Dokad idziesz 2015.02

Transkrypt

Dokad idziesz 2015.02
1
GAZETKA PARAFII RZYMSKOKATOLICKIEJ
P . W. WNIEBOWSTĄPIENIA PAŃSKIEGO
W JAśWINIE
ROK IX LUTY 2 / 90 / 2015
OKREZ ZWYKŁY w przepowiadaniu Dobrej Nowiny otwiera tajemnica chrztu Chrystusa, który przyjął go
z rąk Jana Chrzciciela znad Jordanu. „To jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. (Łk 3,22) - odezwał się wtedy głos z nieba, który podkreślił godność Chrystusa i konieczność przyjęcia przez nas Pana
przez wiarę i nawrócenie. Bóg jest bliski człowiekowi, a Jezus poprzez uwolnienie ludzi spod władzy diabła
sprawia, że człowiek czuje obecność Boga. Skoro Pan ma moc uciszać burzę, to tym bardziej możemy
oddać Mu nasze troski i niepokoje. Oddać Mu przyjęty przez nas krzyż miłości i służby. Zaufać Mu, że z Jego
pomocą mogę być dobrym dla wszystkich, mogę odeprzeć zazdrość i wszelkie zgorszenie, trwać w miłości
Boga i człowieka, szanować miłość małżeńską, uwolnić się od egoizmu. Trzeba jednak całkowicie zawierzyć
Bogu. Siłę do takiej postawy daje nam Chrystus w Eucharystii. (Na podstawie „Programu Duszpasterskiego” opr. ksk}
OKRES ZWYKŁY: „Kim On jest?”
Program adoracji: Uciechów – wystawienie Najświętszego Sakramentu po Mszy św.
o g. 9. 30. Adoracja do g. 12. 00. Stoszów - wystawienie Najświętszego Sakramentu
po Mszy św. o g. 11. 00. Adoracja do g. 13. 30. Jaźwina - wystawienie Najświętszego
Sakramentu po Mszy św. o g. 12. 15. Adoracja do g. 15.00. O g. 15.00 Koronka do Bożego
Miłosierdzia. Zakończenie adoracji.
Dlaczego adoruję – świadectwo Doroty:
... adoracja jest mi potrzebna do tego, BY BYĆ…
… by zajrzeć do własnego wnętrza ( co tam boli i cieszy );
… by przedstawić Panu Jezusowi swoje problemy;
… by spojrzeć na siebie z Jego strony ( co jest uzdrawiające );
… by zobaczyć innych ludzi, ich problemy i wstawiać się za nimi;
… by zauważyć działanie Boga w świecie;
… by nabrać odwagi – by maksymalnie zaufać Mu;
… by moja wiara była żywa;
… by dziękować Mu za wszystko;
… by radować się, że JEST; w ciszy adorować Jego obecność.
... a „owocem ciszy jest modlitwa; owocem modlitwy jest wiara;
owocem wiary jest miłość; owocem miłości jest służba” (bł. Matka Teresa) – dlatego ta cisza
jest warunkiem życia duchowego. Dorota.
Niepełnosprawni, niewidomi, głuchoniemi, trędowaci, opuszczeni, samotni... Wszystkie te hasła, choć znacząco się różnią, to ograniczają się do jednej wielkiej rodziny - rodziny osób
chorych i cierpiących; osób, które zostały pokrzywdzone przez los; osób, którym być może śmierć spojrzała prosto w oczy; osób, które już nigdy nie będą
zdrowe nie tylko fizycznie, ale i też duchowo... 11 lutego 2015 roku obchodzimy XXIII Światowy Dzień Chorego. To świetna okazja, aby zastanowić się nad
sensem ludzkiego bytu i cierpienia, które w dzisiejszych czasach przedstawiane
jest w ciemnych, wręcz czarnych barwach. Nic dziwnego. Nasze pierwsze skojarzenia, gdy usłyszymy to słowo, odnoszą się do chorób, śmierci, smutku. Czy tak musi być zawsze?
