IV Dyktando Wieruszowskie

Transkrypt

IV Dyktando Wieruszowskie
Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna im. W.S. Reymonta w Wieruszowie
adres:
tel./fax:
email:
www:
98-400 Wieruszów, ul. 19 Stycznia 7-8
62 78 41 621
[email protected]
www.mgbp-wieruszow.pl
IV Dyktando Wieruszowskie
Autor: Dr Iwona Bińczycka-Kołacz
Dyskurs husky’ego
Na ulicy Heraklita z Efezu, twórcy słów „panta rhei", biało - czarny husky
uderzył cielskiem w przeciwpożarowy hydrant. Najnieszczęśliwszy traf. Pies
niedomaga, cherla. Hydrofobia zżera go niczym struposz renklodę.
Niegłupie stworzenie winno bezzwłocznie czmychnąć, lecz czy zdąży? Zamiast
dać dyla, pierzchnąć w try miga, nieporuszenie stoi sześćdziesiąt trzy sekundy.
Używając języka keczua, wszczyna dyskurs z rurą. Od razu piętrzą się emocje. Psiak
żachnie się, prychnie. Naraz coś zahurkocze, inicjując ciurkanie. Zawór trzaśnie.
Współtowarzyszowi dysputy lodowaty płyn schlusta hojnie skudłaconą sierść.
Wodowstręt daje hydrofobowi się we znaki. Na pół przytomny psiak wrzaśnie: „hau,
hau” i w mig dostanie hyzia. Hyź, kuku na muniu, po prostu fiksacja!
Zmarznięty czworonóg zamarzy, by wyschnąć. Sunie do klubokawiarni, ażeby
ogrzać się przy prodiżu. Żywna heca! Mija neorenesansowy spichlerz, nibynóżkę i
jasnozieloną niby – wydmuszkę, most Brzdękali. Dojrzy dziko rosnący bluszcz,
klasztor Dominikanów, osiedle Ważki, stertę nieheblowanych desek. Wygrzeje
szczecinę, strużki zrobią chlup i widzimisię zaprowadzi go z powrotem pod fontannę.
Przestworza wód ubóstwiają kaczki. Stargardzkie okazy hasają na bosaka, bez
żenady chichocząc. Usatysfakcjonowane co i raz bajtlują: „chi, chi”, „kwa, kwa”.
Szczur jak zahipnotyzowany wodę chłepce. Żagnica jest wniebowzięta fontanną.
Dwunastoletnia surykatka bierze zimny tusz, przeżuwając melon. Do licha!
Przyjechała tu aż z pustyni Kalahari.
„Małomieszczańskie zwyczaje!” – obruszy się pies. Jedynie wyżeł się
zsolidaryzował i wzywa hydraulika. Błażej, nowosądeczanin, niedoszły harwardczyk,
jest miłośnikiem kartonażu i posiadaczem rzężącego mercedesa. Jasno oświetlony
hydrant się jarzy. Spec w jaskraworóżowym blezerze nie odzywając się, wysupłuje
narzędzia z bagażnika.
Policja z Giżynka już pędzi. Pełna jest nadziei, że wandala miejskiego mienia
okrutnie ukarze. Podpadł pioruńsko niczym rezun. Wtem neurotyczny hycel porzuca
neseserek z naukowo-badawczym dziełem i półlegalnie chce ująć psiaka. Pies wierzga.
Hycel się waha. Gonić słabszego to niehonor. Bezspornie empatyczny fachowiec
przekupi go chabrem albo bukietem lilii. Z nagła żandarmi pojawiają się na
horyzoncie.
Na szczęście pies już bieży pożyczonym harleyem davidsonem do swej pani i
wolności. Gwoli wyjaśnienia quasi-wolności. Jego właścicielka to kapuanka,
mieszkanka Kapui. Zapoznaje się z agrotechnicznymi uwarunkowaniami produkcji
rzepaku ozimego i wyżyna trawy na Wyżynie Lubelskiej. Psiak od więzienia woli
katorżniczą służbę i reżim pańci. Przenigdy się nie dowie, że śledztwo w sprawie
dewastacji hydrantu umorzono.