Rosyjska inwazja jest nieuchronna

Transkrypt

Rosyjska inwazja jest nieuchronna
Rosyjska inwazja jest nieuchronna
ANDRIEJ IŁŁARIONOW, były doradca Władimira Putina
Przez pięć lat pracował pan z Władimirem Putinem. Kim on jest w głębi duszy: pragmatycznym państwowcem, pułkownikiem KGB, liberałem ograniczonym przez okoliczności,
które narzuciła mu historia, czy po prostu tym, za kogo ma go w tej chwili ogromna część
ludzi na Zachodzie, a więc autorytarnym budowniczym imperium?
Mam zasadę: nigdy nie omawiać cech osobistych Władimira Putina. Trzymam się jej z przy–
czyn etycznych. Pracowaliśmy razem i dlatego nie ruszam tego tematu. Powiem tylko tyle:
ten polityk jest człowiekiem nieprzeciętnym. Nie da się go scharakteryzować jednym
słowem. Znałem w Rosji tylko dwie osoby, które umiały rozmawiać i dogadywać się ze
wszystkimi obozami politycznymi – to Putin i nieżyjący już Boris Bieriezowski.
Sugeruje więc pan, że rosyjski prezydent wykazuje się otwartością. Ale przecież znany jest
głównie ze sprawowania władzy twardą ręką...
Putin swobodnie porozumiewa się z komunistami, liberałami czy nacjonalistami, z protestującą w centrum Moskwy opozycją, z obrońcami praw człowieka. Wszystkie te środowiska
widzą, że on je świetnie rozumie. Ma wyjątkową zdolność wcielania się w różne role. Z jednej
strony uczyli tego w szkole KGB i jest to jeden ze sposobów werbowania ludzi. Z drugiej zaś
to coś wyjątkowego, ponieważ nie każdy oficer KGB włada takimi technikami.
Rosyjskie media przedstawiają Putina jako najbardziej wpływowego polityka na świecie.
Czy to prawda?
Aby to dostrzec, nie potrzeba rosyjskich mediów. Putin jest bardzo pewnym siebie politykiem, czego nie można powiedzieć o innych. On dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że jest
zdolny odnieść zwycięstwo na poziomie retoryki z każdym z obecnych przywódców państw.
Dlatego nie boi się uczestniczyć w konferencjach międzynarodowych i angażować się
w publiczne dyskusje. Czy jest jakiś przywódca państwa zachodniego, który kilka razy do roku
1/5
przeprowadza czterogodzinne konferencje prasowe? Obecnie na międzynarodowej arenie
politycznej takiej osoby nie ma. Putin jest pewny, iż uda mu się przegadać każdego polityka,
mimo że może go nie przekonać. Może nawet nie mieć racji, lecz będzie to wyglądało jak
jego zwycięstwo.
I w taki sposób Putin chce przekonać świat do swojego projektu odrodzenia imperium?
Wirus imperializmu już dawno tkwił gdzieś w podświadomości rosyjskiego społeczeństwa.
Putin jedynie uwolnił tego potwora i wykorzystał go do realizacji nowego imperialnego
projektu na obszarze byłego Związku Sowieckiego. Pytanie jest inne: czy ktoś oprócz Putina
mógłby udźwignąć ów projekt i czy inny polityk uzyskałby dla niego poparcie społeczeństwa?
Tego nie wiemy, lecz moim zdaniem w przypadku przywódcy Rosji mamy do czynienia
z postacią wyjątkową.
Czy nie przecenia go pan?
Tuż przed aneksją Krymu Putin zwołał specjalną naradę i zaprosił kluczowe osoby w państwie. Interesujące jest to, że wszyscy uczestnicy tej narady mieli wątpliwości i obawy
związane z tą operacją. Jedyną osobą, która ich nie miała, był właśnie rosyjski prezydent.
Od kiedy Putin planował aneksję Krymu i czy mu się to opłaciło?
Przygotowania do aneksji półwyspu trwały co najmniej od 2009 roku. Już wtedy Służba
Bezpieczeństwa Ukrainy alarmowała, że na terenie Krymu działają grupy dywersyjne, które
werbują lokalnych mieszkańców i przygotowują warunki do okupacji. Aneksja półwyspu
opłaciła się Putinowi. Mimo dużych wydatków finansowych Kreml odniósł jednocześnie kilka
zwycięstw na arenie krajowej. Po pierwsze, poparcie w rosyjskim społeczeństwie dla Putina
wzrosło aż do 86 proc, czego nigdy wcześniej nie odnotowano. Po drugie, dzięki aneksji
Krymu prezydentowi udało się prawie całkowicie zlikwidować rosyjską opozycję, która
w ciągu ostatnich lat próbowała się zjednoczyć. Wszystko dlatego, że duża jej część znalazła
odzwierciedlenie swoich programów w działaniach Putina.
