Czytaj książkę - Publikatornia.pl

Transkrypt

Czytaj książkę - Publikatornia.pl
Żule w...
Krakowie
Tomasz Kloß
Rozdział 1
Gówniany początek
Był ciepły, letni dzień. Marek i Ania siedzieli na werandzie domu kempingowego w
Wieliczce, pili czystą wyborową.
– Anka. Nie nudzi ci się? – Zapytał Marek, głosem menela
– No, trochę – wybełkotała.
I zataczając się w upale szli wolno do domu. Na stole leżał list , Marek otworzył go i
przeczytał. Po chwili wykrzyknął
– Anka, patrz, te skurwiele z skarbówki znów się do nas doczepili !
I popatrzyła się w list.
– Tobie do reszty odjebało to list z tej redakcji co napisałeś do niej po pijaku
artykuł, który się im spodobał.
List brzmiał następująco:
‘’ Z przyjemnością informujemy że wygrali państwo 6 tygodniową
wycieczkę do Krakowa z dodatkowymi atrakcjami ‘’
– O kurwa! Anka jedziemy jutro – wypalił
.
– A czy rodzice się zgodzą ? – zapytała
– Jebać ich! – powiedział.
Na nazajutrz Anka i Marek jechali autobusem do Krakowa.
– O jak mi się kurwa lać chce – powiedział Marek i wyszczał się pod stacje na
której się właśnie zatrzymali. Tak bardzo się cieszyli.
26 minut i 43 sekundy później stali pod Wawelem.
− Marek, chodźmy na Wawel.
− Spierdalaj stara szmato.
− No proszę
− Dobra, ale za to będę cie ruchać do usranej śmierci.
Weszli do katedry. Marek, który znał historię Krakowa był teraz w roli przewodnika.
Ich uwagę zwróciła konfesja św. Stanisława. Skręcili w lewą nawę i wrócili się w tył by
obejrzeć piękną kaplicę księżnej Zofii, w której Marek poczuł, że musi się wysrać i jak
pomyślał tak zrobił, i nasrał są ścianę za marmurowym pomnikiem.
– Marku, Marku chodźmy na dzwon Zygmunta – pisnęła Ania
– Za te piski to ja cię zaebie – powiedział Marek i strzelił jej kosę w ryj
I po chwili szli drewnianymi schodami na wieżę.
– Marku, trochę się boję.– Bać to się kurwa będziesz jak Cię powieszę za nogi na słupie telefonicznym . –
odpowiedział
2 minuty później patrzyli się na dzwon.
– Ten dzwon został odlany na polecenie króla Zygmunta Starego.
– Ach. Ty wszystko wiesz – szepnęła.
– W przeciwieństwie do Ciebie, umiem czytać to, co jest napisane w przewodniku
– powiedział
Zeszli na dół.
– Anka. Chodźmy do monopolowego, bo mnie już suszy.
– OK.
Po chwili stali obok „u Zbyszka” i każdy z nich trzymał butelkę jabola.
− Wiesz? Gdyby nie to, że kiedyś zapomnieliśmy tych pieprzonych gumek, i zaszłaś
przez to ze mną w ciążę, to powiedziałbym, że życie jest piękne.
Chwilę później Ania i Marek zataczali się ulicą Grodzką.
– Marku,Marku! – zawołała Ania jakby ktoś kopnął ją w brzuch ( Co Marek
uczynił przed chwilą)
– co chcesz? – zapytał Marek, beknął , pierdnął i się zrzygał (na Ankę)
– suszy mnie, chodźmy do monopolowego
– wal się na ryj – powiedział wulgarnie Marek – trzeba było nie pić wszystkiego,
przez to, że zrzygałaś się na posadzkę ekspedientka wypierdoliła nas ze sklepu
Po chwili stali na rynku
– Ale ten rynek duży – pisła Ania
– Jeszcze raz piśniesz to wsadzę ci ryj do fontanny
Apropos fontanny, Marek obnażył swojego siurka, podszedł do fontanny i zaczął lać do
niej
– Zara wejdziemy na wieżę kościoła Mariackiego – powiedział Marek.
10 minut później para wycieczkowiczów spoglądała przez okienko na najwyższym
dostępnym punkcie wieży, wyzywając ludzi z dołu od kurw i pedałów
− Ale tu wysoko – pisła po raz kolejny Ania,
− Kurwa przesadziłaś – powiedział Marek, i walnął głową Ani o ścianę – wreszcie
cisza – dodał
Po tym jak Ania się ocknęła poszli do hotelu, do swojego pokoju. Był to duży, luksusowy
apartament.
− Anka, Anka szybko rozbieraj się bo jestem napalony
− Tylko tym razem nie zapomnij gumek
− Zamknij się – trzasnął ją po ryju i zaczął odbywać z nią stosunek seksualny
Rozdział 2
Figle z królami
Nazajutrz rano Marek obudził się, umył z złotego deszczu i spermy i obudził swoją
partnerkę.
− Anka wstawaj już 4 nad ranem- zadarł się na cały hotel Marek – Jak nie wstaniesz
to Cię zapierdolę
− Jak czwarta, to ja jeszcze śpię – odpowiedziała mu Ania
− A zapierdolić Ci?! – powiedział, poczym pierdnął jej w twarz i zesrał się na nią
Po chwili Ania z zasraną i zarzyganą twarzą uległa Markowi, umyła się i ubrała się, po
czym zeszli obaj na śniadanie. W holu spotkała ich niemiła sytuacja. Okazało się, że o
czwartej nad ranem jeszcze nie wydają w zakładzie zbiorowego żywienia śniadania.
– Co za kutasy! – Krzyknął Marek zbulwersowany
Turyści poszli więc pooglądać miasto rankiem, a gdy wychodzili z hotelu goniły ich
przekleństwa obsługi, gdyż Marek nie dość, że się wydarł na cały hotel to jeszcze się
zesrał do kwiatka i z ściągniętymi gaciami i obnażonym fiutem zaczął posuwać się w
kierunku drzwi.
− Ale tu śmierdzi – powiedziała Ania
− To pewnie Twoja koszulka którą się podtarłem - powiedział Marek
− Ach Marku, aleś ty jesteś mądry – pisnęła Ania
− Kurwa znowu? – zapytał i po raz kolejny pierdolnął ją w twarz.
Wszystko było pozamykane o godzinie czwartej, mimo tego, że Marek próbował
rozpierdolić drzwi nogą. Więc nasi zasrani przyjaciele poszli na planty i położyli się spać
na jakiejś ławce, którą wcześniej oznaczyli moczem. Po paru godzinach obudziła ich straż
miejska, spisując ich
– pierdolone skurwysyny nie mają nic do roboty tylko porządnych ludzi spisywać? –
mruknął Marek i sprytnie zapytał się straży o godzinę, i przy okazji zajebał od
strażnika 50 złotych. Była 11 – o kurwa jebana ile myśmy spali?
Marek postanowił udać się gdzieś na śniadanie, więc poszli do monopolowego i
kupili ogórki, dwie butelki jabcoka i kefir i bułkę, zadowolona po degustacji Ania
zrzygała się na posadzkę za co Marek złamał jej nos. Po nasyceniu się postanowili
pójść jeszcze raz na Wawel i pooglądać krypty, gdyż poprzedniego dnia zostali
wyproszeni z katedry przez dzikie zachowanie Marka, który po zobaczeniu
nagrobka jakiegoś króla zesikał się na niego śpiewając przy tym zbereźne piosenki
− Wiesz, kurwa ile kosztują te bilety ? - zapytał Marek
− Nie, ale można sprawdzić przy kasach.
− Nie pomagasz mi - burknął Marek i pierdolnął ją w twarz – Sama kurwa sprawdź
Po zdobyciu biletów zeszli do krypty.
− Mareczku, a jak jakiś król na nas wyskoczy – powiedziała przestraszona Ania i
pierdła, że aż zaśmierdziało
− Aleś ty kurwa pojebana – roześmiał się na cały głos Marek i pierdolnął ją butelką
po jabolu
Ania, po pokonaniu lęku co do trupów zwiedzała z zafascynowaniem groby, potknęła się
wyjebała na twarz i rozpierdoliła sobie i tak już przypominającą ziemniaka twarz . Marek
miał to wszystko w dupie, i po jego wyrazie twarzy było widać, że wolał te 5 zł wydać na
wódkę. Ciągle pod nosem mruczał: „zmarnowana kasa, kurwa, zmarnowana kasa,
pierdolone naciągacze”.
Gdy kończyli zwiedzać i stali przy ostatnim sarkofagu przed wyjściem, Ania
wyrzygała śniadanie. Oczywiście zobaczyła to straż zamkowa i wypierdoliła ich z wawelu.
Marek zaczął przeklinać na strażników.
– Wy pierdolone szmaty! Wasze matki kurwiły się i mają aidsa.
– patrz co zrobiłaś ty głupia szmato – zaklął Marek
– To nie moja wina – pisnęła Ania – bardzo mnie cisło.
– Za to piszczenie dostaniesz pod żeberka – i wpakował jej pięść w bok, tak, że
aż się skręciła a następnie pierdolnął ją w głowę butelką.
Było około godziny 14. Pora obiadu. Wrócili więc do hotelu i skierowali się na
stołówkę. Na obiad była zupa pomidorowa co smakowała jak szczyny i pierogi z gówna.
Marek publicznie wyraził swoją opinię o kucharkach i jedzeniu
– To kurewstwo smakuje jak gówno. Chyba te pierdolone w dupę jebane kurwy
pierdolone gotować nie umieją .
Po obiedzie Marek stwierdził:
– Tera czas na sjestę kurwa jebana. Skocz no Anusiu bo jabcoka do monopolca,
tylko idź do tego drugiego, bo w tym pierwszym nas już znają.
– Dobrze mój Mareczku- zapiszczała Ania
– No nie kurwa! – Krzyknął Marek i pierdolnął ją w gębę
Gdy Ania wróciła z monopolowego Marek przywitał ją uderzeniem w twarz i kopniakiem
w żebra
− coś się tak ociągała – wrzasnął Marek
− gonił mnie ten strażnik, ten co mu zajebałeś pięć dych – pisła Ania łapiąc się za
nos.
− Tego kurwa za wiele, powiedział Marek i pierdolnął Anię w splot słoneczny –
Aha, trzeba było tego strażnika zajebać albo się na niego zrzygać – dokończył
− Ale ten strażnik zbił mnie pałą
− Pałę to ty w gębie trzymałaś hehe – zaśmiał się
Po skończonej konwersacji Marek wziął od Anki jabcoka i wypił duszkiem, nie
zostawiając jej nic. Po chwili zeszli do bufetu, gdzie nażarli się jak świnie. Marek
zadowolony beknął, a Anka aż pisnęła z radości, za co Marek jej zapierdolił kolanem w
łeb.
Wrócili do pokoju, gdzie Marek do wieczora oglądał telewizję, a Ania opatrywała swoje
skaleczenia.
Około północy Marek uderzył Ankę w twarz i wykrzyknął:
– Chcę się ruchać !
– A masz gumki?
– Wypierdalaj z tym amerykańskim gównem! – pierdolnął ją w twarz – to grzech,
ksiądz w kościele mówił!
I Anka chcąc czy nie musiała się zgodzić.
Tak upłynął im drugi dzień w Krakowie.
Rozdział 3
„Płynie Wóda płynie...”
Marek znów obudził się o czwartej, ale przypomniał sobie, że obsługa nie lubi
wstawać tak wcześnie. Kulturalnie poszedł się umyć, ogolić sobie jajka oraz chuja, i
zwalić sobie. Długo nie mógł dojść, więc skończył około godziny szóstej. Akurat kończyła
się cisza nocna.
– wstawaj Anka – zadarł japę Marek
– co jest – pisnęła zaspana Ania
– Kurwa no nie no! – Wrzasnął Marek i kopem zwalił ją z łóżka – kiedy się ta kurwa
nauczy żeby nie piszczeć!
Tym samym zmusił Anię do wstania i umycia się. Pierwszy raz od trzech dni ubrali się w
czyste, nie obsrane i zarzygane rzeczy. Zeszli na śniadanie, lecz ustatkowali się i zjedli
kulturalnie. Tylko raz Markowi zdarzyło się beknąć. Jedzenie nawet im smakowało.
Po śniadaniu Ania i Marek zapierdalali bo jabcoki na Grodzką, do tego monopolca, w
którym jeszcze nie zrobili rozpierduchy. Po drodze zajebali trzy dychy niewidomemu
skrzypkowi.
– Pan gra codziennie w tym miejscu – zapytał grzecznie Marek
– Tak – odpowiedział skrzypek – to jedyne miejsce w tym zjebanym Krakowie, do
którego trafię na ślepo.
– dobrze wiedzieć – pomyślał Marek i podbiegł do Anki.
– Słuchaj kurwo – powiedział czule Marek ukręcił jej sutka – znalazłem nowe
źródło utrzymania
– Świetnie Mareczku. A możesz mi powiedzieć, gdzie ?
– Nie kurwa, chuj cie to obchodzi – powiedział nader łagodnie.
Po chwili wchodzili do monopolca i zakupili jabcok. Wypili je pod wawelem.
– Anka kurwa, mam pomysła – wrzasnął Marek
– Jakiego pomysła – pisła podekscytowana Ania
Marek chwycił Anię za głowę i wepchnął jej łeb do najbliższego kosza na śmieci.
Gdy Marek się uspokoił (pół godziny później) powiedział Ani
– Skoro ta gazeta funduje nam bilety to popłyniemy sobie tym zasranym ściekiem
statkiem.
– Marku to całkiem fajny pomysł
– Ja zawsze mam fajne pomysły Anusiu – powiedział i pierdolnął ją w twarz
Po paru chwilach Marek i Ania siedzieli w zapchanym i capiącym gównem statku, który
Marek nazwał „Gównojadem” gdyż śmierdział jak Anka. Płynęli dosyć długo, aż
wreszcie Marek się zadarł:
– Te kurwa, patrz, zara będziemy w tym Tyńcu
– Skąd ty wiesz jak to się nazywa
– Wkurwiasz mnie – powiedział Marek i wypierdzielił ją za burtę
Statek zacumował i cała ta ludzka masa wylała się na brzeg. Marek poszedł na przód
rozpychając się, i klnąc: „przejście kurwa, przejście”. Ania poleciała za nim, przy czym
podczas przepychania się przez tłum dostała łokciem w ryj. Chcieli wejść do klasztoru,
lecz zakonnicy ich nie wpuścili, ze względu na stan upojenia alkoholowego Marka.
– Jebane kapucyny – mruknął Marek – jak ja ich tego przełożonego pierdolnę to go
rodzona matka nie pozna
– Oj Marek, przestań – pisnęła Ania – to dobrze, że cię nie wpuścili w takim stanie do
kościoła bo od razu obsikałbyś ołtarz.
Skoro tylko Marek usłyszał ten pisk, zaprowadził Anię nad Wisłę i pierdolną jej głowę pod
wodę.
– zjebało cię ?! – wrzasła Ania wyrywając się z objęć Marka, było czuć od niej
zapach gówna
– To za to piszczenie? Ciesz się że cię nie wrzuciłem całej
– Trzeba było tak od razu – odpowiedziała zła Ania
– Myślałem, że jesteś na tyle mądra, żeby zauważyć, że biję cię tylko wtedy,
kiedy piszczysz
– No nie tylko wtedy – szepnęła Ania
– Masz coś kurwa do powiedzenia ?! – wydarł się Marek – Jak nie to dobrze
Kolejny statek był dopiero za pół godziny,więc Marek poszedół pod sklep zajebać Ankę.
Przy okazji kupili jabcoka i kabanosy, które Marek określił, że smakują jak rzygi za te
zajebane trzy dychy. Po degustacji trunku i spożyciu wędliny obaj nasi przyjaciele udali
się na statek. Pod Wawelem byli około 17, więc Marek powiedział:
– wracamy do hotela, zara kolacja będzie.
Ania jako, że nic nie miała do powiedzenia to milczała całą drogę do hotelu.
– jaka tu cisza – pomyślał Marek – może by tak jej na dobre język uciąć ?
Po chwili siedzieli na stołówce i jedli kolację. Marek po spożyciu jabcoka stał się
agresywny w stosunku do wszystkich obecnych na jadalni, tak jak poprzedniego dnia,
pobił pokojowego, i obszczał każdy kąt w hotelu. Po rozbiciu przez Marka talerza na
głowie Ani obaj nasi przyjaciele wrócili do swojego pokoju. Dzień w zasadzie zakończył
się tak samo jak poprzednio, więc nie będę wam pierdolił tego samego.
Rozdział 4
Właściwy początek przygód
Kolejnego dnia Ania obudziła się pierwsza i zaczęła budzić swojego towarzysza.
– Co mnie kurwa budzisz? – zapytał Marek? – i pierdolnął Ankę w ryja
Ubrali się, umyli i wyszli szybko na ulicę.
– Jakie dzisiaj masz dla mnie atrakcje ? – zapytał Marek
– Oh Mareczku – pisnęła Ania, za co dostała w splot słoneczny – dzisiaj
pozwiedzamy sobie dzielnicę żydowską – wydyszała
Więc poszli na przystanek i pojechali tramwajem na Kazimierz, gdyż tak nazywa się
dawna dzielnica żydowska. Nie przewidzieli jednak, że za nimi wsiądzie kanar.
– Proszę pokazać bileciki – powiedział kanar
– Nie mam – powiedział Marek – kurwa, w dupę jebany kanar
– No to będzie mandacik.
– Nie kurwa, nie będzie – Marek podarł mandat i wychodząc zajebał kanarowi 200
zyta
Po pewnym czasie wysiedli z tramwaju.
– Marku to bardzo brzydko, że ukradłeś panu 200 złotych.
– A kto Ci kurwa pozwolił się odzywać? – zapytał Marek i trzasnął ją po ryju
Pierwszym ich celem był kościół Bożego Ciała.
– Dobrze, że dzisiaj nie piłeś – powiedziała Ania
– Co !? Cieszysz się, że nie mogłem dziś ugasić mojego głodu?
– Nie, nie.
I weszli do kościoła. Ania od razu poszła zwiedzać, a Marek usiadł na ławce, która
umocowana była do drewnianego podestu.
– Haha – zaśmiał się cicho Marek – kurwa nie wie, że zabrałem ze sobą to
maleństwo.
I wyciągnął piersiówkę napełnioną nie wódką, lecz jabolem i oparł się mocno o ławkę.
Wtem ławka razem z Markiem poleciała do tyłu, wyrywając parę desek z podestu
– Ja pierdolę, co za zjeb robił tą ławkę – pomyślał Marek
– Marku, Marku – pisnęła Ania – nic ci nie jest?
– Marek wstał i pierdolnął ją w twarz – Nic – odparł
Gdy Anka się ocknęła się zobaczyła butelkę, zadowolona wzięła ją w rękę, jednak Marek
wyrwał jej ją i pierdolnął ją w twarz, podbijając jej oko.
– Oddawaj mi to – powiedział i zajebał ją w żebra.
Marek chcąc opróżnić zawartość butelki zauważył, że nic w niej nie ma, oprócz kawałka
ppieru. Ze złości cisnął butelką w ziemię, a ta się rozbiła, odłam szkła zranił Marka w
łydkę . Marek wziął szyjkę butelki wraz z kawałkiem szkła (tzw tulipan) i rzucił nim w
głowę nieprzytomnej Ani – ty jebana kurwo to Twoja wina, jak Cię zaraz jebnę .
– Marku – powiedziała Ania, która ocknęła się po nazbyt silnym uderzeniu pod
wpływem uderzenia butelki Marka – Lepiej pozbieraj szkło, które rozbiłeś, bo ktoś
przyjdzie i nas okrzyczy i każe nam zapłacić. A poza tym jesteśmy w kościele tu
należy się zachowywać jak przystoi.
– Nic mnie to nie obchodzi szmato – powiedział Marek i rzucił ją w plecy nogą od
ławki – Sama sobie sprzątaj.
–
–
–
–
–
–
–
Ania chcąc nie chcąc zaczęła zbierać szkło z marmurowej posadzki, przy okazji
kawałek szkła wbił się jej w nogę. Wtedy zauważyła, że kawałem papieru, który
tkwił w butelce to tak naprawdę mapa pokazująca Stare Miasto w Krakowie,
pozaznaczane różne budowle i zapisane zagadki.
Marek – krzyknęła Ania nie zważając na to, że są w kościele i na to, że ksiądz
przechodzący obok kopnął ją w twarz za to, że się darła.
Dobrze księże – ucieszył się Marek – trzeba tresować kurwę, bo inaczej się
rozbestwi
Ania musiała znów odzyskać przytomność. Po pewnym czasie odzyskała ją i
powiedziała Markowi o swoim znalezisku.
Zajebiście – powiedział Marek – znajdziemy jakieś pieniądze i drogocenne rzeczy,
sprzedamy do lombardu lub na złom i będzie na alkohol i libacje.
Marku, ale będziemy musieli oddać skarb do muzeum, dodatkowo, jak będziesz
tyle pić to wysiądzie Ci wątroba .
Ty mi nie mów, kurwo co będziemy musieli robić – powiedział i podciął ją tak, że
uderzyła głową o podłogę – Jak będzie trzeba to sprzedam Twoje nerki .
