więcej - Orchidea
Transkrypt
więcej - Orchidea
Strategia zarządzania informacją kryzysową Internet wciąż rośnie w siłę, jako medium opiniotwórcze. Przodować w tym zaczynają portale społecznościowe. Internauci chętnie angażują się w dyskusje, wyrażają własne opinie, lecz niestety nie zawsze gotowi są wziąć za nie odpowiedzialność. Dawniej dyskusje i spory prowadzone były w bezpośredniej obecności interlokutorów; dziś można wysłać mail, dodać komentarz pod ocenianym artykułem, wziąć udział w dyskusji na forum internetowym, lub „zalajkować” na Facebooku. Bardzo często jednak w przestrzeni internetowej zaczynają pojawiać się, krążyć i żyć własnym życiem informacje wymierzone w osoby prywatne, bądź mające na celu oszkalować firmę lub instytucję. Robiąc tylko pobieżny rekonesans można zauważyć, że jest ich całkiem sporo. (O niepokojącym wzroście agresji słownej w internecie świadczył choćby niedawny eksperyment Grzegorza Cholewy i Bartłomieja Szkopa, którzy stworzyli na potrzeby You Tuba fikcyjną postać Grażyny Żarki). Określony w nich z imienia i nazwiska jest jednak tylko podmiot, o którym się pisze, a nie osoba preparująca takie wiadomości. Bo najczęściej właśnie są to fakty niesprawdzone, niezweryfikowane, przekształcone na szlaku wzajemnego przekazywania sobie lub zwyczajnie nieprawdziwe. W maju 2011 roku brytyjski „Guardian” opublikował wiadomość, że portal Facebook płacił potajemnie firmie Burson-Marsteller (jednej z największych na świecie firm z sektora PR) za umieszczenie w amerykańskich mediach „panikarskich doniesień” na temat polityki prywatności Google’a. Czy jest to tworzenie czarnego PR dookoła firmy, czy już po prostu jej szkalowanie? Właściwie to tylko kwestia semantyki, bo liczą się efekty takich działań. Pojęcie czarnego PR jest powszechnie znane w środowisku, a zabiegi z jego wachlarza dyskretnie stosowane. W tym wypadku o statusie afery zdecydowała zapewne wielkość zaangażowanych w nią przedsiębiorstw. Wojna między gigantami Google i Facebookiem o pozyskiwanie danych od internautów, nie mogła toczyć się w białych kołnierzykach (choć już od jakiegoś czasu toczyła się za kurtyną) – stawka była w tym przypadku zbyt wysoka. Ale cenę utraty wiarygodności zapłaciła agencja Burson-Marsteller, ryzykując środowiskowy ostracyzm. Dla Google’a cała sytuacja stała się okazją do sprawdzenia skuteczności działań, jakie firma zwyczajowo podejmuje w sytuacji kryzysowej. Za przyczyny kryzysu, który dopada firmę, uznaje się definicyjnie wszystkie endo i egzogeniczne czynniki, wpływające na zaburzenia równowagi przedsiębiorstwa. Każda organizacja funkcjonuje w pewnym otoczeniu (dzielonym na makro i mikrootoczenie), które charakteryzuje się wysokim stopniem zmienności, co z kolei ma silny wpływ na funkcjonujące w nim podmioty gospodarcze. Mikrootoczenie nazywane jest również otoczeniem konkurencyjnym firmy, gdyż kształtowane jest przez podmioty nawiązujące z nią szereg kontaktów biznesowych (klienci, konkurenci i wszelkie organizacje związane z daną branżą). I właśnie napięcia na linii firma – mikrootoczenie, generują większość sytuacji kryzysowych, które dodatkowo mogą ulec pogłębieniu i zaostrzeniu w wyniku nasilenia się problemów endogenicznych firmy. Znana powszechnie maksyma uczy, że zawsze lepiej jest zapobiegać, niż leczyć, dlatego też modelową sytuacją byłaby ta, w której firma do wystąpienia kryzysu w ogóle nie doprowadza, bo – kiedy ten już się pojawi – działania muszą być podejmowane na wielu frontach, błyskawicznie (w przypadku poważnej sytuacji reakcja powinna zajść w ciągu godziny) wdrażając prosty plan działania. W przypadku, który przytoczyliśmy powyżej, należałoby zmierzyć się z narastającym niekorzystnym wizerunkiem firmy w środowisku (czynniki zewnętrzne) oraz brakiem monitoringu zmian zachodzących w otoczeniu, nieadekwatnym planowaniem długookresowym, zachwianą komunikacją wewnątrz i na zewnątrz firmy, nieumiejętnością zarządzania zmianami (czynniki wewnętrzne). Google z całego zamieszania wybrnął, ciekawe jak poradziłaby sobie z podobną sytuacją znacznie mniejsza firma. Każde przedsiębiorstwo powinno posiadać oprócz Księgi CI oraz podstawowej księgi znaku, również protokół postępowania w sytuacji kryzysowej, który zawierałby także wskazówki dotyczące zapobiegania wystąpienia tejże. Najczęściej jednak bywa tak, że takie programy tworzy się i wdraża w momencie pojawienia się zapaści. Gros z podejmowanych wtedy działań zaradczych wprowadzanych jest bez zastanowienia, na szybko i w atmosferze potęgującego się chaosu. Sytuacja stresowa, która mogłaby przynieść firmie