Kogo pan ma na myśli?
Chociażby Aleksieja Nawalnego, który poparł rosyjską okupację Krymu. Podobnie zrobił
Michaił Chodorkowski – powiedział, że będzie walczył o rosyjski Krym, i tym samym
pogrzebał swoje polityczne ambicje. Tak więc kosztem zaledwie 100 mld rubli, które
pochłonęła okupacja półwyspu, Putinowi udało się zdobyć niesamowite poparcie społeczne
i zlikwidować rosyjską opozycję. To była bardzo przemyślana i dla Kremla korzystna
inwestycja.
Czy interwencja w Donbasie też się taka okaże?
Podobnie jak w przypadku Krymu przygotowania do destabilizacji sytuacji w tym regionie
rozpoczęły się gdzieś w 2009 roku. Z tamtych czasów zachowały się zdjęcia z corocznego
rosyjskiego forum młodzieżowego „Sieligier”. Na nim po raz pierwszy pojawiła się flaga tak
zwanej Donieckiej Republiki Ludowej. Już wtedy po portalach społecznościowych krążyły
zdjęcia prezentujące jakichś mieszkańców Doniecka chwalących się automatami kałasznikowa, które otrzymali z Rosji. Wszystko to było stymulowane przez rosyjskie media
i literaturę. W ciągu ostatnich pięciu lat rosyjskie księgarnie zapełniły się książkami na temat
zbliżającej się wojny z Ukrainą. W ten sposób przygotowywano rosyjskie społeczeństwo do
konfliktu. Był to bardzo długi i złożony proces, który w konsekwencji zakończył się
odłączeniem od Ukrainy części obwodów donieckiego i ługańskiego. W trakcie realizacji tego
2/5
planu najważniejsze operacje zostały przeprowadzone nie przez lokalnych separatystów, lecz
przez funkcjonariuszy jednostek elitarnych GRU (rosyjskiego wywiadu wojskowego).
A więc Kreml odniósł kolejny sukces?
Putin wykorzystuje Donbas w celach propagandowych. Tymczasem sytuacja w tym regionie
jest tragiczna. Ukraina przestała go finansować. Na Donbas została nałożona blokada
gospodarcza. Rosyjskie media pokazują głodujących tam ludzi i komentują to następująco: są
to celowe działania władz w Kijowie i po raz kolejny znajduje potwierdzenie teza. że po
rewolucji na Majdanie Ukraina znalazła się w szponach faszystów i nazistów. Moskwa nie
zamierza sponsorować tego regionu. Raczej będzie udzielała wsparcia separatystom, którzy
będą występować w rosyjskiej telewizji i opowiadać o „krwawym faszystowskim reżimie na
Ukrainie”.
W 2012 roku w Rosji założono szowinistyczny Klub Izborski, w którym obok znanych
polityków znaleźli się pisarze, uczeni, dziennikarze i duchowni. Co ciekawe, w jego skład
wchodzą od kilku lat dzisiejsi przywódcy separatystów w Donbasie. Jaką rolę odgrywa ta
instytucja?
Jest to bardzo zakamuflowany projekt, ponieważ z jednej strony mamy do czynienia
z organizacją pozarządową, a z drugiej członkowie Klubu Izborskiego zbierają żniwo dużej
popularności, jaką cieszą się wśród warstwy rządzącej. Zaproponowali nową imperialistyczną
ideologię dla państwa rosyjskiego, która została częściowo przyjęta i wdrożona przez Kreml.
Nie są to jednak ludzie, którzy bezpośrednio wpływają na politykę rosyjskich władz. Putin
jedynie wykorzystuje ich do swoich celów, ponieważ akurat to mu się obecnie opłaca. Tak
samo jak opłaca się wspierać separatystów w Donbasie. Nie wiadomo jednak, czy będzie to
korzystne dla Moskwy jutro. Rosyjski prezydent jest bardzo inteligentny i rozpoznaje
tendencje, z których dziś warto zrobić użytek, ale jutro już niekoniecznie.
W związku z działaniami Rosji na Ukrainie Polska oraz kraje bałtyckie zaczęły wzmacniać
swoje systemy obronne. Czy kraje te mają powody obawiać się rosyjskiej inwazji?
