Największym Filozofem XX wieku.1

Transkrypt

Największym Filozofem XX wieku.1
Tropiciele „Ostrza Kwadropilotomii” odnale li nie opublikowany wywiad z
Najwi kszym Filozofem XX wieku.1
W jednym ze swoich odczytów zauwa ył Pan, e zainteresowanie filozofi jest ci gle ywe i
coraz ywsze, za filozofowie to wła ciwi my liciele, poniewa to głównie w filozofii rozwija
si wła ciwe my lenie. Ale w tym samym odczycie z uporem twierdzi Pan, e jeszcze nie mylimy. Jak Pan t sprzeczno wytłumaczy?
Człowiek mo e my le , o ile ma po temu mo liwo . Sama ta mo liwo nie gwarantuje nam jeszcze, e potrafimy my le . Potrafi znaczy bowiem: dopu ci co do siebie wedle istoty tego czego i strzec usilnie dopuszczenia tego czego .
Zatem filozofom jak dot d my lenie jako si nie udaje?
Okazuj c zainteresowanie filozofi , wcale nie po wiadcza si jeszcze gotowo ci do
my lenia. Nawet to, e przez całe lata zajmujemy si rozprawami i pismami wielkich
my licieli, nie gwarantuje, e my limy. Zajmowanie si filozofi mo e nas nawet uporczywie łudzi pozorami, e my limy, bo przecie „filozofujemy”.
Powiada Pan, e my lenia powinni my si uczy . Ale jakim sposobem mogliby my t zdolno
posi ?
Co znaczy uczy si ? Człowiek uczy si , o ile czyni swe post powanie odpowiednikiem tego, co z tego, co istotowe, jest mu przyznawane. Uczymy si my lenia, zwracaj c uwag na to, co daje do my lenia.
Nasi czytelnicy radzi byliby wiedzie , co — Pana zdaniem — daje do my lenia.
Nazwiemy daj cym do my lenia to, co w sobie jest do przemy lenia. Wszystko, co
wymaga przemy lenia, daje do my lenia. Ale dar ów dany jest zawsze tylko o tyle, o
ile to, co daje do my lenia, jest ju samo z siebie czym do-przemy lenia.
Mówi Pan, e aby nauczy si my lenia, trzeba zwróci nasz uwag na to, co daje do my lenia, ale daje do my lenia to, co jest do przemy lenia. Do przemy lenia jest tak wiele, e chciałoby si wiedzie , na czym powinni my przede wszystkim skupi uwag , aby posi
zdolno
my lenia.
Czym jest to, co najbardziej daje do my lenia? To, co najbardziej daje do my lenia,
ukazuje si w tym, e jeszcze nie my limy.
A wi c ucz c si my lenia nale y snu refleksje nad tym, e jeszcze nie my limy. Ale przyzna
Pan, e wielu ludzi — a zwłaszcza wielu filozofów — słysz c, e jeszcze nie my l , poczuje si
dotkni tymi.
Wydaje si impertynencj twierdzi , e jeszcze nie my limy. Twierdzenie to głosi jednak co innego. Powiada ono: w naszym wymagaj cym namysłu wiecie to, co najbardziej daje do my lenia, ukazuje si przez fakt, e jeszcze nie my limy. Twierdzenie
to zwraca uwag , e to co najbardziej daje do my lenia ukazuje si . Twierdzenie to nie
posuwa si do lekcewa cego s du, e wsz dzie panuje tylko bezmy lno .
A jednak nie zaprzeczył Pan temu, e jeszcze nie my limy. A je li wcale nie my limy, to nie
mo emy si obroni przed zarzutem kompletnej bezmy lno ci. Czy jest sposób, aby si z tego,
po ałowania godnego, stanu wydoby ?
To co wymaga przemy lenia, daje do my lenia. Samo z siebie wzywa nas do tego,
aby my si ku temu czemu zwrócili, i to my l c. To co wymaga przemy lenia, wcale
1
nie jest przez nas dopiero ustanowione. Nigdy nie polega na tym, e to przedstawiamy.
To, co wymaga przemy lenia, daje — daje nam do my lenia. Daje to co ma przy sobie. Ma to, czym samo jest. To, co najwi cej z siebie daje do my lenia — to co najbardziej wymaga przemy lenia, powinno przejawia si w tym, e jeszcze nie my limy.
Nie brzmi to optymistycznie. Mówi Pan, e to co wymaga przemy lenia i przez przemy lenie
mogłoby nas wyzwoli z bezmy lno ci nie jest przez nas ustanowione, a jest nim wła nie fakt,
e nie my limy. Wida , kto inny ów fakt ustanowił. Mo e jaki „demon zwodziciel”? Przyzna
Pan, e je li tak si rzeczy maj , to nasza sytuacja przedstawia si raczej beznadziejnie?
