Ksiądz Waldemar Dekiel- budowniczy żywego kościoła Wiele już

Transkrypt

Ksiądz Waldemar Dekiel- budowniczy żywego kościoła Wiele już
Ksiądz Waldemar Dekiel- budowniczy żywego kościoła
Wiele już powiedziano i napisano o księdzu Dekielu. Co do jednego, wszyscy, którzy go znali
bezpośrednio lub poprzez to, co zostawił po sobie, są zgodni: był budowniczym. Nie tylko
tego kościoła z cegły i cementu, ale przede wszystkim kościoła pojmowanego jako wspólnota
ludzi. O podzielenie się wspomnieniami z tamtych czasów poprosiłam państwa Urszulę i
Stanisława, którzy byli w służbie ołtarza za czasów księdza Dekiela.
Nowego proboszcza zobaczyłem po raz pierwszy na dniach skupienia dla ministrantów w
1962r. Wiedzieliśmy o nim tyle, że był diecezjalnym opiekunem ministrantów-wspomina pan
Stanisław zerkając na rozłożone na stole stare zdjęcia.
Gdy pojawił się w naszej parafii, od razu zaczął wprowadzać zmiany. Pierwszą nowością były
dla nas, ministrantów, zbiórki i system punktowy, czyli zdobywanie punktów za każdą Mszę
Świętą i nabożeństwo. Na koniec roku wszystkie punkty były sumowane i otrzymywaliśmy
nagrody rzeczowe, a za pieniądze uzbierane do skarbonki ministranckiej w czasie kolędy,
wyjeżdżaliśmy na wycieczki i wakacje. W czasach, gdy wyjazdy wakacyjne ze Śląska nad
morze nie były takie powszechne, była to dla nas prawdziwa przygoda i wyróżnienie. To
właśnie ksiądz Dekiel wprowadził w naszym kościele taki system motywowania ministrantów
do służby. Przy ołtarzu służyło za „moich” czasów około osiemdziesięciu chłopców. Ksiądz
Waldemar zapoczątkował też coś, co można by teraz nazwać formacją rodziców. Chłopcy
dostawali do przeczytania w domu z rodzicami magazyn katolicki „Przewodnik Katolicki”.
Do dziś zachowała się praca proboszczowska ks. Dekiela zawierająca wskazania
duszpastersko-organizacyjne dla duszpasterzy ministrantów Diecezji Katowickiej. Ta
obszerna publikacja obejmuje wszystkie aspekty formacji ministrantów, wzory specjalnych
nabożeństw i modlitw dla służby liturgicznej, propozycje współpracy z rodzicami oraz zdjęcia
z dokładnym opisem strojów liturgicznych.
Jednak to, co miało stać się znakiem rozpoznawczym naszej parafii, czyli chór dziecięcomłodzieżowy, narodziło się dwa lata później, jeszcze zanim w 1968 r. ksiądz Dekiel oficjalnie
został powołany na proboszcza. W 1964 roku zaprosił na przesłuchania dziewczęta z trzech
roczników szkoły podstawowej: piąto-, czwarto- i trzecioklasistki. Jeszcze w tym samym
roku, zaraz po I Komunii Świętej, do chóru dołączyły dziewczynki z klas drugich.
W pierwszym składzie chóru była m.in. pani Urszula, obecnie żona pana Stanisława, która
uczyła się wówczas w piątej klasie szkoły podstawowej, gdy kolega ministrant na prośbę ks.
Proboszcza, zaprosił ją na przesłuchanie. Dziś wspomina, jak zestresowana przyszła na
probostwo, do salki, w której obecnie mieści się kancelaria parafialna, a gdzie wtedy, po
lewej stronie od wejścia stała fisharmonia, na której ks. Dekiel podawał ton w czasie
przesłuchań dziewcząt.