To, że rosyjska inwazja nastąpi, jest nieuchronne. Pytanie tylko kiedy. Rosja nigdy tego nie
ukrywała, ponieważ już dawno rozpoczęła działania destabilizacyjne w Gruzji, Kazachstanie,
Azerbejdżanie, a nawet na Łotwie i w Bułgarii. Zakładam, że w ciągu najbliższych dwóch lat
dojdzie do kulminacji tych działań. Pamiętajmy, że tyle właśnie zostało do końca kadencji
prezydenta Baracka Obamy. Putin zdaje sobie sprawę, że ten polityk jest najbardziej
nieskutecznym prezydentem Stanów Zjednoczonych w całej ich historii. Wie, że musi jak
najszybciej wykorzystać słabość Obamy przed kolejnymi wyborami prezydenckimi w USA.
Gdyby na miejscu obecnego gospodarza Białego Domu zasiadał człowiek bardziej
zdecydowany, Rosja nie zrobiłaby na Ukrainie tego, co zrobiła.
Grozi nam więc otwarty konflikt zbrojny?
Inwazja na Polskę i kraje bałtyckie może się dokonać w bardzo różny sposób. Pamiętajmy,
że Putin nie jest dowódcą wojsk lądowych, lecz pułkownikiem służb specjalnych. Zakładałbym, że czekają nas raczej wojny hybrydowe niż otwarta inwazja wojskowa. Mogą się
pojawić grupy dywersyjne, które będą próbowały destabilizować sytuację w wymienionych
krajach.
Czy częścią tej strategii jest demonstracyjne naruszanie przez rosyjskie myśliwce przestrzeni powietrznej krajów NATO?
3/5
Jest to jednocześnie testowanie systemów przeciwlotniczych NATO i w pewnym sensie
szantaż. Rosja ciągle próbuje straszyć kraje zachodnie i daje do zrozumienia, że jest gotowa
na użycie broni. Przekaz Kremla skierowany do Zachodu jest prosty: nie wtrącajcie się
w nasze sprawy, nie próbujcie bronić Ukrainy, w przeciwnym razie musicie się liczyć
z możliwością ataku atomowego lub wybuchem wojny w całym regionie. Jest to bardzo
dobrze przemyślana i przygotowana strategia, która ma na celu osłabienie sprzeciwu krajów
zachodnich.
Czy Rosja odczuła wprowadzone przez Zachód sankcje?
Stanowią one zaledwie 2-3 procent tego, czym kraje zachodnie mogłyby oddziaływać na
linię Kremla: zaczynając od twardej i konsekwentnej polityki, poprzez decyzje dotyczące
spraw wojskowych, a kończąc na decyzjach ekonomicznych.
Kraje zachodnie nie wykorzystały więc wszystkich narządzi, za pomocą których mogłyby
wpłynąć na politykę Moskwy?
Jeżeli chodzi o wojsko, to kraje NATO mogłyby rozmieścić przy granicach z Rosją znaczący
kontyngent wojskowy i ściągnąć tam najnowocześniejszą broń. Poza tym Rosja odczułaby
sankcje, gdyby zostały zamrożone aktywa walutowe na rachunkach rosyjskiego narodowego
systemu rezerw lub na europejskich rachunkach rosyjskiego banku centralnego. Są to kwoty
rzędu 500-600 mld dolarów – w obliczu tego zagrożenia Moskwa natychmiast wycofałaby
swoich żołnierzy z Ukrainy.
To dlaczego rosyjski rubel spada na łeb na szyję?
Warto zrozumieć jedną bardzo ważną rzecz: pogarszająca się sytuacja gospodarcza Rosji nie
ma nic wspólnego z zachodnimi sankcjami. Po pierwsze, wśród głównych przyczyn obecnego
stanu rzeczy jest to, że latem 2013 roku rosyjska gospodarka znalazła się w stanie recesji
i stagnacji. Po drugie, staniała ropa, co naturalnie odbiło się na gospodarce, lecz nie miało
związku z zachodnimi sankcjami. Po trzecie, Rosja sama sobie zaszkodziła, wprowadzając
embargo na zachodnią żywność. Sankcje Zachodu „Wobec nielicznych rosyjskich przedsiębiorstw i biznesmenów nie odbiły się zasadniczo na działalności tych firm. Odwrotnie,
rosyjscy oligarchowie, wycofując swoje pieniądze z Zachodu, całkowicie uzależnili się od
Putina. Dlatego żenujące jest to, że amerykańscy politycy przekonują świat, iż wprowadzone
sankcje są skuteczne. W takich sytuacjach zastanawiam się, czy to oni nie rozumieją, o czym
mówią, czy też zakładają, że wszyscy wokół są głupi.
W tej sytuacji zastanawiające są przyczyny, dla których zachodni politycy nie decydują się
na użycie tych wszystkich narzędzi, o których pan mówił...
