J 7,1-2.10.25-30 J 12,20-33) Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać

Transkrypt

J 7,1-2.10.25-30 J 12,20-33) Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać
J 7,1-2.10.25-30
J 12,20-33) Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go
mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i
Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy
wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je
na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i
mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam
powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę.
Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię. Tłum
stojący to usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł
Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd
nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad
ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią
miał umrzeć.
Któż to byli owi Grecy, którzy przybyli na święto do Jerozolimy by oddać pokłon Bogu? Otóż
zazwyczaj nie zwracamy na to uwagi, ale w czasach Jezusa istniała dość liczna grupa pogan,
tzw. bojących się Boga, lub inaczej prozelitów – to byli ci, którzy wprawdzie nie urodzili się
Żydami, ale na przykład Grekami, niemniej jednak przyjmowali wiarę w Jedynego Boga. Z
punktu widzenia przepisów żydowskich (które w sumie obowiązują do dzisiaj) nie mogli stać
się tak po prostu Żydami – wyznawcami judaizmu. Do końca życia mieli status „bojących się
Boga” czyli prozelitów, jakkolwiek zachowywali wszystko zgodnie z judaizmem. Dopiero ich
dzieci mogły stać się Izraelitami – o ile oni, rodzice, przez całe życie przeszli wierni judaizmowi
i wpoili to także swoim dzieciom. Proszę więc zobaczyć, jak wiele samozaparcia wymagało od
pogan nawrócenie się na judaizm: nawracający się poganin miał świadomość, że do końca życia
nie będzie pełnoprawnym Izraelitą – że dopiero jego dzieci mają szansę taki status osiągnąć,
o ile on odpowiednio będzie żył i odpowiednio te dzieci wychowa. A jednak istniała pokaźna
grupa ludzi, którzy się na to decydowali. To jest prawdziwa wiara!
No i właśnie owi prozelici najwyraźniej usłyszeli o Jezusie i gdy przybyli do Jerozolimy
na święto Paschy (co winien czynić każdy prawdziwy wyznawca judaizmu) chcieli skorzystać
z okazji i Jezusa zobaczyć. Przekazali swą prośbę Apostołom, Apostołowie zaś Jezusowi. A
Jezus, jak to zwykle w Ewangelii św. Jana, zadaje się odpowiadać nie na temat – zdaje się,
że Jezus zamiast o zobaczeniu Go mówi o swojej śmierci na krzyżu (choć wprawdzie ani razu
nie używa słowa „krzyż”), tym bardziej że sam Ewangelista na koniec zauważa, że to wszystko
Jezus powiedział, aby zaznaczyć, jaką umrze śmiercią.
A jednak! Warto spojrzeć na końcówkę wypowiedzi Jezusa: pada tam sugestia, że krzyż
Jezusa Chrystusa będzie objawieniem chwały Ojca, że Jezus pociągnie wszystkich do siebie i że
wszyscy Go zobaczą – nie tylko jakaś grupa Greków, ale cały świat będzie miał wtedy dostęp
do objawienia, jakie przyniósł Jezus.
Mało tego: to objawienie, które dokona się przy wywyższeniu Jezusa (czyli przy Jego śmierci
krzyżowej) będzie też sądem nad władcą tego świata. Oprócz tego jeszcze śmierć Jezusa na
krzyżu stanie się źródłem życia, tak jak zniszczenie ziarna w ziemi staje się początkiem nowego
życia.
Tu nas to wszystko może trochę zaskoczyć, zwłaszcza owo objawienie chwały na krzyżu: no
bo cóż to za chwała – umrzeć na krzyżu? W czasach Jezusa to była hańba i wielkie cierpienie,
ale chwała? Skąd chwała?