Niejednokrotnie krzyż, jaki musimy dźwigać my lub nasi bliscy, znajomi, pozwala cieszyć się drobnymi rzeczami, które dotychczas były przez nas niezauważane. Człowiek cierpiący lub chory cieszy się każdą przeżytą
chwilą, dniem, słońcem, pogodą, śpiewem ptaków. Zdrowa osoba powiedziałaby, że to głupota, aby poświęcać swój cenny czas na takie błahostki, ale nieraz nasze życie w ciągu kilku sekund przewraca się tak do góry
nogami, że pozostaje nam tylko takie zajęcie. Człowiek w jednej chwili może stać się wegetatywną roślinką,
a mimo to w dalszym ciągu nie doceniamy tego największego daru, jakim jest nasze życie - życie, które
powinno być otoczone szczególną troską...
Inicjatorem Światowego Dnia Chorego był Jan Paweł II - nasz rodak, który cierpienie znał od najmłodszych
lat. Najpierw stracił matkę, brata, ojca, potem przeżył trudne czasy II wojny światowej, następnie stanął ,,oko w oko" z komunizmem, a później będąc już papieżem, wielokrotnie cierpiał z powodu chorób, zamachu na
jego życie, aż w końcu z tego powodu, że nie mógł w swoich ostatnich
dniach pełnić funkcji otrzymanej od samego Boga, a jednak nigdy nie
mówił otwarcie, że jest mu źle, tak bardzo źle... To jest prawdziwa sztuka
przyjmowania cierpienia; brania krzyża chorób, upokorzeń i innych ciosów na swoje ramiona tak, jak uczynił to Chrystus, czyli Ten, który z miłości przez ogromne cierpienie oddał swoje życie dla zbawienia ludzkości.
Pamiętajmy w tym wyjątkowym dniu o wszystkich chorych. Dla wielu
jest to niepowtarzalna okazja, aby odwiedzić swoich najbliższych w szpi talach, hospicjach, domach opieki społecznej czy domach spokojnej
starości, o których niejednokrotnie bywa, że zapominamy w ciągu roku...
Czasami wystarczy krótka chwila obecności, mały uśmiech czy potrzymanie za rękę, aby sprawić, żeby tacy ludzie odczuli to, że mają
jeszcze dla kogo żyć, że są coś warci. Niech nasza modlitwa będzie
dla nich nadzieją na lepsze jutro...
Święty Janie BoŜy, Wielki Sługo Boga,
posłany do chorych , aby nieść im
ulgę w cierpieniu i być im pociechą;
spraw swoją miłosierną przyczyną,
abyśmy doznali pomocy w naszych
chorobach, a wszystkie cierpienia
znosili męŜnie i wytrwale.
Ty pielęgnowałeś Jezusa na ziemi
słuŜąc chorym, prosimy Cię, wyproś
nam łaskę zdrowia, aby blask Twojej
świętości przyświecał nam w Ŝarliwej
modlitwie. Przybądź nam z pomocą
i polecaj Matce Uzdrowienia Chorych.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Święty Jan Boży ojciec ubogich i chorych W portugalskiej mieścinie zwanej Montemayor El Nuevo, o świcie 8 marca
1495 roku, przyszedł na świat Jan Ciudad. Po pięćdziesięciu pięciu latach w 1550 roku, zakończył swe
ziemskie życie jako Jan Boży. Życie Jana Bożego przypadło na czasy poznawania nowych światów.