Pech chciał, że ich rozmowie przysłuchiwał się żulik Mietek żebrzący pod
kościołem, który z niejednej flaszki pociągał. Krążyły pogłoski na krakowskim
Kazimierzu że wypił metanol, i nic mu się nie stało (ale przez to na zawsze będzie
bełkotał i mówił częściowo niezrozumiałym językiem. Słowniczek z tłumaczeniem
niezrozumiałych kwestii naszego nowego bohatera znajdziecie na końcu tej
wspaniałej książki).
Zabiorę im tę mapę i to ja odnajdę skarb – pomyślał Mietek i głośno się zaśmiał, tak
że aż się zesrał. Ale nie śmiał się długo, bo ten sam ksiądz przechodzący obok Ani
zawinął mu kopniaka prosto w twarz.
To za żebranie w miejscu świętym i za ten obleśny smród – powiedział odchodząc
w stronę klasztoru.
Rozdział 5
Pierwsza wskazówka i przeszkoda w postaci starego żula
Marka obudziło wschodzące słońce. Tradycyjnie obudził Anię kopniakiem, co przyjęła
bez żadnych emocji. Mietek żulik też obudził się w tym samym czasie, ale nie obudziło go
wschodzące słońce, ani także śpiew słowików na plantach ale kopniak w twarz od jednego
z policjantów patrolujących teren. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że Mieciu śledził
naszych bohaterów do samego hotelu, i zmożony dniem zasnął nieopodal pod ławeczką.
– Czgo krewa – wybełkotał Mietek
– Proszę Pana to nie hotel – odpowiedział beznamiętnie policjant
– Pcież to krewa wiem – odparł Mietek – na hotel to mie nie styć
– To co pan Tu robi? – zapytał Policjant?
– Odpoczywam – odpowiedział Mietek
– Będzie mandacik 200 złotych
– Ni bidzie krewa – Mietek rzucił się na policjanta, a ten odruchowo uderzył go w
nos
– O, krewa jak bli, psprasam pna – wydarł się Mieciu
– Wie Pan, że atak na funkcjonariusza jest karalny?
– Ny, Ny wi – prose mie ni karać
Policjantowi zrobiło się go żal
– No dobrze tym razem Ci to daruję
– Dzieki dzieki, ja je Pana dłużnikiem
Mietek, łyknął z butelki i uderzył w kimono.
Tymczasem Ania i Marek ubrani i umyci poszli na podkurek do „Staszka”, Marek
zauważył śpiącego pod ławką żula
– Może ten zasrany menel ma kasę – pomyślał Marek, przeszukał go, ale nic nie znalazł,
więc wkurwiony kopnął go w ryj i razem z Anią odeszli
– Co je krewa, znuż ten bany milicjant? – zapytał siebie Mietek, który pod
wpływem drugiego już w tym dniu kopniaka obudził się, rozglądnął i nagle
wytrzeźwiał bo zobaczył Anię i Marka zmierzających do „Staszka”
– Przeszukam ich mieszkanie – pomyślał Mietek – pirdylnę mapę i znajdę skarb
Jak powiedział, tak zrobił, wszedł do hotelu:
– Bry, dzie mieszkają tacy dwaj?
– Niestety, nie wiem dokładnie o kogo Panu chodzi, a nawet gdybym wiedziała te
dane są przez nas chronione
– Suchej krewa,kobieta z twarzą przypominającą pyre i towarzyszący jej niemiły
mężczyzna . To moi kamraty. Prosili abym coś im zaniósł
– Wiem już kto, to dobrze znane u nas osobistości, możemy coś im przekazać
– Nie, krewa nie możecie, albo powiedzcie im że Mietek bibosz depcze im po
nogalach, dasz mi krewa te klucze do ich pokoju albo Cię bne – powiedział i
zacisnął ręce na szyi hotelarki
Ochrona szybko zareagowała i po chwili Mietek leżał obezwładniony na ziemi
– Krewa, Krewa zostawcie mie
Ochrona, szybko wezwała policję, wśród przybyłych policjantów był znany już
nam policjant, który kopnął Mietka
– O krewa – ryknął Mietek gdy go zobaczył – to znów wasza miłość?
– O to samo chciałem zapytać – westchnął szeryf – niestety, będziemy musieli
Pana zatrzymać
Gdy wsadzali go do radiowozu Mietek krzyczał – Ja tu szcze krewa, wrócę.
Kiedy Ania i Marek wrócili do hotelu, recepcjonistka zwróciła się do nich:
– Był tu taki jeden, chciał Państwu przekazać wiadomość
– Jaką? – zapytał Marek
– „Mietek żulik depcze wam po nogalach” – odpowiedziała recepcjonistka
– Kurwa, Anka słuchaj – powiedział Marek – to pewnie ten menel, którego
chciałem rano opierdzielić z kasy. Teraz się mści. Dajcie tu tego skurwysyna to
zrobię mu z twarzy gówno
– Nie ma go – odpowiedziała spokojnie kobieta – zabrała go tajna policja
– No i kurwa dobrze, menel jebany takich to trzeba na jakieś terapie odwykowe
dawać albo w pierdlu lub wariatkowie zamykać
– Marku ale... - pisnęła Ania, ale nie zdążyła dokończyć bo Marek pierdolnął ją w
twarz,
– Co ja kurwa mówiłem o piszczeniu?
Po niedługim czasie znaleźli się w swoim pokoju. Marek wyciągnął mapę ze swoich
śmierdzących, zużytych spodni. Spróbował przeczytać co tam pisze, ale stan jego upojenia
alkoholowego nie pozwalał mu tego wykonać.
– Anka – krzyknął – cho no mi to przeczytaj.
Ania wzięła mapę i przecztała :
„W starym kościele, na dawnym Okole
Nie umiem rymować, o jacież pierdolę
Znajdziecie drugą mapę w starym ...”
Ania nie doczytała dalej, gdyż wielka ilość plwociny z jej ryja kapnęła na starą mapę,
rozmazując ostatnie zdanie zagadki.
– Coś ty kurwa zrobiła – powiedział Marek i przywalił jej w brzuch, że aż się zgięła,
następnie podciął ją nogą i kopnął z impetem w kroczę
Mietek, który wyszedł warunkowo, zaczaił się pod drzwiami hotelu, i zasnął.
Obudziło go to, że stado cukrówek lecących nad nim nasrało na niego.
– O krewa – powiedział Mietek i zobaczył, że Ania i Marek wychodzą z hotelu –
brze, że te srajtuchy mnie obudziły.
– Marku, Marku a gdzie jest ten kościół – zapytała zniecierpliwiona Ania
– Zamknij ryj szmato, w przewodniku pisało, że to kościół św Andrzeja, ale
dalej nie wiemy tępa kurwo, gdzie jest ten drugi ordynans. To przez Ciebie-powiedział i zajebał jej w twarz.
Marek i jego towarzyszka udali się do niewielkiego, skromnego,romańskiego kościoła
położonego w centrum Krakowa.
– Marku, na twoim miejscu nie wchodziłabym do kościoła po pijaku
– Nie odzywaj się szmato – jebnął ją w maciek aż się zgięła
– Dobrze – pisnęła Ania
– Wiesz jak wkurwia mnie piszczenie, ale tym razem Ci odpuszczę bo już dostałaś
wpierdol
Wgramolili się do kościoła, nie wiedzieli jednak, że za nim wszedł Mietek i udawał,
że prosi o jałmużnę, jednak tak naprawdę naszych druhów na bałyku pożerał
wzrokiem1
Marek, usiadł na ławce i powiedział – wreszcie mogę się napić i ta kobieta upadła
mi
w tym nie przeszkodzi, a jak będzie próbowała to jej zadam cios w ryło tak, że się
nie wyjdzie ze szpitala przez 2 tygodnie2
Tymczasem, Anka tępo okrążała wnętrze świątyni, gdy przechodziła obok Marka,
ten pociągając z piersiówki perfidnie podłożył jej giczołę3, tak że jebnęła głową w ławkę
przebijając ją.
Ała – zdążyła powiedzieć Anka, zanim przypierdoliła głową w podłogę i stuknęła
stan kognitywny
Gdy się obudziła, zadowolony Marek trzymał już w ręce mapę, widoczne było jego
upojenie alkoholowe, schował mapę do majtek, aby mu nikt nie drapnął
– Marku, Marku -- jesteśmy coraz bliżej artefaktu – pisnęła Anka
– O nie, tym razem Ci kurwa nie daruje – powiedział Marek i przygrzmocił jej w
kinol
– Ała Marku, to bolało -- powiedziała Anka, która zaczęła krwawić z nosa
Gdy wychodzili, Mietek, który dotychczas się czaił, rąbnął Ankę w nos, myśląc że
ona
ma mapę.
– Tego kurwa za wielę – zakomunikowała Anka i pierdolnęła Mietka po gębie
Marek sterczał zaskoczony, – kurwa Anka, tego się po tobie nie spodziewałem, jak
możesz być taka brutalna – powiedział i przy okazji kopnął leżącego Mietka w brzuch.
1Weszli do kościoła, nie wiedzieli jednak, że za nimi wszedł Mietek i udawał, że żebrze, jednak
tak naprawdę obserwował naszych przyjaciół z boku
2Marek, usiadł na ławce i powiedział – wreszcie mogę się napić i ta dziwka mi w tym nie
przeszkodzi, a jak będzie próbowała to jebnę ją w ryja tak, że się nie wyjdzie ze szpitala przez 2
tygodnie
3 Nogę
Melduję veto, krewa – rzekł Mietek obolały
Całą scenę zobaczył znany już nam policjant – podszedł do Anki i Marka, przez
całkowity przypadek, kopiąc Mietka w głowę.
Widziałem wszystko – powiedział Policjant
Gówno mnie to obchodzi – powiedział Marek
Działaliście w obronie koniecznej – powiedział – a Ty jesteś zatrzymany
Mietek wstał i pierdolnął Ankę w nos
Policjant podciął Mietka i ufundował mu kajdanki
Jeszcze was krewa dopadne, a wtedy pożałujecie dnia w kórym się rodziliście –
krzyknął Mietek na odchodne – i żadna milicja wam nie pomoże.
Dobra, dobra – powiedział policjant i zabrał Mietka do dryndy.
Rozdział 6
Druga wskazówka i nieoczekiwane „zwycięztwo” żula Mietka
Marek był strasznie wkurwiony. Nie z powodu, że Anka nie dała mu dupy, lecz
dlatego, że zarzygałą nową mapę.
– Marku, nie pieklij się się na mnie – pisnęła Ania
– Zamknij ryj szmato – ryknął i uderzył ją w kufę
– Ale to nie moja wina, po prostu mi się wymskło
Marek zapamiętał tylko nazwę miejsca : kościół św. Idziego.
– co to ma kurwa być – postawił pytanie na głos Marek – te skarby jakiś księżulo
ukrywał ?
– Nie wiem – odpowiedziała Ania – może
– Nie ciebie się pytałem – odpowiedział wylgarnie Marek i urwał jej ucho.
Zaraz po śniadaniu udali się pod wymieniony kościół, który mieścił się tuż u wylotu ulicy
grodzkiej pod wawelem.
– Zamknięty – Zawołał zły Marek
– To może przyjdźmy wtedy, kiedy będzie suma ?
– I co, będziesz rozwalać głową ławki w czasie mszy? – Zapytał Marek i zaśmiał
się, gdyż wyimaginował sobie całą tą sytuację.
Marek nie chciał dłużej czekać. Był już totalnie wkurwiony całą tą sytuacją.
Tymczasem Mietek na komisariacie składał zeznania ( raczej udawał, że je składa)
– proszę opowiedzieć, dlaczego Pan zaatakował tamtą menelicę – spytał szorstkim
głosem policjant.
– Eeeeeeeeebeeeeeeeeee – beknął Mietek zasmradzając pokój przesłuchań
– Nosz kurwa, tak się dalej nie da – wykrzyknął zdenerwowanuy policjant – ten
zjebany śmierdziel od godziny beka na każde moje pytanie. Jak go nie
zabieżecie to go zastrzelę – powiedział i chcąc udowodnić swoje słowa
wyciągnął z kabury pistolet i go przeładował.
– Ej Andrzejku – zawołał komendant – weź go wypuść. To tylko niegroźny
menel.
Tak więc na rozkaz komendanta Mietek ozdyskał wolność
– Wiedziałem, że bekanie pomoże. Zawsze pomaga – pomyślał Mietek – a teraz
krewa nie wiem gdzie ich szukać – przypomniał sobie żul i gorzko zapłakał.
Tymczasem Marek wkurwiony czekaniem na kogoś, kto by otworzył dzwi kościoła
zaczął w nie energicznie kopać.
– rozjebie te pieprzone drzwi – zaczął wołać Marek, nie zważając na patrzących
się na niego przechodniów – jak nie po dobroci to po złości !
Wtem Ania przyleciała z piskiem do niego :
– Marek, Marek ! – zawołała – a dlaczego ty kopiesz te drzwi ? – spytała, zamiast
powiedzieć swoją nowinę
– Dlatego kurwa, żeby dostać się do tego kościoła.
– Ale nie trzeba. Znalazłam boczne wejście.
– Teraz mi to mówisz tępa szmato ? – zapytał i ździerżył ją łokciem w kark
Gdy Ania przestała się zwijać z bólu zaprowadziła Marka do bocznych drzwi. Marek nie
mogąc się doczekać otworzył je z kopniaka
– wreszcie znajdę ten skarb – powiedział.
Mietek nie wiedział, że dla niego przygoda jeszcze się nie skończyła. Przywykł już
do myśli, że nigdy nie dostanie skarbu w swoje ręce. I tak nigdy nic mu się nie udawało.
Wkurwiony poszedł pod wawel aby ugasić pragnienie winem '' Piekielne jabłuszko'', lecz
wtedy zobaczył Marka kopiącego drzwi do kościoła.
– jednak nie wszystko stracone – pomyślał Mietek i schował się pod ławką, nie
robiąc sobie nic z tego , że gimbusy wracające ze szkoły zaczęły go kopać.
Wchodząc do kościoła Marek przypomniał sobie, że i tak nie wie dokładnie, gdzie
ukryty jest skarb.
– to wszystko przez tą kurwę – pomyślał Marek, ale nie zajebał Anki, tylko z tego
względy, że byli w kościele, a on jest gorliwym katolikiem.
Nie musiał nic robić, gdyż Anka sama potknęła się o próg i wyrżnęła głową pomiędzy
ławki rozwalając dwie przy okazji
– patrz kurwo co narobiłaś – zadarł się Marek wkurwiony już na nią na maksa
Już miał podchodzić do Ani, żeby ją zajebać lecz wtedy zobaczył butelkę tkwiącą w
rozbitej ławce
– CO Kurwa ? – zawołał Marek – żadnego skarbu, tylko znów ta butelka ? Ktoś
musiał mieć nieźle pojebane, żeby chować butelki po kościołach.
Chcąc, niechcąc wziął tę butelkę, obudził nieprzytomną Anię kopniakiem w twarz i
wyszli. Marek w przedsionku, przeczywając, że ktoś ich śledził wyciągnął mapę z butelki i
włożył ją do majtek, a w jej miejsce wcisnął obskamraną chusteczkę chigieniczną.
Mietek widząc, że para wychodzi przyczaił się koło drzwi, a gdy Marek wychodził
moczymorda podbiegł do niego, zaprzedał mu z liścia i ukradł butelkę
– o nie, ja tego starego dziada załatwię – zadarł się Marek
– Marek łap go, on ma naszą mapę – pisęła Ania
– Podmieniełem zawartość ty kurwo – powiedział i pierdolnął ją w twarz – to ja
mam prawdziwą mapę.
Rozdział 7
Czyli lament żula Mietka (wierszem pisany, niecały)
Wódko miłości moja
Ty jesteś jak zdrowie
Ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie
Kto Ciebię stracił
Dziś smak Twój i w butelce ozdobę
Widzę i opisuję bo tęskie po Tobię
Mietek przed naszymi przyjaciółmi uciekając
Ze szczęścia że ma mapę skakając
Nie zauważywszy że przed nim studzienka otwarta
Wpadł prosto w nią w gówno, zanurzając się w nim równo
Szybko chcąc wyjść z tego niecnego padołu
Pośliznął się i znów wpadł do gównianego dołu
A gdy wyszedł z tej śmierdzącej jamy
Wyzwiskami go obrzuciły bezczelne chamy
Mietek, nic z tego nie czyniąc klepnął sempiterną na przypiecku
I wyciągnąwszy z butelki kartki zwitek
Spojrzał nań i krzyknął: „to po zdradziecku
tak się nie czyni”
Kurwa, już nam się nie chce rymować, będziemy pisać prozą. Co się stało już
wiecie. Mietek ciesząc się wpadł w gówno, i wychodząc zorientował się że go ojebali.
Co się stało potem?
Mietek dostał deprechy, poszedł do „U Staszka”, a właściciel widząć smutek u
naszego starego trepa zafundował mu słoik pomidorów.
– pane, jajo se pon robysz ? – zapytał niedostatecznie wkurwiony Mietek – ja
chcem wino, a ne pomdory.
– Na depresje najlepsze są pomidory – wyrzekł pan Staszek mądrość ludową
wyniesioną z powiatu Pszczółki
Mietek już nie dyskutował, wziął te pomidory, poszedł pod hotel w którym stacjonowali
Ania i Marek i czkając przed głównym wejściem nie wiedział co robić. Nagle zobaczył w
oknie na drugim piętrze Anię, która tępo wyglądała przez okno, śliniąc się.
– Skoro już nie mam mapy to przynajmniej wykorzystam te pomidory –
powiedział cicho i cisnął puszką pomidorów przed siebie (tu należy wspomnieć,
że Mietek za komuny był w MO, i był jednym z najskuteczniejszych
milicjantów, po okresie komunizmu, starał się dostać do policji ale go nie
przyjęli)
– Ałaaaaaa – wydarła się Ania, bo puszka rozbiła się jej na twarzy i nadwerężyła i
tak już złamany przez Marka nos
– Co się drzesz głupia kurwo – dało usłyszeć się krzyk Marka – zaraz wstanę i ci
przyjebię
I Marek wyrzucił ją przez okno, na szczęście to było 2 piętro i skończyło się na
złamaniu obu rąk i nóg.
– chodź tu tempa szmato – wrzasnął Marek przez okno
– nie mogę Marku – powiedziała płacząc Ania – mam złamane nogi i ręce
– gówno mnie to obchodzi – powiedział – jak nie przyjdziesz to cię zajebię
Ania chcąc, cichnąc wstała i od czasu do czasu przewracając się i sycząc z bólu doszła na
piętro, pomimo tego, że winda była zepsuta.
Marek miał już odejść od okna, ale kontem oka zauważył śmiejącego się żula.
– O ty skurwielu – zadarł się – teraz ci nie popuszczę – dokończył,wyskoczył z
okna i zaczął gonić Mietka.
Gonił go chyba przez całe Stare Miasto, aż Mietek zobaczył coś co mogłoby mu
pomóc w ucieczce. Była to jeszcze nie zamknięta studzienka kanalizacyjna (ta
sama do której Mietek wpadł uciekając z mapą). Wskoczył więc do niej, i znów
zanurzył się równo w gówno (wiem mieliśmy nie rymować).
– Mam nadzieję, że się tam utopisz stary śmierdzielu – powiedział Marek i
wyciągnął swojego członka, aby oddać mocz na siedzącego po szyję w gównie
menela.
Gdy Marek wrócił do hotelu zakomunikował od razu Ance:
– Co tak siedzisz? Idziemy szukać skarbu kurde! Weź tę mapę i przeczytaj
zagadkę.
Ania wzięła mapę z ręki Marka i zaczęła czytać na głos :
„ Podążcie tam gdzie królowie śpią w cichości,
Wskazówkę znajdziecie tam, gdzie biskupa leżą kości,
Wiadomo dla potomnych, że świętym on był mężem,
I brzydził się okrutnie władania orężem.”
– Brawo Aniu – powiedział Marek – czytając tę jebaną zagadkę nie zaśliniłaś się
na nią.
– Ale gdzie znajdziemy kolejną wskazówkę – powiedziała smutno Ania
– Aleś ty pojebana – odburknął Marek – zastanów się.
– Ee ee – buczała Ania próbując uruchomić swoje szare komórki, ale ze względy
na duże obrażenia twarzo-czaszki było to zadanie nader niemożliwe – Nie wiem
– A ja wiem – powiedział Marek o dziwo bez przekleństw – To jest Wawel, ale i
tak nie wiem o jakiego świętego biskupa chodzi. Tam jest dwóch.
– To sprawdzimy trumny każdego z nich
– I co powiesz strażnikom, jak zapytają, dlaczego grzebiesz w trumnie – myślisz
ty ?
– Marek co ci się stało – zapytała zaniepokojona Ania
– Co ?
– Nie przeklinasz na mnie
– To dlatego, że muszę się przygotować moralnie, gdyż będę trzymać kości
świętego ty głupia kurwo – powiedział Marek prawie, że nabożnie.
Po zjedzeniu obiadu (ohydnego jak zawsze) udali się więc na wzgórze wawelskie. Mietek,
który wygrzebał się ze studzienki pod katedrą wiedział, że będą tamtędy przechodzić.
Postanowił nie odpuszczać więcej. To była wojna.
