Oni SĄ WŚRÓD NAS

Transkrypt

Oni SĄ WŚRÓD NAS
Klub Ludzi Artystycznie Niewyżytych – II LO w Krośnie 2007
Oni SĄ WŚRÓD NAS
Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie może przyjść do Ciebie. Może przyjść w postaci człowieka albo nawiedzić Cię
we śnie. Nie lękaj się jej. Wysłuchaj uważnie, spełnij jej prośbę. Zapłaci Ci każdą cenę, by tylko skończyć swoje cierpienie. Bo dusze w czyśćcu bardzo cierpią, ale potrafią się też pięknie odwdzięczyć.
Joasia
Marzycielka
B
ył deszczowy, listopadowy
dzień. Słońce schowało się za murem
czarnych chmur i jakby spomiędzy nich
spadały jego gęste łzy. Była to tęsknota
za ciepłymi, letnimi dniami, którą czuć
jeszcze było w jesiennym powietrzu, ale
coraz bardziej wypierał je chłód zbliżającej się zimy.
Całe miasto oblepione było tymi
łzami. Samo zdawało się płakać.
Wszystkie kolory pochowały się
gdzieś, zostały jedynie odcienie
szarości. Na ulicach nie było tak
tłoczno, jak zwykle, gdy jest ładna
pogoda. Co jakiś czas tylko przebiegała jakaś pojedyncza osoba lub
mała grupka, szukająca jakiegoś
suchego miejsca, jakiegoś dachu nad
głową. Każdy spieszył się. Uciekał
przed deszczem, jakby jego krople
były trujące.
Jedną z takich osób była Dziewczyna. Ona jednak nie spieszyła się.
Szła powoli wśród strug spadających
łez. Widać, nie bała się ich, bo niczym
się nie osłaniała.
Nie miała się gdzie podziać.
Przed paroma dniami przyjechała do
miasta w poszukiwaniu pracy.
Wreszcie uciekła od swojego starego
życia przepełnionego kłótniami,
łzami pomieszanymi z zapachem
alkoholu. Tutaj miała zacząć nowe
życie. Niestety, nie wszystko było
takie kolorowe. Przeszła całe miasto
wzdłuż i wszerz. Nic nie znalazła.
Zatrzymała się w tanim hoteliku, ale
brakowało jej już pieniędzy. Musiała
znaleźć jakieś zajęcie natychmiast,
inaczej zmuszona będzie powrócić
do domu. I wtedy sen o spokoju i lepszym życiu pęknie jak bańka mydlana.
A tego przecież nie chciała.
Straciła już nadzieję. Zrezygnowana i cała przemarznięta miała już wrócić
do hoteliku, spakować rzeczy i wrócić
tam, skąd przybyła. Postanowiła jednak
wejść na chwilkę do kościoła. Sama nie
28
wiedziała, czy zrobiła to z chęci ucieczki
przed deszczem, czy z chęci modlitwy,
wyżalenia się komuś, znalezienia otuchy.
Weszła przez ogromne drzwi.
W środku panował mrok. Przez chwilę
oczy musiały się do niego przyzwyczaić.
W końcu mogła ogarnąć wzrokiem
piękne wnętrze starego, drewnianego
kościoła.
Ruszyła w stronę ławek. Szła z pochyloną głową, nie zauważyła więc
Chłopaka idącego w jej stronę i zderzyła
się z nim. Zdumiona podniosła wzrok do
- Coś się stało? - Dziewczyna nie
miała zwyczaju rozmawiać z nieznajomymi, ale nagle poczuła potrzebę tej
rozmowy, a nawet chęć pomocy.
- Nic…nic takiego - odparł Chłopak
- Chyba…chyba, że ma pani przy sobie
jakieś pieniądze. Chciałem dać na mszę
za brata, który zmarł dziś rano. Zapomniałem pieniędzy z domu, a mieszkam
daleko. Mogłaby pani dać jakiś grosz za
mnie?
Włożyła ręce do kieszeni. Wyczuła
w niej kilka monet. W hoteliku miała
pieniądze na wyjazd. Te nie były jej
potrzebne.
- Mam jakieś drobne. Mnie się
już na nic nie przydadzą, ale pańskiemu bratu powinny pomóc.
- Na pewno. Dziękuję. Jak się
mogę pani odwdzięczyć?
- Ja nie potrzebuję niczego…
chyba, że cudu - ledwo powstrzymała łzy, które jakoś wcześniej nie
chciały wyjść na i tak już zapłakany
świat.
Chłopak znowu spojrzał jej w
oczy. Teraz jednak z jakąś dziwną
mocą, która nakazała jej się zwierzyć. Opowiedziała mu o swoich
problemach ze znalezieniem pracy.
- Znam kogoś, kto pomoże pani.
góry. Spotkała się z dziwnie smutnym
spojrzeniem, w którym dostrzegła również odrobinę cierpienia.
- Przepraszam, nie zauważyłam
pana - odezwała się cicho.
Chłopak nie powiedział nic. Nie poruszył się nawet. Dalej wpatrywał się
w nią.
Podał jej adres do kobiety poszukującej kogoś do pomocy i zapewnił ją, że tam będzie jej dobrze.