potencjalne korzyści i wnieść świeżość oraz wymusić niezbędne zmiany, kończy się jej poważnymi problemami. Nierzadko bywa tak, że firma posiada wspomniane dokumenty, ale nie były one uaktualniane i dostosowywane na bieżąco do bardzo dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, w jakiej przedsiębiorstwo egzystuje. Tutaj plasują się przykłady konfrontowania się firm z przestrzenią internetu. Dzisiaj punkt ciężkości zdaje się przesuwać z działań minimalizujących skutki kryzysu, na aktywność monitorującą mikrootoczenie. Osoby odpowiedzialne za wizerunek firmy – który przecież buduje się latami, a stracić można w wyniku jednej niefortunnej informacji lub pomówienia – powinny skupić się na monitoringu wszelkich mediów, które dostarczają szerszej publiczności wiadomości na temat macierzystej firmy. Szczególną trudność sprawiać może trzymanie ręki na pulsie na własnych fun page’ach, na których zainicjowana dyskusja może łatwo wymknąć się spod kontroli lub obrać niewłaściwy kierunek. Zadaniem moderatora jest szybka konkretna reakcja, włączając w to również usunięcie obraźliwych i niekorzystnych wpisów. Wiadomo jednak, że nikt nie jest w stanie prowadzić takich działań całą dobę. Jednakże wpisy poczynione na stronach Facebooka na pewno nie są w stanie zaszkodzić reputacji marki w tak dużym stopniu jak niesprawdzona czy kłamliwa, szkalująca informacja umieszczona w prasie branżowej czy na portalach tematycznych. Badanie agencji Think Kong, zrealizowane przez Instytut Homo Homini pokazało, że 83% firm posiadane przez siebie wewnętrzne procedury postępowania kryzysowego za wystarczające. Jednocześnie aż 59% przyznaje, że nie obowiązują w nich żadne spisane zasady określające sposoby korzystania przez pracowników z portali społecznościowych. A przecież zagrożenie dla firmy mogą stanowić nie tylko pochodzące z zewnątrz głosy, ale w dużej mierze także aktywność samych pracowników, którzy nieprzemyślanymi działaniami mogą dobre imię przedsiębiorstwa na- razić na szwank. Dlatego też dobrze byłoby ustalić kodeks aktywności na forach internetowych czy portalach. Można także zaczynać dzień pracy od przeglądnięcia stron internetowych liczących się dla danej branży, w której operuje firma. Istotnym czynnikiem jest także podtrzymywanie relacji z mediami, aby w sytuacji wystąpienia zagrożenia móc za ich pośrednictwem poinformować niepokojących się partnerów biznesowych i klientów o podjętych działaniach buforujących. Innym zagadnieniem, blisko związanym z problematyką scenariusza kryzysowego jest pytanie, kto takimi zabiegami ma się w firmie zajmować? Czy ma to być obowiązek osoby odpowiedzialnej za PR, czy rzecznika prasowego czy może kogoś zatrudnionego specjalnie do monitoringu mediów, a może takie zadania lepiej jest zlecać firmom zewnętrznym? W ostatnim wypadku istnieje ryzyko, że osoby niezwiązane emocjonalnie z przedsiębiorstwem nie będą odczuwały wystarczająco głęboko potrzeby obrony jego wizerunku i prestiżu. Najlepszym więc rozwiązaniem wydaje się powierzenie tego odpowiedzialnego zadania pracownikowi firmy. Jednak zatrudnienie kogoś odpowiedzialnego tylko za wdrożenie i obsługiwanie monitoringu, to dodatkowy wydatek, ale obarczenie tym zadaniem pracownika mającego już szeroki wachlarz obowiązków grozi spadkiem jego wydajności w jednej z gałęzi, jakimi się zajmuje. identyfikację i rozpoznawalność w internecie, konkurencja jest ogromna, presja czasu ciągle wzrasta, a płace są nieadekwatne do wykonywanej pracy (wszystko to sumuje najnowszy Holmes Report badający przyczyny małej kreatywności pracowników). Niewątpliwie przygotowanie dobrego planu zarządzania w sytuacji kryzysowej nie powinno być odkładane na później ani w firmie-gigancie, ani w małym przedsiębiorstwie. Należałoby też wcześniej zastanowić się kto miałby wejść w skład ewentualnego sztabu kryzysowego lub po prostu być odpowiedzialnym za proces decyzyjny w stresowej sytuacji. Zajmowanie się tym, kiedy już przysłowiowe mleko się wylało, świadczy o dużej niefrasobliwości i zbytniej pewności siebie, bo kryzys może dotknąć firmę w każdej chwili i – nieprzygotowana – może go przetrwać z dużymi problemami, co na pewno bez mrugnięcia okiem skorzysta konkurencja, która – jak pokazał przypadek Facebooka i jego praktyk – niejednokrotnie przykłada do tego kryzysu rękę. Już teraz specjaliści od wizerunku firmy narzekają, że zarzuca im się małą kreatywność, a tymczasem oni po prostu na myślenie kreatywne nie mają już czasu – klienci stają się coraz bardziej wymagający i wybredni, horyzont działań rozszerza się właśnie o Paulina Kruszczyńska