Rozdział 8
Kolejna wizyta u królów
– Szybciej ty zgrzybiała szmato – wrzasnął Marek
– Ale ja nie mogę szybciej, przecie mam połamane wszystkie kończyny –
powiedziała z płaczem Ania
W odpowiedzi Marek posłał jej kopniaka w kolano tak, że upadła z wrzaskiem na ziemię.
– Marek, proszę, przestań – powiedziała płacząc Ania
Markowi zrobiło się jej żal. Uświadomił sobie, że za często się ponosił. Ale przecież ten
chłop jak dąb nie będzie słuchał jakiejś dziewczyny. Ale było inaczej.
– No dobrze Anno – odparł twardo Marek – dam ci spokój na dwa, góra trzy dni –
ale z przekleństw nie rezygnuję.
– Dziękuję ci – odparła uradowana Ania
Marek podał jej rękę i pomógł wstać
– Aleś ty kurwa ciężka, jak jakiś pierdolony słoń – powiedział Marek, ale tylko
dlatego, żeby nie myślała sobie, że się rozczulił.
Po długim czasie przestąpili próg katedry. Mietek który nie dawał za wygraną przeszedł za
nimi. O ile straż wpuściła parę do katedry, pomimo ich wcześniejszych incydentów, to
przy Mietku mieli pewne wątpliwości.
– Pan capi gównem – powiedział po chwili namysłu strażnik
– Pane kochany, ja tyko na modliwe – bełknął Mietek
– No dobra, ale będę pana obserwował. Pan mi wygląda na złodzieja.
– A dziesz Panie kochany, jam siem nigdy ne kalał kardzieżom
– No dobra śmierdzielu przełaź – powiedział strażnik, nie mogąc wytrzymać
odoru Mietka.
Marek, a za nim Ania podreptali szybko na sam środek katedry.
– Mi się wydaje, że to tu – powiedziała szeptem Ania
– Chyba nie, głupia kurwo – odparł jej szeptem Marek – kto mądry chowałby tak
na widoku. Jest jeszcze jeden biskup, ale błogosławiony. Chodźmy do niego.
Ominęli więc konfesję św. Stanisława i udali się w stronę kaplicy bpa Grota.
– Tu leży błogosławiony Wincenty Kadłubek – przeczytała półszeptem Ania
– Widzisz, to będzie na stówę tutaj. Na dodatek jakiś lamus zostawił tę kaplice
otwartą.
Mietek wyszedł zza głównego ołtarza, odstraszając ludzi swoim zapachem. Słyszał
wszystko co mówili, gdyż etanol wpłynął pozytywnie na jego zmysł słuchu. Postanowił
działać.
Wbiegł szybko do kaplicy mijając naszych bohaterów i podbiegł do ołtarza. Miał pecha,
gdyż akurat przechodził tamtędy strażnik.
– Co ty czynisz śmierdzielu – zawołał.
Na krzyk strażnika zbiegli się wszyscy odpowiedzialni za pilnowanie katedry.
– Mówiłem, że wyglądasz mi na złodzieja, stary grzybie – powiedział do Mietka
strażnik, który go zatrzymał w przejściu.
Strażnicy skuli Mietka, i razem z nim odeszli z miejsca przestępstwa.
– bardzo dobrze, że ten jebany menel tu był. Przynajmniej posłużył nam za
przynętę – Powiedział uradowany Marek – a teraz Aniu idź do tej trumny i
wyciągnij spod niej kartkę, bo widzę, że menel zasadzał tam łapę. Ja będę stać
na czatach
Ania pokuśtykała do trumny i szybko wyjęła kartkę dotykając trumny. Odchodząc
poczuła, że nie czuje bólu. Bł. Wincenty uzdrowił ją ! Nawet jej twarz zaczęła wyglądać
normalnie.
– Marek, Marek – zawołała szeptem Ania biegnąc do niego – ten biskup mnie
uzdrowił, nic mnie nie boli !
– Widzę właśnie – odparł zdumiony Marek – twoja twarz też jest ładniejsza –
Mówiłem, że wszystko będzie dobrze – powiedział i klepnął ją mocno w bark.
Ania pod wpływem klepnięcia wywróciła się i na jej „nowej” twarzy pojawiły się pierwsze
siniaki.
Wychodząc z katedry zauważyli, że jest spowiedź
– Marek, może byś poszedł do spowiedzi – zapytała Ania, myśląc, że Marek się
poprawi
– Ja do spowiedzi? Pojebało cię kurwo ? Ja żadnych grzechów nie mam –
powiedział Marek
Ania westchnęła tylko, a Marek wiedząc co ma na myśli podciął ją i kopną w nerkę.
– Skoro już jesteś zdrowa, to mogę.
I po chwili obaj wyszli z katedry.
Rozdział 9
Wśród ludzi nieobecnych duchem na tej ziemi
Jak zauważyliście nasz Marek potrafi pokazać swoje dobre oblicze, ale po powrocie
do hotelu był wściekły jak cholera.
– No jak można babrać się w gównie – wrzeszczał na cały głos – no kurwa jak !
Powodem tej niepohamowanej agresji ze strony Marka było to, że bibosz zanim go
zatrzymali obsmarował kałem kartkę z kolejną wskazówką.
– Marek, nie pieklij się – powiedziała Ania siedząc przed lustrem i podziwiając
swoją prawie doskonałą twarz – może coś się da odczytać
– Ty mnie kurwa nie denerwuj – odpowiedział jej Marek – bo to twoja ładna
twarzyczka może wyglądać jak poprzednio
Ania przeraziła się na samą myśl o tym i zamilkła, chociaż wiedziała, że Marek do końca
wakacji może ją nawet zabić.
– Widzę tu tylko jakieś „Krypta reform...”. Co to niby ma kurwa być?
Marek był wkurzony nie na żarty. Ania wolała się nawet nie odzywać, ale przez przypadek
gazy jelitowe dały o sobie znać i puściła soczystego pierda
– No ty jebany śmierdzielu – powiedział Marek straszny jak nigdy – Jesteśmy o
krok od skarbu a ty tu pierdzisz ?! – Zapytał i zajebał jej łokciem w nos, a gdy
upadła na ziemię wbił jej pietę w krocze – A teraz idź mi po jabola. Muszę
myśleć.
Ania poszła po jabola.
Tymczasem Mietek po stwierdzeniu upośledzenia (oczywiście udawanego) został
wypuszczony z łagru. Wiedział, że jeśli chce na nowo odzyskać trop to musi czatować pod
hotelem. Gdy tak stał zobaczył, że Ania wychodzi z budynku. Pomyślał :
– Hemem... To dziwne. Zawsze chodzą razem. Muszę to sprawdzić – I poszedł za
Anią.
Ania zauważyła go tuż przy wejściu do „U Staszka”. Przeraziła się, bo przypomniała sobie
co ten menel zrobił jej z twarzy przy kościele św. Andrzeja, i zamiast kupić jabola uciekła
do hotelu.
– Dlaczego nie masz jabola – warknął Marek i kopnął ją w splot słoneczny.
Gdy Ania odzyskała dech w piersiach opowiedziała mu o całym zajściu.
– No niedoczekanie tego skurwiela – ryknął jak lew Marek – trzeba go jakoś
wykończyć.
Całą ta sprawa go rozbiła. Siedział i czytał przewodnik po Krakowie i próbował skojarzyć
do niego fakty. Nagle zauważył nagłówek : „ Kościół z kryptami zakonu reformatów „.
Wszystko się zgadzało. Chodziło o reformatów.
– Anka mam! Wiem gdzie mamy iść
– Gdzie?
– Gówno cię to obchodzi – powiedział uradowany i nasrał na nią.
– Krewa, pić mię się ce – powiedział pod nosem Mietek – jak szybkooo ne wyjdo
to mie tu ususy.
Nie musiał czekać długo, bo po pięciu minutach zobaczył Anie turlającą się po schodach i
zaraz za nią Marka.
– Ale mom szczescie – uśmiechnął się pod nosem żulik
Dziesięć minut później bohatery stali przed kościołem dzwoniąc w zabytkowy
dzwonek wiszący przed wejściem.
– Halo, halo – darł się Marek – otwierać, biskup przyjechał hehe
– Takie żarty młody człowieku są pojebane – powiedział stary zakonnik który
zaszedł ich od tyłu – czego tu szukacie
– My chcieliśmy zobaczyć krypty – powiedziała Ania cichym głosem
– Po kiego chuja – spytał się znowu zakonnik – o kurwa znowu przekląłem –
zauważył.
– Chcielibyśmy tylko pozwiedzać.
– No zwyczajowo to mamy otwarte tylko w listopadzie, ale dla was zrobię
wyjątek.
Zakonnik zaprowadził ich do kościoła i otworzył wrota w posadzce.
– Wejdźcie, jak skończycie to zamknijcie. Daję wam klucz i moje zaufanie. –
powiedział i odszedł w stronę drzwi.
– Zajebiście – powiedział Marek do Ani – Mamy całe te krypty dla siebie
– Ja się trochę boję Marku – powiedziała przestraszona Ania
– Nie bój żaby. Ciebie nawet trup by nie chciał tknąć.
Zeszli na dół. Było ciemno, ale znaleźli włącznik światła. Gdy Marek włączył światło
Ania zrzygała się ze strachu.
– No i co ty robisz dzika kurwo – powiedział Marek i z bezsilności ogłuszył ją na
jakiś czas.
Tymczasem Mietek wślizgnął się do krypty i schował się za trumną.
– Marek! Ja się boję – Wydarła się w wniebogłosy Ania – tu są mumie!
– Ty wyglądasz nawet jak one – zaśmiał się Marek – może to twoi rodzice?
– Hahaha Marku bardzo śmieszne – powiedziała Ania
Tymczasem Mietek stracił równowagę i wywrócił się robiąc przy tym duży hałas,
przewracając się pociągnął rękę jednego trupa za dłoń co wyglądało jakby się poruszył
– O Jezu, Marku – pisnęła Ania i zemdlała
– Co ja kurwa mówiłem o piszczeniu? Wrzasnął Marek i kopnął nieprzytomną
Ankę, tak, że się obudziła
Co kurwa odpoczywasz? Szukaj!
Marek zauważył tablicę, że znajduje się tu 700 ciał.
– Co kurwa? Ile? – Marek, ze złości kopnął najpierw Ankę, a potem jednego z
trupów, z którego czaszki wyleciał zwitek papieru, Marek podniósł go
tryumfalnie, i powiedział
–
no, kurwa mamy szczęście, dobrze że tego żula tu nie ma.
Ania, która właśnie wstała zaczęła piszczeć ze szczęścia za co Marek przywalił jej
łamiąc jej nos i wybijając dwa zęby
Mietek wyskoczył nagle zza grobu i krzyknął:
– Ha kerwa – krzyknął – ne spowiewaliscie si mie tutej
– No nie kurwa, znów ten jebany menel, ja go zaraz zajebię
Mietek stanął przed wyjściem uniemożliwiając im ucieczkę, jednak gdy
krzyknął, zakonnik przez przypadek pchnął klapę, która uderzyła Mietka w
głowę tak, że stracił przytomność. Jednak zanim to się stało krzyknął jeszcze :
„Krewa!”, i wylądował za grobem tak, że nie było go widać.
– Coś się stało? – zapytał zakonnik
– Nic kapucynie – odpowiedział Marek – dobrze że jesteś
– Nie jestem kapucynem, kurwa – odpowiedział zakonnik – ale też należę do
rodziny franciszkańskiej
– Jeden huj – powiedział Marek – my już wychodzimy
Nasi bohaterzy wyszli, a zakonnik zamknął biednego Miecia w krypcie
– Kurwa, wreszcie udało nam się tego menela wyeliminować. No to teraz idziemy
do hotelu na ruchanko.
Ania westchnęła
– tylko nie zapomnij gu – nie zdążyła dokończyć bo Marek jebnął ją w twarz.
Rozdział 10
Bardzo krótki, czyli delirium Mieczysława
Minęło trochę czasu, zanim Mieciu odzyskał przytomność.
– O kerwa, dzie ja jestym – zapytał siebie widząc ciemność – te smarkucze, te
łobozy mię tu zamkły. Toż tu karygudne.
Mietkowi przeszło przez myśl, że już nigdy nie ujży światła dziennego. Przeraził się.
Perspektywa spędzenia ostatnich chwil życia z ludźmi, którzy te chwile mają dawno za
sobą wcale go nie ucieszyła. Nie wiedzieć dlaczego zaczął opowiadać na głos swoje marne
życie
– Urodyłem siem w lutym 59 roku we Bochni. Uczołem siem pilnie w szkolce
podstewowej, chódź czasem czyciele bili po kach linką, i ukuńczyłem jom z
wyrożnieniem. Liceom takoż. Postanowiłem wybroć karierem milicjanta, i w
takiem kierunku siem ksztołcił, zostyłem nowet komendyntem. Dy kumynda
gówna milicji urzyndzała akcie na gung żuluw Zzosyłym siem. Z puczuntku
dubże szłu, alem putem siem ruzpił i stołym siem prywodcom gungu
jedonosobowego. Putem kumona puodła im strocił prce. Takżem został
Żulikiem. Szwyndam się po mieście puszki zberajoc i na złom je wynoszoc, te
dobry praca, duż płaco. Takzem żył póki łobozy mie tu nie zamkli. A uż
myślłem, iż skarbo znajdo.
Żul rozkleił się totalnie. Myślę, że cały swój życiorys podał swoim przyszłym kolegom,
któży leżeli rozłożeni pod ścianami. Wtem dało usłyszeć się kroki w kościele
– Bracie Wojciechu, co to za smród dochodzący z krypty.
– Nie wiem ojcze gwardianie. Ja tylko wpuściłem do krypty tylko dwoje
turystów.
– Trzeba otworzyć i zobaczyć. Jeszcze nam mumie prześmierdną, a to jedyne
takie miejsce w Polsce.
– Jetem urtowany – wykrzyknął Mietek
W tym samym czasie zakonnicy otworzyli klapę do krypty.
– Trzeba zejść – powiedział gwardian
– Ja tu jetem – zadarł się menel
– Co pan tu robi do cholery
– Odpoczywam, zmęczyłem się zwiedzając – beknął Mietek przez co smród się
rozniósł po kościele
– Wyłaź pan mi stąd natychmiast – krzyknął zzieleniały zakonnik – bo wezwę
policję.
– Byem w MO
– Idź Pan już lepiej, bo się pan kompromitujesz.
Mietek uradowany wyszedł z krypty, a zakonnicy dowiedzieli się, że smród w krypcie
spowodował Mietek swoją obecnością
– Dekuje wam kapucyny – powiedział przez łzy ochlaptus
– Odejdź stąd – powiedział gwardian – i poza tym do kurwy jasnej nie jesteśmy
kapucynami, ile to kurwa trzeba powtarzać. Przyjdzie idiota jeden z drugim i dla
niego wszyscy to kapucyni. Co może kurwa oni światem rządzą?
Mietek odszedł z klasztoru i poszedł na znaną wam ławkę niedaleko hotelu
zamieszkiwanego przez Marka i Anię
– Ale tom życe jest pekne – beknął Mieciu i zasnął na ławeczce.
( poniżej twarz naszego Miecia)
Rozdział 11
Czyli dzień jak z początku
– Wstawaj dziwko – bełknął Marek, który na wczorajszej imprezie z okazji
pozbycia się bibosza wypił oczywiście najwięcej – Jak nie wstaniesz to będzie
lanie
– Już wstaję Mietku – powiedziała Ania
– Jaki kurwa Mietku – zapytał się wkurwiony Marek, gdyż nigdy jeszcze się nie
zdarzyło, że Ania zapomniała jego imienia
– Och przepraszam Marku – powiedziała – słyszałam, że tego żula co nas ściga
tak zwą.
– O ty puszczalska suko – powiedział Marek uderzając ją łokciem w twarz – nie
dość, że się puszczasz z menelem to jeszcze mnie do niego porównujesz ?
– O nie, Marku – powiedziała, a raczej pisnęła.
Na reakcję Marka nie trzeba było długo czekać. Sami wiecie co zrobił, a jak nie wiecie to
przejdźcie do kolejnych rozdziałów i wybierzcie sobie jedną z metod Marka na piszczenie
(skuteczną jak zawsze).
– No dobra kurwa – powiedział Marek po skończonej robocie – dzisiaj robimy
sobie wolne od tych kościołów i pojebanych butelek
– Czyli co robimy – powiedziała Ania wstając z podłogi
– To co zawsze. Ty idziesz po jabola, a ja będę oglądał wiadomości. Muszę być
przecie na bieżąco, bo mogą mnie do rządu wziąć – powiedział dumnie Marek.
Ania popatrzyła się na niego z politowaniem, za co oberwała nogą od krzesła.
– Kurwa. Kasa nam się skończyła – zauważył zły Marek – więc zrobimy tak.
Pójdziesz na Grodzką koło tego kościoła gdzie ten menel ci zajebał i
zapierdolisz temu grajkowi co tam stoi trochę kasy. Ja tymczasem przejdę się i
popożyczam sobie trochę kasy od ludzi.
Po godzinie Ania weszła zdyszana do pokoju.
– Ludzie mnie gonili – wycharkała
– Za co niby kurwa
– Za to, że ukradłam temu grajkowi 10 zł
– Tylko dziesięć? Źle. Muszę ci zajebać. Nie starasz się.
I tak Marek przyjebał znowu Ance, pomimo tego, że już z dziesięciu ludzi na ulicy ja
pobiło.
– W przeciwieństwie do Ciebie – powiedział z dumą w głosie Marek – ja
uczciwie zarobiłem
– Uczciwie? – zapytała Anka za co znów oberwała w ryja przez co jej
zregenerowana twarz znów wyglądała jak grula.
– Tak, zajebałem strażnikom i kanarom po 100 zł – odpowiedział Marek – a
teraz idź mi po jabola
– Dobrze Mietku – powiedziała Ania
– O Ty szmato – krzyknął Marek i uderzył ją w brzuch
Gdy Ania wreszcie doszła do siebie i poszła po jabola, Marek zaczął się
zastanawiać
– Coś tu jest nie tak, nigdy nie myliła mnie z nikim, a teraz myli moje imię z
imieniem tego menela – Marek się wzdrygnął – a jeśli się w nim zakochała? I
przejdzie do niego? Być może będzie trzeba ją wyeliminować
Gdy Anka wróciła, Marek wyrwał jej jabola i podciął. Następnie nieprzytomną,
posadził ją na krześle i związał. Na sam koniec znalazł wiadro, napełnił wodą i
oblał nieprzytomną Ankę tak, że się obudziła
– Mów szmato – krzyknął w jej stronę i uderzył w twarz – jesteś po jego
stronie?
– Kogo Marku, kogo? – zapytała bezbronna Anka
– Tego menela – powiedział Marek
– Dlaczego tak sądzisz? – zapytała zdumiona Ania
– Bo nigdy nie myliłaś mojego imienia – powiedział i kopnął ją w łydkę – a
teraz mylisz.
– Wtedy w tej krypcie – zawyła Ania – poczułam coś, poczułam że go kocham, i
to nie było wywołane wstrząsem mózgu, którego doznałam kiedy mnie
uderzyłeś
– Zaraz mnie kurwa trafi – wrzasnął Marek – chwycił Ankę i wyrzucił przez
okno
Całe to zdarzenie zauważył żulik Mietek, gdy Anka spadła i leżała z
połamanymi kończynami podbiegł do niej, zauważył to Marek i wkurwiony
obserwował sytuację.
– Mietku, Mietku – kocham Cię, chce z Tobą być do końca moich dni – krzyknęła
aby pokazać Markowi jak bardzo kocha Mietka
– To już chyba niedługo – odwarczał w jej stronę Marek
– Zbyd pchobne wioski – powiedział Mietek, zajebał jej 10 złotych i uciekł
szybko do „U Staszka”
– Hahaha – Marek o mało co nie wypadł z okna ze śmiechu – widzisz, miłość –
uczucie dla idiotów, takich jak ty. Ekskrementy z tego masz, a teraz skocz mi po
jabola bo z nerwów stłukłem tamtą butelkę.
Anka poszła do „U Staszka” pod sklepem siedział znietrzeźwiały Mietek
– Ło jeżu – zawołał gdy ją zobaczył – to ta menelica
Anka spojrzała na Mietka nienawistnie – nie spodziewałam się po tobie tego
Mieczysławie – rzekła – kochałam Cię a ty mnie wykorzystałeś
Mietek zrzygał się na te słowa (oczywiście z obrzydzenia), ja miałbym się
kochać w takim ohydztwie jak ty?
Tymczasem Marek cieszył się, że uwolnił Ankę spod złego wpływu Mietka.
Gdy Ania wróciła Marek przywitał ją kopniakiem z półobrotu.
– Gdzie się szlajasz tak długo – warknął – może dupczyłaś się z tym menelem ?
Teraz trzeba będzie odkazic ci dziuplę – dodał i pociąnął ją za włosy wyrywając
garść.
– Nie uprawiałam z nim stosunku – powiedziała obrażona
– Skąd mam wiedzieć kurwo, teraz nie wiem czego mogę si e po tobie
spodziewać.
