Buszmeni modlą się tańcem

Transkrypt

Buszmeni modlą się tańcem
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
Buszmeni modlą się tańcem
Autor: Zdzisław Grad
09.08.2007.
Taniec jest chyba ostatnim przejawem kultury Buszmenów na Kalahari; czymś, co często jest ich
ostatnią własnością, której nic i nikt nie może im odebrać tak długo, jak długo będą żyli. Cała ich kultura
szybko ginie z powodu przemian cywilizacyjnych i presji innych grup. Problem Buszmenów jest podobny
do problemu Indian amerykańskich i australijskich Aborygenów.
Taniec jest chyba ostatnim przejawem kultury Buszmenów na Kalahari; czymś, co często jest ich
ostatnią własnością, której nic i nikt nie może im odebrać tak długo, jak długo będą żyli. Cała ich kultura
szybko ginie z powodu przemian cywilizacyjnych i presji innych grup. Problem Buszmenów jest podobny
do problemu Indian amerykańskich i australijskich Aborygenów.
Rząd botswański nakłania Buszmenów do przesiedlania się do specjalnie przygotowanych osiedli, gdzie
jest zapewniona woda, opieka medyczna, edukacja i inne świadczenia. Sprzeciwiają się temu różne
organizacje broniące praw człowieka, ale problem jest bardzo trudny. Zostawić Buszmenów samym sobie
bez pomocy z zewnątrz - to skazać ich na śmierć. Zginą z powodu zderzenia z cywilizacją, w której nie
ma dla nich - żyjących na etapie zbieractwa i łowiectwa - miejsca, i z powodu postępujących i chyba
nieodwracalnych zmian ekologicznych, nie pozwalających na przetrwanie na pustyni.
Chodzi także o ich edukację (choć są Buszmeni, którzy ukończyli uniwersytet), o skrajną biedę,
możliwość pracy, ochronę przed wykorzystywaniem Buszmenów w nieomal niewolniczy sposób przez
farmerów i o walkę z AIDS. Dziś około 40 proc. dorosłej populacji w Botswanie jest zarażona, tą chorobą.
Średnia długość życia jeszcze kilka lat temu wynosiła prawie 70 lat, a obecnie spadła do 40. Oblicza się,
że jeżeli nic się nie zmieni, to w 2008 r. średnia długość życia w Botswanie może spaść do 29 lat.
Od kilku lat w sierpniu Buszmeni z całej Kalahari (Botswana, Namibia, RPA) zbierają się w miejscowości
D'Kar koło miasta Ghanzi na spotkaniu o charakterze tanecznego festiwalu. Zaczyna się on od
całonocnych "uzdrawiających" tańców. Taniec ten jest dla Buszmenów czymś sakralnym, formą modlitwy przejawem ich życia duchowego. Zbierają się na wspólny taniec, gdy ktoś choruje, gdy wspólnota
przeżywa jakiś problem. Szczególnie ważny był taniec w skrajnych egzystencjalnych sytuacjach, wtedy,
gdy np. panował głód. Żeby przetrwać. Tańce i śpiewy jednoczyły cała grupę czy klan.
Tańce i śpiewy buszmeńskie może wykonywać tylko wspólnota. To coś w rodzaju wielogłosowego i
wielorytmowego "jodłowania". Towarzyszy temu skomplikowane rytmicznie klaskanie, niezwykle trudne
do naśladowania przez osoby spoza wspólnoty. Buszmeni wyklaskują specyficzne rytmy, które tylko oni
czują. Dodatkowa trudność tej niesamowitej muzyki polega na tym, że rytm czasowo ulega
przyspieszaniu lub opóźnianiu w sposób niewytłumaczalnie zsynchronizowany dla całej grupy. Nawet
Murzyni z plemion Bantu, zamieszkujący Botswanę, nie potrafią ich naśladować. Wiele tych rytmów i
dźwięków jest spontanicznych, a jednak wszyscy współbrzmią ze sobą. Wszystko to dzieje się zawsze
wokół ogniska. Mężczyźni tańczą dokoła siedzących kobiet, choć i te czasem tańczą.
Tańczą na piasku, w którym po pewnym czasie powstaje głęboka kolista bruzda. Wszyscy są pięknie
ozdobieni. Twarze, a czasem całe ciała, smarują tłuszczem z ochrą. Na głowach często mają opaski z
koralików i skorupek z jaj strusich. Na nogi, a niekiedy i ciało, nakładają coś w rodzaju naszyjników z
kokonów gąsienic. Z tych kokonów wcześniej wyjmują larwy, a na ich miejsce wkładają kamyki i w ten
sposób powstają grzechotki, które wydają charakterystyczne dźwięki w rytm tańca. Ozdobą są często
także strusie pióra, a w rękach - laseczki, na co dzień służące do obrony przed ewentualnym wężem.
Innym rekwizytem w rękach tańczących buszmenów są charakterystyczne miotełki zrobione z ogona
antylopy gnu.
Po kilku godzinach tańca wpadają w trans. Wierzą, że przechodzą wtedy w świat ducha, "na druga
stronę". Jest to dla nich jak gdyby umieranie. Doznają różnych wrażeń, widzą inne kształty niż
rzeczywiste. Wierzą, że wtedy ich szamani mogą uzdrawiać innych. I takie uzdrowienia faktycznie miały
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 04:00
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
miejsce.
Buszmeni przybywają na te tańce zawsze jako cała mała wspólnota razem żyjąca - starcy, dzieci,
młodzież, kobiety w ciąży, matki z niemowlętami. Zasada jest taka: albo wszyscy, albo nikt. Liczba
uczestników festiwalu co roku powiększa się.
W drugim dniu festiwalu przeważają inne tańce wspólnotowe: zabawowe, zręcznościowe, naśladujące