Przyszły Święty urodził się zaledwie trzy lata po odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Być może
właśnie klimat tamtej epoki sprawił, że jako dziecko też był ciekawy obcych krain. Jan wcześnie opuścił
dom rodzinny, bo zaledwie w wieku ośmiu lat. Towarzyszyły temu zagadkowe okoliczności. U jego
rodziców znalazł gościnę pielgrzym zmierzający do Hiszpanii. Prawdopodobnie pod wpływem jego
barwnych opowieści chłopiec postanowił uciec z domu. Wraz z nieznajomym dotarł do hiszpańskiej
miejscowości Oropesa. Tu opiekę - a później wykształcenie - uzyskał w rodzinie zarządcy trzód. Zaczął pracować,
osiągnął życiową stabilizację. Lecz po blisko 20 latach spędzonych w Oropesie zdecydował się porzucić przybraną
rodzinę i wstąpił do wojska jako ochotnik. Wziął udział w walkach hiszpańsko-francuskich. Usunięty karnie ze służby
(nie upilnował łupów wojennych) wrócił do Oropesy. Po kilku latach jednak znów się zaciągnął. Tym razem do wojska,
które udało się aż na Węgry, aby stawić czoła sułtanowi tureckiemu Sulejmanowi II Wspaniałemu. Po powrocie
z dalekiej wyprawy wojennej postanowił odwiedzić - po 30 latach - swoje rodzinne strony. Dowiedział się wówczas
tragicznej prawdy o losie swoich rodziców. Po jego zniknięciu matka zmarła ze zgryzoty, a ojciec - straciwszy i syna,
i żonę, udał się do Lizbony, gdzie wstąpił do klasztoru franciszkanów, tam też świątobliwie dożył swoich dni. Próbując
uciec przed wyrzutami sumienia, Jan Ciudad wyjechał do Afryki, do Ceuty. Najął się do katorżniczej pracy przy budowie
fortyfikacji. Później - z nakazu swego spowiednika - wrócił do Europy i począł rozczytywać się w książkach religijnych,
a także zajął się ich rozpowszechnianiem. W czasie gdy Jan zajmował się handlem książkami, przydarzyła mu się
znamienna historia. Wędrując z koszem książek na plecach, napotkał utrudzonego drogą małego chłopca. Dziecko było
bose i biednie ubrane. Jan dał chłopcu własne obuwie, które jednak okazało się za duże na dziecięce nóżki.
W tej sytuacji Jan, chcąc ulżyć zmęczonemu dziecku, posadził je na koszu i poniósł dalej. Tak dotarli do źródła,
przy którym zatrzymali się na odpoczynek. Wtedy Jan zauważył, że chłopiec trzyma w ręce otwarty do połowy
owoc granatu, z którego wystaje krzyż. Jakież było jego zdziwienie, gdy dziecko odezwało się do niego: "Janie
Boży, Granada będzie dla ciebie krzyżem!" Po chwili chłopiec zniknął. Granada stała się dla Jana przede
wszystkim miejscem ostatecznej przemiany. Sprawiło to kazanie, które wygłosił tu 20 stycznia 1539 r. Jan z
Avili. Ten kapłan, zwany apostołem Andaluzji, nawoływał do wystrzegania się grzechu. Czynił to w tak gorących
słowach, że Jan Boży opuścił kościół dogłębnie poruszony. Jeszcze tego samego dnia porozdawał potrzebującym dzieła
religijne i inne wartościowe przedmioty, które posiadał. Ogarnięty uczuciem żalu za grzechy głośno błagał Boga
o przebaczenie i wzywał miłosierdzia Bożego. Ludzie, którzy obserwowali jego zachowanie, byli zdania, że Jan postradał
zmysły. Umieszczono go w szpitalu, na oddziale dla psychicznie chorych. Przyszło mu tu doświadczyć brutalnych metod,
jakie wówczas powszechnie stosowano wobec osób z zaburzeniami psychicznymi. Nie skarżył się jednak, za to z dużą
ofiarnością stawał w obronie swoich towarzyszy niedoli. Doznane cierpienia sprawiły, że dojrzewała w nim decyzja
o założeniu własnego szpitala, w którym chorzy byliby godnie traktowani. Na realizację tego zamiaru nie trzeba było
długo czekać. Gdy po kilku miesiącach Jan opuścił szpital, całkowicie oddał się służbie chorym. Dobrowolnie skazał się
na życie w ubóstwie pośród najbiedniejszych mieszkańców Granady. Dzielił się z nimi tym, co otrzymał za sprzedaż
uzbieranego drewna. Zaczął ich też organizować w grupę ludzi niosących sobie wzajemnie pomoc. A gdy zamożni
mieszkańcy Granady dostrzegli pozytywne efekty tych wysiłków, otrzymał środki na zakup ziemi przy ulicy Lucena,
w którym urządził przytułek dla bezdomnych. Na piętrze wydzielił pokoje dla chorych. Ten pierwszy szpital Jana Bożego
był bardzo skromny, ale pod względem metod pracy korzystnie odróżniał się od innych ówczesnych placówek
medycznych. Dbano tu o higienę, powszechnie jeszcze wtedy lekceważoną. Osoby chore psychicznie Jan Boży oddzielił
od reszty chorych i postępował z nimi łagodnie, a nie tak, jak jego traktowano, gdy przebywał w szpitalu. Aby wyżywić
swoich podopiecznych, codziennie obchodził miejscowe targi przed zamknięciem, chcąc uzyskać od handlarzy
niesprzedane resztki towaru. A ponieważ to nie wystarczało, żebrał wśród bogatszych mieszkańców Granady.
