Justyna Pataj "Raz sutanna, raz spodenki"
Transkrypt
Justyna Pataj "Raz sutanna, raz spodenki"
Raz sutanna, raz spodenki Czołówki gazet i tytuły artykułów internetowych mówią same za siebie Piłkarze w sutannach zagrali o Mistrzostwo Europy, Nasi księża potrafią odbijać piłeczkę!, Zwycięski DKS Gaudium, Europejski Król Strzelców z Zamościa. Kiedy pasja balansuje na granicy z nałogiem, już tylko chęci są potrzebne do prawdziwej wygranej. Przypadek albo ręka Boga Na początku każdy biega w szkole i poza szkołą gdzieś w ogrodzie, między drzewami i tak się zaczyna przygoda ze sportem. Mówimy o dzieciństwie, że w tym czasie kształtują się nasze zainteresowania. Z nim było inaczej. W trzeciej klasie szkoły podstawowej potrącił go autobus, poza domem spędził 5 lat tułając się od szpitala do szpitala. Kiedy inni realizowali swoje pasje, ja walczyłem o życie. Gdy wróciłem do domu, to człowiekowi przysłowiowo rosły wąsy i broda. Później była szkoła średnia, a tam trzeba było pomyśleć o swojej przyszłości, powołaniu. Niektórzy mu zarzucają, że może poświęcił się dla Pana Boga, za to, że odzyskał życie na nowo... Łacińska radość Debiutowali w 2010 roku – Diecezjalny Klub Sportowy „Gaudium” (łac. „radość”), której założycielem, prezesem i trenerem jest właśnie on - ks. Tomasz Winogrodzki, duszpasterz z parafii pw. Świętego Krzyża w Zamościu. Po trzech latach zawziętej i aktywnej działalność można by rzec, że naprawdę im się powodzi. Młodzi piłkarze mają na swoim koncie wiele sukcesów sportowych na różnorodnych ligowych szczeblach. Czemu? Bo ich trener próbuje w nich zaszczepić kiełki swojej pasji, staje się motorem napędowym w dążeniu do celu. Nie dość, że Europejski Mistrz, to jeszcze Król Strzelców Oprócz Polski, w VII Mistrzostwach Europy Księży, brało udział 12 innych państw. Nasi wygrali m.in. z Austrią 9:0, ze Słowacją 2:0, a w finale z Bośnią i Hercegowiną dnia 28 lutego 2013 roku. Czterech księży z drużyny pochodzi z diecezji zamojsko-lubaczowskiej. Trener był zadowolony z naszej gry. Mogę się pochwalić, że w meczu finałowym strzeliliśmy 3 bramki, w tym dwie moje, wygraliśmy 4:0. Nasza czwórka ze wschodu okazała się dość przydatna. Za te dwie szczęśliwe bramki otrzymał tytuł Króla strzelców. Po ludzku jest radość, skakanie sobie na szyję, gra fair-play, ale sama świadomość wygranej jest czymś niesamowitym. Jednak gdy jest to pasja, wielka pasja, to człowiek jest w stanie pokonać zmęczenie i znużenie. W finale grał z kontuzją - nie przyznał się trenerowi, bo jak sam powiedział, wtedy nie mógłby mieć tak dużego wkładu w zwycięstwo. Teraz czeka na operację naderwanych więzadeł krzyżowych i rzepki. Lecz czego nie robi się dla pasji przeradzającej się w nałóg... Mama to różnie przyjmuje Jakieś powody do wstydu? To uwłaczające, że ksiądz w wolnych chwilach uprawia sport? Ksiądz też człowiek. Mama patrzy bardziej konserwatywnie. Nie wyobraża sobie jak stoję przy ołtarzu w sutannie, a później po boisku ganiam w spodenkach. Reakcje są różne. Nie będę przecież szedł do kościoła i pokazywał w zakrystii pucharów i dyplomów. Ale jak przychodzą babcie, to gratulują, mówią, że się cieszą, że ksiądz dział... chce działać. Jedną z najważniejszych wartości są jednak jego podopieczni, a właściwie radość i energia, którą ich zaraził. -Kto cię trenuje? -No jakiś tam pan. -Łeeee... co to tam jest! Mnie trenuje sam Mistrz Europy! Dziś mszy nie będzie? Jakby nie zamojskie media, to zapomniałabym, jak ksiądz wygląda księże Tomaszu! - mówi jedna z wiernych. Pan Bóg daje każdemu różne talenty i nie po to, żeby zachować je dla siebie, tylko aby przekazać to drugiemu człowiekowi. Słyszał wiele – Niech ksiądz się zajmie katechezą, nie piłką. Od tego są wuefiści, nie ksiądz. Twierdzi, że jedno