Tymczasem Mietek zaczął deliberować o całym tym zajściu
– cóż tu byo – zapytał sam siebie – czyby ta menelica propnowała mi wezł
małzenski ? Dziwne – powiedział i pociągnął łyka z butelki. – Moe to ne taki
zły pomys. Jabym siem z nio ozenioł i by mi dała skarbo – beknął – e, ne udo
siem. Jej towarysz mie pobyje. Som zdobynde skorb. – powiedział i spokojnie
oddalił się na swoją ławeczkę.
– No ja nie wiem jak teraz mam na ciebie patrześ dziwko – rzekł Marek – ta
sytuacja rozbiła mnie totalnie
– Oj Marku. Przecież wiesz, że nigdy bym ciebie nie wydała. Boję się tego co mi
zrobisz. I poza tym swojej rodziny się nie oszukuje ( tak, tak Marek i Ania są w
pewnym stopniu spokrewnieni, a mimo to robią wiercie co...).
– Nawet ci uwierzyłem, ale i tak gdy będę wychodził przywiążę cie do krzesła.
Uspokojony trochę szczerymi słowami Anki ( bo jakmtu nie być szeczerym w obliczu snu
wiecznego) łyknął jabola i na trzeźwo przeczytał kolejną zagadkę:
„ Nie będę już rymować, bo mi to nie wychodzi,
więc tak: idźcie na Kazimierz, tam gdzie potomkowie Mojżesza
swych bliskich chowają.
Powiem wprost. Park sztywnych Remuh się nazywa.
Szukaj wskazówki w najstarszym grobie”.
– i takie zagadki kurwa rozumiem – roześmiał się Marek – ale dziś już tam mi
się nie chce zapierdalać. Rano pójdę, ale bez ciebie ty bura suko.
– Ale ja też chcę iść – rozpłakała się Ania
– Gówno mnie to. Jakbyś nie trzymałą z tym pijusem to bym cię wziął.
– Ile razy mam cię zapewniać, że z nim nie trzymam. Teraz nawet nie wiem, czy
go dalej kocham – pisnęła ze złości.
– No nie kurwa, przesadziłaś – wydarł się Marek i kopnął Anię tak, że wyrżnęła
głową o umywalkę i straciła przytomność – na wszelki wypadek ją zwiążę,
jakby chciała isć to tego skurwiela – powiedział, związał Anię i położył ją w
wannie.
– Rozwiąż mnie – wrzasnęła Ania, gdy się obudziła.
– Krzyczysz na mnie? – zapytał ze złością w głosie Marek i nasrał jej na twarz.
– Nie. Po prostu chcę, żebyć mnie rozwiązał
– Jutro
– Dlaczego?
– Bo mi uciekniesz, a znasz treść zagadki.
Ania westchnęła. Poczuła, że musi kupę.
– Marek. Muszę kupę.
– To wstań i podejdź do klozetu – roześmiał się Marek
– Ale ja nie żartuję.
– Gówno mnie to. Jak nasrasz do wanny to tylko ty będziesz w tym leżała. Ja
mam jeszcze kurwa przysznic na szczęście.
Ania jak ostrzegała tak zrobiła, i zesrała się do wanny.Niestety. Była zmuszona leżeć w
swoich ekstrementach do juta.
– Jakie to życie jest piękne – powiedział Marek usadawiając się przed
telewizorem
– Nader – sapnęła Ania, ale zamknęła się, albowiem pomyślała sobie co może
poczynić jej Marek.
Rozdział 12
Samotna wyprawa Marka i próba odbudowania zaufania
Marek wstał o świcie. Postanowił iść sam na ten stary cmentarz, gdyż bał się, że
Anka go zdradzi.
– Budź się kurwo – wrzasnął i kopnął z buta związaną w wannie Anię
– Dlaczego mnie budzisz?
– Żeby ci zakominikować, że wyruszam sam na poszukiwanie skarbów
– Marek, nie idź sam. Jeszcze co słego ci sie przytrafi
– Ty już się nie odzywaj głupia suko – powiedział Marek i odkręcił kurek z
wrzątkiem.
– Ałaaaaaaaa – powiedziała Ania – parzy – dodała z pretensją
– Parzy? – zapytał ironicznie Marek – To może coś na ochłodę – powiedział i
odkręcił kurek z lodowatą wodą.
Ania leżała po szyję w wodzie. Marek tymczasem umył się, zszedł na stołówkę i udał się
do „U Staszka”. Ania była zrozpaczona. Bała się o życie Marka. Mietek nie raz
organizoław zamach na ich życie. Po tym co jej zrobił, postanowiła zapomnieć o swoich
uczuciach na jakiś czas.
– Ej, gównem tu capi – powiedział pokojowy do srugiego pokojowego.
– To z pokoju tych meneli.
– Ciekawe, kto pozwolił im tu mieszkać – zapytał ze złością w głosie i począł
sukać kluczy do ich pokoju, aby posprzątać.
Po chwili obsługa stanęła w korytarzu apartamentu Marka.
– Pomocy – Zaołał jakiś głos wydobywający się z kibla
Mężczyźni podbiegli do łazienki i ujżeli Anię związaną, leżącą w brunatnej od gówna
wodzie.
– Co się stało – zapytał jeden z obsługi rozwiązując Anię z obrzydzeniem
– Nie mam czasu na wyjaśnienia – zapiszczała Ania, za co dostała w mordę.
Gdy ocknęła się podeszła do okna.
– Nie mam czasu na zbieganie po schodach – powiedziała pod nosem i
wyskoczyła z okna.
Po ułamku sekundy ludzie na ulicy zobaczyli, usłuszeli i poczuli Anię
– Boli trochę – powiedziała – Ale to nic – dodała i zemdlała z bólu.
Gdy doszłą do siebie Marek był już pod wawelem. Mietek oczywiście śledził go.
Zamierzał zabrac mu mapę za wszelką cenę
– Zwinże go, i drapnem mu kajeta – beknął pod nosem
Tymczasem Ania kuśtykała szybko w kierunku Kaziemierza, idąc za starą mapą
znalezioną w śmietniku.
– No kurwa jestem – powiedział zdyszany Marek i zza pazuchy wyciągnął butelkę
jabcoka i wypił potężnego łyka.
– Tyż bym cioł tego jabula – wydyszał Mietek, który zobaczył to z daleka.
– No kurwa zamnkięte – wykrzyknął Marek – ale to nawet dobrze. Zapytam się
jakiegoś żyda gdzie tam jest najstarszy grób.
Marek wypił jeszcze łyka i udał się na poszukiwania żyda. Ku jego ogromnemu szczęściu
ujżał rabina.
– Ej żydzie. Czekaj – zawołał Marek
– Słucham cię goju – odpowiedział perfidnie rabin
– Chciałbym dostac się na cmentarz ten no... Eunuch, czy jakoś tak
– Remuh chyba – poprawił rabin – dobrze zaprowadze cię tam
Pinute potem Marek przekraczał bramę cmentarza. Mietek nie załapał się, więc ukrył się
za drzewem.
– Mógłby mnie pan, panie rabin zaprowadzić do najstarszego grobu na tym
cmentarzu Eunuchów? – spytał Marek
– No dobrze – odpowiedział duchowny żydowski, ignorując głupie odzywki
Rabin zaprowadził Marka pod wskazany adres.
– Ja muszę już iść. Adonai na modły wzywa – poweidział poboznie. – Ja zamknę
cmentarz, ale możesz sobie wyjść przeskakując bramę. Młody jesteś. Żegnam
– Dobra wypierdalaj – powiedział cicho Marek – to nawet lepiej.
Marek zaczął przyglądać się kamiennej macewie
– No i kurwa, gdzie ten dobil to schował – powiedział zafrasowany Marek
Bohater chodził długo wkoło grobu, aż wreszcie glebnął se i wyciągnął resztkę jabola
– Eh kurwa. Ciężki los przyszłego bogacza – wyrzekł Marek wlewając w siebie
resztki wina jabłkowego. Postanowił chwilę odpocząć. Rozłozył się wygodzie
koło grobu i oparł się o macewę, a ta pod wpływem jego ciężaru złamała się
– O kurwa – wukrzyknął przerażony – teraz te żydy mnie zabiją.
Ze strachu zaczął zbierać kawałki kamienia. Wtedy zobaczył wystającą butelkę.
– Znowu kurwa ta butelka – sapnął poirytowany – co ten kolo chciał mieć skup
butelek?
Wyciągnął z butelki mapę i udał się do wyjścia zapominajac o rozdupczonym grobie.
Gdy przeskoczył ogrodzenie poczuł nagłe szarpnięcie. Kiedy znalazł się na ziemi zobaczył
nad sobą twarz Mietka
– No to sobie przejebałeś skurwielu – zawarczał Marek, ale poczuł, że jest
związany – rozwiąż mnie, bo jak nie to zrobie ci z mordy gówno.
– HHHHHH – zaśmiał (wyharczał) się żul – Ne poszce ciem – bełknął i zabrał
Markowi mapę z majtek
– No nie kurwa – wrzasnął – Jeszcze ten śmierdziel grzebie mi w majtach.
Mietek zaśmiał się, i już chciał się oddalić, gdy zobaczył Ankę stojacą przed soba z
tulipanem w łapie.
– A skadżesz ty siem ty wzioła menelico – rzekł rozbawiony, ale kopnęła go w
brzuch i Mietek zgiął się jak długi, nie mogąc się ruszać.
– A ty skąd tu kurwa – zapytał zdziwiony Marek – kurde. Muszę poćwiczyć
mocniejsze wiązanie, bo mi się dziwka rozwiązała
– Obsługa mnie uwolniła – pisnęła Ania i rozwiązała Marka
– Dziś ci daruję – powiedział Marek i swoje kroki skierował do menela
– I co kurwiszonie – zapytał szyderczo i kopnął go w twarz – I myślałeś, że
pokonasz mnie
– OjOj – beknął Mietek – to ne ta mao być.
Marek zabrał żulowi mapę i skopał go tylko parę razy, gdyż jak powiedział : „Ja
przeciwników szanuję”.
Gdy Marek z Anią znaleźli się w hotelu Marek zmieszany rzekł
– Muszę ci podziękować tępa dzido – powiedział i czule ukręcił jej sutka
– Och dziękuje Marku. Miło to usłuszec z twoich ust.
– No. Długo tego nie usłyszysz – odpowiedział i poszedł spać.
Rozdział 13
Żale żula Mietka cz 2 (całkowicie wierszem pisane)
Mietek obolały siedział na trawie
i myślał o skończonej niedawno zabawie
w której stracił wskazówkę do fortuny
i pozostały mu nędzne na głowie kołtuny
włosów.
Westchnął i dało się wyczuć w westchnieniu
gorycz boleści, i bezsens istnienia.
Pójdę – pomyślał – do sklepu u Staszka
tam czeka na mnie kochana ma flaszka
Ona zrozumie tylko moje bole
Ona ukoi moje cierpienie
I jak powiedział tak zrobił
Wstając o gałąź się obił
Idąc drogą pomału
wpadł do z otwartego szambem kanału,
w którym wcześniej wylądował
gdy przed Markiem się chował,
jednak szczęście go opuściło,
bo nowe gówno wpłyneło,
i mało coby go nie zalało,
gdyby nie szambonurki,
one go zobaczyły
i na zewnątrz wyciągnęły.
Nie śmiej się teraz drogi czytelniku
Mietek miał przygód bez liku,
lecz taka bardzo niemiła,
nigdy się nie wydarzyła.
Mietek dostał depresji
Pod wpływem mapy znalezienia presji
I już zamierzał się zapierdolić
I swojej duszy odlecieć pozwolić
Gdy w tem na ławce dojrzał
Ankę.
Być może mu się to cedowało
gdyż pod wpływem metanolu,
wzrok się mu gorszył powolu.
Zerwał więc kwiaty rosnące
na pobliskim trawniku
które przez psa obesrane
rosły sobie bez liku
Chcąc miłość swą do niej wyrazić.
Podzedł do jej ławy
i krzykiem wśród wrzawy oznajmił:
Kocham Cię wyjdź za mniem, takich jak ja niewielu
A kobieta Ankę przypominająca oznajmiła:
Spierdalaj stary menelu
Mietek pierdolnął wszystko gdzieś
i poszedł do „U Staszka”
coś zjeść ( i wypić).
Rozdział 14
Podstęp żula Mietka
Mieczysław, spożył posiłek, który potem zwrócił pod swoją ławeczką i poszedł
spać na ławce. Gdy się obudził, zauważył dwóch pracowników hotelu wynoszących z na
pobliski śmietnik za którym schował się bibosz obsrana pościel z pokoju Ani i Marka.
Dało usłyszeć się przekleństwa:
– Kurwa, czemu to my musimy wynosić pościel,sprzątać i robić wszystko dla tych
meneli, a oni sobie tylko odpoczywają i srają, rzygają, krzyczą, biją (tj ten menel bije tą
menelicę) i wyprawiają ekscesy alkoholowe – powiedział jeden z nich
– Pierdolona, niesprawiedliwość – krzyknął drugi i rzucił zasraną pościel na Mietka.
– Mem pomy – uśmiechnął się w bezzębnym uśmiechu Mietek – zostane
pokojowymi wtedy bde mógł mieć dostęp do ich pokoju, i bde mógł zwiąć
mapę.
Chcąc wykonać swój plan Mietek udał się do hotelu i powiedział do recepcjonistki:
– Chcem widyć się z kirownikiem. Chcem tu pracowac.
– Myślę, że po ostatnim pana incydencie będzie miał pan trudności w znalezieniu
u nas pracy.
– Byem w MO
– To chyba panu w niczym nie pomoże – odpowiedziała recepcjonistka oddalając
się powoli od smrodu żula.
– Dyjcie mie ostatnio szanse – zapłakał teatralnie Mietek
– To proszę zwrócić się do dyrektora.
Po pewnym czasie Mietek otworzył z hukiem drzwi dyrektora. W gabinecie był dyrektor i
jeden z pracowników obsługi.
– Nie będę dalej pracować w takich warunkach – darł się pracownik
– Ale o co chodzi – spytał się dyrektor
– Nie będę sprzątał codziennie gówna z tych meneli. Zwalniam się.
Pracownik wyszedł, a dyrektor usiadł przy biurku i złapał się za głowę.
– Bry – bełknął Mietek
– Czego tu chcesz śmierdzielu ?
– Szukam prcy na stanosku obsugi – wyrzekł dobitnie bibosz
– Nie przyjmujemy meneli. Wypierdalaj pan stąd – warknął zły dyrektor.
Mietek zrezygnowany podszedł do drzwi.
– Czekaj pan – zawołał kierownik – widzę, że panu gówno nie jest obce.
– Zgdza się
– To będziesz mieć pracę – zawołał ucieszony dyrektor – będziesz sprzątał gówno
po memelach takich jak ty.
Mietek domyślił się o kogo chodzi.
– Brze pane kerwniku – bęłknął zadowolony.
– Ale mususz się pan umyć – zastrzegł dyro
– Oszywście – odpowiedział dumnie Mietek
Mietek wrócił do recepcjonistki krzycząc:
– Ma te prace, ma te prace, tylko muszę się umyć!
– To z pewnością – odburknęła recepcjonistka zatykając nos
Zaprowadziła go do łazienki dla personelu, 3 razy przy tym mdlejąc
Wszedł pod prysznic, i zaczął się myć, potem się wytarł i wyszedł, recepcjonistka
dała mu nowe ubrania.
– O kerwa – powiedział Mietek gdy się zobaczył – jak ładnie wyglądam
Jeden z pracowników, którego cisnęła potrzeba wszedł do łazienki i o mało co się
nie porzygał, cała kabina była brązowa z gówna, musiał zatkać nos spinaczem do bielizny,
gdy załatwił potrzebę podszedł do recepcjonistki i zapytał czemu tak cepi w łazience
– Nowy pracownik – odpowiedziała – i wskazała ręką na Mietka
Po niedługim czasie Mieczysław zaczął swoją pracę.
– Menel – zawołał nowy kolega Mietka – idź do śmierdzieli z pierwszego piętra i
zobacz co jest do wyrzucenia.
Minutę potem Mietek zmierzał do pokoju Marka i Ani dzierżąc w ręce klucz uniwersalny.
– Chyba ich ne ma – powiedział do siebie Miecio – inaczej nie kazaliby mi iśc tu
– dodał i dziarsko wszedł do pokoju.
W pokoju było pusto. W powietrzu dało wyczuć się zapach gówna. Mietek tymczasem
korzystając z okazji zaczął przeszukiwać pokój. Zaglądał dosłownie wszędzie. Był tak
zajęty, że nie zauważył powrotu Ani i Marka.
– Co ty tu kurwa robisz robolu – zapytał wulgarnie Marek
– Sprzątam – starał się normalnie powiedzieć Mietek
– To sprzątaj kurwa.
Marek wyciągnął mapę z majtek i usadowił się z nią przed telewizorem, a Mietek udawał,
że sprząta w łazience.
– Eh kurde – powiedział mniej wulgarnie Marek – jeszcze ta jebana zagadka.
Anka słuchaj kurwa może wytężysz swoją resztkę umysłu i podpowiesz mi.
„ Tam nowej szukajcie wskazówki,
gdzie Florian miasta broni
nie za miastem, ale w miescie
znajdziecie w świętym miejscu ''
– I co kurwa o tym sądzisz – zapytał Marek – Mi nic na myśl nie przychodzi
– Mi też – powiedziała bez namysłu Ania
– Jakoś mnie to nie dziwi.
Wtem Mietek przez przypadek puścił pierda.
– Ty śmierdzielu. Będziesz mi ty pierdział – wykrzyknął Marek i podzszedł do
bibiosza i kopnął go w plecy.
– Zostaw go Marku – powiedziała Ania – on tylko sprząt... – nie dokończyła, gdyż
rozpoznała Mietka.
– To ty Mieciu – zapytała z radością w głosie – wiedziałam, że znajdziesz pracę i
wyjdziesz na ludzi.
– Cicho menelico. Wydasz mie – warknął żul
Usłyszał to Marek i podszedł do Mietka
– żeczywiście kurwa – wykrzyknął – zajebie skurwiela – dodał i kopnął Mietka w
twarz, a tem osunął się na ziemię.
– Co robisz – zapiszczała Ania
– Wiedziałem, że nie moge ci ufać – powiedział Marek smutno i kopnął Anię w
splot słoneczny.
– Co siem deje – powiedział Mietek – o krewa, lezyme związany gównie –
powiedział z pretensją
– Zgadłeś pojebańcu – zaśmiał się Marek – jesteś u Mnie w kiblu i leżyż w
wannie z moim gównem
– Alem nedawno siem umył – rzekł Mietek
– Gówno mnie to. Poleżysz tu sobie, a potem cię przesłucham. Teraz zajmę się
tamtą ździrą.
Ania tymczasem siedziała związana na krześle pod oknem.
– Jak nie będziesz mówić wszystkiego, to wyrzucę cię przez okno.
Ania przypomniała sobie wszystkie swoje upadki z okna i stwierdziła, że nie warto
powtarzać tego.
– Dobrze. Powiem wszystko.
– A więc: dlaczego zaprosiłaś tu tego żula
– Ja go nie zaprosiłam. Od czasu, kiedy okradł mnie na ulicy nie utrzymuję z nim
kontaktów przyjacielskich
– Kłamiesz – wrzasnął Marek i podniósł Ankę chcąc ją wywalić
– Niee – zawołała – naprawdę nie kłamię. Przecież chodzę za toba krok w krok.
Widzisz wszystko co robię, a na dodatek w nocy zamykasz mnie w łazience, a
ona nie ma okna do porozumiewania się z tym żulem.
– No niby prawda – powiedział Marek – ale za kare poleżysz sobie w gównie
– Ale za co
– Za ciągłął miłość do tego skurwiela
Marek wziął związanął Anię pod pachę, wszedł do łazienki i zobaczył śpiewającego żula.
– No gnojku – zaraz sobie pośpiewasz – powiedział Marek i położywszy przedtem
Ankę na rozgrzanym do czerwoności kaloryferze podniósł żula i rzucił nim o
podłogę
– Ała – powiedział żul z pretensją w głosie
– Marku trochę parzy – powiedziała do Marka Ania
– I dobrze – odpowiedział jej i podniósł ją, i wrzucił związaną do mętnej,
gównianej wody.
– No menelu, teraz będziem mi opowiadać jak na spowiedzi. A więc: Co ty tu
kurwa robisz:
– Eeeeeeeeebeeeeeeeeee – beknął Mietek
– No dobrze – powiedział lekko wkurwiony Marek – opowiedziałeś już coś o
sobie. Ale teraz odpowiedz na pytanie.
– Eeeeeeeeebeeeeeeeeee – beknął po raz drugi Mietek
– No kurwa, przeginasz – krzyknął Marek – odpowiadaj
– eeeeeeeeebeeeeeeeeee – beknął po raz trzeci bibosz
– No nie kurwa – wydarł się Marek i wyrzucił Mietka przez okno
– O krewa – powiedział Mietek i uderzył w ulicę
Po chwili Mietek jakimś cudem się rozwiązał i stwierdził, że nic mu się nie stało.
W tym samym czasie wybiegł dyrektor hotelu
– Myślę, że powinien pan zrezygnować z tej pracy dla własnego bezpieczeństwa
– Tyż tak myślem – odparł żul
– Dziękuję w takim razie za współpracę – powiedział dyrektor – a na odprawę
dam panu nagrodę – dodał i rzucił w Mietka banknotem stu złotowym – do
widzenia.
