Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Monika Brągiel Rzadkie, najbardziej potrzebne Moment pierwszy: otwieranie bramy, tunel z gwiazd szesnastu i szesnaście schodów na górę, której nazwy nie znam i bałabym się śnić, gdyby było mi dane wiedzieć więcej. Moment drugi: aleja lipowa, wrażenie, że tylko odnoszę resztki skruszonego tynku. Miejsce doskonale niedopasowane do tego typu rozrywek, jednak dzieje się pokój, popiół z pieca zimą. Moment trzeci: posąg pociera podbródek; proszę, żeby odszedł, ale posąg tkwi, tak beztrosko bieleje z każdym kolejnym deszczem. Witki opadają na serce posągu (nie mam drzwi, mówi), w murarskiej zaprawie pomieszkuje Sfinks i prosi o pomyłki. Dalej są kolumny. Moment czwarty i wszystkie inne niewiele się różnią od poprzednich. Niby się otwierają nowe raje i światy alternatywne przybierają na wadze, niby zgiełk wychodzi wszystkim bokiem i można widzieć, słyszeć coraz wyraźniej. Coraz częściej zastanawiam się nad miejscem sputników w przestrzeni okołoziemskiej i nie umiem orzec, czy to kwestia światła łudząco podobnego do światła gwiazd, czy przesada. 68 PRESSJE 2013, TEKA 35 Fun Electro-Swing MIX Przeorana arkadio moich lat dziewczęcych, kraju domków dla lalek, zupek z błota i ciast piaskowych w formie bab, najjaśniejsza oszustko. Byłaś mi macochą i byłaś konwencją snu, nie do podrobienia w żadnym znanym języku, póki nie przyszedł nawias, co zatrzasnął usta chlebem, a następnie winem, jaśniejącym dniem na łóżku dziewczęcego domu. Wklęsłe lustro zmarnowanych nieszczęść, nocnego umierania. Nie wiem, jak się podnieść z wywichniętych obrazów, przypuszczalnych doświadczeń. Nie wiem, co mam robić z płaczem w środku nocy, z kwietniem każdego roku. Coraz okrutniejszy przewodnik po mieście pór mijających rok dalekim łukiem, gdyż, arkadio, nauczyłaś mnie myśleć, że odfruwa w chaos tylko ten, kto wygina kark po raz ostatni. Tymczasem karuzela sprowadza się do wnętrz, które są cudze, opłacone oraz ciepłe. Do wnętrz urządzonych, odnowionych i jasnych, przez co zlewa się skóra kobieca i męska z uśmiechem bladego jak ściana płaczu ranka. Zniknij już, wyparuj ze słownika, z wszystkich wód, arkadio, bo chcę cię pamiętać jak tę krzywą gałąź, na której się poślizgnął nieszczęśliwy kot sąsiadów i już zawsze hołubiono go. Bo nie ginie tragicznie, kogo się wspomina, łóżka idą z dymem, kobiety z mężczyznami. WIERSZE • MONIKA BRĄGIEL 69 C z e ka m na c ie b ie nig d z ie Wszędzie pustostany: skoszone trawniki oraz mdłe balkony, na których petunie i sznurki. Czy tylko ja unoszę się ponad tym zmiętym imperium jak balon? Nie tylko ja unoszę się, wdychając smród, słuchając bzdur, dotykając śliskich tematów nad upadającym imperium. Słowa, reklamówki, kurz, bilety, gazety, gruz, paprotki, a nawet sama śmierć, małomówna idiotka. Unosi się pewna grupa rzeczy oraz niepewna grupa stanów (raczej przejściowych). Wiem, że trudno będzie mnie znaleźć, dlatego piszę do ciebie te linijki. Chcę, żebyś mnie znalazł. Chcę zostać znaleziona. Przez ciebie straciłam grunt pod nogami, przed oczami mam mgłę, pod oczami cienie. Musisz mnie znaleźć, ponieważ tylko ty możesz znaleźć wyjście. Mam przed oczami mgłę, zrozum, przez mgłę potrafię się przedzierać jak dziecko. Wiesz, że nie powinnam się wieszać na barierkach ani przedzierać przez mgłę, to najkrótsza droga do szczęścia (tak chyba myślą dzieci). Znajdź mnie jak najszybciej i zabierz jak najdalej. Ciepli ludzie unoszą się, gdy pluję i znikam. 70 PRESSJE 2013, TEKA 35