z drugim nie koliduje. Często rezygnuje z wolnych dni, urlopów, by rozwijać to, co zostało mu dane. To moja sprawa, jak spędzam czas. Nie ma tak, że dziś mszy nie będzie, sorry, kościół zamknięty, bo Winogrodzki poszedł grać w piłkę z dziećmi. W każdej chwili może liczyć na pomoc księży z parafii, ponadto dzięki wyrozumiałości proboszcza ma większe pole manewru. Współpraca jak w każdej innej branży. Jakby jej zabrakło, to by było „Winogrodzki, daj se spokój, siedź w parafii, nie rób chały”. A moje sukcesy...? Twierdzi, że nie wiedział o tym wcześniej, sam był zaskoczony. Przez swoją pracę, sport, zaangażowanie zbliża się do dzieci, a przez dzieci do rodziców. Wiele małżeństw mu dziękowało - wspólne wyjścia na mecze, rozmowy z księdzem ich stosunki się znacznie poprawiły, a niektórzy brali pod uwagę już nawet rozwód. To nie tak, że teraz jest cudownie, cukierkowo, bo poznali księdza Winogrodzkiego, który wybawił ich z kłopotu, nie. Dla mnie sukcesem jest to, że dzięki piłce nożnej, widzę ich co niedzielę na Mszy świętej. Poza tym cieszy mnie każde zwycięstwo mojego klubu. Chłopcy potrzebują dopingu, ale to już moje zadanie, by ich motywować. Jakby nie sport, wielu ludzi by nie poznał, wiele rzeczy by nie doświadczył. Dla niektórych jest to niewidoczne, ja czuję to wewnątrz. Do małych zwycięstw dołącza własną audycję w lokalnym radiu, swój kąt w regionalnej gazecie. Tak naprawdę opowiada o wszystkim – nie wspomina o pucharach i wyróżnieniach, sprawia wrażenie, jakby był najmniej istotny w całym procesie. A moje sukcesy? Hmm... Moje sukcesy... Piłkarz w sutannie Zamojską Osobowością Roku Cieszę się, że ktoś w naszym mieście docenili pracę kapłana, że będzie się pisało pozytywnie o moim wolontariacie za 2012 rok, a nie jakieś wyciąganie czarnych plam, szukanie sensacji, tylko po to, aby pisać o księżach. Jego działalność została zauważona przez mieszkańców Zamościa, nagrodą za trud i wysiłek był tytuł „Morando 2012” - Zamojska Osobowość Roku. To poprzeczka podniesiona wyżej, stanowiąca podwójną motywację do działania, znak, by nie osiadać na laurach, nie zakasać rękawów, bo „zdobyłem Morando, więc teraz będę siedział”. Tym bardziej muszę udowodnić, że wszystkie oddane na mnie głosy nie były pomyłką. Vinnetou – podaj tu! Na boisku i w życiu ma pseudonim, który przetrwał już ponad 30 lat. Nie Tomek, tylko Vinet. Nauczyciele, księża. Każdy Vinet. Nawet mama się denerwowała krzycząc „Inaczej cię ochrzciłam, a oni coś wymyślają! Jesteś Tomasz!”, ale jak widać ten pseudonim jest silniejszy. Teraz na boisku krzyczą „Vinnetou – podaj tu!”. Wierny kibic Bardzo podoba mu się gra FC Barcelony. Na parafii jest dwóch księży, którzy kibicują za Realem Madryt, czasem dochodzi do sprzeczek „-Był karny! -Nie było karnego! -Oj, a co ty tam wiesz!”. Gdy Barcelona gra, nakładam koszulkę na plecach z napisem „Ksiądz Tomasz”, prezent od dzieci, i jak tak siedzę, to niektórzy patrzą na mnie spod oka. No i oczywiście Borussia Dortmund ze względu na naszych reprezentantów. Jak było losowanie, to bardzo się modliłem, żeby tylko Barcelona nie trafiła na Borussię. Wtedy miałbym problem. Co dalej? Zaangażowanie i miłość do sportu bije od księdza Tomasza na kilometr, jest charyzmatyczną osobą, która w obrębie naszego powiatu zdziałała wiele dobra. Jak na księdza przystało oczywiście. Niestety kontuzja nie pozwala mu już na zbyt duże szaleństwo na boisku, jednak nadal dzielnie się trzyma. Cichym marzeniem jest dalsze funkcjonowanie klubu sportowego i samorealizacja młodych sportowców. Jak to śpiewał zespół Perfekt „Trzeba wiedzieć kiedy zejść ze sceny niepokonanym”. To już ten czas, by zejść, choć mi szkoda, więc trzymam się jeszcze pazurkami. Są ciche plany, ale o tym się głośno nie mówi...