To kwestia osobistych decyzji przywódców krajów zachodnich. Na przykład kanclerz Angela
Merkel w ciągu ostatnich dziewięciu lat próbowała odgrywać rolę pośrednika między Rosją
a Zachodem. Zakładała, że dzięki temu pośrednictwu uda się jej zyskać polityczne (i nie tylko)
przywileje. Tymczasem, biorąc pod uwagę zachowanie Merkel w ciągu minionych kilku
tygodni, można z pewnością stwierdzić, że uświadomiła ona sobie swoje błędy i zmieniła
strategię. Tymczasem prezydent Obama do dziś nie odrobił tej „pracy domowej” zdaje sobie
sprawy z powagi sytuacji.
W Rosji niesprawiedliwość społeczna, korupcja i układy oligarchiczne występują w nie
mniejszym stopniu niż na Ukrainie. Czy Putin obawia się Majdanu 1 własnym podwórku?
W dziejach Rosji do czegoś v rodzaju Majdanu doszło jedyni latach 1611-1612, gdy Polacy,
Litwini, Białorusini i Ukraińcy z, Moskwę. Biorąc zatem pod uwagę historyczne doświad4/5
czenia, można wysnuć następujący wniosek: żeby w rosyjskiej stolicy został zorganizowany
Majdan, muszą tam ponownie wkroczyć Polacy i przedstawiciele reszty wymienionych
narodowości.
Wraca pan do wydarzeń sprzed ponad 400 lat. Czy jednak rewolucja 1917 roku nie jest
przykładem pospolitego ruszenia Rosjan? Dziś w Rosji nieraz można usłyszeć, że to był
Majdan tamtych czasów...
Tego nie można porównywać z Majdanem. To była krwawa rewolucja, w trakcie której bito
i mordowano ludzi. Tymczasem mianem Majdanu można określić proces demokratycznego
jednoczenia się społeczeństwa – tak jak to się stało w przypadku skierowanego przeciwko
wojskom Rzeczypospolitej powstania pod wodzą Kuźmy Minina i Dymitra Pożarskiego
właśnie w tym dalekim 1612 roku.
Ale w czasach bojarów i chłopów żadne „demokratyczne jednoczenie się społeczeństwa”
nie mogło jeszcze wchodzić w grę.
Przecież po powstaniu Minina i Pożarskiego pierwszy i jedyny raz w dziejach Rosji doszło do
demokratycznych wyborów cara, o czym rosyjscy historycy nie wspominają. W rosyjskich
podręcznikach historii możemy jedynie przeczytać, że Michał I Romanow został wtedy
wybrany na cara. Nie przeczytamy tam zaś o ostrej walce politycznej i o tym, że Michał miał
trzech konkurentów. Wydarzenia z ukraińskiego Majdanu porównałbym właśnie z ówczesnym okresem rosyjskich dziejów. Jedynie wtedy Rosja przeżyła prawdziwe pospolite
ruszenie.
A może były nim również przemiany demokratyczne, które zaszły w Rosji na początku lat
90., przed i po upadku ZSRR?
Wydarzenia z tamtego okresu były tylko przedstawiane jako pospolite ruszenie. Dziś już
natomiast wiemy, że w dużej mierze inspirowało i wspierało je KGB. W ten sposób na
polecenie Michaiła Gorbaczowa ówczesny szef tej służby Władimir Kriuczkow uczestniczył
w przeprowadzeniu rewolucji we wszystkich krajach byłego Układu Warszawskiego oprócz
Polski i Węgier. W Polsce to nie było możliwe, ponieważ działała w niej „Solidarność”. Przez
dziesięć lat dążyła ona do tych demokratycznych przemian, które w konsekwencji nastąpiły.
Czy to oznacza, że w przypadku Rosji ich niezbędnym czynnikiem sprawczym jest
interwencja zagraniczna?
Tak wynika z rosyjskiej historii i nie ma w tym nic dziwnego. Dlatego są kraje, w których
może dochodzić do Majdanów, i takie, w których nie może być o tym mowy. Rosja właśnie
jest krajem, któremu to zjawisko jest obce, bo brakuje jej historycznych doświadczeń.
Rosjanie ruszą się dopiero wtedy, gdy poczują, że Rosji zagrażają obcy.
Rozmawiał Rusłan Szoszyn
Andriej Iłłarionow jest ekonomistą. W latach 2000-2005 był doradcą prezydenta Władimira Putina do spraw
polityki ekonomicznej. Potem stał się krytykiem kremlowskiego reżimu i działaczem opozycji. Od roku 2006 jest
związany z amerykańskim libertariańskim think tankiem Cato Institute.
(„Rzeczpospolita”, 10-11.01.2014 r.)
5/5

Podobne dokumenty