No i tutaj trzeba by się zatrzymać trochę przy „władcy tego świata”. Otóż proszę zauważyć,
że władanie złego ducha zawsze opiera się na sieci kłamstw. Na przykład wmawia nam, że grzech
1
to nic takiego, że to taki wypadek przy pracy, że to może się każdemu zdarzyć, że taki świat
wokoło i wszyscy tak robią to i nam wolno, a w ogóle to Bóg przymknie oko... No i my w
to wierzymy – i nic sobie (albo co najwyżej niewiele) z grzechu robimy. A prawda jest taka,
że grzech oddaje nas we władanie zła. Kiedy podejmujemy decyzję wyboru zła oddajemy się
złu na własność – ono nabywa prawa do nas. A złu chodzi zawsze o zniszczenie naszego życia
– więc grzech w gruncie rzeczy wydaje nas śmierci. Stajemy się własnością i niewolnikami
śmierci – na podstawie naszej własnej decyzji. A robimy to, bo wierzymy, że to nic takiego. Zło
wykorzystuje naszą nieświadomość – nasz brak poznania pełnych konsekwencji grzechu. My nie
czujemy śmierci, która w nas wchodzi w momencie, gdy grzeszymy. Pewnie gdybyśmy ją choć
raz poczuli, to byśmy już nigdy więcej nie zgrzeszyli – ale zło nam odbiera to poczucie, bo w
jego interesie jest, żebyśmy nie przestawali grzeszyć, żebyśmy nie wyrwali się z objęć śmierci.
Dlaczego złu tak bardzo zależy na tym, żebyśmy stali się własnością śmierci? Bo człowiek,
który nie żyje, nie ma nic – nie może nic dostać, nie da się jemu nic dać, nie może nic przyjąć,
nic zrobić itd. Podstawowy dar, jaki otrzymaliśmy od Boga, to dar życia, dar istnienia. Na
tym darze, jak na fundamencie, Bóg buduje całą resztę. Stworzył nas, powołał do istnienia i
utrzymuje nas w istnieniu właśnie po to, żeby mógł nas obdarzać wszystkim tym, co dla nas
ma: swoją miłością i swoim dobrem. Jak mógłby nam to dać, gdybyśmy nie żyli i nie istnieli?
I właśnie o to chodzi złu: gdy zniszczy nasze życie, automatycznie stracimy całą resztę. I to
jest właśnie plan, jaki zło ma dla każdego z nas: zniszczyć życie. Bóg ma plan dla każdego z
nas, jak rozwinąć nasze życie do pełni życia, które nigdy się nie kończy, i do pełni szczęścia,
które nigdy się nie wyczerpuje. Zaś zły duch ma plan, jak zniszczyć nasze życie i w ten sposób
uniemożliwić nam przyjęcie wszystkiego, co dla nas ma Bóg. Cały problem sprowadza się zatem
do tego, czyj plan realizujemy w życiu...
Ale to nie wszystko. Nikt z nas nie wybrałby zła, gdyby wiedział, że to zło. Dlatego zły duch
buduje kolejną sieć kłamstwa, w myśl którego zło jest przedstawiane jako dobro (i najczęściej
również odwrotnie: dobro jako zło). W ten sposób stara się nas nakłonić do wyboru zła, które
nam się jawi jako dobro. To się zaczęło już w raju, kiedy wężowi udało się wmówić ludziom, że
Bóg jest nieszczery, nie do końca dobry, zazdrosny. Że ma coś do ukrycia, czym nie chce z nami
się podzielić. Że zabrania nam tego, co dla nas dobre. I że my sami musimy sobie to wziąć, bo
Bóg nam tego nie da. No i my do dzisiaj w te kłamstwa wierzymy: że Bóg czegoś nam żałuje,
zabrania nam tego co dla nas dobre i musimy to dobro sobie wziąć poza Bogiem, albo nawet
wbrew Bogu. Wierzymy, że poza Bogiem istnieje jakieś dobro, które możemy sobie sami wziąć.
Takie przekonanie jest tak samo prawdziwe, jak przekonanie, że można znaleźć wodę tam,
gdzie nie ma źródła. Z moich pobytów na pustyni z beduinami wyniosłem podstawową naukę:
na pustyni przeżyje tylko ten, kto wie, gdzie są źródła wody. Ten, kto będzie szukał wody tam,
gdzie jej nie ma, szybko zginie. Zatem wiedza o położeniu źródeł wody jest kwestią życia bądź
śmierci: brak tej wiedzy oznacza na pustyni śmierć. Dokładnie to samo dotyczy Boga: On jest
źródłem dobra. Każdy kto szuka dobra poza źródłem przypomina kogoś, kto szuka wody w
suchym piasku. Bieda w tym, że my ciągle w to wierzymy: że możemy sobie sami wziąć dobro
poza Bogiem, a nawet wbrew Bogu. Proszę zauważyć, że my grzeszymy właśnie dlatego, że
wierzymy, że to będzie dla nas dobre. Wybieramy grzech dokładnie z tego powodu, że daliśmy
sobie wmówić, że z tego wypłynie jakieś dobro dla nas. Oszukam – raz jeden – i dzięki temu
zarobię tyle, że już zawsze będę żył uczciwie. Raz jeden dopuszczę się zła – a potem już będę
tylko dobry... Ciekawe jak, skoro ten jeden raz uczyni mnie własnością zła i śmierci?