Otrzymywał pozostałości z posiłków, czasem trochę pieniędzy. Dowód wyjątkowego oddania chorym
dał Jan Boży w połowie 1549 r., kiedy w Szpitalu Królewskim w Granadzie wybuchł groźny pożar.
Liczni świadkowie widzieli, jak Jan wielokrotnie wchodził do płonącego budynku i wynosił stamtąd
chorych, którzy nie mogli się wydostać o własnych siłach. Później uratował jeszcze część sprzętów.
W pewnej chwili świadkom zdarzenia wydawało się, że nikt nie zdoła już wyjść na zewnątrz. Ku
zdumieniu wszystkich, po dłuższym czasie, Jan ukazał się znowu, mając tylko osmolone brwi i rzęsy.
Uznano to za cud. Ostatecznie nie ogień, lecz woda doprowadziła Jana Bożego do kresu ziemskiej
wędrówki. Chciał on uratować chłopca, który tonął w wezbranych nurtach rzeki. Skok do lodowatej
rzeki przypłacił ciężką chorobą. Czując zbliżającą się śmierć, poprosił współbraci, aby pozostawili go
w samotności. Umarł podczas modlitwy i trwał w pozycji klęczącej około sześciu godzin po śmierci. Odejście św. Jana
Bożego pogrążyło w smutku całą Granadę. Na pogrzeb przybyły nieprzebrane tłumy ludzi. Trumnę tego, który za życia
służył najbiedniejszym ponieśli przedstawiciele bogatych rodów. Ciało złożono w bocznej kaplicy kościoła Matki Bożej
Zwycięskiej, gdzie niebawem wydarzyło się wiele cudów.
Prafia Rymskokatolicka
p.w. Wniebowstąpienia Pańskiego
w Jaźwinie.
MSZE ŚW. W NIEDZIELE I ŚWIĘTA:
Jaźwina
g. 8. 00 i 12. 15
Uciechów g. 9. 30
Stoszów g. 11. 00
WIECZYSTA ADORACJA
Niedziela 1.02. 2015 Program na str. 1.
OFIAROWANIE PAŃSKIE.
Matki BoŜej Gromnicznej .
Poniedziałek 2.02.2015.
Msze św. w parafii:
Stoszów g. 16.00; Uciechów g. 17.00;
Jaxwina g. 18.00. Poświęcenie gromnic.
Dzieci pierwszokomunijne otrzymają
świece.
DUSZPASTERSTWO CHORYCH:
Chorych w styczniu odwiedzę:
W Jaźwinie i w Stoszowie w piątek
06.02. od godz. 10.00 w Uciechowie
w sobotę 07.02.. od godz. 10.00
CHRZTY
- w drugie niedziele kaŜdego miesiąca
- chrzest naleŜy zgłosić dwa tygodnie
przed tą uroczystością.
Wymagane dokumenty:
- świadectwo urodzenia dziecka z USC;
-zaświadczenie rodziców chrzestnych,
Ŝe są praktykującymi katolikami.
Po zaświadczenie zgłaszamy się do
księdza w miejscu aktualnego zamieszkania .
świadectwo ślubu kościelnego
jeŜeli małŜeństwo zostało zawarte
poza naszą parafią.
Chrzestni jeśli nie są z naszej parafii
powinni dostarczyć zaświadczenie od
swego Księdza Proboszcza, Ŝe spełniają
warunki, aby pełnić godność
chrzestnego. MłodzieŜ, po bierzmowaniu, zaświadczenie uczęszczania
na katechezę ( od Katechety).
ŚLUBY;
- narzeczeni zgłaszają się trzy
miesiące przed planowanym dniem
zawarcia małŜeństwa.