Pani Urszula podkreśla, że w latach 60 widok kobiety w prezbiterium, tuż przy ołtarzu, był
niespotykany. Ale nie w Piotrowicach! U nas, na każdej Mszy niedzielnej śpiewał chór. Na
początku w pełnym składzie, a z czasem, ponieważ dziewcząt było bardzo dużo, na każdą
Mszę przychodziły śpiewać chórzystki z dwóch wyznaczonych klas. Próby najpierw odbywały
się w starym kościele, a potem w salkach parafialnych i z podziałem na głosy. Każdy z trzech
głosów ćwiczył oddzielnie, a następnie spotykałyśmy się wszystkie na próbie całego chóru. Na
początku chórowi przygrywała na akordeonie jedna z chórzystek - Danusia - którą
podziwialiśmy za to, że przychodzi na próby z ciężkim instrumentem na plecach-wspomina.
Chór nie tylko rozrastał się liczebnie, ale również stawał się coraz bardziej znany na całym
Śląsku. Ksiądz Dekiel przygotowywał dziewczęta do konkursów muzyki sakralnej (z których
zawsze wracali z nagrodą) a także koncertów w innych parafiach, przy panewnickim żłóbku i
w Piekarach. Pani Urszula dodaje: teraz zorganizowanie takiego wyjazdu to nic trudnego.
Wtedy nie było tyle samochodów, ani autokarów. Zastanawiam się, jak ksiądz Dekiel to robił?
Wszyscy wiedzieli, że w Piotrowicach śpiewają „kukuły” albo „fuciny”, jak o nas mówiono.
Teraz też uświadamiam sobie, jaką ogromną pracę trzeba było włożyć w przygotowanie
tekstów piosenek dla wszystkich chórzystek! Przecież było nas ok.150 dziewcząt! Znalazłam
nawet mój notes, do którego wklejałam karteczki z tekstami piosenek. Ks. Dekiel pisał je na
maszynie i nam rozdawał, a my robiłyśmy sobie z tego nasze własne śpiewniki. On też
wprowadził rzutnik, na którym były wyświetlane przezrocza z napisanym na maszynie tekstem
pieśni. Wszystko po to, by piotrowicki kościół śpiewał. Do dziś zachowały się nagrania z
występów chóru, które ksiądz Dekiel nagrywał za pomocą nowoczesnego, jak na tamte czasy,
magnetofonu kasetowego.
W połowie lat siedemdziesiątych służba liturgiczna była już bardzo liczna i można
powiedzieć, że żyła swoim własnym parafialnym życiem. Gdy wybudowano salki przy
kościele, Proboszcz wpadł na pomysł organizowania wspólnych spotkań i zabaw dla
ministrantów i chórzystek. Pani Urszula pokazuje pamiątkowe zaproszenie na zabawę: jest to
zaproszenie, które dostał jeden z ówczesnych ministrantów, nieżyjący już dzisiaj misjonarz z
naszej parafii, ksiądz werbista Teodor Grzyśka w 1974 roku na spotkanie karnawałowe
połączone z zabawą z oryginalnym nagłówkiem: „Być Sam ze Sobą na Sam". Organizatorzy:
Oba Cztyry, a gospodarz – w tym miejscu pojawia się podpis proboszcza Dekiela. Moi
rozmówcy uśmiechają się wymownie na wspomnienie tamtych dni. Wyjaśnię, że „Oba
Cztyry” to grupa kabaretowa utworzona przez piotrowickich ministrantów i chórzystki.
Dynamika życia parafialnego bywała trudna, a nawet uciążliwa dla stałych lokatorów i
pracowników probostwa. Pamiętam - mówi pani Urszula- że drzwi fary praktycznie nie
zamykały się. Wszędzie kręcili się ministranci lub chórzystki, bo zawsze było coś do zrobienia
w parafii. Gospodyni nie panowała już nad tym, kto wlatuje jednymi drzwiami, a kto drugimi
wyfruwa. Wszystko działo się za przyzwoleniem proboszcza. Tylko służba liturgiczna miała
wstęp do jego gabinetu nawet w czasie odpoczynku. Jego oddanie dla parafii było ogromne.