Tu warto sobie przypomnieć scenę kuszenia Jezusa, kiedy diabeł wziął Go na wysoką górę
i pokazał cały świat. Wszystko będzie Twoje – mówił – jeśli oddasz mi jeden pokłon. Diabeł
da nam wszystko – cały świat nawet. Bardzo hojnie nas obdaruje. Jest tu tylko jeden haczyk:
oddając mu jeden pokłon staję się jego własnością... Co z tego, że on mi da niewiadomo co,
cały świat nawet, skoro ja się stanę jego własnością i jego niewolnikiem? Co z tego, że mi da
nawet cały świat, skoro on weźmie ode mnie jedną rzecz – życie. A człowiek, który nie żyje, nie
2
ma nic... Dlatego zło jest takie hojne – da wszystko. Za życie. Jezus pokazał, że cały świat to
za mała cena za życie – bo człowiek, który nie ma życia, nie ma nic.
Proszę też zauważyć, że my ciągle wierzymy również w to, że Bóg coś przed nami ukrywa,
że jest nieszczery, czegoś nam żałuje i zabrania nam czegoś, co dla nas jest dobre i korzystne.
Ciągle o coś Pana Boga podejrzewamy, ciągle się sprzeczamy o Jego przykazania – a czemu tak,
a tego nie rozumiemy, a mamy inną wrażliwość moralną... Ciekawa rzecz, że ze złem aż tyle nie
dyskutujemy, tylko mu ulegamy bardzo szybko...
W każdym razie Jezus umierający na krzyżu demaskuje i obala całą tę sieć kłamstw zła
– w ten sposób dokonuje się objawienie chwały Boga i sąd nad władcą tego świata. Ten sąd
właśnie na tym polega: na obnażeniu jego kłamstw i ukazaniu prawdy o Bogu. Krzyż Jezusa
jest dowodem na to, że Bóg rzeczywiście nie ma przed nami nic do ukrycia, niczego nam nie
żałuje, nie ma żadnego dobra którego by nam nie chciał dać. Krzyż Jezusa pokazuje, że Bóg
oddał nam wszystko do samego końca – że w swoim Synu dał nam się cały. Dał nam siebie i nie
wycofał tego daru nawet wtedy, gdyśmy Go niszczyli. Jezus przebity na krzyżu odsłania nam
całe wnętrze Boga – w ten sposób nas przekonuje o miłości Boga, o Jego szczerości i dobroci dla
nas. W ten sposób pokazuje, że to wszystko, co na wmówił wąż, jest kłamstwem. Więc proszę
dłużej nie wierzyć, że Bóg coś ukrywa, czymś nie chce się podzielić, że żałuje nam jakiegoś
dobra i zabrania nam tego, co dobre.
Jeśli Bóg czegokolwiek nam zabrania, to dlatego, że to jest złe i sprowadza na nas śmierć.
Przykazania nie są ograniczeniem, jakie Bóg na nas nałożył – są wyrazem Jego miłości. On dla
nas ponazywał to, co złe, co niesie nam śmierć – żebyśmy się nie mylili i nie ulegali złudzeniom,
żebyśmy więcej nie dali się oszukiwać i nie stawali się niewolnikami zła i śmierci. Bóg niczego
nam nie żałuje, ale też nie może się pogodzić z tym, że Jego dzieci, które stworzył do życia,
wolności i miłości, stają się dobrowolnie niewolnikami zła i śmierci. Dlatego ponazywał to, co
nas niszczy i zniewala, dlatego posłał swojego Syna, aby przyniósł nam Prawdę i zdemaskował
sieć kłamstw – i w ten sposób pozbawił diabła władzy nad nami. Dlatego Jezus mówił, że
diabeł jest ojcem kłamstwa i zabójcą – bo jego władza opiera się na kłamstwie, a to kłamstwo
prowadzi nas do śmierci.