Wymagane dokumenty:
- dowód osobisty,
- aktualne świadectwo chrztu św.
waŜne trzy miesiące do daty ślubu,
- świadectwo bierzmowania,
- zaświadczenie o uczestnictwie
w katechezach przedmałŜeńskich.
Narzeczeni mieszkający poza
granicami Polski wszystkie sprawy
związane ze ślubem kościelnym
załatwiają w Polskiej Misji kraju,
w którym aktualnie mieszkają.
Kancelaria parafialna.
Czynna w soboty:
godz. 8.00 – 9.00
15.00 – 16.00
tel. 74 893 80 20
e-mail:
[email protected]
Na sprzedaż. Pewna młoda para weszła do największego sklepu z zabawkami w całym mieście. Mężczyzna i kobieta długo oglądali kolorowe zabawki
ułożone na półkach, uczepione pod sufitem, radośnie rozłożone na krzesłach. Były tam płaczące i śmiejące się lalki, gry elektroniczne, małe kuchenki, w których można było
upiec pizzę i ciasto. Oni jednak nie potrafili się zdecydować i poprosili o radę uprzejmą sprzedawczynię.
– Widzi pani – rzekła kobieta – mamy małą córeczkę, lecz bardzo często przebywamy poza domem, zarówno w dzień, jak i wieczorem. Zauważyliśmy, że
dziewczynka rzadko się uśmiecha – dodał mężczyzna. – Chcieliśmy kupić coś, co uczyniłoby ją
szczęśliwą – podjęła kobieta – nawet, gdy
nie ma nas w domu ... Coś, co sprawiłoby jej
radość, kiedy jest sama.
Przykro mi, uśmiechnęła się grzecznie
sprzedawczyni – ale my nie sprzedajemy
rodziców. (Bruno Ferrero:”Ważna róża)
Wraz z poczęciem dziecka rodzice zaciągają wobec
niego dług większy, niż są sobie w stanie wyobrazić.
Wszystkie maluchy przychodzą do nas z biletem
wstępu do życia i mówią nam: „Przywołałeś mnie
tutaj, jestem więc. Co mi dasz?” W większości tak
rozpoczyna się każde zadanie wychowawcze.
Pewien piętnastolatek napisał taki wiersz:
Pragnąłem mleka A dostałem butelkę ze smoczkiem. / Pragnąłem rodziców
A dostałem zabawkę. / Pragnąłem rozmowy A dostałem telewizor. /
Pragnąłem się uczyć A dostałem świadectwo szkolne. / Pragnąłem myśleć
A dostałem wiedzieć, / Pragnąłem być wolny A dostałem dyscyplinę, /
Pragnąłem miłości A dostałem normalność, / Pragnąłem zawodu
A dostałem posadę, / Pragnąłem szczęścia A dostałem pieniądze, /
Pragnąłem wolności A dostałem samochód, / Pragnąłem sensu A dostałem
karierę, / Pragnąłem nadziei A dostałem strach, / Pragnąłem zmieniać świat
A dostałem litość, / Pragnąłem żyć ...
Pewien mistrz zgromadził swoich uczniów i zapytał ich: ”Co jest początkiem
modlitwy – jak rozpoczyna się modlitwa?”
Pierwszy odpowiedział, że rozpoczyna się w potrzebie. Kiedy bowiem znajduję
się w potrzebie, to w naturalny sposób zwracam się do Boga”.
Drugi odparł: "W radości. Kiedy bowiem się raduję, moja dusza wyzwala się
z zagubienia i ciasnego domu zatroskania i wznosi się do Boga”.
Trzeci rzekł; „ W ciszy. Bowiem kiedy wszystko we mnie milczy, Bóg może
przemawiać ”.
Czwarty powiedział: „ W gaworzeniu dziecka. Dopiero bowiem kiedy staje się
jak dziecko, gdy nie wstydzę się gaworzenia przed Bogiem, On jest wielki,
a ja zupełnie mały, a wówczas wszystko jest dobrze.
Mistrz odpowiedział: „ Wszyscy daliście prawidłową odpowiedź, jednak jest
jeszcze jeden początek, a on jest wcześniejszy od tych przez was wymienionych.
Modlitwa zaczyna się u Boga samego. To On zaczyna , nie my”. (Klaus Hemmerle)