Powiedział również nazwisko swojego brata.
Dziewczyna udała się do zakrystii. Była pewna, że Chłopak idzie za
nią. Obejrzała się, ale nikogo nie
było. „Dziwne”- pomyślała, ale poszła
dalej. Dała na mszę i wyszła z kościoła.
Od razu udała się pod wskazany
adres. Trafiła do bardzo ładnej okolicy,
gdzie wszystkie domy były zadbane
i wyglądały tak nawet w tym ponurym
deszczu.
Nacisnęła na dzwonek. Po chwili
drzwi otworzyły się i ukazała się w nim
milo wyglądająca Starsza Pani.
Klub Ludzi Artystycznie Niewyżytych – II LO w Krośnie 2007
- Dzień dobry pierwsza odezwała się
Dziewczyna - Ja w sprawie pracy.
o nim nie mówiła. Po
prostu rozpłynął się
w myślach
Dziewczyny
jak jakiś słaby cień. Teraz
jednak powrócił ze zdwojoną siłą. Oto trzymała
w swojej dłoni jego zdjęcie.
Zbiegła szybko na
dół. Zastała Starszą Panią
w kuchni wyciągającą
świeżo upieczone ciasto
z piekarnika.
- Proszę pani, proszę
zobaczyć, co znalazłam,
gdy sprzątałam - podała
Kobiecie zdjęcie.
Ta wzięła je do
sących się rąk. Popatrzyła
na Dziewczynę z wielkim
bólem.
- Pracy? -Kobieta
zdziwiła się, ale zapraszającym gestem zaprosiła ją
do suchego korytarza.
- Nie poszukuje pani
osoby do pomocy?
- Poszukuję, owszem,
ale nie dałam jeszcze
nawet ogłoszenia. Miałam
to zrobić w dziś, ale nie
chciałam
wychodzić
z domu w takim deszczu.
Skąd w takim razie dowiedziałaś się o mnie?
- Jakiś młody chłopak
powiedział mi o pani
w kościele. Może to ktoś
z rodziny?
- Może…- powiedziała Kobieta tajemniczo
i zamyśliła się
Po dłuższej rozmowie postanowiła przyjąć Dziewczynę.
Wydawała jej się idealna do tej pracy:
młoda, miła, sprawiająca wrażenie
uczciwej i zaradnej. Pozwoliła jej zamieszkać u siebie. Dziewczyna miała
wykonywać różne prace domowe, robić
zakupy oraz załatwiać inne sprawy.
Może również Starsza Pani poszukiwała
kogoś do towarzystwa, ponieważ
mieszkała sama w tym dużym, pięknym
domu.
Mięło kilka miesięcy. Dziewczynie
bardzo dobrze żyło się u Kobiety.
ko znalazła z nią wspólny język i praca
u niej była dla niej nie tylko źródłem
utrzymania, ale i radości i zadowolenia
z życia. Poczuła, jakby naprawdę na
nowo zaczęła żyć. Już nie wiedziała, co
to jest kłótnia, zapomniała zapachu
alkoholu, a po jej twarzy bardzo rzadko
spływały łzy. Starsza Pani była dla niej
jak zastępstwo rodziny, od której
kła i która nawet nie okazywała
swojego zainteresowania jej
nieobecnością.
Pewnego słonecznego dnia,
gdy w domu było czuć zapach
świątecznej babki, którą upiekła
Kobieta, Dziewczyna wzięła się
za duże porządki. Nucąc pod
nosem ulubioną piosenkę, którą
kiedyś śpiewała jej ukochana
babcia, ścierała kurze na jednej
szafek. Nagle niechcący potrąciła
małą szkatułkę, która z hukiem
spadła na ziemię. Dziewczyna
przestraszyła się bardzo. Nigdy
niczego
nie
stłukła,
nie
ła, nie wiedziała, jak może
gować na coś takiego Starsza
Pani.
Była
ona
bardzo
zana do swoich pamiątek.
Dziewczyna nachyliła się nad
drewnianą skrzyneczką z nadzieją, że
Kobieta nie usłyszała hałasu. Pozbierała
całą zawartość i włożyła z powrotem do
środka.
Nie odłożyła jej jednak na miejsce.
Coś przykuło jej uwagę.
Zapomniała już o tajemniczym
Chłopaku, którego spotkała tego
padowego dnia w kościele. Nie wspominała o nim nawet Kobiecie. Ani ta nic
Niechcący
łam jedną ze szkatułek,
gdy sprzątałam na górze.
Wypadło z niej - Dziewczyna zaczęła się tłumaczyć.
Zapadła cisza. Kobieta wpatrywała
się w Chłopaka na zdjęciu z takim cierpieniem, żalem, ale i miłością. Przykuł
on także uwagę Dziewczyny. Jego oczy,
tutaj roześmiane, znowu hipnotyzowały
ją, jak wtedy w kościele.
- To on mnie tutaj skierowałodezwała się nagle.
- Kto? – zapytała Kobieta
- On – wskazała na zdjęcie.
- Ależ to przecież mój syn! On
umarł na raka…. Nie żyje od dwunastu
lat!
© klan 2007
29