NADZIEJA, BÓG, KOŚCIÓŁ I EKUMENIZM

Transkrypt

NADZIEJA, BÓG, KOŚCIÓŁ I EKUMENIZM
Robert M. Rynkowski
NADZIEJA, BÓG, KOŚCIÓŁ I EKUMENIZM
Wydawnictwo „Verbinum”, po książkach Nadzieja zbawienia dla wszystkich i Dramat
nadziei zbawienia, wydało kolejną pracę o. prof. Wacława Hryniewicza, jednego z najwybitniejszych polskich teologów. Pedagogia nadziei to niejako kontynuacja rozważań
zawartych w dwóch poprzednich książkach. Jest to zbiór dwudziestu ośmiu medytacji
wcześniej publikowanych w różnych czasopismach. Medytacje, jak pokazuje tytuł
książki, łączy motyw nadziei. Wnikliwsza lektura książki pokazuje jednak, że równie
ważny, jeśli nie ważniejszy, jest tu wątek ekumeniczny.
Książka podzielona jest na cztery części tak naprawdę dość luźno ze sobą powiązane. Pierwsza poświęcona jest tajemnicy Boga, druga Kościołowi, trzecia omawia zagadnienia związane z ekumenizmem, czwarta zaś, wyraźnie tematycznie nawiązująca do
trzeciej, jest świadectwem osobistych nadziei Autora dotyczących problemu jedności
chrześcijan. Przy lekturze, jak sądzę, przede wszystkim należy zwrócić uwagę na sposób, w jaki Autor rozumie niektóre podstawowe pojęcia teologiczne, a zwłaszcza wiary
i dogmatu. Wydaje się bowiem, że ich rozumienie jest najbardziej prowokujące, przez
co zmusza do gruntownego przemyślenia szczególnie problemów wiążących się
z ekumenizmem. Prowokowanie nowego myślenia o starych sprawach to jedna z podstawowych wartości omawianej tu pracy.
Zdaniem Hryniewicza wiara jest to sposób oddania Bogu własnej wolności, powierzenie jej osobowej, choć niepojętej rzeczywistości Boga, którego człowiek obdarza zaufaniem. Wiara jest darem, a skoro tak, to trzeba się zgodzić, że jest on jeden dla wszystkich. Dar wiary jest zawsze darem prawdziwym, dającym dostęp do zbawienia. Chrystus jest obecny w Kościołach, którym przypisuje się błędy. Każdy też Kościół ma intencję przekazywania wiary apostolskiej.
W ekumenizmie - stwierdza autor - konieczny jest zwrot ku prawdom podstawowym, centralnym dla wiary, natomiast akcentowanie prawd drugorzędnych, peryferyjnych może prowadzić do jednostronności. Nie wszystkie prawdy są równie ważne pod
względem treści i egzystencjalnej doniosłości, nie wszystkie wiążą się bezpośrednio z samymi
2
Nadzieja, Bóg, Kościół i ekumenizm
podstawami wiary chrześcijańskiej, sformułowanymi w dawnych symbolach, zwłaszcza zaś
w symbolu Nicejsko-Konstantynopolitańskim, który jest wyznaniem wiary Kościoła nie podzielonego (s. 21). Różnice między poszczególnymi Kościołami nie dotyczą wiary w Trójcę
Świętą, lecz nauki o Kościele i sakramentach. Radykalniejsze uwzględnienie w ekumenizmie tzw. hierarchii prawd oraz dostrzeżenie wspólnej Kościołom intencji przekazywania wiary mogłoby poprawić stosunki między nimi i przyczynić się do jedności
chrześcijan.
Otrzymaliśmy tutaj piękną definicję wiary jako relacji międzyosobowej. Należy też
zgodzić się z twierdzeniem, że dar wiary jest taki sam dla wszystkich. Jednak trudno
zgodzić się z twierdzeniem, że symbol Nicejsko-Konstantynopolitański rzeczywiście
jest wyznaniem wiary Kościoła nie podzielonego. Ani przed jego sformułowaniem, ani
po sformułowaniu Kościół nie tworzył jednej zgodnej i nie podzielonej wspólnoty. Sam
symbol był reakcją na monarchianizm, gnostycyzm, czy arianizm, z których to odłamów zwłaszcza ten ostatni okazał się szczególnie żywotny. W końcu też ogłoszenie
Wyznania Nicejsko-Konstantynopolitańskiego spotkało się z niejednym sprzeciwem.