Nie szczędził własnych sił, zdrowia i środków. Pomimo choroby, w pracy dawał z siebie
wszystko, aż do samego końca życia. Miał swoją wizję, którą realizował pomimo trudności i
ograniczeń tamtych czasów. Chciał być taki, jak ks. Bosko-dodaje pan Stanisław.
Wymagał od siebie dużo i od nas też. Pamiętam, że trzeba było Księdzu na koniec roku
szkolnego pokazać świadectwo szkolne. Tych, którzy nie radzili sobie z nauką, wspomagał
korepetycjami. Specjalistą z matematyki np. był jeden z księży wikarych, ks. Kazimierz
Osiński.
Po trudach roku szkolnego i liturgicznego czekał nas organizowany przez proboszcza
wypoczynek nad morzem lub w górach. Do opieki nad młodzieżą i dziećmi ksiądz Dekiel
angażował również rodziców. Sam też opiekował się młodzieżą, za co kiedyś spotkała go
nawet odsiadka w areszcie, gdy jeden ze starszych ministrantów (którego nazwisko niech
pozostanie tajemnicą), łamiąc zakaz, wypłynął pontonem na otwarte morze. Pech chciał, że w
tym dniu odbywały się manewry wojskowe i przeprowadzano wzmożone kontrole wybrzeża. W
tamtych czasach nie było żartów. Krótka piłka: opiekun dostał mandat i wysokie ciśnienie i
musiał tłumaczyć się milicjantom za swoich podopiecznych.
Przeglądam zdjęcia rozłożone na stole. Na jednym z nich dostrzegam śpiewających chłopców.
To w chórze byli też chłopcy?- dziwię się. Tak-potwierdza pani Urszula. Bierze do ręki jedno
ze zdjęć i dodaje: takim go pamiętamy: w komży przy ołtarzu, odwrócony w naszą stronę i z
rękami wzniesionymi do góry.
Wizja parafii, jaką miał ks. Dekiel wykraczała daleko poza wychowanie służby liturgicznej.
W jego planach było założenie przyparafialnego żłobka i przedszkola, które prowadziłyby
wykształcone i dorosłe już chórzystki.
Ksiądz Dekiel zarażał nas tym, żeby angażować się w życie parafii, żeby budować
społeczność żyjącą jednym życiem. On stworzył z nas prawdziwą wspólnotę i życie Piotrowic
zaczęło kręcić się wokół kościoła właśnie- wspomina pani Urszula.
Ze służby liturgicznej pod opieką ks. Dekiela wyszło z naszej parafii aż 15 kapłanów (!). W
Pieniężnie (gdzie mieści się Dom Misyjny Księży Werbistów) żartowano, że proboszcz
powinien zostać werbistą, bo tylu chłopaków z jego parafii miało odwagę pójść za głosem
powołania.
Ksiądz Dekiel pobłogosławił też wiele małżeństw swoich podopiecznych, a wśród nich,
moich rozmówców. To głównie z tych rodzin wyszli potem kolejni ministranci i chórzystki.
Swoją pasję pracy z młodymi Proboszcz przekazał też innym kapłanom, którzy potem, w
swoich kolejnych parafiach, opiekowali się służbą liturgiczną i założyli własne chóry.
Zerkam jeszcze raz na zdjęcia. Na trochę śmiesznie wyglądające dziś fryzury i ubrania…Na
uśmiechnięte twarze ludzi, którzy dobrze spędzają czas ze sobą i z Panem Bogiem. I wraca do
mnie wezwanie:
UCZYNIĆ KOŚCIÓŁ OTWARTYM, PRZYJAZNYM, WIDZIALNYM
Dziękując Panu Bogu za księdza Dekiela i jego spuściznę, cieszmy się tym, że jego wizja, na
naszych oczach, dzięki obecnemu Księdzu Proboszczowi Zdzisławowi Brzezince, każdego
dnia staje się rzeczywistością.
Wspomnienia państwa Urszuli i Stanisława spisała Agnieszka