniczne i interesował się rozwojem nauk przyrodniczych. Śledził w prasie popularno-naukowej informacje o odkryciach, hipotezach i planach badawczych. Lubił język francuski.
Bywał we Francji, z zainteresowaniem zwiedzał miasta, zabytki,
zbierał ciekawostki, poznawał specjalności lokalne, co warto podkreślić umiał się swymi wrażeniami dzielić z rozmówcami oraz
umiejętnie zachęcać do zainteresowania się różnymi sprawami,
nawet tymi, na które z reguły nie zwróciło by się uwagi.
Pamiętam jak prowadziłem z Januszem ożywioną korespondencję w czasie mego pobytu w Centre Européen Universitaire
w Nancy w roku akademickim 1959/60. Centrum uważane było
za szkołę eurokratów i finansowane w znacznej mierze przez Europejską Wspólnotę Gospodarczą EWG. Interesował się wieloma
sprawami m.in. możliwością poznawania prawa francuskiego
i jego stosowania w praktyce, możliwością korzystania z bibliotek,
relacjami z pracownikami Centrum i Uniwersytetu w Nancy oraz
kontaktami z prowadzącymi zajęcia profesorami z państw EWG
i urzędnikami wspólnoty. Zachęcałem go do wyjazdu. Po powrocie
z Nancy wielokrotnie podkreślał, że cieszy się że go namawiałem,
że pobyt we Francji znakomicie wykorzystał m.in. dla pogłębienia
znajomości języka i prawa francuskiego.
Janusz był bardzo pracowity, ciągle twórczy i umiał patrzeć
w przyszłość. Często nawet zwracałem uwagę, że nie powinien się
przepracowywać, że określone zadania typu pisanie podręcznika,
zamówionego artykułu czy korekty, mogą trochę poczekać i powinien nabrać sił na wakacjach. Że nie powinien dawać się wciągać
do nowych obowiązków czy członkostwa różnych czasochłonnych
komisji. Nie dawał się przekonać i uważał, że prawdziwy odpoczynek może mieć miejsce dopiero po zrealizowaniu określonych
zadań, że wakacje, w czasie których myśli się o jakimś twórczym
pisaniu, mogą być wypoczynkiem tylko połowicznym. Ciągle lubił
snuć różne plany swoich działań zawodowych, prywatnych i towarzyskich.
Pamiętam jak byliśmy razem w Radzie Legislacyjnej i Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułu Naukowego. Najczęściej sie193
Jan Szreniawski
dzieliśmy blisko siebie. Podziwiałem jego energię, łatwość wypowiadania się i umiejętność przekonywania do swoich poglądów.
Z pewnością miał znaczy wpływ na tworzenie dobrych przepisów
i zadowolenie z pomocy udzielanej zdolnym jednostkom starającym się uzyskać stopień doktora habilitowanego czy tytuł profesora. Do pracy w Radzie Legislacyjnej i Centralnej Komisji był
zawsze starannie przygotowany. Z jego opinią i ocenami bardzo
się liczono. To staranne przygotowanie do różnych działań budziło uznanie, ale i często zdziwienie. Pamiętam, gdy razem byliśmy
na wycieczce we Lwowie i w Brukseli, to do opowiadań przewodników oprowadzających po starych centrach tych miast, potrafił
dodawać sporo interesujących szczegółów a nawet prostować
niektóre ich opinie. Na pytanie skąd ma te wiadomości, odpowiadał że po prostu przed wyjazdem zaglądał do przewodników
i encyklopedii, gdyż zwiedzanie bez wstępnego przygotowania
jest z reguły niewiele warte a wrażenia szybko ulegają zapomnieniu.
Janusz zaangażował się z dużym zapałem w działalność Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Był przekonany, że jej działalność przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania, szczególnie w nowopowstałych szkołach prywatnych. Do swoich działań
podchodził bardzo poważnie i odpowiedzialnie. Pamiętam jak
został skierowany do przemysko-rzeszowskiej Wyższej Szkoły
Prawa i Administracji i telefonował mi do Lublina, że w takim dniu
przyjedzie pociągiem do Rzeszowa. Odruchowo powiedziałem
żeby zatelefonował do Szkoły to przyślą na dworzec PKP auto.
Odpowiedział, że nigdy tego nie zrobi, bo mogło by to być przez
ogólną opinię źle ocenione i komentowane i oczywiście przyjedzie
taksówką. Gdy przyjechałem do Rzeszowa zauważyłem, że swoją
wizytę w Szkole traktuje bardzo odpowiedzialnie. Pracowicie
chodził na wykłady i ćwiczenia prowadzone przez pracowników
Szkoły, po których omawiał szczegółowo swoje spostrzeżenia.