Wszystko to prowadzi do wniosku, że nie należy – jak się wydaje – przeceniać jednoczącej mocy tego symbolu wiary.
W dalszej części Autor porusza temat milczenia Boga wobec ludzkiego cierpienia,
Jego cierpienia wraz z cierpiącym człowiekiem, zastanawia się nad tym, czy Bóg karze
człowieka cierpieniem, dlaczego cierpią dobrzy ludzie. Dla czytelnika zaznajomionego
z twórczością Hryniewicza jego odpowiedzi na postawione pytania nie będą niczym
nowym ani zaskakującym. Są to bowiem powtórzenia, czasami niemal dosłowne, myśli
zawartych w innych pracach tegoż Autora. Przede wszystkim przebija tu przekonanie
o Bożym szacunku dla wolności człowieka, który nie powstrzymuje siłą jej złych działań. Dlatego jedyną rzeczą, którą może zrobić Bóg, to towarzyszyć człowiekowi w sytuacjach cierpienia poprzez przyjęte dobrowolnie współcierpienie. Taka wizja pomaga
człowiekowi żyć i umierać. Na zakończenie tej części autor z uznaniem wypowiada się
o książce żydowskiego rabina Harolda S. Kushnera: Kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym
ludziom. Jej zaletą jest to, że nie pojmuje cierpienia jako kary za winy i unika moralizatorstwa. Jednocześnie ukazuje, że cierpienie ma wymiar ekumeniczny, gdyż dotyka
wszystkich bez względu na wyznawaną religię.
„Więź” 474 (1998) nr 4, s. 223–227
3
W teologii wizja Boga cierpiącego, moim zdaniem, nie powinna budzić oporów,
niemniej nie wszyscy się z nią zgadzają. Głoszenie jej może bardzo pomóc ludziom
cierpiącym. Dlatego dobrze, że wizja ta zajmuje tak poczesne miejsce w książce,
a i w całej twórczości o. Hryniewicza. Jednak żałować wypada, że Autor - wielokrotnie
krytykowany w Polsce za teologię Boga cierpiącego - niestety ogranicza się do tego, co
już wcześniej powiedział na ten temat. Mało prawdopodobne jest, aby nie można było
tej nauki uzasadnić w bardziej wszechstronny i głębszy sposób. Dziwi na przykład
brak w książce recepcji nauczania Jana Pawła II na temat cierpienia Boga, o czym Papież pisze choćby w encyklice o Duchu Świętym. Warto przytoczyć tu jej fragment: Pismo święte mówi nam o Ojcu, który współczuje człowiekowi, dzieląc jakby jego ból. Ostatecznie
ów niezgłębiony i niewypowiedziany „ból” Ojca zrodzi nade wszystko całą niewypowiedzianą
ekonomię miłości odkupieńczej (…) (nr 39). Po upływie kilkunastu lat od czasu ukazania
się pierwszego tekstu Hryniewicza na temat Boga cierpiącego, czytelnik ma prawo
oczekiwać nowych myśli, idei czy argumentacji.
Kościół – uważa Hryniewicz – nie ma powodu do triumfalizmu i ciągle podlega
kenozie, gdyż bywa przeciętny, nie dorastający do swojej wzniosłej wizji teologicznej.
Ma on być sługą na wzór Jezusa, który umywał nogi, i nie może to być zakamuflowana
forma panowania. Obecność Chrystusa w najbiedniejszych – zgodnie z maksymą
„gdzie Chrystus – tam Kościół” – wyznacza również miejsce obecności Kościoła. Motywem jego działania nie może być sukces. Musi on pozostać bezbronny, nie może zabiegać o czysto ludzkie zabezpieczenie przy pomocy czynnika władzy. Jego wpływ będzie wtedy wielki, gdy będzie wstępował w ślady uniżonego Chrystusa. Ubóstwo Kościoła staje się sprawdzianem autentyczności jego oddania ludziom. Nie oznacza to
jednak, że chrześcijaństwo może rozwijać się tylko tam, gdzie panuje nędza, niedola,
prześladowanie. Te zjawiska należy zwalczać jako zło, gdyż wiara obumiera tylko
wówczas, gdy jest słaba.