To, e jeszcze nie my limy, wcale nie polega tylko na tym, e człowiek nie zwrócił si
jeszcze wystarczaj co ku temu, co z siebie chciałoby by przemy lane. To, e jeszcze
nie my limy, pochodzi raczej st d, e samo to do-my lenia odwraca si od człowieka,
a nawet dawno ju pozostaje odwrócone.
To, co Pan teraz powiedział, potwierdza moje obawy. Chciałoby si wiedzie , kiedy zaszło
wspomniane tu odwrócenie.
To, co wła ciwie daje nam do my lenia, nie odwróciło si od człowieka w jakim historycznie datowalnym czasie, lecz to, co do-my lenia od dawna utrzymuje si w takim odwróceniu.
Powiedział Pan, e wła ciwi my liciele to filozofowie, wi c mo e tylko ich ogarn ła bezmy lno . Zarzucaj c im to, wyra a Pan po prostu — jak wielu przed Panem — niezadowolenie z
aktualnego stanu filozofii. Natomiast trudno byłoby przekona ludzi o bezmy lno ci uczonych
uprawiaj cych nauki cisłe. Sukcesy tych nauk dowodz ...
Nauka nie my li. Nie my li, bo w skutek swego podej cia i swoich rodków pomocniczych my le nie mo e — my le tak jak my liciel. To e nauka my le nie mo e —
nie jest brakiem, ale zalet . Nauka nie my li. Dla potocznego wyobra enia jest to
twierdzenie gorsz ce. Nie odbierajmy temu twierdzeniu jego gorsz cego charakteru
nawet wtedy, gdy uzupełnimy je tez , e nauka, jak ka de post powanie człowieka,
jest zdana na my lenie.
Nauka jest zdana na my lenie, a nie my li. To oczywi cie mo e mie przykre nast pstwa. Czy
w tej sytuacji ludzko mo e mie nadziej na przetrwanie?
Dobrze b dzie, je li mo liwie jak najdłu ej wytrwamy. Tylko tak bowiem utrzymujemy odległo niezb dn do rozbiegu, z którego komu mo e uda si skok w my lenie
tego, co najbardziej wymaga przemy lenia.
Domy lam si e, Pan tego skoku jak dot d nie wykonał. Podobno — tak opowiadaj okoliczni bauerzy — przygotowuj c si do skoku zaj ł si pan garncarstwem. Na targowisku we
Fryburgu za nie małe pieni dze kupiłem dzban. Sprzedawca twierdził, e to Pana dzieło.
Czym jest dzban dla Pana jako filozofa?
Czym jest dzban? Mówimy: naczyniem; czym , co ujmuje w siebie co innego. Tym,
co w naczyniu ujmuj ce, s dno i cianki. Owo ujmuj ce jest z kolei samo ujmowalne
za ucho. Dzban jako naczynie jest czym , co stoi w sobie. Stanie-w-sobie znamionuje
dzban jako co samodzielnego. Dzban jako samodzielno czego samodzielnego ró ni si od przedmiotu.
Zatem dzban nie jest przedmiotem?
Przedmiot mo e sta si czym samodzielnym, gdy postawimy go przed sob , czy to
w bezpo rednim postrze eniu, czy w przypomnieniowym uobecnieniu. Dzban pozo2
staje naczyniem niezale nie od tego, czy go przedstawiamy, czy nie. Jako naczynie
dzban stoi w sobie. Czy stanie-w-sobie naczynia okre la ju dzban jako jak rzecz?
Dzban stoi przecie jako naczynie tylko o tyle, o ile został on doprowadzony do stania.
To si zdarzyło i dzieje si dzi ki tworzeniu, dzi ki wytwarzaniu.
Pan — jak widzimy — znakomicie opanował technik wytwarzania dzbana.
Garncarz wyrabia gliniany dzban ze specjalnie wybranej i przygotowanej ziemi. To z
niej powstaje dzban. Dzi ki temu, z czego on powstał, mo e on tak e sta na ziemi,
czy to bezpo rednio, czy za po rednictwem stołu lub ławy. To dzi ki takiemu wytwarzaniu powstaje i jest stoj cym-w-sobie.
Jakie znaczenie ma to stanie-w-sobie? Czy dzban mógłby nie sta w sobie? A gdyby to było
mo liwe, czy mógłby nadal by dzbanem?
Stanie-w-sobie wydaje si charakteryzowa dzban jako rzecz. W rzeczywisto ci jednak my limy stanie-w-sobie od strony wytwarzania. Do stania-w-sobie zmierza wytwarzanie. Atoli w ten sposób stanie-w-sobie jest wci jeszcze my lane od strony
przedmiotowo ci.