zwierzęta. W trzecim dniu przeważa gra na różnych tradycyjnych instrumentach, np. łukach myśliwskich.
Buszmeni, którzy nadal mieszkają w rezerwacie, spotykają się na festiwalu z tymi Buszmenami, którzy
już żyją w mieście. Znam np. pielęgniarkę, która przyjeżdża na festiwal ubrana po europejsku, i tam
przebiera się w tradycyjne, skromne skóry buszmeńskie i kolorowe ozdoby, aby tańczyć ze swoimi
krewnymi.
Mimo to, że Buszmenów żyjących bardzo tradycyjnie jest już niewielu, różne ich grupy, czasem tylko
kilkusetosobowe, mówią różnymi językami. Najprawdopodobniej nie da się zachować większości z nich.
Szansę na przetrwanie ma język Naro. Na ten język została przetłumaczona Biblia. Języki buszmeńskie to
języki "klikowe", których wiele sylab utworzonych jest przez różnego rodzaju mlaskania, cmokania i inne
dźwięki, wykonywane językiem na różnych częściach podniebienia i uzębienia. Alfabet buszmeński to
praktycznie grafika: kreski, krzyżyki i inne znaki umowne, obok liter łacińskich. Oznaczają bardziej
dźwięki i zjawiska akustyczne niż litery. Są to języki bardzo trudne, ale i niezmiernie bogate, jeśli chodzi
o opis buszmeńskiego świata natury.
Przeobrażeniu ulegają też inne elementy kultury Buszmenów. Dopóki żyli z tradycyjnego łowiectwa, ich
myślistwo nie stanowiło zagrożenia dla środowiska. Polowanie było formą życia wspólnoty. Dziś niektórzy
mają do dyspozycji broń palną i niekiedy konie. Polowanie przestało być wydarzeniem wspólnotowym,
przeradza się w indywidualny, szybki biznes. Dawniej cała wspólnota łowców tropiła przez kilka dni np.
trafioną z łuku żyrafę. Czekali aż osłabnie i potem dobijali. Teraz zabijają z broni palnej o wiele szybciej i
więcej z resztki zwierząt, by mięso sprzedać z jakimś zyskiem - no bo skąd wziąć pieniądze na
przetrwanie?
Byli mistrzami przeżycia na pustyni. Po nikłym źdźble znanej im rośliny potrafili rozpoznać, że np. na
głębokości jednego metra znajduje się jadalna bulwa, a w niej życiodajny sok, woda. Po polowaniu
zdobyczą dzielono się we wspólnocie. Nie było pojęcia "moje", wszystko było "nasze".
Te czasy minęły. Zmniejszyła się ilość zwierząt. Dookoła całej Kalahari ustawiono płoty weterynaryjne,
uniemożliwiające naturalne migracje zwierząt. Z tego powodu zwierzęta giną. Dawniej, w okresie
szczególnej suszy i w porze suchej, zwierzęta mogły wędrować w poszukiwaniu wody i jedzenia. Potem
wracały. Teraz stało się to niemożliwe.
Dziś ogromna większość Buszmenów żyje w skrajnym ubóstwie, często bez pracy i możliwości
zatrudnienia. Wielu pracuje dla "białych" i "czarnych" hodowców bydła na Kalahari, często za marne
grosze, worek mąki kukurydzianej, stare ubranie albo nawet tytoń i alkohol. To nowa forma ukrytego
niewolnictwa, z którego coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę. Na Kalahari, w rezerwacie Central Kalahari
Gamę Reserve, odkryto nowe złoża diamentów. Rząd zdecydował, że na razie nie będą eksploatowane.
Pojawiła się bowiem w gronie międzynarodowych organizacji pozarządowych i w społeczeństwie opinia, że
z powodu znalezienia diamentów przesiedla się Buszmenów z rezerwatów. Coraz częściej odzywają się
głosy, także buszmeńskie, wołające o prawo do ziemi, do ich rezerwatu, a co za tym idzie - do bogactw
naturalnych tam ukrytych. Problem jest bardzo kontrowersyjny, jest to bowiem bogactwo całej Botswany
i wszystkich ludzi tego kraju.
Niemniej jednak dla zachowania kultury i ratowania sytuacji próbuje się nakłonić Buszmenów do
osiedlania się w specjalnie przygotowanych dla nich wioskach. Po protestach organizacji obrońców praw
człowieka rząd zmniejszył presję i pozostawia prawo wyboru. Każdy może zostać w rezerwacie, ale pod
warunkiem, że będzie prowadzić tradycyjny sposób życia bez pomocy z zewnątrz. Uważa jednak, że tylko
wciągnięcie Buszmenów w główny nurt rozwoju kraju i cywilizacji może uratować ich od wyginięcia.
Tak naprawdę, od kilku lat "prawdziwych" Buszmenów, żyjących na etapie zbieractwa i łowiectwa, dziś
już nie ma. Wielu ludzi Zachodu nie chce się pogodzić z odejściem tego "romantycznego" świata
półnagich ludzi Kalahari. Jednak dusza buszmeńska jeszcze istnieje; dusza kochająca wolność
bezkresnych horyzontów Kalahari i jej wspaniałej przyrody; dusza, która każdego roku tańczy i śpiewa i
wpada w trans - może ostatni. Ale wydaje się, że Buszmenów można wszystkiego pozbawić - z wyjątkiem
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 04:00
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
właśnie tańca, rytmu i śpiewu. A że on rozlega się każdego sierpnia w D'Kar coraz głośniej, to jest to
jasny promyk nadziei na przyszłość. [MISJONARZ 9/2002]
Marek Marciniak SVD, Botswana.
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 04:00

Podobne dokumenty