Ludziom Kościoła – pisze Hryniewicz – zagraża niebezpieczeństwo łatwego obrażania się z powodu krytyki. Tymczasem przyznanie się do popełnionych błędów nie
podważa wiarygodności Kościoła, lecz jest oznaką szlachetności, wewnętrznej prawości, szczerości i odwagi. Kenotyczna wizja Kościoła jako sługi jest wspólnym dobrem
całego chrześcijaństwa i tylko Kościół bardziej bezinteresowny, mądrzej i pełniej oddany ludziom, może kiedyś przybliżyć się do kresu wielkich podziałów. Kościół nie jest
4
Nadzieja, Bóg, Kościół i ekumenizm
ani celem ludzkich dziejów, ani rzeczywistością mającą trwać na wieki w swojej obecnej
postaci. Powinien uważniej wsłuchiwać się w głos ubogich i słabych niż bogatych
i możnych. Skuteczniej zbawia wówczas, gdy błogosławi, przebacza i prosi o przebaczenie niż gdy karci, upomina i nadzoruje. Powinien pomagać zagubionym odnaleźć
drogę i nikogo nie odrzucać oraz być świadomy, że może błądzić w swoich poszukiwaniach i grzeszyć niewłaściwą gorliwością. Powinien bardziej lękać się tych, którzy
w ogóle nie szukają, niż tych, którzy zbłądzili, szukając nowych rozwiązań. Powinien
zachęcać do śmiałych poszukiwań, mówić więcej o Bogu niż o szatanie, więcej o niebie
niż o piekle, więcej o pięknie niż o grzechu. W pismach Ojców Kościoła często pojawia
się określenie „Kościół grzeszny”. Jest on święty tylko dlatego, że moc Zmartwychwstałego wyrwała go z niewoli grzechu i ustawicznie oczyszcza. Sam z siebie może być tylko Kościołem grzesznym.
Przedstawione tu może nazbyt obszernie myśli na temat Kościoła z pewnością są
bliskie wielu chrześcijanom rzeczywiście zatroskanym o przyszłość Kościoła i pragnącym, by jego nauka rozszerzała się na cały świat. Nie sposób tu znaleźć jakiegokolwiek
zadufania, a jedynie głębokie zrozumienie istoty i posłannictwa Kościoła, który istnieje
nie po to, by panować i odnosić sukcesy, ale by służyć i nieść wiarę. Dla wielu pragnących powrotu Kościoła do pierwotnej prostoty słowa te z pewnością będą wyrazem ich
nadziei. Wskazania tu zawarte są cenne i nie mogą być zapomniane, zwłaszcza w kontekście toczącej się wciąż dyskusji o miejscu Kościoła w demokratycznym społeczeństwie. Wydaje się, że ich uwzględnienie jest dla Kościoła najpewniejszą drogą do „sukcesu”. Natomiast w części poświęconej konieczności popierania przez Kościół ludzi
poszukujących można wyczuć wyraz osobistego doświadczenia Autora, którego idea
nadziei zbawienia dla wszystkich budzi sprzeciwy wielu teologów i z trudem znajduje
zrozumienie. Jest to więc swego rodzaju zachęta, by Kościół był bardziej otwarty na
nowe interpretacje i nie zamykał się jedynie w utartych schematach myślenia; zachęta,
która ma też z pewnością dotyczyć poglądów głoszonych przez Hryniewicza.
Mówiąc o dogmacie i ortodoksji, Autor stwierdza, iż elementarne sformułowania
wiary pierwotnego chrześcijaństwa, a także dogmaty, miały charakter wyznania wiary,
aklamacji i doksologii, stanowiły integralną część liturgii. Potem dogmat stał się interpretacją wyznania wiary. Dogmaty określone na wielkich starożytnych soborach były
raczej punktem wyjściowym niż kresem interpretacji prawdy objawionej. Mają one cha-
„Więź” 474 (1998) nr 4, s. 223–227
5
rakter zaczątkowy, antycypacyjny, wskazujący na przyszłość. Język sformułowań dogmatycznych jest prowizoryczny i metaforyczny. Z czasem dogmat przestał być kryterium pozwalającym odróżnić wiarę od niewiary, a stał się regułą wiary człowieka wierzącego
(…) – kryterium pozwalającym odróżnić ortodoksyjność wiary od nieortodoksyjności (s. 88).
W czasach nowożytnych pojęcie dogmatu nabrało charakteru konfesyjnego. Statyczne
pojęcie ortodoksji konfesyjnej prowadzi do pogłębienia różnic między Kościołami.
