Zimowa przystań dla małych jeży

Transkrypt

Zimowa przystań dla małych jeży
Zimowa przystań dla małych jeży
KŁODZKO. Zdane same na siebie zimy by nie przeżyły. Dlatego ten okres spędzą w
specjalnie dla nich zorganizowanym ośrodku, gdzie mają wikt, „opierunek” i spokojną
hibernację, a na wiosną każdy pójdzie swoją drogą. To jedno z trzech takich miejsc w kraju
dla małych jeży. Tu szczególną opieką otoczył je przyrodnik Jerzy Gara.
- Ten jest tu od kilku dni. Przyjechał z Wałbrzycha, wielką ciężarówką, znaleziony przez jakąś kobietę
na osiedlu… – mówi Jerzy Gara, pokazując przesympatyczne zwierzątko. Od razu dodaje: - To jeż
wschodni: pyszczek czarny, na piersi ma białą plamkę. Zamieszkuje całą Polskę.
Drugi to jeż europejski: mordka jaśniejsza i szary cały brzuszek. Oba gatunki zostały zarejestrowane
jako te, które mogą przebywać u p. Jerzego. Warto przypomnieć, że jeże są pod ścisłą ochroną i
mogą zajmować się nimi tylko ośrodki rehabilitacji zwierząt.
A zapotrzebowanie na pomoc jeżom, zwłaszcza jesienią, jest bardzo duże. Obecnie w kłodzkim
ośrodku jest ich dziesięć. To przede wszystkim te z drugiego pokolenia w tym roku, kiedy jest za
późno, aby mogły na tyle przybrać na wadze (pół kilograma) i się usamodzielnić, by przeżyć zimę. Te
są za małe; nie zdążą. Ale to nie wszystko.
- Pomagam jeżom, które są u ludzi w całej Polsce, a nawet są telefony z Holandii, Danii – Polacy są
wszędzie – śmieje się p. Jerzy.
Niedawno opracował „Kurs opiekunów jesiennych sierot” i rozsyłała do zainteresowanych. Każdy ma
czas to przestudiować, potem odpowiada na ewentualne pytania. Wszystko przez Internet.
- Mało kto wie, że dla jeży największym zagrożeniem są muchy – zwraca uwagę. – Zwierzę leży
osłabione, wychładza się, muchy składają jaja, wylęgają się larwy i będą zjadać wszystko, co się do
tego nadaje.
Mówiąc wprost: zjadają żywe zwierzę, a ono nie ma szansy na obronę. W takich trudnych
przypadkach też udało się pomóc.
Ośrodków, które jak ten w Kłodzku zajmują się wyłącznie tymi dwoma gatunkami jeży, w kraju są
trzy. Podlegają pod Polskie Stowarzyszenie Ochrony Jeży. Środków poszukuje w różny sposób. W tym
roku zawnioskowało do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska we Wrocławiu i otrzymało umowę
na 2 tys. zł do wykorzystania do końca grudnia na karmę, leki i usługi weterynaryjne.
W ośrodku zwierzęta mają ciepło, jedzenie i spokojnie sobie hibernują do wiosny. Wówczas, kiedy
stają się niezależne, każdy idzie w swoją drogę, bo następne czekają, ale p. Jerzy przyznaje, że po
każdym płacze. Nie da się nie przywiązać do takiego stworzenia, które – bywa, że chodzi za nim jak
za matką.
Jerzy Gara jest przyrodnikiem z zamiłowania i wykształcenia. Dziś na emeryturze. Swego czasu
mocno interesował się ptakami. Przygoda p. Jerzego z jeżami zaczęła się pewnego wrześniowego
dnia, sześć lat temu. – Żona mówi: zobacz, jeże chodzą po ogródku. Zaniepokoiło mnie, dlaczego
jeszcze takie maluchy chodzą, zacząłem się dowiadywać i okazało się, że jest to już drugie pokolenie
w tym roku, nie mają wielkich szans na przeżycie, w związku z tym zorganizowałem dla nich
karmnik… To już nie były trzy jeże, ale pięć i zimę przetrwały.
W sumie przez jego ręce przeszło około stu jeży. Obecnie – jak mówi - wypełnia 78. kartę (każdy musi
mieć taką założoną), ale było ich jeszcze kilka przed organizacją ośrodka.
Małgorzata Matusz
Zdjęcia: M. Matusz