Wiktoria Kuzia : Melania

Transkrypt

Wiktoria Kuzia : Melania
Melania – drzewo o wielkim sercu.
Nazywam się Melania i jestem drzewem kasztanowca. Moja historia zaczyna
się od tego, że zostałam posadzona przez miłego gospodarza domu, który mieszkał
naprzeciwko mnie. Był bardzo pracowity i zawsze przychodził mnie podlewać rano
i wieczorem. A ja rosłam, aż stałam się wielkim potężnym drzewem.
Nastała wiosna. Moje liście były tak zielone jak trawa, którą kołysał delikatnie
wiatr. Dookoła było tak przyjemnie, powietrze było rześkie i wokół wszystko kwitło.
Na mych gałązkach pojawiły się pąki. Obok mnie rosły dwie jarzębiny, które nie
chciały ze mną rozmawiać, tylko same plotkowały o najróżniejszych rzeczach. Dzieci
gospodarza często się przy mnie bawiły. Były to dwie dziewczynki i chłopiec. Te
dzieci były potulne i nigdy się nie kłóciły, ponieważ bardzo się kochały.
Wreszcie nadeszło lato, a moje pąki zamieniły się w kwiaty, powoli rosły.
Powietrze pachniało suchą trawą i moje liście trochę pożółkły. Dzieci spędzały ten
czas chodząc na poziomki i jagody do lasu. Patrzyły jak ludzie pracują przy żniwach.
Przyszła jesień i wraz z nią powrót do szkoły. Często dzieci jak z niej wracały
zbierały kasztany, które ze mnie spadały. Moje liście odrywały się za każdym
energicznym dmuchnięciem wiatru. Dzieci razem z gospodarzem bardzo lubiły zbierać
grzyby. Robiło się coraz zimniej, co oznaczało, że zbliża się zima. Wreszcie spadł
pierwszy śnieg. Dzieci bardzo się
ucieszyły, a moje gałęzie pokryły się białym
puchem. Cała rodzina z niecierpliwością oczekiwała świąt Bożego Narodzenia. Mijały
dni i w końcu nadszedł ten dzień. Cała rodzina dostała prezenty i wtedy nikt nie
narzekał. Miło było patrzeć na miłość jaka panuje w tym domu.
Wiosną nadszedł ciężki czas i bieda zagościła w ich domowych progach.
Jednak to nie był koniec ich kłopotów, ponieważ gospodarz zachorował. Patrząc na to
było mi bardzo smutno. Rodzice nie mieli pieniędzy na dalszą naukę
i dzieci musiały przestać chodzić do szkoły. Nie mogłam się z tym wszystkim
pogodzić, tak bardzo chciałam im pomóc. Długo nad tym się zastanawiałam, ale to był
jedyny ratunek. Tak ciężko oglądać smutek i łzy tej kochającej rodziny. Nie potrafiłam
stać bezczynnie i wiedząc co się kryje pod moimi korzeniami postanowiłam im
pomóc. Moim przyjacielem był wiatr, więc chciałam go poprosić o pewną przysługę.
Musiałam się poświecić żeby ratować tą rodzinę. Czekałam na wichurę, którą wywoła
mój przyjaciel. Przy okazji poprosiłam moją znajomą burzę, żeby podczas wichury
uderzyła we mnie piorunem. Nagle wszystko się zaczęło. Wiał bardzo silny wiatr
a gdy wreszcie rozpętała się prawdziwa śnieżna burza, piorun uderzył w mój pień
i rozdzielił go na połowę. Tego bólu nie dało się opisać. Słysząc huk cała rodzina
wybiegła przed dom. Nastała wielka cisza. Dzieci przytulały się i płakały, bo bardzo
mnie kochały. Rodzicom też było bardzo smutno. Pogrążeni w smutku podeszli do
mnie i zobaczyli w rozdzielonym
pniu skrzynię pełną złotych monet. Wtedy
wiedziałam, że to jest ten moment, w którym mogę odejść. Umarłam.
Dzięki temu skarbowi dzieci ukończyły najlepsze szkoły i rodzina żyła
w dostatku. Zawsze wydawali te pieniądze rozsądnie, po wcześniejszym przemyśleniu.
Gdy dzieci dorosły i odwiedziły swoje dawne miejsce zamieszkania posadziły na
miejscu starego drzewa młody kasztanowiec.
Wiktoria Kuzia