ten kultowy artysta antonisz

Transkrypt

ten kultowy artysta antonisz
TEN KULTOWY ARTYSTA ANTONISZ
Jerzy Armata
„Video Club” 1996, nr 12
W ubiegłym miesiącu odbył się w Krakowie III Międzynarodowy Festiwal Filmowy
„Etiuda", poświęcony prezentacji twórczości przyszłych reżyserów, aktualnie – studentów
szkół filmowych. Obok części konkursowej, jego organizatorzy zaprezentowali wyjątkowo
atrakcyjny zestaw imprez towarzyszących m.in. retrospektywy Marcela Łozińskiego i Jana
Svankmajera, warsztatu filmu animowanego, przegląd zatytułowany „Pierwsze i najlepsze",
w którym znalazły się debiuty i największe dokonania wielu uznanych mistrzów X Muzy.
Największym powodzeniem cieszyła się jednak retrospektywa twórczości Juliana Józefa
Antonisza, nieżyjącego już krakowskiego reżysera filmów animowanych specjalizującego się
w technikach noncamerowych. – Ależ to kultowy artysta ten Antonisz, pełny odlot – szeptano
podczas projekcji.
Kino Juliana Józefa Antonisza zajmuje szczególne miejsce na mapie polskiej animacji.
Oryginalność jego filmów, realizowanych głównie metodą noncamerową (poszczególne
kadry rysowane lub malowane bezpośrednio na taśmie filmowej), którą z taką konsekwencją
i uporem uprawiał, nie pozwala wtłoczyć ich w kanony panujących mód. Wprawdzie non
camera nie jest nowością w animacji (wystarczy wspomnieć choćby twórczość Normana
McLarena), krakowski artysta starał się jednak doprowadzić ją do perfekcji. Nie wystarczały
mu eksperymenty z obrazem; zaczął szukać nowych rozwiązań także w sferze dźwięku.
Starał się metodą znaków graficznych modelujących strumień światła zakomponować
ścieżkę dźwiękową filmu. Poszukiwania te przyniosły interesujące efekty, choć nie tak
oszałamiające jak w warstwie wizualnej. Non camera nie była dla Antonisza celem samym w
sobie, a środkiem do realizacji innych ważnych celów. To nie zabawa w kino, eksperyment,
lecz prawdziwe kino, starające się podać – przy pomocy właśnie tej niezwykle trudnej
metody – konkretne, często skomplikowane i ważne treści. Filmy Juliana Józefa Antonisza
nasycone specyficznym rodzajem absurdalnego humoru, ze swą oryginalną formą
plastyczną i ciekawie zakomponowaną ścieżką dźwiękową (sam jest autorem muzyki do
większości swoich dzieł), są natychmiast rozpoznawalne. Jest jasne, że artysta nie chciał
być tylko opowiadaczem anegdot, mierzył znacznie wyżej.
Realizowane u schyłku życia „Polskie Kroniki Noncamerowe”, które z pastiszów
„prawdziwej" kroniki stały się „prawdziwymi" kronikami, to swoiste „dokumenty animowane",
w specyficzny sposób reprodukujące otaczający świat. Dużo w tych filmach humoru,
przymrużenia oka, ale także wiele miejsca na refleksję, zadumę nad naszym codziennym,
szarym bytowaniem. Jeden z ostatnich filmów krakowskiego reżysera – „Światło w tunelu” –
to oryginalna, osobista, Antoniszowa wizja „życia po życiu". Pomimo przewrotnego dowcipu
stanowiącego osnowę fabularną tego filmu, jest to dzieło niezwykłe, porażające swą
atmosferą.
„Słabość filmu animowanego wynika z przewagi technologii nad sztuką" uważał Julian
Józef Antonisz. Jedyny sposób na odnowienie sztuki filmowej upatrywał w non camerze. W
swym manifeście artystycznym pisał: „Non camera to obejście całej machiny technicznobiurokratycznej, jaka istnieje między realizatorem filmowym, a gotowym dziełem. Dążę do
takiego uproszczenia techniki realizacyjnej, żeby film jak najdalej odsunąć od przemysłu, a
zbliżyć do autora". Słynne jest jego powiedzenie, że „film skończył się z nadejściem braci
Lumiere". Jak się okazuje, nie tylko filmy tego artysty były odlotowe, także – poglądy.
W tym samym czasie, kiedy w krakowskiej „Rotundzie” wyświetlano filmy Antonisza,
niedaleko – w Teatrze im. Juliusza Słowackiego – odbyła się uroczystość z okazji stulecia
kina w Polsce. To właśnie tu, 14 listopada 1896 roku, odbył się pierwszy pokaz filmowy na
ziemiach polskich. Powtórzono teraz tamtą projekcję. Znów zobaczyliśmy pociąg
wjeżdżający na stację, wychodzące z fabryki robotnice i oblanego ogrodnika. Jak u
Antonisza, pełny odlot.
Jerzy Armata