Dogmat – stwierdza Hryniewicz – winien pełnić funkcję służebną w stosunku do
świadectwa Pisma; jest otwartym horyzontem rozumienia Pisma we wspólnocie wierzących. Idea hierarchii prawd mówi o potrzebie koncentracji na istotnych prawdach
wiary, o przenoszeniu punktu ciężkości z wielu tajemnic wiary na najbardziej podstawowe misterium Jezusa Chrystusa. Prawdy najbardziej centralne tworzą model interpretacyjny, który jako całość naświetla wszechogarniającą tajemnicę Boga. Konkretna
prawda może być zrozumiana wtedy, gdy rozpatruje się jej wartość w kontekście całego rozumienia tajemnicy Boga. W Kościele katolickim – podkreśla Autor – zarysowuje
się tendencja do intensywnego pogłębiania i koncentrowania wielu wypowiedzi
w podstawowej treści wiary, co posiada duże znaczenie ekumeniczne. Tematyczny rozrost orzeczeń dogmatycznych nie sprzyja zachowaniu jedności Kościoła. Dogmat chrystologiczny i trynitarny musi pozostać ustawicznym punktem odniesienia dla wszystkich innych dociekań i wypowiedzi. Im bardziej jakiś dogmat oddala się od tego centrum, tym mniej może sobie rościć pretensji do uznania przez wszystkich chrześcijan.
Nierzadko się zdarzało, że w polemice zagadnienia drugorzędne były podnoszone do
rangi dogmatu. Droga do jedności chrześcijan byłaby znacznie łatwiejsza, gdyby Kościół rzymskokatolicki odstąpił od intencji zobowiązywania innych chrześcijan do przyjęcia sformułowań dogmatycznych, które powstały bez ich udziału. Powodzenie dialogu ekumenicznego między Kościołami – twierdzi Hryniewicz – zależeć będzie
w znacznej mierze od tego, czy zdołają one sobie uświadomić granice własnych formuł
dogmatycznych i czy uznają zasadność różnego sposobu wyrażania tych samych
prawd wiary.
Sądzę, że Hryniewiczowskie rozumienie dogmatu w pewnej mierze minimalizuje
wartość dogmatów ogłoszonych w Kościele rzymskokatolickim w sytuacji podziału
chrześcijaństwa. Nie da się zaprzeczyć, że w jakimś sensie były one uwarunkowane
historycznie, jednak nie wydaje się, by dla celów ekumenicznych należało je marginali-
6
Nadzieja, Bóg, Kościół i ekumenizm
zować. Może właśnie wspólna ich interpretacja – o czym zresztą mówi sam Hryniewicz,
tyle że w innej publikacji1 – mogłaby przybliżyć do siebie podzielone Kościoły. W każdym razie trudno zgodzić się z poglądem, że tylko uwzględnienie prawd podstawowych mogłyby tego dokonać, gdyż i one wzbudzają dyskusje. Oczywiście jak najbardziej słuszny jest postulat, że spraw drugorzędnych nie należy stawiać w centrum.
Trzeba jednak uważać, by pragnienie znalezienia wspólnej dla wszystkich istoty chrześcijaństwa nie doprowadziło do jej zagubienia. Przy takim zaś ujęciu niebezpieczeństwo
takie wydaje się realne.
Na koniec Hryniewicz mówi o miłości, jej zdolności do wyzwalania ukrytego piękna człowieczeństwa i mocy wskrzeszającej. Jest to porywająca wizja wyprowadzona
z Pawłowego hymnu o miłości. Rozważania autora ukazują, że naprawdę istnieje tylko
człowiek zdolny do miłości.
Przedstawione powyżej treści nie wyczerpują całego bogactwa myśli zawartego
w książce Hryniewicza. Przede wszystkim jest ona świadectwem osobistej nadziei
ekumenicznej. Całej pracy przyświeca idea znalezienia punktów wspólnych dla poszczególnych wyznań. Dlatego jej lektura będzie pasjonująca dla tych wszystkich, którzy żywią podobne pragnienia i nadzieje.
Robert M. Rynkowski
Wacław Hryniewicz OMI, Pedagogia nadziei. Medytacje o Bogu, Kościele i ekumenii,
„Verbinum”, Warszawa 1997, s. 187.
Hierarchia veritatum - wspólne dobro podzielonego chrześcijaństwa, w: Święta tajemnica jedności,
red. W. Hryniewicz, P. Jaskóła, Lublin 1988, s. 37–64.
1