Mało tego: krzyż Jezusa jest nie tylko objawieniem chwały Ojca, ale również źródłem życia
dla nas. To nie jest tak, że obrażony Bóg domagał się satysfakcji w postaci krwawej ofiary i
nasycił się dopiero cierpieniem swego Syna. Dokładnie rzecz biorąc to jest tak, że Jezus oddał
się na własność śmierci zamiast nas. On spłacił śmierci dług, który my zaciągnęliśmy, gdy
oddawaliśmy się jej na własność. Więc żebyśmy my byli wolni od niewoli śmierci i mogli żyć,
On za nas ten dług spłacił – oddał się śmierci, żebyśmy my byli wolni. Tę wolność i to życie,
które Jezus wywalczył dla nas na krzyżu – oddając siebie śmierci za nas – my otrzymujemy
na chrzcie świętym. To podczas chrztu Jezus zdejmuje z nas dług i spłaca go za nas – samym
sobą i swoim życiem. Dzięki temu my stajemy się wolni od władzy śmierci, otrzymujemy życie.
I to, co mamy robić po chrzcie, to chronić tej wolności od zła i śmierci za wszelką cenę. Chronić
życia, które dał nam Jezus – nie zmarnować go, ani nie oddać zaraz za byle co.
I właśnie dlatego kiedyś, gdy chrzczono jeszcze głównie dorosłych, taki dorosły zanim przystąpił do chrztu, musiał przez kilka lat udowodnić swoim postępowaniem, zachowaniem i życiem, że potrafi ustrzec daru, który otrzyma na chrzcie. I dlatego do dzisiaj Kościół chce mieć
pewność, że dar wolności i życia, jaki powierzy chrzczonemu dziecku, zostanie uszanowany i
ustrzeżony. Ja, żebym zgodził się na chrzest, muszę mieć moralną pewność, że ten dar nie zostanie zmarnowany. Dlatego na przykład ludzie, którzy żyją bez ślubu, zwykle mają problemy
z chrztem swoich dzieci – oczywiście od razu się pieklą, że co dzieci winne. Dzieci nic – to
wszystko wina rodziców. Jeśli rodzice nie umieli ustrzec daru wolności i życia przed zmarnowaniem go, to jak ustrzegą ten dar u swoich dzieci? Jak swoje dzieci nauczą walczyć o zachowanie
wolności i życia przed niewolą zła i śmierci, skoro sami radośnie tej niewoli się oddają? I jeszcze
nie widzą w tym nic złego? Jeżeli sami nie potrafią odróżnić zła od dobra, sami nie potrafią
3
wybierać dobra, to czego nauczą swoje dzieci? Chrzest to nie tylko obrzęd – to śmiertelnie
poważna sprawa. Śmiertelnie poważna dla Jezusa – bo On płaci za to swoim życiem. A życie
Jezusa dla nas jest zbyt cenne, żeby szafować nim na prawo i lewo bez opamiętania.
No i właśnie o tym wszystkim mówi dzisiaj Jezus: to są jakby Jego rekolekcje, przygotowanie
uczniów na Jego śmierć krzyżową – żeby wiedzieli, co się dokonuje, jak już się to wszystko
stanie. Żeby widzieli coś więcej, niż tylko cierpienie. Żeby zrozumieli, co Bóg chce nam pokazać
i powiedzieć oraz co Jezus robi dla nas naprawdę. Jezus, co oczywiste, bał się – bał się oddać
dobrowolnie w niewolę śmierci za nas. Mówił, że Jego dusza doznaje lęku. Ale dla nas ten lęk
pokonał – bo po to przyszedł na świat. My zaś po to otrzymaliśmy od Niego życie i wolność,
żeby tego nie zmarnować, żeby ustrzec tego i żeby walczyć o naszą wolność od zła i i nasze
życie do ostatniego tchu.
Św. Dominik Savio zapisał sobie trzy postanowienia w dniu Pierwszej Komunii. Jedno z nich
brzmiało: raczej umrzeć, niż zgrzeszyć. Dokładnie to zrobił Jezus na krzyżu: pokazał, że lepiej
oddać wszystko na tym świecie, łącznie z tym życiem, niż przez grzech oddać się na własność
złu i śmierci i stracić prawdziwe życie.
Do kogo więc należymy? Komu się oddaliśmy na własność?
Pozdrawiam, x. Wojciech
4

Podobne dokumenty