Artykuł prasowy: Niepokojące odkrycia uczenni
Transkrypt
Artykuł prasowy: Niepokojące odkrycia uczenni
Lernen aus der Geschichte e.V. http://www.lernen-aus-der-geschichte.de Der folgende Text ist auf dem Webportal http://www.lernen-aus-der-geschichte.de veröffentlicht. Das mehrsprachige Webportal publiziert fortlaufend Informationen zur historisch-politischen Bildung in Schulen, Gedenkstätten und anderen Einrichtungen zur Geschichte des 20. Jahrhunderts. Schwerpunkte bilden der Nationalsozialismus, der Zweite Weltkrieg sowie die Folgegeschichte in den Ländern Europas bis zu den politischen Umbrüchen 1989. Dabei nimmt es Bildungsangebote in den Fokus, die einen Gegenwartsbezug der Geschichte herausstellen und bietet einen Erfahrungsaustausch über historisch-politische Bildung in Europa an. Artykuł prasowy: Niepokojące odkrycia uczennicy w historii regionu Podobóz KZ Dachau – poszukiwanie śladów. Niepokojące odkrycia uczennicy w historii regionu. Artykuł Wulfa Petzholdta w „Abendzeitung München” z 22 lipca 1991 r. Hitler i następstwa jego polityki – również tym tematem zajmują sięszkolne gazety, systematycznie prezentowane w „Abendzeitung“. Dla siedemnastoletniej Anke Dörrzapf stało się to okazją do niezwykle niepokojących odkryć w historii regionu. W „Aiblizissimus”, gazetce swojego gimnazjum, opisuje, jak poszukiwała śladów „zapomnianego” podobozu KZ Dachau. Zainspirował ją artykuł w „Abendzeitung” o przerażającym losie Lissi Block, bawarskiej Anny Frank, która mieszkała bardzo blisko tego obozu koncentracyjnego pod Rosenheim. W Haidholzen były najpierw koszary, potem obóz dla 200 Żydów. Wyniszczenie przez pracę – takie było ich przeznaczenie, podobnie jak 600 000 robotników przymusowych, także z zakładów AEG, Dorniera, Siemensa. Wielu z tych, którzy z powodu choroby i głodu nie mogli dłużej pracować, wysyłano do Auschwitz. Do komory gazowej. W Haidholzen Anke Dörrzapf zwraca najpierw uwagę na budynek w stylu typowym dla architektury nazistowskiej... Dawniej mieściła się tutaj komendantura, obecnie siedziba administracji fabryki słodyczy. Obok szereg ogromnych hal. Z baraków, w których mieszkali więźniowie, ostałsię już tylko jeden, pomalowany dziwnie jasną farbą i ozdobiony kwiatami. Od zakończenia wojny mieszkają w nim uciekinierzy z Sudetów. „Kiedyś był tam Wehrmacht”, słyszy od nich Anke. A obóz koncentracyjny? „Nie, tu na pewno nic nie było” – zawsze ta sama odpowiedź. Podobnie mówią starsi mieszkańcy Haidholzen. A przecież więźniów często można było zobaczyć poza obozem, przy pracach na kolei lub w czasie przewożenia ich ciężarówkami przez Rosenheim. Pastor ewangelicki kiedyś coś słyszał o filii obozu koncentracyjnego, ale były to „wyłącznie pogłoski”. Chce pomóc Anke w dociekaniach, dzwoni więc do swojego katolickiego kolegi, ale ksiądz też mówi, że „tam nigdy nic nie było”. Bo gdzie był Wehrmacht, tam nigdy nie mogło być obozu koncentracyjnego. W urzędzie gminy Anke znajduje miejscową kronikę. 200 stron, ale ani słowa o obozie koncentracyjnym, zawsze tylko „obóz Wehrmachtu”. I dużo o „bezgranicznym cierpieniu” wypędzonych Niemców sudeckich. Kronika zawiera szczegółowe opisy tylko wówczas, gdy mowa jest o „ożywionym życiu kulturalnym”, o przedstawieniach teatralnych, o towarzystwie śpiewaczym funkcjonariuszy nazistowskich, których Amerykanie internowali tutaj po 1945 roku. Anke odnajduje autora kroniki, emerytowanego nauczyciela. „To był obóz koncentracyjny dla nazistów” - mówi, po czym dodaje: „Tu nie było obozu koncentracyjnego, przywożono tylko więźniów do pracy”. Wykonywali tutaj niewolniczą pracę dla BMW. Burmistrz chciał siędowiedzieć czegoś więcej od koncernu, po tym jak w muzeum w Dachau obejrzał dokumentację na temat podobozu w Haidholz. BMW odpisało, że „niestety” niewiele obecnie wiadomo o Haidholzen. Załączona jest kopia listy prac wykonywanych w podobozie. Anke: „Co ciekawe: kopia jest tak niewyraźna, że w zasadzie niczego nie da się odczytać”. Mimo to burmistrz zamierza postawić pomnik ofiar wyniszczenia przez pracę. Chociaż mieszkańcy gderają, że ten pomnik może umniejszyć„zasługi” Wehrmachtu. Po roku 1945 odnaleziono tylko jednego więźnia z Haidholz. Mieszka w Polsce, nie pamięta już nazwisk strażników z SS. Znajdują się one jednak w aktach KZ Dachau: lista obejmuje dwie i pół strony. Zakończenie relacji Anke Dörrzapf: „Nazwiska te przekreślono grubą czarną kreską tak, by stały się nieczytelne. Ze względu na ustawę o ochronie danych nie każdy ma prawo je poznać”. (Wulf Petzholdt)