– Żygnam pna – wykrzyknął Mietek tak, że stado gołębi zerwało się i obsrało żula
– widym, ze to zalozek skarbo – powiedział radośnie i zaczął sobie
podśpiewywać
Po paru minutach Mietek kroczył radośnie do „ U Staszka „
Rozdział 15
Chcemy koniec, ale szkoda kończyć
– beeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee boutfcobl – powiedział Mietek z ukontentowania
próbując wino za pierwsze zarobione pieniądze od 30 lat – dobre.
Mietek chwilowo zawiesił swoją szkodniczą działalnosć. Musiał wydać ten świeżo
zarobiony majątek.
Tymczasem w hotelu:
– Wstawaj kurwo i idź się umyj pod mój prysznic – powiedział Marek budząc
czule Ankę śpiącą w wodzie z gównem.
– Dlaczego mnie tak wcześnie budzisz – zapiszczała senna Anna
– Hehe – zaśmiał się pod nosem Marek i wpierdolił jej głowę pod wodę – jest już
czwarta nad ranem. Zaspałaś.
– Przepraszam Marku – powiedziała Ania, wstała z wanny i podeszła do prysznica
Marka zostawiając przy tym gówniane ślady na podłodze.
– Śpiesz się. Głodny jestem.
Po 20 minutach obaj czyści i świeżo ubrani zeszli na śniadanie.
– Anka – powiedział Marek wpatrując się w jej twarz – przydałaby się nowa
regeneracja. Maże pójdziemy jeszcze raz na Wawel i dotkniewsz jeszcze tej
trumny?
– Czemu nie – odpowiedziała – ale to raczej niepotrzebne
– Dlaczego – spytał – aaa wiem, i tak ohydnie wyglądasz bez obrażeń na twarzy
– wypalił i zaczął się śmiać tak głośno, że kucharka śię przestraszyła i wbiła
sobie noża w brzuch.
– Nie, nie dlatego – odpowiedziała Markowi Ania – datego, że i tak zmasakrujesz
mi twarz na nowo – dodała odważnie
– Że niby ja cie biję – zapytał wkurwiony Marek i wbił jej widelec w rękę – no
powiedz kiedy cię niby kurwa udeżyłem.
– Nigdy Marku – odpowiedziała przestraszona Ania
– No – bęłknął – ale za takie oszczerstwa to ci nie odpuszczę – powiedział i
uderzył ją talezem.
Po śniadaniu para udała się do „ U Staszka” aby zaopatrzyć się w płynny prowiant.
Gdy wykonali swoje pierwsze zadanie Marek zauważył, że powoli zaczyna brakować
pieniędzy.
– Brakuje pieniędzy – zakomunikował
– Szkoda – odpowiedziała Ania
– Idę jakoś zarobić. Możesz iść ze mną i uczyć się. Całe życie nie będę cię
utrzymywał tępa szmato .
Po wypowiedzeniu tych słów Marek kopnął Ankę ze złości w twarz i wsiadł do
nadjeżdźającego tramwaju, a Ania z nim.
– Bileciki do kontroli – powiedział do Marka kanar, gdy on usadowił się na
miejscu skopując przeddem małe dziecko.
– Nie ma – odburknął
– To będzie mandacik
– Hehe. Pan żartuje. Pan nie wie z kim ma do czynienia
– Niby z kim
– Ze mną
Kanar popatrzył na Marka jak na debila, wypisał mu mandat i rozkazał wysiąść.
Marek wysiadając podpierdolił 200 zł kanarowi i podłożył mu zamiast pieniędzy swój
mandat. Ania patrzyła się ze zgrozą na tę scenę, za co oberwała kostką brukową w głowę
od Marka.
– Ała Marku, to bardzo mnie bolało – powiedziała z żalem Anka
– Gówno mnie to obchodzi – powiedział i walnął ją w nos.
Mimo że w Krakowie byli dopiero drugi tydzień z sześciu, Markowi, zaczęło się już tu
powoli nudzić. Chcętnie odnalazłby ten skarb, zabił Ankę i wyjechał za granicę
– Marku, Marku o czym myślisz – zapytała Anka
– Jaki byłby najlepszy sposób aby Cię zajebać – odpowiedział Marek
– Aha – powiedziała Anka i zamilkła
Poszli do „U Staszka”. Rzeczony Stanisław zobaczył ich nietęgie miny, i podsunął
im to, co Mietkowi, gdy był w depresjii. Puszkę pomidorów. Oprócz tego Marek zakupił
dodatkowo butelkę jabola.
Wyszli na zewnątrz, Marek spoglądał to na puszkę, to na Ankę. W końcu nie
wytrzymał i pierdolnął z całej siły w nią puszką
– Za co to – pisnęła Anka
– Za to, że jesteś. A za piszczenie dostaniesz dodatkowy wpierdol, gdy wrócimy
do pokoju.
Całemu zdażeniu przyglądał się Mietek, który siedział naprzeciw i wybijał już 10 butelkę
wina za 4,99 zł tracąc przy tym połowę swoich zarobionych pieniędzy.
– Pomogem tyj menelicy – powiedział do sibeie stanowczo żul – przecie nie
mogem być niezruszony wbec takej sytuaci. Ale i tak żem jej nie kocho – dodał
żul w ramach wyjaśnienia.
Podszedł więc z pustą butelką do Ani i Marka i zamachnął się nią. Jedna z postaci upadła
na ziemię. Była to Anka (powodem tej pomyłki było to, że Mietek wypił etanol i wzrok
mu się uszkodził i jebnął pierwszą lepszą postać). Marek popatrzył na niego zaskoczony.
– O kurwa – powiedział – brawo
– Chybam ne trafił – powiedział bibosz
Marek zrozumiał po słowach Mietka, że to był zamach na niego.
– To na mnie było kurwiszonie ? – zapytał retorycznie i zdierżył Mietka drugą
puszką pomidorów w twarz.
Mietek był mniej odporny od Ani, więc stuknął w stan kognitywny.
– Wstawaj kurwo – zawołał Marek do Ani kopiąc ją w siedzenie z całej siły
– Dobrze Marku – powiedziała Ania i wstała z ulicy.
– Jeszcze jeden taki wybryk z tym żulem to...
– To co ? – zapytałą potulnie Ania
– To cię zabiję – odpowiedział Marek
Ania zaczęła myśleć i stwierdziła po czasie, że Marek może być do tego zdolny.
– Ale ja go na pomoc nie wzywałam – wypłakała Ania
– Jak tak, to masz pięć sekund, żeby mu powiedzieć, zeby się odpierdolił, bo
skończysz w Wiśle.
Ania szybko podbiegła do Mietka, który powstał z jezdni i powiedziała mu po cichu
– Kochany. Nie możesz mi już więcej pomagać, bo Marek mnie zabije.
– To dobrze – bęłknął żul
– Ale ty masz poczucie humoru – zaśmiała się Anka
– Wypirdalaj – warknął żul – Ne ce mieć z tobo nyc wspolnego. Zasze przeze
ciebiem obrywom w mojo pienkno twarzyczkem – dodał i opuścił Anię
Ania oszołomiona tymi słowami wróciła do Marka
– I co ci powiedział – zapytał, lecz Ania nic mu nie odpowiedziała, więc podciął
ją tak, że upadła na ulicę
– Nic ważnego – odpowiedziała Ania – zerwał ze mną – dodała i się rozpłakała
– To bardzo dobrze. Dzięki temu zachowałaś życie
Poszli więc nasi przyjaciele do hotelu odpocząć po tym krótkim incydencie. Marek
oglądał sobie telewizję,a Anka śliniła się tępo przez okno co było jej ulubionym zajęciem.
Mietek tymczasem postanowił ich pośledzić, gdyż znowu miał chrapkę na skarb.
Przechodził właśnie pod hotelem, gdy oberwał śliną Anki.
– Co to menelica wyprawia – pomyślał wkurwiony i rzucił w Ankę butelką, pustą
oczywiście, którą trzymał w ręce.
– Ała – powiedziała Ania łapiąc się za krwawiący nos – boli
– Co się drzesz – zapytał Marek wstając sprzed telewizora
Anka poczuła nagle, że kotś ją podnosi i uświadomiłą sobie, że Marek chce ją wyrzucić
przez okno
– Marek błagam nie rób tego – zawołała
– Dlaczego – warknął Marek puszczając Anię, która wypadając z jego objęcia
udeżyła głową o kaloryfer.
Gdy się ocknęła zauważyła, że leżała w łazience, a Marka nie było w apatramencie.
– Już noc? – zapytała Ania samą siebie – tak długo byłam nieprzytomna?
Możliwe – dodała – ale dlaczego nie ma Marka ?
Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi do pokoju. Był to nasz bohater (Marek oczywiście).
– Wyłaź stąd – powiedział do Ani otwierając drzwi do kibla
– Już wychodzę – powiedziałą Ania wstając z podłogi. Zauważyła, że nie była
jeszcze noc – gdzie byłeś ?
– Gówno cię to obchodzi – warknął – Albo powiem ci. Byłem się napić wina w
ekskluzywnej restauracji i wcale nie był to jabcok u „ U Staszka”.
– Aha – odpowiedziała Markowi tępo Ania
– I tak konsumując wino i spożywając wyborny obiad wymyśliłem, gdzie może
być ukryta wskazówka
– Gdzie ?
– W bramie Floriańskiej !
– Jak na to wpadłeś
– Aleś ty pojebana – powiedział Marek – przechodząc obok tej bramy
zauważyłem, że wisi w przejściu obraz Matki Bożej. Na początku to
zignorowałem, ale siedząc i konsumując wyciągnęłem zagadkę i wszystko stało
się jasne. Wiesz kurwo, znam się na historii, bo to moja pasja, więc wiedziałem,
ze brama Floriańska pochodzi od św. Floriana, którego kościół leżał poza
granicami miasta, w osadzie nazywającej się Kleparz. Teraz ta osada znajduję
się w centrum Krakowa. Więc dlatego pisał ten chuj od zagadki, żeby szukać w
mieście, a nie za miastem. Święte miejsce to właśnie obraz w przejściu.
– Och, aleś ty mądry – powiedziała Ania, mimo tego, że nie rozumiała co Marek
mówi do niej.
– No myślę – odpowiedział i strącił ją z krzesła – idziemy po kolejną wskazówkę.
Komu w droge temu w nogę – dodał i kopnął Anię w kolano.
Parę minut potem zbliżali się do poszukiwanej bramy. Spotkała ich jednak niemieła
niespodzianka. Wokół obrazu stał i modlił się oddział „Mocherowych Beretów”
Marek chciał je zignorować i podszedł do obrazu, ale poczuł bół w nodze.
– Co jest kurwa – spytał zdziwiony, i w tym samym czasie spostrzegł, że stara
baba szturcha go w nogę laską
– Zostaw tę święte miejsce menelu – zadarła się kobieta
– To ty mnie zostaw – powiedział Marek i kopnął babę w splot słoneczny.
Rozjuszyło to pozostałe stare baby, które ruszyły na Marka ze swoimi laskami i kulami.
– Wandale włamują się do koscioła na rynku – zawołała Ania, próbując odwrócic
uwagę starych bab – ratujmy kościół !
Nagle wszystkie baby opóściły Marka i pobiegły z prędkością światła na rynek.
– Co tak długo – wydyszał Marek
– Przepraszam – zapiszczała Ania, za co dostała w twarz.
– No nic – powiedział Marek – teraz czas poszukać wskazówki.
Mietek, który właśnie podchodził do tej bramy zauważył pędzące w jego stronę stare baby.
–
Cóż to est – zapytaj pijackim głosem – one mie zaraz … – nie dokończył, gdyż
stare baby stratowały Mietka i po nim przebiegły.
Mietek leżał tak sobie z 10 minut przegapiając tym samym chwilę znalezienia zagadki
przez Marka.
– Mam – wykrzyknął Marek wyjmując kawałek papieru zza obrazu.
Otworzył go i po upewnieniu się, że to zagadka schował ją do majtek.
– Zbieramy się – zwołał Marek do Ani i pociągnął ją za włosy.
Gdy wracali do hotelu spostrzegli lezącego Mietka.
– Co ty tu robisz śmieciu – zapytał się żula Marek
– Odpoczywam – powiedział Mietek leżąc dalej w bezruchu
– Pewnie cię te baby stratowały – stwierdził Marek – No coż. Masz pecha – dodał
i kopnął Mietka w brzuch. Ania wpatrywała się tylką w te scenę ze łzami w
oczach
– No kurwo. Zbieramy się – zawołał Marek i znowu pociagnął ją za włosy.
Gdy weszli do hotelu było już ciemno. Za oknem świecił jasny księżyc, słychac było szum
nocnego zycia w mieście. A w łazience obolała Ania płakała nad losem swojego
ukochanego.
Rozdział 16
Czyli prawie koniec.
– Wstawaj kurwiszonie – zadarł się Marek – już szósta
– Marek, dlaczego tak wcześnie – zapytała Ania
– A dlatego, żeby znaleźć skarb.
– Aha
Marek wskoczył do swojego łóżka i wyciagnął z majtek kartkę
– O kurwa. Zesrałe-m się w nocy – powiedział
– I co w związku z tym – zapytała Ania ziewając
– To, że obsrało zagadkę – odpowiedział i wytarł kartkę o mordę Ani – No. Lepiej
Ania pobiegła się umyć, a Marek zaczął czytać.
„ To będzie ostatnia zagadka.
Skarb znajdziecie tam, gdzie
ksiądz wielki pochowany został
Na grobowcu szukajcie instrukcyji”
– No i niby gdzie kurwa mam tego jebanego skarba szukać – spytał markotny
Marek
– Nie wiem – odpowiedziała Ania wychodząc z kibla
– Jakoś kurwa się nie dziwię – zripostował Anię i zapierdolił jej w splot
słoneczny.
Marek chciał już to zakończyć. Siadł przed telewizorem i wziął do ręki przewodnik. Na
dworze padał deszcz, więc Marek nie miał ochoty nigdzie wychodzić. Wysłał Anię do „U
Staszka” po jabcoki sztuk cztery. Na początek postanowił poczytać o cmentarzach, aby
dowiedzieć się gdzie leży jakiś znany ksiądz.
– Znowuż kurwa będę musiał zapierdalać po cmentarzach – powiedział
niezadowolony Marek
Pół godziny później Ania wróciła z prowiantem i przy okazji przyniosła jedzenie ze
stołówki.
– Dzięki kurwo – powiedział czule Marek i zaczął pałaszować kanapki zapijając
je tanim winem.
– Znalazłeś coś ? – starała się przymilić Anka
– Trochę – odburjnął jej Marek pochłonięty jedzeniem.
– Aha – zapiszczała Ania za co oberwała pustą już butelką.
Marek znalazł pasujących księży. Było to w chuj biskupów rozsianych po Krakowie, ks.
Piotr Skarga, parę świętych księży i jeszcze dużo innych.
– No i jak kurwa ja znajdę ten jebany grób. Przecież na to nawet cztery pozostałe
tygodnie nie starczą – pisnął poirytowany
– Aaa Marku – zaśmiała się Ania – zapiszczałeś
– O ty kurwo – zawołał Marek i kopnął ją w brzuch – kto pozwolił ci piszczeć
– Ale to ty pisnołeś
– Mówiłaś coś ?
– Nie, nic
– No myślę – zakończył dyskusję Marek.
Bohater wział do ręki jeszcze kartkę z zagadką. Na drugiej jeszcze stronie pisało:
„W Annie leży Jan „
Marek popatrzył się na Ankę z obrzydzeniem w oczach
– o co chodzi – zapytała zdziwiona
– Masz dziecko? – zapytał ostro Marek
– Nie – wykrzyknęła
– Zobaczymy za parę miesięcy – odpowiedział i pogroził jej palcem wkładając go
jej przez przypadek w oko.
– Ała. Boli – zakomunikowała Anka
– I dobrze.
Marek powrócił do czytania. Po pewnym czasie trafił na artykuł o kolegiacie św. Anny.
Przeczytał tam, że w kościele leżą kości świętego Jana Kantego, który był księdzem.
– Hehe kurwa, znalazłem gościa – wykrzyknął uradowany Marek
– I jak się nazywa ten ksiądz – zapytała Ania odchodząc od okna, z którego pluła
na przechodniów
– Jan Kanty – obwieścił – jutro pójdziemy tam odebrać od niego skarb.
– Dobrze Marku. Zgadzam się – powiedziała Ania
– Nie pytałem się ciebie o zgodę – odpowiedział jej Marek.
Zaczęło świecić słońce. Było około 12 w południe. Nasi przyjaciele postanowili
pospacerować sobie po centrum handlowym. Po chwili obsługa zauważyła Anię turlającą
się po schodach, a zaraz potem schodzącego normalnie Marka.
– Wrócimy poźno – zawołał do recepcjonistki
– Możecie w ogóle nie wracać – powiedziałą po cichu
Idąc sobie ulicą Marek zauważył Mietka znietrzeźwiałego pod teatrem (dlatego pod
teatrem, bo obrzydły nam wszystkie kościoły. Umieszczamy w nich zagadki, bo w
Krakowie są tylko kościoły). Podszedł do niego i kopnął go w twarz.
– Cóż to krewa – powiedział Mietek podnosząc głowę
– To ja, twój przyjaciel – zaśmiał się Marek
– hhhhhhhh badro smeszne – odpowiedział Mietek
– Nie musisz nas teraz śledzić. Idziemy sobie na zakupy do centrum handlowego,
a raczej ja idę, bo ta wieśniara mi tylko toważyszy.
– Aha – odpowiedział Mietek i pierdnął,
– Dobra idę śmierdzielu – pożegnał się Marek i na odchodne kopnął Miecia w
brzuch.
10 minut potem Marek otworzył z kopniaka drzwi do centrum handlowego.
– O kurwa – powiedział Marek – ale tu sklepów
– Zgadzam się – zapiszczała Ania, za co została przyciśnięta drzwiami.
Marek wędrował sobie jakiś czas po sklepach, a Ania dreptała za nim. Nagle Marek
zauważył, że zapomniał pieniędzy z domu.
– Zapomniałem pieniędzy – zakomunikował
– Szkoda – odpowiedziała Ania
– No zgadzam się – powiedział Marek i wyrwał jej troche włosów z głowy –
trzeba komuś zajebać.
Tak więc Marek postanowił kogoś okraść. Szczęście mu sprzyjało, bo po chwili zauwazył
jakiegoś bisnesmena z portfelem wypchanym dolarami.
– Anka idź go zajmij jakoś, a ja go opierdolę z kasy – powiedział do Ani Marek
po cichu.
Ania podeszła do faceta
– Kim ty jesteś szkarado – zapytał się przestraszony facet
– Jestem ofiarą przemocy domowej – odpowiedziała smutno Ania
– Gówno mnie to obchodzi – powiedział szczerze bisnesmen – wypierdalaj mi
stąd w podskokach.
Ania podskakując oddaliła się od mężczyzny. Markowi tyle czasu wtstarczyło aby ojebać
gościa na 700 dolarów.
– Alżem teraz bogaty – powiedział uradowany Marek – A za ta przemoc domową
to oberwiesz w domu.
Bohaterzy chodzili jeszcze po sklepach z dwie godziny, aż zostali wyrzuceni, gdyż Marek
zesrał się na sam środek sklepu z garniturami.
– Zostawcie mie skurwysyny – krzyczał Marek – wasze matki to kurwy
– Właśnie – dodała Ania, za co strażnik potraktował ją paralizatorem
Gdy ochrona wyrzuciał ich już z galerii Marek zakomunikował
– Idziemy do hotelu. Dość mam tych atrakcji.
– Ja też – odpowiedziała Ania
Gdy wrócili do hotelu Marek rzucił krzesłem Anię
– Za co to – zapytała wzburzona Ania
– Za tę wymyśloną przemoc domową – odpowiedział
Około godziny 23:00 Marek powiedział Ani
– Odczuwam popęd seksualny, ale brzydzę się robić to z tobą. Teraz zamknę cię
w kiblu, a ja dokonam ipsacji – powiedział Marek i brutalnie wrzucił Anię do
łazienki.
Nasi przyjaciele udali się spać. Nie wiedzieli jednak, że do skarbu została więcej niż jedna
zagadka.
Rozdział 17
Czyli jeszcze nie koniec.
Marek obudził się koło piątej. Poszedł się umyć, przy okazji budząc Ankę, która jak
zwykle spała w łazience. Po umyciu się usiadł przed telewizorem.
– Wreszcie zdobędę ten jebany skarb i wyjade z tego zasranego Krakowa –
powiedział na głos – nie mogę się doczekać aż wrócę do Radomia.
Gdy Ania się umyła i przebrała (wreszcie) zeszli razem na śniadanie. Na stołówce podano
szwedzki stół.
– Kurwa, nie ma tu nic dobrego – powiedział Marek patrząc na owoce morza
– Może znajdziesz coś co ci posmakuje – odpowiedziała prawie rezolutnie Ania
– Wątpię – odburknął
Gdy już zjedli Marek postanowił jak co dzień udać się do „U Staszka” po jabola. Gdy
wykonał już swój codzienny rytuał i opróżnił butelkę powiedział do swojej toważyszki.