Gdy kilku pracowników Szkoły zaprosiło Janusza do restauracji na
obiad to odmówił, dodając że wspólny pobyt w restauracji mógłby
spotkać się z różnymi komentarzami. Pamiętam, że starałem się to
194
O profesorze Januszu Borkowskim – wspomnienia kolegi
zachowanie wytłumaczyć, mówiąc „taki jest Janusz”, że trzeba to
przyjąć do wiadomości i uszanować i nie traktować jako chęci jakiegoś wywyższenia się. Wyjeżdżając z Rzeszowa powiedział mi,
że po wizycie w Przemyślu i Rzeszowie, chyba uda mu się zmienić
panującą ogólną raczej niechętną opinię o szkołach niepublicznych, a wizytowana WSPiA zrobiła wyjątkowo dobre wrażenie, że
jest szkołą ambitną, na wysokim poziomie, dysponującą dobrą
i doświadczoną kadrą, doskonale zarządzaną a plany rozwojowe
dotyczące m.in. pozyskiwania nowych pracowników naukowodydaktycznych, tworzenia warunków dla prawidłowego awansu
już pracujących oraz tworzenia nowoczesnej bazy lokalowej, są
ambitne i co ważne realne. Wiem, że przy różnych okazjach wypowiadał się publicznie o przemysko-rzeszowskiej WSPiA bardzo
dobrze.
Był w pełnym tego słowa znaczeniu łodzianinem. Tu się urodził, chodził do szkół, studiował na UŁ, z którym związał się do
końca swego aktywnego i pracowitego życia. Lubił o Łodzi mówić.
Cieszył się osiągnięciami a w programach pobytów w Łodzi, jeśli
tylko pozwalał na to czas, było pokazywanie miasta, w czasie którego interesująco, występując jako przewodnik, opowiadał o historii, ostatnich osiągnięciach oraz planach rozwojowych.
Był ateistą, ale ze zrozumieniem oceniał tych, którzy mieli inne
poglądy, szczególnie tych, którzy często od niemowlęctwa poddawani byli wpływom określonych środowisk, indoktrynacji funkcjonariuszy związków wyznaniowych i nie potrafili po dojściu do
pełnoletniości obiektywnie patrzeć np. na pozycje różnych średniowiecznych instytucji, często niepotrafiących znaleźć sobie
właściwego miejsca we współczesnym świecie. Znał dobrze mitologię starożytnej Grecji i mitologię biblijną. Cenił tych, którzy
chcieli i potrafili swobodnie i bez uprzedzeń patrzeć na zmieniające się życie społeczne i stosunki międzyludzkie.
Znał wartość swojej pracy naukowej i działań. Nie był uparty,
ale czasem trudno było Go przekonać do zmiany zdania. Przed
wybraniem się na Zjazdy Katedr organizowane w ostatnich latach
zastanawiał się czy przyjechać. Zwracał uwagę, że teraz pracow195
Jan Szreniawski
ników jest bardzo dużo i giną w tłumie a organizatorzy nie zawsze
potrafią przyczynić się do stworzenia atmosfery określonego szacunku dla starszych profesorów a szczególnie tych, którzy są emerytami. Warto pamiętać, że bardzo poważnie i odpowiedzialne
traktowanie obowiązków nie przeszkadzało w stosunkach towarzyskich. Potrafił szczerze bawić różne towarzystwa opowiadaniem różnych ciekawych historii, anegdot czy dowcipów. Dobrze
się czuł w towarzystwie ludzi interesujących i życzliwych dla innych.
Chciałbym żeby tych kilka uwag osobistych i wspomnień zbliżyło wielką postać Profesora Borkowskiego szczególnie młodszym pracownikom Katedr Prawa Administracyjnego i studentom
kierunków prawa i administracji, tym którzy nie mieli możliwości
bliżej Go poznać. Zdaję sobie sprawę, że brak mądrego, uczynnego
i stale gotowego do życzliwej pomocy Przyjaciela, w licznym dziś
środowisku prawników administratywistów będzie wyraźnie zauważalny, ale jestem przekonany, że zachowamy Go w naszej
wdzięcznej pamięci a Jego postawa życiowa, twórcze osiągnięcia
i inspiracje będą nam długo towarzyszyć.
Jan Szreniawski
196

Podobne dokumenty