Co sprawia, e dzban jest rzecz ?
Rzeczowo dzbana polega na tym, e jest on jako naczynie. Zauwa amy ujmuj cy
charakter dzbana, gdy napełniamy dzban. Dno i cianki dzbana bior na siebie ujmowanie. Powoli jednak! Czy napełniaj c dzban winem wlewamy wino do dna i cianek?
Co najwy ej wlewamy wino na dno mi dzy cianki. Gdy napełniamy dzban, wlewany
płyn spływa do pustego dzbana. Pustka jest tym, co ujmuj ce naczynia. Pustka, owo
nic w dzbanie, jest tym, czym jest dzban jako ujmuj ce naczynie.
Rozumiem to tak: dzban — jako rzecz — jest ujmuj cym naczyniem, natomiast ujmuj ce naczynie jest pustk , zatem dzban — jako rzecz — jest pustk .
Atoli dzban składa si ze cianek i z dna. Stoi on dzi ki temu, z czego si składa.
Czym byłby dzban, który by nie stał? Co najmniej nieudanym dzbanem, a wi c wci
jeszcze dzbanem, takim mianowicie, który ujmuje, lecz jako stale si przewracaj cy,
wylewa zawarto . Jednak wylewa mo e tylko naczynie.
Je li dobrze Pana zrozumiałem, to rzecz ujmuj ca jest pustk , zatem — by mo e — naczynie
bez dna i cianek te byłoby rzecz ujmuj c , poniewa mogłoby ujmowa , natomiast byłoby
niew tpliwie rzecz nieudan , poniewa natychmiast wszystko by wylewało.
cianki i dno, z których składa si dzban i dzi ki którym stoi, nie s tym, co wła ciwie
ujmuj ce. Skoro jednak jest tym pustka dzbana, to garncarz, który na kole kształtuje
cianki i dno wła ciwie nie sporz dza dzbana. Kształtuje tylko glin . Nie — on kształtuje pustk . To dla niej, w niej i z niej kształtuje on glin w okre lony twór. Od razu i
stale garncarz ujmuje nieujmowaln pustk i w postaci naczynia wytwarza j jako to,
co ujmuj ce. Rzeczowo naczynia w adnym przypadku nie tkwi w materiale, z którego ono powstało, lecz w pustce, która ujmuje.
Mam kłopot z poj ciem tego, jak garncarz ujmuje co , co jest nieujmowalne. Jednak e — jak
Pan sam zauwa ył — fizyka zapewnia nas, e dzban nigdy nie jest pusty; gdy nie ma w nim
płynu, jest w nim powietrze. A zatem, czy dzban, jako rzecz, mo e by pustk ?
Skoro przystajemy na naukowe zbadanie rzeczywistego dzbana ze wzgl du na jego
rzeczywisto , ukazuje si inny stan rzeczy. Podczas wlewania wina do dzbana, powietrze, które ju wypełnia dzban, zostaje jedynie usuni te i zast pione płynem. Z na3
ukowego punktu widzenia, wypełni dzban znaczy: wymieni jedn zawarto
n .
na in-
Powiada si e wiedza naukowa jest ostateczna. Na czym jednak polega jej ostateczno ? W naszym przypadku na przymusie porzucenia wypełnionego winem dzbana i
zast pienia go pró ni , w której rozpo ciera si płyn. Nauka czyni dzban-rzecz czym
niewa nym, bo nie dopuszcza rzeczy jako miarodajnie rzeczywistych.
Nie jest dla mnie jasne do czego nauka nas tu przymusza, ale faktem jest, e do czego przymusza i to mo e Pana irytowa . Mo emy Pana pocieszy : Pa skie „pó ne wnuki” odkryj , e
nauka to narz dzie przemocy. Ulegaj c tyranii nauki mogliby my nawet zdezawuowa pi kn
ide dzbana jako ujmuj cej pustki.
Domy lam si , e Pa skie praktyki garncarskie wraz z towarzysz c im refleksj to tylko zabieg wzmacniaj cy kondycj niezb dn dla ostatecznego skoku w my lenie tego, co najbardziej wymaga przemy lenia. Dzi kuj za udzielenie wielce pouczaj cego wywiadu.
1
Osoby, która przeprowadziła wywiad, nie udało nam si ustali , natomiast wszystkie wypowiedzi Najwi kszego Filozofa XX wieku pochodz z jego ksi ki „Odczyty i rozprawy” ,Wyd. Baran i
Suszczy ski, Kraków 2002, z rozdziałów „Co zwie si my leniem?” i „Rzecz”. W przytoczonych
tekstach pozwolili my sobie dokona pewnych skrótów i przestawie .
4

Podobne dokumenty