– Idziemy po skarb
– Gdzie
– Do Sosnowca
– Ale to trochę daleko – przeraziła się Ania
– Aleś pojebana – zaśmiał się Marek z jej łatwowierności i głupoty – weźmiemy
autobus.
– Aha – odpowiedziała jak zwykle tępo Ania
Marek ani myślał jechać do Sosnowca. Miał natomiast zamiar udać się do tego kościoła i
znaleźć skarb. Zamiar swój wypełnił i po chwili zmiezali w stronę kolegiaty Ania była
święcie przekonana, że idą na dworzec.
Gdy stanęli u drzwi kościoła Ania wypaliła
– Ale ten budynek wygląda jak kościół, a nie jak dworzec
– No nie – złapał się za głowę Marek – ty naprawdę w to uwierzyłaś – dodał i
kopnął ją w łydkę
Kiedy wątpliwości Ani zostały rozwiane weszli do kościoła. Było pusto. Zaczęli więc latac
po kościele w celu poszukiwania grobu świętego. Gdy już znaleźli podeszli do niego.
Marek zaczął oglądać grób.
– Nie widzę tu kurwa żadnych skarbów – powiedział Marek zły – nie ma tu nic
cennego oprócz tych srebrnych zdobień . Można je w ostateczności sprzedać na
złom.
Marek usiadł na ławce, a Ania chodziła tępo po kościele.
– No gdzie to kurestwo może być – zastanawiał się Marek
Wtem zauważył jakieś napisy na spodzie ławki. Brzmiały one tak :
„Dobra, oszukałem was. Jeszcze trochę przed wami”
Udajcie się tam, gdzie na deskach ludzie się zmieniają
Rz.11, m 9.”
– Nosz kurwa – przeklął pod nosem Marek.
– Wołałeś mnie Marku? – przybiegła Ania
– Nie kurwa, i lepiej jak się teraz nie będziesz odzywać. Jestem bardzo kurwa
wkurwiony. Ten chuj od zagadek nas znowu ojebał.
Gdy Marek ochłonął wyszedł z kościoła. Gdy wchodzili do „U Staszka” aby utopić smutki
zauważuł ich Mietek
– Cuś markotny tyn menel – powiedział, nie zwazając na to, że sam jest menelem
– pewnie im się nie udało coś – wydedukował po chwili.
Mietek po zobaczeniu bohaterów znów chciał skarb w swoje ręce. Gdy Marek i Ania
wychodzili ze sklepu Mietek przyczaił się za radiowozem, za co oberwał paralizatorem,
gdyż policjanci myśleli, że żul chce ich zajebać. Mietek postanowił, że będzie ich śledzić .
Marek szybkim krokiem skierował się w stronę teatru Słowackiego, gdyż podczas
spożywania alkoholu zwierzył się Staszkowi opowiadając mu tresć wskazówki. Ten
pomógł mu i powiedział, że tym budynkiem jest teatr. A jaki teatr w Krakowie
najwspanialszy? Teatr Słowackeigo oczywiście.
– Kurwa zamknięte – wyryczał Marek – Chuj, kurwa, chuj kurwa
– Dlaczego przeklinasz – zapytała zdziwiona Ania
Marek nic nie odpowiedział, ale podszedł do niej aby się wyżyć. To co wyprawiał z nią
było tak straszne, że nie podejmuję się opisania tego. Całą tą sytuację obserwował bibosz.
– O krewa – powiedział pod nosem zdziwiony – ale niom poniewiera. Chyam mu
ne będę preszkadał, bo jeszczem zroby ze mno to samo.
Po skończonej robocie Marek strzepnął krew z rąk i podszedł do drzwi.
– Jeśli jakieś jebane drzwi mają mi przeszkodzić w znalezieniu mojego skarbu, to
je rozpierdolę ! – wykrzyknął i zaczął kopać w drzwi
Ania tymczasem wstawała z trawnika.
Nagle do Marka podeszła policjanci
– Panie, co pan robisz? – zapytał policjant
– Gówno – odpowiedział Marek – a nie widać
– Na defekację mi to nie wygląda – powiedział policjant
– No kurwa geniusz – opisał policjanta Marek
– No dobra. Proszę zaprzestać się wypróżniać i kopać w drzwi, bo inaczej będzie
mandat – powiedział pouczająco policjant i odszedł od Marka przypadkowo
podcinając Ankę, która znowu upadła na trawnik.
Marek zaprzestał kopania w drzwi. Był zrozpaczony. Na dodatek zapomniał treści zagadki
z kościenej ławki.
– Wstawaj kurwo – zawołał w stronę Anki – wracamy do tego jebanego kościoła.
– Czyli jedziemy jednak do Sosnowca ? – zapytała Ania
– Niedoczekanie twoje – sapnął Marek i wrzucił ją do kontenera
Gdy Ania wygramoliła się z brudu i smordu, Marek zmienił plan działania. Postanowił, że
pierwij uda się do „ U Staszka” po jakiś napój energetyczny.
Gdy już wyszedł ze skepu i skonsumował jabcoka powiedział.
– Idę na obiad
– To ja też – opowiedziała Ania
– Ty zawsze musisz mnie szpiegować – warknął i uderzył ją w plecy
Po godzinie Marek najedzony i opity przyniesionym winem zasnął w swoim pokoju,
zapoinaja zamknąć Anię w łazience. Menelica postanowiła wykorzysać ten czas na swoje
ulubione zajęcie. Było to oczywiście gapienie się tępo przez okno i ślinienie się.
Gdy już wylała ze swojej mory ponad litr śliny zauważyła Mietka. Zawołała do niego
– Hej Mieciu
Mietek zaskoczony popatrzył się na nią.
– Czgo cesz – opowiedział
– Chciałam zapytać jak ci leci
– Brze. Ale bez ciebie
– To dobrze
Ania chciała jeszcze poprowadzić konwersację, lecz poczuła nagłe szarpnięcie.
– Ała – powiedziała wypadając z okna.
Mietek zdążył uciec. Ania tymczasem podnosiła się z chodnika. Wróciła powoli do
apartamemntu.
– Dlaczego to zrobiłeś – zapytała Ania
– Dlatego, że mi się tak podobało
– Aha, rozumiem – powiedziała Ania i usiadła na krześle.
Marek zaskoczony jej uległością pozwolił jej pooglądać telewizje przez 5 minut. Marek
wybrał jej serial dokumentalny o sredniowiecznych torturach.
– Moża się z tego dużo dowiedzieć, nie ? – zapytał Anię
Ania nic nie odpowiedziała.
Po pięciu minutach marek złapał Anię za włosy i wrzucił do łazienki
– No dobranoc – powiedział czule i pierdnął zasmradzając całą łazienkę.
Marek nie mógł spać. Wziął kartkę i długopis. Wyszedł z hotelu i udał się najpierw
do „ U Staszka” po jabola, a po skonsumowaniu go skierował swe kroki do kościoła św.
Anny. Świątynia była otwarta, ze względu na nocne czuwanie jakiejś grupy akademickiej.
Marek wszedł do kościoła i usiadł w ławce z wyrytą zagadką. Była na szczęście pusta.
Bohater wyciągnął kartkę i długopis, przepisał treść zagadki i schowajał ją potem do
majtek. Wychodząc z kościoła Marek zastanawiał się co może oznaczać skrót „Rz” i „M”.
Zastanawiał się nad tym cały czas, aż do powrotu do hotelu.
Po chwili kładł się spać myśląc ciągle o tajemniczych skrótach.
Rozdział 18
Odpoczynek, czyli historia o Rybaku i złotej rybce złotym śledziu
–
–
–
–
–
–
–
–
–
Dawno, dawno temu, chuj wie ile, żyło sobie na śmietniku przy porcie, małżeństwo.
On żył z nielegalnego połowu ryb, a ona fałszowała zeznania podatkowe, tak, że
zawsze dostawali zwrot.
Pewnego dnia mężczyzna, złowił ogromną, złotą rybę, która zwróciła się do niego
w te słowa:
Dobry człowieku, nie rób mi nic złego, jestem zaczarowanym księciem, nie nadaję
się do spożycia,jak to zrobisz, dostaniesz takiej sraki, że nie wyjdziesz z kibla do
końca życia
Zaczarowanym księdzem? – zapytał mężczyzna, który był przygłuchawy – to nieźle
musiałeś zajść za skórę parafianom
Księciem palancie – odpowiedziała z dumą w głosie tyba
Ej, pamiętaj że jesteś rybą, a ja człowiekiem, I mogę z Tobą zrobić co chcę –
powiedział mężczyzna
No dobrze, sorry – powiedziała ryba – jak mnie wypuścisz będę Ci dozgonnie
wdzięczna, tfu wdzięczny
– No dobrze, – powiedział I rzucił ją w morze, pech chciał aby trafiła w kamień,
na szczęście był to zaczarowany książe a nie zwykła ryba, więc nic mu się nie stało,
na odchodnę krzyknął jednak tylko “ty debiluuuuu”.
Rybak wrócił do domu
Co dziś złowiłeś?
No, w teorii nic, a w prakatyce złowiłem złotą rybkę, która oznajmiła, że jest
zaczarowanym księdzem I że jak ją wypuszczę będzie mi dozgonnie wdzięczna
Znów jesteś pijany – warknęła żona – pewnie zamiast łowić siedziałeś z kolegami
pod monopolowym I chlaliście wódę
Nie – powiedział mąż – uwierz mi
Żona wyciągnęła alkomat I podała go mężowi – jak jesteś czysty to dmuchnij
Mąż wykonał polecenie, alkomat wykazał że mąż jest zupełnie trzeźwy, co
bardzo zdziwiło żonę
– – Trzeba było tak od razu – powiedziała żona – a poprosiłeś ją o coś?
– Nie – powiedział
– Co ty – krzyknęła żona – jesteś pierdolnięty na umyśle, wracaj tam I poproś ją o
nowy dom, bo nie chcę mieszkać na śmietniku
– Mi to nie przeszkadza – powiedział rybak
– Bo jesteś śmierdzielem – odparła żona
Chcąc nie chcąc, mąż poszedł nad jezioro I zaczął krzyczeć:
– Złota rybko, złota rybko, moja żona czegoś od Ciebie chce
– Nie krzycz kurwa, nie jestem głucha, czego chce?
– Chce nowego domu
– To niech weźmie kredyt hipoteczny – odpowiedziała wkurwiona ryba
– Ale ona chce go od Ciebie – powiedział rybak
– A co ja kurwa, na bank wyglądam? Ehh, no dobrze – powiedziała I klasnęła w
łuski – Wracaj do niej, I do waszego nowego domu, I nie zawracaj mi już dupy
– Dziękuję – krzyknął
Rybak wrócił do domu, na miejscu gdzie przedtem był śmietnik stał duży
piętrowy dom, z garażem, na podeście stało srebrne BMW a obok stała żona.
Mężczyzna podszedł do auta, za wycieraczką znalazł kartkę:
“To jest dodatek do domu, wiem że Ty ani żona nie macie prawo jazdy bo
jesteście idiotami, ale być może ten samochód będzie ozdobą”
– Żono, jak tu pięknie! – powiedział mężczyzna
– Znacznie lepiej niż na śmietniku, ale z tego co pamiętam tam Ci się podobało,
więc możesz iść na najbliższe wysypisko I tam zamieszkać.
Mężczyzna przeraził się
– Żartowałam murzyński kutasie – powiedziała – no chyba że chcesz...
– Nie, nie chce – mężczyzna odetchnął z ulgą
Po jakimś czasie, kobiecie, jak to czasem się dzieje odpierdoliło, wtedy zwróciła
się do męża w te słowa:
– Ten domek to cudowna rzecz, ale za mały, chce pałacu
– Ale ?
– Żadnych ale, pojebańcu, chyba że chcesz wrócić na śmietnik
Chcąc nie chąc, rybak wrócił nad morze, słoneczko świeciło, po powierzchni
pływały trupy widok był przepiękny
Złota rybko, złota rybko usłysz mnie wezwanie, moja zła żona mnie wysłała
abyś spełniła jej żądanie!
– Z takimi pojebanymi wierszami, to możesz iść na konkurs poezji a'la
Mickiewicz, no dobra czego ta zniewieściała kobieta chce?
– Chce mieć pałac
– Ale co dopierdo, kurwa, dałem jej dom.
– Ale ona chce pałac.
– Gówno mnie to obchodzi, po chuj jej pałac?
– Ona chce pałac.
– To wiem
– Ona chce pałac
– Gdybym był człowiekiem, tobym Ci teraz przyjebał
– Co jest?
– Powtarasz się
– To chyba dlatego, że trochę wypiłem przed podróżą do Ciebie, \
– dobra wracaj do domu, Twoja żona będzie w pałacu
Mężczyzna wrócił i zobaczył, że zamiast domku stoi ogromny pałac, mężczyzna
podszedł bliżej, i przeczytał napis na tablicy:
„Dla bratniego narodu Polskiego
Józef Stalin”
Mężczyzna wszedł do środka, wokół znajdowało się dużo pomieszczeń
– Gdzie ja teraz znajdę, kurwa, swoją żonę – rzucił w powietrze. – No gdzie ta
kuchnia, kurwa?
– Nie musisz szukać, penisie, tutaj jestem – powiedziała żona i wyłoniła się z
jednego z pomieszczeń.
– No to dobrze – powiedział mężczyzna
– Nie dobrze, moczygębo.
– Czego jeszcze chcesz? – przeraził się mężczyzna
– Jeszcze nie wiem ale jak będę wiedzieć to będziesz pierwszą osobą którą o
tym poinformuje i którą wyślę do tego śledzia.
Minęła noc, mąż spał spokojnie, żona zapierdalała po pokoju jakby miała kilo
trotylu w dupie, i myślała o co poprosić śledzia.
Robiło się już rano, żona wyjrzała przez okno: nietrzeźwy mężczyzna spał pod
ławką, pies srał na trawę, a dzieci pierdoliły w odbyt znalezionego w krzakach
kota.
– Ahh, jaki piękny jest ten świat – pomyślała kobieta i ją olśniło
Pchnęła męża tak, że spadł z łózka
– Co jest kurwa? – zapytał mąż – czy to już wojna?
– Nie, afrykański zwisie, idź do śledzia, i powiedz mu, że chcemy rządzić tym
terenem
Rybak poszedł nad morze i zawołał
– złota rybko, złota rybko, moja żona chce od Ciebie prezentu, za to że
uratowałem Ci życie.
– A ma punkty payback? – zapytała z ironią ryba
– Yyyyyy, nie a co to? – zapytał rybak
– Nie ważne, tłumaczenie tego takiemu kretynowi, jak Ty jest bezsensowne, no
mów
– Moja żona, chciała zostać królem
Ryba o mało co nie zadławiła się wodą
– Pojebało ją do reszty?! Może jeszcze mam sprawić że zostanie prezydentem
USA?
– Chciała zostać królem
– Ej, znów przychodzisz do mnie pod wpywem alkoholu?
– Nie, tym razem jestem trzeźwy
– A więc jesteś tępy od urodzenia?
– Tak
– Wracaj, do domu Twoja żona jest królową
Mężczyzna wrócił do domu, pałac był wyższy, mężczyzna wkorzyczł do niego, na
środku stał tron ze złota, a na nim siedziała żona w ręce trzymała berło
– Teraz jestem królem
– To, że pije nie znaczy, że jestem żulem!
– Jestem królem
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
Jakim bólem?
WŁADCĄ – krzyknęła wkurwiona żona
Doradcą?
Rządzę
Nie mam pieniędzy
Ale ja mam
To daj na jabola
Czyli jednak słyszysz?
Tak
Znudziło mi się być królem, chce być cesarzem
Jakim malarzem?
Nie przesadzaj, idź do śledzia!
Mąż poszedł i po chwili wrócił z puszką śledzi,
proszę ale jestem winny 5 zł w sklepie
Idź do ryby
A śledzie to nie ryby?
Spierdalaj stąd fallusie!
Mężczyzna poszedł nad morze i zaczął krzyczeć:
Śledziu, Śledziu moja żona czegoś chce
A skąd kurwa, pomysł że jestem śledziem?
Moja żona Cię tak nazywa
Nie no kurwa, specjalistka w zakresie przetworów rybnych.
To kim jesteś?
Sam nie wiem. Czego chce Twoja żona, mów szybko bo zaraz się uduszę, i nie
będę mieć już więcej tej przyjemności słownej potyczki z taką amebą jak Ty.
Ona, chce być cesarzem
Jakiego kraju?
ZSRR
Tam nie ma cesarza
Aha To może Polski?
Nie ten ustrój
To gdzie jest cesarz?
W Japonii
A gdzie to jest?
– Ehh, nie myślałem, że jesteś aż tak głupi, wracaj do domu, Twoja żona jest już
cesarzem
Japonii?
Nie, Maroko.
Mężczyzna wrócił do domu, rozmyślając o cesarstwie Maroko.
Wszedł do pałacu, tron był większy, lepiej wykonany, na tronie siedziała
kobieta i trzymała w jednej dłoni berło a w drugiej jabłko.
To tak wygląda cesarz Markoko? – zapytał rybak?
Jakiego kurwa Maroko, nachlałeś się?
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
–
Nie ryba mi tak powiedziała
To zróbiła Cię w bambuko
Czy to jedno z miast w Maroko?
Jesteś tak pojebany, że nawet kamień ma większed IQ od twojego, znudziło mi
się bycie cesarzem, chce być teraz pierwszym sekretarzem!
Żono, ale komunizm przecież upadł, wiem, szkoda, wtedy mogliśmy dorobić się
więcej
ale to już nie te czasy!
Zatem chce być papieżem
Rybak poszedł nad morze, i zaczął krzyczeć:
– Hop, Hop, rybko, moja żona chce papieru!
Rybka wynurzyła się z głębin
Velvet czy Regina? – zapytała z irionią?
A jest jakaś różnica?
Nie, i to papier i to, do dupy się nadają
Poczekaj, bo coś mi zaczyna się przypominać...
No, myśl myśl, bo jak na razie mózg, to ta rzecz, której nie używasz, za często
Ona chce być papieżem, a kim jest papież?
To taki gościu, który rządzi
Maroko? – zapytał wtrącając się rybak
Nie idioto, kościołem
Aaa, rozumiem, to papież mnie opierdolił, kiedy chciałem wysikać się pod
kościół?
Nie, powiedział – jesteś pojebany i tego nie zrozumiesz, wracaj Twoja żona jest
już papieżem
Mąż wrócił, i wszedł do pałacu, tron był jeszcze większy i lepszy, żona stała
ubrana w szaty papieskie.
Żono, co się tak dziwnie ubrałaś? Jakiś bal jest?
Jestem papieżem
No tak.
A co papież nosi?
Ubranie
Żona, tylko machnęła ręką, na głupotę męża
Rybak tymczasem zastanawiał się, czy papież to nie taki większy cesarz, który
żądzi nie tylko Maroko, ale i też innymi krajami
Zapadła noc, wszyscy spali tylko nie żona, która była tak pazerna, że z dupy
trzaskały jej iskry. W środku nocy obudziła męża,
mężu idź do śledzia, i powiedz mu, że chce być Bogiem
Ale pewnie ona śpi
Ryby nie śpią – odwarknęła żona
A ta piosenka? – zapytał rybak i zaczął nucić „Wszystkie rybki śpią w jeziorze”
Rozjuszyło to żonę, rybak pomyślał, że z papieżem lepiej nie zadzierać i poszedł
nad morze
Rybko, Rybko nie budzę Cię? Moja żona znów czegoś chce!
–
–
–
–
–
–
–
Ryba wypłynęła z głębin
Twoja głupota mnie dołuje, czego ona potrzebuje? – zapytała rymując – No
kurwa, tępota jest chyba zaraźliwa bo też zaczęłem rymować.
Żona chce być pierogiem
Czym kurwa?
Pierogiem
Na pewno?
Nie, ona chce być Bogiem
Chyba się za dużo Paktofoniki nasłuchała, no cóż nie mogę tego spełnić, wracaj,
Twoja żona znów będzie siedzieć na śmietniku, dodatkowo zgłosiłam już
przestępstwo do skarbówki, i przyjdzie po nią policja. Ciebie mi żal bo jesteś
upośledzony, dam Ci dom i mieszkaj tam sobie, a jak mi będziesz zawracał
dupę, to cię zapierdolę
Rybak wrócił i mieszkał w domu po dziś dzień
KONIEC
Rozdział 19
Pierwszy raz w teatrze
Marek wstał tradycyjnie o czwartej i obudził Ankę
– Wstawaj łajzo – powiedział
– Już wstaję – odparła Ania – błebłe – dodała naśladując żula, za co Marek
przypierdolił jej w nos, łamiąc go
Marek chwilowo nie planował spożywać posiłku w postaci śniadania. Chciał jak
najszybciej dostać się do teatru.
– Szybciej się myj – zawołał w stronę swojej toważyszki
Gdy Ania umyła się i ubrała Marek obwieścił
– Idziemy szykbo do tego teatru kurwa
– Ale dlaczego tak wcześnie? – spytała senna Ania
– Żeby zdobyć skarb – odpowiedział i pierdolnął ją w twarz.
