Strona 58 - Obecność
Transkrypt
Strona 58 - Obecność
58_felieton-eichelberger:Layout 1 2007-10-29 15:08 Strona 58 felieton Wojciech Eichelberger PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA, TRENER I DORADCA BIZNESU, PUBLICYSTA, AUTOR I WSPÓŁAUTOR WIELU BESTSELLEROWYCH KSIĄŻEK. STWORZYŁ INSTYTUT PSYCHOIMMUNOLOGII – IPSI (WWW.IPSI.PL) – ZAJMUJĄCY SIĘ PROFILAKTYKĄ I LECZENIEM PSYCHOLOGICZNYCH ASPEKTÓW WYPALENIA ZAWODOWEGO I STRESOWEGO ORAZ ZABURZEŃ ODPORNOŚCI. WSPÓŁTWORZYŁ PROGRAMY TV POPULARYZUJĄCE PSYCHOLOGIĘ, M.IN.: „OKNA”, „BYĆ TUTAJ”, „NOCNY STRÓŻ”. FELIETONY I ESEJE PUBLIKUJE M.IN. W: „ZWIERCIADLE”, „CHARAKTERACH”, „GAZECIE WYBORCZEJ”, „PULSIE BIZNESU”. Wszyscy posiadamy zdolność uwagi i od dziecka, w trudzie i znoju, ćwiczymy możliwość kierowania nią w sposób dowolny, czyli utrzymywania jej niekoniecznie na tym, co budzi nasze naturalne, odruchowe zainteresowanie. Niestety, luksusem zajmowania się tym, co nas odruchowo interesuje, możemy cieszyć się zaledwie przez parę pierwszych lat życia. Jednym z powodów jest zapewne to, że świat dorosłych okazuje się zbyt trudny i skomplikowany oraz za mało ciekawy, by dziecięca uwaga chciała w sposób naturalny się ku niemu kierować. Wtedy odkrywamy świat fantazji i wyobrażeń, w którym możemy się ukryć i doświadczać w nim tego, co nam się żywnie podoba. Niestety, to nasze wewnętrzne kino, w którym na początku wyświetlaliśmy sobie pogodne, pouczające i podnoszące na duchu bajki, z wiekiem często zmienia repertuar i zaczyna wyświetlać wciągające i przerażające horrory, co bezproduktywnie pochłania ogromną ilość naszej uwagi i energii. Dochodzi do tego konieczność uczenia się na własnych doświadczeniach, projektowania naszych zachowań na użytek ewentualnych przyszłych zdarzeń, przewidywania możliwych zagrożeń i nieustanny wysiłek na rzecz zachowania spójnego obrazu siebie w oczach swoich i innych. Wszystko to razem sprawia, że lwia część skończonego przecież potencjału uwagi wprzęga się w wewnętrzne procesy naszego umysłu, a bardzo niewiele angażowane jest w to, co tu i teraz, z chwili na chwilę wokół nas rzeczywiście się wydarza. Duże nasilenie takiej tendencji może osłabić nasz kontakt z rzeczywistością do tego stopnia, że stajemy się nieuważni, popełniamy dużo błędów, a ludzie wokół mówią nam, że jesteśmy nieobecni. Za nieobecność płacimy wysoki rachunek w postaci stresujących konsekwencji naszych zaniechań i błędów. Za błędy trzeba płacić, a ludzie wokół nas, szczególnie ci bliscy, mają prawo domagać się naszej obecności. Ale głównym źródłem nadmiernych, niepotrzebnych wydatków energetycznych jest ta część naszej wewnętrznej, wirtualnej rzeczywistości, która wiąże się z nawykowym, niekontrolowanym tworzeniem zagrażających, a nierzadko wręcz mrożących krew w żyłach scenariuszy przyszłości. Gdy jest to długotrwałe i uporczywe, może być naprawdę groźne dla zdrowia. 58 WITTCHEN Ciało jest bowiem naiwne jak dziecko i nie odróżnia „wirtualu” od „realu”. Jeśli opowiemy mu miłą historyjkę – jak to się dzieje na przykład podczas relaksu – to się odpręża i odpoczywa. Jeśli opowiemy mu coś groźnego i strasznego – jak to się dzieje na przykład, gdy śnimy koszmarny sen – to dostaje wszelkich objawów stresu. O niebo łatwiej jest wybudzić się z sennego koszmaru niż z nawyku śnienia alarmujących nasz organizm snów na jawie. Trzeba pamiętać, że na podświadomym poziomie naiwne i niewinne ciało zawsze uczestniczy w tych snach. Czasami do 80% doświadczanego przez nas stresu pochodzi z tego źródła. Ileż energii i zdrowia można zaoszczędzić, jeśli poćwiczymy uważność i obecność. Na początek proponuję krótki tekst, który bardzo pomaga w przywoływaniu się do obecności. Dobrze jest powtarzać go sobie w chwilach dekoncentracji jak mantrę lub różaniec: „Jestem tutaj, nigdzie się nie spieszę i to, co teraz robię, to, czego teraz doświadczam, jest najważniejsze”. To oczywiście nie oznacza, że mamy przestać myśleć, wyobrażać sobie, marzyć i planować. Myślenie rozumiane jako zorganizowany proces zmierzający do znalezienia jakiegoś rozwiązania, zaplanowania strategii działań, stworzenia tekstu, wiersza lub wizji obrazu jest bezcenne. Jeśli chcemy być bardziej obecni na tej ziemi, w pracy, w domu, na urlopie, w kontaktach z najbliższymi, to warto zrezygnować z nawykowego przesiadywania w wewnętrznym kinie, które w dodatku wyświetla ciągle te same, denerwujące filmy. W ten sposób można nawet zamartwić albo zanudzić się na śmierć, zanim jeszcze uda nam się z kimś lub z czymś naprawdę spotkać. Człowiek przesiadujący w wewnętrznym kinie jest bowiem tylko pozornie dostępny i obecny, jakby znajdował się w półśnie. Tak więc myślmy – najlepiej twórczo – kiedy trzeba i bądźmy w kontakcie ze światem. Obecność robi na ludziach dobre, a nawet głęboko poruszające wrażenie. Przekonamy się o tym, gdy któregoś dnia powiemy do drogiej nam osoby: „Jestem tutaj, nigdzie się nie spieszę i to, że patrzę na ciebie i trzymam cię za rękę, jest teraz dla mnie najważniejsze”. Powodzenia. Fot. Paweł Sypniewski OBECNOŚĆ