Bohaterowie wyszli z pokoju. Marek nie mógł się powstrzymać, żeby nie zepchnąć Anki
ze schodów. To przecież zawsze tak śmiesznie wygląda. Ania turlając się popbudziła
obsługę hotelu. Gonieni wyzwiskami udali się w stronę drzwi wyjściowych.
Po niedługim czasie stali przed teatrem
– No kurwa jebana – wrzasnął Marek – dlaczego otwierają dopiero o dziewiątej
– Może dlatego, że o piątej nad ranem normalni ludzie jeszcze śpią –
zasugerowała Ania
– Mówisz, że jestem nienormalny – zawarczał Marek i kopnął Anię w głowę
– Marku – odparła zdziwiona Ania wstając z chodnika – gdzie nauczyłeś się
tak wysoko kopać
– To dzięki tobie – odparł Marek i udał się w stronę „ U Staszka”.
Ania zaczerwieniona tym komplementem wstała i pobiegła za nim.
Gdy dotarli do „ U Staszka” i skonsumowali jabola (raczej Marek skonsumował) wrócili
do hotelu. Marek zamknął Anię w łaziencę, a sam połozył się spać, uprzednio nastawiając
budzik na godzinę ósmą trzydzieści.
Gdy wybiła już dana godzina Marek szybko poderwał się i obudził Anię śpiąca w wannie.
Pobiegli szybko do teatru. Marek otworzył drzwi kopniakiem i podleciał w stronę kas.
–
Dawać mi tu bileta na przedstawienie – krzyknął do kasjerki
–
A jakie przedstawienie
–
Jakie są – zapytał zniecierpliwiony Marek
–
Dzisiaj wystawiamy sztuki pod tytułem : Uzależnieni i Marek cesarz Rzymu.
– To dawać na tego Marka – zawołał usłyszawszy swoje imię z tak pięknym
tytułem.
–
A ile sztuk – zapytała raz jeszcze kasierka
–
Jedną – odpowiedział
–
Marku, a ja? Bardzo proszę – zapiszczała Ania
– Poczekaj, jeszcze dostaniesz za to piszczenie – powiedział – No dobra. Dwie
sztuki – powiedział kasjerce.
–
54,99 – podała cenę kobieta
–
Jebani naciągacze – zamruczał Marek i zapłacił.
Przedstawienie miało odbyć się o godzinie 12, więc mieli jeszcze trzy godziny wolnego
czasu. Poszli nad Wisłę.
–
Wiesz, co może oznaczać skrót „Rz” i „M” ? – zapytał Anię z nadzieją
–
Nie
–
Wiedziałem, kurwa wiedziałem – powiedział i zepchnął ją z ławki.
Czas zleciał im szybko. Około godziny 11 zmierzali do teatru. Gdy dotarli, okazali bilety i
zostali skierowani w odpowiedznie miejsca. Marek już zamierzał wyrzucić bilety, ale
dojrzał na nich skróty, Których rozwiązanie go trapiło od wczoraj. Podbiegł do
pracownika i zapytał:
–
Co oznaczają te skróty?
–
Oznaczają one miejsce i rząd, w którym dane miejsce się znajduje –
odpowiedział pracownik.
Zadowolony Marek wrócił na salę i zaczął szukać rzędu piętnastego, a w nim miejsca
dziewiątego. Okazało się, że na tym miejscu i zaraz obok siedziało starsze małżeństwo
– Przepraszam pana bardzo – powiedział niezwykle uprzejmie Marek – czy
mogliby się państwo zamienić z nami miejscami?
–
Nie – odpowiedział staruszek
–
Panie, wypierdalaj z tego miejsca – wykrzyknął Marek
Starszy pan przestraszył się, wziął swoją żonę i przenieśli się na miejsca zakupione przez
Marka. Bohaterzy tymczasem rzsiedli się na zdobytych miejscach. Marek zajął to
wspomniane w skazówce.
– Nic tu kurwa nie ma – powiedział do Anki po przeszukaniu krzesła
Przedstawienie się rozpoczęło. Po chwili uwagę publiczności przykuwał nie znany aktor,
lecz Marek próbujący rozwalić krzesło
– Kurwa jebana – wołał – muszę znaleźć ten jebany skarb
– Marku, ale chyba nie będzie go w krześle – powiedziała mu Ania, która zaczęła
objawiać przebyłyski rozumu.
– Gówno mnie to ochchodzi. I tak rozpierdolę to krzesło
Po pewnym czasie do Marka podbiegi ochroniarze.
– Proszę opuścić salę – powiedział jeden z nich
– Nigdzie nie idę kurwa – odpowiedział mu Marek wulgarnie kopiąc nogą w
podłogę
Nagle jedna z desek pękła i Marek wpadł jedną nogą do dziury.
–
Może tam będzie skarb – zawołał wyrywając się z uścisku ochroniarza.
Niestety. Nic tam niebyło, oprócz kartki, krtórą Marek zostawił. Podczas gdy ochroniarze
wynosili Marka, Ania korzystając ze swojego przebłysku podniosła kartkę i wybiegła za
Markiem.
Gdy znaleźli się poza budynkiem teatru Ania pokazała Markowi znalezioną kartkę.
– Patrz co znalazłam
– Ty mi rozkazujęsz? – zapytał i uderzył ją w szyję
Ania leżąc na ziemi wyciągnęła tylko bez słowa małą kartkę i podała Markowi. Wolała się
nie odzywać, by jej słowa nie zostały źle zinterpretowane.
– Co kurwa? – wrzasnął Marek – To jest jeszcze jedna zagadka ? – dodał i ze
złości kopnął leżącą na ziemi bezbronną Anię.
Marek otworzył kartkę i przeczytał co na niej pisze.
„To już będzie ostatnia wskazówka.
Jeśli tak nie będzie to możecie mnie zajebać
Skarb będzie ukryty pod znanym wieszczem
Jeżeli nie wiesz kto to, to jesteś leszczem
Musisz ods...”
Ostatnie słowa zagadki były zamazane, gdyż Anka naśladując Marka schowała zagadkę w
majtkach, a wiadomo, że one do najczystrzych nie należały, nie należą i nie będą należeć
(ba, nawet do najmniej czystych).
– No nie kurwa – wrzasnął Marek – musiałaś zasikać akurat najważniejsze
słowa w tej zjebanej zagadce.
Za karę kopnął wstającą z ziemi Ankę w plecy i wbił jej pietę w krocze.
Marek postanowił odpocząć następny dzień od poszukiwań.
Reszta dnia minęła im spokojnie (a raczej tylko Markowi). Marek kupił sobie spora
ilość jaboli, a Ani ogórka. Pod wieczór wszystkie butelki były opróżnione, więc Marek
zataczając się wrócił do hotelu. Ania szła za nim, bo wolała nie wchodzić w drogę
pijanemu Markowi. Jedak jej plan się nie udał. Nagle Marek odwrócił się, chwycił stojący
obok kosz na śmieci i rzucił nim w toważyszkę. Ania niczego się nie spodziewała, wię nie
zdążyła zrobić uniku i pod wpyłem uderzenia upadła na ziemię uderzajac głową o chodnik
– Co mnie obgadujesz – bełkął zły Marek
– Marku, ale ja nic nie mówiłam – powiedział Ania wstając z ulicy
– Kłąmiesz bura suko – odpowiedział jej i popchnął.
Ania upadła znowu, ale bardziej nieszczęśliwie, bo wpadła w wielką górę końskiego
gówna.
Gdy bohatery wróciły do hotela było już późno. Marek położył się od razu spać
zapominają zamknąć Ankę w kiblu. Ona sama korzystając z wolności podeszała do okna i
zaczęła się ślinić robiąc przy tym debilne miny. Nagle usłyszała głos z dołu
– Krewa – powiedział zanany nam bardzo osobnik – cóś na mie się zcharczyło
– To ja – zawołała do Miecia Anka – witaj kochany
– Zostaw mie w spokoju – powiedział normalnie Mietek – zawsze przez ciebiem
obrywom
– Przykro mi mój Mieczysławie – powiedziała smutno Ania – bardzo chciałabym
do ciebie zejść
Nagle Ania poczuła, że ktoś ją podnosi i usłyszała głos Marka
– Proszę bardzo – powiedział – pomogę ci zejść – dodał i wyrzucił ją przez okno.
– Ała – powiedziała Ania i stuknęła w stan kognitywny.
Mietek przeraził się tym widokiem. Nie tym, że Ania spadła z okna, lecz tym, że jak
Marek go dorwie, to lepiej nie mówić.
– Ciebie też dopadnę skurwielu – zawołał z okna Marek
– Mom nadyje, ży ni – powiedział uciekając Mietek.
Żulik wyczerpany ucieczką zasnął na swojej ulubionej ławeczce.
Tymczasem Ania po dziesięciu minutach nieobecności zapukała do pokoju. Marek
otworzył jej drzwi i wpechnął od razu do świeżo przygotowanej wody z gównem
– Dobranoc – powiedział i sam udał się spać.
Rozdział 20
Odpoczynek
Marek, wstał wcześniej, wszedł do łazienki i obudził kopniakiem Ankę
– Co jest? – zapytała piszcząc Anka
Marek pierdonlął ją po twarzy i odrzekł
– Idziemy odpocząć, dziwko
– Aha – odpowiedziała Anka
Ubrali się i wyszli, poszli do „Ministrerstwa śledzia i wódki”. Marek zamówił sobie 5
kolejek i śledzia, a Ance zamówił wodę mineralną
Niezaspokojony Marek, razem z towarzyszką poszli do „U Staszka”, Marek zakupił jabcok
i dał Ance łyka
(Sklep u Staszka)
– Dzięki Marku. Są jednak w Tobie jeszcze ludzkie uczucia
– Sugerujesz, że jestem nieludzki? – zapytał Marek, i urwał jej nos
– Ała Marku, to bolało, i to bardzo – powiedziała Anka
– Gówno mnie to obchodzi – powiedział i rzucił nosem o ziemię, zauważył to
pies, obwąchał nos i się na niego zesrał
– Idziemy – warknął Marek
Anka, popatrzyła się z tęsknotą, na swój nos. Nie wiedziała, czy go jeszcze
odzyska,
Poszli zobaczyć Barbakan. Aby dotrzeć do Barbakanu, musieli przejść pod
bramą Floriańską. Gdy mijali obraz, zza którego Marek wyciągał wskazówkę,
Anka potknęła się i walnęła i tak już zmasakrowaną twarzą w obraz
– AAAAAAAŁA – zdążyła powiedzieć
Gdy wstała, je twraz była odnowiona. Pojawił się nawet urwany nos. Nie było
widać nawet zadrapania
– Anka, nienormalnie wyglądasz
– Czyli jak? Mam wszystkie zęby, nos, uszy i ani jednego siniaka?-Powiedziała odważnie Ania, za co dostała w nową twarz
Następnie udali się na Barbakan. Gdy byli przy kasach biletowych Marek
zauważył ile kosztują bilety
– Pierdoleni naciągacze. Gówno im dam – powiedział i nasrał pod kasę
Ania i Marek zostali wyproszeni przez ochronę, Marek zajebał ochroniarzowi
gaz pieprzowy i 100 zyta
Gdy znaleźli się na Plantach, Marek postanowił sprawdzić czy gaz naprawdę
działa
– Aniu odwróć się – powiedział przymilnie Marek
– Już – powiedziała
Ania odwróciła się i dostała gazem prosto w oczy
– Ała Marku, to szczypie
– Czyli jednak działa – powiedział zadowolony Marek
Gdy Ania doszła do siebie, z małą pomocą Marka, który zanurzył jej twarz w
pobliskiej fontannie, poszli coś zjeść.
Tymczasem Mietek, śledził ich jak zwykle, ale kiedy zobaczył co Marek zrobił
Ance z gazem, oddalił się od naszych bohaterów, i poszedł do „U Staszka” po
jabola. W ramach promocji, Staszek jako stałemu klientowi, dał mu drugi
jabcok gratis.
– Dynkuje Taszku – bełkotnął wesoło Mietek
– Proszę Mieciu – odpowiedział Staszek – u mnie zawsze możesz liczyć na
korzystne promocje
Mietek poszedł pod drzewo i się znietrzeźwił tak, że zesikał, zesrał się w majtki
i zasnął
Tymczasem nasi bohaterowie, zastanawiali gdzie udać się na obiad
– Marku, Marku gdzie idziemy? - pisnęła Anka, za co oberwała w splot
słoneczny
– No nie wiem
Rozejrzał się i zobaczył ogromny napis „Pizza Hut”, może tam wskazał
budynek, przez przypadek wsadzając Ance palec w oko
– Ała – powiedziała Ania
Weszli do budynku
– Halo, Halo kurwa, chcemy coś zjeść – krzyknął Marek
– Proszę poczekać – powiedziała kelnerka – zaraz zwolni się stolik
Marek zauważył, że wśród przypraw stojących obok Anki znajduje się chili
– Zjedz to, to dobrze robi na cerę – powiedział Marek do Ani
Anka posłusznie zjadła cały pojemnik chili i po chwili zrobiła się czerwona
– Piecze w język – powiedział z wyrzutem
– Wypali w Tobie wszystkie bakterie, a dużo tego jest – odparł Marek
Wreszcie zwolnił się stolik, Ania i Marek usiedli. Kelner przyszedł przyjąć
zamówienie
– Poproszę pizze i jabola – powiedział Marek
– Niestety nie ma u nas czegoś takiego
– To pizze i butelkę wina – warknął Marek
– Jaką pizzę? – zapytał kelner?
– Gównojaką, byle by dużą bo żreć chce.
– No dobrze, będzie za piętnaście minut
– Ja chce kurwa teraz – powiedział do odchodzącemu kelnerowi, jednak ten go
nie usłyszał
Po 15 minutach Anka jadła swoje 1,5 kawałka, i popijała szklanką najtańszej
wody, Marek zaś zjadł pozostałe 6 i pół kawałka i wypił całe wino. Zapłacili i
zmierzali do wyjścia
Anka, wychodząc narzygała na dywan, za co dostała w ryj od Marka
Tymczasem Mietek obudził się z alkoholowego snu.
– Błebłebłe – ziewnął i zobaczył naszych bohaterów, zmierzających do „U
Staszka”. Po chwili wyszli z dwoma butelkami jabcoka
– Pośledzę ich – pomyślał Mieciu i nagle poczuł smród
– Marku, Marku – pisnęła Ania – jak dobrze zrobił tą promocję i dał nam dwa
wina w cenie jednego
– I tak nie dostaniesz – warknął Marek i uderzył ją w głowę pustą już butelką
Mieciu, jak sobie obiecał tak uczynił i nie interweniował, obawiając się Marka
Nasi, bohaterowie, z braku innych czynności, wrócili do domu. Marek pozwolił
oglądać Ance telewizję. Właśnie leciał jego ulubiony program o
średniowiecznych torturach
– Trzeba to będzie wypróbować – mruknął Marek
Anka przeraziła, się. Wiedziała że Marek nie rzuca słów na wiatr. Nagle straciła
przytomność.
Obudziła się przywiązana za ręce do sufitu w łazience
– Ała – powiedziała
Marek potraktował tymczasem Ankę jak piniatę, bijąc ją znalezionym
metalowym prętem. Marek nie bił jej w twarz, bo postanowił że rozwali jej
twarz, jak znajdą skarb.
Po chwili, Markowi znudziło się torturowanie, Anki, rozwiązał ją, a ona spadła
do wanny z gównem.
Potem pośiniacząna i capiąca gównem poszła z Markiem na kolację.
Gdy wrócili do apartamentu i Marek wrzucił Ankę do łazienki, a sam dokonał
ipsacji i poszedł spać.
Rozdział 21
Coraz bliżej skarbu...
Marek gdy wstał zaczął analizować wskazówkę.
– No i kurwa nie wiem o kogo chodzi – krzyknął poirytowany Marek – i do
tego ten skurwiel nazywa mnie leszczem – dodał obrażając autora zagadki – kto
to jest wieszcz
– Świerszcz? – zapytała Anka wyglądając z łazienki.
Było to złe posunięcie, bo Marek wziął wazon ze stolika i rzucił nim w Ankę. Miała
szczęście, że trafił.
– Ty jesteś kurwa świerszcz – zawołał
– Oj Marku, po prostu się przesłyszałam
– Nie dość, że głupia, to jeszcze głucha – mruknął – Do łazienki się myć – krzyknął
do Anki.
Zły Marek zszedł z Anką na śniadanie. Przez cały czas spożywania posiłku milczał. Tylko
raz powiedział wulgarne słowo w stronę kucharek i udeżył Ankę.
Po zakończonym posiłku Marek postanowił udać się do swojego ulubionego sklepu
z zaopatrzeniem Po drodze postanowił zapytać jakiegoś przechodnia, kto to jest wieszcz.
Było to zadaniem trudnym, ze względu na porywczy charakter Marka. Po pewnym czasie
Marek znalazł chętnego do rozmowy gościa.
– Wiesz co to jest wieszcz? – zapytał go
– Wiem – odpowiedział mężczyzna
– To powiedz kurwa, szybciej – wrzasnął na przechodnia
– Wieszcz to taki poeta – powiedział Markowi w skrócie przechodzień
– A jest w Krakowie jakiś pomnik wieszcza – zapytał Marek
– Jest. Na rynku
Marek uradowany opuścił przechodnia. Wkroczył dumnie do „ U Staszka” i zamówił 4
jabole. Sam wypił trzy, a Ance z radości dał jednego.
Gdy piła postanowił zrobić jej kawał i wepchnął szyjkę butelki do jej gardła.
Gdy Ania wyciągnęła butelkę z gardła zapytała Marka.
– Dlaczego to zrobiłeś. To mnie bolało
– Zrobiłem to dlatego, że jestem radosny
Gdy Marek zakończył rozmowę, wziął Ankę za włosy i poszedł na rynek pod pomnik
Mickiewicza.
– A więc to tu jest mój skarb – powiedział Marek stojąc przed pomnikiem
Gdy pooglądał ten zabytek postanowił sprawdzić, czy jest w nim jakieś wejście. W tym
celu wszedł na pomnik i zaczął go kopać z każdej strony. Szukał tak z pół godziny.
Wszedł nawet na głowę poety, skąd musiała sciągać go policja.
Poszukiwaniom Marka przypatrywał się Mietek ukryty w tłumie japońców.
– Nic kurwa, nic – krzyczał zły Marek – tak blisko, a zarazem tak daleko
Ania nie dozywała się. Wiedziała, że tak będzie lepiej. Bała się po prostu, że Marek da
upust swojej agresji na niej. Nic to jednak nie pomogło, bo Marek zobaczywszy ją
postanowił się wyładować i zmasakrował jej prawie nową twarz.
– I co zrobiłeś – pisnęła Ania zła na Marka
– Ty dziwko zjebana w morde kopana – powiedział i kopną ją raz jeszcze w twarz,
powodując, że okreslenie opisujące Ankę stało się prawdziwsze – nie będziesz na Mnie
krzyczeć.
Marek po wyżyciu się na Ance udał się ponownie do „U Staszka”. Wypił tam kolejne
jabole.
Po skonsumowaniu trunków Marek powrócił do hotelu na obiad. Razem z nim wróciła
Ania.
– Kurwa – powiedział Marek – ten jebany obiad jest jak zawsze jebany
– Oj Marku, przesadzasz – powiedziała Ania
Marek niezadowolony jej odpowiedzią wsadził jej głowę do tależa z zupą i wtarł jej w
głowę ziemniaki.
– Żryj teraz ten swój pyszny obiad – powiedział i nalał jej do uszu kompotu.
Po skończonym obiadku Marek zaprowadził Anię do kibla, aby się umyła, bo jak zwylke
żarła jak świnia, i nawet we włosach miała ziemniaki.
– Ty zawsze przynosisz mi wstyd – powiedział Marek – Umiesz ty jeść normalnie?
Nawet we włosach masz ziemniaki, a z uszu wycieka ci kompot
Ania przemilczała te kałmliwe słowa.
Gdy już się umyła była godzina 20. Tak, tak. Ania myła się przez 6 godzin, gdyż za
każdym umyciem Marek wrzucał ją ze złości do wannny z gównem.
– No. Teraz możemy iść jesze raz zadać pomnik – powiedział Marek patrząc
przez okno.
Było już ciemno. Marek udał się znów na rynek.
– No – powiedział rozglądając się – jest mało ludzi i mogę spokojnie spenetrować
ten pomnik – dodał i wskoczył na wieszcza.
I po godzinie efekt był ten sam jak przedtem. Będąc jeszcze na pomniku Marek zeskoczył
prosto na Ankę. Efekt mógł być tylko jeden. Ania została wbita w płytę rynku,
– Ała- powiedziała, gdy obudziła się ze stanu kognitywnego – bolało. Nawet bardzo
– I dobrze – powiedział Marek – ciesz się , że jeszcze zyjesz
Ania przemyślała sobie słowa Marka i postanowiła cieszyć się każdą chwilą życia, gdyż
przy Marku nie będzie mogła być pewna, czy dożyje każdej nowej minuty.
Marek, gdy wyżył się już na Ance oparł się ze zmęczenia o słupek stojący obok pomnika.
Wtem zdażyło się cos nieoczekiwanego. Słupek odsunął się i Marek znalazł się na ziemi
– spotkała go kara za moje nieszczęścia – pomyślała Ania
Marek, gdy się podniósł z ziemi podszedł do Anki i wpakował jej pięść pod żeberka.
– To za myślenie złych rzeczy o mnie
Ania się przeraziła. Pomyślała, że teraz nie będzie mogła nawet spokojnie myśleć (co i tak
się jej nie zdarzało).
Gdy Marek odwrócił się od Anki zauważył dziurę, która była w miejscu, gdzie przedtem
zajdowała się kamienna płyta. Marek podszedł do niej i pomyślał, że tam może być zejście
do skarbu. Nie był tego jedank pewien.
– Aniu – zawołał Marek – chodź tu na chwilę
Ania podeszła do dziury i popatrzyał się na nią
– Co to jest Marku – zapytała
Marek nie odpowiedział na jej pytanie. Wepchnał ją tylko do tej dziury. Po chwili usłyszał
z dołu plaśnięcie
– Żyjesz ? – zapytał czule Marek
Przez chwilę nic mu nie odpowiedziało, więc Marek pomyślał, że Ania już nie żyje. Nagle
jego radość przerwał głos Ani
– Nic mi nie jest Marku – powiedziała słabym głosem
– Widzisz coś ?– zapytał zły, że Ania jednak żyje
– Dużo różnych rzeczy widzę
Marka ogarnęła euforia. Znalazł wreszcie skarb. Nie zastanawiając się wskoczył w dziurę.
– Ała – powiedziała Anka, gdyż Marek spadł na nią
Marek wstał z Anki i podleciał w głąb podziemnej komnaty, w której się znajdowali
– O Kurwa jebana popierdolona zasrana pojebana – nie mógł wyrazić swojej
radości Marek, gdyż zobaczył całą masę skarbów. Były tam złote monety w parunastu
skrzyniach, zaginione korony królów polskich a nawet dwa nagie miecze spod Grunwaldu.
Prawdopodobnie skarby te ukrył ktoś podczas zaborów.
Ania podleciała też do skarbów
– Marek – zapiszczała za co dostała od Marka skrzynią ze złotymi monetami w
głowę.
Gdy obudziłą się postanowiła nie wyrażać zachwytu, tylko zaczęła przymierzać korony.
Na pewno królowie patrząc z zaświatów na tę haniebną czynność Anki byli
niezadowoleni, że ich własność rusza jakaś brzydka menelica.
Marek wziął do ręki jeden z wielu mieczy leżących przy skarbach. Chciał skorzystać z
okazji, że Anka stoi tyłem. Podszedł do niej, i już miał się zamachnąć na nią, gdy się nagle
odwróciła. Przez ten niefortunny zbieg okoliczności Ania straciła ucho.
– Ała – powiedziała Ania niezadowolaona z takiego obrotu sytuacji.
Marek nic nie powiedział. Był zły, gdyż zmarnował okazję na pozbycie się piskadła.
–
I co zrobimy z tym skarbem – zapytała Ania
–
Nic – powiedział Marek – Tylko my wiemy o tej komnacie. Będziemy tu
wracali i podbierali sobie skarbu i sprzedawali do lombardu.
Marek nie wiedział jednak, ze nie tylko oni wiedzą o istnieniu podziemnej komnaty.
Mietek także o niej wiedział. Gdy Marek wskoczył do dziury Mietek po chwili uczynił to
samo i schował się potem za jednym z wielu filarów. Jednak przed akcją wypił za dużo, co
spowodowało, że stracił równowagę i wypadł zza filara. Zobaczył to Marek
– To ten menel – warknął w stronę Mietka Marek – zaraz zrobię Ci z twarzy gówno
Marek, dotrzymał obietnicy, i zrobił z twarzy gówno. Ance również się dostało się w splot
słoneczny, za współpracę z Mietkiem. Marek znalazł linę, i związał Mietka, jednak nie
zrobił tego dokładnie.
Po związaniu Mietka, Marek i Anka wyszli z jamy. Marek zajebał jeszcze Ance i usiadł na
pobliskiej ławce zasuwając uprzednio płytę.
– No i kurwa ten jebany menel zawsze musi mi przeszkodzić – zawył – poczekam
jakiś tydzień, aż skurwiel umże z głodu, i wtedy opierdolę tę komnatę ze skarbów.
Nagle w Marku obudził się duch patryjotyzmu. Bez słowa wstał z ławki i poleciał czym
prędzej na Wawel. Ania biegła za nim.
Powrócimy na chwilę do Mietka.
Po wyjściu naszych przyjaciół Mietek oswobodził się z więzów i podzszedł do skarbów.
– O kerwa – zawołał – nigdym ne werzył, iż zdobynde skorb – powiedział i zaczął
napychać kieszenie złotymi monetami. Upchał tak z pół kilograma.
– Chwylowo storczy – bęłknął wesoło – jak bynde chcioł to tu wroce i wyzme
wincyj.
Mietek chciał już opuścić pomieszczenie, ale niegdzie nie mógł znaleźć wyjścia. Po paru
minutach poszukiwania opusciła go nadzieja. Usiadł i gorzko zapłakał
– I do tygo doprowydziła mię moja zachłannyść – powiedział
Była godzina 22 kiedy Marek stanął przed zamkniętą bramą wjazdową na wzgórze.
– Wyłaź pan Panie dyrektor – zawołał z całych sił Marek – szybko kurwa!
– zamknij się Menelu – powiedział ochroniarz wychodząc ze swojej kantyny
– Wołajcie mi tu zaraz dyrektora. Skarb cenny znalazłem
– Pewnie – powiedział ochroniarz i zaczął się śmiać
Marek nie wytrzymał i złapał ochroniarza za poły kurtki,
– Wołąj mi tu kurwa dyrektora – wycedził przez zęby
Mężczyzna zrozumiał, że to nie żarty i pobiegł po kustosza zamkowego.
– Co się dzieje – zapytał kustosz
– Panie kierownik. Skarb odkryłem. Pod pomnikiem tego no świerszcza na rynku.
– Chyba wieszcza
– Jeden chuj – powiedział Marek, chwycił dyrektora za krawat i wyciągnął zza
bramy
Po krótkiej chwili Marek, Dyrektor i grupa archeologów biegła na rynek. Za nimi biegła
też Ania.
Gdy dotarli na rynek Marek odsunął słupek i otworzyła się płyta. Mietek, który siedział na
skrzynce z monetami usłyszał trzask otwierającej się płyty.
– Jetym urtowany – bęłknął pod nosem i schował się za filarem.
Po chwili do komnaty wskoczył dyrektor, a za nim Marek, a po nim archeolodzy. Dopiero
na końcu do komnaty z plaskiem wpadła Ania
– Ile tu skarbów – powiedział kustosz – i są nawet zaginione regalia królewskie
Dyrektor i archeolodzy wzieli się do przeglądania zabytków, a Marek korzystając z ich
nieuwagi wziął trochę złotych monet. Mietek tymczasem przez nikogo nie zauważony
wyszedł z komnaty i uciekł pod swoją ławeczkę.
Archeolodzy po paru chwilach zadzwonili po samochody, aby wszystkie te skarby
przewieźć na zamek.
Do Marka i Ani podszedł kustosz
– Dziękuję wam bardzo – powiedział – przyczyniliście się do wzrostu zabytków w
polsce
– A będziemy coś z tego mieli – zapytał Marek
– Pierdoleni materialiści – powiedział pod nosem kustosz – Oczywiście. Nagroda
was nie minie – powiedział tym razem na głos – a poza tym dobrze, że nie
powiadomiliście tych z narodowego, tylko nas.
– A gdzie jest muzeum narodowe? – zapytał Marek
– A tu zaraz, na rynku
– kurwa, leciałem na ten Wawel jak pojebany, a miałem inne muzeum pod ręką.
Marek wyszedł na płytę rynku, a za nim wygramoliła się Ania. Marek usiadł na ławce,
która stała obok
– I co ja kurwa zrobiłem – zawołał z jękiem – zmarnowałem skarb na jakieś jebane
muzeum
– Oj Marku, nie martw się – próbowała pocieszyć go Ania – dostaniesz za to jakąś
nagrodę
Marek popatrzył na Anię z obrzydzeniem i uderzył ją w twarz. Musiał się przecież jakoś
wyżyć.
Gdy Ania podniosła się z ziemi wrócili do hotelu. Marek był zły. Stracił tyle forsy, za
które mógł kupić w chuj jaboli. Zamknął Anię w łazience i sam udał się spać.
Tymczasem bibosz kładł się spać na swojej ławeczce zaopatrzony sporą ilością jaboli i
zagryzki. Z worka leżącego pod głową dobiegał tylko zgrzyt monet.
– Jake to życie est piekne – westchnął, uchylił z flaszki i zasnął.
Rozdział 21
Pożegnanie z Krakowem
Marek wstał o 4. Po całonocnym martatonie tortur Anki zdążył już się pogodzić z
tym, że cały skarb przepadł w chuj.
Wszedł do łazienki, utopił Ankę w gównie i oddał na nią mocz.
– Co jest – pisnęła Anka, za co Marek chwycił ją i wyrzucił przez okno
Marek zszedł na śniadanie. Anka dołączyła do niego potem
– Co się tak szlajasz? – Zapytał Marek i rozbił jej talerz na głowie. Był wyraźnie
pod wpływem
– Wstawałam z ulicy – pisnęła Anka. Było już jej wszystko jedno co Marek zrobi.
Była przygotowana.
Marek, nie zareagował. Wyraźnie o czymś myślał. Anka była zaskoczona
– Marku, nie uderzyłeś mnie za piszczenie – powiedziała
– A tak, zapomniałem, przepraszam – powiedział i ją pobił
– Ehh – westchnęła Anka, kiedy otrząsnęła się po uderzeniu – ale jestem głupia –
dodała
– Potwierdzam. Głupszej istoty na ziemi na pewno nie ma, oprócz tego
śmierdzącego menela – powiedział Marek zamyślony
– Nad czym myślisz Marku – zapytała po chwili przymilnie Anka
– Jak najlepiej pozbyć się zwłok – odpowiedział Marek
– Jakich zwłok? – Anka przeraziła się nie na żarty
– Twoich, jak będzie już po fakcie – powiedział Marek
– Aha – odpowiedziała Anka i zamilkła (szkoda, że nie na wieki)
Nasi bohaterowie postanowili pożegnać się z Krakowem, mimo że zostało, koło 3
tygodni do końca pobytu ufundowanego prz gazetę. Marek miał już w dupie całe to
miasto, i chciał wracać do Radomia.
– Jutro wyjeżdżamy – rzucił do recepcjonistki Marek
– Moje modlitwy zostały wysłuchane – mruknęła recepcjonistka i zwróciła oczy
ku niebu – św Janie Kanty dzięki Ci
Poszli pospacerować. Na sam początek udali się do „U Staszka”
– Staszku – powiedział Marek ze łzami w oczach – jutro wyjeżdżamy, będzie
nam Ciebie szkoda
– Mi też, stracę najlepszych klientów – powiedział Staszek, i łzy popłyneły z jego
oczu
Przytulili się po przyjacielsku. Anka stała jak wryta
– Dzięki Stachu! – powiedział Marek – z wzajemnością wpadniemy jeszcze
wieczorem po zapas jaboli
– Jak przyjdziecie dostaniecie ode mnie prezent – mrugnął do Marka
Wyszli ze sklepu
– Ty płakałeś? – zapytała ze zdziwieniem Anka
– A co nie mogę – warknął Marek i uderzył ją w splot słoneczny – nie martw się
na Twoim pogrzebie nie będę płakał
Następnie udali się do lombardu, gdzie Marek chciał opylić złote monety, które
podpierdolił gdy nikt nie widział
– Panie to mi wygląda na szemrany towar – powiedział gość z lombardu
– Wpierdolić Panu? To są prawdziwe złote monety, nigdzie Pan takich nie
dostaniesz, a kutasy z muzeum powiedziały, że im to nie potrzebne bo mają dużo
skarbów
– A co będzie jak policja mnie spyta, skąd te monety? – zapytał facet
– Nie wiem, nazmyślaj Pan coś – powiedział Marek – ale jak mnie Pan wydasz –
warknął – to z Pana lombardu zostanie gówno
– No dobrze – facet przyjął monety i dał Markowi 5 000 zł
– No, kurwa, to rozumiem – powiedział Marek
– Marku, Marku – pisnęła Ania gdy wyszli – zobacz ile mamy pieniędzy
– My? – zapytał i pierdolnął ją w twarz – to za piszczenie i dobieranie się do
mojej kasy.
Marek schował pieniądze w bezpiecznym miejscu. Następnie udali się na Wawel.
Gdy zwiedzali podbiegł do nich zdyszany kustosz z walizką
– Co dziadu? – zapytał Marek kustosza
– To jest nagroda dla was, 15 000 złotych w tej walizce i podziękowania od
prezydenta – i wręczył Markowi teczkę ignorując jego odzywkę
– Dzięki, a teraz spierdalaj – powiedział Marek
– Młody człowieku, troche szacunku – powiedział kustosz i się oddalił
Marek wyjął kasę z bezpiecznego miejsca i umieścił w teczce
– No teraz jestem bogaty – powiedział Marek
Poszli ostatni raz zobaczyć katedrę. Marek usiadł w ławce, a Anka tępo się śliniąc
okrążała kościół. Jedanak nastąpił wypadek, w wyniku którego twarz Anki zetknęła
się ze relikwiami św Stanisława, co sprawiło, że jej ciało wyzdrowiało.
Anka upadła na kolana chcąc podziękować świętemu, jednak straciła równowagę i
się przewróciła.
Jej zachowanie zadecydowało o tym, że obaj z Markiem zostali wyrzuceni z
katedry, gdyż strażnicy myśleli, że jest nietrzeżwa. Kiedy znaleźli się poza katerdą
Marek wpierdolił Ance.
Tymczasem Mietek, obudził się i zradością stwierdził, że nie został ojebany z kasy
– Błebłe – ziewnął radośnie – czys rozpycząc nowy dzinek
Mietek udał się do Lombardu
– Bry – bęłknął – chcym wyminic walute
– To lombard, a nie punkt wymiany walut śmierdzielu – warknął gość z lombardu
Mietek dał lomardziście połowę złotych monet, gdyż uznał, że musi zostawić coś na
czarną godzinę.
– Ehh, kolejny od którego muzeum nie chciało skarbu? Powiedział wydając 5 000
– Skąd Pyn wi – zapytał Mietek – i pan luzjonistą?
– Tak – odpowiedział wkurwiony lombardzista
– A ja byem w MO – dodał Mietek i wyszedł.
Gdy przechodził obok Wawelu, zauważył że Marek i Ania idą (tj Marek ciągnie
Anie za nogę) i mówi do niej:
– Dobrze, że za ten skarb chociaż dostaliśmy coś z muzeum
Mietek udał się więc również na Wawel
– Czego chcesz śmierdzielu – zapytał ochroniarz
– Chcym się widzież z dyrukturem – powiedział Mietek
– A co, chcesz uraczyć go swoim smrodem? – zaśmiał się ochroniarz
– Ny, to spruwa wygi kruju – bełkotnął Mietek
– Idź się najpier umyj – powiedział ochroniarz
– Chym si widzi z dyrykturem albo zycznym pirdzieć – zagroził bibosz
– No dobrze – powiedział i odszedł
Po chwili wrócił z dyrektorem
– Pynie dyrykturze, Pynie dyrykturze, nych Pyn pyczy co mam – powiedział i
pokazał dyrektorowi złote monety.
– Kolejny, menel-archeolog – mruknął pod nosem dyrektor – no dobrze, dostaniesz
Pan coś za to
Poszedł gdzieś i po chwili wrócił, z 5 000 zł w kopercie
– Dam Ci to tylko dlatego, że nie mogę myśleć że przepijesz polskie zabytki, ale
zanim Ci to dam, to gdzie to znalazłeś?
– Ny wi, byem zbit pjany y nyc ni pymietam – powiedział Mietek
– To w waszym środowisku normalne – odparł dyrektor
Gdy Mietek wyszedł z Wawelu i przeliczył pieniądzę dosłownie zesrał się ze
szczęścia (i puścił pawia). Wrócił na swoją ławeczkę
–
Wryscie stem bogyty – bełknął i zasnął
Ania i Marek wrócili do swojego pokoju hotelowego i zaczeli się pakować.
–
Anka – warknął Marek – nie rozumiem dlaczego zapakowałaś tyle tej
bielizny, jak i tak ciągle chodzisz w jednych obsranych majtach.
–
Marku – pisnęła Ania, za co oberwała w splot słoneczny – dlaczego Ci to
przeszkadza? – wydyszała z trudem
–
Bo by się więcej jaboli zmieściło – a tak głupia suko, musimy wozić twoje
majty
Marek podszedł do okna, i wyrzucił przezeń zawartość torby Anki
– Teraz lepiej – powiedział
– Marku! To co zrobiłeś było ochydne – powiedziała Ania
– Milcz kurwo – powiedział i wyrzucił ją w ślad bielizny za okno
– Idziemy do kapucynów – powiedział Marek, gdy Anka wróciła – chce
podziękować Bogu za znalezeinie skarbu!
– I może się wyspowiadasz – powiedziała Ania
– Z czego? Jestem czysty jak łza – powiedział i pierdolnął ją w twarz
Poszli do reformatów. Marek siedział w ławce, i pociągał z piersiówki, a Anka tępo
okrążała wnętrze, co było w jej zwyczaju. Marek podłożył Ance nogę, a ta uderzyła
głową o posadzkę. Chcieli podziękować zakonnikowi który ich wpuścił do krypt,
ale właśnie gotował obiad.
Na obiad udali się do ekskluzywnej restauracji. Marek zamówił sobię zestaw
obiadowy i najdroższe wino, a Ance, najtańszy zestaw dziecięcy.
– Dziękuje za obiad Marku – powiedziała Ania
– Za to spędzisz w gównie całe popołudnie – powiedział
Wrócili do hotelu. Marek usadowił Ankę w gównie, a sam do późna oglądał
telewizję, wyzywając prezydenta, premiera i polityków od skurwieli.
Mietek tymczasem, leżał znietrzeźwiały
– Moem, zyczne nywe zcie? Znyjde pryce i bydem si myc cydziennie? No
przysydziłem, ny codziennie. – wygłaszał monolog Mietek
– I pyjde na tyrapie alkoholową no nie, tyk to sy ni poświęce
Mietek, zamknął oczy wyobrażając sobie swoje przyszłe życie. Stado cukrówek
nasrało na niego.
– Kochem was srajtuchy – wyszeptał jeszcze i zasnął.
Nad ranem o 4, nasze menele, wstały. Marek ostatni raz podtopił Ankę w gównie, i
dodatkowo nasikał na nią. Potem zeszli, zjedli śniadanie. Marek krzyknął
wyprowadzamy się.
– To świetnie – powiedziała recepcjonistka!
Udali się do „U Staszka”
– Stachu, mam dla Ciebie prezent – powiedział i wręczył mu pozłacany otwieracz
do butelek z wygrawerowanym napisem : „Dla kochanego Staszka”
– Dzięki, Marku – powiedział Staszek – ja też mam prezent. Dwa jabole na koszt
firmy
Marek dokupił jeszcze jaboli na drogę, wypił jednego i rozbił butelkę na głowie
Anki. Zauważyli znietrzeżwiałego Mietka
– Idź się pożegnaj powiedział Marek i kopnął ją w jego stronę.
Anka podeszła do Mietka
– Czygo chcesz krewa?
– Chciałam się pożegnać
– Spirdalaj menelico, albo Cię bnę! – bełknął, i rzucił butelką w Ankę
– Będę tęsknić – powiedziała Ania
– A ja ni – powiedział Mieteki łyknął z butelki
– Mam nadzieję że się kiedyś spotkamy – powiedziała Ania
– Bryń byże – powiedział i się na nią zrzygał – pryndzej ymrę.
Ania wróciła do Marka
– Mam pamiątke od niego – poweidziała i pokazała rany odniesione po uderzeniu
butelką i rzygi we włosach
– Ale jesteś popierdolona – zaśmiał się Marek i ją pobił
Udali się na dworzec.
– Wrysci mym spokuj – cieszył się Mietek na swojej ławce – tyn menel i jego
towarzyszka yż mi ni będą przeszkadzać
Ania i Marek odjechali autobusem do Wieliczki (Anka jechała w bagażu).
Tak minęły naszym bohaterom wakacje w Krakowie
Rozdział 22
Czyli epilog
Był ciepły letni dzień. Marek i Ania siedzieli na werandzie domu kempingowego w
Wieliczce, pili habole (tylko Marek)
– Anka. Nie nudzi ci się? – Zapytał Marek, głosem menela
– No, trochę – wybełkotała.
I zataczając się w upale szli wolno do domu. Na stole leżał list , Marek otworzył go i
przeczytał. Po chwili wykrzyknął
– Anka, patrz, te skurwiele z skarbówki znów się do nas doczepili !
I popatrzyła się w list.
– Tobie do reszty odjebało – pisnęła Ania. Po 10 minutach, gdy się ocknęła (po
uderzeniu Marka) dodała – to list z tej redakcji co napisałeś do niej po pijaku
artykuł, który się im spodobał.
List brzmiał następująco:
‘’ Z przyjemnością informujemy że wygrali państwo 6 tygodniową
wycieczkę do...”
I TO KONIEC KURWA.
Żartowałem kurwa będą następne części już niedługo